Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Kropki i Biedronka w Wódce :-)


Recommended Posts

No i oczywiście nie przyleźli, ale "jutro to już na bank". Grrr.... :evil:

Za to w międzyczasie wpadli monterzy od alarmu i podłączyli całe to ustrojstwo, fajni goście ale trochę fleje, nanieśli syfu do chałupy, ale system działa i można się pobawić. Przy okazji okazało się, że któraś z ekip "strzeliła" mi jeden z kabelków od alarmu tak skutecznie, że nie ma przejścia i d. zbita. Można powiedzieć - na szczęście tylko jeden :roll:

 

Mam już dosyć malowania, po prostu mi się nie chce, klatkę schodową zostawiam fachowcom... zozstały mi jeszcze drobne poprawki, do których za cholerę nie mam serca się zabrać.

 

No i pojawi się w chałupie element luksusu - po tym jak najpierw mój, a potem panów monterów samochód ugrzązł przed domem postanowiłem położyć kawałek kostki przynajmniej wedle płota i na ścieżce do furtki. Nie będzie się też nosić piachu do środka. Akurat u sąsiada robią fajni brukarze i jak raz mają chwilę wolnego.

 

Umówiłem się wstępnie na przeprowadzkę na 28.08. 2 1/2 tygodnia. Damy radę? :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 88
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Dziś już znacznie lepiej. 8)

 

Z wielką radością pozostawiłem 2 ekipy pracujące nad chałupką (kostka i panele), strasznie się uśmiali jak im powiedziałem że mam dość malowania i będą je za mnie kończyć. Trochę się wk.wiłem, bo się okazało że trochę przepłaciłem za kostkę, ale za nic nie miałem czasu jeździć i szukać, pojechałem do najbliższego składu i bez targowania wziąłem, co mieli.

 

Teraz mam zadanie bojowe: znaleźć listwy przypodłogowe - takie co mi się podobają (drewniane, proste), występują jedynie w stanie surowym i "trochę" kosztują. O połowę tańsze są takie co mi się mniej podobają, za to potrzeba do nich tych paskudnych narożników i łączników, co mi się już blank nie podobają. Jeszcze skoczę może do tartaku.

 

W ogóle to największym problemem okazuje się być podłączenie włączników oświetlenia na schodach. Tak, żeby dolnym załączyć a górnym wyłączyć. Jasny gwint, kiedyś sam to rozkminiłem a teraz - demencja, skleroza, czy jak tam zwał - za chiny nie mogę tego wykombinować. Może po prostu są źle położone kable, a tego bym nie przeżył... :evil: Jeszcze raz spróbuję, tym razem podłączę żarówki (które mi nb. pokradziono wraz z oprawkami :roll: ) i zobaczę, czy to w ogóle da radę.

 

Gdzies posiałem też gniazdo antenowe szt. 2 (a szkoda bo to najdroższy element).

 

No i cholerny dziennik budowy... Ktoś widział mój dziennik bnudowy???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Error 404: Dziennik not found :-(

 

Kaj żem go był zasadził? Może przy przeprowadzce się znajdzie... :roll:

 

A na budowie ostatnia prosta - że na pojutrze nie zdążymy to już w zasadzie pewne, bo panowie zamiast wziąć się za malowanie postanowili najpierw założyć takie drewniane korytka na osłonę kleszczy, no i cały dzień dłubali przy nich a to jeszcze nie koniec.

 

Dziś kupiliśmy listwy przypodłogowe (oczywiście żadne mi się nie podobały, takich jak chciałem - prostych cokolików - nie było w kolorze paneli, więc wziąłem to co było - kolejny zgniły kompromis...).

Tu rada dla potomności - kupujcie panele w komplecie z listwami, zaoszczędzicie kilka dni i kupę nerwów. Nam się spodobał jakiś "trudny" odcień i był kłopot.

 

Alarm już działa, miałem z tego powodu już 3 telefony:

1. o 1.30 sygnał włamania, ale patol nie stwierdził nieprawidłowości - jadę a centrala sygnalizuje mi naruszenie czujki dokładnie w środku chałupy (żeby do niej dojść z dowolnego punktu, trzeba by naruszyć ze 3 inne). Pewnie pająk... :evil:

 

2. Wczoraj żona dzwoni, że wpisała kod, a toto wyje. Oczywiście kod nie ten, telefon do ochroniarzy żeby się nie fatygowali

 

3. Dziś o 10 telefon z centrum monitoringu z informacją o zaniku napięcia. Szybki telefon do majstra - chłopaki wyłączyli korki.

 

Zatem wiemy na pewno, że system działa i ma się dobrze :lol:

W ramach odrobiny luksusu podarowaliśmy sobie kostkę przed wejściem i trochę ażurów wedle płota - jakże miło nie wypychać auta z piasku, jakże cudnie nie nanosić syfu do chałupy za każdym wejściem... 2 kostki za bardzo wystają i haczą o bramę, ale pan poprawi.

