Agduś 09.09.2015 19:50 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Września 2015 To nie była burza, tylko koszmarna wichura i deszcz. Wiatr wyrywał całkiem duże drzewa z korzeniami, ale nie czułam zagrożenia, kiedy jechaliśmy. Bałabym się spać pod namiotem w pobliżu drzew, ale takie wietrzysko się już nie powtórzyło. Upału w następnych dniach też na szczęście nie było. Na szczęście, bo albo cień na namiocie o poranku, albo miejsce bez drzew.Na kempingach w Niemczech i Beneluxie nawet mniej niż kuchni brakowało nam jakichkolwiek ławek i stolików. Były za to knajpki i to chyba miało zachęcać do korzystania z nich. Jednak nie tylko my gotowaliśmy na własnej maszynce, więc to akurat nie był gruby nietakt. Wszyscy wozili ze sobą składane stoliki i krzesła, ale nam trudno się zmieścić z kompletem dla całej rodziny do samochodu, więc jedliśmy siedząc na ziemi. Do tej pory na wszystkich polach namiotowych stały tu i ówdzie drewniane ławki, przy których się jadło, grało w karty itp. Za to tam mają fajny zwyczaj dzielenia pola czasem były to wręcz kwatery na jeden - dwa namioty, czasem wydzielone mniejsze miejsca dla kamperów i wspólne pole na namioty. Ogromnych połaci trawy na wszystko, jak w Kopenhadze i na innych dużych polach namiotowych, nie było. Duże miejskie kempingi, na przykład ten w Amsterdamie, muszą lepiej wykorzystywać miejsce, więc nie ma tam wydzielonych pojedynczych miejsc, ale i tak są żywopłoty dzielące przestrzeń na miejsca dla namiotów, przyczep, kamperów i szalonej młodzieży. Za to tam, gdzie są takie urocze małe pokoiki na jeden - dwa namioty, nie ma problemów z cieniem o poranku, bo żywopłoty są solidne, wysokie i można znaleźć miejsce, w którym bladym świtem w namiocie nie robi się piekarnik.I jeszcze jedną fajną rzecz widziałam na polu namiotowym w Niemczech - basen oczyszczany biologicznie. Był sobie całkiem solidnych rozmiarów basen, w którym można było solidnie popływać, obok niego dwa mniejsze baseny z ozdobnymi roślinami wodnymi (filtrem roślinnym), kolejny z trzcinami i pole drobnych kamieni, na które woda z basenu była cały czas rozpylana przez spryskiwacze. Nie było ani grama chloru, woda czysta - świetna sprawa! A ja szyję króliki. Szyję, szyję i szyję... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 09.09.2015 21:06 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Września 2015 Tą burzę, co u was wyrywała drzewa ja przeżyłam w namiocie, trzymając z dzieckiem na zmianę maszt przez całą noc. Myslałam, że nam odfrunie, czegoś takiego nie widziałam jeszcze. Ale pękł tylko jeden maszt (kawałek) i to przez moje niedbalstwo i źle naciągnięte linki Na szczęście miałyśmy kawałek zapasowy i dało się go wymienić. Ale przygody namiotowe były. W Polsce fajne pole to rzadkośc, więc nie wybrzydzaj. stoliki też są nie wszędzie a kwater nie widziałam nigdzie. Nawet trawa jest nie zawsze. Mam ochotę na namiot w Anglii, tamte pola wydawały mi się przyzwoite no i prawie w centrum Londynu. Tylko ten ruch odwrotny mnie zniechęca... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 09.09.2015 21:43 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Września 2015 Nam rok temu wiatr połamał namiot na Lofotach. Podłoże było piaszczyste, więc bez trudu wyrwał szpilki i stelaż nie wytrzymał. Andrzej posklejał go srebrną taśmą, a namiot przycumowaliśmy do samochodu. Ludziska patrzyli na naszą konstrukcję cumowniczą z uśmiechami, ale kiedy gwizdnęło mocniej, niektórzy ściągnęli patent. Widziałam też plecaki przywiązane do odciągów, coby obciążyć namiot i nie odlecieć. A my musieliśmy nabyć nowy, bo ten się zdefasonował i deszczu by nie wytrzymał. Ja nie wybrzydzam prawie nigdy. Nawet regularna latryna w Białowieży mnie