Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Jak z tym żyć - teściowa ?


js

Recommended Posts

Ja też nie lubię i nie umiem się bawić w dziecięce zabawy, ale zawsze mogłam wymyślić moje zabawy i zaproponować dzieciom. Moim dzieciom, bo z innymi to w ogóle nie umiem się bawić. Nie bawiłam się lalkami, maskotkami, ale czytałam, rozmawiałam, rozmawiałam, rozmawiałam, bawiłam się na placu zabaw czy gdziekolwiek w terenie, grałam w coś itp. I spędzanie czasu z moimi własnymi dziećmi w każdym ich wieku sprawiało mi przyjemność. Acz chyba ich nie rozpieszczałam ilością wspólnych zabaw, a raczej wspólnie z nimi spędzałam czas na różnych rzeczach - nie tylko zabawach.

No ale nieważne. Jeżeli nie ma się zamiaru bawić z dzieckiem czy w jakikolwiek inny sposób spędzać z nim czasu, to nie obiecuje się tego i nie ma później pretensji, że starsze dziecko nie chce z nami spędzać czasu na naszych warunkach (czytaj - bawić się z nami).

 

Fakt, że kształt rodziny sie zmienia. Coraz rzadziej spotyka się rodziny wielopokoleniowe, coraz częściej zmieniamy miejsca zamieszkania. Moim zdaniem dzisiaj dobrze funkcjonująca rodzina nie polega na tym, że wszyscy mieszkają blisko i mają ze sobą kontakt na co dzień, a na tym, że w razie czego mogą liczyć na pomoc rodziny. A domy opieki? Ja sama wolałabym dobry dom opieki niż świadomość, że wiszę komuś kamieniem u szyi. Bo czym innym była opieka nad niedołężną osobą w licznej rodzinie, a czym innym, kiedy taki ciężar spada na barki jednej-dwóch osób. Liczne rodziny stają się ewenementami i tego raczej nie zmienimy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 361
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Jesli chodzi o pomoc dzieciom, to staram sie dzielic po równo. Uważam, ze jak sie zdecydowałam na dwoje dzieci, to nie mogę wyróżniać żadnego.

Ale wychowałam ich tak, by mnie tez dali pożyć. Że jeszcze moje aktywne życie trwa i równiez mam swoje marzenia, które chce w miare możliwości spełnić.

 

Co do pomocy przy opiece nad moją Wnusią, to jest jeszcze bardzo maleńka i jak na razie sami rodzice daja sobie radę . Synowa jest na macierzyńskim, na pewno gdy Lenka skończy z pół roczku z chęcia z Nią zostanę, by mogli sami wyjść i to dzieciom zapowiedziałam. Jeśli będzie taka potrzeba, to na pewno nie odmówię pomocy ale bez narzucania mi tego jako obowiązku.

Co do czasów PRL-u i obecnych czasów, to oczywiście młodzi maja dużo gorzej pod tym względem, że są najczęściej juz na starcie obarczeni kredytem i nie mają poczucia bezpieczeństwa, jesli chodzi o pracę. Ale tamte czasy miały inne ograniczenia i wcale nie były takie wspaniałe, jak się młodym teraz wydaje...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Młodym wcale się nie wydaje że było wspaniale,młodzi wiedza jak było i na pewno by się nie zamienili na tamte czasy.

Po prostu przystosowują się do sytuacji i rezygnują z zakładania rodzin.

Sama nie utyskuję że ojciec mi nie pomógł itd,ale szlag mnie trafia jak starsi z rodu ciągle mnie krytykują że np mam tylko jedno dziecko,nie mam czasu im czegoś tam zrobić,wozic ich czy wysiadywać z nimi całą niedzielę a to w kościele a to na obiadkach u cioci Krysi.

Takie czasy,polityki prorodzinnej nie ma,a pretensje dziwnie do mnie kierowane 8-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marynata, zgadzam się z Tobą, ze nie ma polityki prorodzinnej. Ja tez pewnie będę musiała zweryfikować swoje stanowisko niezależnej teściowej, gdy moja synowa będzie

musiała wrócić do pracy.

