Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Napisałam gdzieś, że nie mam natchnienia na kontynuację Brazoczyska. No bo nie mam. Natchnienie czerpałam z tego, co się działo na forumie, a działo się wtedy wiele, nowe komentarze pojawiały się co godzinę niemal, liczniki stron kręciły się jak szalone. Właściwie nic nie musiałam robić. Brazoczysko pisało się samo, ja tylko zbierałam do kupy wszystkie pojawiające się tematy. A teraz? No z czego ja niby mam czerpać natchnienie?

Takoż ogłaszam, że koniec Brazoczyska nastąpił nieodwracalnie i kategorycznie.

Napisałam jednak również, że pałęta mi się po głowie inny pomysł. Natchnienia do pisania mi nie zabraknie, ponieważ dostarcza go w nadmiarze nasza rzeczywistość. Pomysł się pojawił, nie ukrywam, że też pod wpływem pewnego świetnego serialu, tlił, aż wreszcie wybuchnął, kiedy przeczytałam sobie coś, co chyba Braza wrzuciła na fb.

No to zaczynam. Jako ze to nie jest Brazoczysko, będę wrzucała tutaj. Kto trafi, poczyta, może skomentuje. A jeśli komuś nie odpowiada, może omijać, bo będę tę powieść w odcinkach zaznaczała na kolorowo. I żeby było śmieszniej, wrzucam po jednej stronie A4, nawet jeśli oznacza to urwanie w połowie wyrazu.

No to bawcie się dobrze.

 

1.

Orzech włoski spadł znikąd na popękany asfalt pustego podwórka szkolnego, odbił się od niego i potoczył do szczeliny. Zanim Joanna zdążyła się zdziwić, skąd zleciał, skoro w najbliższej okolicy nie było żadnych drzew, obok wylądował dorodny gawron o błyszczących, czarnych piórach. Wiedziała, że to gawron, bo kiedy była mała i spacerowała z mamą po parku, nauczyła się rozróżniać krukowate. To była wiedza z gatunku tych zupełnie do niczego niepotrzebnych. Kiedyś nawet powiedziała koleżance, z którą spotykała się podczas spacerów, że to nie wrona, a gawron. Dziewczynka popatrzyła na nią z tak dziwnym wyrazem twarzy, że od tego czasu Joanna nikogo już nie próbowała uświadamiać w tej kwestii. I w żadnej innej. Szybko zrozumiała, że nadmiar wiedzy jest źle widziany u dziewczynki.

Ptaszysko sprawdziło, czy zamierzony przez nie efekt został osiągnięty. Najwyraźniej orzech, uderzywszy w asfalt, pękł trochę, bo gawron wyciągnął go ze szczeliny i zaczął dłubać dziobem dobierając się do przysmaku. Nie pierwszy raz podziwiała zmyślność ptaka. Rzadko je spotykała, ale zawsze obserwowała z niestosownym, ukrywanym zainteresowaniem.

- Cu-do… cudow-nym zyrą... zyrzą… zyrzą-dze…

- Zrządzeniem… - odruchowo bezgłośnie poprawiła niemiłosiernie dukającą uczennicę wracając wzrokiem i myślami do klasy, w której siedziała. Od prawie pół godziny walczyła ze sobą, starając się uważnie śledzić tekst czytany przez czwartoklasistki i obserwować sposób prowadzenia lekcji, ale przegrała i pozwoliła sobie na chwilę zamyślenia. Sama była czwartoklasistką zaledwie sześć lat temu i nie mogła oprzeć się wrażeniu, że ona i jej koleżanki czytały znacznie lepiej w tym wieku. A może sama czytałam tak źle jak one, tylko tego nie pamiętam? – zastanawiała się zanim jej wzrok przykuły poczynania sprytnego gawrona.

- Zrządzeniem – stażystka stojąca przed tablicą przodem do klasy poprawiła swoją uczennicę suchym głosem. Joanna poczuła jej karcące spojrzenie. Zauważyła, że gapiłam się w okno – pomyślała z trwogą. - Zapisze to w moim zeszycie praktyk? – zastanawiała się gorliwie obserwując dziewczynki, co powinna była robić przez cały czas.