 

Kto kupi nasze mieszkanko? To se zrobimy elewację, zjazd do garażu, balkoniki......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś urzędowo stałem się wiochmanem i mam na to papier 8)

Bd miał wiochmańską wiecznie zakurzoną furę, na niej wiochmańskie blachy (EL to Łódź, czyli ELW=Łódź - Wiochy), wiochmański adres (a nie powiem, nie powiem :lol: ), i tera już oficjalnie moge se mówić "tera" i "se". A co 8)

 

Szkoda, że tylko na papierze. Malowanie jakoś się posuwa, ale pomału wyzbywam się kompleksów - myślałem, że skoro ja dłubałem się z parterem przez 2 tygodnie popołudniami to chłopaki wpadną w pięciu to w dzień-dwa opierdzielą wszytko i będzie po krzyku. Tymczasem ciągnie się ta robota jak gil z nosa, niby pomalowali te 3 pokoje ale tylko 1 warstwą, dziś im dokupiłem farby bo brakło (swoją drogą ciekawostka - ta sama farba Bondex - swoją drogą świetna, polecam - ta sama powierzchnia, inny kolor, i w jednym pokoju wyszła jedna puszka, a w drugim półtorej... A ja dziennie trzaskam 100-130 km, auto w ramach protestu zaczęło gubić części, mam nadzieję że to już długo nie potrwa.

 

Końcówki bywają trudne - zwłaszcza, że nasza trwa już prawie 2 latka :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Mam wrażenie, że czekanie na przeprowadzkę to trochę jak czekanie na Godota - jak się skończyło, wiadomo :roll:

Niby chłopaki skończyły w niedzielę (o 21 telefon: Panie Pawle, kończymy już sprzątać ale jest ciemno i nic nie widać, to już pojedziemy ;) ) - swoją drogą posprzątali całą chałupę luksusowo, ale znów:

- nie mamy zmienionej taryfy, bo trzeba żeby się tam elektryk wstemplował, ten jak zwykle zalatany, dałem kwity, czekam.

- siedzę i dłubię w oknach, bo myciem tego nie można nazwać - tzn. mycie to tylko element, w dodatku najprzyjemniejszy, tej całej imprezy. Okna niby były oklejone, tym nie mniej znajdują się na nich wszystkie warstwy ściany, no może z wyjątkiem pustaków (ale te były już przed oknami :lol: ) - cement, gips, farba, a z zewnątrz - klej do styropianu, styropian, grunt - dobrze, że nie tynkowałem... Siedzę więc, a w zasadzie wiszę na tych oknach próbując je domyć, co w większości przypadków jest skazane na klęskę, bo jak wiadomo wapno wypala dziury w szkle (mam kilka takich) , a gamoń ze szmatą potrafi narobić szkód na kilka setek - oczywiście wspominam tynkarzy, którzy jak pamiętam, próbowali mi te okna umyć, i niestety nieźle je porysowali. Skutkiem czego mam piękne nowe okna, porysowane, z dziurami i plamkami.

- do tego dziś stwierdziłem brak fazy w instalacji oświetlenia w łazience. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba qć.

 

Mam też ciekawe doświadczenia jeśli chodzi o sprzedawanie mieszkania. Już kilka osób deklarowało, że "na pewno kupią", po czym cisza - jeden dzień, drugi - w końcu dzwonię, pytam "no to kiedy?", na co odpowiedź jest że "nie jesteśmy zainteresowani" :evil: Niby poważni ludzie, a takie hece robią.

 

Tak więc nadal mieszkamy w szufladzie i zastanawiamy się, czy Godot w końcu nadejdzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i zaczęło się - Boże, już zapomniałem jakie to upierdliwe... :roll: 8 lat wytrzymałem na jedym miejscu a teraz znów - pakowanie, kartony (dzięki, mpoplaw! 8) ), targanie tego chłamu, w jaki człowiek obrasta niepostrzeżenie acz systematycznie - najchętniej zostawiłbym tę przyjemność "ludziom", ale metraż mieszkanka nie pozwala na zgromadzenie dobytku w pudłach do godziny "P": po 2 wieczorach pakowania poddałem się i zacząłem wynosić je do auta, bo już się wejść do pokoju nie dało...

 

Mam nadzieję, że gdzieś tam między szpargałami czeka na mnie dziennik budowy :roll:

 

Mam też drugą nadzieję - że za kilka dni dołączymy do naszych gratów i zacznie się nowy etap pt. "zasiedlanie". Że znajdzie się faza w łazience, uda mi się połączyć wszystkie kabelki, pomontować gniazdka, elektrownia zmieni taryfę zanim nastaną mrozy, ktoś kupi mieszkanko i będzie można działać dalej z wykończeniówką.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Kurcze, nie mogę uwierzyć, że już od 10 dni się bujam z tymi pudełkami :o Mam wrażenie, że o ile tam przybywa, to tu nie ubywa nic a nic.

