K74 29.12.2005 13:25 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Grudnia 2005 Witam,od kilku miesięcy przeglądam sobie forum, czasami coś napiszę (mam nadzieję, że w większości sensownie i na temat), ale dopiero teraz odkryłam "całą prawdę o dziennikach budowy". Siedzę i czytam, pochłaniam jeden za drugim. Dzieci biegają samopas, Mąż głodny, pranie zaśmierduje się w pralce, a ja... czytam.Aż tu nagle Mąż zagląda przez ramię i pyta, czy my też będziemy pisać taki dziennik. Czemu nie ?Przecież to budowanie, to bardzo fajna sprawa jest, no nie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 29.12.2005 14:02 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Grudnia 2005 Zaczęło się prawie 2 lata temu, kiedy to znany nam już (mnie i Mężowi) lekarz-ginekolog stwierdził, że zostaniemy rodzicami. Poprzednim razem, kiedy to mówił, miał rację, to i teraz uwierzyliśmy na słowo (zobaczyliśmy dopiero po kilku miesiącach). Wiadomość wspaniała, nasz wkład w zachowanie gatunku uwieńczony sukcesem (media straszą niskim przyrostem naturalnym). A bardziej prozaicznie: pojawiła się kolejna para rąk do pracy na naszą emeryturę (i tu znów wpływ radia, bo telewizora nie mamy). Rączki narazie malutkie, ale jaki dobrobyt zapewnią na starość matce i ojcu . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 29.12.2005 14:12 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Grudnia 2005 Tylko nasze 47 kwadratowych metrów zrobiło się nagle jeszcze mniejsze. No bo gdzie wstawimy drugie łóżeczko?Zaczęło się nieśmiałe przeglądanie ogłoszeń prasowych. Ja chciałam działkę i bu-do-wać!Mąż chciał stary, skromny domek i re-mon-to-wać!Czasu było niewiele, oferta działek w przystępnej cenie - żadna, ja myślami bardziej w sklepie z kaftanikami niż u notariusza i stanęło na Mężowym. Kupiliśmy domek śliczny, wyremontowany, z dużą działką, daleko od zgiełku miasta, raj dla dzieci, tylko się wprowadzać i mieszkać.Mieszkaliśmy 4 (słownie: cztery) miesiące. Nie wiem, czy martwa natura ma uczucia, ale dom nas wyraźnie nie lubił. Wydarzyło się w nim przez tych kilka miesięcy tyle złych rzeczy, że na całe życie by wystarczyło. Kiedy spadł nam na głowę sufit (dosłownie), podjęliśmy decyzję o sprzedaży. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 29.12.2005 14:31 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Grudnia 2005 Kiedy tylko przestaliśmy być właścicielami domku (powinnam chyba napisać domiska ), zaczęliśmy się rozglądać za działką budowlaną. Czyli ostatecznie stanęło na moim: będziemy bu-do-wać! Ustaliliśmy listę życzeń: 1. ma być w mieście (poprzednie urocze oddalenie od cywilizacji dało nam się mocno we znaki) 2. uzbrojona (czytałam już wtedy forum) 3. z wjazdem od północy lub wschodu (j.w.) 4. duża (lubię grzebać w ziemi, bo z urodzenia jestem wieśniaczką) 5. mieć COŚ (bo i już) ... i w teren. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 29.12.2005 20:51 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Grudnia 2005 Mąż się bardzo zaangażował w temacie dziennika i zrobił mi takie fajne linki w podpisie, bo ja w sprawach komputerowych to raczej nie "ten teges" I tak nas wzięło na wspominki, i na wstępie się okazało, że trochę nakłamałam, bo to było prawie 3 lata temu, a nie 2 (jak te dzieci szybko rosną ). Dla zainteresowanych i tych, co chcą stary dom kupić, zrobię teraz małą wycieczkę w przeszłość i streszczę po krótce nasze przygody z domiskiem. