JAGODA 51 09.12.2016 20:28 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2016 Agduś udało mi się wylicytować na aukcji u Frania jedną z poszewek jest przepiękna . Dziękuję Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 09.12.2016 21:06 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2016 Skąd wiedziałaś, że ja to ja? Cieszę się, że przypadła Ci do gustu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 09.12.2016 22:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2016 Też się domyśliłam, że to twoja Co do zwolnień z lekcji w podstawówce u nas rodziców nie fatygowaliśmy... Na naszą wychowawczynię działało, że kot jest chory. Pies nie działał ale kot zawsze. trzeba było tylko opisać dokładnie kocią chorobę, wysłuchać rad i już można było pędzić do domu. Jak można się domyśleć, byliśmy najbardziej kotolubną klasą w szkole i - co dziwne- nie puściliśmy tego sekretu nikomu z innych klas czy młodszych roczników Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Prababka 10.12.2016 06:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Grudnia 2016 Ągduś-Twoje poszewki są przepiękne,dzięki:) ;są dla pokolenia młodszego równie piękne:) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 10.12.2016 17:34 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Grudnia 2016 Dziękuję za pochwały i cieszę się, że poduchy zdobyły uznanie w Waszych oczach. Moja wychowawczyni w podstawówce była straszną formalistką. Mimo, że moja mama uczyła w tej samej szkole, zawsze musiałam mieć usprawiedliwienie na piśmie z podaniem powodu nieobecności. Rzadko opuszczałam lekcje, w ogóle nie chorowałam (czasami tego bardzo żałowałam i zazdrościłam koleżankom siedzenia w domu), ale uzasadnienia nieobecności musiały być mocne. Na przykład zawsze się złościła, kiedy ktoś miał usprawiedliwienie od rodziców "z powodu choroby", "złego samopoczucia" itp. Uważała, że to musi być zwolnienie lekarskie, a jeżeli ktoś nie był u lekarza, to nie jest chory. Ja opuszczałam lekcje głównie z powodu wyjazdów np. do dziadków albo... na narty. Same "odwiedziny babci i dziadka" nie były powodem, musiała to być co najmniej choroba babci. Zresztą nie ja pisałam, więc nie musiałam się gimnastykować. Kiedyś wymyślili, że ferie zimowe miały tylko tydzień. Mój ojciec tego nie zaakceptował, stwierdził, że wyjazd na narty na krócej niż dwa tygodnie nie ma sensu. No i pojechaliśmy na dwa. A potem wysmarowął mi piękne usprawiedliwienie (swoją drogą miał ładny charakter pisma, taki trochę techniczny), że z powodu obfitych opadów śniegu i zagrożenia lawinowego nie mogliśmy opuścić schroniska. W Beskidzie Śląskim O wagarach mowy nie było, ani o żadnych ściemnianiu, bo raz, że to by nie przeszło u wychowawczyni, a dwa że moja mama w szkole uczyła i wiedziała o wszystkim natychmiast. W LO było lepiej. Jako że nadal nie chorowałam i rzadko się zwalniałam, wychowawca mi ufał i od czasu do czasu pozwalałam sobie jakiś kit wcisnąć i się zwolnić. Nie nadużywałam tego, więc mnie zwalniał bez problemów. Raz do roku chrypłam tak, że głos traciłam i wtedy szłam do lekarza, starszego pana, który bardzo starannie mnie osłuchiwał, ale za to niezawodnie dawał zwolnienie. Sama szłam, chociaż byłam nieletnia. Gdybym miała iść z mamą, nic by z tego nie wyszło, bo ona nie miała czasu. A podczas studiów, kiedy sesja kolidowała z nartami, ratowała mnie koleżanka z koni - lekarka - która wiedziała, że ma zabrać pieczątkę do stajni, kiedy tylko do niej dzwoniłam. Właśnie zmarnowałam cały dzień na sprzątanie. Jakie to jest głupie!!! A mogłam książkę poczytać, albo wreszcie skończyć lambrekin. I upiec tartę gruszkową. Właśnie koleżanka przyniosła na patchworki taką pyszną tartę i szybciutko sobie przepis od niej wzięłam. Tylko że już mi się chyba nic nie chce. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 10.12.2016 18:22 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Grudnia 2016 Nie sprzątam... łaziliśmy dziś po lesie i zmokliśmy dość znacząco... był pretekst do herbatki z nalewką Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 10.12.2016 20:03 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Grudnia 2016 I słusznie. Zastanawiam się, co mi każe sprzątać od czasu do czasu, skoro to takie męczące i bezsensowne. Może jakaś terapia by mi się przydała? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 10.12.2016 21:56 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Grudnia 2016 no, uprałam firanki. Wreszcie wybieliły się, ale kosztowało to paczkę sodki i 4 płukania. Na studiach to o chorowaniu czy niechodzeniu mogłam pomarzyć. Była jedna zasada- student może sobie chorować, ale ma mieć wszystko odrobione. Nikt nie wołał o zwolnienia, za to odrobić zajęć nie było kiedy, bo były w blokach. Np 4 msc jakiejś chirurgii. Podczas bloku odrobić się nie dało, bo musiałam być na bieżących a po skończeniu bloku wchodził nowy w innym szpitalu. Tak więc chodziliśmy zasmarkani, z połamanymi nogami, a jak komuś trafiał się szpital i miał ze 2 tyg nieobecności, to w zasadzie zostawał urlop dziekański. Przyzwyczajali nas do myśli, że lekarz nie choruje. Podobno się to nie zmieniło oprócz English division. Czyli studiów płatnych anglojęzycznych, głównie dla obcokrajowców. Oni ciągle się meldują po zwolnienie nawet z byle katarkiem I jakoś nic nie muszą odrabiać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 10.12.2016 22:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Grudnia 