Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)


Recommended Posts

W BLOKACH STARTOWYCH

W całym domu są starannie wyrysowane kredą na podłodze (a raczej na jej pierwocinach) ścianki działowe. Pewnie powinni się tym zająć panowie murarze, ale woleliśmy to zobaczyć, zanim klamka zapadnie. Jutro mam być na budowie o ósmej, żeby odpowiedzieć na ich wszystkie pytania. Zaraz chwycę ostateczną ( :lol: ) wersję projektu, żeby zastanowić się, o co jeszcze mogą mnie jutro zapytać. Szerokości otworów drzwiowych..., wysokości..., wszystko muszę sobie zapisać.

Te dzieła malarstwa napodłogowego są autorstwa Andrzeja, który spędził na tym upojnym zajęciu upalne sobotnie popołudnie. Podobno samo malowanie to był mały pikuś w porównaniu ze sprzątaniem ton pyłu, żeby się do podłoża dostać.

Dzisiaj odbyło się zaplanowane naprędce forumowe spotkanie na szczycie. Naszą budowę odwiedziły Sylwka i jk69 z przedstawicielami rodzin. Trochę dziwnie się czuliśmy w roli odpowiadających na pytania (nie śmiem użyć słowa "ekspertów"), bo sami jeszcze mamy tych pytań multum.

Wszyscy wspięliśmy się na górę po zbitej przez Andrzeja drabinie. Okazało się, że nie tylko ja ostrożnie sobie poczynam poruszając się po tym sprzęcie. Najodważniejsi byli oczywiście przedstawiciele najmłodszego pokolenia, którzy pokonali drabinę bez strachu, chociaż w różnych stylach.

A teraz sprawdzę, czy wszystkie wymiary są prawidłowo naniesione na planie. Mamy też jeden nieco szalony pomysł, dla realizacji którego trzeba było nieco skomplikować ścianki. Wprawdzie nie jest pomysłem autorskim, tylko podejrzanym, ale udoskonalonym. Na razie nie pochwalę się, żeby nie zapeszyć...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 250
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

OMC* UŚMIECH KIERBUDA

No to się zaczęło kończenie tego etapu budowy. Dzisiaj rano, zgodnie z umową, pojawiłam się na budowie uzbrojona w wiedzę i plany. Dotarłam tam jednocześnie z Kierbudem.

Na dzień dobry wyjął plany, które dostał od Andrzeja i chciał się upewnić, czy wszystko ma być tak, jak na tych rysunkach. Niestety nie miałam dla niego dobrych wiadomości - są drobne zmiany. Westchnął ciężko i stwierdził, że musi to sobie narysować. Wspomniałam, że ścianki są już "po nowemu" narysowane na podłodze, ale chyba mnie w tym momencie nie słuchał. Staliśmy na parterze, tuż obok kilku białych linii.

Kierbud właśnie miał zamiar zacząć nanosić zmiany na swój rysunek. Wspomniał jeszcze, że teraz będą musieli to sobie narysować na podłodze, kiedy wreszcie jego wzrok padł kilka centymetrów od stopy. I w tym momencie Kierbud PRAWIE SIĘ UŚMIECHNĄŁ! Brygadziście też się wyraźnie humor pooprawił. Wprawdzie zażyczyłam sobie sprawdzenia na wszelki wypadek prawidłowości wyrysowania wszystkich otworów drzwiowych, coby potem nie było jakichś kłopotów. To zostało natychmiast wykonane.

Niestety kolejny raz musiałam wejść w bliższy kontakt z drabiną. Tu wyraźnie widać jedyną (moim zdaniem) przewagę schodów wylewanych nad drewnianymi - wylewane już by były, a na drewniane jeszcze poczekamy.

Małgo bez protestów została na dole z Kierbudem, kiedy ja obchodziłam nasze hektary pod dachem z brygadzistą.

Na górze trzeba było jeszcze rozwiązać sprawę obejścia drewnianego słupa w naszej sypialni (po której stronie muru go zostawić) i "przestawić" ściankę przy drzwiach łazienki dziecinnej tak, żeby weszła tam ich wymarzona wanna narożna zamiast prostokątnej.

Oczywiście nie mogło być tak, żebym wszystko, co powinnam wiedzieć, wiedziała. Zaciełam się na pytaniu o wysokość ścianek, bo nie pamiętałam, jakie grube będą kolejne warstwy podłogi. Na szczęście wystarczyło podać wysokość minimalną, jeżeli będzie trochę za wysoko, to nie zaszkodzi - i tak na czymś sufit musimy powiesić.

Po południu odwiedziliśmy prawie wszystkie markety budowlane w Krakowie w poszukiwaniu niebieskich luksfer o wymiarach 24 na 24 cm. Niektóre próbowaliśmy obdzwonić, ale okazało się, że szybciej jest do nich dojechać, niż się dodzwonić. Takich luksfer nie było nigdzie, więc kupiliśmy mniejsze.

 

Wieczorem oglądnęłam, jak chyba większość ludzi, prognozę pogody. Większych złudzeń nie miałam. Jeszcze wczoraj prognoza w internecie obiecywała deszcz przed południem, ale już dzisiaj się z tego wycofali. Na szczęście i tak się nie łudziłam, więc nie przeżyłam zawodu. Zastanawiam się tylko, czy wobec tego, co się teraz dzieje, mądrze robimy inwestując w pompę ciepła. Przecież za parę lat nikt nie będzie niczym grzał zimą, bo nie będzie zimy. Może lepiej w porządną klimatyzację włożyc tę kasę? Zaizolowanie ścian ma sens, bo się wolniej będą nagrzewały w porze suchej. W porze deszczowej wystarczy przez kilka pierwszych lat palić wieczorami w kominku, potem już nawet i to nie będzie konieczne. No chyba, że zechcemy posiedzieć przy ogniu patrząc przez okna na deszcz i opowiadać młodszym dzieciom, jak wyglądał śnieg i jak fajnie było pojeździć sobie na nartach... Pokażemy zdjęcia z ostatniej zimy.... Pośmiejemy się, wspominając, jak nam to egzotyczne zjawisko białego puchu krzyżowało plany budowlane... Ulepimy z plasteliny bałwanka... A otwierając okno sprawdzimy, czy siatki są szczelne, bo z malarią nie ma żartów, a i znalezienie skorpiona w kapciu do przyjemności nie należy.

-----------------------------------------

* OMC - "o mało co"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

WPŁYW UPAŁÓW NA BUDOWANIE...

oczywiście jest negatywny. Upały są teraz głównym tematem wszelkich wiadomości i rozmów. Od pytania o temperaturę zaczynają się rozmowy międzymiastowe. Kończą się komentowaniem prognoz, które są monotonnie pesymistyczne: będzie gorąco.

Wpływ upałów na naszą budowę przejawił się w wolniej niż to było założone rosnących ściankach działowych. I juz tam na zawsze zostanie zamurowany i pokryty tynkiem. Będziemy mogli pokazywać wszystkim te ścianki z wmurowanym wpływem upałów...

Ścianki zwwu miały być gotowe w środę, tymczasem urosną do przewidzianej wysokości dopiero jutro. Specjalnie nas to nie załamało, bo wpływ upału ujawnił się również w czyichś oknach, wymienianych właśnie przez ekipę, która ma i nam wstawiać okna. Ekipa pokonana przez ww upały, jak łatwo się domyślić, wstawia tym ludziom oprócz okien także wpływ upałów, co, rzecz jasna, zabiera więcej czasu niż samo wstawianie okien. Ciekawe, jak będzie wyglądał świat oglądany przez wpływ upałów. W każdym bądź razie, owa ekipa najchętniej pojawiłaby się u nas w poniedziałek. Pod wpływem upałów wyraziłam zgodę. Zresztą, co miałam zrobić, gdy miła pani sprzedająca nam okna była, jak zwykle, bardzo rozmowna, a przed jej biurem w Felusi siedziały moje trzy córki, bratanica i psuczka, niecierpliwie czekając, aż pojedziemy wreszcie nad wodę? Byłam gotowa zgodzić się na wszystko, byle tylko wreszcie ruszyć w kierunku zielonego od glonów kąpieliska z wodą ciepłą jak zupa szczawiowa.

Dowiedziałam się przy okazji, że nasze (i nie tylko nasze) drzwi mają w poniedziałek dotrzeć do Krakowa. Jeżeli upały na drzwi nie wpłyną, to będą w Niepołomicach we wtorek. Poczekamy, zobaczymy.

