Agduś 07.04.2006 22:22 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Kwietnia 2006 ZACZYNA SIĘ!!! NAPRAWDĘ!!! Nie wierzyłam już w to, że się wreszcie zacznie, nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła wreszcie założyć dziennik budowy, a tu ... zaczyna się! Na razie widać jedynie DROGĘ, ale ta droga, to nie jest taka sobie zwykła droga, tylko DROGA wywalczona, wyczekana i w końu zapłacona (no jeszcze nie, ale trzeba będzie), chociaż miała być nam dana. A tak ładnie wyglądało to w piśmie: "zostanie utwardzona, gdy warunki atmosferyczne na to pozwolą". Najpierw nie pozwalały i nie pozwalały, co zaowocowało kilkoma wpisami w wątku "k...a kiedy się ta zima skończy" i znacznym wzbogaceniem mojego języka w różnego rodzaju epitety, których nie powtarzałam głośno w obecności dzieci, ale męłłam w ustach co rano, gdy odsłaniając zasłonkę widziałam za oknem niezmiennie to białe paskudztwo. Dziwne, bo tak normalnie dotychczas kojarzyło mi się ono jak najmilej z upojnymi szaleństwami na stokach narciarskich. No ale wreszcie przyszedł ten dzień, kiedy go nie było. Chociaż nie - już wcześniej odwiedziłam Pana Od Dróg (POD) i w sypiącym jak na złość tego dnia śniegu usiłowałam go przekonać, że już są "sprzyjające warunki" (zaproponowałam nawet, że jak trzeba, to pójdę na działkę i odśnieżę łopatą pas ziemi, na którym ma być droga). Nie uwierzył, ale wyglądał na życzliwego, co mnie podbudowało. Potem nadszedł ten dzień bez białego paskudztwa , ale wtedy właśnie zepsuł się POD spychacz . Proponujemy, że wynajmiemy spychacz na własny koszt (od naszego wykonawcy). Nie ma zgody . Czekamy. Nie naprawili w obiecanym terminie . Czekamy. To podeślą nam inny. Cieszymy się. Utopił sie w błocie . Czekamy na ten lepszy. Będzie ! Zepsuł się ! Pozwolenie na nasz pomysł i wreszcie będzie się coś działo. Przyjęliśmy to z mieszanymi uczuciami, bo z jednej strony "nareszcie" a z drugiej zapłacimy za coś, co mieliśmy dostać (no nie tak za darmo - trzeba było powalczyć). Poniedziałek i wtorek piękna pogoda, ziemia podeschła, można zaczynać od środy Środa - od rana leje ! No to już jest przesada! Żeby tak ciągle i konsekwentnie na przekór? Mimo wszystko poszłam na działkę i, ku mojemy zdumieniu zastałam tam Kierownika Budowy(KB), POD i jeszcze kilku Panów Od POD (POPOD). Ogólny pesymizm unosi się nad nimi wszystkimi. Podchodzę, coby się dowiedzieć, co dalej, a tu nic - jestem kompletnie ignorowana. POD, któremu normalnie usta się nie zamykały, kiedy zapewniał mnie, że będzie dobrze, nagle mnie nie widzi! Może wstydzi się rozmawiać z "babą" na budowie (to mocno na wyrost określenie, bo wokół nas wciąż dziewicze pola)? A może obraził się, bo chyba dzień wcześniej przestałam być miła, gdy podczas rozmowy telefonicznej (w oczy nie był tak odważny) zaczął stroić fochy i dawać mi do zrozumienia, że właściwie to on nam zrobił łaskę pozwalając za siebie zrobić tę drogę i może nam przywiezie kamienie do utwardzania, a może nie znajdzie na to czasu. Jakby tego było mało, kiedy wędrowałam do domu (zawsze z najmłodszą latoroślą w wózeczku), zaczął sypać obrzydliwy, mokry śnieg! Czwartek - od rana piękne słoneczko! Od razu inaczej ! Wracając z przedszkola po odprowadzeniu średniej latorośli, oczywiście wpadam na działkę (mam prawie po drodze) - to mi najwyraźniej wchodzi w nałóg. I cóż widzę? Jest! DROGA jest w połowie drogi do naszej działki! I to w dodatku wysypana kamieniami! Jaki piękny widok! (Po bokach piętrzy się zerwana darń, środkiem szare kamienie, na końcu błoto - POEZJA!) POD odzyskał głos i zaczął sam rozmowę - znowu zrobił się jakby sympatyczny. Nagle podjeżdźa jakiś samochód osobowy, wysiada facet i prosto do mnie uderza: "Czy Pani nie będzie potrzebowała betonu, bo ja właśnie z betoniarni jestem..." No, na szczęście nie próbował mi wmawiać, że przypadkiem przejeżdżał tamtędy, bo w to bym nie uwierzyła (ślepa polna dróżka). Schowałam wizytówkę, zapewniłam, że weźmiemy ofertę pod uwagę (zresztą właśnie w tej betoniarni mieliśmy zamiar się zaopatrywać). Przez dłuższą chwilę byłam pod wrażeniem znakomicie działającego wywiadu Pana z Betoniarni, ale po chwili skojarzyłam fakty: Idąc na działkę, minęłam POPOD, którzy uprzejmie mi się ukłonili i poszli sobie. POD ani Operator Koparki (OK) nie wyciągali komórek, więc to nie oni. PZB doskonale wiedział, do kogo z nas podejść i zagadać, co w grupie złożonej z dwóch facetów i kobiety z wózkiem dziecinnym nie było tak oczywiste. Czyli - POPOD! Jeden z nich musi mieć jakiś układ z betoniarnią. Piątek - droga dociera do naszej działki. Nie wiem, czy jest tam, jak planowali, grubsza warstwa kamieni (grunt mniej nośny, bo kilka lat temu został najwyraźniej głęboko przeorany), czy nie, ale OK powinien o to zadbać w interesie firmy, której jest pracownikiem. W poniedziałek mają przywozić jakiś kontener mieszkalny i sprzęt. Na działce pojawi się geodeta i wytyczy dom. Zacznie się kopanie! To juz naprawdę się zaczęło! Hi hi hi, ciekawe, czy za parę miesięcy będę myślała o tym momencie z równą radością i zapałem!?! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 10.04.2006 18:29 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Kwietnia 2006 MIEJSCE NA ZIEMI Nasz dom ma już swoje miejsce na ziemi. Już nie musimy zastanawiać się, mierząc odległości krokami, czy te piękne cztery brzózki rosną w garażu, czy na podjeździe - tak czy inaczej ich los był przesądzony i właśnie dzisiaj się dopełnił. Podobnie jak ich dwóch sióstr, które miały nieszczęście wyrosnąć w pokoju gościnnym. Ale po kolei: Weekend upłynął pod hasłem planowania i myślenia, o czym to jeszcze nie pomyśleliśmy. Poza tym odbyliśmy interesującą wycieczkę na Szkieletczyznę po agregat, bo prądu na budowie mieć nie będziemy. Nie wiedzieć dlaczego taki agregat kosztuje albo 4 tys. z hakiem albo 2 tys z hakiem. Oczywiście ta druga opcja nam bardziej odpowiadała, tyle tylko, że pojawiała sie w Szczecinie, Wrocławiu i Rzeszowie oraz w maleńkiej miejscowości właśnie na Szkieletczyżnie. Tam mieliśmy najbliżej, więc zapakowaliśmy do naszej wiernej Felusi dzieci i psicę i pojechaliśmy. Po załadowaniu agregatu, w bagażniku psica miała co nieco ciasno, więc z radością przyjęła pomysł spaceru na Łysą Górę, na której szczycie chwilowo pojawiły się dodatkowe cztery czarownice. No i nadszedł ten dzień! Przed dziewiątą czekałam na KB i geodetę, obserwując, jak operator koparki dopieszcza drogę. Oczywiście dotarłam tam z nieodłącznym wózkiem, który nieźle sprawdza się jako pojazd terenowy. Po dziewiątej pojawił się geodeta, zauważył, że KB nie ma i zwinął się, obiecując, że za godzinę wróci. Zaskoczyło mnie to, że wyglądał w tym momencie, jakby uciekał. W końcu wszyscy jednak wszyscy spotkali się na działce. Geodeta sprawiał wrażenie bardzo stremowanego i nieprzygotowanego, mimo że projekt dostał w piątek i miał czas. Nerwowo przeglądał projekt, nie potrafiąc znaleźć rysunków, coś przeliczał i widać było, że usiłuje wyglądać, jakby wiedział, co robić. KB natychmiast doszedł do wniosku, że biedak robi to pierwszy raz w życiu. No cóż, na mnie - pierwszy obserwującej taką akcję - wywarło to dokładnie takie samo wrażenie. Ostatecznie zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz i nawet nie mam pretensji, że akurat na naszej budowie, ale przeglądnąć chociaż raz ten projekt to chyba powinien był? Chyba dodatkowym źródłem stresu dla geodety było to, że jego poczynania obserwował - zawsze obecny - POD, który zabawiał nas rozmową od rana (znają się). Tymczasem KB zdecydował, że czas zmienić piękne młode brzózki w drewno kominkowe. Sprawnie zabrał się za to operator koparki, na co moja najmłodsza latorośl patrzyła z mieszaniną strachu i fascynacji. No i geodeta przystąpił do akcji. Spodziewałam się zobaczyć spektakl - mieszaninę nauki i magii z użyciem tych wszystkich tajemniczych sprzętów na wysokich trójnogach, z okularami, czy też lunetkami, przez które wtajemniczeni spoglądają w dal, notując coś na tabliczkach i wykrzykując jakieś tajemnicze zaklęcia. Zawiodłam się. Zaczęło się ciosanie kołków i wbijanie ich w ziemię - sprawiało to wrażenie dosyć przypadkowego wskazywania palcem "tutaj". Później wkroczyły do akcji taśmy miernicze, a, co było dalej, nie wiem, bo po ustaleniu z KB planów na najbliższe dni, poszłam do Wodociągów dograć sprawę wypożyczenia beczki z wodą na czas budowy i dowiezienia jej na działkę. Szczęśliwie się złożyło, że kolega geodety (wyraźnie lepiej zorientowany i wspierający go na placu boju) miał traktor, co załatwiało sprawę transportu beczek. Jeszcze dwie wizyty w Wodociągach, odebranie najstarszej ze szkoły i już mogłam wrócić do domu na zasłużone śniadanie, a zaraz po nim wyskoczyć do przedszkola po średnią. Oczywiście nie odmówiłam sobie wizyty na działce "po drodze". Obfotografowałam drogę, pozostałe brzózki i dziurę w ziemi. Tak, ta dziura w ziemi ewidentnie świadczy o tym, że dom ma już swoje miejsce na ziemi (mam nadzieję, że jednak właściwe )! CZERWONY KAPTUREK to właśnie ja! Tak się czuję i nic na to nie poradzę. Co z tego, że czytałam o budowaniu przez te półtorej roku od kupienia działki? Takie teoretyczne przygotowanie to mało! Wciąż mam wrażenie, że powinnam wiedzieć znaaaacznie więcej. Ciągle się boję, że za chwilę ktoś zada mi jakieś podstawowe pytanie, na które koniecznie powinnam znać odpowiedź, na które OCZYWIŚCIE powinnam znać odpowiedź, na które KAŻDY, kto chce budować dom, ZNA odpowiedź, a ja wtedy wytnę karpika i tak już zostanę. No po prostu czuję się jak Czerwony Kapturek!