 

A! czy już pisałem, że jestem genialny? No to piszę... znalazłem fazę! po dokładnej analizie zdjęć instalacji odkryłem potencjalne miejsce przerwania obwodu - i bach! 2 ruchy śrubokręta i mam prąd w 8 gniazdkach 8)

 

BTW - polecam jak najdokładniejsze obfotografowanie instalacji najlepiej szerokokątnym obiektywem, aby było widać całe ściany, i do tego wyznaczenie przebiegu każdej linii (można np. nakręcić filmik). Zbliżenia mają raczej ograniczone zastosowanie.

 

Przy okazji jakichś poprawek majster strzelił mi linię alarmu - pomimo że była w trybie serwisowym centrala wysłała sygnał włamania, mieliśmy więc wizytę miłych umięśnionych panów z Solidu (jak gmeracie coś przy alarmie to dobrze jest wcześniej uprzedzić firmę ochroniarską, po co chłopaki mają buty zdzierać niepotrzebnie). Potem przez 2 godziny preparowaliśmy i łączyliśmy ją na nowo, konsultując się telefonicznie z instalatorem. W sumie fajna zabawa, tylko gniazdek nie pomontowałem.

 

Być może na dniach będą kwity do elektrowni ws zmiany taryfy - to otworzy nam ostatecznie drogę do przeprowadzki... tymczasem - biorę się za pudełka :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Hehe, chyba powinienem był zostać elektrykiem - znalazłem kolejną fazę 8) - tę w łazience na dole, jest jakieś zamieszanie w puszce, jak na razie podpiąłem czarne do czarnego i wszystko bangla, jeszcze muszę dociec do czego służy jeden wolny niebieski :roll:

 

Gorzej z tą na piętrze, wypatruję oczy na te zdjęcia i nie widzę innej możliwości, jak tylko odkuć puszkę. :-?

 

W nast. tygodniu mają mi założyć reduktor na wodę, czekam też na decyzję z elektrowni co do zmiany taryfy i można się translokować. Niestety wciąż nie ma chętnych na mieszkanko, nikt nawet nie dzwoni żeby spytać dlaczego tak drogo - klątwa jakaś czy co? :roll: Więc zarzynam się na dyżurach, żeby mieć z czego zapłacić fachowcom...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to mam wszystkie fazy 8) - w górnej łazience jest trochę dziwnie podłączone ale też fajnie, a kable do strychu w ogóle nie były podpięte w puszce :evil: Dziś zrobiłem kilkanaście rundek piwnica-strych (na górze robota a na dole korki), na tę okoliczność zrąbałem się też ze schodków stryszkowych (ałaj! :cry: ) - wiadomo, kto się cieszy jak się człowiek spieszy :roll: , na szczęście żona chciała w korytarzu panele a nie terakotę :p więc lądowanie było w miarę miękkie.

 

2 tyg. temu zamówiłem drewno, jeszcze nie przywieźli :evil:

 

Dziś pan Janek walczył z bojlerem (problem z cyklu: jak zmieścić słonia w schowku na szczotki? :lol: ) i chyba mu się udało, mam nadzieję że dojechał pan hydraulik i podłączył toto, jak również reduktor ciśnienia. Czekamy zatem w zasadzie tylko na decyzję elektrowni. Czyli ostatnia prosta. :D

 

Mam jeszcze takie przemyślenia na temat gratów, którymi człowiek obrasta - wywiozłem tego z 50 pudeł prawie miesiąc temu, a zupełnie nie odczuwam ich braku - w chałupie zrobiło się więcej miejsca, a gdyby wywalić szafki, w których to wszystko leżakowało, byłoby jeszcze przestronniej. Może wywieźć by to gdzieś bez rozpakowywania i cieszyć się dodatkowymi niezagraconymi metrami? Co Wy na to? też tak zarastacie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i kolejny dzień skrobania okien - na szczęście to już prawie finisz, zostało jedno "mieszkalne" i piwniczne kukielki. Miałem jeszcze przefrunąć podłogę ale mi zeszło z tymi oknami, strasznie czasochłonne zajęcie.

 

Kilka dni temu przeżyliśmy prawdziwy nalot... biedronek :lol: Dosłownie tysiące młodych wylęgły się nie wiadomo skąd, na chwilę otwarte okno - i już to całe towarzystwo zameldowało się w środku, czułem się jak w jakimś filmie Hitchcocka :p - w każdym razie nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem... zasiadło toto na oknie i się wygrzewało, wziąłem więc zmiotkę i szufelkę i delikatnie pościągałem załogę i fru! na taras - i tak z 10 szufelek poszło, a jeszcze trochę ich zostało :roll:

 

Jak się okna umyje, to dopiero wtedy dom wygląda jak DOM.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alleluja! Gmina wzięła się a drogę... Zajeżdżam na rancho a tu elegancko przejechane spychaczem, gufry wyrównane i najgorsze bagienko zasypane jakimś gruzem, szkoda że nie całość. :roll: Ciekawe, czy wybrali wcześniej to bagienko, ale sądzę że wątpię.

