Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do budowy Ewy (EZS)


metea

Recommended Posts

No właśnie! Przecież można sprzedać dom, kupić mieszkanie i jeszcze na wczasy wystarczy!

No dobra, coś można dzieciom po sprzedaży domu odpalić, ale przecież trzech mieszkań im nie kupimy, więc niech sobie radzą!

 

Całkiem rozsądna cena - w poniedziałek widziałam z zewnątrz mieszkanie w Krakowie za półtorej miliona. Miejsce ładne, mieszkanie wielkie, pewnie z garażem, bo był w budynku...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tymi dziećmi macie rację ale... ja czuję się moralnie zobowiązana. Babcia dostała od rodziców dom. Mama dostała na mieszkanie. Ja dostałam mieszkanie. Jakbym nic dziecku nie przekazała, to bym się zachowała jak prosię. Co prawda rodzina podupadła i ledwie zipie, ale przynajmniej to, co dostałam muszę dać.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A my mamy zamiar jednak zadbać najpierw o siebie.

Być może też kiedyś sprzedamy gospodarstwo i kupimy coś małego, tylko z ogródkiem (jeszcze nie wiem, w jakim kraju), a to, co ewentualnie zostanie, będzie służyć jako dodatek do głodowej emerytury...

Żadne pokolenie w tym kraju nie zostało tak emerytalnie zrobione w balona, jak właśnie obecni 50-latkowie.

Nasze dzieci mają ZUPEŁNIE inne możliwości niż mieliśmy my, doskonale mogą same zadbać o swoją przyszłą emeryturę.

Nam takiej szansy nie dano.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ewa, jesteś dziedzicznie obciążona. Może czas zerwać z tym? Pomyśl, że dziecku obciążenie też przekażesz. A może właśnie ona sama zerwie z tradycją wybierając inny kraj i po prostu nie skorzysta z tego domu?

 

My teraz inwestujemy w dzieci - zamiast oszczędzać na emeryturę płacimy za różne zajęcia, języki, sporty i rozrywki, zabieramy na zagraniczne wakacje (obycie w świecie to chyba też inwestycja). Mam nadzieję, że inwestycja im się zwróci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyszliśmy z tego samego założenia.

Nasza inwestycja w starość to była inwestycja w dzieci, w ich wykształcenie i obycie.

I mówimy im prosto w nos, że... na starość BĘDZIEMY oczekiwać ich pomocy, bo być może sami nie poradzimy sobie finansowo.

Chyba, że uda się nam bardzo korzystnie sprzedać gospodarstwo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To dołączam się do grona inwestujących w dzieci, a nie zabezpieczających ich finanansowo i materialnie. Gdyby to ostatnie było możliwe bez zbędnego napinania się, to pewnie lekką ręką pokupowałabym im mieszkania, które pewnie potem i tak by poszły na wynajem, bo dzieciaki wyfruną gdzieś daleko. A ja miałabym tylko problem. A że dzieci troje, to sam fakt ich wykształcenia/przymuszenia do nauki ( zależności od osobnika) jest już spory. U nas jest również ekstremalnie, nie ma mowy o kieszonkowym, ale jest możliwość bezpośredniego zarobienia pieniędzy. Niewielkich, ale dla małolatów wystarczających. Chcesz sobie coś kupić, to do pracy. Innego sposobu nie znają, więc dla nich to oczywista oczywistość. Zarobione lepiej smakuje i nie wylatuje tak szybko z kieszeni.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W wykształcenie dziecka też inwestuję sporo. . Ale nie mam złudzeń, co do oczekiwania pomocy. Tak, jak patrzę na nasz rynek pracy - albo się zarabia znośnie ale późno a czasem bardzo późno (lekarze w prywacie, prawnicy na swoim, architekci "z nazwiskiem" i kilka innych zawodów wymagających długiej nauki) albo zaczyna się zarabiać wcześnie ale... potem rynek się pozbywa człowieka, bo są młodsi i lepsi (patrz informatycy, managerowie, korporacje). Nie każdy ma predyspozycje na zostanie politykiem czy prezesem ;) Więc na wielkie zarobki mojego dziecka raczej nie liczę. No, może wyjechać z Polski. Tylko, że jeżeli wyjedzie, to będzie zarabiać na siebie. Na swoje dzieci, ich szkoły....

 

DorkaS, w Polsce dzieci nie bardzo mają jak i gdzie zarabiać. Nawet skopanie ogródka sąsiadce na czarno w grę nie wchodzi, bo są u nas bezrobotni, którzy też to zrobią, żeby rodzinę utrzymać. Dla nich taka praca to przeżycie, nie wezmę małolata, żeby miał kieszonkowe.

Edytowane przez EZS
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DorkaS, w Polsce dzieci nie bardzo mają jak i gdzie zarabiać. Nawet skopanie ogródka sąsiadce na czarno w grę nie wchodzi, bo są u nas bezrobotni, którzy też to zrobią, żeby rodzinę utrzymać. Dla nich taka praca to przeżycie, nie wezmę małolata, żeby miał kieszonkowe.

