Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Jako że do Bratysławy daleko nie jest, postanowiliśmy po drodze jeszcze coś zobaczyć. Padło na Bańską Szczawnicę. Zastanawialiśmy się, czy mając duży zapas czasu kupować winietę na autostrady, czy spróbować jazdy bokami. Szybko się okazało, że drogi alternatywne owszem są, całkiem ładne i widokowe nawet, ale kręte i wąskie, więc jazda nimi trwałaby strasznie długo. Zanim jednak doszliśmy do tego wniosku, ominęliśmy wjazdy na sensowny dla nas odcinek autostrady i dopiero za Bańską Szczawnicą wjechaliśmy na nią w drodze do Bratysławy.

Kiedy już miałam dosyć podziwiania uroczych małych miejscowości z ich bezpretensjonalnymi kościołami i obowiązkowymi pałacami w różnym stanie, zaczęłam popatrywać na ciągnącą równolegle autostradę. Akurat wtedy zaczęliśmy się od niej oddalać i to w podejrzanym kierunku. Mianowicie wbijaliśmy się w coraz węższą dolinę, która zupełnie nie wyglądała na mogącą zmieścić jakiekolwiek miasteczko. Choćby najmniejsze. No i nie mieściła, bo zaczęliśmy się wspinać serpentynami na przełęcz. Tymczasem nawigacja pokazywała, że zbliżamy się do celu. I rzeczywiście z grzbietu zobaczyliśmy miasteczko położone dość nietypowo, bo nie w dolinie nad rzeką, a właśnie na szczycie całkiem wysokiej góry.

Nasze przeczucia dotyczące możliwości zaparkowania oraz jednokierunkowe uliczki rozminęły się szybko ze wskazaniami nawigacji. Sunąc po wąziuteńkich i krętych uliczkach usiłowaliśmy wyczuć, gdzie może być centrum. Niezależnie od naszych przeczuć wylądowaliśmy na niewielkim parkingu, zatłoczonym niemożebnie, obok kilku handlowych pawilonów. Tablica informacyjna z mapą miejscowości sugerowała, że jest to właściwe dla turystów miejsce na zostawienie samochodu. Jednakowoż autor mapy dał się ponieść wenie i przedłożył artyzm ponad czytelność. Kiedy ja usiłowałam coś wywnioskować z tego dzieła sztuki, Andrzej krążył wokół parkingu jak sęp wypatrujący padliny i szukał wolnego miejsca. Byliśmy już bliscy kapitulacji, kiedy wreszcie ktoś wyszedł ze sklepu i sobie pojechał.

Uliczka prowadząca w kierunku cywilizacji wiła się jak nadepnięta żmija i spadała ostro w dół. W dodatku nie miała chodnika, więc sunęliśmy przytuleni plecami do muru. Na szczęście daleko nie było i już po chwili byliśmy na szerszej nieco i wyposażonej w chodniki uliczce, która dla odmiany wspinała się się nieco łagodniej w górę.

 

DSC_0001.jpg

 

DSC_0004.jpg

 

Intuicja nas nie zawiodła. Mieliśmy przed sobą centrum miejscowości.

Szybko doszłam do wniosku, że jej mieszkańcy muszą się cieszyć niezłą kondycją, bo płaskiego terenu tam nie było.

 

DSC_0006.jpg

 

Główna ulica, którą szliśmy, doprowadziła nas do ścisłego centrum.

 

DSC_0009.jpg

 

Za kościołem skręciliśmy w krętą i stromą uliczkę wiodącą do rynku.

 

DSC_0012.jpg

 

Charakterem przypominało mi to nasze miasteczka w Karkonoszach. Uzdrowiskiem wprawdzie nie jest, ale ma coś z ich atmosfery. Dziwne położenie wynika z tego, że była tam kopalnia złota i srebra. A skoro złoto i srebronośne rudy właśnie w tymi miejscu były uprzejme wyjść na wierzch (początkowo wydobywano je odkrywkowo), to i ludzie musieli się obok nich osiedlić.

W budynku na prawo od Słupa św. Trójcy zauważyliśmy znaczek informacji turystycznej. Okazało się, że to kasa zabytkowej kopalni, do której to kopalni wchodziło się również wprost z podwórka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DSC_0015.jpg

 

DSC_0017.jpg

 

Wyglądało to dla mnie dość abstrakcyjnie - wejście w kopalniany korytarz wprost z podwórka? No ale wygląda na to, że tak jest, bo zaraz za bramką zaczynał się obudowany tunel.