Tymczasem pod wpływem upałów wybraliśmy chyba poś. Poliplast wygrał z Bioeko o 4 tygodnie, chociaż jest, niestety, droższy. Najbardziej przemówiła do nas wizja roztoczona przez przedstawiciela Bioeko - Wracamy z dłuższych wakacji (ciekawe jakim cudem na nie pojedziemy, spłacając kredyt :lol: ). Pod wpływem upałów jedziemy, jak to najczęściej robimy, nocą. Przed powrotem do domu musimy jeszcze wpaść do pobliskiej komunalnej oczyszczalni ścieków, żeby poprosić o podarowanie nam porcji bakterii, coby zastąpić nasze, które w czasie posuchy zginęły śmiercią głodową. Już wolałam się nie wgłębiać w to, w jakiej postaci te bakterie by były, bo coś mi podpowiadało, że to po prostu kawałek komunalnych ścieków zamieszkiwanych i konsumowanych przez owe pożyteczne bakterie. Brrr, jakoś nas nie zachwyciła ta wizja.

Gwoli usprawiedliwienia dodam, że napisałm tę część pod wpływem upałów. Przepraszam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MÓZG SIĘ LASUJE!

Ratunkuuu!!!

Piątkowe popołudnie spędziliśmy na budowie. Było to na tyle wyczerpujące, że nasza najmłodsza latorośl zasnęła na moich rękach!

Czas minął nam na rozmowach. No, nie były to miłe pogawędki ze znajomymi, jak zresztą łatwo się domyślić.

Pierwszy był pan z firmy sprzedającej i montującej poć z POliplastu. I po tej rozmowie jesteśmy w punkcie wyjścia! Okazało się bowiem, że tenże pan był zaskoczony informacją, jakoby oferowana przez niego oczyszczalnia wytrzymywała 4 - 6 tygodni bez dopływu ścieków. A to był dla nas jej główny atut! Tymczasem miłe bakterie juz po dwóch tygodniach kończą swój pracowity żywot padając z głodu jak muchy. Oczywiście nie łudziliśmy się, że Poliplast ma na swoje usługi jakieś szczególnie odporne, zmutowane bakterie, ale sądziliśmy, że, dzięki opisanemuna stronie www. i w ulotkach przepompowywaniu osadu, są one dłużej jakimiś resztkami odżywiane i najsilniejsze osobniki konsumując ciała słabszych pobratymców te obiecane 4 - 6 tygodni przetrzymują, żeby potem zasilone świeżymi ściekami zacząć się radośnie mnożyć. Niestety, pan rozwiał nasze złudzenia i roztoczył przed nami wizję proszenia w oczyszczalni komunalnej o słoiczek osadu czynnego! A fe!

Za to pochwalił się, że taż firma wykonuje także wiele innych pożytecznych rzeczy: od instalacji wod-kan, poprzez kominki z dgp po podłogówkę. Ba, nawet można pogadać o linoleum!

Niestety, znowu trzeba będzie studiować materiały dotyczące poś!

Drugie spotkanie było bogate w konkrety Podejmowaliśmy mnóstwo brzemiennych w skutki decyzji. Na szczęście trochę o tym wcześniej myśleliśmy i w dodatku pomagali nam panowie elektrycy. Jak sięłatwo domyślić, planowaliśmy, gdzie chcemy mieć lampy, włączniki, gniazdka, telewizory, komputery, telefony. No, z tymi telefonami to tak trochę na wyrost, bo, póki w Niepołomicach nie pojawi się konkurencja TP, póty telefonu stacjonarnego mieć nie planujemy. Doszliśmy jednak do wniosku, że lepiej mieć te kabelki w ścianach, niż potem się głowić, jak je do nich przyczepić.

Z pełną świadomością wagi tych decyzji wędrowaliśmy po całym domu. Oczywiście znowu musiałam wejść po drabinie! :o Na szczęście panowie elktrycy trochę nam podpowiadali, więc mam nadzieję, że nie obudzimy się za jakiś czas z ręką w nocniku, gdy okaże się, że, by zgasić światło na schodach, trzeba po nich zejść na dół, a potem wrócić po ciemku.

Zastosowaliśmy pomysł podglądnięty kiedyś w domu, który oglądaliśmy szukając jakiegoś gotowego lokum. Dom nam się nie spodobał (jeszcze mniej właściciel, który nagle podniósł cenę zaskakując panią z biura nieruchomości), ale patent jak najbardziej. Mianowicie wszelkie włączniki światła będą na wysokości opuszczonej ręki. Dzięki temu nie trzeba będzie biegać za dziećmi i świecąc i gasząc im światła, zanim podrosną. Poza tym wygodne jest gaszenie światła bez podnoszenia ręki.

Oczywiście już zastanawiam się, czy wszystko dobrze sobie zaplanowaliśmy. Chyba trzeba będzie tam iść, oglądnąć to, co zostało narysowane i dokładnie przemyśleć.

W weekend nasłuchalismy się komplementów na temat naszego domu. To było jak balsam na moją duszę, bo włąśnie byłam na etapie wyszukiania wszelkich możliwych błędów.

A niedzielę spędziliśmy, na przekór ministrowi edukacji, w marketach budowlanych. Tym razem wszystko dokładnie zanotowałam i już wiemy, gdzie są najtańsze wanny, umywalki, muszelki, płyty OSB itp. Nic, tylko kupować!

A przy okazji znalazłam w gazecie taaaaki pomysł na podłogę w łazience dzieci! Trzeba pomyśleć o nim na spokojnie, czy uda nam się to zrobić. To zadanie Andrzeja.

O kurczę! Późno już! To może zdjęcia z budowania ścianek działowych wkleję dzisiaj przed południem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

FOTOREPORTAŻ

 

http://img196.imageshack.us/img196/8269/aa4rysunkily7.jpg

Pokoje wyczarowane kredą na podłodze. Taki widok przedstawił się naszym gościom podczas spotkania na szczycie.

 

http://img437.imageshack.us/img437/7462/aa5wizytavh2.jpg

Drabinę pokonali wszyscy, choć w różnym stylu (spotkanie na szczycie).

 

 

http://img483.imageshack.us/img483/6194/aa7dziawkimo8.jpg

http://img409.imageshack.us/img409/4742/aa8dziawkicq2.jpg

25. 07. Rosną działówki (pod wpływem upałów).

 

http://img409.imageshack.us/img409/3029/aa9dziawkiac8.jpg

http://img181.imageshack.us/img181/3059/aa10dziawkidb2.jpg

http://img409.imageshack.us/img409/5017/aa11dziawkivv7.jpg

26. 07. Widok ze strychu (jasne, że to nie ja robiłam te zdjęcia!).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KONIEC UPAŁÓW!

Słucham właśnie prognozy pogody. Wynika z niej, że nasze okna nie będą wprawiane pod wpływem upałów. Mam nadzieję, że, zgodnie z obietnicą, jutro okna i jedne z dwojga zamówionych drzwi pojawią się na budowie. Do tego mam obiecaną ciekawą historię drugich drzwi, które na razie nie dotarły od producenta. Wysłucham, owszem, nawet z zainteresowaniem, ale mam nadzieję, że ta historia nie będzie zamiast drzwi i, że tak w ogóle kiedyś je ujrzymy we właściwym miejscu. Ba, mam nadzieję, że to będzie w najbliższej przyszłości. No cóż, nadzieja matką ... wynalazków.

Wreszcie odezwał się dzisiaj właściciel firmy, która ma nam robić wszystko, co związane z wentylacją mechaniczną i rekuperacją. A już zaczynałam się zastanawiać, czy nad nami nie wisi jakieś fatum, które w końcu pozbawi nas jakiejkolwiek wentylacji.

Jutro kolejne pieniądze wypłyną z naszego konta, jako zapłata za działówki.

Wujek wciąż dziwi się, że chcemy tak grubo ogacić naszą chałupkę. Fakt, że wszyscy mówią o 15 cm styropianu, a my upieramy się przy 20. Z wyliczeń wyszło Andrzejowi, że nie będzie dużo drożej, a za to dużo cieplej. To może jednak ma to sens? Jak sądzicie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SĄ OKNA!!!

Ale zanim napiszę o tym radosnym fakcie, baaardzo proszę wyżej wpisaną "oczyszczalnię" o usunięcie tego wpisu z MOJEGO dziennika budowy. Nie jest to niestety uważny czytelnik tegoż dziennika, bo nie doczytał, że oczyszczalni z drenażem nie chcę i nie mogę mieć.

No a teraz wracam do tematu. Od rana pełna gotowość bojowa. Po odprowadzeniu najstarszej latorośli na miejsce zbiórki uczestników wycieczki rowerowej (czy wiecie, że w Niepołomkach są DARMOWE zajęcia dla dzieci podczas wakacji? :lol: ), wróciłam do domu kurcgalopkiem. Wsiadłam w auto i pojechałam po owocki na targ. Baardzo nie chciałam, żeby telefon "zapraszamy na budowę" zastał mnie z wózkiem pełnym dóbr wszelakich na targu, bo pchanie tak obciążonego pojazdu po piaszczystej drodze do najzabawniejszych zajęć nie należy. Dlatego też wybrałam się tam autkiem.

