Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

OC


georg

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 64
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Poszkodowany zgłasza się w towarzystwie w którym sprawca ma OC z oświadczeniem o winie podpisanym przez sprawcę (niemniej jednak najlepiej mieć notatkę policyjną, wtedy wszystko jest jasne i nie odwołalne). Z tego co się orientuje towarzystwa piszą jednak do sprawcy o potwierdzenie zdarzenia. Schody zaczynają się wówczas gdy sprawca odwoła oświadczenie i powie że był w szoku i nie wiedział co podpisuje. :evil:

Dlatego jeżeli jesteście poszkodowani, zawsze na miejscu zdarzenia wzywajcie policję. :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...
  • 3 months później...

wedłu nowej ustawy - z OC możesz zgłaszać szkodę nawet do 10 lat, zanim nie ulegnie przedawnieniu

Sprawca zdecydowanie nie musi zgłaszać szkody. Robi to poszkodowany (albo dogaduje się ze sprawcą). Rzeczywiście towarzystwo będzie chciało potweirdzenia zajścia (jeśli nie było policji).

Jeśli nie wzywacie policji to warto mieć na sporządzonym oświadczeniu podpis świadka, że potwierdza zajście (wraz z danymi świadka). Dzięki temu oszczędzacie na mandacie (jako sprawcy), a poszkodowany jest spokojny, że się nie ździwi w towarzystwie, bo sprawca "wyjdzie z szoku" :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months później...
ale policje i tak musisz powiadomic o zajsciu i wtedy im powiesz ze nie potrzebujesz ich pomocy a jesli jest ktos ranny to nawet wam autka zabiora i procedura to dokumety od ubezpieczyciela i zeczoznawca mapki sytulacyjna i takie tam ale to ci powinni powiedziec w ubezpieczalni sprawcy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale policje i tak musisz powiadomic o zajsciu i wtedy im powiesz ze nie potrzebujesz ich pomocy a jesli jest ktos ranny to nawet wam autka zabiora i procedura to dokumety od ubezpieczyciela i zeczoznawca mapki sytulacyjna i takie tam ale to ci powinni powiedziec w ubezpieczalni sprawcy

 

nie musisz...nie ma czegoś takiego jak przymus powiadamiania policji w przypadku kolizji...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na czym jak na czym, ale na wypadkach drogowych to ja sie znam.

Pozwolę wiec sobie wrzucić tu skrót mojego artykułu w tym temacie, który ukazał sie jakis czas temu w lokalnej prasie:

 

Może komuś ta wiedza sie przyda.

 

WYPADEK DROGOWY, KOLIZJA, STŁUCZKA ... I CO DALEJ ?

 

Część I : Na miejscu zdarzenia .

 

Rosnąca ilość pojazdów na naszych drogach i ulicach , zła jakość nawierzchni i oznakowania , nieumiejętność, brawura a czasem wręcz głupota niektórych (na szczęście ) kierowców powoduje że codzienna ,bezpieczna ,bezkolizyjna jazda naszym autem staje się nie lada sztuką.

 

Nasze auto jest nieocenionym przyjacielem , ale zdarza się że pewnego dnia (oby taki nigdy nie nastąpił ) – stało się !

 

Chwila naszej lub cudzej nieuwagi albo częściej , (delikatnie mówiąc ) niefrasobliwości i nasze ukochane auto wygląda jak świeżo rozwinięty kalafior. Nie wpadajmy jednak w panikę. To jeszcze nie jest koniec świata !

 

Najważniejsze jest ustalenie czy nikomu nic się nie stało. Jeśli któryś z kierowców lub pasażerów ucierpiał – nieodzownym jest jak najszybsze wezwanie pomocy lekarskiej oraz policji. Powszechność posiadania telefonów komórkowych może tu być nieoceniona a wezwane na miejsce wypadku odpowiednie służby profesjonalnie zajmą się resztą. Jeśli jesteśmy poszkodowanym , po interwencji policji otrzymamy od funkcjonariusza notatkę która wprawdzie nie będzie dowodem niczyjej winy , jednak zawarte w niej informacje okażą się potem bardzo przydatne przy dochodzeniu odszkodowania w firmie ubezpieczeniowej.

 

Przyjmijmy jednak że szczęśliwie nikomu nic się nie stało a ucierpiały jedynie pojazdy.

 

Służby lekarskie nie są więc potrzebne a obecność policji niekonieczna , przynajmniej dopóki nie zachodzi istotna różnica zdań poszczególnych kierujących w kwestii poczucia ich winy i są oni przykładnie trzeźwi. Teraz najważniejszym jest jak najszybsze usunięcie uszkodzonych pojazdów z jezdni a jeśli to niemożliwe , pilne wykorzystanie świateł awaryjnych pojazdów oraz trójkąta ostrzegawczego których sposób użycia jest, a przynajmniej powinien być każdemu kierowcy znany.

 

Kiedy miejsce zdarzenia jest już bezpieczne, pora na ustalenie sprawcy całego kłopotu. Powszechna znajomość prawa o ruchu drogowym powinna rozwiązać ten problem. Gdyby jednak okazało się to niemożliwe , wezwana na miejsce policja wypróbowanymi sposobami rozwieje ewentualne wątpliwości. Będzie to odpowiedni mandat karny a czasem wniosek o ukaranie do Sądu Grodzkiego celem wydania werdyktu w kwestii winy kierującego obwinianego o spowodowanie kolizji. Wielce wskazaną będzie również obecność policji jeżeli sprawcą jest obcokrajowiec, jako że dochodzenie odszkodowania może być wtedy sprawą skomplikowaną a protokół policyjny bardzo cennym dokumentem.

 

Załóżmy tymczasem jednak że sprawcą jesteśmy sami i mamy tego świadomość, albo jest nim inny kierujący który wszakże nie kryje swego poczucia winy. Pora na wymianę danych o kierujących , ich pojazdach oraz obowiązkowych ubezpieczeniach odpowiedzialności cywilnej (OC).

 

Współuczestnicy kolizji mają z mocy prawa obowiązek udostępnienia sobie tych danych a gdyby okazało się to niemożliwe lub ujawnił się brak ubezpieczenia OC sprawcy , należy koniecznie wrócić do wersji z udziałem policji która rozwiąże ten problem.

 

Najczęściej jednak nie okaże się to konieczne i wtedy należy sporządzić odpowiednie oświadczenie które będzie niezbędne dla uzyskania odszkodowania w firmie ubezpieczeniowej. Niezależnie od liczby uczestników , autorem oświadczenia powinien być sprawca kolizji z ubezpieczenia OC którego każdy z poszkodowanych będzie mógł potem uzyskać odszkodowanie. Jeżeli np. w tył naszego auta wjechał inny pojazd nie zawsze jego kierowca będzie sprawcą. Może okazać się że został na nas „wepchnięty” przez inny, kolejny samochód który właśnie na niego najechał.

 

Tak więc sprawcą będzie zawsze ten kierujący który doprowadził do całego zdarzenia , niezależnie od ilości uczestniczących w nim pojazdów i to on powinien wystawić oświadczenie lub oświadczenia dla pozostałych poszkodowanych uczestników kolizji.

 

Ważnym jest aby oświadczenie było pisane i podpisane własnoręcznie przez sprawcę, co wyeliminuje możliwość jego późniejszego zakwestionowania pod pretekstem np. braku okularów, zdenerwowania, szoku itp. Nikt będący w szoku nie sporządza własnoręcznie sensownego oświadczenia o swojej winie !

