Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Jak z tym żyć - teściowa ?


js

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 361
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

... wobec mnie stosowano zasade "sprawiedliwie znaczy równo" i póki co tak traktuje moje dzieci. :)

 

Co do "zaradnego" brata obdażonego "niezaradną" siostrą i jej takim samym mężem... hm... to jest niemal sytuacja z mojego podwórka i ja na prawde nie widze powodów dla których ich decyzje zawodowe, rodzinne (dziecko) miały by mieć wpływ na moja część przyszłej ojcowizny ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, widzę, że nie tylko u mnie tak jest.

Ja jestem tą "zaradną", która da sobie radę w życiu zawsze, bo skoro już tyle przeszłam i to wszystko przeżyłam i obecnie mam się nie najgorzej, to znaczy, ze poradzę sobie w każdych warunkach.

Za to moja siostra jest właśnie taka "niezaradna". Ona bez pracy, on bez pracy (i nie dlatego że są ułomni, czy pracy w okolicy brak, raczej oni do pracy nie nawykli), tacy niezaradni życiowo, no to trzeba ich wspomagać. No a jak im się dzieciaki rodzić zaczęły, to trzeba ich utrzymywać.

To jest "sprawiedliwie" wg moich rodziców. Kiedyś miałam o to pretensje, bo wydawało mi się to niesprawiedliwe. No bo czemu premiują obiboctwo a nie ciężką pracę? A teraz jestem zadowolona. Nie jestem od nich w żaden sposób zależna, niczego im nie zawdzięczam (z rodzinnego domu wyprowadziłam się sporo przed 18 urodzinami), nie mam żadnych długów wdzięczności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja babcia miała piątkę dzieci-najmłodszy całe życie laj laj laj i tak mu zeszło.Wiecznie miał jakieś problemy(na swoje życzenie).Babcia jeszcze za życia wszystko przepisała jemu,ponieważ on takie biedny i nie da sobie sam rady.No i jak zachorowała reszta dzieci musiała go przymuszać do opieki nad matką.To taka szkoła miała być.Babcia przed śmiercią powiedziała że bardzo żałuje że tak zrobiła.Dziś z tego majątku tylko komornik ma radochę.

Rodzice czasami w bardzo dziwny sposób widzą sytuację swoich dzieci,chociaż niby doświadczeni życiem i powinni trzezwo przewidywać :grin:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale Wy tylko o kasie,ojcowiźnie i dawaniu w sensie materialnym.

A ja mówiąc o sprawiedliwości myslałam raczej o takich sytuacjach:

załóżmy dwójka rodzeństwa, niech będzie brat i siostra. Siostra ma dziecko,którym zajmuje się matka umożliwiając w ten sposób córce pracę. Oczywiście nie bierze za opiekę nad wnukiem pieniedzy, ale za to raz w miesiącu "odpala" synowi parę stów. Albo,by uniknąć wątku kasy -pozwala dorosłemu synowi mieszkać u siebie, nie biorąc części czynszu.

Jest po równo -nie,jest sprawiedliwie -moim zdaniem tak.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to teraz ja, skoro kij w mrowisko włożyłam.

 

Primo, po pierwsze, moim zdaniem najlepiej jest, jeżeli dzieci albo rodzice albo najlepiej obie strony odetną pępowiny w odpowiednim momencie. Uważam, że dzieci nie powinny oczekiwać niczego, żadnej pomocy od rodziców od chwili, kiedy są w stanie samodzielnie się utrzymać (znaczy kończą nauki albo wcześniej). "Nie powinny oczekiwać" nie jest dla mnie równoznaczne z "nie powinny dostawać", ale dostawać wtedy, kiedy dający chcą coś dać (i nie myślę tylko o kasie, a o wszelkiej pomocy). Oczywiście w sytuacjach awaryjnych mogą i powinny poprosić, dając jednak rodzicom prawo odmowy udzielenia pomocy (i to dając je szczerze tak sądząc, a nie z zaciśniętymi zębami - jeżeli wiecie, co mam na myśli).