Przy okazji wpadłam do naszego sklepiku z oknami, coby zapytać, gdzie sa nasze okna i czemu nie na budowie. Właśnie wtedy przyjechał właściciel z naszymi oknami! Dałam mu klucz do budowy i spokojnie dokończyłam zakupy.

Oczywiście potem pojechałam na budowę, żeby "zainstalować" na niej naszych kolejnych wykonawców. Pokazałam, skąd się bierze prąd, skąd paliwo do niego. Panów nieco rozbawił pomysł wnoszenia po drabinie na górę okien i pojechali po rusztowanie.

Zobaczylismy się ponownie późnym popołudniem. Kilka okiem błyszczało dumnie szybami, w kilku otworach były już ościeżnice.

Po raz kolejny okazałam sie główną brakarką tej budowy, bo od razu zauważyłam, że w czterech wąskich oknach są źle osadzone szprosy. Na szczęście obecny tam właściciel firmy od razu przyznał "mea culpa" (no może niedokładnie tymi słowy) i stwierdził, że to żaden problem - szyby zostaną wymienione.

jutro pójdziemy podziwiać już wszystkie okna i porobimy zdjęcia. Dzisiaj zrobiłam tylko jedno, a potem baterie w aparacie padły :( .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

LIST Z ENIONU

:o :o :o :( :( :( :cry: :cry: :cry: :x :x :x :evil: :evil: :evil:

I to by właściwie mogło być na tyle.

Przed chwilą przeczytałam odpowiedź Enionu na nasze pismo do nich. Oczywiście oni niczego nigdy nie obiecywali. Obowiązuje idiotyczny termin podłączenia zapisany w umowie. Wszystkie wcześniejsze pisma są nieważne. Wystąpiły trudności niezależne od nich.

Obiecali nam, że prąd będzie na działce w TYM ROKU. Mieliśmy nadzieję, że uda się to jakoś przyspieszyć i podłączyć dom jeszcze jesienią (choćby późną). Tymczasem z powodu ww. trudności do końca roku mają wykonać projekt i dostać pozwolenie na budowę!!! Potem poczekają na sprzyjające warunki atmosferyczne, ogłoszą pewnie kilka przetargów, zastanowią się, jeszcze raz uzgodnią, potem jeszcze ktoś się obudzi i zaprotestuje i .... przyszłoroczne Boże Narodzenie może spędzimy w nowym domu.

A MIAŁO BYĆ TEGOROCZNE!!!

O nie! My tak łatwo nie odpuścimy. Ja nie mam zamiaru tu spędzać jeszcze jednej zimy z myszami, grzybami i piecykiem, który żre gaz jak głupi!!! Nie mam zamiaru płacić przez kolejny rok za wynajem, jednocześnie spłacając raty kredytu!!!

Do boju!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

POŻEGNANIE Z POŚ

Po wczorajszym spotkaniu z kolejnym przedstawicielem firmy instalującej poś drugi raz pochowaliśmy pomysł zakupu takowej. Tym razem wbilismy jej kołek osikowy, żeby juz nie wstała.

Na początku planowaliśmy właśnie poś - nawet w pozwoleniu na budowę ją mamy. Potem, gdy okazało się, że drenaż wymagałby baaardzo głębokich wykopów i/lub wymiany gruntu, porzuciliśmy tę myśl. Forum natchnęło mnie myślą o poś bezdrenażowych, które mogłyby funkcjonować i u nas. Takoż pomysł wstał z grobu i zaczął nas dręczyć jak zombi. Zgłębianie tematu zajęło nam duuużo czasu. Spotkaliśmy się z przedstawicielami dwóch firm.

Pierwszy oświadczył:

- nie ma problemu z umieszczeniem oczyszczalni przed domem (nie chciałam z tyłu, bo jednak raz w roku szambowóz musiałby wjechać na działkę)

- może być nawet pod podjazdem

- nie ma problemu ze zrobieniem studni chłonnej

- drenaż jest be, bo po około 5 latach zatyka się i jego regeneracja wymaga rozkopania działki (oni się tego w ogóle nie podejmują, bo roboty dużo, ogród zrujnowany a efekty wątpliwe).

Drugi rzekł:

- umieszczenie poś przed domem jest problematyczne

- musimy zacząć od wykonania badań geologicznych, potem się okaże, co dalej

- studnia chłonna jest be, bo jedna nie wystarczy, trzeba kilka, a może się okazać, że jest to w ogóle niemożliwe

- lepszy byłby drenaż :o (jeżeli drenaż, to na grzyb nam droga biologiczno - mechaniczna oczyszczalnia, skoro do drenażu wystarczy taka za 3 tys.?)

- a w ogóle to oczyszczalnia może i kosztuje 7 tys, ale ze wszystkim zapłacimy min. 14 tys!

Ponieważ do oczyszczalni z drenażem jednak nie jesteśmy przekonani, to rozwiązanie odpadło.

Po powrocie do domu jeszcze raz policzyliśmy wszystko. Akurat przyszedł rachunek za wodę, więc mieliśmy świeże dane na temat jej zużycia. I wyszło nam, że, jeżeli zapłacimy za poś 14 tys (licząc wszystko - materiały, robociznę, projekt i samą oczyszczalnię), to na zero wyjdziemy po 11 latach! Potem zacznie być taniej niż za wywóz szamba. Jeżeli po dwóch latach (jak obiecują) zrobią nam kanalizę, to poś wyjdzie na zero po 38 latach! (Oczywiście zakładając, że ceny za ścieki się nie zmienią, nie będziemy produkować ich więcej itp.)

Teraz szukamy szamba o pojemności min. 8m3.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ŻEBY WRÓCIĆ NA PIERWSZĄ STRONĘ...

 

Nareszcie kilka zdjęć domku z oknami:

 

 

http://img368.imageshack.us/img368/8805/aaokna2xo0.jpg

Jak widać, to zdjęcie było juz zrobione po zamontowaniu wszystkich okien - nawet tych na strychu, który jeszcze nie ma podłogi, co zapewne sprawiło panom nieco problemów. No ale najważniejsze, że sobie poradzili.

 

http://img509.imageshack.us/img509/1207/aaokna3sg8.jpg

A to największe okno - z salonu na południe.

 

http://img509.imageshack.us/img509/9930/aaokna4xc5.jpg

Jakoś nie wyobrażałam sobie tych wąskich okien pokoju "komputerowego". Gdybym je widziała oczyma wyobraźni przed złożeniem zamówienia, nie miałyby pionowych szprosów. Są tak wąskie, że poziome wystarczyłyby w zupełności.

 

http://img368.imageshack.us/img368/8012/aaokna5so4.jpg

A tutaj widać te niezgodnie z zamówieniem osadzone szprosy w wąskich okienkach (dokładniej w jednym z nich). Miały być na takiej samej wysokości, jak w pozostałych oknach. Podobno w najbliższych dniach powinny zostać wymienione (tak zapewniają sprzedawcy).

 

http://img453.imageshack.us/img453/9571/aaokna6an0.jpg

A tutaj pomyliła mi się kolejność - to zdjęcie było robione w pierwszym dniu działalności ekipy montującej okna (co zresztą widać).

 

http://img368.imageshack.us/img368/2779/aaoknoff8.jpg

http://img442.imageshack.us/img442/8494/aaokna1ga4.jpg

Tak wygląda obecnie nasza droga dojazdowa do domu. Oczywiście jest to droga gminna. Szanując swój czas postanowiliśmy już nie rozmawiać z Panem Od Dróg, bo znów, w zależności od nastroju, poinformuje nas, że mamy się cieszyć, że w ogóle cokolwiek zrobił albo zacznie obiecywać, że kiedyś drogę dokończy i skarżyć się, jaki to on zapracowany jest. W wolnej chwili uderzę wyżej.

 

Zgodnie z umową dzisiaj miał zacząć pracę elektryk. Nie w poniedziałek, bo w weekend żenił syna, więc przewidując możliwą poniedziałkową niedyspozycję, umówił się zawczasu na wtorek. Niestety dzisiaj zadzwonił z pytaniem, czy dużą różnicę nam sprawi, jeżeli zacznie w piątek. Nie sprawi nam. A swoją drogą, to niezłe wesele musiało być, skoro aż do piątku będzie wracał do formy!!! :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ZASKAKUJĄCE WŁAŚCIWOŚCI SLIKATU

Ależ się ludzie rozpisali! Wystarczyły 3 dni milczenia żeby wylądować na drugiej stronie!

Pozwolę sobie przypomnieć, że dwa tygodnie temu spędziliśmy na budowie upojne popołudnie zwiedzając nasz dom z Panami Elektrykami. My oddawaliśmy się wysilonej pracy umysłowej, by przewidzieć wszystkie przyszłe potrzeby i dobrze zaplanować rozmieszczenie gniazdek, włączników, lamp, gniazdek antenowych, telefonicznych itp. Panowie zaznaczali to wszystko pracowicie na ścianach za pomocą mojego czerwonego cienkopisu, który w ten sposób zakończył swój krotki żywot. Ponieważ pożegnaliśmy go, zanim skończyliśmy obchód, w garażu używali już zwykłego długopisu, który zostawiał znacznie mniej widoczne ślady.

