Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do budowy Ewy (EZS)


metea

Recommended Posts

Nie. Dzieciaki mają coraz więcej do ogarnięcia.

Kiedyś nie było informatyki, matematyki było więcej godzin, bilogii i chemii też, że nie wspomnę o historii.

Teraz za to informatyka (na której NICZEGO się nie uczą), religia (to samo), jakieś EDB czy inne cholery.

A programy są tak konstruowane, żeby wiedzy niby więcej, ale jakas mało użyteczna ta wiedza.

To jest to, co można obserwować od pierwszej klasy;

Nasze ćwiczenia mówiły: Przepisz (skandalem było pisanie po książce) i uzupełnij/odpowiedz na pytanie.

Teraz: Połącz linią z właściwym ó/u.

Na matematyce zero wnioskowania, w ogóle nie ma choćby bardzo początkowej analizy matematycznej, trygonometria leży, stopień trudności zadań jest... duuuużo mniejszy. choć niby programy rozdęte.

Ale pod testy! I wyłącznie pod testy!

Logika i wnioskowanie poszły w kąt, zadań tekstowych prawie nie ma, rozwiązywanie równań to jakaś szczątkowa umiejętność teraz... :o

Nie czytają, nie rozwiązują zadań, tylko są uczeni do testów.

Jasne, że specjalizacja jest niezbędna, niedługo nikt nie będzie w stanie ogarnąć wiedzy, którą powinien mieć współczesny człowiek, nauka nie idzie, a biegnie do przodu.

Ale logika i wnioskowanie oraz umiejętność wydobycia tego, co ważne z tekstu literackiego czy zadania tekstowego nadal powinny pozostać kluczowymi umiejętnościami, a tak nie jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okey, teraz już więcej rozumiem:cool: Czyli tak: nasi specjaliści to nie to samo, co specjaliści w Anglii czy Francji, ....
na razie jeszcze to samo. Ale nie wiadomo, jak to będzie za lat kilka przy tym spadku wymagań...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie. Dzieciaki mają coraz więcej do ogarnięcia.

Kiedyś nie było informatyki, matematyki było więcej godzin, bilogii i chemii też, że nie wspomnę o historii.

Teraz za to informatyka (na której NICZEGO się nie uczą), religia (to samo), jakieś EDB czy inne cholery.

A programy są tak konstruowane, żeby wiedzy niby więcej, ale jakas mało użyteczna ta wiedza.

To jest to, co można obserwować od pierwszej klasy;

Nasze ćwiczenia mówiły: Przepisz (skandalem było pisanie po książce) i uzupełnij/odpowiedz na pytanie.

Teraz: Połącz linią z właściwym ó/u.

Na matematyce zero wnioskowania, w ogóle nie ma choćby bardzo początkowej analizy matematycznej, trygonometria leży, stopień trudności zadań jest... duuuużo mniejszy. choć niby programy rozdęte.

Ale pod testy! I wyłącznie pod testy!

Logika i wnioskowanie poszły w kąt, zadań tekstowych prawie nie ma, rozwiązywanie równań to jakaś szczątkowa umiejętność teraz... :o

Nie czytają, nie rozwiązują zadań, tylko są uczeni do testów.

Jasne, że specjalizacja jest niezbędna, niedługo nikt nie będzie w stanie ogarnąć wiedzy, którą powinien mieć współczesny człowiek, nauka nie idzie, a biegnie do przodu.

Ale logika i wnioskowanie oraz umiejętność wydobycia tego, co ważne z tekstu literackiego czy zadania tekstowego nadal powinny pozostać kluczowymi umiejętnościami, a tak nie jest.

 

Absolutnie się nie zgodzę.

Mój młody na informatyce uczy się pisać proste programy, tworzą własne animacje. Oczywiście początki były łatwiejsze, poznanie komputera (młody zna takie skróty klawiszowe,o których mnie się nawet nie śniło), na dzień nauczyciela panu o infy dzieciaki wysłały samodzielnie zrobiony (nagrany, zmontowany, nagłosniony) film z nimi w roli głównej.

 

Ja informatykę miałam od końcowych lat podstawówki, pracowaliśmy na atari i zx, dla nas to była magia.

EBD , jako "wolny" przedmiot u młodego jeszcze nie istnieje (wchodzi w gimnazjum, liceum ??) , ale udzielać pierwszej pomocy winni uczyć w szkole.

Nie każdy rodzic ma wiedzę by przekazać ją dziecku w domu.