 

Hydraulik, który robił u nas instalację po raz kolejny okazał się człowiekiem niesłownym, więc poszukaliśmy następnego, ma się wypowiedzieć co do kosztów i terminu. Elektryk milczy. Mieszkanie niesprzedane. Drewna ni ma. Nadchodzi zima.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ruszył się dziś temat hydrauliczno-elektryczny - najpierw zadzwonił elektryk, żebym dowiózł akt notarialny bo "już się robi", znaczy ta zmiana taryfy, a potem hydraulik, że w przyszłym tyg. zrobi mi reduktor ciśnienia. Koszt części 450 zł, robocizna 150. Dużo? Mało? Jak dla mnie wszystko jest za dużo, właśnie się dowiedziałem ze z jednej pracy prawdopodobnie w tym miesiącu nie będzie wypłaty..... :evil:

 

Jak kryzys to kryzys :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Blisko, coraz bliżej - dziś kolejna przeszkoda została usunięta, mamy wreszcie normalne ciśnienie w rurach i przestało wywalać zawór przy bojlerze. Koszt reduktora, rurek i manometru z robocizną - 6 stówek. Czekam na sygnał z elektrowni, mają przyleźć na działkę, obadać zabezpieczenia i inne elektroszpeja i dać umowę. Drewno też się odezwało, jest szansa że dojedzie jeszcze przed Wigilią :lol:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzę tak sobie przed kompem i sam nie wiem co napisać. Najchętniej napisałbym "przeprowadziliśmy się!" 8) , dodał serię wykrzykników i poszedł się schlać. Ale nie napiszę. Jeszcze nie. Na razie odebrałem dowód z nowym adresem. Pierwszy w życiu oficjalny nowy adres. Dziwnie jakoś. Patrzę na ten adres i mam wrażenie, że ktoś mi podmienił dokumenty.

 

Jeszcze tylko podpiszę umowę z elektrownią (to jutro), poinformuję Urząd Skarbowy (może też jutro), odbiorę zamówione materace (jeden chyba jutro, drugi może za tydzień), żeby było na czym się uwalić (stanowczo odmówiłem ciągnięcia na wiochę starej rozklekotanej wersalki z rozpadliną wielkości Rowu Mariańskiego pośrodku), kupię kołki do Terivy, powieszę wisielce okazyjno-promocyjnie za pół ceny kupione, uśmiechnę się szeroko do sąsiada co się oplem combo wozi, wrzucimy tam pralkę, lodówkę, może jakąś szafkę lub dwie... i tyle, koniec Dziennika Budowy. A, jeszcze pan elektryk założy sterowniki do ogrzewania coby nam dupki nie zmarzły.

 

Ale to by było zbyt piękne. To nie koniec. To ledwie początek, "zarys wstępu do podstaw" jak mawiał mój profesor w ogólniaku pokazując 2-tomowy podręcznik chemii organicznej Boyda i Morrisona.

 

Czuję się trochę jak Alicja przed przejściem przez małe drzwiczki, tyle że za jednymi widzę drugie, trzecie, czwarte... tu zawsze coś będzie do zrobienia, tam gdzie w mieszkaniu robota się kończy, w domu się zaczyna. Pomijam drobiazgi typu niewykończona łazienka, gołe framugi szczerzące gipsowe zęby na pięterku, czy szafy wnękowe których jedynym wyposażeniem są chromowane drągi własnoręcznie wieszane. Pomijam kartony piętrzące się w każdym pomieszczeniu, które stanowią nasz dobytek przeniesiony z 57-metrowego mieszkanka, nawet nie cały - a skutecznie zawalający większość chałupy. Pomijam kurz, tonami zalegający nie tylko w kątach, ale bezczelnie panoszący się centralnie na każdym wolnym centymetrze kwadratowym nowego ślicznego domeczku. Czniam góry śmieci przewalające się po obejściu, olewam brak zjazdu do garażu, tynku, nienapoczęty taras czy obrysowany ledwie balkonik. Serdecznie chromolę smród roztaczający się z nowiutkiej kuchni, którego źródłem jest prawdopodobnie klej użyty przez stolarza-nafciarza (myślałem, że to kanaliza - ale nie, zatkałem, a to dalej śmierdzi).

 

Myślę raczej o tym, jak to BĘDZIE. Jak nam się będzie tam żyło. Kończy się jakiś etap, zaczyna nowy - ten poprzedni wcale nie był taki zły - ciasny ale własny kawałek świata wykorzystaliśmy chyba nie najgorzej - tu urodziły się nasze dzieci, "napisał się" mój doktorat, żonki mianowanie, "nauczyła się" moja specjalizacja, wcześniej na tych ścianach uczyłem się kłaść gładź, montować płytę, kleić glazurę, łączyć elektrykę... kawał życia zostaje w tej smętnej szufladzie, która chyba jako "dom" pozostanie nam na długo w głowie.

 

I trochę nie mogę uwierzyć, że to już. Tylko jak patrzę na puste półki po książkach, zabawkach, ubraniach to dostrzegam, że ta zmiana jest nieodwołalna, że to się dzieje tu i teraz.

