Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

Nie wybieralam się do Ciebie z Brazą, to ona napisała o tym wypiciu za Twoje zdrówko. Obiecuję jednak wypić z Brazą u nas. Może być samogończykiem, jeżeli chcesz. Fakt, że się po nim nie ma kaca. Sprawdzone.

Nie mam z kim zostawić dziewczynek. Mama właśnie skończyla dyżur, który pełniła, gdy ja reprezentowałam rodzinę na Białorusi. Andrzej wziął urlop na przyszły tydzień, żebym mogła się z Brazą poszlajać po Krakowie. Reszta urlopu na wakacje. Może właśnie wtedy wpadniemy po drodze.

Jutro opowiem o kolejnych dniach, bo coś mi dzisiaj powoli internet działa i wklejanie zdjęć potrwałoby z godzinę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Agduś ależ taleta to masz po pra.... zdecydowane.. kiedy książkę wydajesz? pierwsza zgłoszę sie po autograf

Tiaaa... No teraz to rzeczywiście wypada mi jakąś ksiażkę napisać... Choćby tylko po to, żeby mieć na czym ten autograf złożyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://images32.fotosik.pl/44/6cebe9db8f9279ee.jpg

 

Oto nasze drzewko genealogiczne, które powstało dzięki dokumentom dostarczonym przez Jazepa. Nie ma na nim jeszcze Małgosi i innych młodszych dzieci, więc drzewko wymaga aktualizacji. Namawiam tatę, żeby namalowal nowe, bo to jest olej na płótnie i trudno by było jeszcze kolejne pokolenia na nim zmieścić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień trzeci czyli poniedziałek.

Zaraz po śniadaniu poszliśmy do pracowni brata Jazepa, który był autorem tablicy pamiątkowej odsłoniętej dzień wcześniej w Bobrujsku. Wiedzieliśmy już, że tego dnia odbywały się tam oficjałki związane z tąże tablicą. "Naszczatków" reprezentowały tam dwie panie pochodzące z tego rodu, ale z innej jego gałęzi (jeżeli potraficie to wypatrzyć na drzewie, to one pochodzą od Ignacego, czyli nie w prostej linii od Wincentego, co zawsze podkreślał Jazep, dając nam pierwszeństwo przed nimi).

Początkowo wyglądało na to, że sobie spokojnie pooglądamy rzeźby i porozmawiamy. Oczywiście natychmiast wypatrzyłam projekt konnego pomnika i zauważyłam, że koń ma zbyt długie i miękkie pęciny. Nie omieszkałam o tym poinformować rzeźbiarza, który zaznaczył sobie w miękkiej jeszcze glinie, co trzeba zmienić.

 

http://images31.fotosik.pl/136/63001433c0126bc8.jpg

 

Ponieważ opinie na temat mojego niewykłego podobieństwa z profilu do praszczura na tablicy pamiątkowej dotarły i do artysty, poprosił o możliwość zrobienia mi zdjęcia z profilu. Nawet nie wiem, czy wybrał lepszy...

Szybko okazało się, że jednak i tu nas dopadną. Pojawiła się polska telewizja...

Prosto z pracowni pojechaliśmy do kościoła na Złotej Górce, w którym miała być odprawiona msza za duszę Wincentego.

 

http://images27.fotosik.pl/154/8b1898185ad63f94.jpg

 

Przed kosciołem taż sama telewizja w osobach trzech panów przeprowadziła z nami wywiady.

KOściół był w wiadomych czasach wykorzystywany jako sala koncertowa filharmonii, czyli, jakby nie patrzeć, miał dużo szczęścia. Niestety, otaczający go cmentarz, na którym była pochowana pierwsza żona sławnego praszczura (ta porwana), matka Kamili, został całkowicie zniszczony.

Tę mszę odprawiał proboszcz tutejszej parafii. Nie wiem, czy wypada to napisać, ale jego kazanie podobało mi się bardziej niż kazanie arcybiskupa. Na mszy było niewiele osób, głównie starsze panie (poniedziałek w południe) i nie miała bardzo oficjalnego charakteru.

Przed kościołem jednak znaleźli się jednak dziennikarze z prasy i radia, więc znów się poudzielaliśmy. Najbardziej eksploatowali starszego z wujków, który najwięcej pamiętał z czasów, gdy mieszkał w Lucynce, ale i mnie nie minęło. Poznaliśmy też przewodniczącego związku szlachty bisłoruskiej, który okazał się duchownym autokefalicznego kościoła Białorusi (nieuznawanego oficjalnie). Ponieważ to ja zostałam już jakiś czas temu mianowana kronikarką rodziny, większość prezentów mogących stanowić jakąś pamiątkę trafiało w moje ręce. Tym razem dostałam Nowy Testament przetłumaczony na białoruski.