Po dwóch godzinach, z Małgosią śpiącą spokojnie na rękach Andrzeja, w poczuciu dobrze wypełnionego obowiązku udaliśmy się wreszcie do domu na zasłużony odpoczynek w miłym towarzystwie gości, którzy dotarli pod naszą nieobecność i byli podejmowani przez nasze starsze córki.

Zupełnie spokojnie pojechałam zatem dzisiaj rano na budowę, żeby wpuścić tam Panów Elektryków. Już po wyjściu z auta uświadomiłam sobie, że moje klucze od bramy i agregatu są nadal u montujących okna, a klucze Andrzeja pojechały z nim do Krakowa. W dodatku wydawało mi się zza płotu, że pod klamką pojawił się nowy zamek, do którego nie mam klucza. Szybko wykonałam zwrot na pięcie, pokazałam PE, gdzie jest agregat i wydarłam z oszałamiającą prędkością do sklepu z oknami. Niestety jest on na targowisku a dzisiaj piątek, więc wjazd w wąskie i zastawione samochodami uliczki kosztował mnie trochę nerwów, ale na szczęście odbył się bez strat.

Szczęście nadal mnie nie opuszczało, gdy weszłam do sklepiku. Wprawdzie szefowa zrobiła wielkie oczy, kiedy usłyszała pytanie o klucze od budowy, ale akurat był też jeden z ekipy montującej nasze okna i on wiedział, że są one w samochodzie. Już struchlałam na myśl o pościgu za ich samochodem, kiedy tenże pracownik stwierdził: "o, właśnie podjechał". W dodatku podjechał z naszymi szybami do wymiany (w miejsce tych ze źle osadzonymi szprosami). Już po chwili miałam klucze w dłoni i marszobiegiem z dzieckiem pod pachą gnałam do samochodu.

Otworzyłam bramę. Idąc do domu jeden z PE zaproponował, żebym jeszcze raz się rozejrzała i potwierdziła, że wszystko, co zaplanowaliśmy dwa tygodnie temu, jest aktualne. Mieliśmy jeszcze ustalić ostatecznie wysokości umieszczenia wszystkich tych ustrojstw.

Weszliśmy do budynku, rozejrzeliśmy się i :o :o :o ! Zamurowało nas!!! Na ścianach nie było NIC!!! Ani śladu mojego zamordowanego cienkopisu!!! Nawet cienia śladu!!! Za to zapiski długopisem na ścianach garażu ocalały, choć wydawały mie się jeszcze bledsze niż wcześniej.

W ten sposób odkryłam zaskakujące własciwości silikatów. Właściwie to możnaby wykorzystać je w reklamie. Widzicie to? Dwoje baaardzo niegrzecznych dzieci pisze po ścianie z silikatu. Oczywiście są to wyrazy zaczynające się na ch, k, itp (resztę wyrazów zasłaniają własnymi ciałami, bowiem reklama ma być emitowana przed godziną 23.00 w telewizji publicznej) W innej wersji (dla telewizji zaangażowanych) nieco starsi młodzieńcy mogą wypisywać hasła wyborcze wrażych partii. Tymczasem rozbawiony właściciel domu spogląda na to spokojnie zza firanki sącząc kawę marki "kawa", bo on wie, że te słowa znikną bez śladu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. (copyright)

Ale to wyobraziłam sobie dopiero teraz. O godzinie 9.30 na budowie ujrzałam inną wizję: kolejny obchód domu połączony z wysiloną pracą umysłową i cała odpowiedzialność spoczywająca na mnie! O wchodzeniu po drabinie już nie wspomnę!

Tymczasem i tak musiałam zostawić Panów samych i pognałam po starsze córki, żeby odstawić je na zajęcia. Zaopatrzyłam najmłodszą pociechę w Bakusia, batonik i picie, żeby osłodzić jej chwile przymusowo spędzone na budowie. Okazało się, że bawiła się doskonale prowadząc dyskusje z PE.

Kiedy przyjechałam po tym wszystkim, okna były już wymienione!

Usadowiłam Małgosię na wygodnym kawałku drewna i przystąpiliśmy do odtwarzania wsiąkniętych fresków. Oczywiście po obrysowaniu parteru musiałam kolejny raz pokonać drabinę. Zostawiłam Małgosię, żeby zabawiała rozmową jednego z panów i z drugim poszłam na górę. Tutaj poszło nam szybciej niż na dole. Potem Panowie zamienili się i na górę wszedł ten od "zadań specjalnych" czyli internetu, alarmów, telefonów, anten itp. Zanim zaczęliśmy sprawdzać, czy wszystko jest zaznaczone tak, jak trzeba, usłyszałam głośne zachwyty długością, logicznością i bogactwem wypowiedzi naszej najmłodszej pociechy. Nie powiem - miło mi było!

Po ustaleniu już wszystkiego wreszcie udałam się na targ po owocki. Dosyć już miałam jeżdżenia, więc odstawiłam auto pod dom i poszłam na piechotę. Kolejny raz nawiedziłam sklep z oknami i poprosiłam o wymianę dwóch uszkodzonych podczas montażu klamek (podrapały się). Oczywiście usłyszałam, że nie ma problemu. To mi się podoba! Oglądnęłam też progi do naszych drzwi. Oczywiście na razie ich nie położymy, żeby się nie zniszczyły.

Jeszcze mały spacerek w poszukiwaniu sklepu z kominkami (okazało się, że już go nie ma), wizyta u "dostawcy" internetu w sprawie kabla i już można było odebrać dziewczyny z zajęć.

Na koniec spacerek na budowę, żeby zreferować PE sprawę kabla do internetu, a po drodze rozmowa w stolarni na temat heblowania desek na podłogę strychu. W drodze powrotnej trochę popsioczyliśmy z sąsiadami na ENION. Sąsiedzi byli zaskoczeni informacją, jakoby jakieś protesty mieszkańców okolicy uniemożliwiły tej miłej instytucji wykonanie instalacji w zaplanowanym wcześniej terminie. Okazało się, że ani oni, ani najbliżsi ich sąsiedzi z nikim z ENIONu nie rozmawiali, a tym bardziej przeciwko niczemu nie protestowali.

I wreszcie powrót do domu na zasłużone śniadanko (godz. 15. 00).

 

A na deser nasz ostatni rachunek za gaz: suma 102 zł. W tym 30 zł za zużyty gaz. reszta to abonament, opłaty przesyłowe i inne haracze. I po co mieć gaz w domu?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:o KTO TO BYŁ??? :o

Za chwilę przedstawię Wam zagadkę do rozwiązania. Czekam na odpowiedzi w "komentarzach". Może nawet będzie jakaś nagroda...

Gwoli wstępu (można pominać, jeżeli ktoś nie lubi wstępów):

W sobotę, spełniając obietnicę daną dzieciom, pojechaliśmy do Wesołego Miasteczka w Chorzowie. Za jedyne 90 zł kupiliśmy 3 karnety (Małgosi się nie należał, bo za młoda, ale i tak jeździła na wszystkim "na karnet taty" - jak nam wytłumaczył pan obsługujący jedną z pierwszych przy wejściu karuzel) i za 10 zł "wejściówkę" dla mnie (za samą przyjemność przekroczenia bramy i spaceru po parku!!!). Opłacało się, bo nawet nie jestem w stanie zliczyć wszystkich przejazdów, które zalliczyli.

Ad rem:

Tuż przed wejściem na karuzelę z łabędziami Andrzejowi zadzwonił telefon. Rozmowa trwała całą rundę na łabędziu i jeszcze trochę (że też on coś słyszał w tym hałasie!). Po jej zakończeniu wyglądał na baaardzo zdziwionego ( :o ). Okazało się bowiem, że dzwonił do niego przedstawiciel Bioeko, żeby się umówić na spotkanie na budowie. Jego zdumienie nie miało ponoć granic, gdy usłyszał, że z przedstawicielem tejże firmy już rozmawialiśmy i zostaliśmy przez niego definitywnie zniechęceni do idei poś na naszej działce. Po dłuższej serii pytań i zadziwień rozmówcy przeszli do rzeczy. Otóż poś proponowana nam przez Bioeko ma kosztować 6700 zł z montażem i uruchomieniem. Naszym obowiązkiem pozostanie wykopanie dziury (na szambo też by ją trzeba wykopać) i wykonanie studni chłonnej (wykop, kręgi, żwir i/lub piasek, podłączenie). Nie widzą problemu z użytkowaniem tejże w naszych (opisanych przez Andrzeja) warunkach gruntowych.