 

I trochę się boję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś przyszli klienci oglądać mieszkanie - pierwsi od miesiąca. I tak się jakoś złożyło, że akurat na dziś policja zaplanowała pierwsze w naszej spokojnej skądinąd okolicy polowanie na złodziei samochodów. Akurat pod naszym blokiem, akurat pod naszą klatką, dokładnie wtedy, kiedy potencjalni klienci wychodzili. Wyglądało to tak, że 5 rosłych, łysych kolesi w cywilu rzuciło się na jednego chłopaczka, walnęli go na glebę, centralnie na oczach naszych ewentualnych kontrahentów. :o Normanie jak w Pitbullu, nawet typy podobne :lol:

 

Na pewno kupią :evil:

 

W ogóle to było śmiesznie, bo najpierw co ludzie się z nami umówili, potem zadzwoniło jedno biuro, później drugie. A zatem święto lasu - 3 klientów jednego dnia! Potem się okazało, że w obu biurach zarejestrowali się ci, co wcześniej sami nas znaleźli...

 

Heeeeeeeeeelp!

 

Spłaciłem też pana Janka. Uff... Niestety po podliczeniu wpłyniętych i mających jeszcze wpłynąć dochodów tudzież odliczeniu stałych zobowiązań okazało się, że na cały miesiąc zostało nam parę stówek. Akurat na gaz do auta :lol:

 

Nawet nie mam już co sprzedać... Mówili, że końcówka jest ciężka, ale że bd aż tak jechał po bandzie to nie przewidywałem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A zatem klamka zapadła - przeprowadzka 10.11.2008 bez możliwości odwołania. Dziś walka z kurzem, jutro z kartonami, a pojutrze z rana przyjeżdżają mili panowie dużym autkiem i przewiozą resztę naszego dobytku loco dom.

Dzieci już się martwią, że nie będzie Mini-Mini :lol: (dla niedzieciatych - to taki program z bajkami), Żonka w chaosie od rana zasuwa z mopem (nawet sobie w kominku nie napaliła, 13 stopni a ona mówi że jej ciepło :o ) , ja w robocie liczę centymetry bieżące i kwadratowe jak by to wszystko poustawiać...

 

Do tego nie mam jeszcze na piśmie nic od elektrowni (podobno już jest tylko mam podjechać, podpisać i zapłacić), we czwartek pan Zbyszek montuje sterowniki do podłogówki (mam nadzieję, że nie zawali)...

 

Ze "zbytków" mamy 2 nowe, śliczne materace - przypomnę sobie studenckie czasy, kiedy to standardowo kimałem na materacu i było lux - i ciepłą wodę, grzeje się od kilku dni i nic nie kapie, hurraaaa! Żyrandole "Klasiki" czyli obsadka-żarówka, w torbach leżą gdzieś te promocyjne tylko trzeba je rozpakować i zawiesić, może jutro? DGP działa tylko trochę warczy, a miało być cholera bezgłośne :evil: . Kominek działa extra, jak drewno podeschnięte i jeszcze połupane na ćwiartki to po 4 godzinach w salonie jest już ok. 18 stopni (bez grzania dom utrzymuje przez całą dobę ok. 13 przy 4-5 na zewnątrz a w dzień ok. 10), kurcze warto było zainwestować w styropian i wełenkę...

 

Uświadomiłem sobie że nie mam skrzynki pocztowej - aaa, gdzie się kupuje skrzynki? Allegro! No tak, ale teraz święta... może Leroy, Castorama? Mają tam skrzynki? Co jeszcze? KOSZ NA ŚMIECIE! nie mam kosza, nie mam umowy, cholera nie pomyślałem. Czy kosz się kupuje samemu czy MPO daje? Telefon do przyjaciela - sąsiadki Jadzi, ona wie wszystko. Nie odpowiada. No nic, sprawdzimy później, i tak teraz nikt ze mną ani nic nie podpisze, ani niczego mi nie da.

 

Kurcze, niesamowity moment. Za chwilę ostatnia noc w szufladzie (tak to już jutro! :o ) potem dzieciaki won do Babci i działamy - o szit, czy Misiek idzie do szkoły w poniedziałek? Chyba nie... - no i trzeba pozbierać te wszystkie graty, pierdółki, duperelki, przydasie, o cholera - PIWNICA :o Dżizas, zapomniałem o piwnicy, a tam pół trabanta w częściach, jakieś opony, resztki poremontowe i święte gazety tatusia z lat 80-tych, ja pierdykam... dobrze że piwnica w domku ma 60 m2 powierzchni, wchłonie wszystko :lol: I jeszcze 100,000 myśli na minutę....................

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to witam "z tamtej strony" :lol:

 

Powiem Wam, że jest całkiem fajnie. Tak jakoś - inaczej. Sama przeprowadzka to istny horror i szok ze stresem, na szczęście zabrali się za to prawdziwi fachowcy, których mogę szczerze polecić: http://www.autor.pl.

