Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Lepiej sprawdź to najpierw u jakiegoś fachowca, żeby nie było na mnie!!!

 

Poopowiadam o wakacjach.

 

Kolejne dni były coraz cieplejsze, a co gorsza zapowiadano popołudniowe burze z rosnącym każdego dnia prawdopodobieństwem. Przypomnę - nie lubimy upałów. No ale co zrobić? Przecież nie przesiedzimy reszty pobytu w domu. Wyjście do Słowackiego Raju zupełnie mnie nie pociągało. Wprawdzie w głębokich i cienistych dolinach jest znacznie chłodniej niż poza nimi, co pomogłoby przetrwać upały, ale za to pozostały nam już tylko bardzo długie trasy, z długimi przede wszystkim dojściami i powrotami, a w Raju nie ma żadnych schronisk (poza tym jednym na Klasztorisku) i schronów typu szałas też wielu nie ma. A ja się panicznie boję burzy w górach. Raz przeżyłam i wystarczy mi do końca życia.

W słowackich Tatrach jest za to wiele małych chat. Można iść dalej albo się schować. No to zaplanowałam dwie, prawdziwie ceperskie, wycieczki w Tatry. Takie asekuranckie bardzo, łatwe, ale ładne. No i zawszeć lepsze niż wyjechanie fasiągiem do Morskiego Oka.

Pierwszy dzień - Szczyrbskie Pleso, Popradzkie Pleso.

Zaczęliśmy od podjechania samochodem nad Szczyrbskie Pleso i przejazdu elektriczką do stacji Popradzkie Pleso. Czemu tak się nazywa, skoro do samego stawu jest jeszcze niezły kawałek? Nie wiem. Tak czy inaczej kolejka pozwala skrócić odcinek, który trzeba przejść po asfalcie. Wiedziałam, co wybieramy, więc byłam przygotowana na dreptanie po asfalcie w licznym towarzystwie. I tu pierwsza przyjemna niespodzianka - tłumu nie było. No ludzie oczywiście byli na tym szlaku, ale nie żeby tłumy.

 

DSC_0083.jpg

 

DSC_0089.jpg

 

DSC_0088.jpg

 

DSC_0094.jpg

 

Szliśmy pomiędzy zadziwiająco zielonymi świerkami. W przeważającej większości i tutaj świerki przegrywają z klimatem.

 

DSC_0098.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie, żeby tam w ogóle ludzi nie było, ale tak z umiarem.

Spacerowaliśmy oglądając kolorowe krzyże i odczytując tabliczki, a nad nami wspinały się co najmniej dwie grupy taterników. Jedną z nich byli Polacy, którzy nawoływali się dość bezskutecznie - oni prawie nie słyszeli się w ścianie, za to my słyszeliśmy ich doskonale.

 

DSC_0117.jpg

 

DSC_0123.jpg

 

DSC_0126.jpg

 

Już bez asfaltu ruszyliśmy w stronę Popradzkiego Stawu.

 

DSC_0138.jpg

 

I już go widać.

 

DSC_0141.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czymże owa zawiniła...? ;)

 

 

Jak mogłaś... być w Tatrach i nie pojechać fasiągiem do MO...:bash: ;)

Fajnie czas spędzacie :bye:

 

Jak to, czym? Brakiem dyscypliny! Miały wyraźnie powiedziane, co wolno, a nie posłuchały.

 

Na szczęście do MO mieliśmy tak daleko, że jakoś się oparliśmy pokusie.

 

Te kolorowe krzyże są niesamowite!

 

Też mi się podobają. Tyle ich, a każdy inny.

 

Czytam cały czas :wiggle:

Wciagnęło mnie dokumentnie :wiggle:

 

Cieszę się niezmiernie.

 

Usiłowałam przed dłuższą chwilą wrzucić kolejne zdjęcia, ale coś się pokićkało i wszystko, łącznie z opisem, mi wcięło. Spróbuję jutro.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak to, nie było? Las masz wokół, patyków suchych skolko ugodno, możesz sadolinować do upadłego!