nie ruszyła. Ja po prostu porównuję, bo teraz już widzę różnice pomiędzy kempingami w Skandynawii, Pribałtyku, Chorwacji i na zachód od Polski. Na jednych są kuchnie, na innych nie, na jednych stoliki, na innych nie, na jednych żywopłoty dzielące, na innych wielkie puste pola (te żywopłoty są świetne - chronią przed wiatrem, słońcem trochę, no i dają złudzenie własnego podwórka), na jednych prysznic jest bez ograniczeń i darmowa sauna, na innych prysznice z automatami (trzeba przyznać za to, że czas wystarczający nawet na umycie się dwóch osób, z czego korzystaliśmy).Polskich pól nie znam zbyt wielu. Ponad 20 lat temu byliśmy na takim jednym z żywopłotami. Gdzieś na Pojezierzu Drawskim chyba - Andrzej będzie pamiętał. Świetne miejsce - małe, prywatne pole namiotowe, dobre zaplecze, spokojne miejsce nad samym jeziorem, sympatyczni właściciele. Pewnie pod Niemców przygotowane i pomysł żywopłotów od nich ściągnięty.O, już wiem, na co wybrzydzam - tojtoje są dla mnie barierą. To już wolę latrynę... W Polsce widziałam kempingi dysponujące tylko takimi kibelkami i ominęliśmy je łukiem, chociaż poza tym było fajnie. I na Łotwie jeden taki kemping widzieliśmy - duży i całkiem drogi, a tylko tojtoje mieli!Co ciekawe, często korzystaliśmy z w pełni wyposażonych kuchni - naczynia, sztućce, garnki, patelnie, kuchenki, czajniki elektryczne... W Skandynawii, jeden w Holandii, na Łotwie. Nie wiem, czy to się zdarza w Polsce. Mnie kuszą Szkocja i Irlandia, ale Andrzej też się boi tego lewostronnego ruchu - musielibyśmy kawałek przejechać. Może kiedyś... Może za jakiś czas na rowerach? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 12.09.2015 21:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Września 2015 Do Szkocji to i mnie ciągnie ....Jako dziewczę młode byłam na rajdzie rowerowym po Kaszubach, spaliśmy w namiotach. Niedaleko Lipnicy rozbiliśmy się na polanie .... W nocy tak pizgało, że przez 3 godziny na zmianę trzymaliśmy namioty, żeby nie odleciały a opiekunowie moflili się, coby drzewa jeśli juz miałyby się przewracać to lepiej w drugą stronę. Przetrwaliśmy!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 13.09.2015 19:30 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Września 2015 Ściskam Was mocno Agduś, jest nam smutno ..... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 14.09.2015 20:13 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Września 2015 Dzięki. Nie ma już Kaja. Zwykłego, czarno-białego kota, takiego, jak wiele innych czarno-białych kotów. Tylko czemu nam tak strasznie smutno?Bo Kaj był wyjątkowy. Jego oczka były otoczone idealnymi czarnymi obwódkami, dzięki czemu wyglądał jak Egipcjanin ze starych ilustracji. Miał niesamowicie długi ogon, długie łapy i w ogóle był duży. Jego pyszczek był najbardziej uśmiechniętym kocim pyszczkiem, jaki kiedykolwiek widziałam. Jako kocię był żywym srebrem, podejrzewaliśmy go nawet o zdolność bilokacji. Później spoważniał, ale gracji nie stracił. Kiedy wskakiwał na swoje ulubione miejsce - górne leżydełko zwane kocidełkiem, odbijał się lekko od podłogi i wyglądał, jakby na moment zawisał w powietrzu. Lądował delikatnie i z gracją. Kładł się zazwyczaj w poprzek, a ponieważ był długi, to oczywiście się nie mieścił i zawsze któryś koniec kota zwisał. Śpiąc przybierał tak dziwne pozycje, że często wołaliśmy się nawzajem, żeby go podziwiać. Długie godziny spędzał śpiąc albo dumając o czymś - taki był z niego koci filozof. Kiedy leżał na podłodze, przybierał często pozycję Sfinksa, wyciągając swój nadkocio długi ogon i rozmyślał z przymrużonymi oczami. Najbardziej przyjaźnił się z KotkiemRysiem, często leżeli razem przytuleni do siebie, spali albo wylizywali sobie nawzajem pyszczki i uszka, a po chwili już się gryźli, żeby znów zacząć się lizać. Kajuś był niesamowitym pieszczochem, mógł bez końca leżeć nastawiając kolejne części jego kotowatości do głaskania. I mruczał strasznie głośno.Musiał iść gdzieś daleko, bo sąsiedzi mają swoje zwierzęta, więc na pewno nie wykładali trutki. Pewnie zjadł podtrutą mysz. Weterynarz nie mógł już mu pomóc. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
