Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

Mój mąż też uwielbia trawnik. W związku z tym działam podstępem. Wyprowadziłam sprzed domu dość duże krzaki (z jego pełną aprobatą) no i stały się zaczątkiem rabat. Powolutku i systematycznie metry trwanika znikać będą pod bylinami i rabatami ;)

 

moj maz zmadrzal, tez lubil trawnik, przez pierwszy rok ;) potem to byl meczacy obowiazek. widzial, ze ja w rabatach tyle co nic mam do roboty czasem jakis chwast wylazl spod kory i tylko na wiosne lekka przecinka a potem spokoj. a on jak nie koszenie, to odzywka, codzienne rozkladanie wezy i podlewanie. moze gdyby mial automatyczne nawadnianie to by nie byl taki chetny do rezygnacji z trawiszcza. nie mial wiekszych oporów by z niego zrezygnowac na konto rabat. nawet chetnie pomagal w sadzeniu byleby trawy mniej bylo:D W tym ogrodzie mimo, ze dwukrotnie wiekszy od poprzedniego trawy mamy mniej sumarycznie a rabaty sa tak tyczone by ten trawnik mozna bylo usunac bez wplywu na ksztalt i nasadzenia na rabatkach i bez koniecznosci ich calkowitej przebudowy. ech, doswiadczenia;):)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Chyba wszyscy wiedzą, jak mam stosunek do trawników, więc co się bedę wymądrzać...

 

Agdus, udało mi się wesprzeć rysia! Jednak z telefonicznego internetu nie wszystko da sie zrobić! Chyba jeszcze gnidy i królewny wrzucę, a co, niech rysie mają!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj znowu przez cały dzień słyszałam piły. Ludziom odp...o zupełnie! Po sławetnym wyczynie prezydenta Kielc mam wrażenie, że te nasze dorodne brzozy w ilości sztuk siedmiu, stały się nagle manifestacją polityczną. No bo sobie tak rosną bezwstydnie, a my ich nie ścinamy, chociaż możemy. Dziecka już się zastanawiają, czy im aby biało-czerwonych opasek nie założyć...

Wiosna pełnom gembom! Az zew poczułam i ruszyłam na grządki uzbrojona w pazurki i sekator. Trochę odgruzowałam po zimie, ale mi już przeszło - chyba poszalałam w niedzielę na basenie i doprawiłam się dzisiaj na jodze-pilatesie - wszystko mnie boli!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Weronika wpadła na pomysł, żeby na brzozach powiesić szyszki. W ramach uzewnętrzniania uczuć.

 

Mogłabym napisać:

Dzisiaj przez cały dzień było szaro i ponuro, lało równo na zmianę z padaniem i kropieniem (z przewagą lania).

albo:

Dzisiaj przez cały dzień padał ciepły (no, może z wyjątkiem wieczoru, kiedy zrobiło się zimno) wiosenny deszcz, pachniało mokrą ziemią i kiełkującymi roślinami.

Wolę drugą wersję, chociaż mi dolało, kiedy jechałam na angielski (na rowerze, oczywiście i z Małgo, która gdzie indziej o tej samej godzinie też zaczyna angielski). A kiedy wracałam, usiłowałam zamontować na kierownicy lampkę, bo mi się dynamo ślizga po mokrej oponie i nie miałam oświetlenia. Łapy mi zmarzły na kość, a i tak nie zamocowałam, więc wsadziłam ją do koszyka i jakoś dojechałam. Wyłączyliśmy już ogrzewanie, więc trza było napalić w kominku, żeby rozgrzać psychikę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w PEWNYCH OKOLICZNOŚCIACH PRZYRODY WOLĘ SAMOCHÓD ;)

Ja nie krzyczę ale palec mi się omsknął na capslock.

U nas było mokro, chłodno ale po południu, jak już mi się nie chciało wyłazić z domu, nagle wyszło słońce i zrobiło się pięknie. Na trochę. Czekam na zmianę czasu, wtedy przynajmniej popołudnie się trochę wydłuży, bo muszę grządkę skończyć.