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 29.12.2005 21:40 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Grudnia 2005 Na samym wstępie zdechł nam pies. Był niezupełnie nasz, tylko kupiony razem z domem. Poprzedni właściciel chciał go uśpić, stary był i schorowany (pies znaczy, nie właściciel, chociaż właściwie, to nie wiem, który z nich bardziej). No i ten pies wyzionął ducha kilka dni po przekazaniu kluczy - jeszcze nie zdążyliśmy się wprowadzić. Potem kuchnia. Dwa i pół miesiąca opóźnienia w dostawie i montażu mebli (niech diabli wezmą BRW). Przez ten czas przy dwójce małych dzieci gary myłam w brodziku - oczywiście szambo co tydzień przepełnione. Ale Pan-Od-Szamba - bardzo sympatyczny. I to mycie wyszło mi bokiem, a raczej plamami na dłoniach. Nie wiem, co za świństwo płynęło w rurach zamiast wody (a woda z wodociągu była). Potem przyszła wiosna, zaczęło się robić ciepło i zamarzyło mi się wyjść z dziećmi do ogródka, ale jak pech to pech - wiosna na wsi (kto był ten wie) nie pachnie zachęcająco, a u nas wkoło same pola i się rolnicy okoliczni wzięli za użyźnianie. Tydzień siedzenia w szczelnie pozamykanym domu - odświerzeacz powietrza o zapachu zielonego jabłuszka do końca życia będzie mi się kojarzył z kurzym nawozem. Jak już się odsmrodziło, to wzięliśmy się za porządki w ogrodzie. Pisałam już, że ogród był duży, to jeszcze dopiszę, że pełno wszelakiego żelastwa się w nim walało (nieźle zarobiliśmy na złomie ). I jakieś przerdzewiałe ustrojstwo się ułamało i Małżonek zarobił w głowę kawałkiem starego resora. Krew się lała (facet to jest), trzeba było na pogotowie - przeżył i ma się dobrze. Jak już ten ogród odgruzowaliśmy (odzłomiliśmy) to przyszedł kwiecień. Piękny miesiąc. Kupiliśmy kosiarkę (bardzo porządną, co w rozumieniu mojego Męża znaczy bardzo drogą ) - zdążyliśmy na szczęście przed wzrostem VAT-u, więc nie było aż taak drogo. Chrzest bojowy kosiarka przechodziła na strasznych chaszczach. Chwasty po pas (no, może trochę przesadziłam, ale ja raczej niska jestem, to mi sięgały po pas) i Małżonek nie zauważył kamienia. Bardzo ucierpiała na tym nasza bardzo droga kosiarka, na szczęście naprawili w serwisie i można było kosić dalej. Może lepiej, żeby nie naprawili, bo przy następnym koszeniu Mąż się lekko zamyślił (informatyk ) i wjechał na zdziczałą jabłonkę. Jakiś kolec wbił mu się w palec i znów trzeba było jechać na pogotowie. Panowie na pogotowiu się podśmiechiwali, kiedy zobaczyli dużego chłopa z drzazgą w palcu, ale wkrótce przestali się uśmiechać, bo trzeba było ciąć (dali mu zastrzyk znieczulający, chociaż nie chciał naciągać finansowo naszej biednej służby zdrowia, taki z niego bohater ) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 29.12.2005 22:01 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Grudnia 2005 Prace w ogrodzie szły nam świetnie. Kiedy już zaczęłam się cieszyć, że krzaki zakwitły, zauważyłam rzecz wielce podejrzaną: drzewa przy drodze miały z każdym dniem mniej liści, a to nie jesień jeszcze była. Okazało się szybko, że to jakieś paskudztwo, przy którym szarańcza to pestka. Liści na drzewach przy drodze szybko zabrakło i paskudztwo chciało się zadomowić w naszym ogródku. Ale walczyliśmy o naszą świeżo posadzoną jarzębinkę! I wygraliśmy!Później było już mniej śmiesznie, bo zachorowało dziecko. Nagle, bardzo poważnie, bez żadnych wcześniejszych sygnałów, że coś może być nie tak.Pogotowie, szpital... Ulotnił