Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Wyspałam się i zaczynam:

 

Dzień pierwszy.

Właściwie nie wiem, który dzień był pierwszy, bo trwał on tak długo, że już mi się myliło, czy mam powiedzieć "wczoraj" czy "dzisiaj". Oczywiście była to podróż, która zaczęła się w piątek 2 lutego o 6.30. Najpierw Andrzej odwiózł mnie do Staniątek na pociąg osobowy do Krakowa. Tam przesiadłam się w ekspres do Wawy, kolejna przesiadka w pospieszny do Białegostoku, jeszcze jedna w autobus do Narewki, a tam już czekał na mnie wujek, z którym samochodem pojechaliśmy do jego domu w Olchówce. Niestety, niebardzo mogłam napodziwiać się widoków puszczańskich, bo pogoda była paskudna.

Poczekaliśmy do północy i znów wyjazd do Białegostoku, już w liczniejszym gronie: dwóch wujków i ja, skąd o 2.40 miał nas zabrać autobus do MIńska. Na wszelki wypadek wyjechaliśmy tak wcześnie, bo jeszcze trzeba było odstawić samochód na zaprzyjaźniony parking. Zresztą i tak mieliśmy poczekać na dworcu PKP. I tu nastąpiło pierwsze rozczarowanie: dworzec był zamknięty z powodu "przerwy technologocznej". Przystanek to daszek na ławeczką i tyle. Godzinka czekania minęła powolutku odliczana narastającym szczękaniem zębów. W międzyczasie pojawił się jeszcze jeden pasażer, który wiedział, że to autobus przelotowy, jadący ponoć z Krakowa... Minęła pora odjazdu, kwadrans akademicki i kolejny... już prawie godzinka po czasie..., gdy odkryłam na bilecie nr telefonu z informacją o spóźnieniach. Pierwszy telefon - nikt nie odbiera, drugi - odzywa się zaspany głos. Panienka stwierdziła, że niczego nie wie, ale się dowie i żeby zadzwonić za 10 minut. Dobrze, że nie trafiła na mnie, bo ja bym szybko i dobitnie jej wytłumaczyła, kto powinien oddzwonić do kogo. :evil: Okazało się, że autobus będzie za 5 minut i był. Godzinkę się spóźnił, ale nawet nie można było mieć pretensji, bo był to autobus relacji Praga - Mińsk :o

Właściwie już było mi obojętne, że nie wyglądał jak na zdjęciu w folderze biura handlującego biletami różnych firm przewozowych. Grunt, że mieliśmy po dwa miejsca dla siebie, że było ciepło i jechaliśmy.

Granicę przekroczyliśmy szybciutko dobę po rozpoczęciu się mojej podróży. Chyba po 10 rano (ichniego czasu) byliśmy w Mińsku. Wcześniej już chyba z godzinkę jechaliśmy przez to miasto.

Na dworcu powitał nas z wylewną słowiańską serdecznością Jazep, czyli Józef - naukowiec badający twórczość naszego praszczura (dokładniej mojego praprapradziadka). To on właśnie kilkanaście lat temu znalazł nas w Polsce, przysłał nam materiały dotyczące Wincentego Dunin Marcinkiewicza i dzięki niemu w ogóle wiemy, że praszczur się tak zasłużył. Pokolenie półkę wyżej ode mnie wiedziało, że prapradziadek coś tam pisał, że porwał swoją żonę, bo jej mu nie chcieli dać po dobroci, że popić lubił, pograć i pohulać, że kupił majątek Lucynkę, w którym potomkowie mieszkali do powojny. Ja wiedziałam mniej więcej tyle samo z naciskiem na hulaszczy tryb życia i porwanie żony, a o pisaniu niewiele. Bardziej poważano w rodzinie jego córkę Kamilę.

Jazep zabrał nas do internatu. Bardzo ciekawe miejsce. Takie... socjalistyczne. No ale ciepłe, czyste, z ciepłą wodą i nawet telewizoreami w pokojach. Czegóż chcieć więcej?