Uznaliśmy, że nie mamy czasu na wędrówkę po kolejnej kopalni (w kilku polskich już byliśmy).

Jak widać na zdjęciach, pogoda była dziwna - z jednej strony chmury grożące burzą już za chwilę, a z drugiej słońce i białe obłoczki.

Rynek prowadził w górę i zamieniał w coraz węższą ulicę.

 

DSC_0018.jpg

 

Z wieku i wielkości budynków można było wywnioskować, że w swoim czasie Bańska Szczawnica musiała być dużym i ważnym miastem.

 

DSC_0020.jpg

 

DSC_0019.jpg

Edytowane przez Agduś
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uliczka robiła się coraz mniej reprezentacyjna, więc skręciliśmy z niej w lewo, w stronę czegoś dużego, co wyglądało też dość osobliwie.

 

DSC_0023.jpg

 

DSC_0024.jpg

 

Czy muszę dodawać, że szliśmy wąską uliczką? Ta jednak miała pewną zaskakującą cechę - niemalże poziomość! Trawersowała zbocze delikatnie wznosząc się w stronę Starego Zamku.

 

DSC_0026.jpg

 

I tak znaleźliśmy się na tarasie ponad dachami miasteczka. Ta wieża po prawej stronie jest częścią murów obronnych Starego Zamku. Zwróćcie na nią uwagę i porównajcie ze zdjęciem z wnętrza murów.

 

DSC_0029.jpg

 

Mieliśmy z niego piękny widok na Bańską Szczawnicę i Nowy Zamek wznoszący się nieopodal.

 

DSC_0031.jpg

 

Stary Zamek wydał mi się równie osobliwy, jak inne miejsca w tym miasteczku. Mury, które go otaczają, wyglądają na znacznie nowsze, niż budowla w środku, która bardziej przypomina kościół niż mieszkalną część warowni. W wąskim wejściu wisiała tablica, która potwierdziła moje wrażenia. Otóż najpierw stał tam kościół z XIII w., który w obliczu niebezpieczeństwa (bogate złotonośne miasto musiało być łakomym kąskiem) trzysta lat później został obudowany murami obronnymi. Kaplicę cmentarną wbudowano w mury obronne (przez nią wchodzi się teraz do wnętrza murów), a dach kościoła rozebrano, z nawy głównej tworząc wewnętrzny dziedziniec.

Wprawdzie miałam ochotę wejść tam i obejść kościół dookoła wzdłuż murów, ale opis ekspozycji nie zachęcał do tego. Może kiedyś...

Edytowane przez Agduś
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wróciliśmy na główną ulicę, coby dotrzeć do parkingu. Innej drogi nie znaliśmy.

 

DSC_0035.jpg

 

DSC_0037.jpg

 

DSC_0039.jpg

 

DSC_0041.jpg

 

Lubię takie nieoczywiście piękne budynki. Ten, kiedy zostanie odrestaurowany i zabłyśnie, będzie oczywiście piękny (no chyba, że ktoś coś skiepści), ale lubię patrzyć na takie i wyobrażać sobie, jak powinny wyglądać. Chociaż żal, rzecz jasna.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wieża jest barokowa i odpicowana, do romańskiej katedry (przebudowanej na gotycką) pasuje jak pięść do nosa. Widok jest naprawdę zaskakujący. Kiedy tam byliśmy, nie wiedziałam, że ta katedra została pozbawiona dachu i ze środkowej nawy zrobiono dziedziniec. Z zewnątrz tego nie widać. Kiedy się dowiedziałam, żałowałam, że jednak nie weszliśmy. Z ciasnej perspektywy pomiędzy murami obronnymi a ścianą katedry niewiele było widać, a wymienione w informatorze części ekspozycji nas nie zainteresowały.