Ale, ja jeszcze pracuję, poza tym buduję dom i wiem jedynie, że pomogę w zakresie na jaki będzie mnie stać. Sądzę, ze nawet jesli przez jakis czas zajmę się Lenką, to bedzie mój szczęśliwy czas- bo zawsze chciałam miec córkę a Wnusia spełnia moje pośrednio moje marzenie. Mam synów.... Poza tym, moja Wnusia jest dla mnie małą księżniczką, tym bardziej będzie mi łatwiej. Jednak nie chciałabym aby moja pomoc przerodziła się w ... obowiązek... na lata.

Zdaję sobie sprawę, ze teraz nie ma urlopów wychowawczych jak za moich czasów. Trudno o miejsce w żłobku. A nie wszystkich stać na nianię. Dostrzegam, niestety, jak trudny start mają obecnie młodzi rodzice. Postaram się być elastyczna ale nie za wszelką cenę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A moje młode zadzwoniło wczoraj do babci (mojej mamy) czy może dziś przyjechać na dzień babci i dziadka. Babcia zaprosiła na weekend.

Gdyby odmówiła,bólu by nie było,pojechalibyśmy na chwilę - z kwiatkiem i życzeniami.

Niemniej moi rodzice zawsze chętnie widzą swoje wnuki u siebie :) ale nic na siłę. Dziadkowie mają prawo do swojego życia i swoich planów.

Może na wyrost to mówię,ale ja nie będę z tych babć,co to będą niańczyć wnuki, wcielając się w rolę rodziców, czy niańki na etacie -never.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale Wy tylko o kasie,ojcowiźnie i dawaniu w sensie materialnym.

A ja mówiąc o sprawiedliwości myslałam raczej o takich sytuacjach:

załóżmy dwójka rodzeństwa, niech będzie brat i siostra. Siostra ma dziecko,którym zajmuje się matka umożliwiając w ten sposób córce pracę. Oczywiście nie bierze za opiekę nad wnukiem pieniedzy, ale za to raz w miesiącu "odpala" synowi parę stów. Albo,by uniknąć wątku kasy -pozwala dorosłemu synowi mieszkać u siebie, nie biorąc części czynszu.

Jest po równo -nie,jest sprawiedliwie -moim zdaniem tak.

 

 

Ale równo nie zawsze znaczy to samo :)

 

Przynajmniej dla mnie.

 

Moja równośc polega na tym, że jak idziemy na zakupy i maluchy zawloką mnie do smyka nęcąc różnościami i w przypływie szaleństwa pozwalam na jakieś zakupy to kazdy może wybrac 1 rzecz. Ale absolutnie nie musi być to to samo ;)

Natomiast obie rzeczy razem musza się mieścić w limicie kasowym jaki ustalę. Chce ich zmusić by razem kombinowali, razem ustalali i umieli dzielić między siebie jakąś kase na zachcianki :)

 

Jaką bede teściową, a potem babcią - nie myśle. Ale podejrzewam, że do łatwych nie bede należała :D jedyna moja nadzieja w mężu - tylko on potrafi mnie zawsze poskromić. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nitka, ale to o czym Ty piszesz, to zupełnie inna bajka, to nie Ty decydujesz ,że jeden syn kupi zabawkę (załóżmy) za 50 zł a drugi za 250, bo dałaś im pulę trzech stów.Lecz oni mają się dogadać (i sorry,ale wygra ten z silniejszym charakterem, albo sprytniejszy), ale to ciagle ich decyzja.