 

Secundo, po drugie, rodzice mają prawo dowolnie rozporządzać swoim majątkiem, czasem, pomocą wszelaką, wedle własnego uznania, a dzieci powinny to uszanować. Tak mi się zdaje, chociaż akurat u nas zawsze "sprawiedliwie" znaczyło "po równo" - jeżeli chodzi o dzielenie dóbr doczesnych. Wiem, że nie zawsze łatwo jest się pogodzić z decyzjami naszym zdaniem niesprawiedliwymi - nigdy (poza dzieciństwem, kiedy to czułam się zawsze pokrzywdzona jako starsza z rodzeństwa ;)) nie musiałam sprawdzać, czy się pogodzę. Acz wiem, że mój brat często bywa u mamy na obiadach, dostaje wtedy różne specjały kupione przez mamę albo ugotowane przez nią (czyli jak by nie patrzeć - dobra materialne). Jednak nigdy by mi na myśl nie przyszło, że mama powinna nam równowartość tego dawać! Brat jest na miejscu, pomaga mamie, kiedy to potrzebne, a ja jestem daleko i nie mogę tego robić na co dzień. Nie traktuję tego w kategoriach odpłaty za przysługę - brat pomaga, bo uważa, że powinien i chce, mama mu daje pyszne wędlinki, bo lubi sprawiać przyjemność synowi.

 

A w sytuacji, którą opisałam, zgadzam się z przedmówcami - każdy miał rację i nikt nie miał racji. Rodzice mieli prawo zadysponować swoją kasą w dowolny sposób - mogli dać je córce, mogli pojechać na wycieczkę dookoła świata. Synowi nic do tego. Syn rzeczywiście okazał się bardziej zaradnym i można uznać, że został za to ukarany przez rodziców. Można też uznać, że został doceniony: "ty sobie poradzisz". Wszystko zależy od punktu widzenia. Córka została nagrodzona za niezaradność, albo po prostu poratowana w trudnej sytuacji.

Nie wiem, czy ta pomoc została wcześniej omówiona z bratem, czy dowiedział się post factum. Wiem, że z siostrą specjalnie się nie lubili już wcześniej, więc pewnie żadnego tłumaczenia by nie przyjął.

 

A ja? Ja mam zamiar odpępić dzieci. Czy mi się uda? Zobaczymy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z drugiej strony tak sobie myślę, że to bardzo przykre jak dorosłe już dziecko uważa, że rodzic musi mu pomagać (finansowo, pilnując dzieci, pozwalając mieszkać u siebie za friko, itp). Ja spotykam się z sytuacją obrażania się, bo mama odmawia np. pilnowania dziecka i wtedy jest ta najgorsza, niewdzięczna no bo co ma do roboty na emeryturze a ja biedny/biedna ciężko pracuję. . Wg. mnie jeśli rodzic pomaga, bo może i chce, to należy być wdzięcznym, oczywiście o ile taką pomoc chce się przyjąć, a to już sprawa indywidualna. Ale wymagać w dorosłym życiu ciągłej pomocy od rodziców to chyba wskazuje na brak dojrzałości albo czysty egoizm.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie o tym pisałam. Można prosić, nie można wymagać, trzeba sobie radzić samodzielnie.

Moja mama sama zaproponowała, że zajmie się Weroniką, kiedy ja wrócę do pracy. Zaczęłam na pół etatu w szkole, co oznaczało 10 godzin w tygodniu (czasem z poślizgami - jak to w szkole). W kolejnym roku 3/4 etatu, w trzecim roku już prawie cały. Później Wero poszła do przedszkola. Kiedy urodziłam Magdę, mama przez jakiś czas odbierała Weronikę z przedszkola, później ja zaczęłam po nią chodzić z wózkiem. Nie zaproponowała mi opieki nad Magdą, więc nawet nie pytałam, czy chce - znalazłam nianię. A kiedy urodziła się Małgosia, wynieśliśmy się do Niepołomic.