 

Niektóre firmy ubezpieczeniowe dysponują gotowymi wzorami prawidłowego oświadczenia o spowodowaniu kolizji pojazdów, jednakże brak takiego druku ze sobą nie odbiera nam możliwości jego sporządzenia jako że forma jest tu sprawą drugorzędną, zaś najważniejszą jest jego treść.

 

Prawidłowe oświadczenie nie może być lakoniczne i powinno zawierać takie stałe elementy jak:

- dane kierującego pojazdem który spowodował kolizję (nazwisko, imię, ew. nr telefonu, nr i kat.

prawa jazdy,

- dane właściciela pojazdu którym spowodowano kolizję - jeśli nie był nim kierujący – (nazwisko, imię, adres, ew. nr telefonu),

- datę, godzinę i miejsce kolizji,

- przyczynę, okoliczności oraz przebieg zdarzenia,

- możliwe do opisania uszkodzenia pojazdów,

- dane z polisy ubezpieczeniowej OC sprawcy (nazwa firmy ubezpieczeniowej, adres jednostki tej firmy która wystawiła polisę, nr polisy, okres ważności, dane ubezpieczającego się),

- jednoznaczne przyjęcie na siebie winy przez sprawcę (np. ponoszę winę, jestem sprawcą, spowodowałem kolizję, itp.),

- dane innych uczestników zdarzenia lub jego świadków (jeśli tacy byli),

- przynajmniej orientacyjny szkic zaistniałego zdarzenia.

 

Dopełnienie powyższych warunków pozwoli rozwiać ewentualne późniejsze , czyjekolwiek wątpliwości co do winy poszczególnych uczestników, jako że o odpowiedzialności nie przesądza tylko przyznanie się do winy przez wskazanego sprawcę , lecz przede wszystkim fakt rzeczywistego popełnienia przez niego wykroczenia skutkującego kolizją drogową a to da się uzasadnić jedynie w oparciu o przepisy prawa o ruchu drogowym , popularnie zwanego „kodeksem drogowym”.

 

Weszliśmy zatem w posiadanie prawidłowo sporządzonego oświadczenia sprawcy, wystawiliśmy je sami, albo też policja zakończyła swoje czynności na miejscu zdarzenia i trzeba radzić sobie dalej.

 

Pół biedy jeśli nasze auto nadaje się do dalszej jazdy, gorzej gdy zostaliśmy unieruchomieni. Wtedy a często znacznie wcześniej (np. w chwilę po wypadku) zjawić się może nieoczekiwanie „dobry samarytanin” z zestawem holowniczym , gotów natychmiast przejąć wszelkie dalsze nasze kłopoty i zapewniając że resztą zajmie się firma do której zaraz przetransportuje nieodpłatnie nasze rozbite auto a nam pozostanie jedynie podpisać odpowiednie pełnomocnictwo, zawiadomienie o szkodzie dla firmy ubezpieczeniowej itp. Cudowna wiedza „anioła stróża” o naszym nieszczęściu jest tajemnicą poliszynela. Wielce wzruszeni taką wspaniałomyślnością , często przystaniemy na te warunki nie przeczuwając jakie problemy sprowadzamy sobie na głowę.

 

Szczerze odradzam bezkrytyczne oddawanie naszego majątku (samochodu) „bezinteresownym” pomocnikom którzy o czym się wkrótce dowiemy ku naszemu zdziwieniu, dotarli do nas na ratunek z odległych o kilkanaście a czasem kilkadziesiąt kilometrów rejonów , często w kilka minut , do czego firma ubezpieczeniowa podejdzie zapewne z dużym sceptycyzmem.

 

Co zatem zrobić ?

Tu bardzo pomocna może okazać się nasza przezorność polegająca na wcześniejszym wykupieniu polisy dobrowolnego ubezpieczenia autocasco (AC) w solidnej firmie ubezpieczeniowej.

 

Jeżeli musimy skorzystać odpłatnie z usługi przewozowej holownika , nigdy nie pozostawiajmy uszkodzonego pojazdu w obcych, nieznanych rękach zwłaszcza wraz z pełnomocnictwem do działania w naszym imieniu. Często będzie to potem źródłem samych kłopotów związanych tak z jakością i terminowością naprawy pojazdu , jak z koniecznością wyłożenia z własnej kieszeni zwykle szokujących sum , zarówno za naprawę auta jak i jego holowanie a czasem również za przetrzymywanie naszego pojazdu w zakładzie do którego trafił . Jeśli ubezpieczyliśmy pojazd w solidnej firmie ubezpieczeniowej, jej przedstawiciel podpowie nam optymalny sposób dalszego postępowania.

 

Przyjmijmy jednak że nasze uszkodzone auto znalazło się jednak w bezpiecznym miejscu.

 

Czas, aby pilnie przywrócić pojazd do stanu poprzedniego.

 

Gdy sami byliśmy sprawcą szkody, tylko polisa ubezpieczenia AC pozwoli dokonać tego bez znacznego uszczerbku naszych finansów tzn. na koszt firmy ubezpieczeniowej. Niektóre firmy ubezpieczeniowe umożliwią nam naprawę w tzw. systemie bezgotówkowym w którym nasza rola sprowadzi się do załatwienia niezbędnych formalności w biurze firmy oraz odbioru naprawionego pojazdu w umówionym terminie. Podobnie ubezpieczenie AC okaże się zbawienne , jeśli sprawca szkody nie zostanie ustalony albo nie zawarł ubezpieczenia OC, lub też kiedy ustalenie winy jest przedmiotem często długotrwałego postępowania np. przed sądem.

 

Jeżeli nie posiadamy ubezpieczenia AC a zawarliśmy jedynie obowiązkowe ubezpieczenie OC, jednakże sprawcą szkody był inny uczestnik ruchu, sprawa jest bardziej złożona gdyż to nam przyjdzie dochodzić odszkodowania od jego ubezpieczyciela, jednakże jeśli skorzystaliśmy z powyższych wskazówek, większych problemów być nie powinno i wkrótce znów zasiądziemy za kierownicą naszego pełnosprawnego pojazdu.

 

W kolejnej części tego opracowania postaram się doradzić jak uniknąć problemów z powypadkową naprawą oraz z uzyskaniem odszkodowania z firmy ubezpieczeniowej albo z przeprowadzeniem naprawy w tzw. systemie bezgotówkowym jak również co zrobić w razie wypadku za granicą.

 

Tymczasem zaś życze wszystkim zmotoryzowanym aby rady te pozostały zawsze czystą teorią.

 

Pozdrawiam wszystkich zmotoryzowanych :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bajki piszesz Eskimos, na własnej skórze miałam okazję sie przekonać ile jest warte prawidłowo sporzadzone oświadczenie. TU odpisało że przeprowadziło własne dochodzenie na podstawie którego to ja jestem sprawcą w 70 %, do tego sprawca zaprzeczył wczesniejszemu oświadczeniu. Kiedy skierowałam sprawę do kolegium, napisali ze wyrok kolegium nie jest dla nich wiążący. Odczekałam 3 lata i podałam TU do sądu, nawet nikt z ubezpieczenia nie zjawił sie na rozprawę, oczywiscie wyrok korzystny dla mnie ale ile zdrowia i nerwów? Gdybym teraz miała stłuczke na pewno wezwałabym policję, wtedy zresztą tez wezwałam ale w natłoku obowiazków powiedzieli że przyjadą za 5 godzin :o TU, o którym pisałam to stara POLONIA a obecnie UNIQA.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na czym jak na czym, ale na wypadkach drogowych to ja sie znam.

Bajki piszesz Eskimos, na własnej skórze miałam okazję sie przekonać ile jest warte prawidłowo sporzadzone oświadczenie.