A jakie uczucia uzewnętrznia Weronika szyszkami? A w ogóle w domu siedzi czy uzewnętrznia nad morzem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

u nas slonce i +13 wczoraj bylo, dzis sloneczko za mgla i rano lekki przymrozek ale dzien zapowiada sie ladny. kiedy sie szykowalam do pracy otworzylam okno i zasluchalam sie w ptasim radio. ja juz nie chce chodzic do pracy, chce sie troche poopitalac, zatrzymac na chwile, nie myslec o biznesach, kasie, przetragach, wycenach, nie chce juz sie plaszczyc przed durniami, ktorzy o mojej branzy maja znikome pojecie ale glupotami sie wymadrzaja, a mnie az boli, bo przeciez wazniaka z kasa nie moge obrazac i pouczac. rzygam tym wszystkim. chyba czas na zmiany. czemu w totka nie wygralam buuuuu :(
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ewa, Weronika szyszkami uzewnętrznia uczucie niechęci do ministra dewastacji środowiska. Czyni to z Gdyni. Pojawi się w domu w okolicach prima aprilis, coby iść na Preludium Słowiańskie. Z drugiej strony, w tym samym celu, nadjedzie Karla.

Samochód miewa pewną przewagę nad rowerem, ale ja i tak wolę rower, jeżeli: - nie muszę przywieźć ze sklepu zgrzewki mleka i dwóch zgrzewek wody, - drogi nie są pokryte śniegiem albo lodem, - z nieba nie leci woda w ilościach nadmiernych, - nie muszę jechać bardzo daleko spiesząc się w dodatku. Mógłby być jeszcze jeden powód - muszę być w kiecce, ale to mi się nie zdarza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pare lat temu wygralam chyba w mastercard albo visa taki rower miejski holenderski limitowana serie, piekny byl ale ze wzgledu na moje przypadlosci musialam go sprzedac. do niego byl bagaznik i koszyczek na kierownice - taki zakupowy, do tego by spodnica pasowala :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najpierw miałam coś takiego

http://i.imgur.com/mAi3oaB.jpg

 

Tylko że biały był. Siodełko też miał białe z paskami - chyba granatowymi i czerwonymi. Późno się nauczyłam jeździć, bo dostałam go chyba w pierwszej albo drugiej klasie podstawówki. Może był z okazji komunii, ale zupełnie tego nie kojarzę. Mieszkałam wtedy u dziadków w Krakowie, a rodzice odwiedzali mnie w niedziele, pewnie raz na miesiąc, bo z Opola to cała wyprawa pociągiem była. I pewnego razu ojciec przytargał w wielkiej niebieskiej torbie właśnie ten rower. Najpierw długo jeździłam z bocznymi kółkami, aż wreszcie kolega cioci poświęcił się pewnej niedzieli i ganiał za mną aż się nauczyłam jeździć bez nich. W Opolu dostałam Flaminga

 

rower-flaming-romet-jedyny-taki-na-allegro-3703837029.jpg

 

Właśnie takiego - czerwonego. Latem stał na balkonie. Żeby go władować do windy, mieszkaliśmy na czwartym piętrze, musiałam dokonywać przedziwnych sztuk. Kiedy byłam mniejsza, któreś z rodziców mnie zwoziło, a później stałam pod balkonem i się darłam "maaaamaaa", żeby pomogli mi wrócić. Później już sama umiałam. Trza było otworzyć ciężkie drzwi windy, podpierając je tyłkiem, postawić rower na tylnym kole, wjechać nim do windy i ustawić na ukos tak, żeby przednie koło opierało się o ścianę, wtedy musiałam wymanewrować siebie, zdążając przed zamykającymi się drzwiami i błyskawicznie zamknąć drzwi wewnętrzne. Jeżeli nie zdążyłam, w windzie gasło światło, czego bałam się panicznie, i ktoś mógł mnie "ściągnąć" na inne piętro. To była stara winda, "bez pamięci", wewnętrzne drzwi nie kontaktowały, zacinała się i gasło w niej światło. Bez roweru wolałam zasuwać na czwarte piętro z buta, do psiapsióły na dziewiąte też.

Ujeżdżałam na tym rowerze po całym osiedlu. Mama nie rozumiała, co jest fajnego w jeżdżeniu w kółko po tych samych chodnikach i ulicach, a ja nie rozumiałam, czego ona nie rozumie.

Nie wiem, dlaczego nie zrobiłam karty rowerowej. Nie robili tego w szkole? Nie mam pojęcia. Wyrosłam z jeżdżenia po osiedlu, a dalej nie mogłam, bo mama mi nie pozwalała, mając za pretekst brak karty właśnie. Nie pamiętam też, co się stało z rowerem. Zepsuł się? Ukradli? To bym pamiętała chyba.

