Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

No i mijają się pociągami ;)

 

Sesja na pewno ma wiele wspólnego z niechęcią do wyjazdu!

 

Młoda nadal ma mieszane uczucia co do akademika, zobaczymy co dalej. Ja sama po sobie wiem, że za długo w jednym pokoju z inna osobą bym nie wytrzymała ... syndrom jedynaczki?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Weronika na szczęście dogaduje się ze współlokatorką.

Też sobie wyobrażam, że mieszkanie we wspólnym pokoju może być trudne. Co innego w warunkach wypoczynkowych - wycieczka, jakiś obóz, kolonia, a co innego, kiedy trzeba normalnie funkcjonować. Chociaż nie jestem jedynaczką, prawie zawsze miałam własny pokój (poza przedszkolnym dzieciństwem). Jednakowoż innej opcji nie ma, więc musi wytrzymać, jeżeli chce studiować w Gdyni. Wynajmowania pokoju nie uniesiemy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tez mieszkalam w akademiku, przez pierwszy rok na waleta z 2 chłopakami, oni na łóżku pietrowym mnie oddali pojedyncze, kazdy z nas waletowal, mi akademik nie przysługiwal zamiast mnie byl zameldowany kolega, ktory mieszkal u dziewczyny i swoje miejsce mi odstapil po znajomosci - wiec byłam "Pawłem", wspolspaczom tez w ten sam sposob ktos uzyczył miejscowki. ale zle nie było, najsmieszniejsze, ze mieszkalam w akademiku polibudy a studiowalam na uniwerku. takie czasy fajne i imprezowe. teraz sobie nie wyobrazam mieszkania w jednym pokoju z kims obcym - po prostu SKS :cool: a mlodosc ma swoje prawa
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje Młodej współlokatorka nie przeszkadza ogólnie, przeszkadza Jej brak prywatności co jest normalne. Często śpi u koleżanki, która na weekendy jedzie do domu a w akademiku zostawia kota - tego łysego, no tak paskudny, że aż śliczny - i Córcia odżywa! Podejrzewam, że pojedynczy pokój w akademiku już by zniosła.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za moich czasów na mojej alma mater nie było takich luksusów. Znaczy pokoje jednoosobowe były w najstarszym akademiku (tam lokowali pierwszoroczniaków). Klitki wielkości schowka na szczotki przeznaczono dla... matek z dziećmi! W ogóle straszna bieda była, bo jedna część średniego co do wieku akademika była w remoncie, więc nawet dopuścili oficjalne waletowanie przez osoby, którym akademik by się należał.

Najstarsze było Mrowisko - małe pokoiki, łazienki w korytarzu. Lepszy (dla szczęśliwców z drugiego roku i trzecioroczniaków) był Spójnik - pokoje trzyosobowe z umywalkami i łazienki na korytarzu. Jeden korytarz dla małżeństw studenckich z dziećmi. Największy luksus był w Kmicicu - segmenty z łazienkami na dwa pokoje (dla czwartego i piątego roku).

Odwiedzałam wszystkie, kiedy ludzie z roku awansowali do coraz lepszych. Waletowałam tylko raz, u koleżanki z Wrocławia.

 

Moje koleżanki z akademika były zadowolone. Nie pamiętam, żeby ktoś spoza Opola wynajmował pokój w mieście. Mogłam nie wiedzieć - w końcu było nas ponad setka na roku, ale nikt z moich znajomych. Wiadomo, że brak prywatności może doskwierać, ale za to była wspólna nauka, wspólne pisanie prac, wymiana informacji na temat wykładowców (egzaminatorów) i ich upodobań ze starszymi rocznikami, imprezy, brak kontroli rodzicielskiej. Coś za coś. No i fakt, że w większości mieli blisko do domów, więc jeździli prawie co tydzień (chyba, że imprezka, ale to z wyboru, a nie konieczności). Myślę, że i naszym było by lżej, gdyby mogły każdy weekend, albo chociaż co drugi, spędzać w domu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz akademiki mają wyższy standard i... ceny ;)

generalnie jest to skok w dorosłość i nie każdemu się to podoba. Ja wracałam do domu, gdzie mama dbała o jedzenie, pranie a koleżanki jak nie zrobiły zakupów, to nie jadły. Jak już nie miały kasy, to też nie jadły. itd.

U mnie było to tylko sprolongowanie tej dorosłości o 4 lata, po 4 roku miałam swoje mieszkanie (z mężem) ale to i tak dużo. Dziewiętnastolatka musi mieć straszny dom, jeżeli wynosi się z niego radośnie i z ulgą. Wniosek jest jeden- jeżeli wasze dzieci wynoszą się niechętnie, to znaczy, że w domu miały dobrze i miło :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tym standardem to bym nie przesadzała - akademik mojej Młodej to wczesny PRL!

Pewnie, gdyby miała bliżej to co tydzień byłaby w domu ale sama sobie wybrała :yes: Teraz, gdy przyjeżdża, to się nacieszyć nie może domem i uważa go za najpiękniejsze i najmilsze miejsce na ziemi !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje dziecię też chętnie bywałoby w domu częściej, ale, niestety, biletów za darmo nie dają. Z tego, co słyszę, z gospodarzeniem daje sobie radę nad podziw dobrze. Robi zakupy, gotuje, pierze, kasę rozsądnie wydaje. Pewnie te wcześniejsze wyjazdy czegoś ją już nauczyły. Takoż to nie bezradność w tym świecie wielkim sprawia, że dziecko chce do domu. Wygląda na to, że rzeczywiście jej się tu podoba. No ale to taki trening przed nieuchronnym odcięciem pępowiny - w końcu kiedyś każde dziecko się wyprowadza.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja to jestem pełna podziwu dla swojej, toż Ona nigdy nie wyjeżdżała na długo sama! A też sobie radzi, pierze, nawet gotuje od czasu do czasu, bo za często nie musi. Znalazła niedrogą jadłodajnie niedaleko Uniwerku i pochłania różne pierogi. Szmalu ma chwilami więcej, niż ja - daje sobie radę i jestem z Niej dumna! I istnieje nadzieja, że gdy "pójdzie na swoje" będzie wiedziała, co robić!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A może to jest po prostu normalne, że człowiek w tym wieku powinien umieć przewidzieć wydatki, zrobić zakupy, ugotować, wyprać i w ogóle radzić sobie z życiem? W porównaniu z dawnymi czasy to i my i nasze dzieci dość późno zaczynamy dorosłe życie i samodzielność.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tę pewność to akurat nasze dziecko ma. Na szczęście jest realistką. Policzyła sobie, ile może wydać dziennie i jakoś wystarcza do pierwszego, chociaż czasem twierdzi, że ma za dużo miesiąca do końca pieniędzy, to nigdy nie zabrakło (albo się nie chwaliła).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...