Co nieco się to różniło od wersji przedstawionej przez rzekomego projektanta wysłanego do nas przez Bioeko!!! Przypomnę, że jego zdaniem poś kosztuje 7000, a jej projekt, transport, instalacja i uruchomienie oraz wykonanie studni chłonnej o wymiarach 2 na 2 metry (pierwsza wersja) i 4 na 4 metry (druga wersja), pożrą drugie tyle (lub więcej). Poza tym ten tajemniczy człowiek w ogóle starał się ze wszystkich sił zniechęcić nas do idei poś (skutecznie). Wybrzydzał i znajdował same wady i trudności. Ponieważ nie widziałam przyczyn, dla których miałby to robić, uznałam, że może to on mówi prawdę, a przedstwiciele innych firm od poś po prostu chcą nam za wszelką cenę wcisnąć swoje produkty, nie martwiąc się tym, czy ma to sens w wypadku naszej działki, czy nie.

A teraz to ja już nic zupełnie nie wiem!!!

Ponieważ jednak pogodziliśmy się z myślą o szambie, do tematu poś podchodzimy już bez emocji. Zobaczymy co wyniknie ze spotkania z przedstawicielem Bioeko. Może działając na spokojnie utargujemy coś? Jeżeli w ogóle się zdecydujemy...

Pozostaje wciąż jednak pytanie: KIM BYŁ TEN FACET??? Jaki on miał biznes w tym, żeby zniechęcić nas do poś w ogóle a do poś bezdrenażowego w szczególe? I O CO W TYM WSZYSTKIM BIEGA???

 

Tymczasem z innej beczki:

Dostaliśmy maila od Thermogolvu, że od bodajże od 28 sierpnia pompy ciepła mają podrożeć. Przyspieszyło to naszą decyzję o dokonaniu zakupu jeszcze teraz, kiedy złotówka jest stosunkowo mocna (cena jest przeliczana z euro). Niedługo powinniśmy dostać umowę, a zapłacimy po odbiorze.

 

I jeszcze inna beczka:

Po dłuższej wymianie maili z firmą Globaltech wreszcie jesteśmy umówieni na wykonanie instalacji wentylacji mechanicznej z rekuperacją, gwc płytowego i dgp (to ostatnie gratis). Mają zacząć w czwartek. Nasze dyskusje via internet dotyczyły warunków umowy. Pochwalę się, że wynegocjowaliśmy to, czego chcieliśmy.

 

Na koniec aktualności:

Panowie Elektrycy skończyli tę część robót. Wrócą pozakładać skrzynki, panele i takie tam inne, kiedy przyjdzie na to czas. Jeszcze nie widzieliśmy efektów ich działań, bo skończyli wczoraj wieczorem, a my wóciliśmy z Chorzowa już właściwie dzisiaj, bo po północy.

Kiedy przedwczoraj zapytałam ich o formę i czas płatności, pan zamachał rękami, jakby się od muchy opędzał i powiedział, że o pieniądzach to na razie nie rozmawiamy (oczywiście kwota została ustalona wcześniej). Dopiero po robocie, gdy już sobie to wszystko oglądniemy, zaakceptujemy lub nie, oni usuną wskazane usterki, wtedy pogadamy o przelewach i ich terminach.

Pewnie niedługo wyskoczymy na budowę, żeby obfotografować wszystkie okablowane miejsca. Potem będzie jak zanlazł w razie wątpliwości, gdzie można wiercić, a gdzie lepiej nie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

MAKARON Z SEREM

Nie było odpowiedzi na pytanie, kim był ten tajemniczy pan, który wybił nam z głów pomysł inwestowania w poś, a więc i nagród nie będzie.

Tymczasem na budowie pojawił się autentyczny przedstawiciel Bioeko i ... kupujemy :roll: . Wiem, wiem, pisałam, że ten zombi już nie wstanie... A tu taki numer!

Kolejna poważna rozmowa na budowie dotyczyła podłogówki. Przyjechał wykonawca tejże, coby wszystko obejrzeć, dogadać i umówić się na termin wykonania prac. I tu wyniknęły znowu problemy - istna kwadratura koła! :roll: Otóż ktoś, już nie wiem kto, wmawiał nam, że najpierw się robi podłogówkę i wylewki a potem tynkowanie (odwrotnie niż przy wylewkach bez podłogówki). Przyjęliśmy to za dobrą monetę i zaplanowaliśmy kolejność: elektrycy, wod - kan., wentylacja, podłogówka, wylewki, tynki, ostatnia warstwa wylewki pod linoleum, podłogi i inne ozdobniki typu kontakty, pstryczki - elektryczki, anemostaty itp. Już nawet mamy na oku jednego tynkarza, tylko jeszcze nie wiemy, czy jego maszynie wystarczy nasz agregat. Tymczasem wszystko nam się pomieszało, bo nie mamy pewności, jak to z tymi wylewkami będzie - pod linoleum powinny być idealne, więc nie można po nich hasać z rusztowaniami i paćkać tynkiem, a ta ostatnia warstwa to jakiś dziwny wymysł tych od linoleum, w dodatku nie wiadomo, czy będzie dobrze związana z ta normalną. Może jednak ta ostatnia warstwa rzeczywiście musi być? (Podobno ci od linoleum sami ją robią, bo inaczej nie dadzą gwarancji na swoją robotę.) Mieliśmy dzisiaj znaleźć odpowiedź na te wątpliwości, ale jakoś czasu nam nie stało. Jakby co, to możemy nie zdążyć z tynkami przed podłogówką. :roll: :roll: :roll:

 

A ten tytułowy makaron? To podstawowe pożywienie rodziny budującej się (ku radości dzieci) w dniach przesilenia budowlanego.

A miało być dzisiaj tak pięknie...

Rano wieli pojawić się panowie z Globaltechu (wreszcie!!!) i zacząć rozprowadzanie kanałów wentylacji mechanicznej. Jeszcze wczoraj upewniliśmy się, że gwc nie będą robić w tym etapie, a więc nie musimy zawracać sobie głowy załatwianiem koparki, piasku, żwiru, styropianu i takich tam.

Dzisiaj rano panowie zadzwonili, że jadą, a potem umilkli na czas dłuższy. Okazało się, że trochę pobłądzili, wbrew moim radom pojechali przez Wieliczkę, a nie przez Hutę i w dodatku zamiast jechać prywatnym objazdem za złotówkę, wybrali "państwowy" dwudziestopięciokilometrowy. No ale w końcu szczęśliwie dotarli.

Biegiem wybrałam się na budowę. Najpierw norma - obchód (drabina :evil: ), ustalenia, agregat. Mieliśmy problem ze znalezieniem miejsca na Mistrala a potem z wciśnięciem do którejś łazienki grubej rury idącej z parteru na strych. W końcu się udało, chociaż zapewne panów elektryków nie ucieszy widok wyrwanego ze ściany kabla, który niedawno położyli w pracowicie wyciętym w ścianie rowku. Trzeba będzie go wetknąć w inną ścianę.

Na koniec niespodzianka - ekipa od gwc może być jutro albo pojutrze. Innej opcji nie ma! Terminy napięte. No cóż? Drobiazg - na jutro trzeba było załatwić koparkę, tonę żwiru 10 - 20 mm płukanego, pół tony piasku i transport tego wszystkiego na budowę. Pestka!

GG to genialny wynalazek - pozwala oszczędzić duuużo kasy, gdy musimy z Andrzejem uzgadniać różne rzeczy, kiedy jest w pracy. Telefon do faceta od poś (w końcu można jednym transportem przywieźć więcej piasku i żwiru) i szybkie wyliczenia, ile czego trzeba. Żeby było ciekawiej, do gwc miałąm zamówienie w tonach a do poś w kubikach (np. 1 tona i 9 m3 żwiru). Nie wiem, ile razy odrywałam telefonami faceta z Globaltechu od pracy, żeby ustalić godziny pracy koparki. Nie wiedziec czemu, koniecznie chcieli nadzorować kopanie dziury - prostokąta o wymiarach 6 na 7 metrów i głębokości 1,5 m. Chyba to nie jest zbyt skomplikowane dla operatora koparki? W końcu ulegli - on zaczyna o 8.00, a oni przyjadą koło 10.00. Zarys dziury jest wypalikowany.

Wycieczka do najbliższej żwirowni (z dziećmi oczywiście) przyniosła zaskakujące informacje: otóż żwir o takiej granulacji nie jest tutaj znany! Po prostu w okolicy takiego nie kupię. Owszem, mają w ofercie inny (2 - 16 mm), ale jest nie do kupienia, bo "schodzi jak świeże bułeczki". W dodatku jest drogi. Załatwienia transportu też mi pani nie wróżyła na jutro. W innych żwirowniach nie mam czego szukać, bo jest tak samo. Załamka!

Raport do Andrzeja i powrót. Po drodze zakupy obiadowe - ser do makaronu, bo niczego innego nie zdążę już ugotować.

Tymczasem po powrocie zastałam na gg wiadomość, że żwir 2 - 16 można bez najmniejszych problemów kupić od ręki w każdej innej żwirowni! Oj, podpadła mi tamta pani!