Ja reanimowałam manekina krawieckiego (serio) na lekcji PO. Potem w liceum już fantoma.

I wiedzę tę wykorzystałam w praktyce - na szczęście ją miałam.

Mój młody pozycję boczną ustaloną opanował w wieku przedszkolnym, oraz procedurę wzywania pomocy , nic nie stoi na przeszkodzie by już tak małe dzieci uczyć podstaw.

 

Podręczniki sa konstruowane w taki sposób, by dzieciak mógł korzystać z nich do tworzenia map myśli i cudownie - tyle,ze nauczyciele nie potrafią z nich korzystać,a skoro nie potrafią, nie przekażą tej wiedzy dzieciom:rolleyes:

 

Zadania tekstowe - mam przed sobą książkę z matmy - rozdział pierwszy z brzegu "Ułamek jako część całości" na 14 zadań do działu 9 to zadania z treścią.

 

Nie czytają ??

To akurat nic nowego,znam ludzi, którzy w życiu nie przeczytali całej książki , lektury szkolne ? - przecież są streszczenia.

Ale to nie wina systemu edukacji - to zaniedbanie rodziców.

NIe uczymy dzieci czytać i nie chodzi o składanie literek, lecz o kulturę czytania, nie pokazujemy dzieciom ,ze to przyjemna czynność , a nie strata czasu.

Nagle w wieku nastu lat, chcemy zmusić dziecko do czytania - to nie przejdzie,dzieciak uczy się przez naśladownictwo, od najmłodszych lat.

Jeśli rodzice czytają, dziecko też będzie.

Agduś pisała o zbulwersowanej matce, która książkę musiała kupić - podejrzewam,ze ta pani nie wiedziała,że istnieje coś takiego jak biblioteka :rolleyes:

 

Z jednym się zgodzę - uczenie pod testy, wg klucza - wierutna bzdura,w ten sposób Szymborska oblałaby maturę z analizy WŁASNEGO wiersza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam... a co to jest EDB???????

Młody tego nie ma... Starszak też nie miał.. a może to się inaczej nazywa...

 

Udzielanie PP to akurat jest bardzio przydatne.. jak ktoś nie potrafi, brzydzi się.. nie ma odwagi. to niech chociaż nauczy się jak wezwać pomoc.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To w końcu jak to jest .... Nie jestem super inteligentna, jestem przeciętniakiem, ale logicznego myślenia i wyciągania wniosków się nie boję - z logiką czasami mam problemy, ale wnioski wyciągać umiem:D, a nie miałam rozdmuchanego programu, nie wymagano ode mnie wiedzy na poziomie studiów ... Czy my teraz jesteśmy mniej pojętni od naszych dzieci ...?? Byc może, starość nie radość, mózg pracuje inaczej, mimo wszystko jednak :lol2:

 

Ewa, TUTAJ są te świeczniki, jeśli nie sprawia to kłopotu, to polecam się uniżenie:D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja jeszcze jako dodatek do poprzedniej wypowiedzi muszę dopisać, że ja nie chwalę systemu edukacji -on leży i kwiczy, a poziom jest tak żałosny, że nastolatek kończący gimnazjum , często ma mniejszą wiedzę niż uczeń klasy piątej podstawówki lat 80.

Cieszy mnie jednak to,że coraz częściej nauczyciel nie wymaga wykucia regułek, a lekcje plastyki odbywają się w muzeum.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Malka, jak dużo zależy od nauczyciela! Moda w podstawówce miała całkiem sensowną informatyczkę. Co prawda za dużo się nie nauczyła, bo mając komputer na biurku była samoukiem w tej dziedzinie a jej pasją wówczas było projektowanie stron internetowych ;) Ale w gimnazjum informatyka była porażką. Dzieci wiedziały znacznie więcej od pani i nudziły się koszmarnie. EDB miały czasem fajne, bo przychodzili od nas z toksykologii lekarze i opowiadali ale... jakby był to projekt, to wyobrażam sobie, że zamiast lekcji opisowej dzieci mogłyby wejść na oddział. I zobaczyć. W małych grupach dałoby się to zrobić. A pogadanka na izbie przyjęć wbiłaby się w głowę znacznie bardziej :) No i oglądanie skutków ćpania, sama płukalnia żołądka robi wrażenie, nawet bez delikwenta :D Fantomy? Nie było żadnych fantomów. Żadnej praktyki. W podstawówce coś miała, w gimnazjum nic. Ta ich szkoła, podobno najlepsza w Łodzi (?) jest nastawiona na wygodę nauczycieli i średnią uczniów a nie nauczenie czegoś faktycznie. testy, konkursy, osiągnięcia. jakby dziecko nie czytało a umiało, to nikt by się nie przejął ;) Ważne, że testy zrobi dobrze.