No cóż, jeżeli uważasz że po przeanalizowaniu dobrze ponad 100 000 (stu tysięcy) wypadków drogowych i wydaniu tysięcy ekspertyz w tym temacie – piszę o tym bajki, to tylko potwierzdza moja tezę, że jak sie do czegos bierzemy (np do likwidacji szkody) ,to warto coś o tym wiedzieć.

Jeśli jednak nie wiemy - poradzić sie kogoś, kto sie na tym zna.

Nie znam Twojego przypadku, ale na pierwszy rzut oka widać, że zostały popełnione kardynalne błędy. :(

Choćby ten, gdzie poszkodowany miast dochodzić odpowiedzialnosci cywilnej sprawcy, uruchamia procedurę odpowiedzialności karnej sprawcy (wniosek do Kolegium d/s Wykroczeń) :o

Oczywiscie że orzeczenie tego kolegium (teraz Sadu Grodzkiego) nie jest dla TU wiążące, podobnie jak nie byłby wiążący nałożony na sprawcę mandat karny!

I oczywiście że nie mogło byś w tej sprawie prawidłowo sporzadzonego oświadczenia.

Niestety - art. 6 kodeksu cywolnego nadal obowiazuje.

Wiele razy skutecznie pomagałem znajomym w szybkim zlikwidowaniu w TU ich szkody i efekt jest taki, że teraz dzwonią do mnie z miejsca wypadku, zanim powiadomią policję i zanim popełnią błedy skutkujące późniejszymi kłopotami (jak Twoje).

A na policję nie czeka się 5 godzin, tylko trzeba wiedzieć co im powiedzieć. :D

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóz wszechwiedzący ESKIMOS wie najlepiej, mam nadzieję że nie jesteś takim likwidatorem jak ten który likwidował moją szkodę i do którego zwolnienia z pracy doprowadziłam. A odnosnie kolegium, to rzeczywiście ja tylko zgłosiłam kolizje na policje i to oni skierowali sprawe do kolegium. Było to 6 lat temu więc niektóre szczegóły juz mi umknęły. A jeżeli orzeczenie sadu nie jest dla TU wiążące to po co kieruje sie sprawy do sądu?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóz wszechwiedzący ESKIMOS wie najlepiej

Niepotrzebna złosliwość(':(')

Jestem na tym forum w przekonaniu, ża służy ono przede wszystkim do wzajemnego dzielenia się wiedzą.

Jak każdy, nie jestem wszechwiedzący a tylko na pewnych sprawach się znam, na innych mniej, a na jeszcze innych wcale.

To naturalne i myślę, że na sprawach którymi sie zajmujesz zawodowo – znasz sie doskonale.

Nie, nie jestem żadnym likwidatorem ani nie pracuję dla żadnego TU.

Pracuję na własny rachunek i przez blisko 20 lat zajmowania sie wypadkami drogowymi, trochę sie o nich nauczyłem.

Nie licząc wiedzy nabytej na uczelni.

Jeśli zajmowałem się likwidacją szkód to po stronie poszkodowanych znajomych i w ich interesie.

Wyrok Sądu nie jest dla TU wiążący, podobnie jak nałożony na sprawcę mandat karny, ponieważ zaswiadcza on jedynie o odpowiedzialnosci karnej a nie cywilnej.

Nie należy mylić tych dwóch odpowiedzialnosci.

Najprostszym przykładem bedzie sytuacja w której dochodzi do wypadku w wyniku wymuszenia pierszeństwa przejazdu na nietrzeźwym kierowcy przez kierowcę trzeźwego.

Ten nietrzeźwy poniesie oczywiscie odpowiedzialność karną za swój stan, ale nie poniesie jej za powstałą szkodę. Tą poniesie wbrew pozorom ten trzeźwy!

To są dwie rózne odpowiedzialności i tak to juz jest w ustawodawstwie nie tylko polskim.

Np. w USA można zostać uniewinnionym z odpowiedzialnosci karnej za dany czyn, a w wyniku powództwa cywilnego zapłacić za niego wielomilionowe odszkodowanie.

 

TU to nie instytucja charytatywna, wiec zgodnie z art. 6 kodeksu cywilnego, to poszkodowany musi udowodnić że odszkodowanie mu się należy.

TU ocenia te dowody i „kalkuluje” swoje szanse na skuteczna odmowę odszkodowania.

Jeśli są one wysokie – wydaje decyzję o odmowie w której jednakże musi znaleźć się uzasadnienie.

Z tego uzasadnienia na ogół wynika gdzie został popełniony błąd i czy, oraz jak da sie on naprawić.

Lepiej jednak błędu nie popełniać, niż go potem naprawiać – jak w Twoim przypadku.

Aby stwierdzić gdzie bład powstał, trzebaby znać sprawę ze szczegółami.

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiscie że orzeczenie tego kolegium (teraz Sadu Grodzkiego) nie jest dla TU wiążące, podobnie jak nie byłby wiążący nałożony na sprawcę mandat karny!

Tu się z Tobą nie zgodzę. Sprawca, przyjmując mandat karny - zgadza się z policją, że jest winny. Notatka policyjna z adnotacją o określeniu sprawcy jest dokumentem wiążącym. Podobnie jak wyrok sądu grodzkiego. Co więcej jest to wiążące nawet w przypadku roszczeń regresowych. Oczywiście wyrok sądu musi się uprawomocnić. Bo jeżeli ktoś się od niego odwołuje - to czekamy na postanowienie sądu wyższej instancji. Ale najczęściej kończy się na SG.

Jeżeli mandat czy wyrok niebyłby wiążący - to by była niezła wolna-amerykanka!!!

 

 

Eskimos, broń Boże, nie chcę podważać Twojego doświadczenia w pracach nad analizą wypadków drogowych, ale z tymi liczbami to trochę przesadziłeś. Jeżeli twierdzisz, że zdołałeś przeanalizować (mam nadzieję że dokładnie) ponad 100 000 wypadków drogowych. Bo jeśli przyjmę że zrobiłeś analizę 5 wypadków dziennie (nie wierzę że udało Ci się zrobić więcej w sposób wystarczająco dokładny, to rachunek jest prosty:

 

5 x 365 dni (wliczam niedziele i święta) = 1 825 analiz rocznie.

 

100 000 / 1825 = 54,8 lat.

Przy założeniu, że zacząłeś analizować wypadki po studiach inżynierskich (w wieku 25 lat), to chłopie nie robiłeś nic innego tylko to i masz już przeszło 80 latek na karku.

MAtematyka w tym wypadku jest prosta i nieubłagana.

 

Więc w tym przypadku sporo przesadziłeś. A obaj wiemy, że zanim zaczniesz robić wyceny rzeczoznacze lub analizy biegłego - to troche musisz posiedzieć w zawodzie. Więc teraz miałbyś już ponad setke :D

 

Ale do rzeczy. Każdy się może oświadczenia zaprzeć. Dlatego na takim oświadczeniu najlepiej żeby był PODPIS świadka. To w pewien sposób zobowiązuje całą trójkę. To po pierwsze. Ale zawsze może się wydarzyć sytuacja, że cwany gość (mimo że był sprawcą) powie, że podpisał w szoku, że tak naprawdę to było inaczej itd. Ale taka sytuacja może zaistnieć wtedy kiedy zdarzenie nie jest JEDNOZNACZNE. Bo jeżeli ktoś Ci wjedzie w kufer to nijak się nie wytłumaczy, że było inaczej.

 

Co do pijanego i trzeźwego to masz rację, ale tylko w pewnych sytuacjach Eskimosku. Sprawa od razu idzie wtedy do sądu. Ale tutaj zawsze można udowodnić, że gościo po pijanemu miał gorszy reflex itp, i gdyby był trzeźwy to jego zachowanie na drodze byłoby inne. Sąd z reguły przyzna w takiej sytuacji rację trzeźwemu. Szczególnie przy sprawach spornych.