W każdym bądź razie później przez wiele lat roweru nie miałam aż wreszcie podczas studiów wpadłam na szalony pomysł, żeby nabyć rower. Upatrzyłam sobie taki w sklepie firmowym Rometu - piękna Gazela, zielono-fioletowa. Duże koła, bagażnik i przerzutki Shimano... Kasę z ryjowego ciułałam, ale mi trochę brakowało, a rower był jeden, bałam się, że mi go ktoś sprzed nosa zdmuchnie. Tuż przed pierwszym chodziłam i szukałam chętnego do udzielenia pożyczki, ale nikt nie miał, aż wreszcie mama koleżanki ze studiów usłyszała i... pożyczyła. Poleciałam do sklepu jak na skrzydłach, kupiłam i... trza było do domu dotrzeć, a ja nie jeździłam już tyyyle lat. W dodatku hamulce tak nie bardzo dociągnęli w sklepie, ale jakoś dojechałam. Mama nie była zachwycona - delikatnie mówiąc - opieprzyła mnie, wywróżyła, że mnie rozjadą, a ona kaleki hodować nie będzie. Rower zamieszkał w moim pokoju - na szczęście duży miałam - i służył świetnie. Zdradziłam go, kiedy zaczęliśmy zabierać rowery na wakacje i okazało się, że wąskie szosowe koła nie najlepiej radzą sobie na kaszubskich piachach. Kupiliśmy wtedy takie jakby trekingowe rowery. Jeździłam na nim długo, a Gazela stała i czekała na lepsze czasy. Nadeszły, kiedy zepsułam "nowy". Przeprosiłam Gazelę i odkryłam, że jest wygodniejsza! Od tego czasu jeżdżę na niej, chociaż ma dobre ćwierć wieku i każda wymiana części podwaja jej wartość.

I nie wyobrażam sobie, żebym nie mogła jeździć na rowerze!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ba, ja miałam składaka - najprostsze wigry, dostałam na komunię. Też woziłam go windą :) Były cudowne, nie wiem dlaczego przy tak wysokim środku ciężkości ten rower się nie przewracał, był mega stabilny i jeździł wszędzie. Jak wyszłam za mąż wigry pojechały do rodziców (do dziś go Zuza używa i jest zachwycona) a my nabyliśmy dwa marketowe niby-trekingowe. Mąż ma swój do dziś, ja swój zajeździłam. Teraz mam ful wypas, wreszcie ;)

A'propos spódnicy, latem jeździłam do Justynowa na rowerze, składak był na 30 km jednak mało wydajny, więc pożyczałam kolarkę od wuja, taką typową, szybką, na cienkich oponach i z kierownicą zagiętą. I na tej kolarce jechałam kiedyś w spódnicy kopertowej i kompleciku od niej bez pleców. Spódnica powiewała gdzieś za mną przy tych 30 km/h, które wyciągała kolarka na szosie, a ja się cieszyłam, bo mi się nogi opalały. Spodenek krótkich nie posiadałam. Właściwie mogłam jechać po prostu w majtkach, efekt byłby ten sam. Można? Można :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehehe, nie wierzę Agdusiu...:no:

Miałam dokładnie takie same rowery :lol2:

Ten dziwak był u mnie niebieski metalik a siodełko białe w kolorowe kwiaty i miał przerzutki, producent jakiś francuski, a potem po kuzynie spuścizna czyli bordowy flaming, oba kochałam wielce i wspominam z rozrzewnieniem :yes:

Później już jako staroć 21 letni, zanabyłam na raty niebieskiego metalicznego górala, który stoi do dziś w komórce, bo mi go szkoda zutylizować, a od 2 lat posiadam białego trekinga, którego uwielbiam pod każdym względem :yes:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matko, Ewa...oczami duszy zobaczyłam ten obrazek powiewającej za Tobą spódnicy ....

 

Miałam rower duży, nie mam pojęcia jakiej firmy. Zajeżdziłam go totalnie po jakiś 5-ciu latach szaleństwa po całym Kołobrzegu. Od tamtej pory jedyny, na jaki sie zdobyłam to kupiony tutaj i całkowicie nietrafiony, w czym Agdusiowa rodzinka całkowicie mnie poparła. Oddałam go i tak zostałam bez roweru.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...