Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Co Was wkurza...?


Recommended Posts

  • Odpowiedzi 628
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Mnie 2 dni temu wkurzyli sądziedzi, do dziś mnie nerw trzyma... ;) Poza tym co chwilę trzaskają drzwiami (mam w domu malutkie dziecko!), chyba na święta dostaną ode mnie w prezencie instrukcję obsługi klamki ;)

Pozdrawiam

 

he he

wyobraź sobie 4 osobową rodzinkę, z której każdy (nawet jak razem przyjadą)

wchodzi do mieszkania oddzielnie i nap... gerdą, oczywiście jest to powrót słoni odwrotnie proporcjonalnych - im lżejsze tym bardziej tupie

po zwróceniu uwagi w formie żartu (w sumie dobrzy sąsiedzi, znajomi) mało nie poobrażali się

aha

obrazili się częściowo - dziecko, 5 letnia diva klatkowa, z nudów wychodziła na klatkę i testowała akustykę, a rodzice w tym samym czasie siedzieli w domu i nie bardzo ich to interesowało, obrazili się, bo są bardzo czuli na jej punkcie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

he he

wyobraź sobie 4 osobową rodzinkę, z której każdy (nawet jak razem przyjadą)

wchodzi do mieszkania oddzielnie i nap... gerdą, oczywiście jest to powrót słoni odwrotnie proporcjonalnych - im lżejsze tym bardziej tupie

U mnie jest to samo! W ciągu godziny potrafią tak łupnąć średnio 20 razy. Do tego dochodzi jeszcze furtka przed domem (samochodu nie wspominam, tu się nie da nie trzasnąć :) ) JAk dziś sąsiadka zamykała drzwi, to mi się meble w domu zatrzęsły :-? Wcześniej nie zwracaliśmy im uwagi (nie należymy z męzem do ludzi czepialskich i upierdliwych), ale po ostatniej sobocie już nie będę miałą oporów :evil:

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eeee tam, trzaskanie drzwiami to jeszcze nic.

Gdzieś na osiedlu (zamknięte, strzeżone, ochrona itp. wynalazki - nie jakieś tam blokowisko), gdzie chwilowo mieszkam, mieszka sobie też pani, która żadnej tam krępacji nie ma, a powiedziałabym, że wręcz przeciwnie.

Teraz akurat jest imprezka - jak słyszę. Zaraz natomiast pewnie usłyszę, czy dzisiaj został pan czy pani :roll: i na ile, w skali od 1 do 10, jest jej dobrze. I tak parę razy w tygodniu - statystyki naukowe można prowadzić :oops:

Mnie tam wisi, jak skończę remont to się wyprowadzam do siebie, traktuję jako "folklor miejscowy", momentami mnie śmieszy - bo to sztuczne strasznie wszystko.

Ale jak słyszę, że od tych "przeżyć" budzą się maluchy, których na osiedlu jest sporo, to myślę, że rodziców, to dopiero wkurza taka primadonna. :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Mnie wkurza jak sobie pomysle o wychowywaniu dziecka w tym kraju. Ponizej postaram sie opisac o co mi chodzi. Opis bedzie rzecz jasna troche przerysowany, zeby zaznaczyc tragikomicznosc sytuacji, ale poszczegolne jego punkty co i rusz wyskakuja jak diabel z pudelka w zyciu moim, moich znajomych, oraz przynajmniej w paru przypadkach, o ktorych slyszalem.

 

1. Problemy zaczynaja sie jeszcze na dlugo przed urodzeniem sie bachorka. Otoz widok czlowieka w wieku 25-30 lat, rozpoczynajacego kariere i majacego juz stalego partnera plci przeciwnej, rodzi w umyslach wielu osob ze starszego pokolenia bardzo silne skojarzenie ze slowami "slub" i "dziecko". Ktos taki powinien przeciez wziac juz slub. A jesli slub, to przeciez po to zeby miec dziecko. Albo w druga strone - ktos taki powinien juz myslec o dzieciach. A zeby mogl myslec o dzieciach, musi wziac slub. A skoro jedno z drugim jest nierozerwalnie zwiazane, starsze pokolenie zaczyna powoli acz metodycznie napierac: "Powinniscie wziac slub. Powinniscie miec dziecko. Jak to dziecko bez slubu?! Oczywiscie ze musi byc slub!". I to najlepiej od razu koscielny, jak Bozia przykazala, tylko ze skrzyzowanym za plecami palcami w momencie gdy sie obiecuje, ze dzieciak bedzie wychowany po katolicku. Wymuszone dawanie slowa, co do ktorego juz z gory wiadomo, ze zostanie w przyszlosci zlamane. Ostatecznie mozna sie wykrecic samym slubem cywilnym, ale trzeba byc przygotowanym, ze pozniej przy kazdej okazji mamusia z tesciowa beda przypominac, jaka to im sie krzywda dzieje, ze ich dzieci zyja w grzechu.

 

2. Jedziemy dalej. Dzieciak sie urodzil. Co teraz? No, oczywiscie czas na chrzest... Co? Jak to: "nie bedzie chrztu"?! Chcecie dziecko na wieczne potepienie skazac? Ze wy idziecie prosta droga do piekla, to przynajmniej to niewinne niczemu dzieciatko za soba nie ciagnijcie! Serca nie macie! A jak bedzie mialo na imie, jak chrztu nie bedzie, ha? I co sobie sasiedzi pomysla?! Cale miasto bedzie nas obgadywac!

Tu jest chyba gorzej nawet niz ze slubem. Na nic sie nie zda tlumaczenie, ze lepiej bedzie poczekac az dziecko dorosnie i samo sobie bedzie moglo wybrac w co wierzy, a tymczasem rodzice postaraja sie nauczyc go ogolnie przyjetej uczciwosci, uprzejmosci, tolerancji i szacunku dla innych ludzi. Ma byc chrzest, oraz przyjecie z okazji chrztu, na ktore nalezy zaprosic wszystkie ciotki i wujkow, do tego polaczone z wielka wyzerka i chwaleniem sie niemowlakiem na prawo i lewo.