Jeszcze tylko kolejny maraton telefoniczno - gadulcowy i już wszystko dograne - żwir taki też może być (ja do faceta na budowę, on do szefa, potem do mnie), transport załatwiony i dogadany. Jutro o 8.00 pierwsze spotkanie na budowie (koparka, transport piasku i żwiru oraz pan od wod-kan., który zadzwonił już później). O 10 przyjmuję dzisiejszą ekipę od wentylacji i nową od gwc.

Biegusiem odbyło się karmienie szczęśliwej dziatwy ulubionym ich daniem i prędko po Andrzeja na busa a potem na budowę. Wytyczyliśmy miejsce na gwc i pooglądaliśmy sobie istniejące już kanały wentylacyjne. No cóż - piękne to to nie jest. Musimy jakoś to pozakrywać. Może da się na metal nakleić jakąś siatkę i zatynkować to paskudztwo?

Na zakończenie dnia zabrałam dzieci do cyrku, a Andrzej bawił się na budowie rozgradzając działkę, żeby koparka mogła wjechać i ścinając kilka brzózek, które poległy robiąc miejsce na gwc. Będzie drewno do kominka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BURZĄ NAM DOM!

Wczoraj znowu budowa wyglądała tak, jak powinna - czyli jak mrowisko. Rano zaczęło się od 8.05. Na budowie stawili się:

1. Ja z Małgosią

2. Pan koparkowy z koparką

3. Pan wywrotkowy z wywrotką piasku

4. Pan hydraulik z ekipą

5. Ekipa Globaltechu z kanałami wentylacyjnyymi

6. Druga ekipa Globaltechu z gwc na wielkiej przyczepie.

No i zaczęło się!

Po ustaleniu ze wszystkimi, co, gdzie i kiedy, po odebraniu piasku i żwiru oraz dostarczeniu zapasu paliwa do agregatu, co zajęło mi jakieś dwie godziny, byłam wolna. Dzięki temu mogłam bardziej niż wczoraj dopieścić rodzinę kulinarnie, co nie wywołało zachwytu mojej średniej córki - wielbicielki makaronu z serem.

A potem była cisza. Telefon milczał!

Milczał do popołudnia, kiedy to zadzwonił jeden taki z Globaltechu i zaproponował mi, żebym przyjechała zrobić sobie zdjęcia gwc przed jego zasypaniem. Oczywiście pojechałam z aparatem na budowę! Po południu może wkleję te zdjęcia. Uwieczniałam ten nasz gwc ze wszystkich stron, a panowie cierpliwie czekali. W końcu jeden zapytał, czy jeszcze będę robiła zdjęcia, bo jak nie, to oni zakopują. Ponieważ fotoreportaż uznałam za zakończony, pozwoliłam zakopywać. Chciałam jeszcze zrobić kilka zdjęć wewnątrz domu, żeby uwiecznić te wszystkie kable, rury i kanały, ale najwyraźniej przeszkadzałyśmy tam panom z wszystkich ekip, którzy jakoś sobie nie wchodzili w drogę, ale ja i trzy dziewczyny, to już było najwyraźniej zbyt dużo. Zdążyłam tyllko zauważyć, że nasze piękne, równe ściany i stropy są bezlitośnie dziurawione, a dom oplata coraz gęstsza sieć kabli, peszli, rurek i kanałów. Burzą nam dom!!! :o

Popołudnie i wieczór spędziliśmy na poszukiwaniu najładniejszego z najtańszych kompletnych zestawów podtynkowych. Kupiliśmy w Praktikerze za 368 zł trzy takie i załadowaliśmy je do Felusi (częściowo na dach). Zaraz jadę na budowę zawieźć je hydraulikom.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BURZENIE UWIECZNIONE

Dzisiaj po południu wydzwonili nas panowie z Globaltechu. Zabrzmiało to poważnie: "Czy może pani przyjechać na budowę? A z mężem pani może?" Mogłam. Dzieci wyrwane z domu w strojach podwórkowych, niedosmażone frytki wyrwane z oleju i biegusiem na budowę.

Oczywiście nie katastrofa budowlana była przyczyną alarmu. Dom jakoś wytrzymał ten zmasowany atak i, chociaż podziurawiony, stał sobie spokojnie. Celem naszego przybycia było stwierdzenie, że dwa etapy prac ekip Globaltechu zostały wykonane. Z wrażenia zapomniałam zadać panom pytanie, które dręczyło mnie od dzisiaj (bo dopiero dzisiaj byłam w stanie spokojnie to przemyśleć) - zastanawiam się mianowicie nad tym, na grzyb wykuli nam dwie dziury w elewacji na czerpnię i wyrzutnię powietrza do rekuperatora, skoro powietrze powinno dostawać się do niego z gwc. Logicznie rozumując, skoro przekuli dziury w wylewce na gruncie i w stropie, żeby przeprowadzić tamtędy pokaźnych rozmiarów rurę, to po co jeszcze czerpnia w ścianie? Niestety przypomniałam sobie o tym pytaniu dopiero, kiedy weszłam na górę w celu udokumentowania wyglądu domu w okowach kabli i rur, a wtedy panów już nie było.

Jednak nasze kontakty jeszcze się nie zakończyły, więc będzie okazja, żeby zapytać.

Niestety nasz dom wygląda z każdym dniem brzydziej. Okropne! Pocieszam się, że niedługo jakoś to wszystko pochowamy w ścianach, ścinkach, sufitach. Już widać, gdzie będzie kilka nieplanowanych a koniecznych sufitów podwieszanych. Jakoś to trzeba będzie wykombinować, żeby wyglądało, jakby "tak miało być".

A oto dowody:

 

http://img53.imageshack.us/img53/786/reku7rq8.jpg

Oto nasz gwc. Prawda, że śliczny? Całkiem jak na zdjęciach w reklmówkach Globaltechu. Aż żal zasypywać go. Mam nadzieję, że będzie równie praktyczny jak ładny!

 

http://img183.imageshack.us/img183/3359/reku6zw5.jpg

Dowód na to, że mamy drzwi. (W piątek mamy mieć też bramę garażową!)

 

 

http://img241.imageshack.us/img241/7731/reku5ue4.jpg

Nasza spiżarka się zmniejsza! Te śliczności, to rura prowadząca od gwc do rekuperatora.

 

http://img183.imageshack.us/img183/4721/reku4yp3.jpg

Rura w tle ta sama, a po lewej będą zmywarka i zlew.

 

http://img292.imageshack.us/img292/1296/reku3fr8.jpg

Łazienka dla gości. No wiem, nie rozpieszczamy ich obszerną łazienką, ale cóż, tak wyszło... Te czerwone rurki to miejsce baterii prysznicowej - tu będzie kiedyś kabina.

 

http://img176.imageshack.us/img176/4170/reku2ji5.jpg

Takie słoniowe trąby wiszą nad każdym pokojem na górze.

 

http://img176.imageshack.us/img176/3530/reku1iu2.jpg

Niezła plątanina! :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ZAKWASY, BĄBLE I LISTA BUBLI

Andrzej spędził piękną słoneczną sobotę w całości na budowie, starając się doprowadzić do jakiego - takiego porządku okolice domu. A ja dotarłam tam koło południa, oczywiście z całą gromadką. Dziewczyny dzielnie chwyciły taczki i układały na paletach pocięte brzozowe pieńki. Kiedy znudziło im się to zajęcie, starsze pobiegły do nowopoznanej koleżanki z sąsiedztwa, a najmłodsza nadal wytrwale nam pomagała. W ramach rozrywki chwyciłam maczetę wykonaną z piły i rąbałam nią cieńsze gałązki. Te wyczyny zaowocowały u Andrzeja solidnymi zakasami, a u mnie bąblami na dłoniach (bo nie posłuchałam dobrej rady małżonka i nie założyłam od razu rękawiczek).

Wieczorem zawitał u nas pan, który być może zbuduje nasz kominek. Okazało się, że ma firmę budowlaną i buduje domy od fundamentów po czubek komina pod klucz. Zapoznał się z naszym pomysłem na kominek i ma przedstawić swoją wycenę.

Zapomniałabym - od piątku mamy bramę garażową firmy Normstahl. Całkiem ładna jest! :) Pan, który przyjechał do nas wcześniej, żeby wszystko wymierzyć, a potem, żeby podpisać umowę, tym razem pojawił się jako monter. Ponieważ rano Andrzej zawoził agregat na jakąś budowę, żeby sprawdzić, czy "uciągnie" agregat do tynków ("uciągnął"), nie miałam samochodu. Wyszłam więc na budowę na piechotkę zabierając 2/3 córek. Pan Od Bramy, zauważywszy brak samochodu w okolicy domu, rozbroił mnie pytaniem: "To pani dzisiaj na nóżkach przyszła?" Po ustaleniu wysokości osadzenia bramy, co nie było łatwe, zostawiłam panów z bramą i poszłam sobie na targ. Wczesnym popołudniem przyjechał po mnie, żeby zabrać mnie na budowę i pochwalić się wynikami pracy. Podobało mi się! Brama przylega równiutko, chodzi lekko i ładnie wygląda.