Szczerze mówiąc w klasie nie działo się nic, co wymagałoby tak wytężonej uwagi praktykantki, ale stażystka miała najwyraźniej inne zdanie na ten temat. Joanna była pewna, że po lekcji usłyszy jakąś uszczypliwą uwagę. Aniela, wbrew swojemu sugerującemu łagodną dobroć imieniu i wbrew równie niewinnemu wyglądowi budziła w swych podopiecznych strach. Stała teraz przed idealnie wyczyszczoną tablicą, której nieskazitelnie czarnej powierzchni nie kalała nawet najmniejsza jaśniejsza smuga i bezwiednie rytmicznie uderzała trzcinką we własną dłoń. Delikatny uśmiech nie schodził nigdy z jej pełnych, różowych ust, ale również nigdy nie obejmował oczu, przez co wyglądał na odruchowy grymas, a nie wyraz prawdziwej życzliwości. Jasnoniebieskie oczy zawsze patrzyły na struchlałe dziesięciolatki i nie mniej przestraszoną Joannę zimno i beznamiętnie.

-… zrzą-dze-niem – powtórzył, najwyraźniej kompletnie bez zrozumienia, cichy dziewczęcy głosik – lo-su nie-niez-wy-niezwyk-ły chło-piec w-wos-ta-wostatniej chi-li ko… kolej-ny raz u-ra-to… urato-wał swe-go bra-ta p-przeeed nie… niech… niechyb-nom śmie… śmier… śmierciom. – Stasia z wyraźną ulgą zakończyła akapit, a trud czytania natychmiast podjęła jej koleżanka z ławki.

Joanna westchnęła ukrywając z trudem ziewnięcie, które mogłoby ją dużo kosztować, gdyby zauważyła je stażystka. Podczas czytania „Wczesnej młodości Naczelnika” nie wolno ziewać, nawet, jeśli się słyszy ten sam fragment po raz setny. Przybrała poważny, ale i pełen uniesienia wyraz twarzy. Na szczęście kolejna lektorka czytała znacznie składniej. Może nawet za dobrze, podejrzanie dobrze, jak na uczennicę czwartej klasy.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie no, nie wyrobię tak codziennie! Mogę dzisiaj wrzucić, ale kiedy wyczerpię zapasy, będą przerwy.

 

 

- Jeszcze trzy akapity – pomyślała spoglądając ukradkiem na zegar wiszący nad drzwiami. - Spokojnie zdążą zinterpretować dzisiejszy rozdział. Aniela jest perfekcjonistką, każda jej lekcja, którą obserwowałam, odbyła się dokładnie według planu, który uwzględniał wszystko, nawet koszmarne tempo czytania większości dziesięciolatek.

Podręcznik do klasy czwartej zawierał krótkie opowiadania, na tyle łatwe, żeby na koniec lekcji kilka dziewcząt, które były w stanie zrozumieć, co czytają, mogło je streścić i wyjaśnić pozostałym z pomocą nauczycielki. Mimo że godzina historii najnowszej była ostatnią w piątek, uczennice zachowywały najwyższe skupienie. Joanna kolejny raz omiotła wzrokiem klasę – czterdzieści trzy dziewczęce główki pochylały się pilnie nad podręcznikami. Będąc w czwartej klasie miały już prawo czesać się w jeden warkocz, jednak zdecydowana większość nosiła wciąż dwa starannie zaplecione nad uszami warkoczyki ozdobione ciemnoróżowymi kokardkami. Tylko cztery najwyższe dziewczynki siedzące w ostatnich ławkach miały dozwoloną im od niedawna fryzurę nastolatek. Tego ranka dołączyła do nich Zosia. Trochę z dumą, trochę zawstydzona znosiła pytające spojrzenia niektórych koleżanek i delikatnie spłoniona kiwała głową, kiedy podczas pierwszej lekcji niemo zadawały wzrokiem pytanie. Najwyraźniej tradycja pozwalająca na zmianę fryzury dopiero w dniu pierwszej miesiączki była kultywowana przez mamy czwartoklasistek. Jedynie purpurowy kolor mundurków odróżniał je więc od trzecioklasistek, którymi same jeszcze przed wakacjami były.

- … braciawrócilidoswejukochanej matkiktóraprzutiliłaichczule składającpocałunekwdziencznościna czolesfegodzielnegosyna. – Katarzyna zakończyła czytanie głosem idealnie monotonnym i zdradzającym kompletne niezrozumienie tekstu. Gdyby nie musiała od czasu do czasu nabierać powietrza, nie zrobiłaby ani jednej przerwy. Uczennice westchnęły, uniosły głowy znad książek i jednocześnie wyprostowały się w ławkach, beż żadnego sygnału powtarzając zwyczajną formułę: „Dziękujemy za cenną lekcję życia, obiecujemy starać się ze wszystkich sił naśladować czyny Ukochanego Przywódcy, wielbić go i podziwiać po kres naszych dni.” Joanna kolejny raz nie mogła pozbyć się wrażenia, że niektóre z nich nie bardzo rozumieją, co powtarzają. Czterdzieści trzy podręczniki zamknęły się jednocześnie, ukazując swoje różowe okładki z charakterystycznym stylizowanym piórem i kałamarzem na grzbietach.