 

3. Dziecko rosnie. Czas wyslac je do przedszkola... No wiec nie. Miejsc w przedszkolach nie ma, chyba ze decydujemy sie placic jakies kosmiczne sumy, albo nie obchodzi nas, czy nasza Przyszlosc Narodu dostanie jesc, albo czy ktos zaprowadzi malego do lazienki. Nasza na zmiane katolicko-socjalistyczna, albo po prostu socjalistyczna, wladza troszczy sie co prawda o wskaznik urodzen, ale takie szczegoly jak problem pogodzenia opieki nad malcem, a zyciem w XXI wieku, juz jej nie obchodza.

Ewentualnie mozna codziennie rano i po poludniu jezdzic na drugi koniec miasta, albo wrecz do innego miasta, do jedynego w okolicy dobrego przedszkola, w ktorym miejsce sie znalazlo. Bez samochodu i sporych wydatkow na benzyne sie w takim wypadku nie obedzie.

 

4. Szkola podstawowa i znowu problem natury religijno-kulturalnej. W teorii szkola ma obowiazek umieszczac lekcje religii na poczatku, badz na koncu zajec. W praktyce wszyscy olewaja to sikiem parabolicznym i rozklad zajec jest tak, jak pasuje nauczycielom i katechetom. Co dla oznacza dla dziecka, ktorego rodzice co prawda lubia opowiadac malemu bajki, ale nie zgadzaja sie zeby ktokolwiek wciskal mu, ze te bajki sa prawda? Oznacza, ze rzeczony dzieciak musi przesiedziec te godzine w bibliotece, albo w jakims innym pokoiku, gdzie nie ma absolutnie nic do roboty (bo, nie oszukujmy sie, czytanie lektur szkolnych jest jeszcze gorsze niz nic nie robienie). Mialy byc lekcje etyki. W praktyce takie zajecia zostaly wprowadzone w zaledwie kilkuset szkolach w calej Polsce. Zazwyczaj sie to nie oplaca, bo wiekszosc rodzicow wiedziona owczym pedem przystaje na uczeszczanie dziecka na religie, nawet jesli sami nie sa wierzacy. I uczniow, ktorych rodzice chcieliby wysylac na etyke zostaje moze 2-3%, w zwiazku z czym mozna ich bez problemu zaokraglic do zera - wiec po co wydawac kase na kolejny etat nauczycielski?

 

5. W trakcie gdy dziecko uczy sie pic i palic... eee, przepraszam, uczy sie o urodzonym w zlobie Jezusku, nastepuje najwieksza w jego dotychczasowym zyciu rewia mody i cateringu, ktora przebije dopiero slub koscielny: vanity fair dla mas, pierwsza komunia. Wydatek od 1500 do 5000 PLN, zaleznie od tego jak bardzo chcemy sie pokazac w lokalnej spolecznosci. Dziecko trzeba ubrac, kupic odpowiednio kosztowny prezent zeby uniknelo ostracyzmu wsrod rowiesnikow, zawiezc do kosciola jakims ladnym samochodem (podobno w Warszawie coraz popularniejsze robia sie bryczki), cos tam sypnac na tace, a pozniej do domu na przyjecie, gdzie znowu ciotki i wujkowie beda przejadali nasza miesieczna pensje. Wylamanie sie ze schematu oznacza dla nas kilka tygodni lub nawet miesiecy plotek i spojrzenia za naszymi plecami - niby nic, a jednak jakos tak niefajnie. Gorzej dla dziecka. Marna szansa, zeby w tym wieku zrozumialo, czemu rodzice pozbawiaja go mozliwosci zaszpanowania przed kolegami i kolezankami i czemu nie dostalo tej masy prezentow, ktora chwala sie rowiesnicy. I to podobno ateisci gonia za uciechami tego swiata.

 

6. Historia z pierwsza komunia ma swoj sequel w postaci bierzmowania. Impreza jest juz skromniejsza, a dziecko wieksze i mniej sklonne do wspolpracy. A i my jestesmy juz troche bardziej zmeczeni tym wszystkim.

 

7. Teraz zostaje nam juz tylko czekac. Pewnego dnia nasza pociecha przyprowadzi nam do domu pocieche jakiejs innej pary rodzicow i oznajmi, ze sie pobieraja. Nastapi zapoznanie sie z druga para rodzicow i, jesli bedziemy mieli szczescie, okaza sie oni ludzmi o pogladach podobnych do naszych, i podobnej historii uzerania sie z tradycja. Wtedy w porzadku - jesli dzieci rowniez podzielaja nasze poglady, slub bedzie tylko cywilny, a wychowanie kolejnego pokolenia przebiegnie juz troche latwiej, bo przynajmniej rodzice i tesciowie nie beda sie az tak bardzo wtracac. Jesli dzieci w ramach mlodzienczego buntu nawrocily sie na katolicyzm, to trudno. Przynajmniej uzerac sie z tradycja nie beda, tylko ja zaakceptuja. Najgorzej, jesli druga para rodzicow to zatwardziali katolicy, a dzieci - nie. Wtedy cala historia powtorzy sie na nowo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie no muszę to napisać i się wygadać! Uwaga, będzie politycznie... Od jakiegoś czasu zauważyłam, że jak są jakieś artykuły w internecie na temat PO, PiS to zawsze komentarze pod tymi newsami mnie dobijają. Wiem, że była afera, że z polecenia PiS jacyś ludzie z ministerstw wypisywali komentarze gloryfikujące PiS a ubijające PO. Ale to już jest jakaś patologia, każdy kto nie głosuje na PiS jest złodziejem, kłamcą, aferałem

