Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

ortezy zjeżdżają, też używałam. Ale myślałam, że dlatego, że mam grube nogi, a ty masz chude. Nie powinna ci zjeżdzać. Noś na dzinsy.

Jak chrupało, to chyba bez artroskopii się nie wywiniesz, jakoś mi się nie chce wierzyć, na pewno łąkotka a nie ACL czy inne ścięgno?

W każdym razie jeżeli planujesz wycieczkę, to jednak z ortezą, dopasuj sobie, nawiasem mówiąc powinien to zrobić sprzedawca.

 

A kotek zniknął?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest wspaniale, po domu już śmigam, nogę zginam w kolanie do kąta prostego, tylko wyprostować nie mogę.

Na mój prosty chłopski rozum, to ja sobie dwa razy krzywdę zrobiłam - po pierwszym kolano jakby mi się rozłaziło, znaczy kiedy źle stanęłam, to miałam wrażenie, że coś tam jest porozciągane i lata luzem nie zawsze trafiając w swoje miejsce. Po drugim to chyba się rozlazło i złażąc do kupy po drodze coś uszkodziło, może właśnie łąkotkę. No ale w poniedziałek idę do lekarza, chyba takiego bardziej, bo już ortopedy, a nie pani robiącej na sorze specjalizację (czy jakoś tak, bo się nie łapię do końca w przebiegu kariery po studiach medycznych).

Na dżinsach orteza się lepiej trzyma, ale też nie tak całkiem i muszę ją podciągać. Kurczę, jak ci wszyscy ludzie, którzy śmigają po mieście w ortezach jak przeciągi, to robią? Szelek u nich nie widziałam...

Kolejny raz organizujemy wycieczkę (tym razem bardziej koleżanka, która ma równoległą klasę) i kolejny raz rodzice najpierw się zgadzają na wyjazd, później nie zgłaszają sprzeciwów, kiedy wysyłam im ostateczny plan wyjazdu i cenę, a w ostatniej chwili część się wykrusza i muszę prowadzić trudne pertraktacje z biurem podróży. Mam dość! Powtarzałam sobie za każdym razem, że nigdy więcej, bo nie dość, że jadę pracować 24/dobę za darmo, to jeszcze muszę się szarpać z niezadowolonymi. Ja rozumiem, że nie da się wymyślić programu, który odpowiadałby wszystkim, bo jedno dziecko lubi się wyżyć fizycznie i nudzi je zwiedzanie, inne nie chce się zmęczyć, a większość to najchętniej siedziałaby w pokojach z telefonami w rękach. Tylko dlaczego najpierw wszyscy aprobują program, a później się zaczyna marudzenie dzieci i rezygnacje za pięć dwunasta? Rodzice jakby się wstydzili powiedzieć na zebraniu, że za dużo zwiedzania, a później ulegają dzieciom, które nie chcą zwiedzać. Bo to najczęściej tak wygląda, że najpierw dziecko zaczyna w szkole marudzić, że za dużo chodzenia albo za dużo zwiedzania, a później rodzic pisze, że dziecko nie pojedzie, bo... Czasem nie ma żadnego "bo", częściej jakaś "dawno zaplanowana wizyta u lekarza", o której podczas zebrania, kiedy ustalaliśmy plany, rodzic nie pamiętał.

No kurczę, czy ja przesadzam? Wysłałam rodzicom w pierwszym tygodniu września program wyjazdu, o którym rozmawialiśmy w maju. Zapytałam, czy pasuje, czy są jakieś uwagi. Już wcześniej wiedziałam, ze jeden chłopak nie pojedzie, bo ma mieć operowane kolano i tę wiadomość przekazałam do biura podróży. Dostałam kilka odpowiedzi, wszystkie pozytywne. Wycieczka jest droga, ale nikt nie protestował - wiadomo - Warszawa, bogaty program, bilety, noclegi itp. Później mnie nie było, ale napisałam, że na zebraniu będziemy zbierać zaliczkę. NIKT więcej nie napisał, ze dziecko nie pojedzie. Rodzice jednego chłopaka dali znać, ze mają problemy z kasą i nie wpłacą zaliczki, ale przed końcem miesiąca zapłacą całość. Na zebraniu nie wpłacono za czworo dzieci. Troje z nich miało jechać, więc koleżanka wpłaciła za nie zaliczkę. Tydzień po zebraniu przeczytałam wiadomość, że jeden chłopak nie pojedzie. Dwa dni później, że drugi. Wczoraj dzwoniłam do mamy trzeciej z nich - była zaskoczona, ale stwierdziła, że jakoś dziecko wyśle. Po długiej korespondencji rodzice tego pierwszego jednak zdecydowali się go wysłać. Drugi nie pojedzie, bo ma zawody (nie wiedzieli o tym przed zebraniem?). Biuro podróży zaliczki nie odda. Z czego mam ją sfinansować? Podnieść koszt wyjazdu pozostałym? Ostatecznie zapłacę tyle, ile zbiorę. Biuro raczej nie odwoła wyjazdu z powodu stówki i na pewno na tym nie straci, nie czarujmy się, że oni nie mają rezerwy na takie wypadki. No ale ja mam dość. Chyba zapowiem rodzicom, że ja mogę pojechać na wycieczkę, ale organizacją to niech oni sami się zajmą.