Pewnie, że chciałabym, żeby mama zaproponowała nam, że zajmie się dziećmi, a my możemy iść do kina, teatru czy dokądkolwiek. Nie zaproponowała - trudno. Wiem, że lubi wcześnie iść spać, więc siedzenie u nas do późna nie sprawi jej przyjemności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Agduś popieram Cię w pełni :) Jak moja mama zaczyna ze mną rozmowę aby ustalić jak ma swoim ciężko zdobytym dorobkiem życiowym rozdysponować (oj ciężko na to pracował, ciężko) to ja słuchać tego nie mogę. Ja zawsze mówię mamie tak: Ciężko na to co masz całe życie pracowałaś, dom z tatą własnymi rękami wybudowałaś z niewielką pomocą dziadka. Całę życie z ołówkiem w ręce, żeby związać koniec z końcem a nam dzieciom jak najlepszy wikt i opierunek zapewnić. Cokolwiek postanowisz przyjmę to bez żadnych pretensji. Niby dlaczego mam sobie rościć prawo do majątku rodziców jeśli postanowią np. dać mi jakąś mniejszą część lub wcale? Jeżeli taka ich decyzja będzie to w pełni ja uszanuję. Mam dach nad głową i dwie ręce do pracy. Dopóki się nie usamodzielniłam rodzice dawali mi wszystko w miarę własnych możliwości co dziecko otrzymać powinno i tu ich rola spokojnie się może kończyć. Być może dlatego mam takie podejście bo moja mama nie wyobraża Sobie aby od czasu do czasu nas jakimś groszem nie wspomóc, a to przynajmniej bagażnik plonami ziemskimi załadować :) Ale w życiu przez gardło mi nie przeszło "należy mi się".
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale żeście temat poruszyły.

O opiece nad dzieckiem z okazji wyjścia do kina to nawet nie śmiałabym pomyśleć. Codziennej opieki nad dzieckiem to bym nawet nie chciała. Głupio by mi było tak babcię wykorzystywać. Ale zdarzają się sytuacje trudne, szczególne, gdzie taka pomoc babci byłaby nieoceniona.

I nie powiem, jeśli dobrze liczę, to 3 razy moja mama zajmowała się swoim wnukiem. Pierwszym razem była chętna, bo termin zbiegł się jej ze spotkaniem z koleżankami - miała okazję się pochwalić wnukiem. Drugi raz - bo nie podobały jej się moje metody wychowawcze i wzięła wnusia, żeby chociaż kilka godzin miał lepiej niż w domu. Trzeci raz - po moich wielkich prośbach i błaganiach. Dość szybko był telefon, żeby dziecko odebrać, bo ona nie daje sobie z nim rady.

A potem sama zaproponowała, że zajmie się Młodym w Sylwestra. Byliśmy w szoku, bo mieliśmy imprezę na którą chcielibyśmy pójść. No i jak mamusia się dowiedziała, że mamy konkretne plany, to swoją propozycję odwołała. Miała warunek: zajmie się wnukiem pod warunkiem, ze pójdziemy na Sylwestra w miejsce, które ona wybrała. Podziękowaliśmy, a ona się obraziła.

Teraz, wiedząc że mamy remont i chętnie wywieźlibyśmy z niego dziecko, dzwoni z konkretną propozycją: zajmę się dzieckiem w sobotę pod warunkiem że ja rzucę pracę i Młody nie będzie chodził do żłobka.

 