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 13.04.2006 00:09 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Kwietnia 2006 CZERWONY KAPTUREK ZA KIEROWNICĄWieści o wyczynach geodety na działce rozeszły się szerokim echem. Właśnie dzisiaj rozmawialiśmy z naszym wykonawcą (prywatnie wujkiem), który na pytanie o geodetę roześmiał się szczerze. KB mu doniósł. No i facet wyszedł na Czerwonego Kapturka! zawszeć to jakieś pocieszenie, że nie tylko ja, tym bardziej, że ja mam prawo, a on nie.Jakieś sznurki przybite do desek przybitych do palików wbitych w ziemię widziałam osobiście, więc chyba jednak w końcu geodeta zrobił swoje. Jutro muszę się dowiedzieć od KB, czy mogę już iść mu zapłacić, czy jeszcze jest coś nam winien.Dzisiaj rano zawiozłam na budowę (ależ to brzmi!!!) agregat. Te poranne rajdy samochodowe staną sie moim stałym obowiązkiem, bo nie chcemy się rozstawać zbyt szybko z agregatem, więc nie zostawimy go na noc w baraczku na budowie. Jeden z budowlańców dostał zapasowe kluczyki i po robocie odstawia auto na parking w uczęszczanym miejscu, skąd któreś z nas je odbiera. Zresztą chyba najczęściej będziemy zabierać je prosto z placu budowy i te kluczyki to tak na wypadek wcześniejszego zakończenia prac z powodu np. deszczu. A o pogodzie się nie bedę wypowiadala, bo to, co myślę, i tak mi nie przejdzie.Kolejnym efektem ubocznym budowy (pozytywnym) będzie moje przymusowe oswojenie się z kierownicą. Jak dobrze, że Andrzej mnie namawiał (wręcz zmuszał szantazem i umiejętnym włażeniem na ambicję) do siadania za kółkiem! Teraz mogę się spokojnie rano dotoczyć do szkoły i potem na budowę. Chociaż muszę się pochwalić - dwa razy wybrałam się sama (tzn. bez "drugiego kierowcy" czyli małża) do samego Krakowa! Przyznam, że przed wyjazdem dokładnie przemyślałam trasę, przypomniałam sobie każde skrzyżowanie i światła, a po drodze mało się nie udusiłam, bo z przejęcia zapominam o oddychaniu, ale dotarłam! Tak czy inaczej, z góry przepraszam wszystkich użytkowników dróg, których spotkam.Dzisiaj rano zobaczyłam już nie tylko cały gotowy wykop, ale też i coś na jego dnie! Wylali beton. Po południu odebrałam auto z parkingu i już nie jechałam na budowę, więc jutro dalszy ciąg relacji.Jakoś to na razie mało emocjonujące - dół, trochę chudego betonu na dnie i agregat w bagażniku. A jednak mnie emocjonuje! Dzieje się!Jutro zabiorę aparat i porobię zdjęcia kolejnego etapu (poprzednie udokumentowane). A ciekawiej zacznie się dziać w maju - zobaczymy ściany!Chyba już wybraliśmy okna - Oknoplast. Dachówkę chyba też - włóknisto-cementowa. Tylko wciąż nie wiemy, co z tą pompą ciepła... Ech, żeby tak ktoś za nas wybrał - byłoby przynajmniej w razie czegokomu dać w pysk a tak ...Z tym "dzisiaj" to trochę przesadziłam - dzisiaj jeszcze na budowie nie byłam, zresztą po ciemku niczego bym nie zobaczyła. Dobranoc! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 14.04.2006 10:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Kwietnia 2006 GARŚĆ GROSZY Wczoraj trwało szalowanie wykopów. Jeden z budowlańców poradził mi, żebym koniecznie przywiozła dzisiaj garść groszaków, które trzeba wsypać pod fundamenty. Po czterokrotnym pokonaniu trasy dom - budowa (z czego 3 razy na piechotę), załatwianiu innych spraw związanych z budową i z normalnym życiem, które się cały czas w tle budowy bujnie toczy, po stworzeniu namiastki świątecznych porządków miałam juz dosyć. W związku z tym po samochód wysłałam Andrzeja. Postawiłam przed nim dodatkowe zadanie - zdobyć garść groszy. Tak się przejął, że chyba dychę rozmienił! Przy okazji porobił zdjęcia zaszalowanych wykopów i wysłał spóźnione kartki świąteczne. Dojdą po swiętach, ale może nam wybaczą... Niestety dzisiaj zapomniałam zabrać aparatu i grosze wsypane w wykopy nie zostały uwiecznione. Pogoda normalna - LEJE STRUSIE NA BUDOWIE Okazało się, że geodeta nie wpisał się do dziennika budowy. Ja rozumiem, że się wstydzi, ale jeszcze jedno spotkanie z KB go nie minie, więc musi się zebrać na odwagę. Zaczęło się ściganie geodety! POD tez zniknął z naszego życia, chociaż droga wymaga jeszcze dużo pracy. Jeżeli myśli, że mu odpuścimy, to się myli! Dzisiaj przejedzie grucha z betonem i wyżłobi głębokie koleliny, bo tam jest tylko rzucony luzem gruby kamień. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 14.04.2006 10:41 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Kwietnia 2006 TROCHĘ HISTORII Jesień 2003OPOLEJuż wiemy, dokąd się przeprowadzimy w nastąpne wakacje! Od dawna wiedzieliśmy, że zmienimy miasto, ale na jakie? Snułam plany wyobrażając sobie,jak się będzie mieszkać na Mazurach albo na Kaszubach. Może nad morzem? Przy zachodniej granicy albo przy wschodniej? A może w centrum? Bliżej na plażę czy na narty? Gdynia? Zielona Góra? Wrocław? Poznań? Byle NIE Warszawa, Łódź ani Śląsk! I wciąż cicha nadzieja: a może Kraków?Wreszcie pierwsza "propozycja" (z gatunku tych nie do odrzucenia) - Zielona Góra. I zdziwienie, bo propozycja zostaje odrzucona, no może nie aż tak, ale pojawia się prośba (jedna, druga i kolejna) o Kraków. Aż nareszcie jest decyzja: KRAKÓW!I jeszcze jedna wiadomość: musimy szukać domu dla rodziny pięcioosobowej!Pierwsza koncepcja - kupujemy dom do zamieszkania, remontu lub wykończenia. Jesień upłynęła na poszukiwaniu domów na sprzedaż, ogłoszenia, gazety, internet, biura nieruchomości i wycieczki do Krakowa. Po oglądnięciu iluś tam domów (nie liczyliśmy) przyszło zniechęcenie - nie znajdziemy domu dla siebie! Najpierw odpadły te "do zamieszkania" (zbyt dużo zmian), potem "do remontu", wreszcie "do wykończenia". Czy my tak dużo chcemy?Wniosek był jeden: nie ma domów dla rodzin pięcioosobowych!W końcu postanowiliśmy:1. Budujemy.2. Nie na północny zachód od Krakowa, tylko na wschód. Południe niestety też odpadło, mimo pięknych widoków z okien (podglądam w dzienniku Agacki) z powodu uciążliwości codziennych dojazdów Andrzeja do Krakowa.Tymczasem nadeszła zima i koniec roku.ZimaAndrzej pracuje i mieszka w Krakowie, a my w Opolu. Pracuję "do końca", zresztą Wero zaczęła szkołę i w Opolu skończy pierwszą klasę.Andrzej po pracy szuka działek i domu do wynajęcia. Już wiemy, że nasze nowe miejsce będzie w Niepołomicach. Odnawiam znajomość sprzed lat - okazuje się, że znajomi też mają dwie córki i to w wieku podobnym do naszych.WiosnaPo Wielkanocy Andrzej zostaje w Opolu - wziął urlop. Ja codziennie dzielnie toczę się do pracy holując Wero do szkoły. Wreszcie nadchodzi "dzień zero" wyznaczony przez lekarkę. Małgoś okazuje się bardzo zdyscyplinowaną dziewczynką i przychodzi na świat nie tylko dokładnie w tym dniu, ale jeszcze prawie w południe. Przewaga kobiet w naszej rodzinie została ugruntowana, jest miażdżąca - 4:1!Niecałe dwa tygodnie później Andrzej wraca do Krakowa i coraz bardziej nerwowo szuka mieszkania w Niepołomicach do wynajęcia. Wreszcie jest! Pomogła nam niezwykle i bezinteresownie życzliwa pani, od której i tak nie kupimy działki.LatoPrzeprowadzka w połowie czerwca. Uczennica zostaje u babci, żeby dokończyć rok szkolny.Domek jest w stanie ..., no ale ten rok (najwyżej) jakoś wytrzymamy.Sprzątanie, rozpakowywanie, urządzanie się "na tymczasem" i zachwyt miasteczkiem - tu się będzie dobrze mieszkało!W czerwcu tego roku miną dwa lata mieszkania w tym tymczasowym lokum. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 21.04.2006 19:27 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Kwietnia 2006 SŁONECZKO NAD BUDOWĄDosłownie i w przenośni nam przyświeca!Stan stwierdzony dzisiaj wieczorem: ściany fundamentowe wylane, ocieplone styrodurem, zaizolowane folią (chyba to się nazywa folia kubełkowa), zasypane wewnątrz i na zewnątrz, sterczą jakieś rury w miejscach, w których w przyszłoście będzie zlew, i wszystkie łazienkowe ustrojstwa, zaszalowana dziura na ogrzewacz cwu (musi wejść pod pierwszy spocznik schodów, a ponieważ się tam nie zmieści, bo za nisko, potrzebne będzie zagłębienie).Jeszcze dzisiaj koło 14.30, kiedy podstawiałam samochód na agregat, widziałam z daleka, że ocieplają ściany styrodurem, a tu wieczorem taka niespodzianka! Nawet nie zdążyłam zdjęć wcześniejszego etapu porobić!Ekipa zasuwa aż szumi! Parę razy wpadałam na budowę niespodziewanie, nie, żeby kontrolować, tak mi po prostu wypadało, bo samochodu ostatnio używam nie tylko do transportowania agregatu, i nigdy nie zobaczyłam choćby jednego budowlańca siedzącego pod brzózką.Mamy tez spokój z instalacją wod. - kan. - wykonawca wskazany przez głównego wykonawcę wydaje się być fachowcem. W dodatku już pracował z naszymi budowlańcami i teraz sam się z nimi umawia co do terminów. Nie musimy tego koordynować. Pierwszy "fachowiec", z którym rozmawiałam kiedyś, na hasło "rury z polibutylenu" zrobił karpika i ... zniknął z naszego życiorysu. Ten sam nam zaproponował takie rury. Zrobi też podłogówkę, bardzo zainteresowały go pompy ciepła i współpraca podłogówki z nimi.Wieje optymizmem.Mimo wszystko wciąż jest coś do zrobienia, załatwienia, ustalenia, znalezienia itd. Pocztę mam zapchaną i nie otworzyłam nawet kartek świątecznych, bo nie mam kiedy.Wczoraj kupiliśmy okna! Umowa podpisana, kasa przelana, tylko po fakturę trzeba iść. To był mój prezent imieninowy! Fajny, no nie?No może wreszcie zmobilizuję się i powklejam trochę zdjęć... Mniej optymistycznie - Felusia pierwszy raz ucierpiała na naszej drodze. POD obiecał, że ją wyrówna, ale to takie obiecanki - cacanki. Ma facet swoją droga zdolności: ja przychodze go opieprzyć, a on jakoś tak kieruje rozmowę, że po godzinie gadamy już o czymś zupełnie innym. W dodatku nie można się od niego uwolnić, ja już wsiadam do samochodu, obiecuję dziecku, że juz jedziemy, a on nawija i nawija. A cały czas usiłuje mnie przekonać, że taki zarobiony jest, nie wie, w co ma ręce włożyć! Biedactwo!W poniedziałek kolejna odsłona batalii o drogę. Felusia naprawiona, ael niewiele brakowało i zamiast prostowania czegoś tam pod spodem, byłaby wymiana, a to podobno droga impreza (takie coś, co, jeżeli się skrzywi, to utrudnia wrzucanie biegów). Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 23.04.2006 13:27 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Kwietnia 2006 NIESPODZIEWAJKA W sobotę przyjechali goście, coby uczcić dwie okazje naraz, bo już u nas tak jest, że wiosna obfituje w okazje do czczenia. No to czcimy hurtem - w kwietniu dwie, w maju pięć rodzinnych i jedną ogólnie obowiązującą (czasem te majowe rozbijamy na dwie imprezy). I mamy luz do jesieni, kiedy to zaczyna się drugi maraton imprezowy. Jedynie pierworodna się wyindywidualizowała i czcimy ją zimą, ale za to niedługo po świętach. To taka drobna dygresja była, a teraz wracamy do spraw właściwych na tym forum. Oczywiście zapędziliśmy gości na budowę, żeby nasze fundamenty popodziwiali trochę (spróbowaliby nie podziwiać!). Idziemy sobie i juz z daleka widzimy, że coś się zmieniło! Ale kiedy się zmieniło, skoro w piątek wieczorem byliśmy i uwieczniliśmy? No musi, że w sobotę rano się zmieniło. Całe szczęście, że zdążyliśmy to sfotografować w piątek! Z daleka nie można było nie zauważyć uroczej wiechy sterczącej z szalunku na dziurę pod ogrzewacz cwu lub pompę (wciąż nie wiemy!). Panowie się postarali, bo wiecha była artystyczna. Z bliska zobaczyliśmy, że płyta już jest wylana, rury wod - kan sterczą, a miejsce na doprowadzenie powietrza do kominka wygrzebane i czeka na rurę (czemu jeszcze jej nie ma?). Wpadliśmy w lekką panikę, bo jeszcze nie wszystko mamy wybrane, dogadane, zamówione lub kupione, a tu wygląda na to, że musimy przyspieszyć te działania, bo za budowlańcami nie nadążymy! To do roboty! Mamy też zgryza - wiecha sugeruje chyba, że należy jakoś ją uczcić. Do tej pory słyszałam tylko o wiechach na dachu, więc co robi ta na stanie zero? Ani chybi jakaś sugestia! A my oboje jacyś niewykształceni w tej dziedzinie, nieobyci i nie wiemy co?, komu?, kiedy?, ile? Może poproszę czytających doświadczonych o radę? PROSZĘ, pomóżcie! Mamy trochę czasu, bo chyba jutro nic się nie będzie działo na budowie. Tak twierdził WW, bo do KB nie mogliśmy się dodzwonić. W każdym bądź razie jutro się na budowę nie wybieram z agregatem, bo Andrzej zabiera Felusię i jedzie do WW podpisywać umowę na kolejny etap. Odpoczniemy od siebie - ja od auta, a auto ode mnie. A wyobraźcie sobie, że goście (dokładnie jedna osoba) śmieli się nie zachwycić! DOM JEST ZA MAŁY! I jak tu wytłumaczyć, że te 150 czy 180 m2 to duuuużo więcej, niż mamy teraz i duuuuużo duuuuużo więcej, niż mieliśmy w Opolu? Zabawne, bo ja wciąż nie wiem, ile właściwie m2 ma ten nasz budowany dom! No bo jak to liczyć? Z garażem, czy bez? Ze schodami, przedsionkiem, pomieszczeniem gospodarczym i spiżarką, czy bez? Pod skosami na poddaszu po podłodze, czy z odliczaniem skosów? Na szczęście po "przespaniu sprawy" przez tąż osobę, uzyskaliśmy rozgrzeszenie - "to się chyba tylko tak wydaje, że taki mały." Uffff, ulżyło! A swoją drogą, to nam też się tak wydaje! Czy to normalne, panie doktorze? Żeby było śmieszniej, wciąż nie mamy kredytu. Okazało się, że miły pan z Ekspandera nie wiedział wszystkiego, co wiedzieć powinien i zapomniał o kilku istotnych dokumentach. Czekaliśmy zadowoleni, że załatwianie mamy z głowy, tymczasem bank zaczął się upominać o to i o owo. Kompletujemy kolejne papierki, skanujemy i wysyłamy, a tymczasem nasz bank - widocznie zazdrosny, że nie u nich wzięliśmy kredyt, "zapomniał", że miał nam dostarczyć w zeszłym tygodniu chwalebną opinię na nasz temat. Najpierw kazali zamawiać tąże telefonicznie, a teraz twierdzą, że nie mają śladu naszego zamówienia! Oj, chyba się pogniewamy! Pani z banku udzielającego kredytu pili, a my poganiamy nasz bank. W sobotę wpadł do nas jeszcze pan od wod - kan, żeby zainkasować należność za te sterczące rurki i dogadać się co do dalszych prac. Nawet spokojnie przyjął, że przesunęliśmy trochę ściankę łązienki na górze i kosztem pokoju córki (jeszcze nie wiemy, której) powiększyliśmy ich łazienkę, żeby wrzucić im tam pralkę - a co? W końcu to głównie one zapewniają pralce robotę! No to niech się pan teraz gimnastykuje! Jedną decyzję przy okaji podjęliśmy - jednak podłogówka nie u niego. Może byłoby i taniej, ale troche nas odstraszyło to, że on "robi na oko" nie projektując i nie wyliczając niczego. To my dziękujemy! Pan może i wod - kan umie zrobić, ale podłogówki to niech się uczy u kogoś innego. tak sobie piszę i piszę i wciąż mi do głowy przychodzi, co musimy w najbliższych dniach załatwić, ustalić, wybrać, zadecydować. To ja już może skończę i sobie to wszystko spiszę... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 28.04.2006 19:16 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2006 W GÓRĘ!Oj, dawno mnie tu nie było! Ale już się poprawiam.W poniedziałek nic się nie działo na budowie. Beton krzepł spokojnie w promieniach wiosennego słoneczka, skropiony wiosennym deszczykiem. Ww wtorek przyjechały materiały budowlane, które odbierał ktoś z firmy. W środę wybuchła bomba! No może w końcu okazało się, że to mała bombka, ale trochę nerwów nas to kosztowało (i zapewne nie tylko nas). Ale po kolei.