A teraz łyżka dziegciu do tej beczki miodu, czyli o wykrytych ostatnio usterkach:

1. Panowie murarze z nieznanych mi przyczyn osadzili nadproże drzwi z pom. gospodarczego do garażu jakieś 6 cm niżej niż drzwi zewnętrzne. Co nimi powodowało? Jakoś wcześniej tego nie zauważyliśmy. Szydło wyszło z worka właśnie przy ustalaniu wysokości montażu bramy garażowej. Mieliśmy zamiar na podłogę w garażu położyć tyleż styropianu, co w domu i wylewkę zrobić tej samej grubości, chociaż garaż nie będzie ogrzewany. Tymczasem okazało się, że drzwi zewnętrzne są osadzone tak "na styk", a te do garażu za nisko. Jak teraz z tego wybrnąć? Oczywiście trzeba będzie dać najwyżej 5 cm styropianu (może lepszego?) i jakąś cieńszą wylewkę za to zbrojoną. Tak samo będzie w pomieszczeniu gospodarczym, bo drzwi otwierają się w jego stronę.

2. Pan Kominkowy zauważył wchodząc, że drzwi zewnętrzne są "brzydko" osadzone. Rzeczywiście we framugach widać łby śrub (nie wiem, czy można było to zrobić inaczej), a niektóre z nich są jakby niedokręcone. Inna sprawa, że to mogło nastąpić później, bo drzwi wciąż są niepodmurowane.

3. Usiłując zamknąć drzwi do garażu po zamontowaniu bramy zauważyłam, że to se ne da. Hydraulik stwierdził, że te drzwi tak mają i fachowo podparł je od dołu butem, jednocześnie przekręcając zamek. Na szczęście panowie od okien i drzwi jeszcze się u nas pojawią, więc wyegzekwuję wyregulowanie tych drzwi. Przy okazji wymienią te podrapane klamki okien.

4. Nie podoba mi się zasypana tylko ziemią dziura w podłodze w miejscy, gdzie wchodzi do domu rura z gwc. Przecież nie było sensu zasypywac jej na równo z podłogą ziemią, bo trzeba tę dziurę zalać betonem. Czeka nas wygrzebanie tej ziemi i wylewanie betonu.

5. Musimy też odkopać miejsce, gdzie taż rura przebija ścianę fundamentową. Panowie wycięli w tym miejscu folię kubełkową, przebili się przez styropian i ścianę fundamentową, a potem to zakopali. Nie wiemy, jak to miejsce wygląda, ale folię to na pewno trzeba tam dać z powrotem i jakoś posklejać z pozostałą po bokach.

6. Pan Koparkowy przed zakopaniem gwc zapytał, czy może bardziej rozgrodzić działkę, żeby było mu wygodniej tam kręcić koparką. Oczywiście nie było przeciwskazań. Nie wpadliśmy jednak na pomysł, że on dokona tego łyżką koparki. Zniszczył nam kawał siatki!!! Na razie nie zgłosił sie po zapłątę za wykonana pracę :o , ale mam ochotę odliczyć mu koszt zakupu siatki.

W dodatku czerpnia powietrza jest jakby trochę pochylona. mam nadzieję, że to jej nie zaszkodzi, ale na ten temat wypowiedzą się specjaliści przy najbliższym spotkaniu.

 

Może jeszcze dzisiaj wkleję kilka zdjęć przedstawiających naszą bramę i efekty porządków wokół domu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

TO MEGALOMANIA?

Z wrażenia zapomniałam zadać panom pytanie, które dręczyło mnie od dzisiaj (bo dopiero dzisiaj byłam w stanie spokojnie to przemyśleć) - zastanawiam się mianowicie nad tym, na grzyb wykuli nam dwie dziury w elewacji na czerpnię i wyrzutnię powietrza do rekuperatora, skoro powietrze powinno dostawać się do niego z gwc. Logicznie rozumując, skoro przekuli dziury w wylewce na gruncie i w stropie, żeby przeprowadzić tamtędy pokaźnych rozmiarów rurę, to po co jeszcze czerpnia w ścianie? Niestety przypomniałam sobie o tym pytaniu dopiero, kiedy weszłam na górę w celu udokumentowania wyglądu domu w okowach kabli i rur, a wtedy panów już nie było.

Jednak nasze kontakty jeszcze się nie zakończyły, więc będzie okazja, żeby zapytać.

Czy cytowanie samej siebie nie zakrawa na megalomanię? Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone.

Udzielam odpowiedzi na postawione powyżej pytanie. Otóż dowiedziałam się, że czerpnia w ścianie to nie pomyłka wynikająca z rutyny, ale celowe działanie. Zimą powietrze będzie się ogrzewało w gwc a podczas upałów tamże chłodziło. W chłodniejsze letnie, wiosenne i jesienne dni nie będziemy chcieli się jeszcze bardziej chłodzić i wtedy zrobimy "pstryk",(jeszcze nie wiem czym), a powietrze popłynie przez czerpnię w południowej ścianie szczytowej.

Dzisiejszy dzień zaczęłam od rozmowy z samym burmistrzem Kracikiem. Tematem tej krótkiej z konieczności (kolejka pod drzwiami) pogawędki była nasza - gminna droga i jej opłakany stan. Na pamiątkę Pan Burmistrz zostawił sobie zdjęcia tejże i obiecał zainteresowac się sprawą. Pażywiom pasmotrim. Teraz możemy się spodziewać zapowiedzianej zemsty Pana Od Dróg, który obiecał nam, że w razie interwencji wyżej zamknie nam drogę na czas remontu i nie dojedziemy na budowę. Jeżeli w międzyczasie nie popada solidnie (na co się, iestety, zanosi), to można będzie dojechac spokojnie przez sąsiednie działki. Glina ma tę właściwość, że po suchych dniach staje się twarda jak asfalt. Gorzej po deszczach, bo wtedy można na niej trenować jazdę off road pod warunkiem, że się ma niezły samochód terenowy.

A po południu, wracając z odwiedzin u Smoka (z trzema smokami w trzech parach łapek), wpadliśmy do "salonu" płytek ceramicznych. Co za moda dziwna zapanowała?! Nie ma normalnyh płytek! Wszystkie jakieś takie "aleganckie", pozłacane, z gzymsikami... I wszystkie beznadziejnie podobne do siebie! Co ja mam na ściany w łazienkach położyć???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UBAW PO PACHY

Do pewnych spraw lepiej podchodzić z humorem, więc się staram, jak mogę.

Oczywiście tym, co spędza nam sen z powiek (dosłownie) i czasami odbiera przyjemność z patrzenia, jak nam domek to rośnie, to dla odmiany jest dziurawiony okrutnie, jest ENION. Wszechmocny, wszechwładny, potężny, z nikim i niczym się nieliczący ENION.

Po tym, jak nam znienacka wbił nóż w plecy informując (w odpowiedzi na nasze pismo, bo tak sam z siebie nie poinformowałby oczywiście o niczym), że dobrodziejstw elektryfikacji nie zaznamy tak prędko, jak się śmieliśmy spodziewać, popadam w skrajne nastroje. Szybko doszłam do wniosku, że głęboka depresja nic nie da, więc zrezygnowałam z popadania w nią. Za to ruszyliśmy do boju. Najpierw Andrzej szybko przygotował listę instytucji, które należy zawiadomić o naszym nieszczęściu (czyli ENIONie). Następnie przystąpił do płodzenia pism. Mamy już ustalony, wielokrotnie wypróbowany system: on pisze, ja czytam, sprawdzam, poprawiam, Andrzej zatwierdza i ... ziuuuu... posyłamy. Najpierw poszły dwa. Przedwczoraj powstały dwa następne. A potem siedliśmy sobie razem i zaczęliśmy się zastanawiać, do kogo by tu jeszcze...

Przypomniała mi się rada, którą znalazłam w komentarzach (dziękuję), żeby zapłodnić nasze elyty myślą o jakimś UKŁADZIE, który siedzi w rzeczonym ENIONie i szkodzi, ryje, podrywa autorytety, pasie się niezasłużenie naszą krwawicą.

Chwilę trwało przełamywanie oporów wewnętrznych, a potem pooooszło! Odpowiedniej treści list został wysłany, gdzie się dało. W końcu, co mamy do stracenia? Pożerujemy trochę na fakcie, że wybory samorządowe za pasem i chyba każdy rozsądny człowiek rozumie, że w tej sytuacji trzeba pokazać, jak na szczeblu lokalnym pomaga się "zwykłym ludziom". A my zobaczymy, kto chce nam pomóc i wyciągniemy z tego wnioski. Przesłankami do ich wyciągania nie omieszkamy się podzielić na forum publicum (wnioski sami sobie wyciągajcie, choćby za ogony).