Oto przykład (z własnego podwórka):

Osobiście jechałem swoim autem. dałem kierunkowskaz w lewo z zamiarem skretu na parking. Z tyłu nic nie jechało. jednak żadnego miejsca parkingowego nie było więc podjechałem (kierunkowskaz włączony był cały czas) 30 metrów dalej i zacząłem skręcać w lewo. W tej chjwili odbiłem się od samochodu ciężarowego, który (pomimo mojego kierunkowskazu) zaczął mnie wyprzedzać. Wezwaliśmy policje. Sprawa sporna. On twierdzi, że nie dałem kierunkowskazu więc zaczał wyprzedzać (jego kolega potwierdził tę wersję jako świadek) a ja swoje.

A dodatkowo, że facet zapierniczał jak głupi po drodze osiedlowej z ograniczeniem prękości do 40 km/h. Chłopaczek nawet rzucił tekst: tej prędkości mi nie udowodnisz. A jednak. Na miejscu - poprosiłem policję aby na potwierdzenie moich słów wyjęli i sprawdzili tachograf (wskazywał prędkość około 80 km/h). Dmuchamy. Gościo ma 0,8 prom. Ja zero.

Wewali nas na przesłuchanko - ja dalej swoje: że gościo pod wpływem alkoholu nie miał takiej spostrzegawczości jakby miał na trzeźwo, ani takiego refleksu. NIe zachował właściwej prędkości. Wyjaśniłem też, wg mnie za późno zorientował się że skręcam i próbował mnie wyprzedzić licząc na to że zauważę ten fakt. A ja nie spodziewając się niczego - skręciłem. Sprawa trafiła do sądu. Facet przyznał się że to on był sprawcą itp itd. Ja zrobiłem naprawę auta ze swego AC a potem moja firma złożyła regres do jego TU.

 

Tak gwoli wyjaśnienia - nie zrobiłem setek tysięcy analiz wypadków (może kilka - kilkanaście, to maks.), ale pracuję w ubezpieczeniach od 5 lat. Posiadam też papiery rzeczoznawcy samochodowego i mam wiele doczynienia ze szczególnie "trudnymi" likwidacjami szkód. Bardzo ściśle współpracuje z likwidacją szkód.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem pod wrazeniem logiki Twojego rozumowania.

Jednak życie, a zwłaszcza prawo to nie tylko logika.

To również wynik tysięcy lat analizowania mrocznych zakątków ludzkiego umysłu. :evil:

Sprawca, przyjmując mandat karny - zgadza się z policją, że jest winny. Notatka policyjna z adnotacją o określeniu sprawcy jest dokumentem wiążącym. Podobnie jak wyrok sądu grodzkiego. Co więcej jest to wiążące nawet w przypadku roszczeń regresowych. Oczywiście wyrok sądu musi się uprawomocnić. Bo jeżeli ktoś się od niego odwołuje - to czekamy na postanowienie sądu wyższej instancji. Ale najczęściej kończy się na SG.

Jeżeli mandat czy wyrok niebyłby wiążący - to by była niezła wolna-amerykanka!!!

Niby to logiczne, ale tak (na szczęście) nie jest.

Przyjęcie na siebie winy, nie jest dowodem tej winy – i słusznie.

Przyznanie sie do morderstwa nie zawsze jest dowodem że się jest mordercą!

W historii są na to tysiące przykładów.

Ale wracając do ubezpieczeń, dam Ci tylko kilka najprostszych przykładów z którymi sie wiele razy spotkałem.

Na początku lat dziewięśdziesiątych, kiedy ubezpieczenie AC zaczęło byc dobrowolnym, a wypadki nadal sie zdarzały, zaczęła sie rzeczywiście niezła wolna-amerykanka. :D

Każdy kto nie miał AC, ale niestety nagle i z jego winy, jego auto zaczęło dziwnie przypominać świeżo rozwinięty kalafior – natychmiast zaczynał kombinować jakby tu ukraść pieniądze ze składek innych ubezpieczonych (więc również Twoje i moje).

Co ciekawe, było to „w dobrym tonie” i społecznie akceptowane.

To tak jakbyś był pełen podziwu dla złodzieja który Cię okradł.:o

Stało sie to moją pasją – bo tak jak nie lubie chamstwa i agresywności, tak też nienawidzę złodziejstwa.

Złodziejskich patentów było wiele ale większość zostałe szybko rozszyfrowana.:)

Wiem coś na ten temat, bo byłem pionierem w wykrywaniu tego typu złodziei, a nawet napisałem na ten temat pracę magisterską.

Szkoliłem również z tego tematu w policyjnej Szkole Ruchu Drogowego w Piasecznie.

Najprostszym patentem było tzw. zajechanie drogi.

Brało się kolegę który pisał oswiadczenie że zajechał drogę i skruszony przyznawał sie do winy i odpowiedzialności.

Na to jednak szybko znalazła sie recepta i metoda okazała się całkowicie nieskuteczna.

Wymyślono wiec metody bardziej „subtelne”

Szukało sie szwagra policjanta z drogówki, albo wujka który miał takiego znajomego oraz kolegi który „przyznaje sie do winy”.

Policjant nakładał stosowny mandat karny, dokonywał odpowiednich wpisów w policyjnych rejestrach i juz można była pedzić do TU po odszkodowanie.

Kiedy juz ten proceder został rozszyfrowany, paru policjantów straciło pracę.

Albo, kiedy np. dochodziło do wypadku (bez ofiar) Mercedesa z F-125p z winy kierujacego Mercedesem, panowie kierujacy szybko dogadywali się co do odwrócenia odpowiedzialności (za stosowną rekompensatą), bo koszty naprawy Mercedesa były wielokrotnie wyższe od F-125p.

Mógłbym tak bez końca.......

Eskimos, broń Boże, nie chcę podważać Twojego doświadczenia w pracach nad analizą wypadków drogowych, ale z tymi liczbami to trochę przesadziłeś. Jeżeli twierdzisz, że zdołałeś przeanalizować (mam nadzieję że dokładnie) ponad 100 000 wypadków drogowych. Bo jeśli przyjmę że zrobiłeś analizę 5 wypadków dziennie (nie wierzę że udało Ci się zrobić więcej w sposób wystarczająco dokładny, to rachunek jest prosty:

5 x 365 dni (wliczam niedziele i święta) = 1 825 analiz rocznie.

100 000 / 1825 = 54,8 lat.

Przy założeniu, że zacząłeś analizować wypadki po studiach inżynierskich (w wieku 25 lat), to chłopie nie robiłeś nic innego tylko to i masz już przeszło 80 latek na karku.

MAtematyka w tym wypadku jest prosta i nieubłagana.

Więc w tym przypadku sporo przesadziłeś. A obaj wiemy, że zanim zaczniesz robić wyceny rzeczoznacze lub analizy biegłego - to troche musisz posiedzieć w zawodzie. Więc teraz miałbyś już ponad setke :D

Nie jestem, na szczęscie tak wiekowy jak uważasz. Przesadziłeś ponad dwukrotnie. :(

Jako fachowiec, wiesz zapewne że wypadek drogowy – to zdarzenie związane z ruchem drogowym, skutkujace utratą życia albo uszczerbkiem na zdrowi lub mieniu.

Bedzie więc w świetle prawa wypadkiem drogowym, również otarcie na parkingu zderzakiem lakieru na drzwiach.

Pojęcie kolizji zostało wymyślone na potrzeby mediów.

