Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Żeby na narty...

Wiosna idzie!

Zimno wprawdzie jak cholera, co rano patrzę na termometr i widzę wciąż -10 (żeby chociaż w Rio...) - no porzygać się można!

Jednak wiosna idzie, bo...

 

 

... wzięło mnie na sprzątanie chałupy! Zapierdzielałam dzisiaj jak mały samochodzik i nawet jakieś efekty widać. Acz jeszcze bardziej widać, co powinnam zrobić w najbliższym czasie...

 

 

A poza tym, to mam ochotę napisać, dlaczego nie lubię gotować obiadów. I napiszę. A co? Jak się komu nie podoba, to może nie czytać.

 

Jako że w zeszłym tygodniu jakoś się poskładało, że mięsa czerwonego nie było, bo inne natchnienia miewałam, to dzisiaj postanowiłam najbardziej tradycyjnie kotlety zrobić. Kupiwszy cztery kotlety z karczku (schabu tyfusy nie jedzą, bo za suchy) wpadłam jeszcze na pomysł, że kompocik ugotuję, więc mieszankę mrożoną nabyłam. Nadeszła godzina 13.00 czyli zaczął się tani prąd. Rzuciłam więc porządki, załadowałam i włączyłam pralkę, a następnie rzuciłam się do gotowania.

Kiedy ziemniaki już się gotowały, przystąpiłam do robienia kotletów. Jak ja tego nie lubię! No po prostu nie znoszę rozbijać mięcha, a już ciapranie się w panierce - błe! No dobra, rozbiłam, przyprawiłam, wyciaprałam, usmażyłam (trenując zeza rozbieżnego, bo jednocześnie biegiem ciachałam kapustę na sałatkę) - śliczne wyszły, wysmażone w sam raziczek.

Pierwsze jadło średnie dziecię. Nałożyłam jednego ziemniaczka starannie rozgniecionego z masełkiem, kotlecika pokrojonego, żeby się nie zmęczyło i sałatki ulubionej z kapusty pekińskiej. Poleciałam dalej sprzątać, bo za chwilę miała przyjść pani do angielskiego, a wiecie, jak wygląda środkowy etap generalnego sprzątania. Pani przyszła w chwili, kiedy ocierając pot z czoła wrzucałam ostatnią porcję śmieci do worka. Dziecię zaczęło lekcję (już wcześniej zameldowało, że zjadło), a ja zeszłam do jadalni i ujrzałam na talerzu pół kotleta, 3/4 ziemniaczka i zero surówki (przynajmniej tyle...).

Jako drugie jadło dziecię najmłodsze... zniknęła 1/3 kotleta, 1/3 ziemniaczka i zero surówki, bo tej nie lubi...

Ostatnie przy stole zasiadło pierworodne. Nałożyło sobie kotleta, pół ziemniaczka i surówkę. Już nakładając marudziło, że kotletów nie lubi. Z miną lekarza przeprowadzającego sekcję dwutygodniowego topielca wbiło widelec w kotleta. Po chwili grzebania, wyciągnęło coś i z oskarżycielską miną rzekło "żyła". Nieśmiało usiłowałam usprawiedliwić kotleta za ten nietakt, ale sekcja trwała... Wynikiem było "ścięgno" - słowo wypowiedziane tym tonem, którym wymawia się wyraz "ohyda". I to był koniec jedzenie kotleta. Dziecię z miną cierpiętnicy spożyło ćwiartki ziemniaka (tak, jak zostały wyjęte z garnka - bez masła) i odrobinę sałatki. Pouczyło mnie jeszcze, że ten sam kotlet byłby jadalny, gdybym go przed usmażeniem zmieliła i zrobiła sznycla (znaczy mielonego). Problem w tym, że młodsze widłami nie tkną niczego, co zostało wykonane z mięsa mielonego...

Kompot nie zasłużył na degustację. Pierworodne stwierdziło, że wypije wieczorem (nie wypiło), najmłodsze, że jest za słodki (był za mocny, ale dodałam wody i posłodziłam, co zostało skwitowane słowami "lepszy" i... tyle..., bo jednak "lepszy" niż zły, nie znaczy "dobry", średnie udało, że nie wie nic o istnieniu kompotu...

 

Dlatego nie lubię gotować!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podziwiam cię z całego serca. Za cierpliwość.

Moja rodzina wie, że za słowo "nie lubię' przez 3 dni nie byłoby nic jadalnego w domu, oprócz gotowanego indyka, którego ja jadam. Rozpuściłaś towarzystwo jak ja mojego psa :lol2:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ale jak nie dać jeść przez trzy dni, skoro one wszystkie takie chude, że strach?! Taż by popadały jak muchy!

Już w ferie była straszna awantura i przez tydzień miały nie dostawać niczego słodkiego. I tak miały dobrze, bo mogły pić wodę z sokiem (niczego innego nie piją). Brak mlekołaków na śniadanie był rzeczą nie do przejścia! Jakoś wytrzymały, ale ostatniego dnia miały obłęd w oczach. A pierwszego dnia po zdjęciu prohibicji wstały o świcie i rzuciły się na mlekołaki jak dzikie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie z tego samego powodu nie lubię gotować obiadów. Bo albo zrobię coś, co lubimy z Hubertem i wtedy dzieci nie zjedzą i zaraz będą szukać słodyczy, jogurtu, kanapek i innych tego typu zapychajek, albo znowu będzie kotlet schabowy (z kurczaka :) ), do tego makaron i kukurydza z puszki ew. ogórki kiszone. A ja już na to patrzeć nie mogę :mad:

I wtedy my z Hubertem szukamy czegoś....smacznego :rotfl:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam w tej sprawie za Ewą - rozpuściłaś towarzystwo w temacie jeścia i tyle.

Chude są, bo jedzą nie to, co powinny, dzieciaki powinny dostać odpowiednią ilość białka.

Nie chcę Cię broń Boże krytykować, po prostu tak to jest, teraz byłoby bardzo trudno zmienić ich nawyki.

Może jadłyby, gdyby same gotowały, nie wiem...

 

Moje dzieci nie są takie marudne, choć starszy do 12 - 13 roku życia też był niejadkiem straszliwym, krzyż Pański z nim był.

Teraz przeszło, jak zaczęli intensywnie rosnąć, skończyło się marudzenie. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...