Z kościoła pojechaliśmy na obiad do Akademii Nauk.

 

http://images28.fotosik.pl/155/bbe1c80811898d18.jpg

 

Budynek Akademii to próbka architektury Mińska. Jak Wam się podoba?

 

Po obiedzie pojechaliśmy taksówką do Narodowej Biblioteki Białorusi. Już pierwszego dnia widzieliśmy ten budynek. Imponujący - to dobre słowo. Czy ładny? Nie wiem, ale czy Wieża Eiffla jest ładna? Jakiś pomysł w jego architekturze widać. Nie wiem, czy to będzie wyraźnie widoczne na zdjęciach, ale wejście wygląda jak otwarta księga, której strony są zapisane w różnych językach (łacinę tam widziałam i wydaje mi się, że gruzińskie robaczki też).

 

http://images33.fotosik.pl/136/fca95299b2997c30.jpg

 

http://images32.fotosik.pl/136/ce7c69deac830fc8.jpg

 

Wewnątrz dostaliśmy karty magnetyczne, żeby móc wejść za bramki.

 

http://images32.fotosik.pl/136/f8cbf56c50766085.jpg

 

Najpierw, oczywiście po powitaniach, pojechaliśmy zewnętrzną windą na górę tego szklanego balonu. Niestety, okazało się, że galeria widokowa jest zamknięta, więc tylko przez dwa okna mogliśmy pooglądać wycinek panoramy. Biblioteka stoi na skraju miasta, a okna były właśnie od jego zewnętrznej strony, więc widzieliśmy jakieś kominy i lasy. No, była jeszcze jedna dzielnica nowych domków jednorodzinnych - niezwykłe tam zjawisko.

Kiedy zjechaliśmy na dół, zaczęło się apiat' od nowa - białe misie. Zdjęcia, wywiady. Stanęłąm skromnie obok bablot z wystawką poświęconą Marcinkiewiczowi i udawałam, ze nie mam z tym wsystkim za mną nic wspólnego, więc dwóch pierwszych wywiadów dla telewizji udzielali wujkowie. Na tym się skończyło moje szczęście, bo potem weszliśmy razem do sali, w której miało się odbyć otwarcie wystawy i prezentacja. Przez dłuższą chwilkę czułam się jak na gali rozdania Oskarów. Wprawdzie czerwony dywanik leżał w poprzek, ale flesze błyskały równie często. Nasz plan skromnego wsunięcia się na miejsca w którymś tam rzędzie został udaremniony szybciutko i po chwili siedzieliśmy w pierwszym rzędzie a przed nami stali, kucali, klęczeli fotoreporterzy, moim zdaniem mocno przesadzając z ilością robionych zdjęć.

Odetchnęłam, kiedy zaczęły się występy i przemówienia, choć węszyłam podstęp. I słusznie.

Najpierw zatańczyła młodzież w strojach ludowych, potem sypnęły się przemówienia, aż w końcu usłyszałam to, czego się tak bałam. Nienawidzę wystąpień publicznych, nigdy nie siadam w pierwszej ławce, a tu zostałam wywołana do odpowiedzi! Najpierw mówił wujek. Rozgadał się, więc miałam czas, żeby trochę ochłonąć. Oczywiście moja wypowiedź była znacznie krótsza. Na szczęście popatrując na wygarniturowanych bonzów w pierwszym rzędzie i wujka widziałam, że wszyscy z zadowoleniam potakują głowami, co mnie znacznie podniosło na duchu. Kiedy siadłam, musiałam zapytać wujka, co ja właściwie powiedziałam. Zawsze tak miałam - po wyjściu z egzaminu nigdy nie umiałam powiedzieć, na jakie pytania odpowiadałam.

Po przemówieniach nastąpiła dalsza część występów artystycznych. Tym razem była to inscenizacja fragmentu sztuki praszczura, tej, którą znałam z tłumaczenia cioci, więc nie miałam kłopotów ze zrozumieniem.

To jeszcze nie był koniec atrakcji tego dnia. Po kolacji pojechaliśmy do teatru narodowego na inscenizację "Sielanki" Marcinkiewicza. Opery, której libretto napisał częściowo po polsku, częściowo po białorusku (bohaterowie pochodzący z ludu mówią po białorusku, a szlachta po polsku). Oczywiście tu wystawiana była prawie całkowicie po białorusku, tylko krótkie fragmenty, tam, gdzie było to niezbędne dla zachowania sensu, zostały po polsku. Muzykę skomponował Moniuszko.