 

Myślę, że tym budynkiem się ktoś zajmie, bo widać, że powoli zabytki są restaurowane. No chyba, że wchodzą w grę jakieś sprawy własnościowe - to potrafi doprowadzić do kompletnej ruiny każdy zabytek i nie tylko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed wyjazdem do Bratysławy wybrałam pole namiotowe, dzięki czemu nie musieliśmy się spieszyć, bo jechaliśmy na pewniaka. Wobec trwania bezlitosnych upałów, najbardziej spodobało mi się to, że ma kąpielisko. Na miejscu okazało się, że camping pamięta lepsze czasy. Jakiś nieczynny hotel, który nigdy na tę dumną nazwę chyba nie zasługiwał, straszył przy wejściu. Zaraz za szlabanem zaczynał się nienadzwyczajnej urody barak mieszczący na początku... posterunek policji. Dalej były zamknięte pomieszczenia, zabite dechami okna, wreszcie campingowa kuchenka i część sanitarna. Bez zachwytów, ale czysto.

Mimo wieczornej pory, rzuciliśmy się do rozbijania namiotu w ekspresowym tempie, żeby zdążyć się wykąpać. Na szczęście nie straciliśmy wprawy i poszło migiem. Kurcgalopkiem udałyśmy się nad wodę. Kąpielisko było wspaniałe! Dużo czystej wody, dużo trawiastej plaży i dużo brzóz dających cień. I nawet jak na takie miejsce, nie było tłumów. A tam nie tylko camping, ale i normalne miejskie kąpielisko z wszystkimi przynależnymi dodatkami, jak knajpki, zjeżdżalnia, jakieś stoiska i insze takie.

Po gruntownym wymoczeniu się, ruszyliśmy na zakupy w pobliskim całodobowym Tesco, bo to przecież normalne przedmieście w pobliżu zjazdu z autostrady było. Łażenie po klimatyzowanym sklepie bardzo nam się podobało, tylko Andrzej poganiał, bo zostawiliśmy odkryte siatkowe okienko, a zanosiło się na burzę. Burza przeszła bokiem, lekko nas tylko zahaczając. Za to mieliśmy inne atrakcje akustyczne, ponieważ tradycyjnie biwakowaliśmy na przedłużeniu pasa startowego lotniska. Już podczas kąpieli obserwowaliśmy z bliska brzuchy startujących samolotów. Na szczęście w nocy nie latały, ostatni gdzieś kole jedenastej, a później rano. Następnego dnia zmienił się wiatr i zaczęli latać w inną stronę.

Towarzystwo na polu namiotowym było mocno międzynarodowe. Aż zaskakująco międzynarodowe, jak na standard campingu. W dodatku najwyraźniej bytujące tam przez czas dłuższy.

 

Oczywiście następnego dnia bezlitośnie wywlekliśmy dzieci na zwiedzanie. Upał, nie upał - przyjechaliśmy, żeby zwiedzać. Kąpać się można w Przylasku... Obiecaliśmy jednak, że po południu wrócimy nad wodę. Do centrum dotarliśmy tramwajem, który miał pętlę niedaleko kąpieliska i campingu. Świetne położenie!

 

Czytając przewodnik nie mogłam sobie wyobrazić, ile czasu może nam zająć zwiedzanie Bratysławy. Wyglądało na to, że niezbyt dużo.

 

DSC_0045.jpg

 

Chyba mam jakieś spaczenie polegające na odnoszeniu każdego zwiedzanego miasta do Krakowa, jako wzorca średniowiecznej zabudowy. Zawsze szukam wyraźnego centrum, i rzadko je znajduję. Tym razem też tak było. Zaczęliśmy zwiedzanie od placu, przy którym zatrzymał się tramwaj. Filharmonia, teatr, hotel Radisson Blu Carlton i sam plac - urokliwy, przechodzący w parkowy deptak. Korzystając z cienia, przeszliśmy nim kawałek, ale trzeba było wbić się w uliczki starego miasta.

 

DSC_0051.jpg

 

Ciężko mu było zrobić zdjęcie bez towarzystwa, bo stała tam kolejka chętnych na portret w towarzystwie tego miłego pracowitego pana.

 

DSC_0054.jpg

 

DSC_0056.jpg

 

Niezbyt zatłoczonym deptakiem dotarliśmy do placu przy katedrze. Stąd było widać już zamek, od którego oddzielała nas paskudna estakada z szeroką jednią. Szukaliśmy domu z malowanymi kotami w oknach, ale najwyraźniej dom już został odrestaurowany i koty zniknęły.

 

DSC_0058.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...