się gdzieś duch walki o nasz kawałek świata, bo teraz cały nasz świat leżał w małym białym łóżeczku, zaplątany w różnego rodzaju rurki.Dojazdy po kilkadziesiąt kilometrów kilka razy dziennie, to był koszmar. I wtedy Mąż zapytał, czy sprzedajemy dom. Powiedziałam nie, bo jeszcze się łudziłam, że jakoś się ułoży i w tym momencie spadł sufit. "Sprzedajemy!" - to już powiedziałam ja. To był chyba jakiś znak, gdybym i tego nie odczytała (jak wielu poprzednich), to już tylko sam Pan Bóg musiałby przy mnie stanąć i powiedzieć: "Dziewczyno, pakuj się". Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 30.12.2005 09:20 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Grudnia 2005 Jako baba (wcale się nie obrażam na to określenie, bo co "kurczę blade", przecież chłopem nie jestem), pominęłam w opisie kilka nieistotnych i prozaicznych szczegółów technicznych. Telefon przestał działać wczesną wiosną, bo sąsiad podczas prac polowych wyorał kabel. TP S.A. kazała sobie mimo wszystko płacić (całe 35 zł miesięcznie abonamentu!), ale nie dałam się krwiopijcom , bo czy to moja wina, że zamiast wzdłuż drogi, poprowadzili kable na skróty, przez pole i w dodatku tak płytko? Budynki gospodarcze kryte były eternitem i podczas silniejszego wiatru pospadało toto z dachu (strach się bać). Kafelki nie chciały się trzymać na ścianach i odpadały razem z tynkiem. Majster-kafelkarz wymyślił, żeby powyklejać ściany karton-gipsem i dopiero na to glazura. Działało, ale miałam wrażenie, że to straszna prowizorka. Zaprawa do murowania była chyba w 90% z piasku, bo przy próbie przywieszania szafek w kuchni, czy karniszy wszystko się wykruszało. Pierwszy odcinek (ok.1,5 m) komina wentylacyjnego do łazienki był poziomy. To i tak lepiej, niż w moim domu rodzinnym, gdzie wentylacja łazienki odbywała się przez wykutą na wylot, przez mojego śp. Ojca, dziurę w ścianie. Skropliny z komina odprowadzane były taką zmyślnie zamontowaną rurką wprost na środek podłogi w kuchni. Inna sprawa, że komin nie czyszczony od 15 lat i jeszcze popiół z czasów opalania węglem się gdzieś ostał. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość ekipie remontującej dom, bo nigdzie ni śladu wilgoci, czy grzyba, Zrobiona izolacja pionowa i pozioma fundamentów i jeszcze drenaż wokół domu z odprowadzeniem deszczówki do studni. Podłoga na gruncie ocieplona, więźba dachowa wymieniona i dachówka też. Bardzo to był kosztowny remont, a jeszcze pewnie pochłonłąby sporo funduszy. Tak więc nigdy więcej starego domu. A gdzie ten widok?, ktoś może zapytać. A był, był. Przez malutkie okienko na stryszku, jak liście z drzew poopadały, można było dojrzeć prześwitującą taflę jeziora, w odległości circa 1,5 km. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 31.12.2005 18:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Grudnia 2005 Z okazji Nowego Roku - ale na cały przyszły Rok 2006- życzę spełnienia się wszelkich planów ( nie mówię marzeń, coby nie wyolbrzymiać , dobrych relacji między-małżeńskich, między-rodzicielsko-dzięcięcych oraz ogólnie między-ludzkich, zdrowia i radości z tego co duże, ale - aby było jeszcze więcej - przede wszystkim z tego co małe. http://smileys.smileycentral.com/cat/8/8_6_2v.gif Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 02.01.2006 12:34 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Stycznia 2006 I skończyłam na tym, że po sprzedaży domu, uzbrojeni w mapę w