wu 14.09.2015 20:19 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Września 2015 kurcze:( strasznie mi przykro Aguś niby tylko kot ale właśnie zawsze jest jakieś ale:( niby za kotami nie przepadam ale jak mi ginie kocio to mi smutno i żal:( mam nadzieję, że nie cierpiał bardzo biedaczek:( Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 14.09.2015 20:19 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Września 2015 Przykro... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 14.09.2015 21:30 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Września 2015 Agduś - przykro i mnie, my też wiemy, jak to jest... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
TAR 15.09.2015 13:23 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Września 2015 Mnie tez jest przykro, za to tak ładnie o nim napisalas Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 15.09.2015 19:23 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Września 2015 Dzięki. Wiedziałam, że tu znajdę zrozumienie. W takich chwilach zastanawiam się, czy lepiej kota trzymać w zamknięciu, czy pozwalać mu wychodzić w świat, w którym na koty czyha tyle niebezpieczeństw. Czy kot wychodzący jest o tyle szczęśliwszy od domowego, że warto ryzykować? Naszych kotów już przyzwyczajonych do wychodzenia nie da się zamknąć w domu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 15.09.2015 19:41 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Września 2015 Biedny kociak. Lepiej dowiedz się, kto mógł wysypać trutkę, zjedzenie zatrutej myszy chyba byłoby za małą dawką Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 15.09.2015 19:55 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Września 2015 Sąsiad, który wiózł Weronikę z Kajem do weta, zrobił wywiad. Sądzę, że uczciwie, bo oni mają dwa koty. Niczego nie znalazł. Z tego, co wiem, mysz wystarcza. A nawet, jakby nie, to koty łażą daleko, musielibyśmy obejść sąsiednie ulice, a i tak mało prawdopodobne, żeby ktoś się przyznał. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 16.09.2015 06:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 16 Września 2015 Nasze też się szwendają i zawsze mnie ściska gdy za długo nie wracają. Kota nie da się utrzymać w domu, przynajmniej takiego, jakie my mamy. A co czujemy to sama wiesz... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 18.09.2015 18:51 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2015 Kurczę, zaczynam popadać w paranoję i podejrzewać wszystkich... Mam nadzieję, że to się nie skończy zmianą poglądów i głosowaniem na wiadomą partię... To był przypadek, to był q.a przypadek... - moja mantra? Upał okropny, sucho. Kilka kań Andrzej znalazł, a rok temu o tej porze już nie wiedzieliśmy, co z nimi robić. Dzisiaj mnie nawiedziło i spacyfikowałam dwie cukinie. Pierwsza wylądowała w słoikach jako cukinia konserwowa. Większość drugiej zastąpiła w sałatce szwedzkiej ogórki. Dołączyły zielone pomidory, bo zaraza dobiera się do niektórych krzaczków i trzeba było ratować, co się da. I tak w tym roku dużo pomidorów dojrzało i mieliśmy wyżerkę. Mniejszość pokroiłam w słupki wmawiając jej, że jest ogórkiem, co zbulwersowało Weronikę (nie wiedzieć, dlaczego). Teraz czeka na ocet, bo mi zabrakło i stanie się ogórkiem po jakiemuśtam (zapomniałam). Z