Tak sie złożyło, że przez prawie 20 lat kierowałem kilkudziesiecioosobowym zespołem ludzi tym się zajmujacych, a wiec obsługą, rzeczoznawców, jak też detektywów (których zresztą sam szkoliłem).

Szefem tego zespołu zostałem po 1,5 roku pracy w nim (może po prostu byłem dobry?) :lol:

Na moje biurko trafiała kompletna dokumentacja sprawy, a moją rolą było zatwierdzić - czy, kto i w jakim zakresie ponosi winę za zaistniały wypadek, oraz komu i z czyjej odpowiedzialnosci należy się z tego tytułu odpowiednie świadczenie.

Sprawa sprawie nierówna i większość to były błache przypadki zajmujmące 5 minut,ale były też takie którym należało poswięcić kilka godzin.

Zbyt dużo też widziałem butów w autach, bez ich właścicieli. :(

 

W zależności od różnych czynników (jak pora roku, okres poświateczny, pogoda itp.) – było tego 20 – 40 dziennie. Przyjmijmy że średnio 25 (choć pewnie wiecej).

Nie pracowałem 365 dni rocznie.

Przyjmijmy że 250 (choć pewnie więcej).

 

250 x 25 = 6250 rocznie (wszystkich wypadków mieliśmy wg prowadzonej statystyki - 9 do 11 tysięcy rocznie)

6250 x 20 = 125 000. (przyjmijmy że 100 000).

 

To była mordercza i niezwykle stresująca praca (choć pozwalajaca zarabiać niewile gorzej od Prezydenta Najjaśniejszej), dlatego ja zarzuciłem, przechodząc do działalności własnej jako broker i rzeczoznawca ruchu drogowego.

 

Każdy się może oświadczenia zaprzeć. Dlatego na takim oświadczeniu najlepiej żeby był PODPIS świadka. To w pewien sposób zobowiązuje całą trójkę.

Niekoniecznie. Czasem cała trójka jest tylko zobowiazana własną zmową.

Ale zawsze może się wydarzyć sytuacja, że cwany gość (mimo że był sprawcą) powie, że podpisał w szoku, że tak naprawdę to było inaczej itd. Ale taka sytuacja może zaistnieć wtedy kiedy zdarzenie nie jest JEDNOZNACZNE.

Zdarzenie nie jest jednoznaczne tylko wtedy kiedy za mało o nim wiemy.

Kiedy wiemy wystarczajaco dużo – każde zdarzenie jest jednoznaczne.

Wyrok, mandat, czy oświadczenie są tylko jednym z elementów całokształtu i o niczym nie przesądzają.

Jest jeszcze w przypadkach niejednoznacznych szereg innych elementów, jak choćby stan uszkodzonych pojazdów, miejsce wypadku, warunki pogodowe itd, itd.

Często też, stopien znajomości Prawa o ruchu drogowym :oops:

Kiedy wiemy o zdarzeniu odpowiednio duzo – staje sie ono JEDNOZNACZNE.

Jeżeli fachowcy potrafili wydobyć z morza i złozyć z ok. 3 milionów kawałków samolot Swissair – u, oraz odnależć maleńki kabelek który był przyczyną śmierci dwustukilkudziesięciu ludzi, nie majac na dodatek zapisów pozbawionej zasilania czarnej skrzynki – to jakim wyzwaniem może byc zwykły wypadek drogowy?

Bo jeżeli ktoś Ci wjedzie w kufer to nijak się nie wytłumaczy, że było inaczej.

Analizujacy taki przypadek, raczej nie był na miejscu zdarzenia, wiec na poczatek widzi tylko że masz uszkodzony kufer.

Jezeli masz uszkodzony kufer, to świadczy o wielu możliwościach, a m.in.:

1. z Twojej winy, bo nieuwaznie wcofnąłeś w przód innego pojazdu,

2. z Twojej winy, bo nagle i bez ostrzeżenia wtargąłaś na pas ruch po którym ze znacznie wieksza prędkościa poruszły się pojazdy,

3. z Twojej winy, bo nagle i bez ostrzeżenia zajechałeś komus drogę i gwałtownie zahamowałeś,

4. z Twojej winy, lub współwiny - bo naruszyłeś przepis o gwałtownym, nieuzasadnionym hamowaniu na tym samym pasie,

5. z winy kierujacego jednym z wielu (nawet 10-ciu) pojazdów jadących za Tobą,

6. no i również z winy tego który Ci w kufer wjechał, nie zachowujac należytej ostrozności, lub bezpiecznej odległości

Co do pijanego i trzeźwego to masz rację, ale tylko w pewnych sytuacjach Eskimosku. Sprawa od razu idzie wtedy do sądu. Ale tutaj zawsze można udowodnić, że gościo po pijanemu miał gorszy reflex itp, i gdyby był trzeźwy to jego zachowanie na drodze byłoby inne. Sąd z reguły przyzna w takiej sytuacji rację trzeźwemu. Szczególnie przy sprawach spornych.

Niekoniecznie - fizyczku.

Znam przecedensy.

Oczywiscie, zawsze można dowodzić współwiny

Ale w prostej sytuacjię typu „ja zielone swiatło, a on czerwone”, to sie nie uda.

Za duzo wyroków widziałem.

To nie jest tak, jak się powszechnie uważa, ża sąd zawsze po stronie trzeźwego.

Kierujacy (nawet nietrzeźwy) ma prawo, stosownie do prawa drogowego – oczekiwać ze inni kierujacy zachowają sie zgodnie z tym prawem.

Prawo o ruchu drogowym, mówi o kierujacym (nie precyzując, czy chodzi o trzeźwego czy pijanego)

Uchowaj Boże nie popieram pijaków na drodze – a wręcz odwrotnie, tępie przy każdej okazji.

Ale takie jest prawo.:wink:

Twojego przypadku nie znam, wiec na podstawie krótkiego opisu nie podejmę się jego oceny, ale jestem pełan uznania dla Twojej przytomnosci umysłu i determinacji, choć majac AC walczyłeś tylko o wysokość przyszłej składki a nie o mozliwość uzyskania odszkodowania.

Nie każdy to potrafi, no i wiekszość nie ma AC.

Na pewno znasz się na ubezpieczeniach wszelakich i może lepiej odemnie, ale na wypadkach drogowych to ja sie znam - fizyczku.

 

O boszszsz, ale sie rozpisałem, poniekąd jednak będąc sprowokowanym Twoimi zarzutami.

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mam pytanko odnośnie oc . mialem wypadek . czy sprawca wypadku musi zglaszać to w ubezpieczalni czy może wystarczą oświadczenia sprawcy a poszkodowani sami sie zglaszaja do ubezpieczalni?

 

poszkodowany z oswiadczeniem sprawcy udaje sie do ubezpieczalni .

Ubezpieczalnia pozniej wzywa sprawce - chodzi o potwierdzenie tego co napisane jest w oswiadczeniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mam pytanko odnośnie oc . mialem wypadek . czy sprawca wypadku musi zglaszać to w ubezpieczalni czy może wystarczą oświadczenia sprawcy a poszkodowani sami sie zglaszaja do ubezpieczalni?

 

poszkodowany z oswiadczeniem sprawcy udaje sie do ubezpieczalni .

Ubezpieczalnia pozniej wzywa sprawce - chodzi o potwierdzenie tego co napisane jest w oswiadczeniu.

Dokładnie tak.

Oczywiście jesli nie masz AC - do TU sprawcy

A jesli sprawca-obcokrajowiec, to masz problem bo odpowieda za niego jego TU.

Mój znajomy miał w ubiegłym roku we Włoszech poważną okliczność z kierujacym wojskowym pojazdem z amerykańskiej bazy wojskowej NATO.

