master111111 24.06.2006 19:18 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Czerwca 2006 Podobno dni w lato są dłuższe. Niemniej jednak jakoś nie potrafię tego odczuć. Masa spraw do załatwienia i te ciągłe przeliczenia. Kto się nie budował to nawet nie ma pojęcia, chyba że kasy ma w brud i nie musi szukać taniej. Dziś fotoreportaż, bo generalnie to bym się już powtarzał. Cieszy natomiast fakt, że słoneczko jak dotąd świeci porządnie, od czasu do czasu polewając spieczona ziemię orzeźwiającym deszczykiem. Koloru mahoniu zdążyła już także nabrać nasza ekipa budowlana wyglądając teraz jak murzyny. Niestety skoszona wcześniej trawa nie ma jakoś teraz okazji aby wyschnąć. Na szczęście to już nie nasz problem – choć jeden. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/skoszona322aka.jpg Marzy mi się aby to wszystko było już gotowe i tak po prostu nie musieć wciąż myśleć jak pogodzić tyle spraw. Niestety nie wszystko idzie po nasze myśli. Z zamówioną oczyszczalnia sam nie wiem jak będzie, a teoretycznie to już powinna być u mnie. Polski przedstawiciel zawarł ze słowackim producentem jakąś umowę, że jest on teraz jedynym możliwym odbiorcą na terenie Polski. Może uda się ja zakupić przez firmę słowacką. Póki co to czekam do 30 czerwca, tj. do trwania promocji i z braku innego wyjścia zakupie ją w Bioeko --> czytaj drożej. Układanie więźby dachowej już tuż tuż , a my nadal nie mamy dekarza. Wszyscy, a było ich na razie 6–ciu albo są zawaleni robota albo cenią się tak, że nas po prostu na nich nie stać. Zostało naszczęście jeszcze trochę czasu i możliwości. Partacze, bez polecenia nie maja szans, nie chcemy przecież później się denerwować, przekładać dach, sądzić się lub Bóg wie co jeszcze. I tak wydaliśmy już na niego kupę kasy. Ciekawe czy kogoś znajdziemy. Jedna sprawa natomiast się już wyjaśniła. Po bardzo długich i męczących przemyśleniach , masie e-mail’i , telefonów, rozmów w końcu zdecydowałem się na zakup kolektorów słonecznych. Dziwne jest to, że długo jako jedyna możliwość brałem pod uwagę kolektory firmy Hewalex. Natomiast ostatecznie wybrałem te z firmy Watt montowane w połaci dachowej na naszym wykuszu. Przeważyła cena i wydajność. Nie często zdarza się aby te dwa wyznaczniki szły razem w parze. Za około 4 tygodnie możemy się spodziewać przesyłki. Mam nadzieję, że przynajmniej od maja do końca września nie trzeba będzie myśleć o grzaniu wody. Trochę mnie śmieszą wypowiedzi tych co twierdzą, że póki co z ekonomicznego punktu widzenie jest to nie opłacalne. A co z wygodą i oszczędnością opału ?? Przecież dzięki nim przez najładniejszą część roku można żyć beztrosko i zapomnieć o obowiązku dostarczenia ciepłej wody. W pozostałe miesiące kolektory także będą działać ale już tylko jako wspomaganie typowego uniwersalnego pieca. To także ma jakąś wartość. Takie są plany. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zestawsolarny.jpg Prace budowlane nadal trwają i już niedaleko do końca tzw. stanu surowego otwartego. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkiparteru.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/szalunkiparteru1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zbrojenie-1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/stropparteru2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/stropparteru1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zbrojenie3.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zbrojenie2.jpg Stal na zbrojenie przywoziliśmy 3 razy. Tu się nas budowlaniec nie popisał. Wiem, że ciężko to obliczyć, ale 3 razy to przesada. W piątek 23-06-2006r. nastąpiło zalewanie ostatniego stropu. Firma ta sama co poprzednio, ilość wykorzystanego betonu B15 to również 19 m3 po 175 zł netto/m3. Niestety na wieczór już popękał co podobno nie ma większego znaczenia na wytrzymałość, ale pozostawia jakiś taki niesmak. Podobno był tłusty czyli jakby za dużo cementu. Codzienni obficie go polewamy wodą. Dlaczego to tak właściwie nie wiem, ale ma być – to jest. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalanystrop2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zalanystrop1.jpg Przy wylewaniu były też nie lada przeboje. Jedna z „gruszek” z betonem cofając tyłem w dół drogi jakimś cudem zjechała za bardzo na pobocze drogi powodując bardzo realną możliwość wywrócenia auta. Przez trzy godziny próbowali wciągnąć ją z powrotem na drogę, przy pomocy fadromy i lewarków. Niestety zostało przy tym zryte 10 m pobocza, które winowajca obiecał naprawić. Oby. Ciekawe co stało się z tym kierowcą- nieszczęśnikiem. Znając ich szefa to nie wróżę mu nic dobrego. Przypuszczam, że albo wyleciał z roboty, albo obciążył go całymi kosztami. Od dziś nasza ekipa zaczęła już stawiać poddasze. Oj szybko chce nasz Henryk nas opuścić. Zmobilizowała go informacja od nas, że dekarza mamy zamówione i po prostu musi się wyrobić. Później okazało się, że go jednak nie mamy, o czym już nie raczyliśmy wspomnieć. Ważne, że u nas praca wre, a inni niech sobie czekają. Niedługo zabieramy się za wylewanie posadzek w piwnicy. Wstępne sprzątanie z Małgosia już zrobiliśmy. Od razu zrobiło się tak jakoś przytulniej, mniej surowo. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/sprzataniepiwnicy.jpg Materiały już zamówione, wiedza teoretyczna także została nabyta. Denerwujące jest to, że szukając w Internecie info o składnikach takowego na B15 znalazłem sprzeczne wyliczenia. Jedne mówią o ilości ok. 200 kg, inne o 400 kg cementu na 1 m3. Hmm...? Cdn. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 26.06.2006 12:11 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Czerwca 2006 Zrobiłem zdjęcie rozwalonej drogi , więc je dorzucam. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/rozwalonadroga-1.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 14.07.2006 19:55 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Lipca 2006 Dzieje się ostatnio tyle spraw, że ho ho. Aż ledwo wyrabiamy na zakrętach. Henryk kończy swój etap prac, to jest stan surowy otwarty. Pozostały mu tylko ostatnie wykończenia. Do końca tygodnia powinien wyrobić się z resztą ścianek działowych, kominów (klinkier) i selavi. Niedawno przeszła u nas burza jakiej dotąd nie widziałem. Super. Istne piekło w niebie. Z chmur lało się jak z wiadra. Wtedy też u nas w piwnicy zebrała się około 5 cm warstwa wody. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wodawpiwnicy.jpg Na początku pomyślałem, że drenaż jest „skopany”, bo skoro nie odprowadza wody.... Potem doszedłem do wniosku, że ta woda nie jest z podsiąkania przez zasypane ściany, tylko ze spływu po schodach z wyższych kondygnacji. Okazało się także, że drenaż znakomicie się sprawdza, tylko wylot był zaczopowany. Gdy go ode pchałem to woda poleciała niczym rwący górski strumień. Następnego dnia piwnica już była sucha. Teraz cały czas sączy się z rury wąska stróżka. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drena3801212.jpg To naprawdę cieszy, że cały ten trud i złotówki nie poszły na marne. Poza tym więźba położona została w tempie niemal expressowym. Nic dziwnego, bo jak surowiec jest dobry to i praca szybciej idzie. Drzewo prezentowało się wyśmienicie. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wiezba3.jpg Wycięte zostało jeszcze kilka miesięcy temu, z zimowego zrębu, zanim „soki” zdążyły ruszyć, przez co zawierało minimalna ilość wody. Ta cecha, miedzy innymi, w prostej drodze prowadzi do tego że słoje są zbite i twarde, słowem trwalsze. Całe następnie zaimpregnowano ciśnieniowo (żadna tam metoda pseudo zanurzeniowa, czytaj dużo barwnika, by tylko kolor chwyciło). Następnie powiązano je do kupy i tak sobie spokojnie czekało i schło aż do teraz. Cztery dni zajęło im ułożenie krokwi z czego jeden upłynął na planowanie i docięcie odpowiednich elementów. Teraz dopiero widać zarys naszego przyszłego domku. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wiezba2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wiezba4.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wiezba1.jpg Jak przystało z tradycją na więźbie została zawieszona wiecha. Na fajrant pracownicy dostali podziękowania w płynie, jakoś nie uśmiechał mi się perspektywa aby z nimi pić. Za to potem była imprezka, ognisko, grill, poprawiacze humoru. Jako że warunki polowe to ławeczki były z pustaków i desek szalunkowych, bo jakże inne by mogły być na budowie. Dzieci świetnie się bawiły. Było bardzo miło, pogoda dopisała. Sielanka. Prawie miesiąc zajęło nam wybranie właściwej firmy na okna, a potem czekaliśmy jeszcze trzy tygodnie na realizację zamówienia. I tu są niezłe jaja. Firm handlujących oknami jest cała masa. Mu ograniczyliśmy się do siedmiu. Do każdej z nich przedłożyliśmy prośbę o wycenę na wszystkie okna w kolorze złoty dąb jednostronnie. Rozpiętość cenowa jest porażająca. U jednego to same okno z łukiem kosztuje przeszło 3500 zł, a u drugiego 880 zł. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oknozlukiem.jpg Skrajność popada w skrajność. Jak za drogo to źle , jak za tanio to też nie dobrze, bo tak jakoś podejrzanie. Zadziwiająca była jedna z firm, która nawet na wystawce w punkcie sprzedaży wychwalała okna, które wyglądały wręcz okropnie. Na każdym kroku były jakieś niedoróbki. Szok, zamiast zachęcać do kupna to odstraszają. Oczywiście zawsze znajdą się osoby, które nie wiedzą na co zwracać uwagę. I jak zwykle najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że wszyscy narzekają na wszystkich, smarując konkurencję jak leci. Fakty jednak zdają się to potwierdzać. Trzeba bardzo uważać. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na ofertę ze środka półki cenowej z firmy BB Bracia Bertrand. Jakoś wykonania na wystawce w punkcie wyśmienita i cenna też ( poza wycena okna z łukiem, które zamówimy gdzie indziej). Przedwczoraj powiadomiono nas, że są gotowe do montażu. Niestety zanim nie położą dochówki to nie ma sensu wkładać okien. Wtedy też już tam, u siebie, zamieszkam niczym pies obronny strzegący swego dobytku. Do tej pory nie bardzo było co tam zwinąć ale teraz …. Po zamknięciu budynku rozpocznie się montaż instalacji elektrycznej, CO, wody i kanalizacji. Oczyszczalnia. Sprawa oczyszczalni też się bardzo gmatwała. Oszalec można. Na początku miała to być taka z drenażem rozsączającym, potem po lustracji terenu wyszło, że tylko typu biologiczno-mechanicznego nadaje się na naszą glinkę. Bardzo podobała mi się pod względem obsługi i eksploatacji oczyszczalnia, słowackiej myśli technicznej, oferowana w Polsce przez firmę Bioeko. Cena jednak nie zachwycała, więc próbowałem jakimiś sposobem zakupić ja taniej. Z pomocą przyszedł jeden z formuowiczów oferując sprzedaż takowej za 1169 zł taniej. Po wielu, wielu mailach i rozmowach (jakieś 2 miesiące jeżeli odnieść to w wymiarze czasowym ) wyszło na to, że niemożliwe staje się kupić ją do Polski jak tylko za pośrednictwem Bioeko. Niezłą maja wyłączność - monopol. Wtedy wpadłem na allegro na ślad innej oczyszczalni - Łęg 8. Sposób działania prawie identyczny. Wizualnie prezentowała się o wiele gorzej, jednak i tak przecież będzie zakopane, więc nic to i kliknąłem „kup teraz”. I dopiero wtedy wyszedł pies pogrzebany. Okazało się, że oferowana oczyszczalnie nie posiada aprobaty technicznej wydanej przez Instytut Ochrony Środowiska, za to posiada go oczyszczalnia drenażowa produkowana przez ten zakład. O tym nie raczyli wspomnieć i myślę, że z premedytacją. Wcale nie twierdzę, że ona nie działa właściwe, chodzi o to, że za jakiś czas może przyjść jakiś mądrala np. ze starostwa żądając certyfikatu, atestu czy innego dokumentu. Co mu wtedy pokaże? Jak nic będę musiał ją zdemontować, tracą wcześniej wydane $$ i problem znowu powróci. Podając nieprawdziwe dane stracili klienta, za to zyskali adekwatny komentarz do aukcji. Na szczęście nie przelałem jeszcze pieniądzorów, za to ta „przygoda” pomogła mi ostatecznie w decyzji. Teraz już prosto ruszyłem, przez telefon, do Bioeko. Udało mi się utargować gratis przejazd. Montaż jest w cenie, a co najważniejsze, także spokój ducha, że cała papierologia jest kompletna. Zadziwiające jest to, że już jutro z rana przyjadą do mnie i ją zamontują. Czyli całość od złożenia zamówienia, przedpłaty, do montażu zajmie 6 dni. Rewelacja. W związku z tym na gwałt okazał się potrzebny wykop, kolejny. To z pomocą miał przyjść mój młodszy brat z kumplem. Pomyślałem, że skoro ma wakacje, to i pewnie jakaś forsa by mu się przydała. Po co płacić komuś obcemu, jak można rodzinie. Niestety w ciągu godziny powyginali dwa hartowane szpadle. Nawet do kopania potrzebne są umiejętności. W końcu ostatecznie jakimś szczęśliwym trafem udało się zamówić koparkę( dzięki żońce) i po godzince kopania wszystko było gotowe. Czekamy do jutra. Alarm Uwielbiam allegro. To na mnie w pewnym sensie działa jak hazard. Ustawiając tam odpowiednie zakładki w moim profilu jestem codziennie informowany o nowo wystawianych interesujących mnie przedmiotach. Tak też, po trwającym około 1,5 miesiąca polowaniu, zakupiłem taki oto alarm. Wystarczy dokupić jeszcze parę czujek i złodzieje wara od moich drzwi i okien. Cena rewelacyjna. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/alarm1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/alarm.jpg Może to nic wielkiego, ale też dużych wymagań co do niego nie mam. Ma po prostu wyć jak szalony gdy ktoś niepowołany wejdzie w monitorowaną strefę. Trochę te kabelki mnie martwią, ale myślę, że jak przysiądę to powinienem sobie poradzić. Teraz straszny tam bałagan. Dekarz Okazuje się, że prawie cała Polska wyjechała za granice, zapewne do United Kindom of Great Britain and Northern Ireland za pracą. Nie dość, że znaleźć teraz dobrego dekarza to nie lada sztuka, to ci co pozostali podnieśli jeszcze ceny. Tłumaczą to tym, że musza więcej płacić swoim robotnikom, aby i oni nie czmychnęli. W to akurat nie wierzę. Ja akurat uważam, że ceny się podniosły dlatego, że nastąpił swego rodzaju bum na budownictwo jednorodzinne i po prostu maja w czym wybierać. I tak w końcu wszystko odbija się na nas, na inwestorach. Jest drożej, ale wcale nie znaczy, że bardziej profesjonalnie. My jesteśmy dobrej myśli jeżeli chodzi o nasz wybór wykonawcy, tym bardziej, że zgodził się na podpisanie umowy na wykonanie pracy dekarskich. Jak coś spartoli to naprawi ze swojej kiesy. Drogi to on nie jest w porównaniu do innych, ale i tak rozstawać się z 5,5 tys. nie jest mam łatwo. W zakres wchodzi cały dach z orynnowaniem, montaż pięciu okien połaciowych i trzech kolektorów słonecznych. Już w połowie przyszłego tygodnia wchodzą na dach. Dziś za to przyjechał do nas zamówiony miesiąc temu zestaw solarny. Podobno strasznie ciężki. Łaty (4x6 cm - 2m3) i kontrłaty (2,5x5 cm w ilosci 350mb) zostały zamówione wcześniej i lada dzień także będą u nas na budowie. Elektryk Na razie odwiedził nas na razie jeden. Podobno o cenę miałem się nie martwić, bo jak powiedział „dogadamy się”. Zaśpiewał sobie 1500 zł za robociznę. Według mnie to trochę dużo, choć twierdzi, że to tylko dla mnie taka cena, bo po znajomości. Szczerze mówiąc to liczyłem, że bardziej się znamy. Przewody na instalację już mam – 2 razy po 300m chyba starczy ? Szwagier dziękuję. Trafiła mi się okazja kupić przewód 3x1,5 i 3x2.5 za 1,5zł/mb oczywiście bez faktury. Zaoszczędzone około 450 zl. Ile to w przeliczeniu na kwiaty dla małżonki, hmm… ? Natomiast z przewodem ziemnym 5x10 YKY, o długości 130 m były większe kłopoty. Tu także z pomocą przyszło do mnie allegro. W tym przypadku firma kurierska się nie popisała i przesyłka zaginęła gdzieś po drodze. Mianowicie zaginął list przewozowy i nie było wiadomo do kogo powinien trafić ten kabelek (130 kg). Na szczęście wszystko się wyjaśniło. Lokalni sprzedawcy wymagali ode mnie 22,5 netto za mb (najtańsza oferta), a tak nawet po dodaniu kosztu przesyłki wyszło mi 16,73 zł . 750 złoty zaoszczędzone. Ile to w przeliczeniu na piwo , hmm…. ? Do instalacji wodnej i ścieków także już mamy fachowca. Oby się nim okazał. Jest to Małgosi wujek, z zawodu hydraulik, z którym mamy już wszystko obgadane. Za całość robocizny chciał wsiąść 700 zł. Ja natomiast zaproponowałem 600, przy czy zaoferowałem mu pomoc w montażu. Dobiliśmy targu. Dla mnie to podwójna korzyść. Po pierwsze nam taniej ( choćby 100 zł), a po drugie i ważniejsze mam wszystko na oku i w dodatku za darmo naukę rzemiosła hydraulicznego. Stówa na kolonię córki już jest. Ile jeszcze braknie , hmm…? Jako, że okna już są, to przydałyby się tez drzwi wejściowe. Małgosia w pewnym sensie oszalała na punkcie takowych z owalna szybką. Niestety w katalogach firm nie można znaleźć takich, a jak już to cena nie jest co najmniej przystępna. Strasznie się nam podobały drzwi jakie znaleźliśmy na allegro. Ten serwis króluje u nas. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drzwitexas1.jpg Trochę trwało nasze wahanie się, czy wydać tyle gotówki czy nie, ale ostatecznie zostały zamówione. Kolor to oczywiście złoty dąb, są antywłamaniowe i zamiast tego mlecznej szybki u nas będzie lustro weneckie(praktyczniejsze). O pieniądze będziemy się później martwić. Poza tym drzwi raczej za często się nie wymienia i co najważniejsze są one warte każdego grosza. Póżniej pewnie byśmy załowali gdybyśmy ich nie zamówili. Za ok. 3 tygodnie będą u nas. Dziś także zamówiliśmy bramę garażową o długości przeszło 5 m. Ich cena, wraz z montażem, to 1550 zł, który najprawdopodobniej zbiegnie się z montażem okien i być może również drzwi. cdn. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 28.07.2006 12:57 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Lipca 2006 Mamy piękne upalne lato . Aż chciało by się wziąć urlop i wczasować. W tym roku jednak musze go oszczędzać i wykorzystać dopiero gdy będę wykańczał wnętrza i otoczenie. Z „naszym Henrykiem” już się pożegnaliśmy. Szefuncio kochany wyrobił się około miesiąca wcześniej niż wynikało z umowy i nieprzewidzianych przesunięć czasowych. Brawo. Ostatniego dnia wyglądało to nawet jak na ewakuację niż pracę. Wszystko robili w biegu jakby ich diabeł gonił. Wszystkie wskazane przez nas uchybienia i poprawki zostały wykonane zgodnie z naszymi życzeniami. Nawet pozamiatali/sprzątali po sobie i tyle ich widzieliśmy. Wcześniej ustaliliśmy, że spotkam się jeszcze na wiosnę, gdy osiądzie już ziemia po tegorocznym wyrównywaniu ziemi i wykona taras. Teraz już wiemy, że zrobimy inaczej, to znaczy położymy kostkę brukową. Z jednej strony jest to taniej niż wylewka i kafelki, a co najważniejsze nie ma późniejszych problemów z ich odklejaniem się. A zaoszczędzone 1,5 tys. złotych z robocizny także się przyda. Jak na razie jedynym naszym wykończonym elementem budynku jest komin. Pięknie wygląda. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kominklinkierfugi.jpg Nie wiem czy wykonanie fug było w cenie ale skoro Henryk nie "burczał" to starałem się ten temat omijać szerokim łukiem. A nuż mu się coś przypomni. Szkoda, że tak późno dowiedzieliśmy się o tym, że można zakupić gotowe zestawy kominowe. Coś mi się zdaje , ze tradycyjny sposób wcale nie jest taki tani. Szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę taki szczegół, że przy wszystkich nowoczesnych piecach z elektroniką (czytaj regulacja temperatury – piece niskotemperaturowe) należy zakupić wkład stalowy kwaso- lub żaroodporny. Niby powinien starczyć na co najmniej 10 lat, ale nijak to się ma przy nawet 50 letniej gwarancji kominów systemowych. Mądry Polak może nie po szkodzie , ale … eh . Na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że mamy oczyszczalnie ścieków. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia5.jpg Instalatorzy przyjechali takim starym rzęchem/polonezem z przyczepką. Ja osobiście bał bym się awarii, jakbym miał jechać nim przez cała Polskę. Z drugiej strony to przecież złote rączki i za pomocą gumy do żucia i zapałak w mig by usterkę usunęli niczym MC Gaiwer. Ale już tak zupełnie na poważnie to przyjechało dwóch panów , bardzo miłych i cierpliwych jeżeli chodzi o tłumaczenie wszelakich zapytań. Widać, że mimo całotygodniowych rozjazdów po kraju, nadal maja zapał do pracy i niespożyte zapasy serdeczności. Dziwne. Instalacja trwała aż 5 godzin, co wcale nie znaczy, że została ukończona. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia3.jpg Nie wiedziałam, ze nasza miejscowość to aż taka zapyziała prowincja. W żadnym składzie budowlanym niemożliwym stało się zakupienie rury PCV fi 110 grubościennej (chyba 3,2 lub 3,6 mm). Do niedawna stosowano zwykłą rurę (jak w wewnątrz budynku ) ale po przypadku, w którym właśnie taka, zasypana już rura, straciła przekrój koła zatykając dolot, zaniechano owej praktyki. Lepiej teraz wydać kilka złotych więcej niż potem robić sobie kłopot i bałagan. W związku z tym ograniczyliśmy się tylko do osadzenia i wypoziomowania. Tu należy wspomnieć o tym, że nasza glinka choć raz się przydał. Na piaseczku konieczna by była wypoziomowana wylewka betonowa, ale u nas z racji że grunt jest mocno spoisty to …. Samo wypoziomowanie zbiornika zajęło też niezłą godzinkę (krzywizna górnej powierzchni przełożyła się na problem ze znalezieniem punktu odniesienia na oczyszczalni). http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/oczyszczalnia4.jpg Według zapewnień jest to dość ważna sprawa, bo związana z przelewani do poszczególnych komór. Oczywiście tak ważny element jak napełnienie zbiornika ( oczywiście wodą) i próbny rozruch został dokonany. Do dnia dzisiejszego niewiele już z tego instruktażu pamiętam, ale Bioeko obiecało przysłać niebawem instrukcję obsługi i wierzę, że będzie dobrze. Do odprowadzenia oczyszczonej wody zamiast rury o fi 110 zakupiłem zwykłą ciśnieniową rurę do wody o średnicy 50 cm. Myślę, że tak też będzie dobrze, bo w końcu to ma stamtąd wypływać w 98 % oczyszczona woda. Dekarze weszli w poniedziałek 24-07-2006 z 5 dniowym poślizgiem i z początkowych założeń mieli zakończyć w jakieś dwa tygodnie. Teraz już jednak wiemy, że uwinie się w ciągu 6 dni. Skurczybyki w ilości 7 sztuk skakali po dachu niczym myszkoskoczki i już drugiego dnia mieli położone 1/4 dachówek. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dekarz2dzie324.jpg Drewno na łaty i kontrłaty, choć zamówione z dużym wyprzedzenie, nie dojechało do nas z poleconego tartaku, ponieważ zabrakło drewna do przetarcia. Najgorsze było to, że zwlekali prawie do ostatniej chwili z powiadomieniem nas o tym i … znowu nerwówka. Koniec końców zamówiliśmy je tam gdzie resztę drewna. Według zapewnień nie miało być nawet śladu żadnego oflisu, jednak troszkę ich się znalazło – na szczęście bardzo nieznaczne. I tu pojawił się kolejny problemik z impregnacją, bo owy tartak takowej nie prowadzi. Nie pozostało nic innego jak zakasać rękawy i za pomocą środka „Fobos” i opryskiwacza sadowniczego dokładnie zabezpieczyć drewno przeciw grzybom, owadom i ognia. Pędzlem to bym się pewnie nabawił tylko bólu nadgarstków. W sześć godzinek wszystko zostało ładnie zabarwione i poukładane. Na dodatek niezbędnym okazało się dokładnie przykrycie wszystkiego na wypadek deszczu. W końcu to impregnat na bazie soli. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/322atyinpregnacja.jpg Nawet dobrze się sprawdziła ta metoda, choć to dopiero czas pokaże jak to działa anty na te wszystkie niekorzystne czynniki zewnętrzne. Strasznie się nie podoba naszej hurtowni budowlanej przywożenie codziennie kolejnej partii dachówek. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dachwka1.jpg Co innego twierdzili jak dokonywaliśmy zakupów na kilkanaście tysięcy złotych – „przywieziemy ile trzeba i kiedy trzeba”, a teraz twierdzą, że nie są taxi. Trzeba będzie sobie z nimi porozmawiać. Trzeciego dnia 99% dochówek znalazło już swoje miejsce na dachu. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zdaleka.jpg Z koloru również jesteśmy zadowoleni, nie ma żadnych przebarwień i znaczącej różnicy w odcieniu w stosunku do orynnowania. Po naszej interwencji i wytknięciu błędów dekarzowi w układaniu dachówek ( sporadycznie zdarzała się taka, która wystawała ponad szereg) widać znaczna poprawę w jego pracy. Również kontakt jest niemal zadowalający. Wcześniej szansa na dodzwonienie się do niego była proporcjonalna do szansy trafienia 6-tki w totka. Okna został obsadzone i tu pojawiło się u nas duże zdziwienie. Liczyliśmy na inne okna. Miały być wysokoosiowe i są !!! ale jeszcze dodatkowo miały być (teraz już wiemy) uchylno-obrotowe. W składzie budowlanym, gdzie je widzieliśmy na wystawce, sprzedawca pomylił numerację i podawał cały czas zły numer do wystawionych okien dachowych. Zasugerowani tym zakupiliśmy takie, tylko że w innym miejscu. Teraz to już po ptakach. Te też są bardzo ładne i prawie takie jak miały być. Jutro ma być koniec układania dachu, dziś montują kolektory, jutro, jak wróci samochód od mechanika, zamawiamy piec CO i sztukateria wkoło okien, w poniedziałek montują okna i bramę garażową, we wtorek " wchodzi elektryk, ale "niedziela, niedziela jest jest nasza". Cdn. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 06.09.2006 10:31 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Września 2006 Jakoś ostatnio nie miałem chęci do pisania i stąd ta długa przerwa. Natłok obowiązków i szaleńczo kurczący się portfel dodatkowo potęgowało brak weny pisarskiej. Dobre sobie ha ha … „ pisarskiej”. A sprawy pociągnęły się nieco do przodu. Dach został już całkowicie ukończony. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ca322ydach.jpg Oczywiście nie obyło się bez paru potknięć majstrów. Czasami zachowywali się jakby oczu nie mieli i wg. mnie z premedytacją nie zauważali wyszczerbionych dachówek. W chyba czterech miejscach przerwali folię paraizolacyjną , którą jednak tylko w trzech przypadkach załatali. Co zauważyłem, to im wytknąłem i zostało naprawione. Niestety okazało się jeszcze , że zestaw do montażu kolektorów jest niekompletny i jest kompletny inaczej. Brakowało trzech zaczepów stelaża do dachówek, które trzeba było we własnym zakresie dorobić oraz jeden śrubunek, łączący dwa kolektory, ma za mała średnicę. Jakoś ostatecznie wszystko się udało i pod koniec dnia pozostało mi już tylko zakryć je finalnie płytami styropianowymi, żeby się nie uszkodziły od przegrzania. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/przykrytesolary.jpg Styropian 2 cm nie jest dość trwały i co jakiś czas muszę łazić po dachu co naprawić . Jak nie ma mrówek, tych latających, to jeszcze ujdzie. Jak są – chyba biały kolor je przyciąga, to czuję się jak w mrowisku. A może taki sexi jestem. Małgosia jak widzi, że wchodzę na dach to się chowa ze strachu w samochodzie. Chyba po to żebym na Nią nie zleciał. Tchórz z niej okropny. Raz tylko udało mi się Ją wyciągnąć na takie małe coś w wesołym miasteczku, wtedy to prawie zielona była, mimo że patrzyła się non stop w „podłogę”. Obraziła się na mnie – jak zwykle. Pomimo wszystkich tych niedociągnięć jesteśmy zadowoleni z ekipy. Sześć dni uważamy za znakomity rezultat, niemal wyczynowy. Na koniec ich szef wspomniał coś o jakiejś premii za jazdę po nieprzewidziany materiał tj. jakieś pierdoły typu gwoździe , haki – łącznie chyba z 2 raz oraz za telefony. Wtedy wysłałem ich do żonki wiedzą z góry z jakim spotka się to odzewem z Jej strony. Jej riposta była krótka „chyba pan żartuje, dowidzenia". Owszem dobrze pracowali ale nie po to została spisana umowa, żeby zmieniać jej ustalenia i to szczególnie na naszą niekorzyść. Brama garażowa już jest zamontowana. To chyba najlepiej wykonane dotychczas zlecenie. Bo czy nie mogłoby być tak zawsze, że powinniśmy tylko zamówić i zapłacić o nic więcej się nie martwić. Ze względu na swoje wymiary ( prawie 5 m długości) nawet ja mam leciutkie kłopoty z podciągnięciem jej do góry. Z czasem zamontuje się napęd do bramy i będzie po problemie, a poza tym po wylaniu posadzki będzie wyżej. foto będzie Tego samego dnia inna ekipa montowała okna w prawie całym budynku. Prawie oznacza, że bez okna z łukiem. Chłopaki mocno się sprężyli i jak po pracy przyjechaliśmy zobaczyć efekty to wszystko było już gotowe. 15 okien w kilka godzin – nieźle co ? choć pewnie w normie. Co do jakości wykonania to nie można mieć większych zastrzeżeń. Może nie są one tak piękne dopracowane jak te na wystawce w punkcie sprzedaży, ale i tak biją inne o głowę. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/okna.jpg Później wraz ze szwagrem zamontowaliśmy pięć skrzydeł w oknach dachowych, przy ostatnim mieliśmy już taka wprawę jak starzy wyżeracze. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/OKNODECHOWE.jpg Do późna w nocy zabijaliśmy deskami drzwi wejściowe i okno z łukiem. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zabitedechami.jpg Dzień 29 lipca 2006 r. to data, którą z powodzeniem można uznać za wykonanie tzw. stanu surowego zamkniętego. Dzień 29 lipca (właściwie noc) to także specjalna data, kiedy to zamieszkałem już w naszym domu robiąc za ciecia. Teraz jest już co pilnować. Z jednej strony pozwala mi to zaoszczędzić sporo czasu na przejazdy i pracować do zmierzchu, ale są także minusy takie jak niewygody i praktycznie brak kontaktu z rodziną. Jak zawsze coś za coś. Za łoże służą mi drzwi postawione na bloczkach betonowych. Jest raczej wygodnie, nic nie skrzypi, trochę twardo, ale to podobno zdrowo. Może uruchomię seryjna produkcje w atrakcyjnych cenach, a co tam, nawet w promocji dam 95 % rabatu (wcześniej podniosę cenę aby mieć co spuszczać). Za montaż płatne dodatkowo:). http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/legowisko.jpg Na zdjęciach poniżej widnieje wykonana instalacja wodna wraz z kanalizacją, póki co bez CO. Wykonał ją, z moja pomocą, wujek Małgosi – Paweł. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/inst-1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/inst-2.jpg Troszkę się targowaliśmy co do ceny usługi i stanęło na 600zł za dwie łazienki, kuchnię i pralnię. Myślę, że to nie jest wygórowana kwota, w sam raz. Wykorzystaliśmy rurki pex/alu/pex i złączki Purmo. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/z322261czkipurmo.jpg Piękna sprawa. Wszystko robi się szybciutko i sprawnie. Chwała temu kto wymyślił sposób zaciskowy łączenia tych rurek. Za pomocą wypożyczonej nam zaciskarki elektrycznej to wręcz poezja. Z kanalizacją także nie było problemów. Rach ciach i została wykonana – to może przesada, ale w tydzień z tym się uwinęliśmy (popołudniami po pracy). Po czterech tygodniach 29-08-2006 , miało być dwa, dotarł do mnie piec FEXPLUS 30 z firmy FERRUM z Suwałk, (http://www.ekokotly.com.pl/page.php?oferta=4 ), bo bez niego Paweł nie chciał zacząć instalacji CO. Czemu wszystko musi się przeciągać. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piec1.jpg Zamówiłem taki o mocy 30 kW, ponieważ wg. zapewnień w zupełności wystarczy. Cena to 4 tyś z małym haczykiem. Identyczny piec ma nasz Inspektor Nadzoru , który bardzo go sobie chwali. Pierwotnie chciałem zamówić taki sam (bez ocieplenia) w dość pobliskiej miejscowości, gdzie byliby w stanie go wykonać, czytaj plagiat. Jednak koszt byłby porównywalny i w takim przypadku wolę ciut dopłacić i mieć oryginał. Martwiłem się trochę jak ja go wciągnę do kotłowni jak już dojedzie, toż to prawie 300 kilo. Za pomocą ustawionych w rządek palet (coś w rodzaju drogi), piec sunął po nich jak po lodzie. Wspomnieć wypada również, że cały etap tej operacji, tj. dociągnięcie pieca do garażu i manewry w kotłowni za pomocą pożyczonego „paleciaka” , wykonało aż ośmiu chłopa, którzy przyszli z pomocą. Mnie pozostało tylko obserwować, bo nawet chwycić gdzie nie miałem. A ja się głupi martwiłem. Kocioł spoczął na przygotowanej specjalnie dla niego wylewce. A ile się przy niej namęczyłem. O rany. Początkowo myślałem, że wylanie ok. 2,5m posadzki o grubości 10 cm zajmie mi góra z godzinę i jak zacznę o 21:00 to się jeszcze dobrze wyśpię. Z tej godzinki zrobiły się 3,5 i godzina duchów plus trzydzieści min. Najśmieszniejsze, że ze zmęczenia to później jeszcze zasnąć nie mogłem i nawet nie wiedziałem czy jest sens. Teraz wiem, że mieszanie ręcznie betonu w kaście i prawie po ciemku, to nie jest dobry pomysł. Bojler od instalacji solarnej (dwie wężownice) już stoi w kotłowni na wylewce, po części jest już podłączony. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/bojler.jpg Paweł to dość konserwatywny hydraulik i z początku chciał mi zrobić CO w systemie zamkniętym. Trudno było go przekonać, że to niebezpieczne, niezgodne z prawem i takie tam. Mówił za to, że będą trzy zawory bezpieczeństwa , naczynko wzbiorcze, że on tak ma i wielu innych i daje mi na to gwarancję. Nie dałem się przekonać, nie chcę się później martwić. Tak przy okazji to straciłbym gwarancję na kocioł, a jego żywotność w skrajnych przypadkach może się skrócić nawet do3 lat - o ile wcześniej ta bomba nie eksploduje. Koniec i basta. Tylko otwarty. Od poniedziałku(04-09-2006) zaczęła się zabawa z CO. Oj szarpnie mnas to nieźle po kieszeni. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/maszyneria.jpg Jedną rzeczą natomiast możemy się pochwalić jako wykonaną prawie kompletnie. Jest to instalacja elektryczna. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/inst.jpg Nie obyło się oczywiście bez reprymendy słownej dla elektryka za zbyt długie przerwy w działaniu, i to w miejscu publicznym. Nabiorą tacy roboty i później skaczą do każdego po jednym dniu w tygodniu. Myślą chyba, że z radości to jeszcze na rękach będziemy ich nosić. Szok. Na szczęście potem zjawiał się już raczej często. W całym domu panoszą się na ścianach i połogach przewody. Przewodu YDY 1,5 i 2,5 poszło 874,89 jardów, czyli mówiąc po ludzku 800m. Do tego należy doliczyć przewody telewizyjne i od instalacji alarmowej i siłowej. Kilometr kabla na trzy kondygnacje - o rany. Wygląda to trochę jak żyły na dłoniach starca albo grzybnia. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/elektryka.jpg Niestety nie mam szerokokontnego obiektywu w aparacie i nie za bardzo się da to przedstawić. Do kompletnego jej skończenia trzeba najpierw położyć regipsy i przez nie już tylko wyciągnąć przewody w puszki. Szafka rozdzielcza także wygląda imponująco. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/inst.jpg U teścia są dwa rzędy po trzy korki i tyle, a tu cała masa bezpieczników i innego ustrojstwa. Jest tam… hmm… już nie pamiętam – określenie wszystko, co niezbędne pasuje jak ulał. Jeszcze się dowiem. Z jednej rzeczy również możemy się cieszyć. Otóż w ziemi leży już nasz przewód 5x10 YKY 130m. Zamawiając go wziąłem w razie czego więcej i zważywszy na fakt, że elektrownia postawi skrzynkę bliżej o 13 m niż zakładałem, to dziwi fakt, że nic go nie zostało( jakieś 15 m ). Chyba strzeliłem niezłego babola, albo … Po kilku miesiącach w końcu zasypaliśmy przeznaczony dlań rów. My, bo pomógł mi mój brat, który w te wakacje dość często upodobał sobie kopanie i to nie koniecznie z mojego powodu. Następnego dnia czułem to w plecach. Elektrownia oczywiście jeszcze nie postawiła skrzynki. Pozostaje tylko czekać i nachodzić ich „szacowną” siedzibę co jakiś czas. W takich przypadkach maksymalna upierdliwość zawsze popłaca. Termin ostateczny to podobno połowa września. Terefere, już to widzę. Polska to dziwny kraj. Załóżmy, że dzwonię się do jakiej hurtowni i pytam się o cokolwiek. W odpowiedzi zostaję najczęściej zapewniony, że posiadają to na stanie lub że mogą załatwić w ciągu 2 dni. Wiadomo, że jak tylko mogę coś przewidzieć z wyprzedzeniem to wszystko gra i dzień w tą czy w tamtą nie robi różnicy. Czasami jednak tak się nie da i zaczynają się schody terminami. Oni zapewniają, że już do mnie jedzie, a potem jak już jest, to okazuje się że to nie to lub że nie ma. Nie inaczej było w przypadku mojej instalacji odgromowej. Tu także przyszło mi czekać prawie miesiąc na wszystkie niezbędne dla mnie elementy. W tym okresie przeszło nad nami kilka niezłych burz i człowiekowi aż włos się jeżył na samą myśl o możliwych konsekwencjach. Niemniej jednak dostałem co chciałem i mogłem przystąpić do realizacji. Mocowanie uchwytów gonsiorowych to pestka. Z uchwytami dachówkowymi już nie. Na początku chciałem w miejscach gdzie element odgromówki przechodzi przez zamek dachówki delikatnie go młoteczkiem wybić. Po dwóch nieudanych próbach – poszła delikatna rysa po długości, dałem za wygraną. Na szczęście mam 22 zapasowe sztuki i wadliwe wymieniłem. Wiercenie w zamku dachówki to istna katorga i wariactwo, szczególnie robiąc to jeszcze na dachu przywiązany w pasie tylko kablem. Musiałem wymyślić przeróbkę, widoczną zresztą na zdjęciu poniżej. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/elementyodgromwki.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/odgromwkadrut.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zak322adanieodgromu.jpg Teraz jest miodzio. Od jakiegoś czasu many juz drzwi, oczywiscie przyjechały po niby maksymalnym terminie. Co ważniejsze producent zadbał aby te 60 kilo przesyłki zostało odpowiednio zabezpieczone w czasie transportu, a jest to niebagatelną rzeczą jeżeli się weźmie pod uwagę stan naszych dróg. Od razy je z niecierpliwością odpakowaliśmy i … są tak samo piękne jak na zdjęciach reklamowych. Nawet nie tknę się próby ich montażu, żeby czegoś nie sknocić – wole zapłacić. Może zamontują mam je ci sami monterzy, którzy będą montować okno z łukiem, jak w końcu przyjdzie. 28 sierpnia zaczeło się obklejanie naszego domku styropianem, 12-stką. Materiał już od dawna czekał, w tym również siatka, kołki i klej. Gorzej było ze znalezieniem odpowiedniej osoby do wykonania tej pracy. Jeden partacz nic nie mówiąc nie pojawił się w umówionym dniu, niech spada. Drugi już prawie się zgodził ale dostał telefon i wyjechał w Niderlandy. Potem robota spadła na mojego szwagra ale i on coś jakoś nie może się pojawić (jakieś problemy z rusztowaniem). Z kolei ten co miał wyjechać za granicę nie wyjechał i teraz u nas pracuje. Ale to wszystko porąbane. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ocieplenie1.jpg Na tą okoliczność zamówiliśmy już sztukaterię, żeby przyozdobić nasze okienka. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/sztukateria.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/sztukateria1.jpg W porównaniu z cenami sklepowymi (ok. 30 zł za mb), wyniesie nas ona grosze. 50 m powinno starczyć aby wypięknić je z trzech stron. Może nie jest to taki sam wysokogatunkowy produkt, ale po nałożeniu tynku i tak nie będzie żadnej różnicy. Nasza sztukateria jest to po prostu wykrajany styropian FS20 według wskazanego wzoru i przyklejany jak każdy inny styropian. Znajomy ma taki i chwali sobie. Wczoraj odebraliśmy resztę zamówionych parapetów. Kiedyś chcieliśmy wyłożyć je specjalnymi kafelkami ale nasłuchaliśmy się, że czasami odchodzą i brudzą ściany(zacieki). Zrezygnowaliśmy z nich na rzecz zwykłych z blachy dachowej, giętej na wymiar i odpowiednio dobranych kolorze w stosunku do dachu i orynnownia. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/parapety.jpg Dalej walczę z naszą gliną. Po ciepłym lipcu niemal już zapomniałem jak może być upierdliwa. Powiedzenie „co się odwlecze, to nie uciecze” jak byk tu się sprawdziło. Chodzi o nieszczęsny drenaż. Teraz go kończę i to definitywnie. Mam już dość. 19-08-2006 razem z moją rodzinką w osobie mojej lubej z dziećmi, mamy http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zebraniegruzu.jpg i brata później także szwagra i siostry, a także kumpla co na przepustce był wychynął, pozbieraliśmy cały ten bajzel wkoło. Powstała przy tym niezła sterta gruzu http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zebranygruz.jpg i cała masa drewna . http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/zebranedrewno.jpg Teraz już wiemy gdzie podziały się wszystkie te zakupione gwoździe. Nierzadko na jednej desce znajdowało się do 15 sztuk. Karaiba. Nazbierało się ich całe 25 litrowe wiadro. Stało się również coś, czego tak naprawdę już się nie spodziewałem. Naprawili nam w końcu drogę. Trwało to co prawda 2 miesiące ale lepiej później niż wcale. Jeżeli już o rzeczach niespodziewanych, to należy wspomnieć o innej sprawie, w którą jest zamieszana moja Małgosia. Słowem rodzina się powiększy. Znowu się nie narobiłem … ale efekt jest . Oto Groszek – imię jak się można domyśleć tymczasowe. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/groszek.jpg cdn Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 30.11.2006 14:05 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Listopada 2006 Powolutku musze odrobić zaległośći Na początek piękne widoki jakie widać tylko z naszej górki, ci na dole są z nich ograbieni. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/widok.jpg Zima się zbliża ogromnymi krokami. Pierwszy śnieg spadł u nas 2 listopada i trzeba przyznać, że było go całkiem sporo. Krótko bo krótko, no ale był. Była to też pierwsza okazja by wypróbować naszą drogę. I nie chodzi mi tu bynajmniej o sprawdzenie naszego stoku pod wzgledem saneczkarsko/narciarskim. Mimo, że droga była całkiem biała, niczym nie posypana, ani nie odśnieżona, to pozwoliła naszemu autku wjechać na sam szczyt. Ekipa tynkarska i Małgosia do kompletu nie raczyli nawet spróbować , uznając ten wysiłek za nie rokujący szansy powodzenia. MIĘĘĘĘĘCZAKI. To, że mnie się bez problemu udało napawa mnie trochę optymizmem. Jakby co to mam już sobie załatwienie beczkę soli. Oby ona okazała się panaceum na nasz podjazd. Powyżej wspomniałem o ekipie tynkarskiej – trzeciej jaka oglądała nasze łuki. Ni stąd ni z owąd pojawił się tynkarz , który kiedyś coś tam przez kogoś wspomniał, że byłby zainteresowany tą robotą . O od tego czasu była cisza. W tym czasie pojawili się inni, ale coś tam kręcili nosem, że to niby większa pracochłonność, że nigdzie jeszcze nie mieli okazji takich wykonywać itp. Znaczy się mamony chcieli więcej. Aż tu nagle pojawia się pan Bogdan. I dobrze się stało ! Chwilę popatrzał, pożartował, przyznał, że jeszcze nigdy łuku nie robił, ale jak sam powiedział „co ma nie wyjść” . Tak więc od 26-10-2006r . rozpoczęło się tynkowanie naszych ścian. Oczywiście nie wszystkich, tylko tych problematycznych. Na resztę już mamy zakupione regipsy. Trzeba przyznać, że nasz wybór był trafny. Wraz z pomocnikiem i czasem z synem tworzą zgraną ekipę , gdzie wszystko idzie sprawnie i dość szybko. Cena też nas zadowala całkowicie , jednak ilość robi i tak swoje. Zważywszy na braki fachowców na rynku i ciągłą zwyżkę kosztów robocizny, to te 9 zł za położenie m2 tynku uważamy za rozsądne. Jak to zwykle bywa, ku uciesze Bogdana i spółki, doszło mu nieco więcej pracy do wykonania. Raz, że trochę z rozpędu zaczął pomieszczenia w piwnicy, które w tym roku nie były przewidziane do wykańczania. Myślę, że raczej nie z premedytacją. Dwa, będzie też te ściany- tylko na parterze i całe schody szpachlował, bo ja nie cierpię tego robić. Trzy, wykafelkuje mam łazienkę. Na dzień dzisiejszy tynki cementowo- wapienne są już całkowicie położone . Miał zrobić mocne i w zwiazku z tym cementu nie żałował . Nalegałem na to , bo teście mają słabiutkie, wykonane jeszcze w komunizmie gdzie wszystkiego było brak i chcąć coś wywiwrcić robi się to przysłowiowym palcem. Nasze są aż sine. I kto teraz wywierci w nich dziurę na kołek ?? Pewnie znajszie się jakiś specjasta od dziurek . Oczywiście nie obeszło się bez małej zdziwi z jego strony gdy wspomniałem bardzo dokładnym posprzątaniu podłóg zachlapanych szprycą i zaprawą .Tym razem nie chchiałem spędzić kilku godzin na dłubaniu. A trzyma się to cholerstwo jak grzybica skóry Szpachlowanie także wydawało mi się skończone. Powierzył je swojemu pomocnikowi, który jednak nie jest tak dokładny jak szefuncio. Przy zamiataniu podłóg wyszły wszystkie niedoróbki, których jak nie poprawi to na pewno mu nie zapłacę i z pewnością mu nie popuszczę . Szczytem byłoby zapłacić za usługę i jeszcze później przy tym grzebać. Do zakończenia kafelkowania łazienki zostało tylko wyłozenie podłogi, fugowanie i drobne obróbki przyokienne. Pan Bogdan strasznie narzeka na dostarczone mu kafelki. Oszukano nas . http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kafelki1.jpg Te jasne zakupiliśmy w promocji, tylko co to za promocja jeżeli są one krzywawe. Sprzedawca zapomniał wspomnieć, że to jest drugi gatunek. Jako , że nasz majster już nie jedną kafelkę przykleił, to sobie z tym problemem wyśmienicie poradził . Przez odpowiedni dobór i właściwe wykorzystanie wygląda to naprawdę nieźle. Trzeba się naprawdę mocna przyjrzeć aby dostrzec jakieś uchybienie, cholernie mocno. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kafelki2.jpg Dwa kartony kafelek, których nie dało się ni jak wykorzystać wróciły do sprzedawcy i zostały wymienione na nowe. W najbliższą sobotę przychodzi i wykańcza na finito łazienkę. Ta przerwa spowodowana jest z dwóch przyczyn. Po pierwsze był już umówiony na inną robotę, bo nie spodziewał się, że tak długo mu u nas zejdzie, a po drugie i ważniejsze to wtedy dobiega właśnie koniec procesu wygrzewania naszych wylewek. Podczas przymiarki sedesu wyszło partactwo naszego hydraulika. @#$@ jeden zamontował go za nisko, ledwie płytkęz klejem idzie wcisnąć. Nici z chytrego planu Małgosi by bezproblemowo można zmywać podłogi w tym miejscu. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/spartolonykibel.jpg cdn (jutro) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 01.12.2006 14:04 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 1 Grudnia 2006 Od dość niedawna zacząłem kłaść regipsy. Najpierw trzeba było je oczywiście przywieźć na budowę. Firma, w której je zakupiliśmy już dłużej nie mogła ich przechowywać. Całe szczęście, że akurat wolny był masz kumpel, który pomógł mi je rozładować i później wnieść do środka. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/regipsystos.jpg Dobrze mieć takiego murzyna pod ręką. Po tych dwóch godzinkach wtę i we wtę miałem już naprawdę dość. Cieszyć się można, że akurat zrobiła się luka w opadach deszczu i obyło się bez nerwówki. Niby taki regipsy ciężki nie jest, no ale jak się pomnoży go przez 75 szt., to jednak coś w łapy wchodzi. Na marginesie dodam, że potwornie one zdrożały. Budowanie robi się coraz droższe.. Wbrew pozorom nawet z takimi regipsami jest trochę pracy, ale powolutku idzie do przodu. Na dzień dzisiejszy jest obklejone około 99% ścian. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/regipsybiuro-1.jpg Ciągle coś mi wyskakuję innego i nie cierpiącego zwłoki. Poza tym ciężko się taszczy i przymierza taką 2,8 metrowa płytę , najlepiej jej jeszcze nie uszkadzając. Polecony przez znajomego klej do klejenia miał być długo wiążący. On próbował chyba wszystkich dostępnych na rynku , od najdroższych po najtańsze i ten mu najbardziej odpowiadał. Tu nasuwa się pewien wiosek, że albo ja jestem tak wolny, albo producent zmienił formułę i dla mnie on wciąż za szybko schnie. Sporo się go marnuje wysychając niemiłosiernie, na szczęście jest taniutki jak barszcz, bo jeszcze dodatkowo go utargowałem. 