 

To zależy czego się szuka i jak się szuka. Osobiście jestem przerażona jak w ostatnich latach z nastolatków zrobiono niemowlęta, pod względem zawożenia, odwożenia i niepozwalania oficjalnie nic robić. Zwykłe odprowadzenie własnego rodzeństwa czy kuzynowstwa ze szkoły nie wchodzi w rachubę, gdy nie ma sie skończonych 18 lat.

Co uważam za absolutną paranoję.

 

Na południu Polski z tymi bezrobotnymi to jest tak, że wolę by mi dzieci moje czy sąsiadki plewiły i kopały w ogródku, bo mają motywację by to robić, po nich nie muszę zbierać butelek, a po lokalnych bezrobotnych, co na chleb zbierali, to po tym co zostawiali po sobie to na dwa bochenki starczało. Ale może pecha miałam w ciągu tych ostatnich 6 lat budowy. A słowo daję bardzo chętnie wspierałam lokalnych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak, ale dla mnie moje dziecko nie będzie pracować za pieniądze. Jeżeli poprosi sąsiadka, to też nie za kasę, bo jakaś nauka altruizmu jest konieczna, inaczej wychowamy sobie automat "wrzuć monetę-wydam batonik" ;) U mnie na osiedlu jest kilku (może 2) panów, którzy za opłatą zrobią coś i to solidnie. Ale faktycznie, u mojej mamy (teren wiejski) to już się "nie opłaca". Szcvzególnie tym, co mają dużo dzieci i najbardziej narzekają w gminie. Za to opłaca się młodemu chłopakowi, co sobie domek wybudował obok i dorabia jak może. Różnie bywa. Nadal nie widzę miejsca dla dzieci.

 

Z tym wożeniem to masz rację ;) My też wozimy, czasem... Ale wieczorami chodzenie po naszym osiedlu samopas może skończyć się jak widziałam rok temu- znalezieniem zwłok... Bądź jak moja sąsiadka- pobita 3 lata temu, sprawcy nieznani...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fakt, pomaganie zostaje pomaganiem. Rzeczywiście może z mojego wcześniejszego postu ktoś odczytać, że to o automatykę batonikową mogłoby chodzić. W życiu :)

Raczej jasne przesłanie, chcesz mieć pieniądze na widzimisię, to sobie po prostu zarób. A tu liczy się pomysłowość i rodziców i dziecka w podsuwaniu pomysłów na ich zarobienie. Nie chodzi mi również o regularną pracę, zabierającą możliwość nauki czy odcinającej wszelkie rozrywki. Ale inaczej rodzic (znaczy ja, ktoś inny może nie) patrzy na granie na komputerze lub inne obijactwo proste, gdy poprzedzone jest to jakąś pracą organiczną. Może to być dawanie korepetycji, wyprowadzanie psa, sprzedawanie jabłek na placu, wystawianie aukcji na allegro, cokolwiek do głowy wpadnie. Wachlarz jest duży, pieniądze nie, ale dziecko uczy się życia i tego, że nic łatwo nie przychodzi.

 

Uważam również, że jeśli sąsiad poprosi o jednorazowe przysłowiowe skoszenie trawnika, bo ma akurat rękę tymczasowo niesprawną to będzie to pomoc. Jeśli miałby zakusy na cotygodniowe regularne koszenie to niech się z dziecięciem dogada. I wówczas zarówno ma to wymiar finansowy/barterowy oraz pedagogiczny.

Natomiast przeraża mnie uważanie zdrowego 13+ nastolatka za niezdolnego do żadnych prac, bo to przecież dziecko. Owszem dziecko, ale za chwilkę będzie to dorosły. I to dorosły bezradny wobec życia.

 

A szwendanie się po Łodzi wieczorową porą budzi mój respekt, od dawna. Nawet jeśli się poruszam autem. To już z autopsji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja się Łodzi nie boję.. i w dzień i w nocy.. kilka razy zdarzyło mi się przez nią jechać... ostatnio odkryłam całkiem nową drogę... czyżby oddali kawałek?:rolleyes:

Na temat osiedli się nie wypowiem, bo.. jeżdżę zazwyczaj samochodem... i w Łodzi mam zawsze zamknięte drzwi...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też miałam, tylko szybę przednią mam przezroczystą, choć brudną zazwyczaj. Całkiem niedaleko od Piotrowskiej jechałam. Na pasach nieobacznie stanęliśmy. Muszę przyznać, że walenie butelką w maskę przez dwóch półpijanych dresów zburzyło mój doskonały zazwyczaj zen. Przeżyliśmy, nawet szyba o dziwo nie poszła. A do Łodzi mimo wszystko mam duży sentyment. Od lat.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pracy dla młodych można poszukać w supermarketach przy metkowaniu i wykładaniu towaru. Oczywiście najlepiej w wakacje. Są też sezonowe przy zbieraniu truskawek na przykład. Dziewczyny mogą "stać na promocjach". Coś tam zawsze się znajdzie. Moja ma mieć teraz długie wakacje, więc ma plany, by na nie zarobić. Zobaczymy jak to będzie, gdy przyjdzie wstać wcześniej, gdy szef opieprzy. To nie tylko pieniądze, ale i szkoła życia. Chłopak młodej znalazł posadę barmana w kawiarni z elastycznymi godzinami pracy, bo jest studentem i pozostali pracownicy też, więc się wymieniają w zależności od godzin zajęć.