- Dziękuję wraz z wami za tę wspaniałą lekcję życia. – Aniela powtórzyła swoją zwykłą kwestię tak, jakby to były słowa płynące z głębi serca, które dopiero co przyszły jej na myśl. – A teraz utrwalimy sobie przesłanie, które niesie przeczytany właśnie fragment najpiękniejszej księgi dla nastolatek. – Widziała już uniesione w górę palce Zofii, Anny, Beaty, Karoliny i Weroniki. Basia najwyraźniej zastanawiała się, czy podnieść rękę. – Może ty, Karolino – wskazała świetną lektorkę, której bezbłędny sposób czytania tak zaniepokoił Joannę.

- Autor naszej ulubionej księgi, którą mamy zaszczyt poznawać jako czwartoklasistki, w przeczytanym dzisiaj rozdziale opowiedział o kolejnej sytuacji, w której nasz Ukochany Przywódca wykazał się bezprzykładną odwagą i poświęceniem – wyrecytowała formułkę, którą zwykle dziewczynki rozpoczynały streszczanie fragmentów omawianych na lekcjach. – Założyciel naszego państwa – zawahała się przez chwilę szukając w pamięci odpowiednich słów – wraz ze swym Bratem i Wspaniałą Matką szli ulicami miasta prowadząc poważną rozmowę. Matka opowiadała synom o swoich bohaterskich czynach podczas wojny. Ukochany przywódca słuchał jej z uwagą i szacunkiem. Jego brat tak się zasłuchał, że nie zachował należytej ostrożności… - dziewczynka mówiła z ogromnym przejęciem, zaplatając i zaciskając chude paluszki tak, że zbielały jej kostki dłoni. Przykrótkie rękawy fartuszka, najwyraźniej odziedziczonego po starszej, niższej siostrze, odkrywały szczupłe nadgarstki. Joanna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Karolina przygotowała się do lekcji i recytuje wykute na pamięć zgrabne zdania. Czyżby miała podręczniki w domu? Przecież to niemożliwe!

Edytowane przez Agduś
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To chyba dobrze, że żywcem? Po śmierci taka pokręcona byś głupio wyglądała, a żywa masz jeszcze szanse się rozkręcić.

Gości wspaniałych mieliśmy - Braza i Szanowny Pan nas nawiedzili, no to gadalim, zwiedzalim i bawilim się. Czasu na redagowanie i pisanie nie było. Teraz postaram się coś wrzucić, tylko przed chwilą jakiś skrót klawiaturowy odkryłam, któren sprawił, że w ogóle pisać się nie dało. Na szczęście wszystko napisane udało się zapisać. Nie miałam pojęcia, co zrobiłam, ale nawet tutaj nie mogłam pisać. Zastosowałam jedyną w takiej sytuacji możliwą metodę - zaczęłam klikać co popadnie i... zadziałało, jak widać, skoro piszę. No to lecę do dokumentu. Ciekawe, czy się normalnie otworzy, bo przed chwilą się nie dało przez zwykłe podwójne kliknięcie, które otwierało jakieś dziwne okno, ale na szczęście prawą myszą dawało się otworzyć dokument.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dziękuję ci, dalej opowie… - Aniela spojrzała po klasie szukając kolejnej ochotniczki. Zegar pokazywał, że należy się spieszyć, więc zrezygnowała z wezwania do odpowiedzi Beaty, która właśnie odważyła się podnieść rękę – Teresa.

Dziewczynka wstała i z przejęciem kręcąc w palcach koniec mysiego warkoczyka nabrała powietrza. W ogarniętym półmrokiem wnętrzu klasy wyraźnie widać było iskierki wyładowań elektrycznych powstających przy każdym ruchu na jej nylonowym fartuszku.