 

Druga sprawa, to kontakty z "naszym" kredytodajnym bankiem. Otóż wystąpiliśmy o wypłacenie drugiej transzy kredytu. Postęp prac budowlanych udokumentowaliśmy w stopniu wyższym od wymaganego fakturami. Pani z banku przyjechała na budowę i obfotografowała wszystko, co miała wypisane w liście prac należących do pierwszego etapu. Pochwaliła nas, że małe co nieco z drugiego etapu też jest zrobione. Odjeżdżając przyznała, że mają chwilowy bałagan, więc w dwa dni (jak to NORMALNIE u nich bywa) nie zdążą nam pieniędzy przelać, ale w ustalonym w umowie terminie tygodnia na pewno się zmieszczą. I co? I bulba! Tydzień już minął, wykonawcy czekają na kasę za skończoną robotę, a kasy na koncie nie ma! Faktem jest, że wykonawcy wyrozumiali są i spokojnie do sprawy podchodzą, wierząc w naszą uczciwość, ale to nie usprawiedliwia banku! Wczoraj jakiś pracownik banku bił się w piersi do telefonu (było słychać w drugim końcu pokoju!), że dzisiaj najpóźniej pieniądze będą na naszym koncie. Obaczim.

 

Kolejna "zabawna" historia dotyczy projektu przyłącza wodociągowego. Otóż jakiś czas temu (nie chce mi się sprawdzać w dzienniku, kiedy dokładnie to było) zamówiliśmy u tutejszego inżyniera od przyłączy wszelakich takowy projekt wraz ze wszystkimi niezbędnymi uzgodnieniami. Nawet uczestniczyłam wraz z nim w spotkaniu z szefem tutejszych wodociągów, na którym to spotkaniu ustalono, że natychmiast po naniesieniu wykonanego już wodociągu na mapę można będzie projekt zrobić i uzgodnić. Wprawdzie szef miał jeszcze inny pomysł, ale inż. uznał go za science fiction i odrzucił. Po tym spotkaniu, zaopatrzywszy inżyniera we wszystkie niezbędne jego zdaniem papiery (w tym egzemplarz projektu z czerwonymi pieczątkami i mapkę) poszłam do domu i czekałam. Czas mijał, hydrant stał, a inżynier milczał. Budowlańcy brali wodę z beczek i nie narzekali, a nas zaprzątnęła walka o prąd. Tymczasem zrodziła się wątpliwość, czy wody wystarczy na tynkowanie i wylewki. Trochę głupio znowu brać traktorzystę, żeby przeciągnął przyczepę z beczkami pod dom, nalewać wodę wężem ogrodowym i apiat' ciągać to na budowę, gdy hydrant za płotem drażni oczy swą soczystą czerwienią. Przez jakiś miesiąc usiłowaliśmy się do inżyniera dodzwonić. Bez skutku. Tymczasem szef zagadnięty o to zeznał, że wodociąg już jest na mapie i nie ma przeszkód, żeby projekt i przyłącze wykonać. Kolejne telefony "odbierane" przez automatyczną sekretarkę inżyniera, przekonały nas, że trzeba się z tym panem rozwieść. Już nawet znaleźliśmy jego potencjalnego następcę, kiedy wreszcie telefon odebrał człowiek. Po dłuższej wymianie zdań umówiliśmy się, że przyjdę odebrać projekt. Dzisiaj udało mi się spotkać z panem inż. a następnie z geodetą, który, rzekomo, miał wykonać tę istniejącą rzekomo mapkę i rzekomo przekazać ją inżynierowi, który rzekomo na nią niecierpliwie czekał. A co się działo naprawdę? Tego nie udało mi się ustalić, bo wersje są różne.

Fakty (???): inwentaryzacja powykonawcza w postaci mapki geodezyjnej nie istnieje, bo nigdy nie została przez wodociągi zamówiona, mapki "pięćsetki" do projektu przyłącza nikt u geodety nie zamawiał, więc geodeta nie mógł jej przynieść inżynierowi, a inżynier mógł na nią czekać ..., mapka dla wodociągów nie ma nic wspólnego z mapką, której potrzebujemy, zaginiony projekt budowlany odnalazł się cudownie na pianinie u inżyniera. Zamówiłam mapkę (600 zł :evil: ) i poszłam do domu. Wciąż tylko nie rozumiem, dlaczego nikt mi nie powiedział, że mam takową zamówić. Kazali mi czekać na tę inwentaryzację, twierdząc, że bez niej nic się nie da zrobić. Tymczasem inwentaryzacji nie ma i być może nie będzie, a ja miałam po prostu na własną rękę zamówić u geodety mapkę i zapłacić za nią. A to mogło już być zrobione parę miesięcy temu!!! :evil: Pan inżynier przyznał się w końcu, że zapomniał o naszym projekcie!

 

Tymczasem dzisiaj zadzwonił nasz tynkarz. Robotę mają zaczynać od poniedziałku, więc się ich wcześniej nie spodziewaliśmy. Nie wiem zresztą, jak się udało ten termin przeforsować, bo wcześniej facet twierdził, że przed 10 września to się nie wyrobi za Chiny Ludowe. A teraz właśnie Andrzej pojechał na budowę w trybie alarmowym, bo panowie przerzucają sprzęt.

Swoją drogą to jakieś signum tempori, że człowiek musi szukać wykonawcy i prosić go, żeby w swój napięty terminarz "wcisnął" gdzieś jeszcze jego budowę. I jak tu w takim wypadku dyskutować o pieniądzach? Na szczęście (odpukać) póki co pod tym względem nie możemy narzekać. Tynkarzowi zapłacimy 19 zł za m2. Chyba przyzwoicie?

W przyszłym tygodniu mamy mieć ściany otynkowane a podłogę pokrytą izolacją przeciwwilgociową (podwójna papa termozgrzewalna). Przy okazji któraś z ekip podmuruje nam wreszcie okna i drzwi. A w następnym tygodniu podłogówka. I tym optymistycznym akcentem kończę.

 

Na deser kilka zdjęć:

Eeee, coś mi ImageShack odmawia współpracy. Zdjęcia będą "inną razą".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JAK DOBRZE MIEĆ SĄSIADA...

Wczoraj zawitała u nas kolejna ekipa - tym razem to tynkarze. Na szczęście Andrzej później ruszał do pracy, więc ich przywitał na budowie i zaopatrzył dodatkowo w różne materiały budowlane potrzebne do podmurowania okien i drzwi. To panowie wykonają na ochotnika w ramach fuchy.

Tak pięknie miało być, a tymczasem... Dzisiaj rano panowie uruchomili agregat i maszynę do tynkowania. Otynkowali jakąś ścianę, wyłączyli wszystko, a przy kolejnym uruchamianiu coś się przepaliło i koniec! Agregat nieczynny, prądu nie ma - no po prostu czarna rozpacz! Na szczęście mamy sąsiadów. Co prawda dzielą ich od nas trzy działki (puste), ale póki co, to nasi najbliżsi sąsiedzi. Z lekką tremą szłam do nich prosić o prąd, bo sami go nie mają i są podłączeni do domu córki. Bałam się, czy nie dojdą do wniosku, że dwie budowy i jeden normalnie funkcjonujący dom to za dużo jak na jedno przyłącze. Na szczęście nie widzieli żadnego problemu!!! Oczywiście nie obyło się bez dłuższej rozmowy na temat ENIONu. Podobno, gdzie dwóch Polaków, tam trzy odmienne zdania, tym razem jednak wszyscy byli wyjątkowo zgodni w opiniach na temat tej instytucji. Jeden z tynkarzy powiedział, że, gdy usłyszał o budowaniu na agregacie, to był pewien, że dom będzie stał w środku puszczy i przeżył szok widząc go w pobliżu innych domów.

Tynkarze przeciągną przez pola dłuuuugi kabel i będą dalej tynkowali.

Wczoraj odwiedziliśmy kolejny sklep z flizami i ... wreszcie znalazłam! Znalazłam inspiracje i to liczne, a nie gotowca, więc teraz tworzę wizje naszych łazienek i kuchni, kompilując części kolekcji trzech firm (jedna z nich ma najładniejsze moim zdaniem, ale też i najdroższe, niestety). Ba, teraz mam więcej pomysłów niż pomieszczeń do flizowania! Łazienkę na dole już "mam", kuchnię też, górne łazienki prawie gotowe. Jeszcze tylko dobrać konkretne płytki i ... policzyć. Niestety te najładniejsze do najtańszych nie należą, ale jakoś się pokombinuje, żeby znaleźć złoty środek. Tym bardziej, że nie chcę wykładać ścian płytkami od podłogi do sufitu. Trochę miejsca zostawiamy na malowanie, żeby móc za jakiś czas coś małym kosztem zmienić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...