Do dziś szuka swoich pieniedzy po Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej.

 

Jeśli jednak masz AC - walisz wprost do swojego TU które musi Ci wypłacić odszkodowanie w umownym terminie (zwykle 30 dni), a dalej to już ich problem z regresem. W koncu walczą juz nie o Twoje, ale o swoje pieniadze :D

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na moje biurko trafiała kompletna dokumentacja sprawy, a moją rolą było zatwierdzić - czy, kto i w jakim zakresie ponosi winę za zaistniały wypadek, oraz komu i z czyjej odpowiedzialnosci należy się z tego tytułu odpowiednie świadczenie.

Sprawa sprawie nierówna i większość to były błache przypadki zajmujmące 5 minut,ale były też takie którym należało poswięcić kilka godzin.

I własnie ktos, komu analiza mojej sprawy zajęła 5 minut lub nawet mniej orzekł o mojej winie w 70 % i poparł to takimi paragrafami że nawet miejscowy Komendant policji go wyśmiał. Jeden pożytek z całej sprawy to taki że odpisujac na kolejne absurdalne pisma z TU nauczyłam sie Prawa o ruchu drogowym prawie na pamięć :D

Jako ciekawostka - wypowiedź likwidatora: "Czy na ulicy Liniarskiego( w Białymstoku) są namalowane pasy rozdzielajace jezdnię, bo wie Pani wczoraj nie było ale może w nocy namalowali. A jezeli tych pasów nie ma namalowanych to nieważne jak szeroka jest jezdnia, ale to jest jeden pas" No i w zwiazku z tym ja nie miałam prawa jechac prawym pasem i skręcać w prawo bo jest tylko jeden pas. To tylko jeden z absurdów jakimi obdarzył minie cytowany likwidator, no moze jeszcze dodam że namówił sprawcę do zmiany zeznań i obiecał ze będzie swiadkiem w kolegium (przez to jedna sprawa kolegium była odroczona). Pozdrawiam Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawa rozmowa nam się rozwinęła Eskimosie :D .

MOja sprawa była właśnie taka niejednoznaczna, ale zbyt wiele czynników wpłynęło na niekorzyść tamtego kierowcy. A ja rzeczywićie nie spojrzałem drugi raz w lusterko.Ale kierunek był zapalony na 100%, Najlepszym dowodem na to było zeznanie świadka - kolego tamtego kierowcy. Na miejscu zeznał, że WIDZIAŁ że kierunkowskaz nie był włączony. Poddałem ten fakt pod wątpliwość - pasażer w ciężarowym samochodzie DAF ma raczej utrudniony widok na lewą stronę samochodu, ale niech tam. Mógł zobaczyć. Tylko, że gościo na komendzie zmienił zeznanie i podał, że widział, że włączyłem kierunkowskaz zbyt późno. Więc podczas zeznań - poddałem to ponownie pod całe jego zeznanie wątpliwość.

Osobiście uważam, że pijani kierowcy powinni dostawać po tyłku.

W zasadzie to masz rację. Walczyłem raczej oto, żeby nie stracić maksymalnych zniżek w ubezpieczeniach. Pozornie tak. Ale ja tę sprawę potraktowałem bardzo osobiście. Gościo mi zarzucił kłamstwo, a staram się być prawdomówny. I gdybym rzeczywiście był sprawcą - przyznałbym się poprostu :oops: . Ale gościo wyjechał na mnie z gębą, zaczął wyzywać itd. Więc wezwałem policję, pomimo że byłęm świadomy, że zdania są podzielone. I to bardzo.

Tyle o mojej sprawie.

Napisałeś o wolnej amerykance na początku lat 90-tych. Ale to był pikuś. Niedawniej nież kilka lat temu zaczęły się prawdziwe afery "stłuczkowe" o czym dobrze wiesz. Nikt nie szukał szwagra z drogówki. Policjanci współpracowali ze sprawcami i "poszkodkodowanymi". TU straciły ładnych pare milionów PLNów. Ale wielu Twoich byłych kolegów poszło na zieloną trawkę (bynajmniej nie palić :wink: ). Dopiero wtedy interes się rozkręcił.

Piszesz o przypadku PF125. A co powiesz na mocno skasowane BMW serii 5, oczywiściue poduchy wystrzelone, przedni pas za chłodnicą, podłużnice krzywe - czyli to co najlepsze. Kolega pyta grzecznie Pana jakie auto zrobiło tyle szkody. A gościu na to PF126P. Następne pytanie - ile ofiar było w fiaciku. Oczywiście - mieli szczęście. Wszyscy cali. :lol: :wink:

 

Co do kufra - oczywiście że miałem na myśli te najprostsze zdarzenie. Podałem je jako przykład. Oczywiście, że określić winnego można (choć nie zawsze) będąc na miejscu zdarzenia i oglądając "cały krajobraz po bitwie" :wink: Bo nawet największy cfaniak :wink: nie zatrze wszystkich śladów lub nie zrobi właściwych choćby się starał. Pamiętam był gościo, który ciosał siekierą pień drzewa, żeby udowodnić, że tam właśnie uderzyło jego auto .... ale o takich przypadkach - Ty możesz powiedzieć więcej niż ja.

Mam do Ciebie pytanie. Do skrzyżowania RÓWNORZĘDNEGOwtym samym czasie podjeżdżają 4 auta. Wszystkie cztery chcą jechać prosto. Który by nie ruszył wymusi pierwszeństwo! Co Ty na to? Jak taką sytuację zinterpretujesz. To jest prostsze i równie ciekawe jak ten nieszczęsny kabelek :cry:

 

Co do Twojego doświadczenia (w żadnym momencie nie podważyłem go, a raczej sprowokowałem - przez swoją ciekawość - w jaki sposób przeanalizowałeś te wypadki). Chylę czoła. Oczywiście bez żadnej ironii. Ja bym takiej papierologii nie wytrzymał przez 20 lat.

Co do świadka - masz rację, ale ostatnio wystarczająco dużo się mówi o aferze. Ilość "sfingowanych" stłuczek zmalała znacznie (aczkolwoek ludzie nadal chcą zarabiać na szkodach). W takich sytuacjach, wzywa się delikwenta aby potwierdził okoliczności zajścia. Jeśli wszystko jest OK - to płacimy.

Co do mandatów, orzeczeń sądów itd - jeżeli się przyznajesz - to już nie ma znaczenia później (jeśli oczywiście nie wycofasz się z deklaracji). Przecież u nas nikt nie wnika. Przyznałeś się do winy, przyjąłeś mandat. Koniec. A od kilku lat (2-3), kiedy policja bardziej przykłada się do swojej roboty - mandat i notatka dla TU wystarczy. Po prostu płacimy od razu.

Możesz być pewien, bo jak sam napisałeś - na wypadkach znasz się lepiej, ale na ubezpieczeniach (OWU oraz procesy zawierania umów i likwidacji szkód) być może wiem więcej. :wink: A te informacje, które Ci podaję - znam z własnego doświadczenia.

Co do "pjanych" - opisałem Ci akurat moją sprawę, którą udało mi się wygrać. Więc można. W przypadkach o których piszesz - rzeczywiście nie ma dwóch zdań. Pijaczyna odpowie za jazdę po pijaku. Zabiorą mu prawo i wlepią mandat poprzez SG. Ale ty jako sprawca - zapłacisz za to że spowodowałeś kloizję/wypadek/katastrofę (jak zwał tak zwał). Po prostu toczą się wtedy dwie sprawy. Zupełnie oddzielnie.