 

Pakowanie zaczęliśmy juz kilka ładnych tygodni temu, wydawało się że "to już prawie wszystko, zostały meble, trochę ciuchów i parę drobiazgów"...

 

Akurat :lol:

 

Porzuciwszy potomstwo u dziadków zabraliśmy się dziarsko do roboty ok. 20.00 dnia poprzedniego. Już ok. 22.00 okazało się, że zaczyna nam brakować kartonów na pozostałe "drobiazgi" - a miałem ich jeszcze kilka niewykorzystanych. Wprawdzie firma proponowała, że udostępnią swoje pudła, ale ja zbyłem ich obojętnym "większośc już przewiozłem, pudła nie będą potrzebne". Na szczęscie chyba nie byłem pierwszym, który tak się przeliczył, po naszym telefonie przyjechało 40 pudeł, z których poszła połowa :o

 

Na największą minę nadzialiśmy się w kuchni. Fakt, stąd praktycznie nic wcześniej nie wyjeżdżało, a szafki własnej roboty okazały się wyjątkowo pojemne...

 

Panowie przyjechali punktualnie o 9.00 w sile 3 chłopa. I tu kolejna laurka - polską normą jest wśród różnych "fachowców" pozostawianie za sobą, hmm, delikatnie mówiąc, śladu zapachowego, i tłumaczenie tego "ciężką pracą". Otóż oświadczam, że można wykonywać wyjątkowo ciężką i niewdzięczną pracę nie wywołując łzawienia oczu i konieczności wstrzymywania oddechu wśród otoczenia.

 

Pakowanie trwało do godziny 13. Tzn. oni znosili a my w międzyczasie dopakowywaliśmy "drobnicę". Przy okazji okazało się, że trzeba rozmontować szafę (po położeniu paneli przestała się mieścić w drzwiach) i biurko (przyjechało w częściach i na miejscu je składałem, nie zmierzyłem przed wyprowadzką). Słuchajcie, jak to możliwe, że udało nam się zapakować całą ciężarówkę średnich rozmiarów dobytkiem z niezbyt w sumie zagraconego 57-metrowego mieszkania, wywożąc wcześniej 70 kartonów książek? W pewnym momencie pan spytał o priorytety, bo wszystko się nie zmieści :o Zostało trochę ciuchów i kwiatki, które już sami przewieziemy.

 

Wypakowywanie poszło już dużo sprawniej. Z tym, że w pewnym momencie udało nam się zablokować salon :o Góry kartonów, krzeseł, do tego sofa z Ikei postawiona na sztorc - tak prezentowała się reprezentacyjna część domu w momencie wyjścia ekipy. Do późnej nocy udało nam się ledwo udrożnić podstawowe szlaki komunikacyjne i wypakować najważniejsze rzeczy....

 

Cały następny dzień (czyli wczoraj) latałem po schodach między piwnicą a strychem (niech szlag trafi wszystkie schody na świecie :evil: ), schudłem przy tym o 1/2 dziurki w pasku, w końcu po 10 godzinach dystrybucji dóbr doczesnych udało nam się uzyskać jako-tako cywilizowany obraz domu, z możliwością przemieszczania się pomiędzy pokojami i przywieźliśmy dzieciaki.

 

Panie, co to się działo! Istny szał radości, biegi od końca do końca wzdłuż wszystkich osi budynku, gonitwy po schodach i wielki płacz, kiedy trzeba było iść spać. Młodszy zasnął dopiero po moich zapewnieniach, że zostaniemy tu na dłużej i jutro (czyli dziś) też będzie mógł pobiegać po schodach :wink:

 

My zaś z koleżanką Małżonką pierwszą noc spędziliśmy na starej wersalce w salonie, przy kominku, bo przez te kilka godzin góra nie zdążyła się jeszcze dobrze nagrzać (coś się chrzani z DGP, nie dość że warczy jak stary traktor to jeszcze zasysa powietrze z jednego z anemostatów, dziwna sprawa. :roll: ) i to co zobaczyłem następnego dnia rano powaliło mnie totalnie (choć już i tak leżałem) - przez ogromne okno w salonie wlewał się do środka przepiękny wschód słońca cały w jesiennych pastelach otulonych porannymi mgłami, leniwie unoszącymi się z dna dolinki. Miłe powitanie w nowym miejscu 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...

Jutro minie miesiąc od przeprowadzki. Żona nie wierzy. Ja też :wink:

 

Jeszcze nie wyszliśmy z kartonów, dobrze że nam trochę teście pomogli bo jakaś taka niemoc nas opadła, że tylko byśmy siedzieli i gapili się w kominek. Sam ledwo parę lamp powiesiłem, żona tyle że omiotła największy syf - jakby kac-gigant po jakimś mega-ochleju.