- Ukochany przywódca słuchał swojej Matki, ale zawsze był uważny i nigdy się nie zagapiał – umilkła jakby przestraszona, że w odniesieniu do TEJ osoby użyła tak przyziemnego słowa, ale widząc, że normalne zimne spojrzenie stażystki Anieli nie zmieniło się w spojrzenie srogie i karcące, które zwiastowałoby niechybne użycie trzcinki, znów nabrała powietrza i kontynuowała wypowiedź – to znaczy zawsze był uważny i chociaż wszystko słyszał i zapamiętywał, ponieważ miał najwspanialszą pamięć na świecie, to zauważył, że człowiek, który idzie za nimi jest podejrzany i cały czas patrzył na niego, bo się spodziewał, że on może zrobić im coś złego i wtedy ten człowiek popatrzył na ich Matkę strasznym wzrokiem, bo to był bardzo zły człowiek, bo to był komunista, najgorszy człowiek, jaki wtedy istniał, bo chciał zrobić krzywdę Matce, a może nawet jej wspaniałym synom, czyli Ukochanemu Przywódcy i jego Bratu, bo może on przeczuwał w swoim czarnym sercu, że Ukochany Przywódca zakończy jego złe rządy w uciśnionym kraju i ten człowiek nagle się zbliżył, ale Ukochany Przywódca – dziewczynka z przejęcia zaczęła się jąkać i wyglądała, jakby miała zamiar się rozpłakać. Aniela uniosła brwi, było to ostrzeżenie pierwszego stopnia. Coraz bardziej przerażone dziecko kontynuowało drżącym głosem z pominięciem jakichkolwiek przerw logicznych – Na całe szczęście Ukochany Przywódca to zauważył i pociągnął Matkę za rękę i zły człowiek komunista wpadł nie na nią, ale na Brata i wtedy Ukochany Przywódca rzucił się jak lew na niego, szarpnął za ubranie i ten czarny ko… - zająknęła się, głośno wciągnęła powietrze odruchowo chowając dłonie za sobą – ten komunista o czarnym sercu upadł i popchnął Brata na jezdnię, ale Ukochany Przywódca go złapał, bo miał nadludzką siłę, którą dawała mu Wiara i uratował Brata. – Tereska westchnęła z przejęciem, w jej oczach błyszczały łzy przejęcia. Dokończyła już spokojniejszym głosem – Później Matka dziękowała Synowi i Brat mu dziękował i ludzie na ulicy się zatrzymali i chwalili, jaki to dzielny chłopiec i wszyscy byli szczęśliwi, a potem Matka dała na mszę, żeby podziękować za uratowanie życia. – zakończyła z wyraźną ulgą.

- Dziękuję, dobrze, możesz usiąść – suchy głos Anieli zabrzmiał jak strzał z bata po drżącej przemowie Tereski. Dziewczynka usiadła, otarła łzy i jeszcze przez dłuższą chwilę drżała z przejęcia. – Drogie dziewczynki, która chce powiedzieć, co wynika z tej pięknej i pouczającej opowieści? – przez sekundę udawała, że rozgląda się po klasie, ale jej dłoń z trzcinką już wskazywała Kasię. Dziewczynka wstała, obciągnęła fartuszek, rozejrzała się po klasie i nabrała powietrza przygotowując się do udzielenia odpowiedzi.

- Ta przepiękna opowieść uczy nas, że prawdziwa wiara naszego Najlepszego Wodza oraz jego niezwykłe cechy charakteru ujawniły się już kiedy był dzieckiem. Dzięki tym cechom uratował życie swojej kochanej Matki i swojego wspaniałego Brata, aby w przyszłości mogli wpłynąć na losy naszego kraju i całego świata. – Była to wyuczona formułka, która pasowała właściwie do każdej lekcji, ale należało czasem wprowadzać drobne zmiany, żeby pasowała do konkretnego fragmentu podręcznika. Aniela doskonale wiedziała, które dziewczynki podołają temu zadaniu i wybierała tylko je do ostatniej odpowiedzi.

Dobrze, Katarzyno – Aniela nigdy nie zdrabniała imion uczennic – możesz usiąść. - Ta lekcja kończy kolejny tydzień waszej pracy w szkole. Oczywiście zanim pójdziecie do domu, po przerwie spotykamy się jak zwykle na modlitwie dziękczynnej w szkolnej kaplicy. Nie zapomnijcie o swoich sobotnich i niedzielnych obowiązkach wobec Boga, kraju, rodziny i szkoły.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym momencie, jakby zamiast kropki na końcu ostatniego zdania Anieli, odezwał się przeraźliwy, metaliczny dźwięk dzwonka. - Jak ona to robi? – po każdej lekcji zastanawiała się Joanna. – Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, żeby dzwonek zabrzmiał w połowie ostatniego słowa wypowiadanego przez Anielę, ani, żeby po tym ostatnim słowie zapanowała trwająca choćby dziesięć sekund cisza. Ja się tego nigdy nie nauczę! – praktykantka kolejny raz spanikowała w obliczu tej nieludzkiej perfekcji opiekunki praktyki i w wyobraźni zobaczyła swoją przyszłą pierwszą lekcję, podczas której z pewnością nie zmieści się w czasie. Poczuła nieprzyjemny dreszcz, bo chwila ta zbliżała się wielkimi krokami. Wyobraziła sobie, jak stoi na środku klasy, a na jej obecnym miejscu rezyduje Aniela ze swoim dziwnym półuśmiechem przyklejonym do twarzy i wbija w nią zimne spojrzenie. Przez moment nie mogła zaczerpnąć oddechu.

