Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Ciekawe, czy one podlegają treningowi. W dzieciństwie bardzo rzadko jeździłam samochodem. Rodzice nie mieli, czasem ojciec zabierał mnie jadąc w delegację służbowym dużym fiatem, ale to niezmiennie kończyło się źle. Do legendy przeszła opowieść, jak to jadąc nyską podczas kolonii w Rabce na wycieczkę do Krakowa obrzygałam przez okno rowerzystę. W autobusach dalekobieżnych typu "ogórek" spawałam koncertowo. Kiedy w wakacje znajomy ojca zabierał nas dokądś służbowym gazikiem, czułam się świetnie. Wiele lat później wyprawę do Francji wygodnym samochodem francuskiej rodziny przeżyłam tylko dzięki dużym dawkom aviomarinu (co ja się tego świństwa nażarłam przez całe dzieciństwo...). Niby z wiekiem trochę mi przechodziło, w końcu jeździmy podczas wakacji w długie trasy, ale teraz korzystam z prawa do siedzenia z przodu. Kiedy siądę z tyłu, jak w dzieciństwie, to mi źle. Czyli chyba trening nie pomaga. Z drugiej strony dzieci jeżdżą od małego i tylko jedno czasem marudzi, że je muli, ale nie spawało nigdy. To może jednak trening działa, jeżeli się odbywa od dziecka?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trening na pewno działa w każdym wieku ale by trzeba na zasadzie desynsytyzacji, czyli zaczynać od krótkich bodźców. U dzieci mózg dojrzewa dopiero po 10 rż więc wcześniej może sobie nie radzić z bodźcami a potem... to sprawa tzw osobnicza. U jednego jakoś sobie poukłada u innego nie. Nie wiemy co na to wpływa. Dużo jeszcze nie wiemy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaklej pępek plastrem...

Podobno pomaga, ja nie sprawdzałam, bo pływam na łodziach, latam samolotami i jeżdżę aż do znużenia bardzo dużo i nie mam choroby lokomocyjnej...

Ale plaster podobno pomaga... no chyba, że to tylko tak pomaga jak dziecko skaleczy się i przyklejamy mu plasterek, bo on mu pomoże... ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś dawno słyszałam o tym plastrze, ale nie wypróbowałam i zapomniałam. Placebo działa, kiedy się w nie wierzy...

 

Nie pożarłabym, bom wegetarianką jest, a a dzieci jednak z mięsa.

 

Po raz drugi okazało się, że magiczna data ukończenia lat osiemnastu nie zmienia nagle dziecka w osobę dorosłą. Nie żeby jakieś infantylne były te moje dorosłe, ale nie spoważniały nagle w dniu urodzin.

 

U Was też tak leje? Przez jakiś czas susza nam nie grozi. Może nawet te zaległości w nawilżeniu gleby z ostatnich lat się nadrobią. Jest szansa na grzyby, jeżeli latem też popada.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pada, leje mży, ale nie narzekam.

Diogenes nas odwiedził. Najadł się i nie chce wyjść. Znaczy miauczy pod drzwiami, ale kiedy otwieramy i widzi, co się tam dzieje, to zawraca do środka. Wszystko by było super, gdyby nie to, że nieodjajczony jest i znaczy. I co z nim zrobić? Zawieźć do weta i odjajczyć? A jeżeli to czyjś kocur na gościnnych występach u nas?

 

Miałam dzisiaj osiem lekcji ciurkiem. Na dwóch musiałam przekrzykiwać krzyczącego ucznia z mutyzmem. Wyszłam nieżywa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prych! Napisałam przed chwilą i zniknęło!

 

Dzisiaj u nas dla odmiany leje. Rano zdążyłam pojechać na rowerze do dentysty i uszło mi to na sucho. Wróciłam w lekkim deszczyku. Za to kiedy wychodziłam do pracy, zdążyłam zmoknąć pomiędzy drzwiami a autem, a nie mam daleko. Zanim doszłam od "mojego" miejsca parkingowego do drzwi szkoły, byłam całkiem mokra.

 

Dentysta tak mi paszczę znieczulił, że jeszcze długo nią nie władałam w pełni, a musiałam zjeść śniadanie. Dobrze, że sama w domu byłam i nikt tego nie widział :lol2:.

 

Koty hibernują w domu, Diogenes nie przyszedł, a jutro rano bym miała czas, coby go do weta zabrać. On chyba wie. Nie chce klejnotów stracić. Nie mam pojęcia, jak go przechować. Żeby mogli go ciąć, musiałabym mieć pewność, że nie jadł nic od wieczora. Gdzie go zamknąć, żeby nie zasikał wszystkiego? Wczoraj trafił sofę. Poduszka poszła do prania, sofę szorowałam punktowo płynem do garów i octem. Podziałało - ocet jakoś usunął koci zapaszek, a następnie był uprzejmy wyparować bez śladu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Był dzisiaj, zjadł i poszedł. Muszę się jakoś przemóc i zamknąć go w garażu na noc. Żal mi go będzie, ale w domu wszystko zaleje, bo znaczy czując nasze koty. W garażu też zaleje i będzie jechało szczochem, ale rzadziej tam bywam. No i awantury by były, bo nasze koty go tolerują, ale nie bez zastrzeżeń.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasze jakoś pogodziły się z faktem, że sąsiedzi mają koty. W ogóle kotów przybyło w okolicy - sąsiedzi za płotem mają trzy, trzy się pałętają i nie wiem, czyje są, czasem przychodzą do nas. Inny czasem się tłucze z KotkiemRysiem, czarny też, a Diogenes jest pokojowy i nieśmiały. Kiedyś jednak Rysio z Innym siedzieli niedaleko siebie na tarasie udając, że się nie widzą nawzajem. Dalsi sąsiedzi mają rude długowłose cudo, ale ten się nie zapędza na nasze podwórko.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...