Zaś co do wiedzy zawartej w książkach - Malka, litości, uczyłam się z młodą biologii. Zwykle z książek dla pielęgniarek (na studia pielęgniarskie) , bo łatwe i mają jakąś treść w przeciwieństwie do podręcznika.

 

Lekcje plastyki w muzeum??? Postaw pomnik dyrekcji waszej szkoły bo jest unikatowa

Edytowane przez EZS
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekcje plastyki w muzeum, galerii , skansenie odbywają się raz w miesiącu, czasem raz na dwa (zależy od tematu do omówienia).

Kilka lekcji polskiego odbyło się w bibliotece miejskiej w tym było parę spotkań z autorami (Kasdepke, Kapelusz, Olech, Rusinkiem i innymi).

Technika, to nauka przepisów ruchu drogowego w praktyce - wycieczka po mieście, poznanie znaków itp, w maju wszyscy zdawali teoretyczny egzamin na kartę rowerową, a w czerwcu ci co zdali, mieli egzamin praktyczny.

 

Ale fakt pomnik dla dyrekcji - kobieta ma cel - z małej (200 uczniów w zespole szkół)prowincjonalnej szkółki w średniej dzielnicy zrobić dobrą szkołę.

Sukcesywnie brnie do celu.

 

 

aaaaa zapomniałam lekcje historii - szlak piastowski w 4 dni :) NIestety mogą skorzystać nieliczni, których stać na opłacenie wycieczki :(

Edytowane przez malka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja chyba jestem niedouczona, albo ta.. przeciętna, czy mało inteligentna...

Nie rozumiem często podręczników młodego.. Ja z nim lekcji nie odrabiam, bo ma od tego cudowne dwie panie, które siedzą z nim codziennie... ze starszakiem czasami siedziałam.. Noo nieźle musiałam się na główkować... np .. zad w ćwiczeniówce, odnośnik do podręcznika str 115 a tam całkiem co innego.. inny temat.. znajduję temat podobny.. ale tam ni hu hu nie ma nawet naprowadzenia na odp aby móc zrobić zadanie w ćwiczeniówce... No zgłupiałam.. Takich kwiatków było kilka...

Przykład geografii starszaka... pani kazała przygotować się do klasówki, temat podany.. syn przychodzi.. mamo pomóż.. ja za podręcznik, ćwiczeniówkę.. i zgłupiałam...

No ja z geografii głupia nie byłam, nic z tej książki nie wiedziałam.. Piedrdyknęłam ją w kąt.. wzięłam swoje z uczelni, wzięłam przede wszystkim mapy, atlas.. pokazałam na mapach opowiedziałam, że tam wszystko z geografii na nich pisze... poopowiadałam starszakowi, poćwiczyliśmy i przyniósł z klasówki bdb.. jako jedyny z klasy... Więcej już nie chciał pomocy od matki... za długo to trwało...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

E no, nie jest tak różowo, są kwiatki w stylu odpowiedzialności zbiorowej :mad: nauczycielki z pistoletem (serio) i wfu do omdlenia dziecka.

NIe ma ideałów, ale mnie cieszy to,ze ktoś chociaż stara się go osiągnąć.

 

Nie bez znaczenia są tu też włodarze naszej gminy - to oni cisną na młodzież i dzieci, w sensie, że nie pozwalają im się nudzić, ani w wakacje, ani w ciągu roku szkolnego.

Jak opowiadam znajomym o ilości nieodpłatnych zajęć u nas w mieście, to trudno im uwierzyć :lol2:

 

ale z ustawą śmieciową miasto się nie popisało

 

 

malka, nie miej złudzeń, to że raz trafiliście dobrze, to nie oznacza, że jest dobrze. Dopiero, jak trafisz gorzej, to zrozumiesz ;)

 

 

Ewa, ja nie bez kozery wożę dziecko na drugi koniec miasta do szkoły, mając 4 podstawówki "pod nosem"

To była jedyna szkołą , gdy robiłam research przed klasą 1, gdzie dyrektor wyszedł do nas, oprowadził po szkole opowiedział o założeniach i planach.

A przyszliśmy "z ulicy" zupełnie bez uprzedzenia.

Edytowane przez malka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To fakt.. jest tyle możliwości, że czasu brakuje..