Dziewczynki również siedziały nieruchomo, czekając na sygnał stażystki, pozwalający im odłożyć książki na brzeg ławki, spakować zeszyty do toreb, wstać, zasunąć krzesła i stanąć obok nich w równych rzędach. Aniela majestatycznie skinęła głową. Na ten znak czwartoklasistki wykonały wszystkie czynności w sposób doskonale zsynchronizowany, jakby ktoś odliczał na głos podając im tempo. Poruszały się prawie bezdźwięcznie, zgodnie z wpajaną im od dziecka zasadą, że dziewczynki nie powinno być słychać. Jedynie szelest wykonanych ze sztucznej tkaniny szkolnych fartuszków i trzask drobnych wyładowań elektrycznych, szurnięcie krzesła po podłodze, miękkie klaśnięcia odkładanych na blaty książek i szuranie stopami po podłodze zakłóciły absolutną ciszę panującą w klasie. Może i nie nauczyły się płynnie czytać, ale polekcyjną musztrę opanowały w ciągu trzech lat nauczania początkowego perfekcyjnie. W tym są o niebo lepsze od nas – kolejny raz porównała w myślach Joanna, której wpojone przez lata odruchy kazały bezmyślnie wstać i zastygnąć w pozycji na baczność obok ławki wraz z czwartoklasistkami.

Aniela skontrolowała wzrokiem porządek w sali i uniosła kąciki ust w nieco szerszym uśmiechu, który jednak wciąż nie obejmował oczu. Joanna miała nieodparte wrażenie, że na krótką chwilę, kiedy spojrzenie Anieli przesunęło się po niej, w jej oczach pojawił się cień ironii. Stażystka z cichym stuknięciem odłożyła trzcinkę na blat biurka. Na ten sygnał dziewczynki jednocześnie spojrzały na ogromny krzyż wiszący nad tablicą i godłem, pokornie opuściły główki, przeżegnały się równo powtarzając półgłosem „wi-mię-oj-ca-i-sy-na-i-du-cha-świę-te-go-a-men”, uniosły głowy, chwyciły torby i w równych szeregach opuściły klasę szeleszcząc długimi spódnicami. Najpierw rząd spod okna, później środkowy i w końcu ten spod ściany - minąwszy pierwszą ławkę uczennice sprawnie tworzyły pary. Spoglądając na siebie tylko kątem oka, z głowami wyprostowanymi, ale oczami skromnie wbitymi w podłogę, sunęły równo jak żołnierze, para za parą. Nikt, nawet Joanna z fascynacją obserwująca ten spektakl, nie zauważył, jak i kiedy trzcinka odłożona na blat biurka znalazła się w dłoni Anieli. Z cichym świstem przecięła powietrze i spadła na plecy Karoliny. Dziewczynka głębiej wciągnęła powietrze prostując plecy i podziękowała szeptem za skorygowanie jej postawy.

W klasie zostały tylko dyżurne, które po wyjściu ostatniej uczennicy, cichutko i sprawnie pozbierały z ławek podręczniki, ustawiły je na półce z tyłu Sali i dygnęły przed Anielą, która skinęła im głową pozwalając opuścić klasę.

- Teraz moja kolej – pomyślała ponuro Joanna, zbliżając się do Anieli. Mimo że stażystka była zaledwie o rok starsza i o dobrych dziesięć centymetrów niższa, budziła w praktykantce taki sam lęk, jak w dziesięciolatkach. Aniela wykonała dziwny grymas wyglądający jakby przeciągała wszystkie mięśnie twarzy zastygłe przez czterdzieści pięć minut lekcji w sztucznym uśmiechu. Chyba robiła to bezwiednie, bo tę samą gimnastykę Joanna widziała po każdej jej lekcji, gdy dziewczynek nie było już w klasie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...