Co najciekawsze, po wycieczce wszyscy wracają zadowoleni. Jeden, bo się wyżył w parku linowym, inny, bo coś ciekawego zobaczył, a jeszcze inny, bo wreszcie bez telefonu (bez telefonów jeździmy z zasady) mógł z kolegami pogadać albo pograć w karciankę, albo posiedzieliśmy do nocy prowadząc długie rozmowy "o życiu i kosmosie".

Edytowane przez Agduś
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ja wiem, że się nie da tak zorganizować wycieczki, żeby każdy punkt programu pasował wszystkim. Zazwyczaj staram się tak wymyślić, żeby były różne atrakcje i naprawdę po powrocie nie zdarzyło mi się, żeby ktoś narzekał na wyjazd. No dobra, mam takiego malkontenta, który z autokaru wychodzi zadowolony, ale następnego dnia rodzice mnie informują, że sam wyjazd mu się podobał, ale kolega A powiedział mu coś niemiłego, kolega B się krzywo patrzył, kolega C schował mu czapkę (była kiedyś taka akcja, że on oskarżył kilku chłopaków o złośliwe schowanie czapki i zrobił straszną chryję, a okazało się, że na tej czapce usiadł przez przypadek zupełnie inny chłopak, taki spokojny i niewadzący nikomu).

Mnie wkurza coś innego - kompletna beztroska. Przecież wiedzą, że koszt wyjazdu jest ustalany dla konkretnej ilości osób. O ile noclegi, wstępy, posiłki można jeszcze czasem odwołać (nie zawsze), o tyle koszt autokaru, kierowcy, pilota, przewodnika, pobytu opiekunów jest dzielony przez liczbę uczestników i tu już się nie da żadnego zwrotu uzyskać. Jeżeli jedno dziecko nie pojedzie, inni muszą dołożyć. Proste.

 

Ludzie, nie używajcie trucizny na ślimaki - ona smakuje kotom. Nie ma już Diogenesa...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, smutek i żałość, bo to drugi nasz kot, który połakomił się na tę truciznę. Pozostałym albo nie smakuje, albo nie łażą w tym kierunku, gdzie ona jest rozsypywana.

 

Moje relacje ze służbą zdrowia nabierają rumieńców. Dwa tygodnie temu po przyjeździe z Krakowa zadzwoniłam do tutejszej przychodni i rzekłam, że mam zepsute kolano i skierowanie do chirurga. Przyjemnie się zdziwiłam, kiedy pani zarejestrowała mnie na poniedziałek dokładnie dwa tygodnie później. To było wczoraj. Przyszłam, siadłam z książką i czekałam. Zdziwiła mnie wprawdzie informacja na drzwiach, że przychodnia ortopedyczna jest nieczynna, ale widok całego tłumu ludzi z gipsem na różnych kończynach przekonał mnie, że jestem w dobrym miejscu. Jakież było zdziwienie lekarza i moje, kiedy okazało się, że on jest chirurgiem, ale ogólnym i właściwie to nie wie, dlaczego do niego trafiłam. Ja też nie wiedziałam. Rzeczywiście ortopedów akurat nie ma, jeden wraca 7 października, a najbliższy wolny termin jest w listopadzie. Bardzo miły pan ogólny obmacał moje kolano i rzekł, że on to się nie zna, ale widzi mu się, że trza będzie w nim pogrzebać. Wiecie, jak to działa w tym kraju - podał mi namiar na ortopedę, który pracuje w szpitalu. Oczywiście doradził wizytę prywatną. Takową odbyłam dzisiaj, wyskoczyłam z kasy i... mam przyjść do szpitalnej poradni w poniedziałek. W międzyczasie powinnam zrobić rezonans, ale tu już cuda się nie dzieją - za kasę albo na NFZ za rok.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak, ale ja nie będę siedziała w domu dwa miesiące czekając na badanie, a lekarz stwierdził, że dobrze, żebym je zrobiła przed zabiegiem. Do czasu rozgrzebania kolana mam nie obciążać nogi. Niby bym mogła po szkole kuśtykać, ale trochę do kitu, no i jak się tam dostać? Na rowerze nie mogę, samochodu z automatem nie mamy... Może bym mogła iść bez tego, ale ja wciąż mam cichą nadzieję, że dłubanie okaże się niepotrzebne. Nadzieja matką...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli nie masz pełnego zgięcia i pełnego wyprostu, to bez dłubania raczej małe szanse, bo znaczy, że coś blokuje i muszą to wyciągnąć. Artroskopia nie jest wielkim obciążeniem. Dla organizmu, oczywiście. A samo się raczej nie zrośnie a nawet jakby, to może zrosnąć się źle i blokować kolano całkowicie.

Co do rezonansu, to dobry ortopeda się obędzie bez, a jeżeli to zrobi przed operacją. Jak już cię wyleczą pomyślimy, jak to wyćwiczyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...