typu pomrocznych mas, przybłędą bezpaństwową itp. itd. Ludzie chyba jeszcze takiej nienawiści i podziału społeczeństwa nie było! Ja będę głosować na PO, uważam, że PiS jest mistrzem świata w mamieniu, obiecankach, pozeranctwie itp, ale nikogo nie nazwałabym w ten sposób tylko dlatego, że ma inne poglądy. Nie, normalnie ręce opadają...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 months później...
Wkurza mnie sporo różnych rzeczy ale najbardziej starsi ludzie którzy uważają że młodzi są zle wychowani i to nic dobrego ,ja jestem wychowana żeby starszym ludziom ustępować mniejsca, pomagać ,szanować itp. natomiast wielokrotnie spotkały mnie i nie tylko przykrości ze strony takowych . Wielokrotnie (zwłzszcza )starsze panie przepychały się w sklepie lub biły laską po nodze żeby się przedemnie wepchnąć a wystarczyło zapytać czy wpuszczę co z przyjemnością bym zrobiła a w takiej sytuacji nóż mi się w kieszeni otwiera , byłam też świadkiem sytuacji gdy starsza osoba w szpilkach w tramwaju stanąwszy nad chłopakiem jęczała jak to ona jest schorowana a młodzież niewychowana , w chwili gdy chółopak wstał z siedzenia podpierając się białą laską nie raczyła nawet przeoprosić i tu nasówa się pytanie gdzie kultura i wychowanie starszych osób......strasznie mnie takie rzeczy wkurzają pozdro aga :lol:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie wkurza jak sobie pomysle o wychowywaniu dziecka w tym kraju. Ponizej postaram sie opisac o co mi chodzi. Opis bedzie rzecz jasna troche przerysowany, zeby zaznaczyc tragikomicznosc sytuacji, ale poszczegolne jego punkty co i rusz wyskakuja jak diabel z pudelka w zyciu moim, moich znajomych, oraz przynajmniej w paru przypadkach, o ktorych slyszalem.

 

1. Problemy zaczynaja sie jeszcze na dlugo przed urodzeniem sie bachorka. Otoz widok czlowieka w wieku 25-30 lat, rozpoczynajacego kariere i majacego juz stalego partnera plci przeciwnej, rodzi w umyslach wielu osob ze starszego pokolenia bardzo silne skojarzenie ze slowami "slub" i "dziecko". Ktos taki powinien przeciez wziac juz slub. A jesli slub, to przeciez po to zeby miec dziecko. Albo w druga strone - ktos taki powinien juz myslec o dzieciach. A zeby mogl myslec o dzieciach, musi wziac slub. A skoro jedno z drugim jest nierozerwalnie zwiazane, starsze pokolenie zaczyna powoli acz metodycznie napierac: "Powinniscie wziac slub. Powinniscie miec dziecko. Jak to dziecko bez slubu?! Oczywiscie ze musi byc slub!". I to najlepiej od razu koscielny, jak Bozia przykazala, tylko ze skrzyzowanym za plecami palcami w momencie gdy sie obiecuje, ze dzieciak bedzie wychowany po katolicku. Wymuszone dawanie slowa, co do ktorego juz z gory wiadomo, ze zostanie w przyszlosci zlamane. Ostatecznie mozna sie wykrecic samym slubem cywilnym, ale trzeba byc przygotowanym, ze pozniej przy kazdej okazji mamusia z tesciowa beda przypominac, jaka to im sie krzywda dzieje, ze ich dzieci zyja w grzechu.

 

2. Jedziemy dalej. Dzieciak sie urodzil. Co teraz? No, oczywiscie czas na chrzest... Co? Jak to: "nie bedzie chrztu"?! Chcecie dziecko na wieczne potepienie skazac? Ze wy idziecie prosta droga do piekla, to przynajmniej to niewinne niczemu dzieciatko za soba nie ciagnijcie! Serca nie macie! A jak bedzie mialo na imie, jak chrztu nie bedzie, ha? I co sobie sasiedzi pomysla?! Cale miasto bedzie nas obgadywac!

Tu jest chyba gorzej nawet niz ze slubem. Na nic sie nie zda tlumaczenie, ze lepiej bedzie poczekac az dziecko dorosnie i samo sobie bedzie moglo wybrac w co wierzy, a tymczasem rodzice postaraja sie nauczyc go ogolnie przyjetej uczciwosci, uprzejmosci, tolerancji i szacunku dla innych ludzi. Ma byc chrzest, oraz przyjecie z okazji chrztu, na ktore nalezy zaprosic wszystkie ciotki i wujkow, do tego polaczone z wielka wyzerka i chwaleniem sie niemowlakiem na prawo i lewo.

 

3. Dziecko rosnie. Czas wyslac je do przedszkola... No wiec nie. Miejsc w przedszkolach nie ma, chyba ze decydujemy sie placic jakies kosmiczne sumy, albo nie obchodzi nas, czy nasza Przyszlosc Narodu dostanie jesc, albo czy ktos zaprowadzi malego do lazienki. Nasza na zmiane katolicko-socjalistyczna, albo po prostu socjalistyczna, wladza troszczy sie co prawda o wskaznik urodzen, ale takie szczegoly jak problem pogodzenia opieki nad malcem, a zyciem w XXI wieku, juz jej nie obchodza.

Ewentualnie mozna codziennie rano i po poludniu jezdzic na drugi koniec miasta, albo wrecz do innego miasta, do jedynego w okolicy dobrego przedszkola, w ktorym miejsce sie znalazlo. Bez samochodu i sporych wydatkow na benzyne sie w takim wypadku nie obedzie.

 

4. Szkola podstawowa i znowu problem natury religijno-kulturalnej. W teorii szkola ma obowiazek umieszczac lekcje religii na poczatku, badz na koncu zajec. W praktyce wszyscy olewaja to sikiem parabolicznym i rozklad zajec jest tak, jak pasuje nauczycielom i katechetom. Co dla oznacza dla dziecka, ktorego rodzice co prawda lubia opowiadac malemu bajki, ale nie zgadzaja sie zeby ktokolwiek wciskal mu, ze te bajki sa prawda? Oznacza, ze rzeczony dzieciak musi przesiedziec te godzine w bibliotece, albo w jakims innym pokoiku, gdzie nie ma absolutnie nic do roboty (bo, nie oszukujmy sie, czytanie lektur szkolnych jest jeszcze gorsze niz nic nie robienie). Mialy byc lekcje etyki. W praktyce takie zajecia zostaly wprowadzone w zaledwie kilkuset szkolach w calej Polsce. Zazwyczaj sie to nie oplaca, bo wiekszosc rodzicow wiedziona owczym pedem przystaje na uczeszczanie dziecka na religie, nawet jesli sami nie sa wierzacy. I uczniow, ktorych rodzice chcieliby wysylac na etyke zostaje moze 2-3%, w zwiazku z czym mozna ich bez problemu zaokraglic do zera - wiec po co wydawac kase na kolejny etat nauczycielski?