A tu była mowa, o rodzicach ,którzy jednemu działkę z domem, a drugiemu pietruszkę z ogródka i to pod warunkiem,że ten pierwszy pozwoli wejść do owego ogródka- bo toć już jego jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj zdziwiłabyś się ;) w sklepie pertraktacje nie trwają długo, ale są bardzo stanowcze i to z obu stron bo każde dziecko chce mieć to co upatrzył i czasem niełatwo mu zrezygnować, nawet jeśli chodzi o brata. Ale często słysze teksty "dobra, kupimy Twoje droższe, ale ja bawie się pierwszy" i się dogadują ;)Co do tych drugich sytuacji - to ja wychodze z założenia, ze sprawiedliwie znaczy równo, ale nie znaczy to samo. Oczywiście jełsi starszyzna uzna, ze dla mnie pietrusza za zgodą rodzeństwa - to bede musiała to zaakceptować i trudno. Ale nie ukrywam, ze za pietruszką poszły by konsekwencje. Jeśli ktoś uznaje, ze dziecko ma w sumie tylko jedno i to jest rodzeństwo nie np ja, to szanuje decyzje i jestem konsekwentna w ich decyzji do końca, tzn dziecko mają tylko jedno i to nie jestem ja ;) w związku z tym zawieszam relacje na kołek.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jaki tu aktualny temat ...w sam raz dla mnie bo zaczął się mój drugi tydzień opiekowania się dwójka chorych wnuków .....najpierw przywieźli mi młodszego wykurowałam go i już miałam nadzieję ,że w piątek przyjadą i zabiorą ,a tu owszem przyjechali ,ale starszy się po sobotnim kuligu rozchorował , młodszy na nowo się zakatarzył i teraz mam obydwóch chorych i ......armagedon w domu :p jeden 2 lata drugi 4 .......wojna i kłótnie o wszystko więc ani chwili spokoju ...no chyba ,że w południe kiedy idą na drzemkę i tak od 6 rano do 20.00 ...mąż ucieka do pracy aby odpocząć a biedna babusia wymyśla różne zabawy ,czyta bajki ,gotuje ... i liczy dni do następnego weekendu....Młodzi nie mogą teraz wziąć opieki i ja to rozumiem, ale kiedy wyjadą i zapanuje w moim domku cisza to będę najszczęśliwsza pod słońcem :wiggle: a kiedy już się nacieszę spokojem znowu będę tęsknić i dopytywać kiedy przyjadą (180km) .Rozpieszczamy ich ale i mądrze traktujemy ,przy nas są bardziej karni niż kiedy są rodzice , nie marzą się ,nie kapryszą ,zasypiają samodzielnie w łóżeczkach ,podczas oglądania bajek jedzą owoce ......wynika to na pewno z większej cierpliwości ,chociaż ostatnio ,kiedy poruszyłam ten temat wśród koleżanek stwierdziły ,że ja do własnych dzieci też miałam bardzo dużo cierpliwości i konsekwencji .

Dzisiaj wieczorem kiedy Mały już spał ,Starszy przytulony do mnie opowiadał do czego służy Babcia i za co mnie kocha ......żałowałam ,że nie miałam możliwości nagrywania .......to było wyznanie bezcenne ;)może jutro uda się to samo z dziadkiem ......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja dzisiaj pracowałam "za babcię" :) zostałam zaproszona do przedszkola na przedstawienie dla babć i dziadków przez córeczkę moich znajomych, których rodzice niestety już nie żyją.

Założyłam wysokie obcasy, wypchnęłam pierś do przodu i ... pewnie sobie pomyśleli,że coś wcześnie się za dzieci wzięłam skoro już babciuję ;) nikogo z błędu nie wyprowadzałam żem nie-oryginał , a doświadczenie zawsze się przyda :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U moich dzieci za babcię na imprezach w przedszkolu robiła moja ciocia - w sumie prawie oryginał, bo rodzona siostra babci. W przedszkolu była już rozpoznawana jako trzecia babcia i zawsze moje dziewczynki robiły po trzy prezenty dla babć - dwa wysyłały, jeden wręczały na imprezie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytam o wnukach Ew-ki i uśmiecham się :)

 

moja mama ciągle zabiegana i zapracowana też nam oświadczyła ( mnie, siostrze, bratu) ,że jeśli chodzi o całodzienną opiekę nad dzieciakami mamy na nią nie liczyć.