15 zł za worek 25 kg - gdzie tu zarobek producenta. Jak wyschnie to jest jak kamień i prędzej wyrwie się regips niż puści. Sprawdzałem. Niedawno wziąłem 1 tydzień urlopu (niestety bezpłatnego) aby wraz z moim „murzynem” Łukaszem podciągnąć trochę robotę do przodu. Zaczęliśmy już nawet układać płyty na sufitach. Tu to dopiero jest gimnastyka. Wygląda to tak, że dwóch trzyma, a jeden przykręca, przy czym trzeba się jeszcze nieźle uwijać, bo ręce szybko mdleją. Nawet nieźle to wygląda. Oczyma, na razie wyobraźni, widać już prawie końcówkę naszych bojów ze ścianami i sufitami. Nasze szacunki co do ilości potrzebnych płyt gk znowu okazały się zaniżone, choć i tak już braliśmy ciut więcej z myślą, że superata pójdzie na poddasze. Widać tak już musi być. Ocieplenie domu dobiegło już dość dawno ku końcowi. Sylwek pindolił się jednak z tym dość długo. No cóż jeżeli ma się majstra , który posiada w uproszczeniu tylko pacę i poziomicę, która wozi w plecaku na rowerze, to robota musi trwać. Aż się wyć chciało. A łuuuuu. Za to tani był. Prawie wszystko musiał pożyczać, jednak pracę wykonał wyśmienicie. Jesteśmy zadowoleni. Tu znowu okazało się ,że nasze wstępne szacunki co do kosztów robocizny są zaniżone. Może człowiek podświadomie je zaniża. Może jakby wiedział o całych kosztach wybudowania domu, to by się w ogóle nań nie porywał. Na koniec pozostało mu już tylko przykleić sztukaterię, pomalować ściany szczytowe środkiem do gruntowania i już mógł się zabrać za wykonanie wylewek. Zanim jednak do tego doszło to wte pędy razem z Małgosią układaliśmy ogrzewanie podłogowe. Po sporej ilości przeczytanych reportaży, artykułów i innych wzmianek w Internecie w końcu wyrobiłem sobie zdanie na temat jak tanio i dobrze położyć podłogówkę. Wraz z moją dzielną żonką zabraliśmy się za to dość nieśmiało , później już z pełna wprawą. Wiadomo wiedza teoretyczna nie czyni jeszcze z człowieka alfa i omegą. Nasze zadanie polegało na ułożeniu dwóch warstw folii budowlanej, styropianu i oczywiście rurek pex/alu/pex. Nieźle się przy tym namordowaliśmy. Ułożenie prawie 600 m rurek na bliski 150 m2, 300 m2 styropianu i 600 m2 folii budowlanej dało się naw nieźle w znaki. Do tego doszło także pianka na dylatacje, montaż rozdzielaczy oraz sporo pomyślunku. Naszczęście mamy już to za sobą. Zaraz potem wyjechałem na szkolenie do ośrodka wczasowego i leniuchowałem za wszystkie czasy. Teraz moglibyśmy kłaśc podłogówkęć zawodowo. Sylwek przy wylewkach znowu miał problem z narzędziami - teraz w postaci betoniarki. Najpierw załatwia coś przez tydzień, potem cały dzień szukał siły we wtyczce. W końcu wylali we trzech dwa pokoje na poddaszu. Ratujcie . Później zabrali się za piwnicę, a gdy odkryli, że jakieś łożysko w pożyczonej betoniarce jest na wykończeniu to przerwali pracę ,żeby nie płacić za naprawę. Betoniarki znowu nie było i nie zapowiadało się na nic innego. Szlag nas trafiał. Chcąc jednak mieć wykonane wylewki musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Nasze drogi znów skrzyżowały się z „Naszym Henrykiem” – facetem , który wybudował mam stan surowy otwarty i moim wujkiem Zdzichem. Wujek, choć posiada firmę budowlaną, to najbardziej niesłowny facet jakiego znam i już od samego początku na niego nie liczyłem. Za to Henryk zgodził się od razu, ale jak to na biznesmena przystało zażyczył sobie 20 złociszy za każdy dzień użytkowania pożyczonej betoniarki, 150-tki. Myślę, że to nie wiele poza tym ten koszt i tak nie był nasz , bo za te 7 dni odciągnęliśmy później „wylewkażą” Wykonanie wylewek w trzy osoby na 300 m2 zajęło im łącznie około 3 tygodni, z dużymi przerwani. Zakupiliśmy plastyfikator (Dobet) i środek zmniejszający nasiąkliwość betonu (Hydroplast), a zamiast siatki stalowej dodaliśmy specjalnych włókiem. Wszystko w max. proporcjach. Do tej pory jak ktoś zobaczy te wystające gdzie niegdzie włókna, to się dziwi, pierwsze słysząc. Jak dotąd, a to już koniec wygrzewania, podłoga pękła tylko w jednym miejscu i to tylko na odcinku ok. 30 cm. Czyli włókna się sprawdziły. Sylwek i jego dwóch pomocników na początku wyłapali poziomy. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wylewki.jpg Myślałem, że zrobią to za pomoce tzw. „waserwagi”, ale im wystarczyła jedynie długa łata z poziomnicą, zresztą moja. Potem zaczęła się ta gorsza, brudniejsza praca, szczególnie na poddaszu gdzie wszystko musieli wnieść w wiaderkach po schodach. Znowu pojawiło się masę brudu. Doszła także niewyobrażalna ilość wilgoci, która szczególnie była widoczna na drzwiach i oknach. O jakiej ilości wody mamy do czynienia dowiedziałem się dopiero gdy wszedłem na strych. Na całej długości rozciągniętej „folii” paroprzepuszczalnej osadziły się ciężkie krople wody w ilości wręcz nie wyobrażalnej. Miałem spore wątpliwości czy przy tak chłodnej pogdzie to wyschnie, czy przypadkiem już tak zostanie i folia zgnije. Parę dzionków temu znów odwiedziłem strych i ku własnemu zaskoczeniu nie zauważyłem nawet ani najmniejszej kropelki. Widać warto było wydać troszkę więcej złociszy na droższą paroizolacje ? Szczerzę mogę polecić Deltę Vent. W między czasie poprawił, na ile mógł, spaprane ocieplenie poprzednika. Polegało to na podciągnięciu styropianu aż pod samą folie dachową, bo poprzednik zrobił go tylko do krokwi – co świadczy o kompletnym braku wiedzy w tym temacie. Ja mogłem niewiedziec ale on ... Cham jeden, nie dość, że się w ogóle później nie zjawił, to jeszcze podobno liczył na jakąś zapłatę. Pozostawił swoje nędzne, zwichrowane narzędzia , a po kilku miesiącach myśli, że będę mu je na rozkaz przywoził do domu i przechowywał śmierdzące rzeczy w nieskończoność (won do pieca ) i to wszystko załatwia jeszcze przez swoja żonę. Normalnie gówniarz jeden, koło 50-tki. cdn Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 04.01.2007 11:20 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Stycznia 2007 Zacznę od naszej okolicy. Jak świeci słoneczko, to jeszcze jakoś to nasze obejście wygląda. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/panorama.jpg W pochmurny , deszczowy dzionek to masakra. Na zdjęciach widać czekająca na lepsze czasy (czytaj wiosnę) kostkę oraz postęp prac związanych z ułożeniem podjazdu do garażu. Trochę czasu mi tu zejdzie http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/podjazd.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/opa322.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kostka-1.jpg Na powyższym zdjęciu widać ślady krowich kopyt. Ogólnie całe podwórko mamy nimi naznaczone, a miejscami także leży krowia mina. Niby jak się wlezie w taką to na szczęście. Spróbuję przed losowaniem dużego lotka, anusz sie trafi . Utrapienie z tymi zwierzakami. Teraz krówek już niema , ale do 20 grudnia wciąż łaziły po pastwisku. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kostka1.jpg Jeszcze przed nastaniem pierwszych chłodów ociepliłem bramę garażową. Do ogólnego jej ciężaru doszła waga przyczepionego do niej styropianu, dla ścisłości dodam, że dziesiątki FS20, która pozostała mam z ocieplenia domu. Przymocowałem go najpierw na wcisk, a potem dodatkowo jaszcze niewielkie już szczeliny potraktowałem pianka montażową. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ocieplonabrama.jpg Trzyma się jak tralala i od razu jest cieplej. Na początku zastanawiałem się nad jakiś lekkim metalowym stelażem ale okazał się on zupełnie nie potrzebny. Planuje dać na to jakąś folię ze względów czysto estetycznych. Póki co nie mam na to czasu. Tylko jak Małgosia to podciągnie do góry to jeszcze nie wymyśliłem. Długo zwlekałem z zakończeniem ocieplania strychu. Na razie w postaci samej wełny pomiędzy krokwiami, ale już niedługo trzeba ruszyć z resztą, tj. stelaż >folia>regips . Trwało to co prawda w dość dużych odstępach czasowych, najważniejsze jednak jest to, że przed „chłodami” udało mi się zdążyć. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/we322na1.jpg Każdy, kto choć raz to robił na pewno zrozumie moją opieszałość. Nie dość, że trzeba być opatulony jak niemowlę, chronić oczy okularami, płuca maską, a skórę i włosy odzieżą, to i tak po paru godzinkach tej nierównej walki wełna znajdowała się wszędzie. Najlepiej widać to draństwo jak się unosi w powietrzu gdy świeci słoneczko. I ja tu jeszcze nie mam co narzekać, ja mam ISOVERA. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/we322na.jpg Mój szwagier zakupił Roockwoola. Pomijając już aspekt czysto wizualny, gdzie moja wełna ma kolor kwiatu słonecznika , jego natomiast coś jakby sraczki wegetarianina , to moja jest o wiele bardziej przyjazna dla instalatora. Mam porównanie , bo pomagałem mu ją zakładać i takiego draństwa to jeszcze nie widziałem. Jest o wiele cięższa, a ponadto rwie się nie miłosiernie. Swoja drogą jakby nie było to mamy już 21 wiek , gdzie budownictwo podobno tak bardzo się posunęło do przodu, a tu nadal nie wymyślono nic bardziej ludzkiego. No niech nawet już będzie sobie ta wełna szklana jako ocieplenie poddasza , no ale mogli by zapakować to w jakieś , bo ja wiem saszetki, okryć jakimś materiałem, czy cuś . Następnego dnia po całkowitym ułożeniu można było wyczuć odczuwalna różnicę w pomieszczeniach na poddaszu . Przedtem to właśnie tam było najchłodniej, teraz sytuacja się polepszyła. Nie jest to może jeszcze to o co mi chodzi , szczególnie przy wietrznych dniach, póki co jednak musi starczyć. Jest dokładnie tak jak wiele razy czytałem, że znaczna część ciepła z budynku ucieka przez dach. Od momentu gdy zaczęliśmy wygrzewać jastrych możliwe stało się chodzenie w samej koszulce, a najlepiej nawet bez niej. Powyższa uwaga nie dotyczy oczywiście płci przeciwnej , no chyba ,że jesteśmy sami. To tyle na razie , inwentaryzacja czeka Cdn… Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 08.03.2007 13:02 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Marca 2007 Mamy już położone kafelki na podłodze na parterze. Hura. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/salonkafelki.jpg W końcu przestało się pylić i kurzyć. Niestety to nie ja je kładłem - jak zwykle brak czasu nie starcza na wszystko. Wyszło by na to, że zamiast na święta Wielkanocne wprowadzilibyśmy się na Bożonarodzeniowe. Na początku nie mieliśmy żadnej alternatywy niż nasz Bogdan od łazienki, ale później pojawiła się jeszcze Marcin. Bogdan miał taki atut , że pracowałby od rana i poszło by mu to szybciutko (chyba), natomiast Marcin pracowałby tylko po swojej pracy. Na czasie nam póki co nie zależało, a na koszcie robocizny jak najbardziej. Ponieważ wiedziałem już jak Bogdan kładzie kafle ( miał kilka uchybień- dla czepialskich ), a Marcina polecił mi mój szwagier , to ten element miał przeważyć. Przy czterech dychach od metra Bogdana, i dwóch Marcin odpowiedz nasuwała się wręcz sama. Dla mnie ogromna różnicą , choć wiem, że te 40- ci zł utargowałbym do 30-tu to mimo to …. Ala „przetarg” wygrał tańszy. Pozostała jeszcze kwestia umowy. Za drugim podejściem i mocną modyfikacja treści udało się dojść do konsensusu. Choć wiem, że w przypadku jakiej reklamacji to mogę ją sobie o kant d..y rozbić, to jednak w jakiś sposób motywuję ona do staranności. Wiadomo - co na papierze, to nie znika. Każdemu polecam takie rozwiązanie przy „grubszych” pracach. Jako, że sprawy finansowe mieliśmy już uzgodnione, to pozostało jeszcze wybrać kafle. Kafelkarz miał się pojawić już za kilka dni i z tego powodu musieliśmy trochę zawęzić pole naszych poszukiwań do kafelek dostępnych na miejscu i w odpowiedniej ilości. Przyznam, że niezmiernie to mnie ucieszyło. Małgosia lubi sobie nazwozić mnóstwo próbek, a potem jest tak skołowana, że nie może się zdecydować. Wybraliśmy je wspólnie na zasadzie kompromisu. Chyba? Małgosia chciała duże 0,5x0,5m ale kolor jaki mieliśmy do dyspozycji kojarzył mi się z rzygowinami wegetarianina, a wiadomo nikt nie chciały po „pawiu” chodzić. Ja z kolej chciałem coś przystępnego cenowo w ciepłym kolorze, a rozmiar kafelek nie był dla mnie istotny. Stanęło na gresie z Gres Ceramika, a dokładnie na modelu Ventus o wymiarach 33x33x0.80 o IV gr. ścieralności (najwyższej). http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/ventus.jpg Celowo podaje takie informację , bo kto wie czy kiedyś się mi nie przydadzą. I kto powiedział że niedrogie kafle nie mogą był ładne, co ? Pośliśmy tu na łatwiznę i postanowiliśmy cały parter wyłożyć jednym modelem , aby nie mieć problemu z przejściami kolorystycznymi w poszczególnych pomieszczeniach. Niezamierzeni upiekło mi się wnoszenie ich do budynku, (miałem sesję egzaminacyjną w rozpoczętej niedawno nauce fachu „bhp’owca”), a ten wyczerpujący obowiązek spadł na teściów i brata Małgosi. Mam nadzieję, że ona tego nie dźwigała. Bądź co bądź kafle na to nie piórko, a zważywszy na fakt, że było ich na 85 metrów powierzchni , to należą się im wielkie podziękowania. Układanie kafli szło mu bardzo sprawnie, a uwijał się przy tym jak nakręcony. Pomagał mu zawsze jakiś pomocnik , którego zadaniem było mieszanie kleju i sprzątanie bałaganu. Już pierwszego dnia (tj. przez 3 godzinki) ułożył prawie całą podłogę w biurze. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/biorokafelki.jpg Zapowiadało się nieźle i (ku własnemu nawet zdziwieniu) tak też już zostało do końca. W weekendy „zapraszał” znajomych i wtedy to kafelki prawie latały w powietrzu na wyznaczone im miejsca. Oczywiście tam gdzie było dużo cięcia praca jego ogromnie zwalniała, ale i tak to demon prędkości . Zresztą jako brygadzista w swojej głównej pracy musi dbać o efektywność Jako kleju użyliśmy wysokoplastycznego C2TE INTER GRĄD, http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/klej.jpg sprawował się bardzo dobrze i możemy go polecić. Poza tym mieliśmy jeszcze do wyboru Opti.. coś tam po 40 za worek. 