Lubię rozmowy na poziomie :D :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na moje biurko trafiała kompletna dokumentacja sprawy, a moją rolą było zatwierdzić - czy, kto i w jakim zakresie ponosi winę za zaistniały wypadek, oraz komu i z czyjej odpowiedzialnosci należy się z tego tytułu odpowiednie świadczenie.

Sprawa sprawie nierówna i większość to były błache przypadki zajmujmące 5 minut,ale były też takie którym należało poswięcić kilka godzin.

I własnie ktos, komu analiza mojej sprawy zajęła 5 minut lub nawet mniej orzekł o mojej winie w 70 % i poparł to takimi paragrafami że nawet miejscowy Komendant policji go wyśmiał. Jeden pożytek z całej sprawy to taki że odpisujac na kolejne absurdalne pisma z TU nauczyłam sie Prawa o ruchu drogowym prawie na pamięć :D

Jako ciekawostka - wypowiedź likwidatora: "Czy na ulicy Liniarskiego( w Białymstoku) są namalowane pasy rozdzielajace jezdnię, bo wie Pani wczoraj nie było ale może w nocy namalowali. A jezeli tych pasów nie ma namalowanych to nieważne jak szeroka jest jezdnia, ale to jest jeden pas" No i w zwiazku z tym ja nie miałam prawa jechac prawym pasem i skręcać w prawo bo jest tylko jeden pas. To tylko jeden z absurdów jakimi obdarzył minie cytowany likwidator, no moze jeszcze dodam że namówił sprawcę do zmiany zeznań i obiecał ze będzie swiadkiem w kolegium (przez to jedna sprawa kolegium była odroczona). Pozdrawiam Ania

 

Aniu - niestety - nie każdy kikwidator zna prawo drogowe. Niestety też znam takie przypadki :( Podobnie jak nie każdy policjant zna prawo ubezpieczeniowe - szczególnie ustawę o obowiązkowych ubezpieczeniach OC :( Ale to już inna inszość :wink: Zawsze warto powalczyć o swoje !!! Tobie gratuluję odporności i sukcesu w walce z wiatrakami. Bo osobiście wiem, że w TU łatwo jest tylko zawrzeć polisę. Czasami z likwidacją szkody (nawet AC/KR) jest znacznie trudniej. Ale zawdzięczamy to m.in. naszym "wiernym" stróżom prawa, którzy wspomagali złodziei.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jesli sprawca-obcokrajowiec, to masz problem bo odpowieda za niego jego TU.

Mój znajomy miał w ubiegłym roku we Włoszech poważną okliczność z kierujacym wojskowym pojazdem z amerykańskiej bazy wojskowej NATO.

 

Eskimosku - być może nie wiesz, ale w przypadku, kiedy załatwi Cię obcokrajowiec - równie dobrze możesz zgłosić szkodę w miejscu gdzie jesteś ubezpieczony (choćby tylko OC). Twój zakład ubezpieczeń zlikwiduje szkodę (jest do tego zobowiązany).

Co do Twojego znajomego - dziwię się, że to on szuka pieniędzy :o . Przede wszystkim - w takiej chwili zaraz na miejscu zjawia się żandarmeria wojskowa. Czyli policja wojskowa. Pojazd wojskowy też ma polisę OC. Więc nie rozumiem na czym polegał problem Twojego kumpla :o :o . Osobiście zaprowadziłbym samochód do warsztatu z którym owe TU (wojskowego) ma umowę. Zgłąszam szkodę. Niech oni zajmą się oględzinami, wyceną i naprawą. Mnie interesuje odbiór pojazdu. I w zależności, czy chciałbym posiedzieć we Włoszech, czy musisz wracać do kraju - organizujesz sobie transport. Koszty transportu też ma pokryć (w takiej sytuacji) TU.

A w razie czego - zawsze możesz zadzwonić do Polski do swojego TU i się poradzić. Albo do konsulatu.

Uważam, że gorzej byłoby gdyby wjechał w niego Włoch bez OC. Ale to już inna para kaloszy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I własnie ktos, komu analiza mojej sprawy zajęła 5 minut lub nawet mniej orzekł o mojej winie w 70 % i poparł to takimi paragrafami że nawet miejscowy Komendant policji go wyśmiał.

Widzisz, sprawa na 5 minut, to taka, kiedy majac przed sobą kompletne akta (nad którymi juz inni pracowali, powiedzmy 5 godzin) w których jest szczegółowa dokumentacja fotograficzna aut a czasem (w zależności od potrzeby), również miejsca zdarzenia, oceny techniczne aut oraz nie budzace wątpliwosci okoliczności powstania szkody i zawarte ubezpieczenia.

Nigdy nie bedzie to sprawa w której zachodzi przesłanka współwiny uczestników.

Te, choc wystepuja, są najtrudniejsze, bo stopień współwiny to wskaźnik niewymierny, uznaniowy i konfliktogenny.

Jeden pożytek z całej sprawy to taki że odpisujac na kolejne absurdalne pisma z TU nauczyłam sie Prawa o ruchu drogowym prawie na pamięć :D

Więc jednak był jakiś plus!:D

- wypowiedź likwidatora: "Czy na ulicy Liniarskiego( w Białymstoku) są namalowane pasy rozdzielajace jezdnię, bo wie Pani wczoraj nie było ale może w nocy namalowali. A jezeli tych pasów nie ma namalowanych to nieważne jak szeroka jest jezdnia, ale to jest jeden pas"

No to facio nad kodeksem posiedział. :lol: :lol: :lol:

No cóz, posród paru tysiecy osób zajmujacych sie likwidacją szkód, nawet statystycznie musi trafić sie paru przygłupów, albo co gorsza nadgorliwców.

Twój pech że akurat na takiego trafiłaś. :cry:

Napisałeś o wolnej amerykance na początku lat 90-tych. Ale to był pikuś. Niedawniej nież kilka lat temu zaczęły się prawdziwe afery "stłuczkowe" o czym dobrze wiesz. Nikt nie szukał szwagra z drogówki. Policjanci współpracowali ze sprawcami i "poszkodkodowanymi". TU straciły ładnych pare milionów PLNów. Ale wielu Twoich byłych kolegów poszło na zieloną trawkę (bynajmniej nie palić :wink: ). Dopiero wtedy interes się rozkręcił.

Napisałem że zaczęło sie to w początku lat dziewięcdziesiątych, ale trwało do początków naszego wieku i w jakiejs części trwa nadal

A tu mówisz pewnie o zorganizowanych gangach, czerpiacych ogromne zyski z fingowania szkód/kradzieży samochodowych.

Ta epidemia została juz opanowana, choc znałam takich co nie poszli na zieloną trawkę a raczej do szpitala, a nawet jeden pod trawkę (wąchać od spodu).

Mam do Ciebie pytanie. Do skrzyżowania RÓWNORZĘDNEGOwtym samym czasie podjeżdżają 4 auta. Wszystkie cztery chcą jechać prosto. Który by nie ruszył wymusi pierwszeństwo! Co Ty na to? Jak taką sytuację zinterpretujesz. To jest prostsze i równie ciekawe jak ten nieszczęsny kabelek :cry:

Dokładnie to pytanie zadała mi kiedyś kursantka na egzaminie na egzaminie który prowadziłem.

Hipotetycznie, sytuacja taka jest możliwa, choc w praktyce zdarza sie niezwykle rzadko.

O ile pewne prawdopodobieństwo równoczesnego podjechania wystepuje, to fakt zamiaru jazdy wszystkich na wprost (gdzie każdy z kierujacych ma 3 możliwości) , to juz ewenement.