chili w każdym bądź razie. Mam jeszcze dwie wielkie cukinie i kilka malutkich, no i kwiaty bardzo ładne. Kiedy dojrzewają pigwy? Zdjęciami z Amsterdamu Was nie zasypię, bo to można sobie oglądnąć wszędzie na lepszych niż moje zdjęciach. Kilka ciekawostek tylko. Pierwsze wrażenie po wyjściu z metra, minięciu remontu chodnika i zatrzymaniu się pomiędzy dworcem a kanałem. A to drugie wrażenie w tym samym miejscu. Żeby nie było, że tylko u nas, a gdzie indziej to mają wszędzie błysk, cud, miód i w ogóle... Nie, żebym polskim zwyczajem musiała narzekać na wszystko. Amsterdam bardzo mi się podobał - ładne miasto z atmosferą i własnym charakterem. Atmosferę niewątpliwie budował też dobiegający zewsząd charakterystyczny słodkawy zapach palonego zioła. Wszytko jednak kulturalnie i spokojnie. No, może jednego pana poniosła miłość do ludzkości na fali ziołowego dymu, ale nie był zbyt namolny, tylko głośny. Na pewno mniej przeszkadzał niż pijaczkowie znani skąd inąd zupełnie. No dobra, skoro napisałam, że wysiedliśmy z metra koło dworca: Metro? No właśnie - zawsze zwiedzając miasto mamy problem, jak się do niego dostać. Pól namiotowych w odległości spaceru od starówki raczej nie można się spodziewać, więc pozostaje wybór pomiędzy szukaniem parkingu (zazwyczaj od "trudne" do "ekstremalnie trudne"), który jest zniechęcająco drogi, a transportem publicznym, który dla nas (pięć osób - przypominam) też jest drogi. Na przykład w Sztokholmie taniej było zaparkować, oczywiście w nieco dalszej strefie niż ta najbardziej centralna, bo tam to już był kosmos niewyobrażalny dla nas, niż dojechać w piątkę metrem i wrócić. To nam wyliczył miły pan na kempingu. W sumie miał rację, a my szczęście, bo po pierwszym szokującym kontakcie z parkomatem w pobliżu zamku królewskiego, trafiliśmy na cud - marzenie w postaci zepsutego parkomatu. Szwedzi, którzy podskoczyli z radości na jego widok, zapewniali nas, że zepsuty parkomat to problem i strata miasta, wiec możemy spokojnie parkować za darmo. Następnego dnia nadal był zepsuty... No dobra, wracam do Amsterdamu. Nie sprawdzaliśmy cen parkowania, wystarczyła nam informacja z przewodnika, który bardzo zdecydowanym tonem odradzał wjazd samochodem do tego miasta. Uwierzyliśmy. Pogoda dopisywała zgodnie z prognozą. Miało popadać i popadało, ale dopiero po południu. Rynek, ratusz, katedra, główna ulica - bardzo ładne. Pooglądajcie sobie, jeżeli chcecie, na pewno gdzieś są zdjęcia. Ja pokażę ciekawy kościół: On tam naprawdę jest i to wcale niemały. Protestanci tolerowali katolików pod warunkiem, że ich miejsca kultu nie wyróżniały się spośród kamienic. No to łączyli kilka kamienic i za ich fasadami urządzali kaplice. Rowery, rowery, rowery... W Polsce rowerzysta to istota pozbawiona poczucia bezpieczeństwa na drodze i prawa bytu na chodniku. Przez kierowców z trudem tolerowany jako zawalidroga. Często sam nie przestrzega przepisów albo nawet nie ma o nich większego pojęcia. W Skandynawii pełnoprawny uczestnik ruchu, szanowany przez kierowców i szanujący przepisy. W Holandii pan i władca wszystkiego. Nie wiem, czy rowerzyści olewają tam przepisy, czy też jest przepis głoszący, że wszystko im wolno, w każdym bądź razie jest ich mnóstwo (i dobrze), są wszędzie (hmmm...), poruszają się bardzo szybko, kierowcy muszą na nich uważać i przewidywać najbardziej nieprzewidywalne zachowania, a piesi są przeganiani dzwonkami rowerowymi na każdym kroku. Jak w Skandynawii, w Amsterdamie też brakuje miejsc do zaparkowania rowerów. Zamiast piętrowych parkingów są tam parkingi na barkach: Widzicie po lewej stronie wejście na taką barkę? W tle targ z różnymi rzeczami - kramy są oczywiście na barkach. A jakie to różne różności? Chyba wkleiłam już pięć zdjęć, więc to w następnym poście. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 18.09.2015 19:03 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2015 Różności na targu, to oczywiście pamiątki. Na przykład: Oczywiście tulipany. Jako że są oczywiste, twardo postanowiłam, że nie przywiozę z Holandii żadnych cebulek. Tym bardziej, że takie same można i u nas kupić. Oczywiście wymiękłam przy którymś kolejnym stoisku i mam śliczną ozdobną torebkę pełną różnych cebulek. Czekają na odpowiedni moment... Było też mnóstwo innych roślin. Przyznam szczerze, że kusiło mnie bardzo, żeby nabyć taki "starter", ale nie nabyłam (zresztą, gdybym nabyła, to i tak bym się nie przyznała przecież). I takie małe zielone lizaczki były. Też nie kupiłam. Kiedy indziej... A w coffieshopach wybór był większy - lizaczki, ciasteczka, napoje... I zwykłe pamiątki też tam były. Nabyliśmy kolejnego pinsa z flagą Holandii na czapkę Małgo, bo miniaturowe sabotki i holenderskie filiżanki dla rodziny i znajomych już mieliśmy. A poza tym było tak: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 18.09.2015 19:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2015 Czasem nieco inaczej: I znów zwyczajnie: I wszędzie mieszkalne barki: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 18.09.2015 19:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2015 Miało nie być mnóstwa zdjęć... Nie udało się. No to skoro i tak się nie udało, to jeszcze kilka z zupełnie innej beczki. Za tymi budynkami jest kolejny kanał, tym razem znacznie większy, sądząc po tym, że widzieliśmy sunący po nim wielki wycieczkowiec. Wcześniej jednak zaintrygował nas dziwny budynek: Stoi sobie nad wjazdem do długiego tunelu, którym dzień wcześniej przejechaliśmy pod tym szerokim kanałem od wycieczkowca. Skoro można było wejść na górę (i to za darmo), to wleźliśmy, nie zważając na siąpiący uparcie deszcz. Czy to ładne? Rzecz dyskusyjna. Na pewno powinno przypominać okręt, ale mnie się skojarzyło od razu z pojazdem Jawów z Gwiezdnych Wojen. W środku jest centrum nauki - chyba coś jakby nasz Kopernik. A przecież naszym celem nie był "Nemo", tylko muzeum morskie. Z góry oglądnęliśmy budynek muzeum i zacumowane przed nim statki. Na wchodzenie do środka było za późno. A z góry rozciągał się ładny widok na miasto. Przy ładnej pogodzie na pewno miło było tam posiedzieć - były ławeczki i strumień płynący po schodach, na górze jakaś kawiarenka. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 18.09.2015 19:34 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2015 O, tutaj widać ten wycieczkowiec: A tutaj dach "Nemo": I strumień na schodach: Spacer kończyliśmy w zapowiadanym deszczu. Uprzejmie pozwolił nam pospacerować po mieście i zaczął padać, kiedy jedliśmy obiad. Następnego dnia miała się zacząć kilkudniowa paskudna pogoda, więc zaplanowaliśmy wycieczkę do Rijksmuseum. Zgodnie z prognozą lało od rana, a od metra do muzeum był wystarczająco długi kawałek, żeby zmoknąć. Za to na szczęście kupiliśmy bilety do muzeum w recepcji kempingu, co pozwoliło nam oszczędzić sobie na oko godzinnego stania w kolejce. Lekko minęliśmy tłum przed wejściem i od razu weszliśmy drzwiami dla szczęśliwców. Muzeum, jak to zwykle bywa z muzeami narodowymi, należy do tych za dużych na jeden raz. Pięknie urządzone, czytelnie oznakowane w rzeczywistości i na mapkach dostępnych w informacji, dzięki czemu mogliśmy wybrać to, co najbardziej nas interesowało. Mimo wszystko wyszliśmy zmęczeni, ale zachwyceni też. Deszczowy Amsterdam (po drodze): Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 18.09.2015 19:35 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2015 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.