 

5. W trakcie gdy dziecko uczy sie pic i palic... eee, przepraszam, uczy sie o urodzonym w zlobie Jezusku, nastepuje najwieksza w jego dotychczasowym zyciu rewia mody i cateringu, ktora przebije dopiero slub koscielny: vanity fair dla mas, pierwsza komunia. Wydatek od 1500 do 5000 PLN, zaleznie od tego jak bardzo chcemy sie pokazac w lokalnej spolecznosci. Dziecko trzeba ubrac, kupic odpowiednio kosztowny prezent zeby uniknelo ostracyzmu wsrod rowiesnikow, zawiezc do kosciola jakims ladnym samochodem (podobno w Warszawie coraz popularniejsze robia sie bryczki), cos tam sypnac na tace, a pozniej do domu na przyjecie, gdzie znowu ciotki i wujkowie beda przejadali nasza miesieczna pensje. Wylamanie sie ze schematu oznacza dla nas kilka tygodni lub nawet miesiecy plotek i spojrzenia za naszymi plecami - niby nic, a jednak jakos tak niefajnie. Gorzej dla dziecka. Marna szansa, zeby w tym wieku zrozumialo, czemu rodzice pozbawiaja go mozliwosci zaszpanowania przed kolegami i kolezankami i czemu nie dostalo tej masy prezentow, ktora chwala sie rowiesnicy. I to podobno ateisci gonia za uciechami tego swiata.

 

6. Historia z pierwsza komunia ma swoj sequel w postaci bierzmowania. Impreza jest juz skromniejsza, a dziecko wieksze i mniej sklonne do wspolpracy. A i my jestesmy juz troche bardziej zmeczeni tym wszystkim.

 

7. Teraz zostaje nam juz tylko czekac. Pewnego dnia nasza pociecha przyprowadzi nam do domu pocieche jakiejs innej pary rodzicow i oznajmi, ze sie pobieraja. Nastapi zapoznanie sie z druga para rodzicow i, jesli bedziemy mieli szczescie, okaza sie oni ludzmi o pogladach podobnych do naszych, i podobnej historii uzerania sie z tradycja. Wtedy w porzadku - jesli dzieci rowniez podzielaja nasze poglady, slub bedzie tylko cywilny, a wychowanie kolejnego pokolenia przebiegnie juz troche latwiej, bo przynajmniej rodzice i tesciowie nie beda sie az tak bardzo wtracac. Jesli dzieci w ramach mlodzienczego buntu nawrocily sie na katolicyzm, to trudno. Przynajmniej uzerac sie z tradycja nie beda, tylko ja zaakceptuja. Najgorzej, jesli druga para rodzicow to zatwardziali katolicy, a dzieci - nie. Wtedy cala historia powtorzy sie na nowo.

 

:lol:

muszę się zgodzić w 100% !!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

G... prawda.

Po prostu pewne rzeczy, jak się nie pomaca samemu, to się nie jest w stanie zrozumieć.

1. Ślub.

większości młodym wydaje się, że czasy zmieniły się na tyle, że można mieszkać i żyć bez slubu, mieć dzieci i to wszystko się nie rózni od życia tych ze ślubem. I zeby mi nie było, żem staromodny, to opisuję przypadek mojego własnego syna, który teraz, gdy ma drugi raz zostać ojcem, nagle ode mnie dowiaduje się, ze sytuacja prawna dzieci ślubnych i nieślubnych może jest i taka sama, ale nie sytuacja ich rodziców. Mój biedny synek, który nie ma slubu, nawet nie zdawał sobie sprawy, że jak jego partnerka pójdzie rodzić do szpitala, to jego mogą w ogóle do niej nie dopuścić, ani nikt go o stanie jej zdrowia nie ma obowiązku poinformować. Mało tego, nie ma prawa informować!

Dlatego naciski rodziców na ślub są w dużej mierze spowodowane tym, że oni z doświadczenia wiedzą, że to wyjasnia sytuację prawną. I wiedzą, że bywają takie sytuacje, kiedy to staje się bardzo, bardzo ważne. I najczęściej staje się to nagle.

owszem, dla wielu jeszcze wazna jest opinia znajomych itd., ale moim zdaniem to już jest w mniejszości.

Nie bez przyczyny, kiedyś intercyza była jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu, bo "ustawiała" całą przyszłość.

 

2. Chrzest.

No tu niestety, jak się wlezie między wrony, to trzeba krakać jak i one.

I z tego też starsi bardziej sobie zdają sprawę niż młodzi rodzice, którzy chcą postawić na swoim. A starsi naciskając na chrzest zdają sobie doskonale sprawę z tego, że to najczęściej to przekonanie "że ja się oprę i nie bedę" nie ma sensu, ze chrzest oszczędzi w przyszłości biednemu dziecku wielu stresów w stosunkach z równiesnikami i tej "inności" którą mu bedą wytykać przy kazdej okazji.

Więc nie zapominajcie, że to po latach dopiero można powiedzieć, czy było warto. Poczytajcie opowiadań młodych, ktorzy już to przeszli, a są dzisiaj dorosłymi ludźmi. Czy chcecie tego dla swoich dzieci?

 

3. Miejsca w przedszkolach.

Odpowiem krótko. Jakie władze żeście se wybrali, takie macie.

przedszkola to sprawa samorządu. Wybierzcie taki, co bedzie o to dbał. U mnie z tym problemów nie ma.

 

4.Wszystko prawda, nawet wnioski prawidłowe. No i co , kopać się chcesz z koniem?

 

5. Przepraszam, a kto twórczo rozwija przyjęcia? Nie sami młodzi rodzice? Czy nie przenoszą na komunię swojego wyścigu szcurów? Tu na forum już była dyskusja, że tylko przyjęcie w restauracji itd, itp. etc.

I powiem szczerze dzieje się tak wbrew opinii księży,. którzy na poczatku z tym walczyli, ale zauwazyli, że nic z tego. Ale to nie ich wina.