Środa rano. Moje plany - pojeździć po okolicy rozwożąc starannie opracowane cv z nieuzasadnioną nadzieją, że to przyniesie jakiś efekt w postaci pracy. (Tak, zrobiłam się taka odważna, że nawet wypuszczam się autem w nieznane mi rejony! Przepraszam wszystkich spieszących się, ale w terenie zabudowanym nie przekraczam 55 km/h i często ciągnie się za mną sznurek kilku aut. W niezabudowanym nawet używam piątki! Ale nie łudźmy się - oszałamiających prędkości to ja i tam nie rozwijam.) Rano rozwożę dzieci do placówek oświatowych i już mam ruszać, gdy dostaję telefon - koniecznie zdobyć informacje na temat szerokości bramy garażowej i drzwi wejściowych a następnie przekazać to budowlańcom. Ruszam więc do firmy handlującej bramami garażowymi. Już na parkingu odbieram telefon od KB, że potrzebują agregatu. JUŻ! OK, jest tylko jeden drobny problem (no może nie taki drobny) - agregat stoi na podłodze w garażu i sam nie wskoczy do bagażnika, a waży to cudeńko - bagatelka- 90 kg. Już zdarzało mi się pomagać w ładowaniu i wyjmowaniu go z Felusi. Wsteczny i na budowę po dwóch panów, którzy załadują agregat do bagażnika. Potem stresująca podróż pod dom (nie lubię, gdy ktoś obserwuje moje poczynania za kierownicą) i z powrotem na budowę. po drodze spotkanie z KB, któremu dałam od razu przypadkiem wożoną w aucie ulotkę z szerokościa otworu na drzwi. Zaskoczył mnie, bo na widok reklamówki Gerdy skrzywił się i skomentował "takie badziewie będzie pani kupowała?". "To cóż on za firmy poleca" zastanowiłam się, ale natychmiast dowiedziałam się, co nie jest "badziewiem": "Zamówiłaby pani sobie porządne drewniane drzwi u stolarza!" To ja dziękuję, pozostanę przy gerdzie (chociaż właśnie dzisiaj okazało się, że nie jest to takie pewne, bo Andrzej znalazł bardziej interesujące oferty - mam nadzieję, że otwory będą takie same). Już można ustalać te wielkości otworów - jadę do sprzedawców naszych okien. Odbieram fakturę za okna, biorę ulotkę z wymiarami otworu pod drzwi (w zamian za tę oddaną KB) i, na wszelki wypadek, jeszcze jedną z wymiarami naszych okien (jedna juz dawaliśmy WW, ale nie wiem, jak tam z przepływem informacji). Instrukcję wykonania otworu do drzwi balkonowych z progiem win - step każę sobie zapisać, bo już nie ufam swojej przeciążonej pamięci. Potem powrót do firmy zajmującej się tylko bramami. Bardzo miły pan, który sprawił na mnie wrażenie skłonnego do ugody w sprawie ceny, potwierdził to, co usłyszałam chwilę wcześniej - bramę robi sie pod wymiar otworu. Sugerował 2,20 m, ale Andrzej wcześniej wspominał coś o 2,40m i ta propozycja wydała mi się kusząca, skoro ja mam kiedyś odważyć się wjechac do garażu.Powrót na budowę, żeby podzielić się z budowlańcami zdobytą wiedzą. Panowie odpoczywają albo czekają na coś. Nie wnikam i jadę realizować wcześniej założone plany, chociaż zaniepokoiło mnie coś w wyglądzie bloczków silikatowych.Po południu odbywamy tradycyjną wizytę na budowie. Moje podejrzenia potwierdzają się - to nie jest silka! I co teraz???Gwoli wyjaśnienia:Znależliśmy najkorzystniejszą ofertę na silkę i przekazaliśmy ją WW. Zgodnie z umową on sprawdził w zaprzyjaźnionym składzie ich ofertę i zadzwonił do Andrzeja (on jest od kontaktów telefonicznych), że jest korzystniejsza. Andrzej zapytał się, czy jest to SILKA i został zapewniony, że tak. Decyzja była oczywista - firma kupuje.Tymczasem bloczki, z których zbudowano już pierwszą warstwę są mniejsze niż silka i nie na pióro - wpust, tylko proste. I co z tym fantem? Po przeliczeniach wychodzi, że te silikaty sa droższe i to o ponad 2 zł na m2 od silki. Wprawdzie pojedynczy bloczek jest tańszy, ale mniejszy (zamiast 15 na m2, potrzeba ich 17) i w dodatku kleju też wyjdzie więcej, bo potrzebne są pionowe spoiny. Po długich naradach (pamiętajcie, że WW jest WW, a nie zwykłym W) decyzja - dzwonimy. Podejrzewamy, że to hurtownia zrobiła ich w bambuko, albo KB (to on tam był i załatwiał zakup) nie upewnił się, czy to silka, czy silikat. Na szczęście, mimo późnej pory WW nie śpi, więc możemy dzwonić. Dzięki temu telefonowi możemy spać spokojnie. Okazało się, że rzeczywiście zaiwnił albo KB albo ktoś z hurtowni (nie wiemy). Jednak my na tym nie stracimy i tak wyjdzie nam taniej niż z silki. A to dlatego, że WW, będąc przekonanym, że kupuje silkę, w umowie przyjął cenę m2 mnożąć cenę bloczka (tańszego) przez 15, a nie przez 17. Czyli my jesteśmy do przodu, ale ktoś niewątpliwie ma w plecy... Kto?Coś jednak w tej hurtowni musieli załatwiać, bo dzisiaj przypadkiem podczas popołudniowej "inspekcji" widzieliśmy odbiór drugiej partii materiałów. Już wiemy, że są to silikaty z Kluczy. Tym razem jednak przyjechały bloczki na pióro - wpust.A ściany rosną. Już sięgają pod okna, a w niektórych miejscach nawet trochę ponad. Pochodziliśmy sobie po domu, bo dałam budowlańcom kłódkę i wreszcie też możemy sobie wejść na budowę (wcześniej była ich kłódka i nie mieliśmy klucza).A! I jeszcze jeden zaskakujący efekt tej historii - KB zaczął mnie słuchać (tak w sensie słuchania, a nie posłuszeństwa). Do tej pory traktował mnie jak blondynkę (nie uwłaczając blondynkom!) i miałam wrażenie, że nie bardzo mnie zauważa. A dzień po tej historii rozmawiał ze mną i SŁUCHAŁ, co mówię. I jeszcze jedno - na podlewanie wiechy panowie dostali 0,75 Poloneza i wyglądali na zadowolonych. Chociaż to nie im się należało, bo ekipa częściowo się zmieniła (z poprzednich 4 został tylko 1 i doszło 2 nowych). Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 28.04.2006 19:32 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2006 FINANSE Na razie idzie prawie zgodnie z planem (ale to jeszcze nie powód do fanfar, bo schody zaczną się później). Jesteśmy w plecy 1000 zł wydane na drogę !!! Na oknach 3000 do przodu w porównaniu z założeniami, a okna mamy "full wypas". Faktury od firmy prawie dokładnie zgodne z założeniami (małe zapasy dla nas). I oby tak dalej! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 28.04.2006 20:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2006 Kilka dawno obiecanych zdjęć:http://img221.imageshack.us/img221/3963/drogado9yi.jpgPoezja, czyli nasza droga DROGA prowadząca na działkę (to ten kawałek ziemi na końcu drogi i na prawo od niej, z brzózkami).http://img221.imageshack.us/img221/9740/drogaod5ad.jpgA taki widok towarzyszy wyjeżdżającym od nas. http://img217.imageshack.us/img217/6362/wykop7az.jpgEfekt poczynań geodety i operatora koparki. (Geodeta nadal nie może skontaktować się z KB!).http://img217.imageshack.us/img217/4779/szalunkiaw5tg.jpghttp://img221.imageshack.us/img221/1804/szalunkiawii6zk.jpgZaszalowane ławy fundamentowe (zresztą, po co ja to piszę - tutaj każdy umie to rozponać na pierwszy rzut oka).http://img221.imageshack.us/img221/1197/zalaneawy3ua.jpgZalane ławy (j.w.).http://img221.imageshack.us/img221/6199/cianyfundamentowe9ry.jpgŚciany fundamentowe. Ciąg dalszy fotoreportażu jeszcze w aparacie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 30.04.2006 17:57 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Kwietnia 2006 W OCZEKIWANIU NA KREDYTWklejam z innego wątku. To w końcu też "kawałek" naszego budowania:Mamy dwa konta w mBanku. Dotychczas nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń co do ich usług. Bank też nie miał powodu być niezadowolonym z nas jako klientów. Co miesiąc na konto wpływała pewna sumka, co miesiąc trochę zostawało i zasoby rosły pomalutku. Nie robiliśmy debetów, nie mieliśmy zadnych specjalnych życzeń, nie zawracaliśmy im niczym głowy, byliśmy wzorowymi klientami, z których mieli czysty zysk. Do czasu. Podpadliśmy niedawno. Otóż śmieliśmy wziąć kredyt na budowę w innym banku. "Nasz" mBank dowiedział się o tym, gdy bank udzielający kredytu zażyczył sobie opinii na nasz temat od banku prowadzącego nasze konto. Oczywiście zwróciliśmy się o to do mBanku najpierw drogą elektroniczną. Otrzymaliśmy odpowiedź, że takie sprawy należy załatwiać telefonicznie, więc mąż wykonał odpowiedni telefon i dowiedział się, że opinia zostanie wystawiona po 6 dniach roboczych i kosztować będzie 20 zł. Po upływie tego czasu (a nawet kilku dni więcej) mąż zadzwonił ponownie i dowiedział się, że nikt nic nie wie! W banku nie ma śladu po naszym zamówieniu opinii, bo ... była ona zamawiana telefonicznie! (Przypominam, że inaczej nie chcieli tego zamówienia przyjąć). To jest tym ciekawsze, że wszystkie rozmowy są nagrywane! Pani rozmawiająca z mężem nie wiedziała, dlaczego opinia nie została przygotowana. Poinformowała go tylko, że powinna zostać przygotowana w ciągu 6 dni, a następnie wysłana listem poleconym. Przed wysłaniem jej, bank potrąci z naszego konta należne 20 zł. Sprawdziła od razu, że ta kwota nie została potrącona. W odpowiedzi na nasz list (e-mail) napisano, że rzeczywiście taka opinia powinna być wystawiona w ciągu 6 dni roboczych (do dnia 20.04.) i natychmiast po tym terminie wysłana. Oznacza to, że list polecony wysłany przez wzorowy bank wędruje do nas już ponad tydzień. Ciekawe tylko, że cztery dni temu pani rozmawiająca przez telefon twierdziła, że niczego nie wysłano. Od tego czasu prowadzimy ożywioną korespondencję z mBankiem drogą elektroniczną. Czasami odpowiadają nam na reklamacje, a czasami piszą, że na reklamacje wysłane drogą elektroniczną nie odpowiedzą. Od czego to zależy? Nie wiadomo. Właśnie przed chwilą przeczytalismy kolejny list z informacją, że, jeżeli chcemy coś reklamować, to mamy zadzwonić. Szkoda, że musimy zmienić bank, bo do tej pory byliśmy zadowoleni, ale po tych przebojach już nie możemy korzystać z ich usług. I ciąg dalszy:Po kolejnym (przyznaję bez wstydu - niezbyt miłym) e-mailu od nas mBank odpowiedział ludzkim głosem co następuje: opinia została opracowana i wysłana "listem zwykłym", więc prędzej czy później do nas dotrze. Pozostaje nam tylko czekać cierpliwie. Ciekawa jestem tylko, jaka będzie data nadania listu na stemplu pocztowym, o czym nie omieszkam poinformować. A swoją drogą zaczynamy szukać innego banku (niestety, bo bardzo nie lubię się uczyć nowych PINów i innych takich). I ciąg dalszy ciągu dalszego:Przed chwilą otworzyłam jeszcze dwa kolejne listy od mBanku. O ile pierwszy był suchą informacją, że opinia została wysłana, a my mamy siedziec cicho, nie narzekać i czekać, o tyle dwie następne zaczynały się od przeprosin. Ciekawe, że każda była napisana przez inną panią, tak, jakby żadna nie wiedziała, że ktoś już odpowiadał. Pierwszy raz w całej tej historii ktoś nas za coś przeprosił, zamiast opierniczać, że się czepiamy i to w dodatku w niewłaściwej formie.Jeżeli jeszcze ten list wreszcie przyjdzie, to ja się jeszcze może zastanowię... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 30.04.2006 18:21 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Kwietnia 2006 I CO? KUPILIŚMY TEN DACH?Właściwie, to nasze dzieci budują z nami. Z konieczności prawie wszędzie zabieramy je ze sobą, więc towarzyszą nam w poszukiwaniach różnych ważnych rzeczy, roznoszą kolejne salony sprzedaży, hurtownie i siedziby producentów lub dystrybutorów, podczas gdy uśmiechnięci (mniej lub bardziej szczerze) pracownicy opowiadają coraz bardziej nerwowo o zaletach sprzedawanych wyrobów. Dzisiaj odbyła się wycieczka w poszukiwaniu dachu. Odwiedziliśmy znajomych Górali, którzy robią więźbę dachową. Tam mogły na szczęście poszaleć ze znanymi im już dziećmi i naszą psicą wkół domu. Póżniej jeszcze po drodze wpadliśmy do poleconego speca od stawiania dachów, a na koniec wycieczki sprawdziliśmy, jak dojechać do Agacki. Widoków niestety nie obejrzeliśmy, bo pogoda nie dopisywała.A na koniec, już po powrocie Madzia zapytała: "I co? Kupiliśmy ten dach?" Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 30.04.2006 19:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Kwietnia 2006 W ANTRAKCIE HISTORII CIĄG DALSZYPo jakim - takim urządzeniu się (przecież to tylko na rok, może nawet mniej) zaczęliśmy juz razem szukać działki. Mieliśmy już jedną "zaklepaną": niedrogą, na górce, z pięknym widokiem na puszczę i Pogórze Wielickie i, prawdopodobnie, z urodziwą pokaźną brzozą w granicach. Działka miała dwie wady: była trochę daleko jak na piesze spacery kilka razy dziennie do centrum (chociaż jeszcze nie aż tak daleko, żeby to nie było możliwe) i nie była jeszcze wydzielona. Co do pieszych spacerów, to przypominam, że wtedy jeszcze, mimo posiadania prawka jazdy już od wielu lat, nie byłam kierowcą, a to właśnie ja zajmuję się odprowadzanie, przyprowadzaniem (szkoła, przedszkole, angielski, kiedyś tańce, teraz karate) i zakupami, więc trochę mnie to zniechęcało.Druga wada tejże działki była bolączką większości właścicieli i potencjalnych kupców - chętnych na kupno nie brakowało, działek na sprzedaż też, ale miały powierzchnię np. półtorej hektara. Kogo na to stać? Nas niestety nie! Więc wszyscy czekali pokornie na uchwalenie planu zagospodarowania, który miał być uchwalony ... (tu padały coraz to nowe informacje na temat spodziewanego terminu zatwierdzenia planu). Bez tego dzielić nie było wolno.W efekcie nieliczne wydzielone działki osiągały ceny niebotyczne, chyba, że znajdowały się na obrzeżach Niepołomic.Szukaliśmy, pytaliśmy, chodziliśmy, aż w końcu zdarzył się cud!Pewnego dnia wędrowaliśmy znowu od domu do domu z kartką w ręce. Większość podanych nam adresów była niektualna (działki już zmieniły właściciela). Jeden z właścicieli wprawdzie miał działkę na sprzedaż, ale cena nam się nie podobała (dojazd do działki zresztą też). Na koniec został nam ostatni adres. Poszliśmy tam i ...Pani miała jeszcze jedną działkę do sprzedania. Wprawdzie od razu zaznaczyła, że nie planowała sprzedaży już teraz, ale ostatecznie może (to nam odebrało wszelkie argumenty w dyskusji na temat ceny), Zaznaczyła od razu, że taniej niż za ... nie sprzeda. Zachowaliśmy twarze pokerzystów, ale po wyjściu, kiedy byliśmy pewni, że już nas nie widzi, odtańczyliśmy jakis indiański taniec zwycięstwa - nie mogliśmy się spodziewać lepszej ceny za działkę w tym miejscu!Oczywiście natychmiast wybraliśmy się na spacer, żeby oglądnąć działkę. Jest w połowie szerokości porośnięta brzózkami (około ośmioletnimi), leży też dosyć wysoko, widok na puszczę (ok. 400 m) i Pogórze Wielickie, wymiary 20 na 50 m (regularna), do Rynku niecały kilometr. Droga (zaplanowana i należąca do gminy) wzdłuż południowej krawędzi działki, co w opinii większości jest wadą, ale nam nie przeszkadza (taras będzie od północnego zachodu).Następnym krokiem była wizyta w Ratuszu i tu spotkała nas przykra niespodzianka - działka w całości leży w strefie ochronnej planowanego (rozbudowa) cmentarza! Ręce mi opadły! Pobiegliśmy z tą rewelacją do właścicielki, która twierdziła, że tylko część działki znajdzie się w tej strefie, zostawiając jeszcze 20 na 20 m działki budowlanej. To, co działo sie później w Ratuszu, możemy tylko sobie wyobrazić (właścicielka działki wyglądała na krewka osobę). Tak czy inaczej, następnego dnia (po telefonie od właścicielki), ponownie odwiedziliśmy Ratusz. Już po przekroczeniu progu odpowiedniego pokoju, zanim otworzyliśmy usta, urzędniczka (ta sama, co dzień wcześniej), wyciągnęła odpowiedni plan i zapewniała, że jest tak, jak mówiła nam właścicielka działki. Po uzyskaiu wszelakich zapewnień, że tak jest i będzie, zaczęliśmy załatwiać formalności. Prawie w przeddzień wyjazdu właścicielki działki za granicę, zawarliśmy umowę przedwstępną w obliczu bardzo oficjalnej i nadętej pani notariusz (za taaaaką kasę to ja bym też odstawiała niezłe przedstawienie). Oczywiście ARSP (chyba taki jest skrót?) nie skorzystała z prawa pierwokupu i w końcu staliśmy się posiadaczami ziemskimi. Ta działka była nam przeznaczona, ona po prostu na nas czekała!1. Trafiliśmy do właścicielki, gdy była w Polsce, chociaż mieszka za granicą. Trafiliśmy do niej niedługo przed jej wyjazdem z powrotem!2. Dzień po tym, kiedy ostatecznie potwierdziliśmy chęć kupna tej działki, przyszli do właścicielki inni chętni na jej zakup. Rozpoczęte już dużo wcześniej projektowanie domu nabrało tempa i rumieńców. Nareszcie planowaliśmy dom na konkretnej działce, która miała konkretne rozmiary i strony świata.Powstawanie tego projektu to już odrębna historia. Projektantem jest mój ojciec - nie miał z nami łatwego życia, ale w końcu projekt szczęśliwie powstał.Wcześniej wystąpiliśmy o DWZ. Oczywiście nie mogliśmy jej dostać. Działkę trzeba by odrolnić (mimo że w projekcie planu leżała na terenach przeznaczonych pod budownictwo jednorodzinne). Nie ma sąsiedztwa, które wyznaczałoby linię zabudowy. I jakieś tam inne warunki tez nie były spełnione.Poradzono nam, żebyśmy poczekali na plan zagospodarowania, który "wejdzie niedługo"."Niedługo"... każdy, kto miał do czynienia z urzędami wie, co to mogło znaczyć.CDN w jakimś kolejnym antrakcie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 14.05.2006 20:52 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Maja 2006 SAMOKRYTYKAWiem, wiem - obijam się. Budowa postępuje, a ja nie odzywam się. Może jeszcze dzisiaj wkleję obiecane zdjęcia. Tymczasem pochwalę się porównianiem kosztów pokrycia naszego dachu różnymi dachówkami. Zdecydowaliśmy się na "karo" z Uniprodka. Kolor antracytowy oczywiście.Oto wycena pokrycia naszego dachu różnymi dachówkami. Wartość brutto razem-całość Produkt FIRMA Materiał Ciężar-waga w tonach(tylko dachówka) 5 487,92 Dachówka celtycka kolor: ciemno czerwony BRAAS cement 7,31 5 562,22 Dachówka celtycka i grecka kolor: ceglany, czarny , brązowy BRAAS cement 7,65 5 626,62 Dachówka podwójna S i podwójna Rzymska kolor: czerwień naturalna IBF cement 7,14 5 721,08 Dachówka płaska KARO gładka do krycia francuskiego kolory:antracyt, czerwień ciemna,ceglasty,ciemny brąz UNIPRODEK wł-cement 2,21 5 807,31 Dachówka podwójne S kolor :ceglany,czarny,brąz BRAAS cement 7,31 5 821,27 Dachówka Ekstra kolor:czerwień klasyczna,ciemno brązowy,ciemno szary EURONIT cement 7,65 5 917,09 Dachówka Profil S kolor: czerwień klasyczna,ciemno brązowy,ciemno szary EURONIT cement 7,65 6 039,38 Dachówka płaska PROSTOKĄT PEŁNY ZN kolory:antracyt, czerwień ciemna,ceglasty,ciemny brąz UNIPRODEK wł-cement 3,23 6 126,71 Dachówka romańska kolory: ceglany, grafitowy, kasztanowy BRAAS cement 7,31 6 324,36 Dachówka płaska PROSTOKĄT B2N kolory:antracyt, czerwień ciemna,ceglasty,ciemny brąz UNIPRODEK