 

Teściowa na szczęście to wulkan energii, zagoniła towarzystwo do roboty (ja sobie profilaktycznie wyjechałem na szkolenie) i w tydzień doprowadziła dom do stanu względnej używalności. Żałuję tylko, że przed przeprowadzką nie dokonaliśmy bardziej radykalnej selekcji rzeczy do utylizacji, bo teraz większy kłopot z wyrzucaniem... To i lęgną się po strychach, po piwnicach jakieś grzmoty nikomu do niczego nie potrzebne.

 

cdn...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

cd...

 

Po tym przydługim wstępie przejdę może do konkretów - bo ten miesiąc zweryfikował niektóre moje poglądy na niektóre sprawy. Oto wnioski:

 

1. Jednak dom z pięterkiem ma swój urok. Np. taki, że jeden kominek, nawet bez rozprowadzenia, spokojnie toto ogrzeje. Jedynym niedogrzanym pomieszczeniem jest taki mały pokoik na parterze, w rogu budynku, no i może łazienka na dole, ale jak się otworzy drzwi to zaraz się robi ciepło. Co ciekawe, w salonie przy kominku jest cieplej, niż na górze.

 

2. Warto, oj warto zadbać o zagospodarowanie terenu nie tylko w bezpośrednim sąsiedztwie domu, ale też np. o to, żeby mieć dobrą drogę dojazdową - nam dosłownie rzutem na taśme utwardzili drogę dojazdową, po wielu awanturach w gminie. Teraz da się dojechac nawet po deszczu, ale mało brakowało...

 

3. Co się sprawdza?

 

- kominek. Jotul Harmony - świetny, nie mam słów uznania, po 12-13 godzinach jeszcze trzyma żar, pali się niebyt mocno a temperatura w domu oscyluje wokół 18-24 stopni, w zal. od miejsca i aktualnego "hajcu".

 

- ocieplenie. Ciesze się, że wykłóciłem z wykonawcami te 15 cm styropianu i 2x25 wełny w dachu i stropie, bo teraz nawet jak kominek wygaśnie w nocy to temperatura nie spada więcej niż o 1 stopień do rana przy lekkim przymrozku na zewnątrz.

 

- żarówki energooszczędne Osram cośtam - zapalają się od razu, nie trzeba czekać aż łaskawie zaskoczą (tak jak np. te z Ikei), a pod abażurem dają zupełnie akceptowalne przyjemne światło. Zużycie prądu na wszystko (płyta indukcyjna, o której za chwilę, bojler, zmywarka, pralka, suszarka do włosów - rodzina 4 os.) to ok. 10 kWh/d co nawet przy taryfie budowlanej pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość.

 

- płyta indukcyjna Teka - rewelka, nie ma startu do indukcji gaz (mielimy na starym mieszkaniu) czy płyta ceramiczna (jest u Rodziców) - nagrzewa błyskawicznie, małe straty energii, wygodna w użytkowaniu - warto dopłacić te parę stów.

 

- zmywarka. To jest największa rewolucja - teraz wieczorami zamiast taplać się w garach możemy sobie popatrzeć we wspomniany wyżej kominek - względem komfortu to chyba największa rewolucja. Tak więc dla tych, którzy mają jeszcze długą drogę przed sobą - kupcie sobie zmywarkę do bloków, a życie stanie się piękniejsze... teraz sam żałuję, że nie zrobiłem tego już dawno dawno.

 

- względnie bliska odległość od pracy i szkoły syna - względnie tzn. mieszczę się w 25 km po praktycznie wolnych od korków drogach, cała trasa dom-szkoła-praca zajmuje mi ok. 30 minut, czyli krócej niż gdy mieszkaliśmy w mieście a syn chodził do przedszkola w centrum (40 minut).

 

- względnie blisko do sklepu - tzn. w 15-20 minutach w zależności od tempa się zmieszczę. Dużym plusem jest to, że jeden z 2 sklepów w Kalonce prowadzi sprzedaż z dowozem - no tego my w mieście nie mieli, panie. Przy zakupach >30 zł dowóz gratis. Miodzio. Czyli flaszka z zapojką dojedzie sama :lol:

 

- niezbyt duża powierzchnia domu - 120 metrów wystarcza nam w zupełności - to tak akurat, żeby się nie gnieść, ale i żeby nie szukać się po całym domu. W dzień życie toczy się na dole, sprawdza się otwarta kuchnia połączona z salonem bo można jednocześnie mieszać w garach i pilnować dzieciaków.

 

- względna bliskość fajnych sąsiadów - np. dziś mam dyżur, więc sąsiadka odebrała ze szkoły Młodego, a jutro go zawiezie razem ze swoją córeczką. Super sprawa.

 

Co trochę denerwuje

 

- brak internetu. Kupiłem takie coś z Plusa, mam niby mieć jakieś EDGE ale po EDGE to se musze wyjść "na pole" bo w domu to można jeża urodzić czekając na połączenie. W planach mam zakup antenki zewnętrznej.

 

- brak dobrej drogi. Teraz jak utwardzili to jeszcze do przeżycia, zobaczymy jak w roztopy.