 

6. Bierzmowanie?? Eeeee.... z wiedzą i obowiązkami to przesadzają, ale o przyjęciach i prezentach nie słyszałem.

 

7. A historie lubia się powtarzać nawet bez zatwardziałych katolików, bo młodzi gniewni, rozwalający państwo buntownicy dorastają, zostają ministrami i dbają w starszym wieku, by państwo miało się dobrze.

Chocby taki Joszka Fischer.

Tak, tak, poglądy z wiekiem i nabieraniem doświadczeń się zmieniają. W sprawie wartości ślubu w rodzinie też. Nawet cywilnego ślubu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

G... prawda.

Po prostu pewne rzeczy, jak się nie pomaca samemu, to się nie jest w stanie zrozumieć.

1. Ślub.

większości młodym wydaje się, że czasy zmieniły się na tyle, że można mieszkać i żyć bez slubu, mieć dzieci i to wszystko się nie rózni od życia tych ze ślubem. I zeby mi nie było, żem staromodny, to opisuję przypadek mojego własnego syna, który teraz, gdy ma drugi raz zostać ojcem, nagle ode mnie dowiaduje się, ze sytuacja prawna dzieci ślubnych i nieślubnych może jest i taka sama, ale nie sytuacja ich rodziców. Mój biedny synek, który nie ma slubu, nawet nie zdawał sobie sprawy, że jak jego partnerka pójdzie rodzić do szpitala, to jego mogą w ogóle do niej nie dopuścić, ani nikt go o stanie jej zdrowia nie ma obowiązku poinformować. Mało tego, nie ma prawa informować!

Dlatego naciski rodziców na ślub są w dużej mierze spowodowane tym, że oni z doświadczenia wiedzą, że to wyjasnia sytuację prawną. I wiedzą, że bywają takie sytuacje, kiedy to staje się bardzo, bardzo ważne. I najczęściej staje się to nagle.

owszem, dla wielu jeszcze wazna jest opinia znajomych itd., ale moim zdaniem to już jest w mniejszości.

Nie bez przyczyny, kiedyś intercyza była jednym z najważniejszych wydarzeń w życiu, bo "ustawiała" całą przyszłość.

 

2. Chrzest.

No tu niestety, jak się wlezie między wrony, to trzeba krakać jak i one.

I z tego też starsi bardziej sobie zdają sprawę niż młodzi rodzice, którzy chcą postawić na swoim. A starsi naciskając na chrzest zdają sobie doskonale sprawę z tego, że to najczęściej to przekonanie "że ja się oprę i nie bedę" nie ma sensu, ze chrzest oszczędzi w przyszłości biednemu dziecku wielu stresów w stosunkach z równiesnikami i tej "inności" którą mu bedą wytykać przy kazdej okazji.

Więc nie zapominajcie, że to po latach dopiero można powiedzieć, czy było warto. Poczytajcie opowiadań młodych, ktorzy już to przeszli, a są dzisiaj dorosłymi ludźmi. Czy chcecie tego dla swoich dzieci?

 

3. Miejsca w przedszkolach.

Odpowiem krótko. Jakie władze żeście se wybrali, takie macie.

przedszkola to sprawa samorządu. Wybierzcie taki, co bedzie o to dbał. U mnie z tym problemów nie ma.

 

4.Wszystko prawda, nawet wnioski prawidłowe. No i co , kopać się chcesz z koniem?

 

5. Przepraszam, a kto twórczo rozwija przyjęcia? Nie sami młodzi rodzice? Czy nie przenoszą na komunię swojego wyścigu szcurów? Tu na forum już była dyskusja, że tylko przyjęcie w restauracji itd, itp. etc.

I powiem szczerze dzieje się tak wbrew opinii księży,. którzy na poczatku z tym walczyli, ale zauwazyli, że nic z tego. Ale to nie ich wina.

 

6. Bierzmowanie?? Eeeee.... z wiedzą i obowiązkami to przesadzają, ale o przyjęciach i prezentach nie słyszałem.

 

7. A historie lubia się powtarzać nawet bez zatwardziałych katolików, bo młodzi gniewni, rozwalający państwo buntownicy dorastają, zostają ministrami i dbają w starszym wieku, by państwo miało się dobrze.

Chocby taki Joszka Fischer.

Tak, tak, poglądy z wiekiem i nabieraniem doświadczeń się zmieniają. W sprawie wartości ślubu w rodzinie też. Nawet cywilnego ślubu.

 

No i nie pozostaje nic innego jak tylko się podpisać pod tym.

Retro - ja zawsze z Tobą! :wink: :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie wkurza jak sobie pomysle o wychowywaniu dziecka w tym kraju. Ponizej postaram sie opisac o co mi chodzi. Opis bedzie rzecz jasna troche przerysowany, zeby zaznaczyc tragikomicznosc sytuacji, ale poszczegolne jego punkty co i rusz wyskakuja jak diabel z pudelka w zyciu moim, moich znajomych, oraz przynajmniej w paru przypadkach, o ktorych slyszalem.

 

1. Problemy zaczynaja sie jeszcze na dlugo przed urodzeniem sie bachorka. Otoz widok czlowieka w wieku 25-30 lat, rozpoczynajacego kariere i majacego juz stalego partnera plci przeciwnej, rodzi w umyslach wielu osob ze starszego pokolenia bardzo silne skojarzenie ze slowami "slub" i "dziecko". Ktos taki powinien przeciez wziac juz slub. A jesli slub, to przeciez po to zeby miec dziecko. Albo w druga strone - ktos taki powinien juz myslec o dzieciach. A zeby mogl myslec o dzieciach, musi wziac slub. A skoro jedno z drugim jest nierozerwalnie zwiazane, starsze pokolenie zaczyna powoli acz metodycznie napierac: "Powinniscie wziac slub. Powinniscie miec dziecko. Jak to dziecko bez slubu?! Oczywiscie ze musi byc slub!". I to najlepiej od razu koscielny, jak Bozia przykazala, tylko ze skrzyzowanym za plecami palcami w momencie gdy sie obiecuje, ze dzieciak bedzie wychowany po katolicku. Wymuszone dawanie slowa, co do ktorego juz z gory wiadomo, ze zostanie w przyszlosci zlamane. Ostatecznie mozna sie wykrecic samym slubem cywilnym, ale trzeba byc przygotowanym, ze pozniej przy kazdej okazji mamusia z tesciowa beda przypominac, jaka to im sie krzywda dzieje, ze ich dzieci zyja w grzechu.