I tak układaliśmy swoje życie,żeby jakoś przetrwać do przedszkola. Ale kiedy zdarzały się sytuacje awaryjne typu choroba nasza, dzieci, korki w mieście i niemożność odebrania dzieci z przedszkola w godzinach, bieganie przy budowie domu - mama zawsze była na posterunku, tak układała swoje sprawy,żeby nam pomóc, zająć się małymi, odebrać z przedszkola, często podrzucała jakąś zupę, bo się za dużo ugotowało;) . Na całodzienne pobyty dzieci u niej się nie nadawała - nie miała tyle cierpliwości i energii, była strasznie zmęczona odpowiedzialnością za nich, ciągle się bała,że któryś spadnie, przewróci się, zrobi sobie krzywdę.

Ale dzieci ( moje już duże) garną się do niej , chętnie odwiedzają, pytają w czym jej pomóc.

Zresztą do dziś "przerzucamy" sobie z rodzeństwem swoje dzieci, kiedy mamy problem ( dobrze jest mieszać niedaleko).

 

Teściowa mojej siostry z góry zaznaczyła,że na jej pomoc przy dzieciach nie mają co liczyć. Dla zasady, bo była zdrowa, nie pracowała. Uszanowali jej decyzję i nie narzucali się z dziećmi. Ale była do tego stopnia zasadnicza,że NIGDY , przez 15 lat nie pomogła właśnie w sytuacjach awaryjnych - typu mąż na delegacji, majster na budowie i płaczący brzdąc na ramieniu siostry. Dzieci zawsze przegrywały z robieniem przetworów, koszeniem ogrodu, cotygodniowym myciem okien i mnóstwem innych niezwykle ważnych czynności. Jeśli odwiedzały babcię w urodziny dowiadywały się,że krzywo siedzą, za głośno się zachowują, przeszkadzają dorosłym. Niechętnie ją odwiedzają, nie mają wspólnych tematów czy sekretów.

 

Teraz teściowa choruje, potrzebowałaby pomocy - jak tu biec z pomocą i troską, kiedy tej troski i zainteresowania brakowało całe życie ze strony babci i teściowej ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U nas obie babcie 230 km od nas. Obie (wtedy) pracujące. Rodziny na miejscu brak. Samodzielni do tzw. bólu.

A "bóle" były różne i nie zawsze małe. Ale dawaliśmy rade płacąc dość wysokie koszty "ludzkie" jak ja to nazywam :)

 

Wychować 2 dzieci z różnicą niecałych 2 lat - pikuś ;) dopóki siostrze męza nie poszcześciło sie dwoma dziewczynkami w takim własnie odstępie czasowym. I sie po roku okazało, że wychowywanie dzieci to jednak wyzwanie ;) mają na miejscu 4 dziadków i mimo, że 6 osób się nimi zajmuje czasem i tak brakuje rąk do noszenia :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My też od ponad ośmiu lat jesteśmy z konieczności całkiem samodzielni. Ma to oczywiste minusy, ale i plusów niemało. A babcie? No cóż - nie są babciami rozpuszczającymi ukochane wnuki. Zupełnie niepotrzebnie poczuwają się do wychowywania ich, co moim zdaniem jest zupełnie bez sensu. Gdyby miały z nimi kontakt na co dzień, ich uwagi może przyniosłyby jakieś efekty. Jednak kiedy widzą wnuczki raz na jakiś czas, powinny sobie darować krytykę, pouczanie, czepianie się i po prostu cieszyć się spotkaniem. Tym bardziej, że babcie często kładą nacisk na inne sprawy niż my. No i z racji "odległości" pokoleniowej są mniej przekonujące niż my. Efekt jest taki, że dziewczyny nie czują się jakoś specjalnie związane z babciami. No owszem, lubią je, ale nie wołają, że chcą do nich jechać na wakacje na przykład.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...