Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

skubane jakie ładne:lol:

 

Ale, że co?

 

A zauważyłaś, jakie piękne limby tam rosną wszędzie?

 

Tak sobie idąc i podziwiając widoki dotarliśmy do okolic skażonych cywilizacją.

 

DSC_0201.jpg

 

DSC_0203.jpg

 

Na widok powyżej też wpłynęła cywilizacja. Najpierw pośrednio - wykończyła świerki podgrzewając klimat, później bezpośrednio za pomocą pił.

 

Spacerując wokół Szczyrbskiego Plesa usiłowałam sobie wyobrazić to miejsce nieskalane ludzką ręką. Ciężko było...

 

 

DSC_0209.jpg

 

DSC_0210.jpg

 

DSC_0212.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, tutaj staw wygląda prawie jakby nie został zamieniony w parkowy stawek ze złotymi rybkami:

 

DSC_0224.jpg

 

Bo na tamtym brzegu tylko ten stożkowaty hotel stoi i widać skocznię narciarską, jeżeli się wybierze ujęcie bez nich, to tylko ogołocone z drzew zbocza świadczą o tym, że to jednak antropocen.

 

DSC_0227.jpg

 

DSC_0228.jpg

 

Doszliśmy do zabudowanego hotelami brzegu stawu. Niektóre, chociaż wielkie, przynajmniej jakiś urok staroci mają, inne są obrzydliwie nowoczesne i zupełnie tam nie pasują. Trzeba jednak przyznać, że takiego koszmaru jak hotele Gołębiewski sobie tam nie postawili, no ale tych ostatnich chyba nie da się przebić pod względem okrutnej i bezwzględnej ingerencji w krajobraz i uderzającej kiczowatością brzydoty.

 

Ominęliśmy te wszystkie cuda architektury i zmierzając w stronę parkingu trafiliśmy na ruinę jakiegoś ośrodka wypoczynkowego. Aż mnie otrzepało z obrzydzenia! Mam nadzieję, że to wyburzą.

 

Trochę zabłądziliśmy na jednym skrzyżowaniu i pojechaliśmy przez Smokowiec, ale nie zatrzymywaliśmy się tam, bo to było miejsce startu kolejnej wycieczki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobry czas na wyjazd w góry! Jeżeli pogoda pozwoli, wyskoczymy w niedzielę.

 

A co było dalej? No wróciliśmy do Hrabuszic, zjedliśmy obiad, pewnie pograliśmy z dziećmi w Tabu, coś poczytaliśmy, oglądnęliśmy mapy, sprawdziłam ceny wjazdu kolejką linową na Łomnicę i wróciliśmy do przyziemnych planów. No drogi ten wjazd niemożebnie... Ale kolejnego dnia nie żałowaliśmy. Zresztą pewnie i tak bilety trzeba z dużym wyprzedzeniem kupować.

Burzy nie było, ale kolejnego dnia upał miał być większy i prawdopodobieństwo burzy też. Trasę wybraliśmy wielowariantową, z możliwością przedłużania lub skracania w razie konieczności.

 

Zaparkowaliśmy w Smokowcu niedaleko stacji kolejowej na parkingu strzeżonym przez bardzo miłego i bardzo gadatliwego pana.

Szybko dotarliśmy do początku szlaku.

 

DSC_0002.jpg

 

Najpierw należało dostać się na Hrebienok. Można kolejką, taką jak na Gubałówkę, można na piechotę. Oczywiście wybraliśmy tę drugą opcję, mimo upału (okropnego tego dnia) i asfaltowej drogi wzdłuż torów.

 

DSC_0004.jpg

 

Kilka razy minęła nas kolejka, mijali nas ludzie, my mijaliśmy innych ludzi... Pod górę, w upale i słońcu - to zdecydowanie nie jest to, co tygryski lubią najbardziej... A w każdym bądź razie ja nie lubię. No ale wyżej miało być lepiej. I zdradzę Wam, że było.

 

Kiedy popatrzyliśmy na szczyt Łomnicy, przestałam żałować, że nie mogliśmy na niego wjechać, żeby pooglądać widoki.

 

DSC_0006.jpg

 

Lepiej już tego dnia nie było. Gorzej i owszem. Kurczę, zapłacić pińcet za bilety, wjechać i przez przydziałową godzinę wpatrywać się w takie widoki... No Żal by było.