wł-cement 3,15 6 771,06 Dachówka średzka falista standard kolor: miedziana RŐBEN ceramika 8,21 7 131,34 Dachówka średzka falista Plus kolor: miedziany RŐBEN ceramika 8,21 7 136,28 Dachówka zakładkowa Renesansowa L15 i Marsylka:czerwień naturalna KORAMIC ceramika 7,86 7 194,68 Dachówka Verona kolor:czerwień klasyczna, ciemno czerwony, ciemno szary EURONIT cement 7,65 7 235,30 Zakładkowa Esówka-holenderka czerwień naturalna KORAMIC ceramika 8,16 7 288,45 Dachówka Sirius kolor: ceglany RUPPCERAMIKA ceramika 7,46 7 402,79 Średzka falista Czerwień naturalna standard RŐBEN ceramika 8,21 7 491,09 Sirius Miedziany RUPPCERAMIKA ceramika 7,46 7 560,13 Dachówka płaska KARPIÓWKA kolory:antracyt, czerwień ciemna,ceglasty,ciemny brąz UNIPRODEK wł-cement 3,20 7 860,23 Mars Ceglasty, Miedziany RUPPCERAMIKA ceramika 9,61 8 184,13 Średzka falista Brązowa i Antracytowa standard RŐBEN ceramika 8,21 8 207,53 Dachówka zakładkowa Renesansowa L15 i Marsylka angoby: czerwona,antracyt,grafit, brązowa KORAMIC ceramika 7,86 8 321,62 Płytka płaska do krycia francuskiego gładka Euronit EURONIT włókno-cement 2,26 8 321,64 Zakładkowa Esówka-holenderka angoba: rustykalna KORAMIC ceramika 8,16 8 465,56 Sirius Antracyt , Brąz RUPPCERAMIKA ceramika 7,46 8 542,44 Średzka falista Plus Antracyt RŐBEN ceramika 8,21 8 549,86 Średzka falista standard :Rustykalna , jesienny liść, kasztan RŐBEN ceramika 8,21 8 901,63 Średzka falista Plus Kasztan RŐBEN ceramika 8,21 8 998,72 Średzka falista standard :Czarnobrązowa, czarna RŐBEN ceramika 8,21 9 042,69 DACHÓWKA KARPIÓWKA STANDARDOWA DK-18 O POWIERZCHNI PRĄŻKOWANEJ I GŁADKIEJ 380x180x11 Czerwona JOPEK 1 ceramika 9,18 9 071,87 Zakładkowa E32 Holenderka płaska czerwień naturalna KORAMIC ceramika 7,94 9 131,98 Sirius Kasztan RUPPCERAMIKA ceramika 7,46 9 278,79 Dachówka zakładkowa Renesansowa L15 i Marsylka angoby szlachetne: ceglasta i czarna KORAMIC ceramika 7,86 9 350,62 Średzka falista Plus :Czarnobrązowy i czarny RŐBEN ceramika 8,21 9 397,08 Karpiówka Żłobkowana krótka : czerwień naturalna KORAMIC ceramika 10,17 9 803,66 Zakładkowa Romańska L25 czerwień naturalna KORAMIC ceramika 8,38 9 895,58 Tegalit płaska:ceglany, brązowy,grafitowy BRAAS cement 7,31 9 899,21 Dachówka płaska włóknocementowa EURONIT 30 x 30 cm bogensznyt EURONIT włókno-cement 2,13 9 904,85 Zakładkowa Alegra czerwień naturalna KORAMIC ceramika 8,57 10 143,70 Karpiówka: półokrągła, segmentowa, prosta: czerwień naturalna KORAMIC ceramika 11,02 10 144,18 Zakładkowa E80 Suwakowa czerwień naturalna KORAMIC ceramika 10,20 10 159,41 Karpiówka Żłobkowana długa: czerwień naturalna KORAMIC ceramika 10,00 10 189,43 DACHÓWKA KARPIÓWKA DK-15,5 O POWIERZCHNI PRĄŻKOWANEJ 380x155x11 Czerwień natural. JOPEK 2 ceramika 9,18 10 318,72 Karpiówka Żłobkowana krótka angoby: czerwona, miedziana, brązowa KORAMIC ceramika 10,17 10 426,92 Zakładkowa E32 Holenderka płaska czerwona angoba KORAMIC ceramika 7,94 10 723,07 Zakładkowa Holenderka czerwień naturalna KORAMIC ceramika 7,57 10 952,94 Opal Czerwony naturalny(Karpiówka) RUPPCERAMIKA ceramika 11,02 11 094,54 Achat Antracyt RUPPCERAMIKA ceramika 7,80 11 158,07 Karpiówka: półokrągła, segmentowa, prosta: angoby: czerwona, miedziana, brązowa KORAMIC ceramika 11,02 11 197,34 Karpiówka Żłobkowana długa angoby: czerwona, miedziana, brązowa KORAMIC ceramika 10,00 11 299,65 Zakładkowa Romańska L25 angoby: rustykalna KORAMIC ceramika 8,38 11 300,58 Karpiówka Żłobkowana krótka angoby: zielona, antracytowa KORAMIC ceramika 10,17 11 324,04 DACHÓWKA KARPIÓWKA DK-15,5 O POWIERZCHNI PRĄŻKOWANEJ 380x155x11 Grafit JOPEK 2 ceramika 9,18 11 593,15 Rubin Kasztanowy, tekowy RUPPCERAMIKA ceramika 6,58 11 638,55 Dachówka płaska włóknocementowa STRUKTONIT 30x30cm bogensznyt EURONIT włókno-cement 2,13 11 680,69 Zakładkowa E80 Suwakowa czerwona angoba KORAMIC ceramika 10,20 11 781,97 Zakładkowa E32 Holenderka płaska angoby: szara, czarna, czerwona,zabytkowa, szlachetna kasztanowa KORAMIC ceramika 7,94 11 872,75 Opal Miedziany (Karpiówka) RUPPCERAMIKA ceramika 11,02 12 003,12 DACHÓWKA KARPIÓWKA STANDARDOWA DK-18 O POWIERZCHNI PRĄŻKOWANEJ I GŁADKIEJ 380x180x11 Grafit JOPEK 1 ceramika 9,18 12 172,44 Karpiówka: półokrągła, segmentowa, prostaKarpiówka: półokrągła, segmentowa, prosta: angoby: zielona, antracytowa KORAMIC ceramika 11,02 12 217,94 Rubin Czarno-brylantowy, sosnowy RUPPCERAMIKA ceramika 6,58 12 235,28 Karpiówka Żłobkowana długa angoby: zielona, antracytowa KORAMIC ceramika 10,00 12 333,61 Zakładkowa Holenderka angoby: rustykalna, amarantowa,czerwona, czarna KORAMIC ceramika 7,57 12 483,53 Achat: Czarno-brylantowy, Kasztanowy RUPPCERAMIKA ceramika 7,80 12 832,65 Dachówka zakładkowa Renesansowa L15 glazura zielona, niebieska, miodowa, wiśniowa KORAMIC ceramika 7,86 12 873,33 Zakładkowa Alegra angoby szlachetne: ceglasta i czarna KORAMIC ceramika 8,57 13 194,30 Zakładkowa E80 Suwakowa angoby: czerwona zabytkowa,czarna, czarna zabytkowa KORAMIC ceramika 10,20 13 194,30 Zakładkowa E80 Suwakowa angoby: szlachetna kasztanowa,grafitowa KORAMIC ceramika 10,20 13 204,08 Karpiówka Żłobkowana krótka angoby szlachetne: ceglasta KORAMIC ceramika 10,17 13 607,81 Zakładkowa E32 Holenderka płaska angoby: szlachetna orzechowa,grafitowa, czarna KORAMIC ceramika 7,94 14 201,18 Karpiówka: półokrągła, segmentowa, prosta: angoby szlachetne: ceglasta KORAMIC ceramika 11,02 14 256,16 Karpiówka Żłobkowana długa angoby szlachetne: ceglasta KORAMIC ceramika 10,00 14 490,37 DACHÓWKA KARPIÓWKA WIEŻYCZKOWA 240x90x11 DK 18 Wż Czerwona JOPEK 1 ceramika 9,18 14 587,62 Opal Antracyt i Brąz (Karpiówka) RUPPCERAMIKA ceramika 11,02 14 625,91 Karpiówka Wieżowa: czerwień naturalna KORAMIC ceramika 10,20 14 740,42 Karpiówka Sześciokątna , Gotycka i Łukowa: czerwień naturalna KORAMIC ceramika 11,02 15 400,33 DACHÓWKA KARPIÓWKA WIEŻYCZKOWA 380x90x11 DK 18 Wż Czerwona JOPEK 1 ceramika 9,18 15 830,43 Smaragd Czarno-brylantowy,kasztanowy,tekowy RUPPCERAMIKA ceramika 8,11 15 969,01 Karpiówka Żłobkowana krótka glazury: zielona, niebieska, brązowa, czarna KORAMIC ceramika 10,17 16 088,50 Karpiówka Wieżowa: angoby: czerwona, miedziana, brązowa KORAMIC ceramika 10,20 16 214,46 Karpiówka Sześciokątna , Gotycka i Łukowa: angoby: czerwona, miedziana, brązowa KORAMIC ceramika 11,02 17 165,23 Zakładkowa Holenderka angoby szlachetne:wiśniowa, czarna KORAMIC ceramika 7,57 17 165,23 Zakładkowa Holenderka glazury: czarna, wiśniowa KORAMIC ceramika 7,57 17 197,17 Karpiówka: półokrągła, segmentowa, prosta: glazury: zielona, niebieska, brązowa, czarna KORAMIC ceramika 11,02 17 314,98 Karpiówka Żłobkowana długa glazury: zielona, niebieska, brązowa, czarna KORAMIC ceramika 10,00 17 324,62 Zakładkowa Mnich-Mniszka czerwień naturalna KORAMIC ceramika 9,95 17 551,09 Karpiówka Wieżowa: angoby: zielona, antracytowa KORAMIC ceramika 10,20 17 688,50 Karpiówka Sześciokątna , Gotycka i Łukowa: angoby: zielona, antracytowa KORAMIC ceramika 11,02 17 729,70 Zakładkowa Alegra glazura:czarna KORAMIC ceramika 8,57 18 056,35 Smaragd Czarno-Brylant,Kasztan,Tekowy RUPPCERAMIKA ceramika 8,11 18 967,48 Opal Czarno-Brylant,Kasztanowy,Sosnowy, Tekowy(Karpiówka) RUPPCERAMIKA ceramika 11,02 20 476,28 Karpiówka Wieżowa: angoby szlachetne: ceglasta KORAMIC ceramika 10,20 20 636,59 Karpiówka Sześciokątna , Gotycka i Łukowa: angoby szlachetne: ceglasta KORAMIC ceramika 11,02 22 510,22 Zakładkowa Mnich-Mniszka angoba: rustykalna KORAMIC ceramika 9,95 24 785,51 Karpiówka Wieżowa: glazury: zielona, niebieska, brązowa, czarna KORAMIC ceramika 10,20 24 980,17 Karpiówka Sześciokątna , Gotycka i Łukowa: glazury: zielona, niebieska, brązowa, czarna KORAMIC ceramika 11,02 _________________ Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 17.05.2006 09:21 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Maja 2006 DRUGA WIECHA OPITA Wczoraj spotkały mnie dwie miłe niespodzianki! Pierwsza: Rano poszłam do Wodociągów z zamiarem upomnienia się o obiecany do końca maja wodociąg. Najpierw wyciągnęłam od Pani Sekretarki namiary na fachowca, który zrobi nam projekt przyłącza, a następnie zażyczyłam sobie widzenia z kimś, kto odpowie mi na pytanie, co z naszą obiecaną wodą. Jak to mam w zwyczaju, zaczęłam grzecznie, acz stanowczo, gotowa w każdej chwili przejść do ataku. Tymczasem po ustaleniu, o którą działkę chodzi, usłyszałam, że mam już koło domu hydrant! Wprawdzie wody jeszcze nie ma, bo wykonali dopiero jeden odcinek (ten wzdłuż naszej uliczki), ale w najbliższych dniach będą kopali dalej! Zrobiłam duże oczy , bo na budowie byliśmy w sobotę i niczego takiego nie widzieliśmy, ale okazało