Na przykład Emilowi.. chce chodzić na to czy tamto.. ale czasu brak bo jeszcze lekcje indywidualne po szkole aby nauczyć się i lekcje odrobić...

Przykład dla dzieci z miasta.. lato w mieście... w wakacje dzieciaki za darmo mogą korzystać z aqaparku... i wieeele innych imprez, oraz półkolonie organizowane przez szkoły...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak, u nas zajęcia w zasadzie tylko płatne (ok 400 zł /msc mi wychodzi z angielskim)... Arni, lato w miescie to może i jakieś jest, ale o aquaparku to możemy zapomnieć. W ub roku zniżka była, ale nie rzucała na kolana.

 

Wożenie przez całe miasto ma jedną wadę - problemy z kolegami. Choć w sumie mieszkanie w dzielnicy domkowej też nie ułatwia kontaktów, bo dzieci są rozsiane na dużej przestrzeni. Ale są, idą razem po szkole itd. U młodej w podstawówce też wiele osób przywoziło dzieci z innych części miasta, ale po szkole te dzieci przepadały i teraz kontaktu z nimi nie ma. A te miejscowe czasem się spotykają. Ano, wszystko ma plusy dodatnie i ujemne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ja dowożę Emila teraz do drugiego obok miasta 20km... Żaden kolega nie mieszka obok nas.. jeden co chodzi do II klasy czyli ma jakieś 8-9lat.. klasowi koledzy daleko.. jeden prawie 40km od nas.. czasami się chłopcy spotykają i jeżdżą jeden do drugiego...

Masakra więc z kolestwem..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aquapark dzieciaki mają przez całe wakacje za darmo, opiekun wchodzi na bilet ulgowy, są zajęcia sportowe, od surfingu zacząwszy, a na koszykówce ulicznej skończywszy, przez siatkówkę, badminton itepe,

Sa plastyczne zajęcia i teatralne,przez cały rok i nauka gry na instrumentach.

Spotkania literackie i klub książki.

Masa zajęć aktywujących dla seniorów.

Pod tym względem kocham nasze miast, ale nic za darmo nie ma - płacimy wysokie podatki.

 

Ewa, dzieciaki domkowe są, niewielu odwiedza się po lekcjach, wiec mieszkanie w innej części miasta niewiele zmienia.

Mój młody ma najlepszego kumpla prawie 20 km od siebie, a kumplują się :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no, nie mów tak, jednak miejscowe dzieciaki umawiały się na terenie boiska szkolnego dość często a nawet teraz czasem im się zdarza. A te z gimnazjum już nie, to klasa językowa a nie rejonowa, każdy po lekcjach znika gdzieś tam. Po podstawówce zostało Zuzi kilka znajomości, po gimnazjum chyba nie...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serio mówię, ja też myślałam,że to duży problem będzie w szkole.

Tym bardziej,że dzieciaki z grupy przedszkolnej mojego młodego, wszystkie poszły do jednej podstawówki do jednej klasy.

Ja już nie zgodziłam się na dowożenie go do innego miasta przez kolejne sześć lat.

Był warunek - szkoła musi być w granicach miasta , w którym mieszkamy.

Padło na ten zespół szkół. Zarówno młody jak i my byliśmy zachwyceni podejściem dyrekcji i planetarium :lol2:

Wiedzieliśmy od początku, że nie będzie mógł po szkole "wyskoczyć" do kolegi, coś za coś niestety.

Ale z tego co rozmawiam z rodzicami, to dzieciaki rzadko spotykają się po lekcjach.

Każde ma jakieś swoje zajęcia i trudno zgrać grafiki.

Ale czasem się udaje.

Mój młody jak mówiłam ma jednego ulubionego kolegę, a że i my z jego rodzicami się lubimy, to spotykamy się rodzinnie.

Czasem chłopaki nocują u siebie. Np w piątek młody jedzie do nich na weekend, bo ja ze ślubnym jadę na koncert :lol:

Wiem,że syn ma opiekę i świetnie się bawi, a więzi koleżeńskie się zacieśniają.

 

 

Ja nie mam i nie miałam podstawówkowych koleżanek, mimo,ze wszyscy mieszkaliśmy na kupie w promieniu 300 m, a po lekcjach rzucaliśmy tornistry i gnaliśmy na dwór.

Mój mąż mimo,że dojeżdżał do szkoły kilkanaście kilometrów, do dziś ma kontakt z kilkoma kolegami.

 

Nie ma więc reguły.

Jak coś między ludźmi zaskoczy to trwa mimo wszystko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...