 

2. Jedziemy dalej. Dzieciak sie urodzil. Co teraz? No, oczywiscie czas na chrzest... Co? Jak to: "nie bedzie chrztu"?! Chcecie dziecko na wieczne potepienie skazac? Ze wy idziecie prosta droga do piekla, to przynajmniej to niewinne niczemu dzieciatko za soba nie ciagnijcie! Serca nie macie! A jak bedzie mialo na imie, jak chrztu nie bedzie, ha? I co sobie sasiedzi pomysla?! Cale miasto bedzie nas obgadywac!

Tu jest chyba gorzej nawet niz ze slubem. Na nic sie nie zda tlumaczenie, ze lepiej bedzie poczekac az dziecko dorosnie i samo sobie bedzie moglo wybrac w co wierzy, a tymczasem rodzice postaraja sie nauczyc go ogolnie przyjetej uczciwosci, uprzejmosci, tolerancji i szacunku dla innych ludzi. Ma byc chrzest, oraz przyjecie z okazji chrztu, na ktore nalezy zaprosic wszystkie ciotki i wujkow, do tego polaczone z wielka wyzerka i chwaleniem sie niemowlakiem na prawo i lewo.

 

3. Dziecko rosnie. Czas wyslac je do przedszkola... No wiec nie. Miejsc w przedszkolach nie ma, chyba ze decydujemy sie placic jakies kosmiczne sumy, albo nie obchodzi nas, czy nasza Przyszlosc Narodu dostanie jesc, albo czy ktos zaprowadzi malego do lazienki. Nasza na zmiane katolicko-socjalistyczna, albo po prostu socjalistyczna, wladza troszczy sie co prawda o wskaznik urodzen, ale takie szczegoly jak problem pogodzenia opieki nad malcem, a zyciem w XXI wieku, juz jej nie obchodza.

Ewentualnie mozna codziennie rano i po poludniu jezdzic na drugi koniec miasta, albo wrecz do innego miasta, do jedynego w okolicy dobrego przedszkola, w ktorym miejsce sie znalazlo. Bez samochodu i sporych wydatkow na benzyne sie w takim wypadku nie obedzie.

 

4. Szkola podstawowa i znowu problem natury religijno-kulturalnej. W teorii szkola ma obowiazek umieszczac lekcje religii na poczatku, badz na koncu zajec. W praktyce wszyscy olewaja to sikiem parabolicznym i rozklad zajec jest tak, jak pasuje nauczycielom i katechetom. Co dla oznacza dla dziecka, ktorego rodzice co prawda lubia opowiadac malemu bajki, ale nie zgadzaja sie zeby ktokolwiek wciskal mu, ze te bajki sa prawda? Oznacza, ze rzeczony dzieciak musi przesiedziec te godzine w bibliotece, albo w jakims innym pokoiku, gdzie nie ma absolutnie nic do roboty (bo, nie oszukujmy sie, czytanie lektur szkolnych jest jeszcze gorsze niz nic nie robienie). Mialy byc lekcje etyki. W praktyce takie zajecia zostaly wprowadzone w zaledwie kilkuset szkolach w calej Polsce. Zazwyczaj sie to nie oplaca, bo wiekszosc rodzicow wiedziona owczym pedem przystaje na uczeszczanie dziecka na religie, nawet jesli sami nie sa wierzacy. I uczniow, ktorych rodzice chcieliby wysylac na etyke zostaje moze 2-3%, w zwiazku z czym mozna ich bez problemu zaokraglic do zera - wiec po co wydawac kase na kolejny etat nauczycielski?

 

5. W trakcie gdy dziecko uczy sie pic i palic... eee, przepraszam, uczy sie o urodzonym w zlobie Jezusku, nastepuje najwieksza w jego dotychczasowym zyciu rewia mody i cateringu, ktora przebije dopiero slub koscielny: vanity fair dla mas, pierwsza komunia. Wydatek od 1500 do 5000 PLN, zaleznie od tego jak bardzo chcemy sie pokazac w lokalnej spolecznosci. Dziecko trzeba ubrac, kupic odpowiednio kosztowny prezent zeby uniknelo ostracyzmu wsrod rowiesnikow, zawiezc do kosciola jakims ladnym samochodem (podobno w Warszawie coraz popularniejsze robia sie bryczki), cos tam sypnac na tace, a pozniej do domu na przyjecie, gdzie znowu ciotki i wujkowie beda przejadali nasza miesieczna pensje. Wylamanie sie ze schematu oznacza dla nas kilka tygodni lub nawet miesiecy plotek i spojrzenia za naszymi plecami - niby nic, a jednak jakos tak niefajnie. Gorzej dla dziecka. Marna szansa, zeby w tym wieku zrozumialo, czemu rodzice pozbawiaja go mozliwosci zaszpanowania przed kolegami i kolezankami i czemu nie dostalo tej masy prezentow, ktora chwala sie rowiesnicy. I to podobno ateisci gonia za uciechami tego swiata.

 

6. Historia z pierwsza komunia ma swoj sequel w postaci bierzmowania. Impreza jest juz skromniejsza, a dziecko wieksze i mniej sklonne do wspolpracy. A i my jestesmy juz troche bardziej zmeczeni tym wszystkim.