Potem obiadek obfity w osobnym pokoiku lokalu (coś jakby restauracyjka w piwnicy Akademii Nauk) i... samogończyk dla lepszego zbratania dusz. Spacerek, internat, kolacyjka w tymże lokalu i... zapowiedź programu pobytu, która sprawiła, że chętnie wychyliłam kolejny kielonek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miło mi, rozgość się, bo zaraz będzie kolejny odcinek, tylko pozmniejszam zdjęcia.

Zapomniałam napisać, że po drodze kazali nam wysiąść w Grodnie na przystanku, że by zatankować. Ciekawe, czemu nie mogli tankować z pasażerami? :o Wysadzili nas po wiatą, a autobus z naszymi bagażami pojechał sobie... Na szczęście wrócił.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień drugi, czyli uroczystości czas zacząć.

Raniutko zostaliśmy obudzeni przez panią z recepcji (samogończyk okazał się wyśmienitej jakości, więc wstałam radosna jak skowronek) i poszliśmy na śniadanko do znanego już lokalu. Moja niechęć do jedzenia mięsa okazała się już poprzedniego dnia, oczywiście, kłopotliwa, ale jakoś z tego wybrnęliśmy, kiedy poszłam na kompromis i zdecydowałam się, że ryby mogę jeść.

Po śniadaniu wyjazd do Bobrujska, jakieś 150 km od Mińska, gdzie praszczur raczył był dać się ochrzcić. Wielkiego wyboru nie miał, biorąc pod uwagę jego wiek w tym dniu.

Przyjeżdżamy i widzimy:

 

http://images26.fotosik.pl/155/a27de2dffc4ed816.jpg

 

To z tyłu, to kościół. Stał sobie spokojnie, przetrwał wojnę, a po wojnie, żeby nie kłuł w oczy... wybudowano blok, wbudowując w niego kościół. Oczywiście front zniszczono, został na zdjęciu:

 

http://images27.fotosik.pl/154/e2d69346356885a7.jpg

 

Pomysłowo, no nie?

A w środku było tak:

 

http://images31.fotosik.pl/135/b8fb170331070200.jpg

 

Posadzono nas, oczywiście, w pierwszej ławce. Mszę odprawiał sam arcybiskup Białorusi. Zaczęła się w obłokach dymu kadzideł od procesji na koniec kościoła, gdzie na kolumnie umieszczono tablicę upamiętniającą chrzest praszczura. Arcybiskup poświęcił tablicę, potem i nas wszystkich skropił obficie wodą święconą i zaczęła się msza po białorusku. Bez trudu rozumiałam wszystko, łącznie z płomiennym kazaniem.

 

http://images28.fotosik.pl/155/ac61dedfbee08159.jpg

 

http://images23.fotosik.pl/154/227aff14590351f6.jpg

 

Tablicę zobaczyłam z bliska dopiero po mszy, bo wcześniej był wokół niej tłum ludzi. Podeszliśmy, żeby ją oglądnąć i od razu zaczęło się pstrykanie. Jako te białe misie z Krupówek byliśmy ustawiani w różnych konfiguracjach z różnymi osobami do kolejnych zdjęć. Był Jazep, jego brat - rzeźbiarz, który wykonał tę tablicę i, jak się później okazało, wiele pomników na Białorusi i w innych krajach (w Polsce też), był arcybiskup, proboszcz tego kościoła, jakieś szychy różnego ciężaru gatunkowego. Filmowała to wszystko polska telewizja z Białegostoku. Dowiedziałam się od kogoś (kto to był?), że jestem niezmiernie podobna z profilu do praszczura. Ponoć wiele osób to stwierdziło. Takoż ci z Was, którzy mnie nie widzieli, mogą teraz zobaczyć mój profil na tablicy pamiątkowej. Dowiedzieliśmy się, że praszczur nie był chrzczony w tym właśnie kościele, ale tamten nie istnieje już, więc tablicę umieszczono po prostu w działającym kościele katolickim.

Po sesji zdjęciowej i chyba jakichś wywiadach, których udzielali na szczęście wujkowie, pojechaliśmy do kawiarni w parku, do której arcybiskup (chyba) zaprosił nas na obiad. Nie muszę dodawać, że obfity. Acha - dobrze mi się wydawało - kawior to paskudztwo.