Ja rozumiem, że babcie nie mają obowiązku zajmować się wnukami, ale czy później taki wnuk niemający kontaktu z babcią "od małego" będzie chciał się zajmować babcią na starość?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zakręcona Twoje doświadczenia w kwestii pilnowania dziecka przez babcię są oczywiście zupełnie skrajnie od sytuacji gdy babcia ma być zawsze pod ręką, nianią na zawołanie. I doskonale rozumiem Twoje odczucia (albo przynajmniej staram się). Nie zawsze jednak, przyznasz, fakt braku opieki babci nad wnukiem oznacza brak kontaktu. Bo ja miałam na myśli takie wymagania dorosłych dzieci wobec rodziców, że mają bezwarunkowo zawsze zgadzać się na opiekę nad wnukiem i to na zasadach określonych przez rodziców tego wnuczka. Moja babcia (mama mojej mamy). mieszkała do swojej śmierci z nami. Gdy urodził się pierwszy brat mama wróciła do pracy a babcia pilnowała brata. Ale po półtorej roku urodził się mój drugi brat i babcia powiedziała mamie, że to już dla niej za dużo i nie czuje się na siłach. Mama musiała zwolnić się z pracy i pracował tylko tata. Potem, za lat kilka przyszłam z kolei na świat ja ;). Babcia cały czas była przy nas, wspomagała nie raz mamę, bo np. pobawiła się z nami, zabrała na karuzelę,. Ale na ciągłą opiekę się nie zgodziła. Moja mam nigdy nie miała najmniejszych pretensji o to do babci. Nas wychowywała w wielkim szacunku do niej. Babci słuchaliśmy się tak samo jak taty i mamy. Dodam tylko, nie wchodząc w szczegóły, bo historia za długa ;) że moja babcia nie miała żadnej renty ani emerytury, więc nie można podejrzewać, że mama przynajmniej na wsparcie finansowe liczyła. I za to mam z kolei wielki szacunek do mojej mamy. A babcię najdroższą kocham do dziś choć zmarła nagle w wieku 65 lat jak miałam zaledwie 4,5 roku :(

 

No to się wygadałam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nie myślę o "zajmowaniu się na starość", ale o zwykłym pozytywnym zareagowaniu na wizytę babci. I tu wrócę do tematu teściowych. Otóż moja przyjeżdżała do nas i brała sie za sprzątanie. Nie zapomnę, jak któregoś razu Małgo biegała za babcią "babciu, pobawisz się ze mną?" "Tak Małgosiu, tylko tu pozamiatam mamie." Nie muszę dodawać, że nie prosiłam o żadne zamiatanie, wręcz przeciwnie, babcia doskonale wiedziała, że nie chcę tego. "Babciu, pozamiatałaś już. Pobaw się ze mną.". "Już już, tylko jeszcze pozmywam podłogę, bo tu brudno." I tak przez jakiś czas. Żal mi było Małgosi. W końcu ona zaczęła sie bawić sama, babcia jeszcze trochę posprzątała i usiadła, bo akurat się serial zaczął. No właśnie, kolejna sprawa - seriale wtedy też były ważniejsze niż rozmowa z wnuczkami, o zabawie nie wspomnę. A teraz babcia ma pretensje do nas, że dzieci źle wychowane, bo się nie cieszą z jej wizyt, nie chcą do niej przyjść, porozmawiać... Ciekawe, dlaczego?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyle problemów....

Agduś, nie wszyscy dorośli lubią dzieci. Moje dziecko nie ma złudzeń, ja raczej jestem gotowa cały dom na kolanach wysprzątać szczoteczką do zębów, niż siedzieć z dzieckiem, a jeszcze bawić się!!!! Nigdy tego nie robiłam i nigdy robić nie będę. Nie nadaję się i już! Mogę poczytać, mogę pogadać, pod warunkiem, ze dziecko skończy no, 8-10 lat, wcześniej nie mam o czym... Na szczęście moje braki wynagradzał mąż i moja teściowa :)

 

Co do dzielenia, dobrze jest, jak wszystko jest wyjaśnione. Rodzice nawet często nie zdają sobie sprawy, jak dzieci odbierają nierówność... Niektóre nie zwracają uwagi ale te bardziej wrażliwe brak klusek dla nich mogą odebrać jako brak miłości! Ja to wiem, bo słucham rozmów meża z siostrą. Jak oni mieli wszystko poukładane! Ty to, ja to. Mama zajmie się Zuzią, wy zajmiecie się mamą a ja swoją teściową. Ale nigdy, nigdy się nie kłócili, nigdy nie mieli pretensji. Jak mąż pomagał, to szwagier przyjechał pomagać. Ja - jedynaczka, podchodziłam do tego z humorem. Długo potem zrozumiałam, jaka teściowa była mądra, jak jej się udało utrzymać równowagę i zgodę. Zrozumiałam, jak zaczęły się problemy i kłótnie w mojej rodzinie (nie własnej ale tzw szeroko pojętej), kto co dlaczego, ile tobie dano a ile mnie... Te problemy nie wynikały, prawie nigdy, z pazerności materialnej. Za dawaniem tobie - dawaniem mnie była walka i żal o uczucia rodziców. Kasa to był temat zastępczy... Matki licznych dzieci pamiętajcie, po równo opieki, po równo rzeczy znaczy po równo miłości. Ale mi patetycznie wyszło :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawe, dlaczego?