skali 1:15 000, wyruszyliśmy w teren. Przez 9 miesięcy każdą wolną chwilę poświęcaliśmy na te wycieczki. W zasadzie nie potrzebna była inwestycja w mapy, bo po pobieżnym rozejrzeniu się w okolicy, braliśmy pod uwagę tylko jedną lokalizację - Puszczykówko. Niestety nie wypatrzyliśmy nic, co odpowiadałoby nam zarówno pod względem powierzchni (miało być ok. 2500 m kw.), jak i ceny . Po ok. 4 miesiącach szukania, byliśmy tak zdesperowani, że zaczęliśmy interesować się działkami przy samych torach kolejowych. Aż znaleźliśmy urocze miejsce: działka z widokiem Wartę, uzbrojona, blisko komunikacji i szkoły, dojazd asfaltowy. Po powrocie do domu dopadły nas wątpliwości, bo kształt działki jakiś nieokreślony (niby trapez, niby wycinek koła ), bo ulica bardzo ruchliwa, bo obok parking dla autokarów, bo urokliwe miejsce pełne pamiątek po biesiadujących turystach... I w dodatku nasze marzenia co do powierzchni zderzyły się z brutalną rzeczywistością. Nagle uzmysłowiliśmy sobie, że w ciągu miesiąca nie uda nam się wygrać w totka ! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 02.01.2006 12:52 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Stycznia 2006 Próbowałam rozszerzyć krąg poszukiwań na Jezioro Kierskie, ale Mąż się uparł: Puszczykówko, albo wcale. Zaczęłam nieśmiało zagadywać przy kolacji, że nad jeziorem jest lepiej? Bo w Puszczykówku tylko rzeka. A po co nam rzeka? Po jeziorze to, i łódką można popływać (Mąż na patent żeglarski), i wpław... W zasadzie, to mnie jezioro przydaje się tak samo jak rzeka, bo należę zdecydowanie do kategorii szczurów lądowych, ale argumenty na korzyść były nie do podważenia. Mąż zgodził się, dla świętego spokoju, pojechać ze mną obejrzeć działkę. Tak mu się spodobała, że nie chciał już słyszeć o innym miejscu. Ma się tę siłę przekonywania i kobiecy wdzięk . Niestety ofreta sprzedaży była już nieaktualna , chociaż Pani Pośrednik zapewniała, że działka jest ciągle na sprzedaż . I znów czekało mnie przeglądanie ogłoszeń. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 02.01.2006 13:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Stycznia 2006 Po dziewięciu miesiącach (magiczna liczba dla tych, co czekają) - znalazłam. Działka niewiele ponad 1000 m kw., z pozwoleniem na budowę, blisko do szkoły, przystanek autobusu miejskiego po drugiej stronie ulicy. To jest to. Pozostało tylko postarać się o kredyt. Dokumenty skompletowaliśmy szybko, bo to nie pierwsza nasza obciążona hipoteka. Potem spotkanie u notariusza, przelew pieniędzy. I znów jesteśmy właścicielami ziemskimi . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 02.01.2006 13:56 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Stycznia 2006 To właśnie w tym miejscu stanie wkrótce (mam nadzieję) nasz dom http://lh6.ggpht.com/_06HbgcWgLZE/Sc8iZZQ1caI/AAAAAAAABJM/vOjnVbCkrqQ/s400/1_348.ts1142113042149.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 04.01.2006 10:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Stycznia 2006 Radość z posiadania trochę psuje nam fakt, że nikomu w rodzinie nie powiedzieliśmy o naszych planach budowlanych. To z obawy przed kolejną wpadką, podobną do tej z domiskiem. Bo jeżeli się okaże, że na naszej działce nie można niczego zbudować... to niektórzy znajomi się ucieszą, zwłaszcza Ci, którzy już wybudowani lub mieszkania po 100 m kw. mają i korzystają z każdej okazji, żeby nam o tym przypomnieć. A najbardziej właśnie tym znajomym chcielibyśmy powiedzieć, kiedy biadolą, że nasze mieszkanko takie małe, że już nawet prezentów dzieciom nie można kupować, bo się w pokoju dziecięcym więcej zabawek nie zmieści. I pewnie dlatego przezornie nie kupują . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 04.01.2006 11:16 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Stycznia 2006 Kupując działkę popełniliśmy wszystkie grzechy, jak byśmy zupełnymi lajkonikami byli . Ponieważ było już wydane i całkiem ciepłe pozwolenie na budowę, odpuściliśmy sobie dalsze dochodzenie. Jedynie projekt oglądaliśmy dokładnie i z niewielkimi przeróbkami wydał nam się do zaakceptowania . Bardzo mnie to ucieszyło, bo wizja załatwiania całej papierologii spędzała mi sen z powiek. Dopiero później okazało się, że architekt za bardzo nie przyłożył się do roboty . Pierwszy błąd, jaki znaleźliśmy (mało istotny), to źle wyliczony współczynnik przenikalności cieplnej dla ścian. Wiem, że to nie ma znaczenia, ale nie jestem już pewna, czy w wyliczeniach dotyczących konstrukcji budynku, też nie pojawią się jakieś "kwiatki". Później zobaczyliśmy jeszcze kilka okien, które były na rysunkach elewacji, ale zabrakło ich na rzutach i odwrotnie (były na rzutach, a na rysunkach elewacji już nie). Dowiedzieliśmy się, że projekt był robiony tylko po to, żeby działkę uatrakcyjnić. Dla tego terenu nie ma planu zagospodarowania, a uzyskanie WZiZT zajęło poprzedniemu właścicielowi 11! lat. Kupił kilka działek, jako lokatę kapitału, a teraz, kiedy pozałatwiał już wszystkie pozwoleństwa, umęczył się z urzędami, realizuje zyski. Działkę kupiliśmy. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, bo były właściciel, to bardzo miły człowiek i coś mi każe mieć do niego zaufanie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 05.01.2006 20:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Stycznia 2006 Zaczęliśmy poszukiwania projektu. Przejrzeliśmy setki gotowców. Czy zawsze jest tak, że dom idealny z zewnątrz ma beznadziejny rozkład pomieszczeń, a ten, który w środku pasuje w 100%, wygląda na zewnątrz fatalnie? Brakuje mi niestety tego rodzaju wyobraźni, który podpowiedziałby, że wystarczy zmienić kolor elewacji albo dachu, a domek zyska na urodzie. Ponadto podobają nam się domy skromne, takie wręcz "chaty za wsią", ale takie nie pasują do okolicy, w której będziemy się budować. Mieliśmy więc bardzo trudne zadanie. Ostatecznie wybraliśmy dwa projekty licząc na to, że da się je zmodyfikować. Koszt adaptacji przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Pani Architekt powiedziała - 9000 zł + VAT . Oferta Pana Architekta nie była dużo lepsza. A mnie się wydawało, że zrobienie schodów w innym miejscu, czy przesunięcie ściany o 1 metr, nie jest aż tak bardzo skomplikowane. Miałam wrażenie, że podano takie zaporowe ceny, żeby mnie zniechęcić do modyfikowania, a skłonić raczej do dalszych poszukiwań ideału. Ale już miałam dosyć przeglądania katalogów. Będziemy robić projekt indywidualny. Za rozsądną cenę będziemy mieli dokładnie to, co chcemy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 06.01.2006 22:15 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Stycznia 2006 W dzienniku budowy powinno być o budowie, więc ze spraw budowlanych: przenieśliśmy pozwolenie na budowę na siebie, czyli nowych inwestorów . Przy podpisywaniu aktu notarialnego zadbaliśmy o zapis dotyczący zgody poprzedniego właściciela