A tak szczerze mówiąc, to nie zazdroszczę tym naszym dzieciom. Niby z jednej strony wspierający rodzice (i tak być powinno, bo rodzice od tego są), a z drugiej ciągły strach o przyszłość i perspektywa wyjazdu na stałe za granicę.

Jeśli chodzi o majątki, to w sumie ja z majątku stałego nic nie dostałam, bo nie było z czego. Dziecku pewnie pomogę (już pomagam dając jej możliwość nauki), ale bez szaleństw, bo na starość jak dożyję, wolę brać ze swojego niż od dziecka, bo się błędne koło zrobi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie. Jeżeli założyć, że rodzice muszą dziecku zapewnić wykształcenie, najlepsze szkoły, prywatne lekcje, sfinansować studia (nawet bezpłatne wymagają kasy, zwłaszcza gdy są poza miejscem zamieszkania rodziny), potem dać mu mieszkanie, samochód i pomagać finansowo na początku kariery zawodowej, to tylko naprawdę bardzo bogatych stać na więcej niż jedno dziecko.

A jeżeli tego wszystkiego nie zapewnią, to są złymi rodzicami? Czy ich dzieci są przegrane? Czy umiejętność zarobienia na własne przyjemności nie jest wartością sama w sobie?

Fakt - nam było łatwiej. Świat teraz jest mniej przewidywalny, trudniej coś zaplanować, bo nie wiadomo, w jakim zawodzie za 5 lat będzie można znaleźć pracę, pozwalającą godnie żyć. Łatwiej ludziom elastycznym, którzy poradzą sobie w różnych sytuacjach, pogodzą się z koniecznością zmiany. Ile trzaeba by mieć kasy, żeby zapewnić bezpieczny lekki byt dzieciom na całe ich życie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Praca w markecie to dla dorosłych. Studenci pracują często. Ale to też zależy od studiów. Np. na medycynie się nie da. Naprawdę nie da. Ze względu na liczbę godzin i ogrom materiału do nauczenia w zasadzie z dnia na dzień.

 

Agduś, co do liczby dzieci, coraz więcej młodych ludzi dochodzi do wniosku, że jedno dziecko to szczyt możliwości. Takie czasy, nawet bezpłatne przedszkole to rarytas.

 

Co do pomagania dzieciom, ja widzę to trochę inaczej. Zapewnienie nauki to nasz obowiązek. Jeżeli dziecko chce się uczyć, to rodzic powinien zrobić wszystko, żeby mogło się uczyć. Inaczej faktycznie jest złym rodzicem. I to w zakresie na jaki dziecko stać. Stać je (naukowo) na studia dzienne- trzeba mu pomagać. Kosztem wszystkiego.. Ale już tenis, konie i co tam jeszcze to fanaberie.

Zapewnienie mieszkania, samochodu- oczywiście obowiązkiem nie jest. Jak kogoś stać, to OK. Jestem za jakimś ułatwieniem dziecku życia. Ale oczywiście nie kosztem "wypruwania flaków" rodzica, bo .. to złe dla psychiki. Dotyczy to zresztą też uczuć ;) W życiu, niestety, zwykle jest model daję- wymagam. Nawet dzieciom. Podświadomie. To częste gadanie "ja ci tyle dawałam a ty teraz nie masz czasu.." wkurza mnie najbardziej. Dajemy, bo chcemy. Nam dawali nasi rodzice. My dajemy dzieciom, ile możemy, na ile jesteśmy szczodrzy. . One będą dawać swoim. Ale NIE NAM. W przeciwnym razie będą nam dawać i będą nas... przeklinać. Byłam dziś na pogrzebie. Właśnie widziałam kliniczny przykład. Jedno dziecko osoby zmarłej wyglądało, jakby wręcz czuło ulgę. Ale też ta zmarła osoba chciała mieć dziecko dla siebie, ułożyć mu życie pod siebie- dla opieki nad sobą. Głupia, chora, zaborcza miłość. Dawała dużo, ale nie bezinteresownie. Zniszczyła dziecko...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak we wszystkim - potrzebna jest umiejętność znalezienia złotego środka. Dawać, ale zostawić coś dla siebie (nie myślę tu wyłącznie o dobrach materialnych - o czasie na przykład też), pomagać w miarę możliwości, ale nie wyręczać we wszystkim, wspierać, ale nie ubezwłasnowolniać, radzić, ale nie podejmować decyzji za kogoś.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...