17 zł do 40zł. Mimo że uważałem, że podłogi mam równiutkie, co miało gwarantować niskie zużycie kleju , to rzeczywistość okazała się ciut inna. Tragedii oczywiście nie ma, no ale wg szacunków i wg etykiety 1 worek starcza na ok. 8 m2 podłogi przy zębie 4 mm, co daje 10 worków na wszystko (zapominają dodać, że na powierzchni gładkiej jak stół - haha ) . U nas zużycie wyszło blisko czterokrotnie większe i tak pewnie trzeba liczyć w przeciętnym budującym się domku. Wiadomo że producent swoje a życie… Mimo że opisuję to wydarzenia mające miejsce ok. 20 stycznia br. ,to wtedy pojawił się u nas drugi raz śnieg, który tym razem postanowił zostać na dłużej i znacznie utrudniał nam dowożenie niezbędnych materiałów. Kafelki udało się przywieźć szybciej dostawczakiem – przed śniegiem, natomiast klej trzeba było wozić już samemu po 5 worków w naszym autku. Mordęga. Co do fugi to idealnie wpasowała się tu firma Mapei ze swoją Flex Fuga GLAZURNIK - karmel 141. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/fuga1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kafelki.jpg W rzeczywistości fugi są o wiele ciemniejsze, teraz pojaśniały przez wszędobylski pył gipsowy. Szwagier(pracuje w branży) twierdzi , że jest to najlepsza fuga na rynku. a pozostałe firmy w lepszym lub gorszym stopniu starają się jej dorównać. Miałem duże problemy aby dostać wymagana ilość w opakowaniach 5 kg- tańszych od dwójek. Rozbieżność cenowa u sprzedawców też jest ogromna. Przy fudze mogę mieć do Marcina małe pretensję. Każdą z nich musiałem delikatnie palcem wygładzać aby pozbyć się chropowatości i drobnych ubytków. On też próbował to robić , mimo to jest chyba zbyt mało pedantyczny. No i pozostała jeszcze jedna sprawa, która teraz mnie trochę drażni. Przy przejściach do poszczególnych pomieszczeń nie zgada się linia fug. To przez to, że skakał z jednego pomieszczenia do drugiego , a układnanie kafelek nie tworzyło jednej siągłości. Jeszcze przez jakiś czas będzie mnie to raziło w oczy. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/fugibee.jpg Na parterze 2/3 powierzchnie stanowi taki kompleks otwarty, nieograniczony drzwiami i lepiej by to wyglądało gdyby posadzka tworzyła całość, mimo, że przecięta w miejscach dylatacji. Natomiast z jednej dylatacji zrezygnowaliśmy celowo – w salonie. Bez niej wygląda o niebo lepiej. W razie czego odpowiednia ilość zapasowych kafelek została odłożona, gdyby w tym miejscu popękały od naprężeń. Reasumując koszty wyglądają tak: http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kosztykafle.jpg Całkiem niedrogo. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 12.04.2007 12:51 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Kwietnia 2007 Przyszła wiosenka upragniona. Aż chce się wyskoczyć na podwórze i zająć się obejściem. Zresztą jakieś niedzieli uczyniłem to i z wielką przyjemnością odnowiłem, prześwietliłem korony dwóch najbliższych jabłonek w naszym „sadzie”. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jabo.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/jabo1.jpg Minęły już zapewne całe wieki jak ktokolwiek poświecił im choć trochę uwagi, wyłączając szabrowników jabłek ;P) . Na ziemie powędrowała cała masa suchych i zrakowaciałych gałęzi, a także niezliczona ilość zbędnych pędów. Na resztę jabłonek przyjdzie czas na jesieni. Kilkanaście dni temu dokupiliśmy kilka nowych drzewek, na nowy sad. Już za kilka lat będziemy się cieszyć czereśniami, gruszami i śliwami. Trzeba je jeszcze z głowa posadzić, a potem czekać i pielęgnować. Wykopanie siedmiu dołków , wymiana podłoże na żyźniejszą glebę zajęła dobra chwilę ale mamy nadzieję na smaczne profity. Obsadzona została także nasza droga w celu zapobieżenia nawiewania śniegu. Na początku miały to być żywotniki , ale skoro znajdą się tacy co z cmentarzy … , to pozostaliśmy przy pospolitym świerku. Świerk nie jest zły, bo mało z nim roboty, a będąc równomiernie oświetlony powinien nie gubić dolnych igieł tworząc gęsty żywopłot. A w naszym domku trwa wykańczanie pomieszczeń , czyli malowanie. Na dziś cały parter jest już niemal w 100 % ukończony. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/sypialnia.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/przedpokoj.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/salon.jpg Pozostało tam już tylko ułożenie listew przypodłogowych i maskujących przy futrynach oraz montaż parapetów. Czyli tyle co nic. W korytarzu natomiast żonka zażyczyła sobie wnękę, na którą poświęciłem kupę czasu. Aż wstyd się przyznać ile. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wneka1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wneka2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/wneka3.jpg Jak ktoś zna zasadę, to idzie szybciutko, a ja musiałem do wszystkiego dojść sam. Cieszy fakt, że jest stabilna i nie chwieje się na boki. Następna półka z regipsu pójdzie szybciutko. Całe szczęście, że Małgosi się podoba, bo z początku to mieliśmy trochę sprzeczne wyobrażenia na ten temat tj. dochodziło do spięć. Ale teraz jest dobrze -->stanęło na Jej pomyśle. Ach te baby (kochane). Naj efektowniej wygląda po zachodzie słońca , robi sie tak nastrojowo i ciepło. Moja żonka kochana jak zwykle miała najwięcej problemów z doborem kolorów farb na ściany. I nic tu nawet zaprzyjaźniona dekoratorka wnętrz nie pomogła. Co prawda naświetliła Jej jakiś ogólny zarys, a kłopot nadal pozostawał. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnicasciany1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/prz1.jpg Ja bym ten kłopocik rozwiązał podczas jednej wizyty w sklepie z farbami ale wolałem się zanadto nie wtrącać. Dobrze, że co do koloru sufitów jesteśmy zgodni. Ha ha. Syn już też wie jaki chce mieć kolor ścian w swoim przyszłym pokoju. Będzie to pomarańczowy i żółty, na dodatek chce go pomalować sam. Tego się jednak obawiam, przecież ma dopiero 7 latek. Jeżeli już jesteśmy przy dzieciach, to wypada wspomnieć, że nasza gromadka powiększyła się o jeszcze jednego łobuziaka. 28 marca 2007 r. z bardzo wielkim trudem i po kilku już próbach na świat przyszedł, przepraszam zostaw wypchnięty Igor August Majewski. Dziecko monstrum ale śliczne. Ważyło 4450 g i mierzyło 57 cm długości. Duża głowa. Po 12 dniach waży już 5 kg , z czego cieszy się Małgosia , bo wyciąga z niej całe nagromadzone zapasy. Jedno zdjęcie za 1000 słów. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/Igorwsolarium.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igorek.jpg Pora wrócić trochę wstecz. Na początku roku dostaliśmy sporego kopa od pogody. Przyszły śniegi, a potem deszcz i roztopy, mimo to ziemia nadal była zmarznięta. Po takiej właśnie spłynęło do naszej piwnicy około 15 m3 wody, mając w nosie nasze środki zaradcze, które skądinąd sprawdziły się już niejednokrotnie. Plan zaradczy jest już gotowy i w najbliższym czasie pozostanie wprowadzony w czyn. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/beczka.jpg Małgosia była załamana. Ta ogromna ilość wody pokrywała całą nasza piwnicę na wysokość ok. 10 cm. Mało tego. Dostała się w warstwę ocieplenia podłogi ( styropian 10 cm) przez studzienkę w pralni, wnikła we wszelkie ściany i sprzęty. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnicascianytynk1.jpg Na parterze właśnie trwało układanie kafli i wszystko co tam było powędrowało na dół, co by nie przeszkadzało. Zalane zostały jak jeden wszystkie moje wiertarki, boshe, wkrętarki, i inne, oraz zaprawy, kleje i opał. Elektronarzędzia zaraz powędrowały na kaloryfer. Woda natomiast pozostała. Z jednej strony studzienka w pralni spowodowała zalanie ocieplenia, teraz za to będąc poniżej poziomu posadzki pozwalała na wypompowanie wody. Całe popołudnie zajęło nam usuwanie wody za okno i dalej. Bez pompki do brudnej wody nie było by to możliwe. Ta wsiąknięta w stałe elementy konstrukcji budynku musiała już poradzić sobie sama. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/piwnicasciany4.jpg Przez jakiś miesiąc na oknach osadzała się para, a potem stopniowo coraz mniej, aż w ogóle znikła. Miałem dylemat czy w taki mróz wietrzyć piwnicę w i tak niezbyt już ciepłym budynku ( ok. 12 stopni), a pracować trzeba było. W lato to drzwi i okna na oścież i wynocha z ta wilgocią. Teraz system musiał być kombinowany. Najpierw nagrzać, potem lekko uchylić okienko. Widać zadziałało. Niedługo musze zrobić próbę na wilgotność. Co dziwniejsze wszelkie moje narzędzia do dziś działają , a z niektórych to nawet przez jakiś czas podczas pracy (pędem powietrza) wydobywała się woda. Mam nadzieje, że to drugie nasze zalanie tym razem będzie już ostatnie. Solary, W związku z tym, że słoneczko zaczęło przygrzewać, to nie pozostało mi nic innego jak uruchomić solary. Od zeszłego sezonu czekały sobie cierpliwie zasłonięte przed promieniami. Co prawda próbowałem już kilka razy wymusić jakoś obieg ale jak do tej pory próby spełzły na niczym. Ciągłe zakrywanie kolektorów płytami styropianowymi po każdym silniejszym wietrz, o który u nas przecież nie trudno, na spadzistym dachu aż kusiło licho i trzeba było ta sprawę w końcu zamknąć. Z wieloma osobami rozmawiałem na ten temat i wszyscy zgodnie twierdzili, że wina leży po stronie zapowietrzenia instalacji. O różnych sposobach odpowietrzenia kolektorów już nie wspomnę, w końcu to nie kabaret. Mnie w miarę sensownie wydawał się sposób siłowy, czyli wpompowanie tyle glikolu żeby jego napór przepchnął powietrze. Dokupiłem 5 l glikoli i do dzieła. Do dyspozycji miałem ręczna pompkę z tłokiem przeznaczoną do wykonywania prób szczelnośc instalacji grzejnych. Aby wpompować ta ilość potrzeba sporo czasu . Normalne ciśnienie robocze wynoki około 1 atmosfery , u mnie było 3. Nic to jednak nie pomogło , jaki i zresztą kolejne próby. Poddałem się. Nawet telefony do bezpośredniego przedstawiciela handlowego w tym rejonie z prośbą o interwencję nie dały rezultatu. Jakoś przełknąłbym stratę 120 zł /godz. + dojazd z Gdańska. Mimo to nie mogli się wybrać do mnie przez ok. 1,5 miesiąca. A słoneczko coraz mocniej przygrzewa, co z kolei stwarzało ryzyko przegrzania. Nawet w lutym gdy słońce miało chwilę dla siebie , czujnik wskazywał temp. do 120 stopni. W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś błąd i sprawdziłem ręką. Poparzenie palców odpowiedziało samo za siebie. Począłem szukać pomocy gdzie indziej. W końcu przez znajomą ,Agnieszkę, zdobyliśmy tel. do innego, lokalnego producenta kolektorów, on z kolei …. podał jeszcze jeden telefon i takim oto wężykiem dotarłem do setna. Każdemu z osobna trzeba było naświetlić problem i oczekiwania. Męczące. Dobra nowina jest to, że jak już trafiłem na właściwych, to zjawili się u mnie w 3 godzinki później , szukając po okolicy kolektorów na dachu, bo przecież szyldu jeszcze nie mamy. Do zachodu słońca odpowietrzali instalację i … dupa. Dalej nie ma przepływu. Poczęli spekulować co może być przyczyną , no bo pewni byli , że nie zapowietrzenie. I tak wymieniliśmy odpowietrznik, rotatometr na licznik do ciepłej wody, i kilka innych pierdułek . Nic nie pomagało. Zaczęli powolutku dalej „rozbierać” instalację. I tu trafił się prawdziwy cud , bo już przy pierwszej próbie trafili, choć do głowy im by nie przyszło, że można by zrobić taki błąd. Okazało się że zawór zwrotny przy zasobniku został odwrotnie zamontowany, blokując skutecznie rotację glikolu. Krew mnie zalewa. Jak można zrobić coś takiego. Teraz wystarczyło już tylko go odblokować ( instalacja solarna nie ma już zaworu zwrotnego) , odpowietrzyć i włala. Podliczają koszty to : części 100(skąd inąd teraz mi zbędne), robocizna 500 zł. Apeluję do wszystkich. Nie róbcie takiego co ja zrobiłem . Zamawiajcie tylko autoryzowaną firmę. Koszt i tak będzie taki sam. Pozostali instalatorzy, hydraulicy działają na tym polu tylko po omacku. Nie odpowiedzą na szereg waszych pytań lub co gorsza poniesie ich fantazja. Jest też drugie wyjście - róbcie sami , co najwyżej będziecie mieli pretensję do siebie, ale te krócej sumienie męczą. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/solary.jpg Co do skuteczności ich grzania to mogę powiedzieć, że praktycznie nie muszę juz palić w piecu aby mieć ciepło wodę. Średnie czujnik wskazuje około 50 stopni, wczoraj 60 na wieczór. Fakt , mieszkam teraz sam i zużycie jest niewielkie , no ale toż to dopiero początek kwietnia. Dziś znowu fest grzeje, na wieczór będę musiał pewnie spuścić trochę gorącej wody, bo się instalacja przegrzeje. Ehh tak źle i tak niedobrze, czy działają czy nie , czy świeci słoneczko czy nie, zawsze jakoś nie tak. Kuchnia W przeddzień montażu zamówionej kuchni przywieźliśmy zmywarkę , lodówkę i piekarnik. Wystarczająco już długo czekały po magazynach sklepów na miejsce docelowe. Piekarnik jednak został nieznacznie i prawie niewidocznie uszkodzony gdzieś na przestrzeni czasu. Zgodnie z planem, bo 5 kwietnia przyjechali do nas stolarze w ilości sztuk dwa. Na pace przywlekli częściowo złożoną naszą kuchnię. Potem metodycznie zaczęli ją skręcać w jedną dość harmonijną całość. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia3.jpg Jestem pełen podziwu, że z odręcznie wykonanego szkicu i kilku pomiarów udało im się wszystko dopasować. Mnie same wzięcie miary zajęłoby co najmniej dwa dni. Na miejscu dokonali już tylko kilka, wręcz kosmetycznych modyfikacji. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia1.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/kuchnia.jpg Jednak nie obyło się też bez babola (czyt. błędu). Wielokrotnie powtarzaliśmy, że montując zlewozmywak bateria powinna być umiejscowiona pośrodku okna, tak aby jego otwieranie było możliwe. Majster co prawda dokonał dokładnych pomiarów w tym względzie lecz przez niefortunne obrócenie ww. wszystko wzięło w łeb. Jeszcze gdyby nie byłaby zrobiony otwór pod baterię, to wystarczyłoby go tylko odwrócić i po kłopocie. Teraz to albo nowy blat, albo nowy zlewozmywak. W sumie to nie nasz kłopot. W wolnych chwilach natargałem sporo drzewa z lasu na opał. Głównie jest to buk. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/drzewobuk.jpg Będzie tego, razem z tym co mi pozostało z poprzedniej zimy i odpadami budowlanymi, z 50 mp. Niebawem wszyściutko zostanie pocięte, porąbane i poukładane. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dezewo.jpg Cdn. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 22.06.2007 10:37 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Czerwca 2007 Dziś zakończenie roku szkolnego dzieciaków, a także nasza przeprowadzka do nowego domku. Starczy już tego mieszkania w samotności , bo od kilku już miesięcy czuję się jak na delegacji , jak marynarz co do rodzinnego portu zagląda sporadycznie . Strasznie przez tą budowę ( i z innych powodów również) rozluźniły się nasze stosunki rodzinne . Zawsze myślałem, że wszelkie tragedie rodzinne najczęściej zbliżają do siebie jeszcze bardziej… ale u nas coś poszło nie tak, na opak. 13 kwietna 2007r, zresztą w piątek, gdy pierwszy raz nasz mały synek został sprowadzony do naszego domku, miał atak, załamanie, coś … W czasie karmienia przy piersi zaczął potwornie płakać, a chwilę później oddychać. Zsiniał. Na początku nie dotarło do mnie, to co się stało. Pędem do szpitala, cisza w samochodzie, w drodze uspokaja się, powraca oddech. Tam pierwsza diagnoza : ma 2 razy większe serduszko. Podali tlen. Ledwo oddycha, jakby nieobecny, wątły. Szpital w Lęborku to dno jeżeli chodzi o opiekę nad takimi przypadkami, brak sprzętu i fachowej kadry pielęgniarskiej. Przyjeżdżają teściowie i dzieci, bardzo to przeżywają. Wzywają karetkę z Gdańsku –Oliwie. Igor nocą jedzie na OIOM do Szpitala Dziecięcego na Polanki, nas nie wpuszczają. Rano odwiedziny. Sale robią wrażenie. Opieka 1 klasa – najlepsza jaka do tej pory zaobserwowaliśmy. Tamtej kadrze medycznej widać, że zależy na pracy , profesjonalizm. Stabilizują funkcje życiowe Igorka, który został zaintubowany i uśpiony. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/polanki.jpg Wszelkie badania kardiologiczne między innymi echo serca odbędą się w poniedziałek, weekend. Cholera. Lekarze nas uspokajają, że nic mu nie grozi, stan stabilny. Dziecko z sąsiedniego pokoju umiera. W poniedziałek wiemy już, że synek ma krytyczną koarktację aorty. W jego przypadku aorta zstępująca, za łukiem ma przewężenie o przekroju 1mm zamiast 10. Stąd nadwyraz rozwinięte serduszko, szczególnie lewa strona. Przenoszą Igora do Akademii Medycznej w Gdańsku, na oddział kardiologiczny. Tam kolejne ciężko chore dzieci i odbijające się na pacjentach rozgrywki personalne. Opieka różna, zależna od zmiany pielęgniarskiej. Kolejna seria badań, diagnoz. Wykonano cewnikowanie i BEZ naszej wiedzy i pozwolenia założono mu stent na aorcie (niestety ten nierozciągliwy). Uszkadzają mu przy tym worek osierdziowy i zbiera się krew. Podobno to się zdarza , naszczęście wchłania się ona, a krwawienie ustaje. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/stent.jpg Teraz średnica wynosi 4,3mm i jest to tylko rozwiązanie tymczasowe. W związku z powyższym zaistniała konieczność wylotu samolotem medycznym do Centrum Zdrowia matki Polki w Łodzi na zabieg operacyjny, trwale rozwiązujący problem. Ja tłukę się łącznie 7 godzin pociągiem , Małgosia i synek samolotem 40 minut. Na miejscu o niczym nie wiedza, na oddziale nikt na nas nie czeka, ale przyjmują. Kolejni mali pacjęci i tyleż nieszczęść. Tutaj kolejne badania całego jego małego ciałka. Sprawdzają wielokrotnie, podają kolejne antybiotyki i inne medykamenty. Zabiegu jednak teraz nie będzie, podobno nie ma potrzeby. Odzyskał siły, pielęgniarki dziwiły się ileż to nasze dziecko może wypić mleka. Nasz żarłok przybrał na wadze. Po 3 tygodniach wróciliśmy do domu. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/dz.jpg Dziecko dobrze się rozwija, przybiera na wadze. Dwa razy w miesiącu jedzie na badania kontrolne w Gdańsku. Najgorsze jest to, że im będzie starszy( cięższy) , tym coraz gorzej będzie z jego kondycją. 16 lipca znowu wracamy do Łodzi na badania okresowe, może na operację, nie wiemy. To oczywiście tylko telegraficzny skrót, wzmianka. Dużo by można pisać… Może to nie jest zupełnie związane z dziennikiem budowy, ale chciałem aby tu było. Po powrocie wziąłem się do pracy, dalej za wykończenia domu, o czym jeszcze napisze. Zresztą żon na pewno będzie mnie wielokrotnie napominać. cdn. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 08.10.2008 12:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Października 2008 cdn. Oj minęło już sporo czasu odkąd tu zaglądałem i cokolwiek napisałem. Różne były tego przyczyny o których raczej nie chcę pisać, wszak nie ma człowieka bez winy. W ramach przeprosin mojej Małgosi postanowiłem sprawić jej wielka niespodziankę, mam nadzieją, że miłą i długo oczekiwaną. Jaki ze mnie idiota. Największy na świecie. Jak brak tolerancji może zaślepić i popsuć tak wspaniałe małżeństwo. Teraz już z tym koniec. Nie poddam się. Tyle się wydążyło, można by kilka rodzin obdzielić, nasz domek wypiękniał, rozkwitł. Tak samo jak nasze małe stadko - dzieci. Choć żal bierze, że tak szybko rosną. Zacznę od najmniejszego. Igor, fisiu, czy łapulcem też zwany tosz to istny anioł, z całą pewnością urodę czerpał garściami od żoneczki. I dobrze, bo ode mnie to tylko szpiczasty noś oraz długie ośle uszy mógł w niechcianym pakiecie genowym nabyć. O łysiejącej czuprynie już nie wspomnę. Oto cały ja. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igu111.jpg Może dokończę dalsze przygody naszego synka z WIELKIM serduszkiem. Na umówiona wizytę 16 lipca nie pojechaliśmy, bo oczywiście zaczął się okres strajkowy naszej służby zdrowia. Nie wiadomo czy się cieszyć z odroczonego wyjazdu. Za to przyjął nas gdański oddział kardiologiczny i po badaniu szybko wróciliśmy do domu. Wszystko było na razie wporządku, oczywiście jak na dziecko za stentem w kanałach. Przez krótki okres jaki tu poprzednio przebywaliśmy zdążyliśmy sobie narobić wrogów. Nam to zwisa, mnie dodatkowo powiewa, ale Ci durni lekarze (czasami pielęgniarki) przez swoją zawisłość szkodzą naszemu maluszkowi. Może warto to trochę jaśniej wyjaśnić. Nie jesteśmy jakimiś krzykaczami, Małgosia to harda sztuka ale w środku ma serce ciepłe i miękkie. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igu.jpg Jak w poprzednim poście pisałem, odbywały się tam rozgrywki personalne, których ofiarą była nasza doktor prowadząca. Ordynator, użyję tu modnego ostatnio słowa, wywierał na nią moobbing. Co to oznacza ? W tym przypadku oznaczało to działania polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu, mające na celu poniżenie i ośmieszenie, a także izolowanie i wyeliminowanie z zespołu współpracowników. Tu dodatkowo doszło do rękoczynów. Żona była mimowolnym obserwatorem zajścia i zgodziła się być świadkiem w toczącej się sprawie. Choć jam sam nie wiem czy dałbym się wciągnąć w naszej obecnej sytuacji w to bagno, to i tak uważam, że mimo to postąpiła słusznie. Tak trzeba było. Niedługo po tym dowiedzieliśmy się, że dziecko z którym Iguś wtedy tam leżał na sali umarło. Piękny chłopiec na którego rodzice czekali 16 lat !!!. Prawdą jest, że urodził się bardzo chory z niewielką szansą na normalne życie. Umarł dlatego, że po badaniu pielęgniarki zapomniały ponownie włączyć respirator, a alarm ściszyły na maximum. Z żoną uważamy, że lekarze to grupa zawodowa która jest obdarzona największą znieczulicą. Dlaczego tak uważamy ? Otóż zbyt dużo razy mieliśmy okazję obserwować, niestety , zachowanie, które w szczególnie ciężkich przypadkach mówiło coś jakby „to dziecko i tak nie ma szans, lepiej jakby umarło” …. Ale dość już o tym. Na razie mieliśmy spokój, pociecha dużo jadła i rosła w szybkim tempie . Do Centrum Zdrowia Matki Polki pojechaliśmy 15 października 2007r. Tam w trakcie badania powiedziano nam, że nastał ten czas kiedy operacja zdaję się konieczna. Z jednej strony chcieliśmy tego od początku, a z drugiej zawsze istnieję możliwość pójścia czegoś nie tak i lęk przed niewyobrażalną stratą. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/panoramaigor1.jpg Z uwagi na to, że od 1 czerwca przebywałem na urlopie najpierw macierzyńskim, zwanym czasami tacierzyńskim, a po dwóch miesiącach dalej na wychowawczym, zapadła z góry wiadoma decyzja, że to ja pojadę z Igusiem na operację . Swoją drogą zastanawiające jest, że skoro taki sam urlop macierzyński i zasiłek przysługuje mężczyznom - ojcom, to dlaczego faceta na urlopie macierzyńskim nikt się nie czepia, a potem nikt go nie zwalnia? Datę wspólnie z przecudną doktor Mazurek, słusznej postury, ustaliliśmy na 3-go grudnia 2007. Marzyło się nam aby na zbliżające się święta wrócić z takim dużym prezentem, dla wszystkich. Wcześniej jednak trzeba było się tam znowu dostać tą śmierdzącą, brudną koleją. Człowiek dorosły kierując się rozsądkiem i głównie obrzydzeniem stara się jak najmniej dotykać tego kilkudziesięcioletniego syfu w koło, ale dziecko jest jeszcze zbyt ufne, ono nie wie, że tu wszędzie czają się śmiercionośne zarazki. Iguś, jak żadne inne z naszych starszych dzieci, co tylko chwyci, to od razu wtyka do buźki. Jak nic Łapulec. Tak mi teraz wpadło do głowy, że odkąd zacząłem jeździć/katować się koleją, to nigdy nie słyszałem jakiejś obcej, zachodnioeuropejskiej mowy innych pasażerów. He, he, ciekawe dlaczego. 