 

- daleko do przystanku. 20 min. z buta to jednak daleko na codzienne dochodzenie, teraz jak nam się popsuł jeden samochód to żona jest z lekka uwięziona - dojazd do miasta komunikacją z dojściem zajmuje sporo czasu. No ale widziały gały. Ku przestrodze innym. Drugi autobus, ten do którego mamy 10 minut, zmienił trasę i teraz to jest dla mnie jak dla łysego grzebień. Jeździ w jakieś chwasty, trzeba się przesiadać - komu to przeszkadzało, że dojeżdżał pod samą Operę?

 

- brak dobrego miejsca do zaparkowania auta - dobrze że przynajmniej dałem trochę tych ażurów wzdłuż płotu ale i tak brakuje z 2 metrów, żeby wygodnie się rozstawić. Niby drobiazg, ale wkurza. Pominę brak możliwości korzystania z garażu, bo to zupełnie inna sprawa

 

- notoryczny brak gotówki. Budowa, a zwł. wykończeniówka, wchłonie dowolną ilość pieniędzy, tak więc balansuję na granicy niewydolności finansowej jadąc po bandzie tak jak jeszcze nigdy dotąd.

 

To na dziś tyle, za jakiś czas znów coś skrobnę. Zdrówka!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Zasiedlania ciąg dalszy...

 

Od niedawna mamy już "prawdziwy" prąd 2-taryfowy, jak najbardziej mieszkalny - mozna trochę odetchnąć bo przestaje zagrażać wizja 1000-złotowych rachunków za prunt. Choć i tak nie jest źle, biorąc pod uwage że na ów prunt jest wszystko (łącznie z ogrzewaniem, którego jednak chwilowo nie włączam, bo kominek wystarcza w zupełności) zużycie dobowe w granicach 13 kWh uważam za znośne. Za wcześnie jeszcze aby czynić statystyki co do taryfy (wzięliśmy G12w czyli cały weekend, 13-16 i 22-7 jest ten "tańszy"), niech choc z miesiączek upłynie to dam cynia, co i jak.

 

Co do drewna... hmm, składowanie go w niewentylowanej piwnicy to był poważny błąd, dokopując się do głębszych warstw stwierdzam coraz to obficiej występujące pleśnie i butwie (to taki rzeczownik odimiesłowowy ;) ), drewno pali się tak sobie, często sycząc i gęste puszczając wapory, co jak słyszałem nie wpływa dodatnio na wartość kaloryczną. Idzie go wg mnie sporo, nie mam miarki w oku i nie wiem ile to kubików, ale 1 dość ciężki kosz to za mało na całą dobę. Na szczęście nie trzeba zbyt często ładować, zwykle 3x dziennie wystarcza z zapasem, tzn. jest jeszcze żar i nie trzeba rozpalać na nowo.

 

Jeszcze co do ogrzewania - na początku turbina DGP była baaardzo głośna, wręcz uniemożliwiała spanie tak że programowałem ją aby pracowała w godzinach 18-22. Teraz, po kilku tygodniach i podłożeniu dodatkowej warstwy wełny pod urządzenie, jest o wiele ciszej - w sypialni słychac tylko szum z anemostatu, na schodach bezpośrednio pod nią słychać ciche buczenie. Co ciekawe, im niższe obroty tym też buczenie głośniejsze i bardziej upierdliwe, takie wibrujące, pulsujące, wkręcające się w mózg, właściwie bardziej wyczuwalne niż słyszalne. Ale widać, ze sie wyrabia, może jeszcze tydzień-dwa i w ogóle nie będzie słyszalne?

 

Do pipla są programatory kupowane w markietach budowlanych - a niestety wszędzie jest jeden i ten sam model dokładnie tej samej firmy - importer jest z Czech a producent - wiadomo :-? . Mam też 4 starsze, z których 2 już nie działają. Kurde, dopłaciłbym chętnie do programatorów, które pochodza w systemie ciągłym przez te 2-3 lata a nie zastanawiał się, czy mi włączy bojlerek czy też nie.

 

Wczoraj koleżanka Małżonka znów zużyła mi całą ciepłą wodę (grrr...) - jednak 50 litrów na 4 osoby to trochę mało aby grzać toto tylko w taniej taryfie, muszę zmienić program zahaczając niestety o drogi prąd. Albo uzbierać na krany do górnej łazienki... Niestety ten miesiąc finansowy był wyjątkowo perfidny, bo nie dość że są stałe płatności miesięczne, do tego coroczne, to jeszcze popsuł nam się samochód i komputer - i krany musiały poczekać.

 

Zaraz za kranami są jeszcze drzwi na piętrze, tarasik, zjazd do garażu, balkoniki, tynk zewnętrzny - no i całe podwórko, jak na razie pokryte chwastem i śmieciem, czyli jednym słowem entropią pod róznymi postaciami. Pomijam drobiazgi typu zasłony do okien (jak na razie mamy styl holenderski, mnie się podoba ;) ), mebli (dotychczas 100% z bloku, nie licząc materacy), garderoby...........

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...