W wejściu zostaliśmy powitani białymi różyczkami (biale misie), zaprowadzeni do gabinetu wicedyrektora, gdzie zostawiliśmy płaszcze i chcieliśmy zostawić w wodzie kwiatki. Niestety, okazało się, że mamy je nosić cały czas. Zaprowadzono nas do loży.

 

http://images27.fotosik.pl/154/8458bea2dbc0379f.jpg

 

http://images29.fotosik.pl/155/45437f3f30e3d275.jpg

 

Teatr wydał mi się mniejszy niż Słowackiego w Krakowie.

Oczywiście musieliśmy usiąść na widoku. Całe przedstawienie było filmowane przez polską telewizję. Na szczęście, wbrew zapowiedziom Jazepa, nie musieliśmy niczego wygłaszać.

Byłam trochę uprzedzona po przeczytaniu i wysłuchaniu opinii na temat wartości twórczości praszczura, ale ta sztuka, o ile ją rozumiałam, jest całkiem przyzwoita. Ze zrozumieniem miałam o tyle trudności, że dokładnie nad moją głową wisiał głośnik, więc, gdy muzyka była odtwarzana z niego, niewiele słyszałam. Zresztą i tak lepiej rozumiałam partie mówione niż śpiewane. Jednak, mimo niezrozumienia niektórych słów czy zdań, sens utworu pojęłam bez trudu.

Przedstawienie jest wystawiane już od kilkunastu lat (co widać po dekoracjach) i ponoć cieszy się wciaż zainteresowaniem. Tego dnia na widowni byli głównie znajomi Jazepa, co łatwo było zauważyć na korytarzu. Publiczność wybuchała co chwilę gromkim śmiechem. Zastanawialo mnie to, bo np. taka Zemsta, choć niewątpliwie śmieszna, nie wywołuje aż takich salw śmiechu. Tym bardziej, że ci ludzie doskonale znali nie tylko tę sztukę, ale i, jak sądzę, to przedstawienie.

Tak czy inaczej bawiłam się dobrze.

Podczas przerwy spotkaliśmy tego duchownego unickiego, prezesa związku szlachty. Już rano był bardzo zawiedziony, że nie wiemy na temat drzewa genealogicznego Marcinkiewiczów niczego, czego on sam by nie wiedział. Jednak ten z wujków, który jest kuzynem mojego taty miał mniej szczęścia, bo korzenie innej gałęzi jego rodu niezmiernie zainteresowały tego przemiłego skąd inąd pana. Do ostatniego dnia wujek spotykal się na każdym kroku z pytaniem, czy już coś napisał o swojej rodzinie. W końcu napisał.

Dla odmiany duchownego potraktowaliśmy jak białego misia, bo był już nie w cywilnym ubraniu, jak rano w kościele, i zrobiliśmy sobie z nim zdjęcie.

Po powrocie mieliśmy juz tylko siłę na herbatkę (choć niektórzy żałowali, że nie było czasu kupić choćby piwka) i spanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ty się, kochaniutka, dobrze narychtuj, żeby siary nie było! :lol:

 

No i po temu siedzę teraz z farbą na łepetynie :D Jakoś qurdę musze wyglądać, bo faktycznie siara... Może i po jakie ciuchy w poniedziałek jeszcze polecę ... No coby wyglądac jak człowiek światowy i nie odstawać od towarzystwa...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ty się, kochaniutka, dobrze narychtuj, żeby siary nie było! :lol:

 

No i po temu siedzę teraz z farbą na łepetynie :D Jakoś qurdę musze wyglądać, bo faktycznie siara... Może i po jakie ciuchy w poniedziałek jeszcze polecę ... No coby wyglądac jak człowiek światowy i nie odstawać od towarzystwa...

Ty się nie wygłupiaj, bo moje ciuchy z wyjazdu czekają na pranie. W dżinsach zostałam i jednym garniturze, ale poprzestanę na tych pierwszych.

Ciekawa jestem nowego image po tej farbie. Blondie? Ruda? A może kruczoczarna Braza mnie odwiedzi... Byleśmy się poznały na dworcu! :o

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O burżujki!

To ja zmieniam plany - miałam zamiar Was ulgowo we wtorek potraktować, ale, skoro się wyśpicie, to żadnej taryfy ulgowej nie będzie!

 

Hej, hej - spokojnie!!!! Najpierw to ja sobię każdy centymetr domku obejrzę!!!! Dalsze wycieczki moga poczekać :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...