 

7. Teraz zostaje nam juz tylko czekac. Pewnego dnia nasza pociecha przyprowadzi nam do domu pocieche jakiejs innej pary rodzicow i oznajmi, ze sie pobieraja. Nastapi zapoznanie sie z druga para rodzicow i, jesli bedziemy mieli szczescie, okaza sie oni ludzmi o pogladach podobnych do naszych, i podobnej historii uzerania sie z tradycja. Wtedy w porzadku - jesli dzieci rowniez podzielaja nasze poglady, slub bedzie tylko cywilny, a wychowanie kolejnego pokolenia przebiegnie juz troche latwiej, bo przynajmniej rodzice i tesciowie nie beda sie az tak bardzo wtracac. Jesli dzieci w ramach mlodzienczego buntu nawrocily sie na katolicyzm, to trudno. Przynajmniej uzerac sie z tradycja nie beda, tylko ja zaakceptuja. Najgorzej, jesli druga para rodzicow to zatwardziali katolicy, a dzieci - nie. Wtedy cala historia powtorzy sie na nowo.

nie jestem zagorzałym katolem ale te rozważania są żałosne. Nie róbcie sobie "bachorków"(sic!) i tyle. Chyba młodzi gniewni słyszeli o zabezpieczeniach? I slubu tez nie bierzcie-

Wymuszone dawanie slowa, co do ktorego juz z gory wiadomo, ze zostanie w przyszlosci zlamane.
Od zawsze wiadomo, że jak ktoś ma inne przekonania niz ogół to bywa trudno. Trzeba byc na to przygotowanym i tyle-a nie płakac na forum. W demokracji rządzi większość-niestety także w aspekcie moralno-etycznym:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie wkurza jak sobie pomysle o wychowywaniu dziecka w tym kraju. Ponizej postaram sie opisac o co mi chodzi. Opis bedzie rzecz jasna troche przerysowany, zeby zaznaczyc tragikomicznosc sytuacji, ale poszczegolne jego punkty co i rusz wyskakuja jak diabel z pudelka w zyciu moim, moich znajomych, oraz przynajmniej w paru przypadkach, o ktorych slyszalem.

 

1. Problemy zaczynaja sie jeszcze na dlugo przed urodzeniem sie bachorka. Otoz widok czlowieka w wieku 25-30 lat, rozpoczynajacego kariere i majacego juz stalego partnera plci przeciwnej, rodzi w umyslach wielu osob ze starszego pokolenia bardzo silne skojarzenie ze slowami "slub" i "dziecko". Ktos taki powinien przeciez wziac juz slub. A jesli slub, to przeciez po to zeby miec dziecko. Albo w druga strone - ktos taki powinien juz myslec o dzieciach. A zeby mogl myslec o dzieciach, musi wziac slub. A skoro jedno z drugim jest nierozerwalnie zwiazane, starsze pokolenie zaczyna powoli acz metodycznie napierac: "Powinniscie wziac slub. Powinniscie miec dziecko. Jak to dziecko bez slubu?! Oczywiscie ze musi byc slub!". I to najlepiej od razu koscielny, jak Bozia przykazala, tylko ze skrzyzowanym za plecami palcami w momencie gdy sie obiecuje, ze dzieciak bedzie wychowany po katolicku. Wymuszone dawanie slowa, co do ktorego juz z gory wiadomo, ze zostanie w przyszlosci zlamane. Ostatecznie mozna sie wykrecic samym slubem cywilnym, ale trzeba byc przygotowanym, ze pozniej przy kazdej okazji mamusia z tesciowa beda przypominac, jaka to im sie krzywda dzieje, ze ich dzieci zyja w grzechu.

 

2. Jedziemy dalej. Dzieciak sie urodzil. Co teraz? No, oczywiscie czas na chrzest... Co? Jak to: "nie bedzie chrztu"?! Chcecie dziecko na wieczne potepienie skazac? Ze wy idziecie prosta droga do piekla, to przynajmniej to niewinne niczemu dzieciatko za soba nie ciagnijcie! Serca nie macie! A jak bedzie mialo na imie, jak chrztu nie bedzie, ha? I co sobie sasiedzi pomysla?! Cale miasto bedzie nas obgadywac!

Tu jest chyba gorzej nawet niz ze slubem. Na nic sie nie zda tlumaczenie, ze lepiej bedzie poczekac az dziecko dorosnie i samo sobie bedzie moglo wybrac w co wierzy, a tymczasem rodzice postaraja sie nauczyc go ogolnie przyjetej uczciwosci, uprzejmosci, tolerancji i szacunku dla innych ludzi. Ma byc chrzest, oraz przyjecie z okazji chrztu, na ktore nalezy zaprosic wszystkie ciotki i wujkow, do tego polaczone z wielka wyzerka i chwaleniem sie niemowlakiem na prawo i lewo.

 

3. Dziecko rosnie. Czas wyslac je do przedszkola... No wiec nie. Miejsc w przedszkolach nie ma, chyba ze decydujemy sie placic jakies kosmiczne sumy, albo nie obchodzi nas, czy nasza Przyszlosc Narodu dostanie jesc, albo czy ktos zaprowadzi malego do lazienki. Nasza na zmiane katolicko-socjalistyczna, albo po prostu socjalistyczna, wladza troszczy sie co prawda o wskaznik urodzen, ale takie szczegoly jak problem pogodzenia opieki nad malcem, a zyciem w XXI wieku, juz jej nie obchodza.

Ewentualnie mozna codziennie rano i po poludniu jezdzic na drugi koniec miasta, albo wrecz do innego miasta, do jedynego w okolicy dobrego przedszkola, w ktorym miejsce sie znalazlo. Bez samochodu i sporych wydatkow na benzyne sie w takim wypadku nie obedzie.

 

4. Szkola podstawowa i znowu problem natury religijno-kulturalnej. W teorii szkola ma obowiazek umieszczac lekcje religii na poczatku, badz na koncu zajec. W praktyce wszyscy olewaja to sikiem parabolicznym i rozklad zajec jest tak, jak pasuje nauczycielom i katechetom. Co dla oznacza dla dziecka, ktorego rodzice co prawda lubia opowiadac malemu bajki, ale nie zgadzaja sie zeby ktokolwiek wciskal mu, ze te bajki sa prawda? Oznacza, ze rzeczony dzieciak musi przesiedziec te godzine w bibliotece, albo w jakims innym pokoiku, gdzie nie ma absolutnie nic do roboty (bo, nie oszukujmy sie, czytanie lektur szkolnych jest jeszcze gorsze niz nic nie robienie). Mialy byc lekcje etyki. W praktyce takie zajecia zostaly wprowadzone w zaledwie kilkuset szkolach w calej Polsce. Zazwyczaj sie to nie oplaca, bo wiekszosc rodzicow wiedziona owczym pedem przystaje na uczeszczanie dziecka na religie, nawet jesli sami nie sa wierzacy. I uczniow, ktorych rodzice chcieliby wysylac na etyke zostaje moze 2-3%, w zwiazku z czym mozna ich bez problemu zaokraglic do zera - wiec po co wydawac kase na kolejny etat nauczycielski?