 

Szlak okrążał staw, a my razem z nim.

 

DSC_0142.jpg

 

Aż tu nagle zaskoczył nas taki widok. Mnie się to skojarzyło z tybetańskimi flagami modlitewnymi. No i to są właśnie te flagi, sprawdziłam po powrocie, że nawet kolory się zgadzają.

 

DSC_0143.jpg

 

Taki ekumenizm, bo obok stoi krzyż - kolorowy jak te na cmentarzu, ale dużo większy. Pod słońce go miałam, więc zdjęcia nie będzie, bo średnie jest.

Za to potok wypływający ze stawu będzie.

 

DSC_0145.jpg

 

I staw z mostku.

 

DSC_0146.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DSC_0151.jpg

 

Zza zakrętu wypadł na nas najpierw chłopczyk w adidaskach. Za chłopczykiem wyłoniła się babcia w sandałach, nawet niezłych, bo sportowych, dość zabudowanych i na przyzwoitej podeszwie. Do babci dokoptowała jej koleżanka w zwykłych sandałkach z cienkimi paseczkami na żadnej podeszwie. Po chwili dotuptała trzecia pani obuta podobnie jak druga. Ostatecznie szlak ułożony z wielkich kamieni nie był zbyt trudny nawet jak na takie obuwie. Niewygodnie by mi się szło po nim w takich sandałkach, ale zabić raczej się tam nie da. Widziałam godniejsze podziwu wyczyny, jak na przykład zdobycie Babiej w "góralskich" skórzanych kapciach (takie wsuwane klapki). Zanim minęliśmy tę grupkę, udało nam się usłyszeć, że plany mają zaiste imponujące, a zaczną od wespnięcia się na najbliższą przełęcz. Potem pokonają kolejne... Ciekawe, czy wiedziały, że Horska Służba, w przeciwieństwie go GOPR-u, kasuje za swoje usługi.

 

My tymczasem kontynuowaliśmy obchodzenie stawu.

 

DSC_0152.jpg

 

Był odpływ, jest i dopływ.

 

DSC_0163.jpg

 

DSC_0166.jpg

 

Gdyby ktoś zapragnął kontynuować wycieczkę, to jest kilka propozycji:

 

DSC_0172.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Usiedliśmy sobie przed schroniskiem, a Polska stanęła na głowie...

 

DSC_0175.jpg

 

Znaczek Słowacki udało nam się kupić dopiero w Bratysławie, ale i tak by go nie było widać, bo jest z drugiej strony.

 

Schronisko duże, ludzi dużo, ale nie tak strasznie, jak nad MO. Założyliśmy, że żarełko przywiezione na tę wysokość musi mieć i ceny wyższe, ale byliśmy przygotowani na to i zadowoliliśmy się własnym prowiantem. Mamy w tym względzie dwie szkoły - pierwszą stosuje się podczas poważnych wypraw i wtedy, ku zdumieniu, zgrozie i oburzeniu dzieci są kanapki (na Słowacji oczywiście z rochlików), owoce i wzmacniające węglowodany, druga na niepoważne wycieczki i spacery składa się z dwóch ostatnich pozycji. Jako że wyprawa była niepoważna, dzieci bez oburzenia, zgrozy i zdumienia wgryzły się we wzmacniające węglowodany i owoce. A popijaliśmy oczywiście Mattoni w wersjach smakowych (słodkich) i wytrawnych. Od czasu naszych wyjazdów do Czech darzymy Mattoni sentymentem i przy każdej okazji spożywamy ją w dużych ilościach (to nie jest lokowanie produktu ani kryptoreklama!!!) i w jeszcze większych wywozimy do Polski.

 

Pokrzepieni węglowodanami odbyliśmy naradę nad mapą i przegłosowaliśmy kwestię trasy powrotnej. Padło na szlak idący górą (jeżeli coś Wam to mówi). No to w drogę.

 

DSC_0178.jpg

 

DSC_0179.jpg

 

DSC_0181.jpg

 

DSC_0184.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...