 

Agduś prawda stara jak świat...nic nie dzieje się bez przyczyny.

 

Niestety nie każda babcia jest tą ciepłą, kochającą babcią, a szkoda. Mnie babcia kochała tak bezwarunkowo i choć zmarła jak miałam 4,5 roku to nadal to pamiętam i czuję, że ta miłość dała mi siłę na całe życie. Ja to dalej czuję :) A druga babcia nie żywiła do nas wnuków takich ciepłych uczuć. I tu paradoks - zmarła jak miałam 17 lat i mniej ją pamiętam. Po prostu uczuć się nie zapomina :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyle problemów....

Agduś, nie wszyscy dorośli lubią dzieci. Moje dziecko nie ma złudzeń, ja raczej jestem gotowa cały dom na kolanach wysprzątać szczoteczką do zębów, niż siedzieć z dzieckiem, a jeszcze bawić się!!!! Nigdy tego nie robiłam i nigdy robić nie będę. Nie nadaję się i już! Mogę poczytać, mogę pogadać, pod warunkiem, ze dziecko skończy no, 8-10 lat, wcześniej nie mam o czym... Na szczęście moje braki wynagradzał mąż i moja teściowa :)

 

o jak się cieszę że to napisałaś. gdy mówię w moim otoczeniu że lubię dzieci gdy mają już ( powiedzmy) 4 lata to patrzą na mnie jak na baba jagę :D

mam dokładnie to samo - nie nadaję się :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale Wy tylko o kasie,ojcowiźnie i dawaniu w sensie materialnym.

No bo Agduś zadała konkretne majątkowe pytanie ;)

Z drugiej strony tak sobie myślę, że to bardzo przykre jak dorosłe już dziecko uważa, że rodzic musi mu pomagać (finansowo, pilnując dzieci, pozwalając mieszkać u siebie za friko, itp). Ja spotykam się z sytuacją obrażania się, bo mama odmawia np. pilnowania dziecka i wtedy jest ta najgorsza, niewdzięczna no bo co ma do roboty na emeryturze a ja biedny/biedna ciężko pracuję. .

Teraz takie czasy są niestety.I właśnie taka postawa-radz sobie sam w dużej mierze doprowadziła do tego że przyrost naturalny mamy taki jaki mamy.

Nawet nie mam jak porównać czasów w których wychowywali mnie moi rodzice którzy dostali mieszkanie z książeczki,w życiu nie widzieli nadgodzin,były przedszkola i świetlice,a państwo załatwiało mi kolonie na cały okres ferii i wakacji.

Nie potrzebowali babki do pilnowania mnie jak byłam chora-po prostu szli na zwolnienie.

Ja (wychowana w komunie wchodząc w dorosłość w kapitalizmie) już zabierałam chore dziecko do pracy.

Te problemy ze zmianami wokół nas rosną i kłopoty stają się dziedziczne.

Bo gdyby rodzice nie musieli od zera zaczynać swojego życia,mieliby szansę żeby zebrać pieniądze na pomoc na start swoich dzieci,a one swoich itd.Jeżeli każdy musi dbać o siebie sam i od zera tworzyć swoją rzeczywistość nie ma czasu na zwykłe życie.Cierpią na tym też więzy rodzinne i podstawowe założenia rodziny jako komórki są bez sensu.

Nie oceniam czy to zle czy dobrze,ale zwracam uwagę że kolejne pokolenia znajdują się w różnych sytuacjach.

I larum jest ostatnio że przybywa pensjonariuszy domów spokojnej starości,że starszymi ludzmi zajmować nie ma się kto....no ale nikt wobec nikogo nie ma żadnych moralnych obowiązków i każdy powinien martwić się o siebie :???:

Edytowane przez marynata
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...