400-sta kilometrów w aż 7 godzin pociągiem pośpiesznym, trasą która przecież nie ma dziur czy korków to stanowczo zbyt wiele. Potem pozostał jeszcze kilkunasto minutowa jazda taxi i już byliśmy, niestety tylko ja i maluch, na izbie przyjęć. Z wielkim trudem, pamiętam jak dziś, będąc mokrym od potu, niosąc w jednej ręce nosidło z Fisiem, a w drugiej walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami, na nie wiadomo jak długo, zapukałem do okienka. No i wyskoczyła jak się można domyśleć pani z okienka. Bardzo zdziwiona . W 99% to mamy zostają z dziećmi, a tu taka niespodzianka. Szczerze myślę, że gdyby to Małgosia jechała zamiast mnie, to by sobie z tym pobytem tam nie poradziła. Dostaliśmy izolatkę, no bo przecież dziecko przed operacją nie powinno niczym się zarazić ani nikogo zarażać. Pozostało mi już tylko czekać. Niestety to Iguś zaraził się wirusem Rota. Oznaczało to ni mniej ni więcej tyle, że teraz to izolatka zaczęła nabierać prawdziwego znaczenia . Prawie zero wychodzeń, ścisła dieta i nuda w pomieszczeniu wielkości średniej wielkości WC. Nastrój też miałem jak z sedesu wyciągnięty. A w radio ciągłe świąteczne dzingle puszczali. Świnie. Na domiar złego potworne opóźnienia w przeprowadzaniu operacji (teraz anestezjolodzy strajkowali). Ryczeć się chciało. Niewiele ludzi potrafi sobie wyobrazić jak trudne i męczące może być opiekowanie się oraz zabawianie dziecka w małym, nudnym pomieszczeniu z wymiotującym wciąż dzieckiem. Praktycznie beż chwili dla siebie. Chyba tylko dzięki mojej Małgosi i częstym z nią rozmową telefonicznym udało mi się jakoś przetrwać (dosłownie) . Reasumując po drugim badaniu kontrolnym i wyraźnej poprawie Igor znów stanął w kolejce do zabiegu operacyjnego. Operację ustalono na dzień 13 grudnia 2007 w piątek.Coś nas te piątki 13-go prześladują. Przedtem musiał jeszcze sporo wycierpieć w licznych badaniach i próbach założenia mu drogi centralnej. To taka igła która na stałe jest w żyle. Wtedy też, przez łzy, Igor pierwszy raz powiedział tato w swój cudowny dziecięcy sposób. Do tej pory słyszę to pełne żałości z bezsilności „tati tati”, gdy dwie pielęgniarki 5-ty raz z rzędu nie mogły znaleźć żyły aby się wkuć. Serce się łamało i gdyby nie było to konieczne, to bym go wyrwał i mocno przytulił, uspokoił. Trochę to też jego wina, bo grubasek jeden tak bardzo kochał mleko, że przytył i żyły się schowały pod tłuszczykiem . Ale udało się , niestety drogę założyli w stopę- bardzo niewygodne miejsce. Mnie pozostało już tylko podpisać kilka papierków o znanych zagrożeniach przeprowadzenia operacji i w ogóle wprowadzenie dziecka w śpiączkę farmakologiczna, itp. Pod wieczór Igor pojechał na operację. Z całych sił starałem się odrzucić od siebie myśl o tym, że być może widzę go już po raz ostatni. Taki pierwotny strach. Okropne kilka godzin w moim życiu. Ale wszystko poszło zgodnie z planem. Chirurg wyciął nieszczęsny stent z przewężoną aortą, a końcówki naciągnął i zszył. Istniało tu ryzyko rwania się ww. i konieczności wstawiania sztucznego implantu. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/panoramaigor2.jpg Iguś to silny facet, z szybkością sprintera odleżał swoje na sali pooperacyjnej. Tylko niecałe 20 godzin, niestety niektóre dzieci spędzają tam nawet kilka tygodni. Cały czas myślałem, że naszego synka będą kroić wzdłuż mostka , a tu taka niespodzianka, bo ma tylko ok. 7 cm bliznę pod łopatką, która szybko znika. Super. Nawet później na kardiochirurgii Igor w błyskawicznym tempie zdrowiał. Po 2 dniach odłączono mu sączek, ponieważ krwawienie ustało. Tutaj także łatwiej się przebywało, były spacerówki dla dzieci i pokój z zabawkami, a ja sam miałem z kimś od czasu do czasu pogadać. W czwartek załatwiłem wypis i czym prędzej udaliśmy się znów na PKP. Tym razem już nie marudziłem na brud, choć droga do moich bliskich dłużyła się po dwakroć. W Gdańsku przywitała nas moja stęskniona kochana żona. Nawet drugi, starszy, syn też już nie mógł się doczekać. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/IW.jpg Od tego czasu Igor świetnie się rozwija, prawdziwy z niego majsterkowicz. Wystarczy, że coś zobaczy , to w mig potrafi to powtórzyć. Dziękuję Ci Małgosiu za taki skarb. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/igu1111.jpg [/img] niebawem cdn Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 09.10.2008 12:33 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Października 2008 Dziś dodam same fotki, ale przecież wiadomo, że jedno zdajecie to tysiąc słów. To nasz drugi syn. Wiktor teraz jest w drugiej klasie. Świetnie się uczy, z matmy to prymus szkolny. Takiej pociechy to można sobie tylko wymarzyć. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/w1.jpg Bardzo lubi się bawić z naszym psem Luną. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/luna.jpg A oto Martyna, teraz to już prawdziwa panna na wydaniu. Świetnie tańczy i pstryka bardzo ładne fotki. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/M1-1.jpg Nasze wspólne zdjęcia . http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/Panoramawsplne2.jpg Ta piękność po prawej to moja Małgosia , obok Paweł (brat Małgosi), na drugim zdjęciu małżonka ma wraz ze mną http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/Panoramaz2.jpg Na koniec kilka widoczków jakie bardzo często mamy okazję zaobserwować z naszej górki. Jednak to prawda, że przyroda to najpiękniejszy teatr . http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/p3.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/p2.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/P1.jpg Cdn. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
master111111 21.10.2008 12:59 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Października 2008 No to jedziem. Zacznę od zewnątrz. I stało się . Po prawie rocznej przerwie w końcu zabraliśmy się za nasza elewację . Bynajmniej nie zebrało się to z lenistwa ale z braku dość znacznej gotówki, jaką elewacja pochłonęła. Opłacało się zbierać nawet najmniejsze faktury, także od znajomych (o tym cii) , bo teraz to państwo nam oddało należne odpisy. Z początku mieliśmy jedną firmę poleconą przez znajomych i głowy napchane opowieściami jak to trudno znaleźć kogoś do pracy. Panowie przyjechali , zobaczyli , pokrecili nosem i pojechali. Cenę wstępnie ustaliliśmy lecz przedtem chcieliśmy zobaczyć ich wykonawstwo. Jak zawsze chwalili się, że już masę domów wytynkowali strukturą ale z wymienieniem ich to mieli mały problem. Amnezja, czy co ? Polecili nam dwa budynki. I tu nie było już tak wesoło. Niby wszystko ładnie, ale jakoś nie tak, trudno było wskazać wyraźny błąd na elewacji (całe szczęście nie naszej) , jednak jak się patrzyło to powstawał jakiś niesmak. To tak samo jak z seksem u facetów . Nawet zaraz po. Niby nasycony ale wciąż mało. Z czasem podob no to mija. I tu tak samo . Pewnie chodziło o sposób zacierki. Kilka dni później jednak się rozmyślili, ponieważ doszli do wniosku, że jednak czasowo się nie wyrobią. Spad nam kamień z serca, ponieważ powierzyć tak ważną część budowy naszego gniazdka i nie być pewien efektom końcowym, to trochę za dużo. A tak , problem sam się rozwiązał. Bogatsi już o kolejne doświadczenia, zaczęliśmy od nowa. Rozpoczęło się od tego, że przejechałem się po sklepach budowlanych i pozbierałem wizytówki oraz zebrałem adresy od zaprzyjaźnionych sprzedawców. Dodatkowo, ze szczególną uwagą obserwowaliśmy samochody firmowe krążące po okolicy, zapisując numery telefonów. Zaczął się przesiew. Prawie za wszystkimi się umówiłem, pokazałem zakres prac i czekałem na ich ofertę cenową. Jedni się umawiali ale na tym się kończyło, inni byli słowni i punktualni. Z tymi pierwszymi raczej już się nie spotykałem , nawet jeżeli sobie poniewczasie przypomnieli o mnie. No bo jak to wygląda, żeby już na początku wyprawiać takie harce. Nie lubię tego. Istniała pewna prawidłowość. Jak budowlaniej przyjeżdzał lepszą furą to i cena rosła. Grosze auto , niższa cena. Zapraszam wszystkich na rowerach. Wybór padł na miejscowa firmę budowlaną. Ceny jakie ustaliliśmy to 20 zł za m2 wykonania elewacji tynkiem cienkowarstwowym SILIKATOWO-SILIKONOWY WEBER TD336 Extra Clean , dokładnie baranek 1,5 mm. Był w promocji. W cenę wchodziło także poprawienie wykończenia ocieplenia, to jest założenia listew wykończających na dolnej krawędzi styropianu. Miało to utworzyć przede wszystkim równą krawędź, wzmocnić właściwości fizyczne oraz choć trochę przed gryzoniami. Użyliśmy zwykłych narożników z siatką, a nie takich jak rekomendują producenci – znacznie droższych. Trzeba przyznać, że świetnie się do tego nadały. Wspomnieć też należy o pasach na frontowej ścianie budynków, które wg nas bardzo ożywiają i wzbogacają całość. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/DSC05370.jpg Oczywiście spisaliśmy umowę, w której koniecznie zawarł się punkt o gwarancji i należytym zabezpieczeniu kostki wkoło, okien i parapetów, rynien czy dachówek. Później bardzo się to przydało. Jednak nie było tak różowo jak miało być. Po pierwsze w trakcie podpisywania umowy firma miała jeszcze jako takie zasoby rąk do pracy. Miesiąc później dwóch pracowników odeszło i stanęliśmy prawie nad progiem ponownego wyboru wykonawcy. Umowa znowu się przydała. W skrócie podpisałeś, to teraz wykonaj. Szkoda tylko tego czasu. Zaplanowaliśmy, że prace zaczną się 1-szego czerwca i potrwają maksymalnie 3 tygodnie (z dużym zapasem na niekorzystna pogodę). Okazało się, że nie dość wszystko ruszyło 3 tygodnie późnie, to jeszcze przeciągnęło się 1,5 miesiąca. Szkoda, że w umowie nie znalazł się akapit o potrąceniu za każdy dzień zwłoki jako kolejny motywator do pracy. Pan Adam, jeden z tynkarzy i zarazem właściciel firmy, ma taką rotację pracowników, że tylko w trakcie pracy u nas przewinęło się ich pięcioro. Szczerze nie wiem czego teraz ludzie szukają, zwykli pomocnicy od przynieś/podaj, przebierają niczym dyrektorzy. Trudno w takich warunkach prowadzić interes, nie wiedząc czy jutro ktoś przyjdzie do roboty. Dniówka a na poziomie 100-120 złoty już nie wystarcza. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/DSC05350.jpg Dodatkowych negocjacji dotyczyło wykończenie sztukaterii. Tutaj nie miał być kładziony baranek ale cekol C-35 zewnętrzny na gładko, a potem malowany farbą elewacyjną , również od Webera. Cekol nakładano bardzo pomysłowo, bo pędzlem. Było to bardzo pracochłonne. Kosztowało nas łącznie 500 zł i dużo marudzenia o dokładaniu na tym etapie. No ale przecież mieliśmy umowę. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/DSC05351.jpg Idąc za ciosem pomyśleliśmy, że skoro i tak wkoło narobi się bałagan, to czemu nie wykonać od razu tynku w garażu i płytek na podłodze. A zaraz potem narodziła się myśl o tym, że skoro będzie już rozstawione rusztowanie, to jest to dobra okazja na wykonanie podbitki. A w ogóle, to w przyszłości chcieliśmy wykonać zadaszenie nad tarasem i żeby to wszystko ładnie współgrało z tworzącą się elewacja, to należy już teraz część konstrukcję wpuścić w nią – do muru. Słowem niekończąca się budowa. Na tynk w garażu wybrałem najtańszy gipsowy maszynowy, bo to tylko garaż. 20 złoty za worek 30 kilowy. Wyliczyłem, zgodnie z danymi producenta, że powinno im starczyć 20 worków, co jednak okazało się nieprawdą. Wiem, że obcy nie szanują tak materiału jak ja sam, ale 37 worków ? Cóż począć, przecież tego nie zjedli. Z dwa worki zmarnowali z początku – jakieś problemy z regulacją pompy. Tu hamowałem moja małżonkę, przed wypominaniem im tego, żeby nie podgrzewać już dość napiętej atmosfery. Zaraz po nich do garażu wkroczyłem ja. Do tej pory podłogę stanowił beton. Potwornie się to nosiło i kurzyło w domu. Rada na to jest dość prosta – trzeba położyć kafelki. Wykorzystaliśmy resztki (całe kafle) jakie nam pozostały z wcześniejszego kafelkowania innych pomieszczeń. Tak powstała opaska przy ścianach oraz pas środkowy wyznaczający stanowiska dla samochodów. Resztę kafelek dokupiliśmy w takim kolorze aby każda paproch nie rzucał się w oczy. Padło na Taurus gres 30x30 od Ceramika gres. To naprawdę godny polecenia produkt. Zauważyłem, że doszedłem już w układaniu do niezłej wprawy, jak na amatora. Położenie zajęło mi, z fugowaniem, dwa dni. Daje to 15 metrów dziennie i zaoszczędzenie około 900-ciuset zł , czyli wiecej niz kosztował cały materiał To lubię. http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/DSC05362.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/P1330697.jpg http://i44.photobucket.com/albums/f2/master111111/P1330698.jpg Nie zmienia to jednak prawdy takiej, że nieważne ile by się zarabiało i oszczędzało, to na budowie i tak zawsze tych zaskórniaków jest za mało. Niebawem zamieszczę kosztorys oraz więcej fotek. cdn Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.