Przejechałem blisko milion kilometrów i tylko 1 raz w czymś takim uczestniczyłem.(':roll:')

Kilka lat temu, na równorzędnym skrzyżowaniu lokalnych uliczek, spotkalismy się we czterech oko w oko, idealnie jednocześnie, każdy z zamiarem jazdy na wprost i żeby było weselej to jeden (jak to Anglik) miał kierownicę po prawej stronie.

Ten zgłupiał kompletnie, bedąc przyzwyczajony do pierszeństwa z lewej strony,(':o') ja się ubawiłam setnie widząc ich miny i po paru sekundach było po problemie.(':D')

Prawo o ruchu drogowym nie przewiduje takiego przypadku, ale też nie zwalnia od myślenia.(':roll:')

Należy zatem przyjąć, że co najmniej jeden z kierujących myśli szybciej od pozostałych.

Ten myślacy najszybciej daje znak kierujacemu po jego lewej stronie aby jechał.

Gdyby wówczas chciał wykorzystać to np. do sprowokowania stłuczki nie ze swojej winy, jest co najmnie 2-ch świadków jego ew. intrygi.

Po przejechaniu tego pierwszego, problem znika.

Ale jak już lubisz zagadki, to przypomniała mi się pewna szkoda, co do której w pierwszej fazie decydowania, popełniłem błąd w którym utwierdzili mnie wszyscy spece którzy zobaczyli te auta nawet na foto.

Wyjeżdżający z ulicy podporządkowanej maluch, wymusił porostopadle pierszeństwo na szybko przejeżdżającym ulicą uprzywilejowaną furgonie typu Ford Transit.

Poszkodowany własciciel Transita (który otarł się prawym bokiem o przód malucha) zgłosił tą szkodę i przedstawił to auto do oględzin.

Uszkodzenie polegało na prościutkim jak linia prosta i wąziutkim na ok. 1 cm rozpruciu prawego boku furgonu prawie na całej długości, (UWAGA) na wysokości wiekszej niż wysokość malucha !!!.

Moi rzeczoznawcy faceta wyśmiali, a ja wydałem decyzje o odmowie odszkodowania.

Jednak po reklamacyjnej rozmowie poszkodowanego ze mną, doszedłem do wniosku że (wbrew logice) coś w tym jest.

Pracowałem nad sprawą kilka dni, robiąc wyliczenia, pomiary i symulacje, które wykazały że uszkodzenia furgonu i okolicznosci zdarzenia były prawdziwe.

Pytanie brzmi – jak to mozliwe? :o

Ja bym takiej papierologii nie wytrzymał przez 20 lat.

Ja też w końcu nie wytrzymałem, głownie w trosce o zdrowie, co zreszta sie potwierdziło.

Szkoda mi tylko naprawde dobrych zarobków, zwłaszca premii która potrafiła 3-krotnie przekraczać pensje podstawową.

A ta była uzależniona od wyników – więc 10 a nawet 12 godz. dziennie bywało normą.

Ale zdrowie nie ma ceny. :roll:

Eskimosku - być może nie wiesz, ale w przypadku, kiedy załatwi Cię obcokrajowiec - równie dobrze możesz zgłosić szkodę w miejscu gdzie jesteś ubezpieczony (choćby tylko OC). Twój zakład ubezpieczeń zlikwiduje szkodę (jest do tego zobowiązany).

Jak ja ci zazdroszcze tego optymizmu. :D

Życie jednak czesto rozmija sie z teorią.

Wiem to, odkąd jako mały chłopiec uznając teorię moje mamy że nie bije się słabszych – porwałem sie na silniejszego(':oops:')

Masz racje, ale z małą poprawką.

Inaczej – rozminiesz sie z prawdą. :(

W ostatnim zdaniu powyższego cytatu słowo „zlikwiduje” – zastąp słowami „przyjmie do wstepnej likwidacji”

Przypominam,że niestety ten mój znajomy (nie kumpel), miał tylko OC.

Co do Twojego znajomego - dziwię się, że to on szuka pieniędzy :o .

Ty bys nie szukał? :o

Niestety – wszyscy potencjalni pomocnicy, okazali sie nieskuteczni.

Szuka oczywiście przy pomocy adwokata i przed sądem amerykańskim.

Przede wszystkim - w takiej chwili zaraz na miejscu zjawia się żandarmeria wojskowa. Czyli policja wojskowa. Pojazd wojskowy też ma polisę OC. Więc nie rozumiem na czym polegał problem Twojego kumpla :o

Oczywiście, na miejscu zdarzenia (z 2 rannymi osobami) była zarówno policja włoska, jak i MP, natomiast problem pojawił się w tym że owa polisa została zawarta zbiorczo w TU amerykańskim i w Ameryce.

Amerykański Rambo natychmiast został odesłany do Stanów, gdzie sprawę zaczęła badać odpowiednia komisja Wuja Sama.

Oczywiście pod kątem ratowania kariery Rambo.

Zielone berety sa bardzo solidarne.

Ustalenia zaś policji włoskiej, oraz polskich lekarzy - przestały być dla Wuja Sama wiążące, więc w efekcie również dla amerykańskiego TU.

Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi wszak o pieniądze, tu duże pieniadze (2 osoby doznały trwałego uszczerbku na zdrowiu), a amerykańskie zadośćuczynienia są sławne z racji ilosci zer. :wink:

Osobiście zaprowadziłbym samochód do warsztatu z którym owe TU (wojskowego) ma umowę. Zgłąszam szkodę. Niech oni zajmą się oględzinami, wyceną i naprawą. Mnie interesuje odbiór pojazdu. I w zależności, czy chciałbym posiedzieć we Włoszech, czy musisz wracać do kraju - organizujesz sobie transport. Koszty transportu też ma pokryć (w takiej sytuacji) TU.

No to musiałby sobie zrobiś wycieczke do Stanów. :D

Tylko jak załatwić wizę. :roll:

A poważnie to szkodę zgłosił po rekonwalescencji i powrocie do kraju w swoim (tym od OC) TU.

To sporzadziło ocenę, wycenę (tyle musiało) i zwróciło się (zresztą nieskutecznie) do Amerykanów z regresem kosztów likwidacji wstępnej.

TU amerykańskie niestety w przeciwieństwie do dobrych europejskich towarzystw, okazało sie nie mieć w Polsce swego Korespondenta.

Skierowano go Polskiego Biura Ubezpieczycieli Komunikacyjnych, które jednakowoż specjalisuje sie w postępowaniach likwidacyjnych szkód które wydarzyły się na terytorium państwa członkowskiego Unii Europejskiej lub na terytorium państwa trzeciego, powstałych w związku z ruchem pojazdów mechanicznych zarejestrowanych w państwach członkowskich Unii Europejskiej.

Skierowano go więc do Międzynarodowego Centrum Obsługi i Likwidacji Szkód Firmy Hattric, a potem juz sam zrócił sie do innych firm tego typu jak (jeśli dobrze pamietam) ICH Sp. z o.o.

Wobec stanowiska Amerykanów – wszyscy rozłożyli ręce.

Uważam, że gorzej byłoby gdyby wjechał w niego Włoch bez OC. Ale to już inna para kaloszy.

No nie wiem. :wink:

Wydaje się, że wtedy sprawą zająłby sie włoski odpowiednik naszego UFG – i po sprawie.

 

Też cenię sobie rozmowy na poziomie.:D

One zawsze jakoś nas ubogacają.

 

Pozdrawiam.

 

PS. No to jeszcze małe pytanko z serii tych jakie zadawałem egzaminowanym kursantom dla choć częściowego rozładowania ich stresu:

Kiedy kierowca (nie kierując pojadem uprzywilejowanym) nie ma obowiązku zatrzymania sie przed znakiem „STOP”?

:lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...