na to przeniesienie. To trochę ułatwiło sprawę, bo nie był potrzebny osobny dokument w tej sprawie, ale z drugiej strony obce baby w Urzędzie Miasta wiedzą za ile kupiliśmy działkę, i w którym banku mamy kredyt (bo ksero aktu notarialnego trzeba było dołączyć do wniosku o przeniesienie). Coż, coś za coś. Na decyzję o przeniesieniu czekaliśmy miesiąc. Czy to wszystko musi tyle trwać? Teraz zacznie się wreszcie tworzenie domku, czyli projektu zamiennego do naszego pozwolenia. A swoją drogą, czy to nie dziwny przepis, że przenosząc na siebie pozwolenie zgodziliśmy się przyjąć wszystkie warunki w nim zawarte, a miesiąc później zjawimy się z zupełnie nowym projektem? Słyszałam dziś w Trójce, że w Polsce ze wszystkich przepisów najlepsze są przepisy kulinarne . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 10.01.2006 21:37 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Stycznia 2006 Tak się napawaliśmy szczęściem posiadania własnego kawałka nieba i całkiem realną wizją postawienia pod nim własnego kawałka podłogi , że zapomnieliśmy o rzeczy tak prozaicznej jak podatki . Na złożenie wniosku o naliczenie podatku gruntowego jest 14 dni od daty zakupu, a tych dni minęło już trochę więcej. Poleciałam w tepędy do właściwego urzędu, odnalazłam właściwy pokój. Pełna skruchy, z małoletnim dzieckiem na ręku (dla wywołania lepszego efektu), już od progu zaczęłam się tłumaczyć. Ale cóż to... własnym oczom nie wierzę ... Pan Urzędnik wcale nie krzyczy, nawet wstaje zza biurka, jak każdy kulturalny mężczyzna, który z kobietą rozmawia. Wręczył mi wniosek o naliczenie podatku i zaproponował pomoc w jego wypełnieniu , bo, tu cytuję Pana Urzędnika:"takie te wnioski powymyślali, że się człowiek może pogubić". A może ja na jakąś pogubioną wyglądałam? Zapytałam jeszcze cichutko, czy dużo będzie odsetek karnych do zapłaty. I tu usiadłabym z wrażenia, tylko nie było na czym: nie będzie odsetek , bo i tak szybko mi się o tym podatku przypomniało. Podobno ludzie nie płacą całymi latami. Wyszłam sobie z urzędu i myślę: idzie nowe!!!! Pan Urzędnik młodym jeszcze człowiekiem jest, nieskażonym kawą po turecku pitą ze szklanki, z nieśmiertelną łyżeczką w środku. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 11.01.2006 10:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Stycznia 2006 Mam już za sobą pierwsze robocze spotkanie z architektem. Rozmowy wstępne prowadziłam z czterema, ale ostatecznie wybrałam tego, który był bardziej rzemieślnikiem niż artystą. Ja nie jestem przeciwna artystom, wręcz przeciwnie, nie mam nic na przeciwko (Rejs, lekka parafraza - kto oglądał, ten pamięta). Nawet podziwiam ludzi, których bozia obdarzyła jakimś talentem (bo sama, to tylko coś na drutach wydziergać potrafię, ale to nie o to chodzi). Ale wolę mieszkać w domu-domu, niż domu-dziele sztuki. A i koszt wykonania projektu nie był bez znaczenia. Powinniśmy się zmieścić w 4.500 PLN. Spotkanie było w cztery oczy (Mąż nie dotarł, bo zarabia - i niestety tak już będzie: On zarabia, ja wydaję), bardzo sympatyczne (na szczęście Pan Architekt zupełnie nie w moim typie, więc Mąż może być spokojny; chociaż Mąż też kiedyś nie był w moim typie... ). Za tydzień mamy mieć już wstępną koncepcję architektoniczną. To trochę moja zasługa, bo staram się dobrze do budowy przygotować i wiem, czego chcę. A chcę 160-170 m kw., dom parterowy z poddaszem użytkowym, z dachem kopertowym (miał być dwuspadowy, ale