 

DSC_0008.jpg

 

Szybko minęliśmy zabudowania przy górnej stacji kolejki. Jeżeli ktoś by się spodziewał, że zastanie tam coś na kształt Gubałówki z tymi wszystkimi stoiskami i "atrakcjami" dla ceprów, to by się zdziwił. Owszem, jakaś zjeżdżalnia, knajpa albo dwie, wypożyczalnia rowerów i właściwie tyle.

Dziewczyny znalazły na szlaku tabliczki z kolejnymi odcinkami baśni o orle, który chciał zostać królem zwierząt.

Szybko dotarliśmy do pierwszego na trasie schroniska - Bilikovej Chaty. Minęliśmy ją i wreszcie zeszliśmy z asfaltu.

 

DSC_0009.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do następnej Rainerovej Chaty można było iść krótszą drogą, ale przecież nie po to się idzie w góry. Jak wielu innych turystów ruszyliśmy ostro w dół, żeby później wrócić na górę, ale po drodze zobaczyć Vodopady Studeneho Potoka.

 

 

DSC_0013.jpg

 

DSC_0015.jpg

 

DSC_0016.jpg

 

DSC_0024.jpg

 

DSC_0041.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No wyglądają koszmarnie, ale leśnicy nie płaczą. Poczytałam i rozumiem, dlaczego. Otóż lasy świerkowe w górach nie są naturalne. Tam rosły lasy mieszane, głównie liściaste. W XIX wieku wycięto te lasy w pień i posadzono tam monokultury świerkowe, bo w tamtym klimacie świetnie rosły, łatwo było je też wykorzystać. No bo zamiast bałaganu - tu buczek, tam jarzębina, owam modrzew - mieli jednakowe drzewa. A świerki szybko rosły i szły do hutniczych pieców albo do tartaku. I tak było ponad wiek, wszyscy się przyzwyczailiśmy, że góry to świerczyny. Aż tu nagle ludzi zmienili klimat, obniżyły się wody gruntowe, a świerki mają płytki system korzeniowy i nie zdzierżyły. Na to przyszły korniki, z którymi zdrowe świerki sobie radzą zalewając je żywicą. Osłabione suszą nie mają tyle żywicy i nie radzą sobie z kornikami. I stąd ten pogrom. A leśnicy nie płaczą, tylko sadzą las mieszany albo czekają aż ten się sam odrodzi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No widok jest żałosny, to fakt.

 

Dzisiaj u nas zrobiło sie jakby bardziej budowlanie. Wreszcie dojrzeliśmy do czynu i zabraliśmy się za dawno planowane malowanie salonu. Dłuuugo i wytrwale ignorowałam fakt, że sufit też prosi się o nową farbę. Starannie wmawiałam sobie, że jeszcze nie wygląda tak źle. W tym przekonaniu dotrwałam do chwili, kiedy wszystko, co powinno zostać odkręcone, wyniesione albo przesunięte, zostało przesunięte, odkręcone i wyniesione. Stojąc pośrodku tego rozgardiaszu pod wpływem silnego impulsu zdecydowałam, że jednak musimy pomalować i sufit. Andrzej, upewniwszy się, że nie zmienię zdania, pojechał po farbę. Dlaczego tak bardzo nie lubimy malować sufitu? Poza oczywistymi względami (a kto niby lubi?), mamy jeszcze kilka powodów. Pierwszy - sufit w salonie jest tym samym sufitem, co sufit w jadalni i kuchni, co oznacza, że trzeba pomalować go wszystkie. Pozostałe powody to bujnie rozszalała roślinność, która wije się i oplata łańcuchy oraz (do dzisiaj) sznurki wiszące pod sufitem w jadalni. Tę roślinność, która wychodząc z trzech doniczek splątała się tworząc jeden kłąb, należy rozpleść delikatnie i gdzieś wynieść. Rozplątywanie zajęło nam pół dnia, nie obyło się bez strat w postaci połamanych liści i całych dłuuuugich łodyg. Jednakowoż operację można uważać za udaną - wszyscy żyją. No i sufit jest pomalowany. A ściany nie. Jeszcze...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...