2016 Za to konkretną kasiorę płacą, więc fory mają Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 11.12.2016 19:59 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2016 Z zajęć się nie zwalniałam. Zasady były różne, każdy wykładowca ustalał. U jednego można było raz opuścić bez usprawiedliwienia, kolejne trza było odrabiać. U innego dwa razy. U kolejnego każdą nieobecność się odrabiało. A jako że byli tacy, do których baaaardzo nie chciałam iść na odrabianie, to nie opuszczałam zajęć. Wykłady teoretycznie były nieobowiązkowe, ale niektórzy sprawdzali obecność. Zresztą na te ciekawe chodziło się z ciekawości, a nudnych się unikało. Trzeba przyznać, że tych drugich było niewiele.Zwolnienie było mi potrzebne, kiedy sesja właziła z butami w czas wyjazdu na narty albo się kłóciła z załatwioną pracą przy koniach. Kiedy trzeba było przełożyć egzamin na czas sesji poprawkowej, ale bez pały w indeksie, bo przecież się ciułało punkciki na ryjowe. Znowu udało mi się zrealizować połowę planów zaledwie. Lambrekin prawie gotowy, ale "prawie" robi różnicę. No i tarty gruszkowej nie ma. Kurczę, muszę ją jutro zrobić, bo gruszki zmiękną beznadziejnie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
TAR 11.12.2016 20:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2016 swoje plany zrealizowalam dzis calkowicie, wyspalam sie, rozpakowalam ostatnie kartony , pojechalismy na obiad a potem do teatru muzycznego na dzwonnika. ach jakie to bylo przedstawienie, warte swojej ceny, bilety zamowione w sierpniu na kazdym spektaklu wszystkie miejsca zajete. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 11.12.2016 21:42 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2016 Fajnie!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 11.12.2016 21:47 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2016 Na ćwiczenia chodziłam, za to na wykłady wybiórczo... na szczęście miałam koleżankę bardzo zaangażowaną, która robiła świetne notatki a do egzaminów uczyłyśmy się w 5 sztuk... wszystkie co przybyły w 2 roku Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 11.12.2016 22:26 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2016 Na wykłady godne notatek chodziłam. Nie umiałam się uczyć z cudzych, a moje były pełne skrótów tylko dla mnie zrozumiałych. Niegodnych notatek unikałam, a że nie tylko ja to robiłam, to zdarzały sie afery. Wepchnęli nam jakiś wykład monograficzny około ósmej wieczorem, półgodzinny, nudny jak flaki z olejem i całkiem dla nas nieprzydatny. No w oczy biło, że facetowi zabrakło tych 30 minut do pensum. Na pierwszym była większość roku, na drugim połowa, na trzecim kilka osób i się zrobił smród. Facet zażądał listy, chociaż wykład był nieobowiązkowy. Listę dostawał od ostatniego wychodzącego z sali. Na sali było 10 osób, na liście 80... Jakoś przebrnęliśmy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
TAR 12.12.2016 08:13 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2016 jak przypomne sobie podstawowke, srednia i studia to klawo było. podstawowka i liceum - ideal, pomagalismy sobie i na wagary sie czasem chodzilo i lipne zwolnienia byly ale nie przeszkadzalo to jakos nikomu byleby poziom zachowac. do liceum chodzilam w innym miescie i poza jeszcze jedna szkola sednia byly to "najstraszniejsze" ale i najlepsze poziomem szkoly w miescie, szkoda ze teraz to sie zmienilo. studia - tych nie mam co wspominac, bo studiowałam dziennie a po zajeciach szlam do pracy by sie na nich utrzymac. bylo ciezko, nawet bardzo ale ostatecznie sie oplacilo harowac. szkoda tylko, ze ominelo mnie wiekszosc imprez i szalenstw studenckich Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 12.12.2016 17:16 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2016 Czasami żałuję, że mieszkam w lesie bo drzewa mi nie pozwalają takich zdjęć robić (nie wspominając o aparacie, oczywiście). Podstawówkę polubiłam od 5 klasy, kiedy to wychowawczyni zrobiła z nas zespół taneczny. Ależ było bosko! A i ogólniak przeszedł lajtowo. Mile wspominam ten czas Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Moose 12.12.2016 18:41 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2016 Ja się ciągle przeprowadzałam zaliczyłam 3 podstawówki, 3 licea i 3 studia Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 12.12.2016 19:02 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2016 Ja tylko dwie podstawówki, nie licząc tych, w których pracowałam. Znowu zimno i bez śniegu. W dzień ciapało - nie mogło to przymrozić wtedy? Byłby śnieg. Zepsuł mi się aparat w telefonie! Szlag! Telefon na gwarancji, można oddać do naprawy, ale jak bez niego żyć??? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 12.12.2016 19:06 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2016 Trudno żyć jeśli mieszka się w normalnym miejscu. Gdy mieszkasz w nienormalnym i do tego masz nienormalnego operatora można przywyknąć Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 12.12.2016 19:15 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2016 Bez telefonu trudno, bo do dobrego łatwo się przyzwyczaić. A ja w dodatku lubię się zadomowić w urządzeniu na dłużej. Po kilku latach, kiedy stary zacznie szwankować, to nawet chętnie się przeprowadzam do nowego, ale na początku czuję się, jak w nieswoim domu. A ten telefon mam krótko. I taki dobry aparat ma! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.