nie pasuje do okolicy), mały balkonik od ulicy (miało nie być żadnych balkoników, ale działka jest z widokiem , którego co prawda na razie nie widać , ale mamy nadzieję, że będzie widać z wysokości poddasza ), z garażem w bryle, dwoma identycznym pokojami dla dzieci... reszta normalnie jak w domu. Będziemy budować z Silki 18 + 15 cm wełny (wymyśliłam cienką ścianę, żeby maksymalnie wykorzystać powierzchnię), grzanie pompą ciepła (nie będzie rusek jeden z drugim niemcem pluł nam w twarz i podnosił ceny gazu), rekuperator (do tego ustrojstwa Pan Architekt nie bardzo ma zaufanie i namawia, żeby jednak zaprojektować kominy wentylacyjne, bo jak się rozmyślę, to już będzie po "ptokach" - ale ja się nie rozmyślę, bo się przecież do budowy dobrze przygotowuję). Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
K74 16.01.2006 15:18 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 16 Stycznia 2006 "Nuda, Panie, nuda..." Pan Architekt rysuje (mam nadzieję) nasz domek, dzieci oddane na służbę, podział obowiązków małżeńsko-rodzicielsko-budowlanych trochę nam się zaciera... Miało być tak: Mąż zarabia, ja wydaję, a tymczasem on wydaje więcej i to na cele tak odległe od budowy jak Ziemia od Marsa. Wzięłam się więc w garść i postanowiłam sobie sprawić skrzyneczkę elektroenergetyczną. Pojechałam w tym celu do ZE. Wzięłam wszystkie dokumenty, jakie miałam w domu, łącznie z pozwoleniem na budowę (czytałam na forum, że bez pozwolenia nie będzie prądu) i świadectwem ślubu (nigdy nie wiadomo, czego będą chcieli, bo mamy z Mężem różne nazwiska), i nastawiłam się na długą batalię. Tymczasem załatwiłam wszystko w 10 minut. Panie w ZE bardzo sympatyczne. Chociaż początkowo odsyłały mnie od jednego stanowiska do drugiego, to w końcu trafiłam do tej właściwej. Właściwa Pani dała mi wniosek do wypełnienia (kurka wodna! teraz sobie uświadomiłam, że nie przeczytałam, czego ten wniosek dotyczy, ale mam nadzieję, że tego ,o co prosiłam) i pokazała paluszkiem, gdzie co wpisać: - tu dane osobowe (wpisałam swoje i znowu rachunki będą na mnie ), - tu aders inwestycji (działki naszej pięknej z widokiem, co to go narazie nie widać), - tu moc docelową (wpisałam 16 kW, bo tak było na zobowiązaniu, które poprzedni właściciel naszej działki dostał od ZE; ile będzie naprawdę potrzebne jeszcze nie wiem), - tu 3000 kWh (nie wiem po co, Właściwa Pani też nie wiedziała, ale powiedziała, że pole musi być wypełnione), - tu zaznaczyć NIE (bo z silników o dużej mocy korzystać nie będę), - tu na kiedy chcę mieć licznik (pomyślałam, że pytanie jest z serii podchwytliwych, bo chcieć to ja sobie mogę, a i tak będzie za 5 lat, więc zapytałam cichutko i nieśmiało na kiedy mogę chcieć - dowiedziałam się, że mam wpisać datę jaka mi najbardziej odpowiada , wpisałam marzec 2006 - chyba dobrze?) - tu podpis czytelny. I to wszystko. Z załączników tylko tytuł prawny do działki i mapka do celów projektowych w skali 1:500. Pozwolenie na budowę okazało się niepotrzebne. W tym miejscu potwierdzam informacje przeczytane na forum, że w Poznaniu można uzbroić działkę w prąd bez pozwolenia na budowę. Co do innych miejscowości w naszym pięknym kraju się nie wypowiadam, bo nie wiem. Za dwa tygodnie dostaniemy pismo z dalszymi wskazówkami. To trochę jak w zabawie w podchody . Nie mogę się doczekać dalszego ciągu, bo narazie na tę skrzyneczkę nie wydałam ani złotówki . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.