się, że ten odcinek zrobili w poniedziałek! Ucieszyłam się, ale ostrożnie, bo postanowiłam wierzyć tylko swoim własnym oczom. Druga: Po południu poszłam oczywiście na budowę. Po drodze pogoniłam najbliższych sąsiadów, którzy też się budują, żeby powalczyli trochę z energetyką o szybsze podłączenie prądu. Sąsiadka wygląda no osobę, która umie powalczyć, więc może wspólnymi siłami. Mój małż odnosi duże sukcesy w urzędach pisząc do nich bardzo fachowe pisma prawniczym językiem, którego chyba najczęściej nie rozumieją (jest to język zbliżony do polskiego), więc na wszelki wypadek po kilku - kilkunastu (zależnie od osobniczej odporności) spełniają prośby w nich zawarte dla świętego spokoju. Już z daleka zobaczyłam hydrant! Wbrew moim obawom stał sobie sensownie w rogu działki, a nie na środku podjazdu. Śliczny jest! Po drugie zobaczyłam wiechę na balkonie! Nie, najpierw zobaczyłam balkon, którego w sobotę nie było. Z bliska zorientowałam się, że strop jest już wylany, a nad nim widać już trzy rzędy bloczków, przerwane tu i ówdzie pionowymi zbrojeniami. Załadowałam pod wózek kanister na paliwo do agregatu (do tej pory poszło jakieś 90 litrów) i już miałam sobie iść, kiedy jeden z panów budowlańców krzyknął, że niedługo będzie można robić dach. JAKI DACH???!!! Przecież dach miał być na koniec czerwca (zamówiliśmy więźbę i cieślę na ostatni tydzień czerwca)!!! Drugi raz tego dnia miałam oczy jak spodki . Zostało mi na tyle przytomności umysłu, żeby zadzwonić do małża, zbliżającego się właśnie busem do Niepołomic, żeby obrabował bankomat, wpadł do odpowiedniego sklepu po odpowiedni napój i spotkał się ze mną na stacji benzynowej w celu zatankowania wózka dziecinnego. Natychmiast po spotkaniu zastrzeliłam go nowinami, wysłałam z kanistrem i butelką do podlania wiechy na budowę, a sama pobiegłam na zebranie do szkoły. Po drodze upewniłam się, że kociak, którego "zamówiłam" pod presją ("Weźmie pani kotka? Bo właśnie się urodziły i mąż chce utopić ...") nie został utopiony. Dostawę więźby udało się przyspieszyć, cieśla będzie wolny dopiero po 10 czerwca, szukamy na gwałt dekarza, który umie położyć dachówkę włóknisto-cementową. Mamy jednego na oku, ale posiały się namiary na niego, więc dzisiaj Andrzej odbędzie jeszcze niezaplanowaną wycieczkę za miasto do ludzi, którym układał dachówkę. No i dachówkę trzeba szybko zamawiać. Wieczorem siedliśmy spokojnie i zapisaliśmy, co trzeba załatwić w najbliższych dniach. DUŻO TEGO! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 17.05.2006 10:03 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Maja 2006 HISTORII CZĘŚĆ TRZECIA I OSTATNIA ZARAZEMCóż można napisać o czekaniu na zatwierdzenie i uprawomocnienie się planu zagospodarowania przestrzennego? Dłuuuuuuuuuuuuuugo to trwało i tyle!Aż w końcu poszła po miasteczku fama: JEST!Projekt juz prawie gotowy, materiał wybrany, wykonwca oczywisty - do boju!Tylko tu się wtrąciło to drobne słówko "prawie". Projekt nie był gotowy tylko prawie gotowy, a mój ojciec (przypominam - architekt) właśnie pojechał do sanatorium! Oj pluliśmy sobie w brody, że nie upewniliśmy go wcześniej, że to już wersja ostateczna i niczego nie będziemy zmieniać, więc może ją spokojnie rysować "na czysto"! Kiedy wrócił z sanatorium, zabrał się za rysowanie w pośpiechu i w końcu wysłał nam gotowy projekt. Jeszcze zanim przesyłka dotarła zadzwonił, że nie ma w niej jakiegoś rysunku (którejś elewacji) i prześle ją osobno. Po rozpakowaniu okazało się, że nie tylko brakuje tego rysunku, ale w dodatku jeden jest z poprzedniej wersji projektu i rzuty nie zgadzają się z elewacją. Postanowiliśmy jednak nie czekać, tylko zanieść projekt taki, jaki był, a potem, nie czekając na wezwanie do uzupełnienia braków, podrzucić i wymienić rysunki. I tak najpierw musiałby swoje odleżeć w kolejce na półce.I tak tez uczyniliśmy. Pewnego dnia wpadłam do odpowiedniego pokoju w urzędzie na 15 minut przed jego zamknięciem. Z tego pośpiechu nie zdążyłam się zastanowić, co nas może tam czekać i odpowiednio nastawić na spotkanie z URZĘDNIKIEM. Tak sobie wpadłam z pokaźnym stosem teczek i papierków i usiadłam. Po chwili dotarł Andrzej holując za sobą nasze trzy córki.Miła pani zadzwoniła gdzieś i kazała poczekać. No to sobie beztrosko czekaliśmy.Atmosfera beztroski ulotniła się po chwili, gdy do pokoju wsunął się ... JASZCZUR. Jaszczur był bez wątpienia płci żeńskiej, ale określenie "jaszczurka" do niego nie pasuje zupełnie (lubię jaszczurki). To było coś pomiędzy waranem z Komodo a Bazyliszkiem.Jaszczur popatrzył na nas z dezaprobatą i wziął w łapę projekt. Przez chwilę przeglądał go z rosnącym obrzydzeniem. (Tu się należy wyjaśnienie - zapewne jest to jeden z ostatnich projektów wykonanych odręcznie, a nie na komputerze - może nawet z tego powodu będzie miał wartość muzealną. Mój ojciec po prostu nie ma komputera i nie odczuwa potrzeby posiadania go.)A potem Jaszczur otworzył paszczę i zasyczał. Z potoku syków można było wyłonić słowa: ubogi, sierocy, byle jaki, kto to rysował, pewnie ktoś bez uprawnień rysował a architekt tylko podbił. Zatkało nas! Po chwili zaczęliśmy się domagać jakichś konkretów, bo powtarzane z upodobaniem przez Jaszczura słowa "ubogi" i "sierocy" niewiele nam mówiły. Niestety konkretów się nie doczekaliśmy. Jaszczur odsyłał nas do przepisów, w których jest napisane, co powinien zawierać projekt. Najkonkretniejszymi zarzutami były pretensje, że opis jest za krótki (ale czego w nim brakuje już się nie dowiedzieliśmy), że na planie zagospodarowania terenu nie ma drzewek, a w ogóle to mógłby byc kolorowy i, ze pieczątki i podpisy wykonawców projektu na stronie tytułowej powinny być w dwóch miejscach. Co najciekawsze, Jaszczur nie zauważył wcale braku tego rysunku elewacji ani niezgodności drugiej elewacji z rzutami.Pewnie, gdyby nie świadomość, że projekt rzeczywiście nie jest kompletny, uparlibyśmy się, żeby został przyjęty i poczekalibyśmy na normalne wezwanie do uzupełnienia braków. Niestety nie mieliśmy czystego sumienia, więc zabraliśmy projekt i wyszliśmy z nory Jaszczura.Kilka dni później ojciec przyjechał do Niepołomic, przywożąc brakujące rysunki. Już tu na miejsu pokolorowaliśmy plany zagospodarowania terenu kredkami, a ojciec dorysował drzewka (planowane, bo istniejących juz brzózek nie ma nigdzie w ewidencji). Opisy mieliśmy w komputerze, więc dodanie kilku zdań i wydrukowanie wszystkiego jeszcze raz większą czcionką nie było problemem. Potem jeszcze trzeba było jechać do projektanta instalacji elektrycznej, zeby się podbił i podpisal w tym drugim miejscu.Tak poprawiony i "wzbogacony" projekt zyskał aprobatę Jaszczura i został przyjęty. Trochę ponad miesiąc później dostaliśmy pozwolenie na budowę.I tutaj, trzeba przyznać, my zawaliliśmy. Za późno zaczęliśmy się starać o utwardzenie drogi. Tak nas zajęły przeboje z projektem, a póxniej popadliśmy w taki błogostan, kiedy już projekt został pryjęty, że nas zupełnie zamroczyło. W efekcie, kiedy droga została nam obiecena przez samego Burmistrza, było juz za późno na jej wykonanie, bo leżał śnieg.A, co było potem, juz napisałam.I NA TYM HISTORIA SIĘ KOŃCZY Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 17.05.2006 10:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Maja 2006 PS. Kredyt juz mamy - został przyznany bez opinii z mBanku. W związku z tym chcieliśmy z tejże opinii zrezygnować podejrzewając (słusznie), że jeszcze nie powstała. Niestety odpisano nam, ze zrezygnowac nie możemy. Jednak do dzisiaj nie dotarła do nas ( 6 dni roboczych! ), ani nie potrącono nam z konta 20 zł za jej wykonanie. Sooooliiiiidny bank - nie ma co! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 18.05.2006 20:03 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Maja 2006 GWAŁTOWNE ZWROTY AKCJI Wczorajszy wieczór spędziliśmy na porządkowaniu i opisywaniu zdjęć - również tych z budowy. Za to dzisiaj nastąpił kolejny gwałtowny zwrot akcji - jak w dobrym kryminale. Kolejny, więc zacznę od poprzedniego: Zaprosiliśmy na budowę Pana Od Kominków. Miał pooglądać sobie i wypowiedzieć się na temat zrobienia DGP. Już byliśmy prawie, prawie zdecydowani na pompę ciepła z Clima Komfortu + "kombajn" - powietrzna pompa ciepła ogrzewająca cwu i powietrze pobierane z zewnątrz do wentylacji mechanicznej - najprawdopodobniej Nilana (też z CK) lub Oschnera. Ta grawitacyjna DGP miała być uzupełnieniem systemu na wypadek braku prądu. Tymczasem POK wszystko nam przewrócił do góry nogami!!! I poszedł sobie! A nas naraził na bezsenność, bo długo nie mogłam zasnąć rozmyślając o jego propozycji. Po pierwsze stwierdził, że DGP jest wprawdzie możliwe, ale wymaga bardzo skomplikowanych zabiegów, zmiany sposobu uzbrojenia stropu i w ogóle jest to kłopotliwe. Przypomniał o tej nakładce na kominek, którą już u nich w firmie widzieliśmy. W skrócie jest to wymiennik ciepła, który pobiera ciepło z kominka (podobnie jak płaszcz wodny, od którego jest tańszy i prostszy, ale nieco mniej efektywny). Zaproponował zainstalowanie tegoż urządzenia i podpięcie go do podłogówki. Drugą jego propozycją było zainstalowanie za kominkiem takiego ustrojstwa, które odzyskuje ciepło ze spalin, dzięki czemu nic nie idzie w komin. Zimne spaliny wychodzą kominem a ciepło zostaje zmagazynowane i jest stopniowo oddawane do pomieszczenia. Kiedyś mieliśmy zamiar to sobie zafundować, ale nam przeszło - to grzeje praktycznie tylko pomieszczenie, w którym jest kominek. Tymi propozycjami nas jeszcze nie zaskoczył, ale w końcu wypalił z grubej rury: po co montować wściekle drogą pompę ciepła, skoro można za małe pieniądze (relatywnie małe) mieć kominek full wypas z wszystkimi bajerami? Kominek, który wystarczy załadować dwa razy na dobę, który akumuluje ciepło, ogrzeje podłogówkę i cwu, który ma pełną automatykę (wkładam i idę, a on już sobie sam otwiera i zamyka dostęp powietrza), który ma pod spodem grzałkę elektryczną uruchamianą w wypadku dłuższej nieobecności domowników (na nocnej taryfie ogrzewa bryłę kominka, która oddaje potem ciepło ogrzewając dom do zadanej - niższej pod nieobecność domowników - temperatury), wkład z podwójną szybą, żeby nie przegrzewać salonu. Bajka! I kredyt niższy! Tylko miejsce na magazynowanie drewna potrzebne w ogrodzie. Na szczęście szybko ochłonęliśmy. Jednak salon to nie kotłownia. Ładowanie kominka baldym świtem, gdy w domu zrobi się chłodniej, świątek piątek - nie ma zmiłuj, żadnego wylegiwania się w niedzielne poranki, wcześniejsze wstawanie w dni robocze . Wybieranie popiołu. Palenie w kominku obowiązkiem zamiast przyjemnością... Nie, to nie dla nas! No tak, ale skoro nie DGP, to jakoś inaczej trzeba to ciepło z kominka zaprząc do roboty. W końcy żal by serce ściskał, gdyby to wszystko szło w komin. I w tym momencie wróciliśmy do wcześniejszej koncepcji - jednak Thermogolf. Na wszelki wypadek zadaliśmy pytanie CK i, zgodnie z przewidywaniami, dowiedzieliśmy się, że połączenie kominka z ich pompą ciepła to zadanie, aczkolwiek możliwe, to karkołomne i zawodne. Wprawdzie pompa od Thermogolfu ma gorsze "osiągi", ale wspomagana przez kominek i solary (być może) zapewnie okaże się w sumie oszczędniejsza. I tak już wczesniej wyliczyliśmy (no dobra, Andrzej wyliczył), że ta różnica tak naprawdę jest nie tak wielka, jakby się wydawało na pierwszy rzut oka, bo powietrzna pompa pobiera ciepło wcześniej wytworzone przez tę podstawową. De facto sprawność takiego układu jest niższa niż samej pompy do podłogówki. No i pompa od Thermogolfu ma zbiornik wody kotłowej, do którego można podpiąć też kominek bez żadnych problemów. Planujemy wyprawę do Jasła 27 maja. Dzisiejszy zwrot akcji dotyczył dachówek. A już myślałam, że przynajmniej z tym mamy spokój. Zaczęło się od tego, że Uniprodek odpowiedział nam, ze nie ma wolnych ekip wykonawców i musimy ich szukac sami. Zadzwoniliśmy do dekarza, który zna się na układaniu takich dachówek (podobno nie jest ich zbyt wielu). Okazało się, że też nie ma czasu (co mnie nie załamało, bo miałam w zanadrzu jeszcze inne numery telefonów). Zapytałam, co sądzi o tym materiale, spodziewając się, że oceni go pozytywnie. I tu zdziwko mnie dopadło, bo nie wyrażał się o nim z zachwytem. Stwierdził, że pod względem wytrzymałości nie ma zastrzeżeń, ale co do estetyki - tak. Dachówki nie są barwione w masie (o tym wiedzieliśmy) i pod wpływem warunków atmosferycznych farba może się z nich ścierać i to znacznie szybciej niż z innych materiałów (a o tym już nie wiedzieliśmy). W dodatku po wejściu na Forum znalazłam prywatną wiadomość, również obrzydzającą te dachówki. No i co? I zaczynają się poszukiwania! Dachówka czy blacha? O rany!!! Znowu decyzja do podjęcia!!! Tyle dobrze, że "nasz" cieśla zwykłych dachówek ani blachy sie nie boi i takim materiałem nam dach pokryje. O jedną ekipę mniej. W dodatku ta jest z polecenia, więc można mieć nadzieję, że będzie dobra. To do roboty! Szukamy! A w dodatku mamy jutro przygotowania do rocznicy pierwszej komunii (pierwszej rocznicy, bo proboszcz już zaplanował, że za rok bedzie druga rocznica !), w sobotę imprezę urodzinową, na którą córcia zaprosiła jakieś pół przedszkola z przyległościami a w niedzielę rzeczoną pierwszą rocznicę !!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 18.05.2006 21:02 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Maja 2006 http://img392.imageshack.us/img392/9185/210406budowa41uf.jpg21.04.06. Tak było w piątek po południu. http://img446.imageshack.us/img446/2408/220406budowa12cj.jpg22.04.06. A taki widok zaskoczył nas w sobotę. Prawda, że urocza wiecha? http://img446.imageshack.us/img446/3541/250406budowa6tc.jpg25.04.06. No właśnie ... Co to za bloczki? http://img446.imageshack.us/img446/6531/260406budowa40cy.jpg26.04.06. Pierwszy rządek wymurowany. Teraz już widać, że to nie Silka tylko Klucze. W dodatku proste, a nie na pióro - wpust. http://img446.imageshack.us/img446/2905/280406budowa25vu.jpg28.04.06. Przyjechała druga partia bloczków. Tym razem już na pióro - wpust. http://img446.imageshack.us/img446/3592/4540506budowa6kg.jpg4.05.06. Ściany pięknie nam urosły! Widać różnicę pomiędzy tym dolnym fragmentem z pionowa spoiną a górą na pióro - wpust. http://img446.imageshack.us/img446/6069/6270506budowa2yo.jpg7.05.06. Teraz rośnie ściana nośna między garażem a częścią mieszkalną. http://img446.imageshack.us/img446/2425/72130506budowa2jn.jpg13.05.06. Niedługo będzie strop! http://img176.imageshack.us/img176/5562/82130506budowa3st.jpg13.05.06. Szalunek z zewnątrz. Tu, gdzie go nie ma, będzie balkon. http://img446.imageshack.us/img446/5599/86130506budowa5or.jpg13.05.06. Zbrojenie stropu. http://img446.imageshack.us/img446/3424/95130506widokzpitra7gl.jpg13.05.06. Widok z naszej sypialni. http://img176.imageshack.us/img176/8294/115130506widokzpitra5un.jpg13.05.06. Widok w stronę puszczy (z pracowni i balkonu). Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 21.05.2006 18:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Maja 2006 Nareszcie zrobiłam to, co powinnam była dawno zrobić. Chwalę się projektem naszego domku: http://img490.imageshack.us/img490/834/elewacjapoudniowa0rk.jpgElewacja południowa, czyli wejściowa (lekko skręcona na wschód). Nie wiem, dlaczego wszyscy twierdzą, że to najgorszy możliwy układ. Nam odpowiada wejście od południa. Miałam zeskanowaną starszą wersję tej elewacji. W nowej, zatwierdzonej, nie ma okna na dole obok drzwi wejściowych, za to okno salonu jest znacznie większe (zresztą widać to na zdjęciach z budowy i na rzucie parteru). Zamieniliśmy miejscami okno i drzwi balkonowe na górze.Na dachu pojawi się okno, a właściwie wyłaz i najprawdopodobniej solary. http://img210.imageshack.us/img210/236/elewacjapnocna8de.jpgElewacja północna (lekko skręcona na zachód). Za garażem pewnie będzie leżało drewno do kominka. Te dwa małe okna to od łazienki i od kuchni, szersze jest od jadalni. Pod oknami będzie taras, w upalne dni zacieniony, z pięknym widokiem na zachody słońca. Pewnie zdecydujemy się na jakieś zadaszenie. Na górze okna łazienek - naszej i córek.To też starsza wersja projektu. W rzeczywistości okna na dole będą bliżej siebie. Nie będzie okna dachowego, no i kominów też mniej, bo został tylko jeden. http://img335.imageshack.us/img335/8677/elewacjawschodnia8tv.jpgElewacja wschodnia. Na dole ściana garażu i okno pokoju gościnnego, na górze okna pokojów córek. http://img335.imageshack.us/img335/1203/rzutparteru5yq.jpgRzut parteru. 1. Wiatrołap - będą tam szerokie drzwi zamykane tylko na zimę. W cieplejszych miesiącach wiatrołap będzie otwarty na holl.2. Pomieszczenie gospodarcze.3. Holl.4. Salon.5. Kuchnia - pod wyższym spocznikiem schodów będzie "robocze" wejście do kuchni, żeby z zakupami nie biegać zawsze przez salon.6. Łazienka "gościnna.7. Pokój gościnny.8. Garaż.9. Spiżarnia. http://img210.imageshack.us/img210/6743/rzutpitra0sv.jpgRzut poddasza. Trzy sypialnie córek i nasza - to ta z łazienką. Do tego mały pokoik na komputer. Tu będzie też "zawodowa" i naukowa część naszej domowej biblioteki. Najprawdopodobniej powiększymy łazienkę córek kosztem jednego z pokoi, żeby zmieściła się tam pralka. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.