Park, w którym stała kawiarnia, ma ponoć latem otrzymać imię Marciniewicza, a gdzieś w nim ma stanąć jego pomnik. Jeszcze nie wybrano odpowiedniego miejsca, gorące ponoć dyskusje trwają. Oczywiście zapowiedziano, że zostaniemy zaproszeni na uroczystość odsłonięcia pomnika i nadania imienia parkowi.

Bobrujska właściwie nie widzieliśmy, tyle co z okna samochodu. Poprosiłam tylko o przystanek obok bardzo ładnego domku i szybko pstryknęłam mu zdjęcie:

 

http://images26.fotosik.pl/155/54950f79a7a6cb9b.jpg

 

Samo miasto, w części przez którą przejeżdżaliśmy, nie wydawało się interesujące: szerokie ulice, duże domy najczęściej z dziwnej cegły, żółtawej i bardzo dużej, place, dwie cerkwie (te najciekawsze z widoków) i tyle. Bardziej podobały mi się stare dzielnice drewnanych domków. Niektóre były pomalowane, najczęściej na niebiesko, czasem na zielono z żółtymi obramowaniami okien.

Zupełnie inaczej wyglądały wioski. Bardzo żałuję, że nie miałam okazji zrobić żadnych zdjęć, ale zawsze się gdzieś spieszyliśmy i nie było czasu, żeby się zatrzymać choć na chwilkę. Wyobraźcie sobie maleńkie, naprawdę maleńkie drewniane domeczki kryte najczęście deskami albo falowaną płytą azbestową. Domeczki są z niekonserwowanego drewna, które nabrało koloru otaczającej je ziemi (nie było śniegu). Wokół domeczków równie małe obórki, stodółki, wychodki za chałupą, sklecone z desek krzywe płotki otaczające malutkie podwóreczka. Wszystko w jednym kolorze. Smutne i fascynujące zarazem.

Wprawdzie już i po polskiej stronie koło Białegostoku były podobne wioski, ale jednak tam domki były większe, częście malowane lub odnowione, w kolorze świeżego drewna. Natomiast te na Białorusi były jednakowe.

Oczywiście były i ładne, pomalowane domy, ale nie w tych małych wioskach. Gdy wieś była większa i na przedmieściach, część domów była pomalowana, jak już opowiadałam i pokazałam.

 

Z Bobrujska pojechaliśmy do:

 

http://images33.fotosik.pl/136/154732e766ecf529.jpg

 

Tutaj praszczur urodził się i stąd wieziono go do bobrujskiego kościoła na chrzest. Jako że urodził się słaby, ochrzczono go najpierw z wody, a później zawieziono do kościoła. Niezły kawałek mieli! W lutym, saniami z małym dzieckiem!

W tle tablicy widać właśnie taką maleńką wioseczkę.

 

http://images26.fotosik.pl/155/7a0cf3a4226d3bc6.jpg

 

Kamień znajduje się w miejscu, w którym stał dwór zaszczycony narodzinami Marcinkiewicza. Wokół niego my - "naszczatki" poety, tłumaczka jego dzieł na angielski (pani, która przemawiała długo i niezrozumiale w języku białoruskopolskoangielskim zachęcana grzecznymi i pełnymi zrozumienia uśmiechami potakujących słuchaczy), kierowniczki muzeów - bobrujskiego i miejscowego. Ta ostatnia pani zaczęłą przemawiać po rosyjsku, na co natychmiast zareagowała córka Jazepa, przesympatyczna osiemnastoletnia Kamila, prosząc (zimno), by pani zaczęła mówić w "zrozumiałym języku". Pani wytłumaczyła się, że nie może mówić po białorusku i kontynuowała. I tak ją rozumieliśmy. Później, już w muzeum, do którego oczywiście pojechaliśmy, powiedziała nam, że nie zna literackiej białoruszczyzny, bo uczyła się po rosyjsku.

Zwiedziliśmy malutkie miejscowe muzeum z niewielką ekspozycją dotyczącą Marcinkiewicza i wróciliśmy na kolację do Mińska. To był, jak się później okazało, mało wyczerpujący dzień.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To teraz wiem, skąd u Ciebie taki dryg do opowiadań (streszczeń też)!! Praszczur w Tobie tkwi !!! Ale z profilem to sobie nie uzurpuj - ja w każdym razie podobieństwa zbytniego nie widzę - no, ale profil praszczura trochę mały jest ....