 

5. W trakcie gdy dziecko uczy sie pic i palic... eee, przepraszam, uczy sie o urodzonym w zlobie Jezusku, nastepuje najwieksza w jego dotychczasowym zyciu rewia mody i cateringu, ktora przebije dopiero slub koscielny: vanity fair dla mas, pierwsza komunia. Wydatek od 1500 do 5000 PLN, zaleznie od tego jak bardzo chcemy sie pokazac w lokalnej spolecznosci. Dziecko trzeba ubrac, kupic odpowiednio kosztowny prezent zeby uniknelo ostracyzmu wsrod rowiesnikow, zawiezc do kosciola jakims ladnym samochodem (podobno w Warszawie coraz popularniejsze robia sie bryczki), cos tam sypnac na tace, a pozniej do domu na przyjecie, gdzie znowu ciotki i wujkowie beda przejadali nasza miesieczna pensje. Wylamanie sie ze schematu oznacza dla nas kilka tygodni lub nawet miesiecy plotek i spojrzenia za naszymi plecami - niby nic, a jednak jakos tak niefajnie. Gorzej dla dziecka. Marna szansa, zeby w tym wieku zrozumialo, czemu rodzice pozbawiaja go mozliwosci zaszpanowania przed kolegami i kolezankami i czemu nie dostalo tej masy prezentow, ktora chwala sie rowiesnicy. I to podobno ateisci gonia za uciechami tego swiata.

 

6. Historia z pierwsza komunia ma swoj sequel w postaci bierzmowania. Impreza jest juz skromniejsza, a dziecko wieksze i mniej sklonne do wspolpracy. A i my jestesmy juz troche bardziej zmeczeni tym wszystkim.

 

7. Teraz zostaje nam juz tylko czekac. Pewnego dnia nasza pociecha przyprowadzi nam do domu pocieche jakiejs innej pary rodzicow i oznajmi, ze sie pobieraja. Nastapi zapoznanie sie z druga para rodzicow i, jesli bedziemy mieli szczescie, okaza sie oni ludzmi o pogladach podobnych do naszych, i podobnej historii uzerania sie z tradycja. Wtedy w porzadku - jesli dzieci rowniez podzielaja nasze poglady, slub bedzie tylko cywilny, a wychowanie kolejnego pokolenia przebiegnie juz troche latwiej, bo przynajmniej rodzice i tesciowie nie beda sie az tak bardzo wtracac. Jesli dzieci w ramach mlodzienczego buntu nawrocily sie na katolicyzm, to trudno. Przynajmniej uzerac sie z tradycja nie beda, tylko ja zaakceptuja. Najgorzej, jesli druga para rodzicow to zatwardziali katolicy, a dzieci - nie. Wtedy cala historia powtorzy sie na nowo.

nie jestem zagorzałym katolem ale te rozważania są żałosne. Nie róbcie sobie "bachorków"(sic!) i tyle. Chyba młodzi gniewni słyszeli o zabezpieczeniach? I slubu tez nie bierzcie-

Wymuszone dawanie slowa, co do ktorego juz z gory wiadomo, ze zostanie w przyszlosci zlamane.
Od zawsze wiadomo, że jak ktoś ma inne przekonania niz ogół to bywa trudno. Trzeba byc na to przygotowanym i tyle-a nie płakac na forum. W demokracji rządzi większość-niestety także w aspekcie moralno-etycznym:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Otóż nie.

Sasiadów, koleżanki i kolegów dziecka, panią w szkole i księdza na religii i w zakrystii = coraz częściej jest tak, że jak nie masz ślubu to i dziecko nie dostanie chrztu ani komunii. Jakie to dla niego przeżycie i wyobcowanie z grupy nie trzeba mówić.

Zawsze jest jakaś "dyktatura", jak nie czerwonych, to czarnych i bunt nie da niczego poza trudniejszym życiem na swojej ulicy/wsi. :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wystarczy zmienić sąsiadów na takich co ludziom w kwity nie zaglądają a brak ślubu będzie dla nich kwestią niewartą dyskusji, dzieci są dzisiaj niestety bardzo przyzwyczajone, że nie w każdej rodzinie jest tak wszystko ładnie i po Bożemu, rozwodów jest bardzo dużo. Dzieci np. i spędzają sobotę z tatusiem i ciocią Kasią, więc brak ślubu nie jest już wielkim zdziwieniem, są ciekawsze społecznie sensacje. Tu nie chodzi o bunt, dla mnie bunt związany jest ściśle z wiekiem dorastania. Jeśli człowiek ma klarowne przekonania i żyje w zgodzie ze swoim światopoglądem, nie wkurza się na otaczający go świat, bo to nie jego problem. Problem mają ludzie którzy emocjonalnie angażują się w domniemany konflikt miedzy sobą a światem. Z reguły te wszystkie prześladowania i szykany są w ich głowie, nie wyobrażam sobie abym miała się przejmować opinią społeczna w kwestii mojego życia oraz mojej osoby. W omawianej kwestii dla mnie osobiście nie ma problemu, nie można żyć inaczej niż jest przyjęte kulturowo w danym kraju i zarazem mieć tak samo jak ci którzy ten ogół tworzą, dlatego dziwią mnie takie posty. Poza tym ludzie którzy żyją bez ślubu zwłaszcza kościelnego , nie przywiązują większej wagi do religijnej edukacji jaki do przyjmowania sakramentów przez swoje dzieci, więc problem komunii jaki chrztu odpada, raczej z jakiś powodów wybierają właśnie taki model życia. Ja wśród znajomych mam i tradycyjne małżeństwa w tym siebie, jak i wolne związki, katolików, ateistów, rozwiedzionych, wolnych i jakoś nikt z nas specjalnie nie angażuje się w to jak dani znajomi żyją, jest tyle ważniejszych kryteriów w życiu niż to czy ktoś ma, czy raczej nie ma ślubu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...