A w ogóle to straszliwie Ci zazdroszczę przodków, moi ponoć przehulali wszystko - ziemię, las i pola... bardzo dawno temu :-? No i pisaci nie byli - ale żeby zaraz arcybiskup .... :-? :D

 

Za te poniszczone kościoły i cerkwie to bym komunistów za końmi powiozła :evil:

 

Piękny ten niebieski domek!!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do tej wybitności praszczura, to zdania są podzielone. Z opowiadań mojego taty i jego rodzeństwa wynika, że Marcinkiewicz istniał w rodzinnych wspomnieniach raczej jako hulaka i birbant niż wybitny twórca. Dziadek, człowiek nad wyraz pobożny (prawdziwie, a nie na pokaz), wspominał o Marcinkiewiczu rzadko i bez specjalnego uznania, ale już jego córka - Kamila - zasłużyła sobie na szacunek rodziny i nie tylko. Marcinkiewicza zasługą było to, że pisał po białorusku. Wtedy był to język prostych chłopów i nikt go nie zapisywał, a ten zaczął tworzyć wiersze i sztuki teatralne, przetłumaczył Pana Tadeusza na białoruski, wystawiał te swoje sztuki w :Lucynce, sam grając w przedstawieniach. jego córki (zwłascza Kamila) szerzyły oświatę wśród ludu. Poza tym Kamila i jej brat Mirosław byli nadzwyczajnie utalentowani muzycznie. Już jako dzieci koncertowali i komponowali, w dworku bywał Moniuszko, który cenił ich talenty. Skomponowal też muzykę do libretta Marcinkiewicza "Sielanka". Kamila zaangażowała się też w politykę, występowała w obronie Polaków więzionych i wywożonych na Sybir. W efekcie sama tam pojechała.

No i tę właśnie świetlaną postać wspominało się w rodzinnych opowieściach, a nie jej ojca.

O Marcinkiewiczu dowiedzieliśmy się na dobrą sprawę dopiero od Jazepa, który znalazł nas, przywiózł różne odkryte przez siebie materiały i cały czas bada jego twórczość.

W encyklopediach i podręcznikach historii literatury można znależć krótkie notatki na temat praszczura, ale jego twórczość jest w nich traktowana raczej niezbyt poważnie. Wspomina się tylko, że lepsze sa jego utwory napisane po białorusku niż te po polsku. Trudno nawet w Polsce przeczytać jakąś jego sztukę, ponieważ wydane były przed wojną i już nie wznawiane. Gdyby nie moja nieżyąca już ciocia, która przetłumaczyła jedną z nich na polski, to pojechałabym nie mogąc się pochwalić znajomością choćby jednego utworu praszczura. Teraz przywiozłam ksiażkę z jego utworami wydanymi tak, jak zostały napisane przez niego. A pisał po białorusku alfabetem łacińskim, więc łatwiej przeczytać.

 

Ten niebieski domek został zbudowany przez Karaimów, bo ma w szczycie trzy okna. Oni tak właśnie budowali i malowali domy na kolorowo. Wiele takich widziałam.

Co do dziedziczenia po przodkach, to... pamięć po nich pozostała. To raczej wina historii niż trybu życia, bo nawet hulace (ponoć) Marcinkiewiczowi się nie udało przegrać majatku w kości, skoro kuzyn mojego taty (był z nami teraz) urodził się w Lucynce, a mój tata z rodzicami i rodzeństwem spędził tam wojnę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękna historia, Agduś. :D

Ja mam korzenie poplątane mocno, są tam i polscy szlachcice i niemiecka szlachta i jeszcze biedni chłopi mieszkający przed wojną na terenach dzisiejszej Ukrainy... :roll:

Ale dobrze jest znać historię swojej rodziny.

A jeszcze, jeśli praszczur okazuje się być nie do końca taki zły... :wink: :D

To co, przyjedziesz z Brazą? :D :D :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...