Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Od kwietnia do ... zimy (jesieni?) - co Wy na to?


Agduś

Recommended Posts

Nie wiem, czemu ja taka dobra jestem...

 

Rodzin Prawdziwie Katolickich (przygotujcie fartuszki i czepki kuchenne), pierwsza i druga dziesiątka dziewcząt z klasy drugiej A sprząta kościół parafialny, trzecia dziesiątka zajmie się przystrojeniem ołtarza – Joanna usłyszała westchnienie ulgi dziesięciu dziewcząt i pełen zawodu szelest. Wyobraziła sobie, że to ramiona pozostałych dziewcząt opadają z szelestem. Przystrajanie ołtarza było ulubionym zajęciem dziewcząt. – Czwarta dziesiątka sprząta plac wokół kościoła. Klasa druga B: pierwsza dziesiątka grabi trawnik przed kościołem, druga dziesiątka zbiera, wynosi i pali śmieci, trzecia i czwarta sprzątają podwórko wokół plebanii. Klasa druga C: pierwsza dziesiątka… – Joanna od pewnego czasu obserwowała ładną, drobną blondynkę siedzącą na prawo od niej w ławce z przodu. Nie znała jej imienia, dziewczyna była w klasie C – miłosierdzia. Wcześniej wierciła się niespokojnie, teraz zamarła w bezruchu. Patrząc na księdza odwróciła głowę lekko w lewo, dzięki czemu Joanna widziała jak nerwowo zagryza wargi. - … pierwsza dziesiątka powinna dzisiaj zająć się garażem i myciem samochodu, ale ponieważ wiem, że kilka dziewcząt się przeziębiło, zdecydowałem, że ponownie posprzątacie plebanię, a garażem i samochodem zajmą się dziewczynki z drugiej i trzeciej dziesiątki. – Proboszcz uśmiechnął się dziwnie, mlasnął i oblizał usta, jakby właśnie zjadł coś pysznego. Joanna nie wiedziała, czy sobie to wmówiła, czy zobaczyła naprawdę, ale poczuła nieprzyjemny dreszcz. Obserwowana dziewczyna zbladła jeszcze bardziej i zacisnęła powieki. Joanna już wiedziała, czego tamta się boi. Pytanie mogło brzmieć tylko, jak bardzo się to dzieje. Sądząc z plotek krążących wśród uczennic i byłych uczennic, działo się bardzo… Przez moment ogarnięta współczuciem przestała słuchać, jak ksiądz przydziela zadania uczennicom klas D i E. Patrząc na łzę spływającą po policzku tamtej uświadomiła sobie, że nie tylko żałuje nieznanej koleżanki, drugim uczuciem przepełniającym ją w tej chwili była ogromna ulga, że to nie ona, że nie o niej myślał ksiądz, kiedy oblizywał usta i mlaskał. Obudziła się z zamyślenia słysząc – Klasa druga F: pierwsza połowa wspomaga dyżur modlitewny w szpitalu dziecięcym, druga w szpitalu dla kobiet.

Joanna odetchnęła – dyżur modlitewny był wprawdzie strasznie nudny i nużący, zwłaszcza gdy w szpitalu odbywało się wiele zabiegów wymagających pomocy duchowej, ale wiedziała, że im dalej od kościoła i proboszcza, tym lepiej. Spojrzała ze współczuciem na długowłosą blondynkę, która ukradkiem ocierała łzy. Wychodziły ze szkoły grupami, ustawiały się w zwykłych miejscach, była druga połowa listopada, powoli zapadał półmrok, więc czekały na Strażników. Tym razem podszedł do nich jakiś nowy. Bez słowa wskazał wzrokiem, żeby szły przed nim. W stronę Osiedla Zamachu szło ich tego dnia siedemnaście. Marianna oceniła najwyraźniej Strażnika jako nieciekawego, więc ruszyła szybko do przodu. Joanna nie miała ochoty na rozmowę z nią, więc ociągała się i została z tyłu. Człapała za koleżankami słysząc za sobą tupanie ciężkich wojskowych butów. Po ulicy sunął powoli granatowy samochód policyjny. Po chwili wyprzedził go piękny, wysoki pojazd proboszcza. Nieliczne słabe, żółtawo świecące latarnie odbijały się w błyszczącym, czarnym lakierze. Strażnik zatrzymał się na moment, strzelił obcasami i zasalutował – Joanna nie musiała tego widzieć, żeby wiedzieć, co się za nią dzieje. Przez dziesięć minut szły dużą grupą wzdłuż szarych ścian kamienic. Ogromne szyby były w większości zakurzone, często popękane, zaklejone pasami szarej taśmy utrzymującej odłamki na miejscu. Nie wszędzie to wystarczyło, więc w niektórych witrynach miejsce szkła zajęły płyty ze sklejki albo nieoheblowane deski. Dziewczyny wiedziały, uczyły się o tym na historii państwa, że niegdyś za tymi szybami mieściły się sklepy. Niezliczone sklepy sprzedające niepotrzebne przedmioty zbytku, odciągające ludzi od tego, co naprawdę ważne, od Kościoła i rodziny. Kiedyś z wystaw kusiły nieprzyzwoite ubrania, które miały sprawiać, że każdy będzie wyglądał inaczej, że wyróżni się spomiędzy innych, prowokujące stroje kobiece – przyczyna niezliczonych tragedii mężczyzn, którzy zwiedzeni nimi dopuszczali się zabronionych czynów, zabawki dla dzieci i dla dorosłych zajmujące czas, który należało przeznaczać na pracę albo modlitwę i najgorsze – zakazane książki, złe, niszczące umysły i serca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 18,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • Agduś

    6399

  • braza

    3720

  • wu

    1845

  • DPS

    1552

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Spoko, jeszcze się nie musisz bać.

 

Zatrzymały się przy skrzyżowaniu. Tutaj dziewczyny mieszkające przy ulicy św. Jana skręcały w prawo. Ich Strażnik czekał już stojąc przy ścianie. Dziewczyny pożegnały się cichym „z Bogiem” i pospiesznie ruszyły przed swoimi opiekunami. Grupa Joanny wciąż szła wzdłuż tej samej głównej ulicy. Zanim szereg kamienic się skończył, dwie licealistki weszły do swoich domów. Za każdym razem pozostałe zatrzymywały się czekając aż ktoś otworzy koleżance wejście domofonem. Jeden z nich był najwyraźniej zepsuty, więc musiały poczekać dłużej, aż matka dziewczyny zejdzie po schodach. Gdy wreszcie wyszli na skwer św. Jakuba, dołączył do nich Społeczny Strażnik, brat Hanny. W przeciwieństwie do prawdziwych zawodowych Strażników nie miał broni palnej. Trzymał jednak w rękach tradycyjny kij bejsbolowy ozdobiony portretami Żołnierzy Wyklętych i symbolem Polski Walczącej. Na skwerze było prawie ciemno, więc chwyciły się za ręce, tak czuły się bezpieczniej. Odruchowo przyspieszyły kroku zbijając się w ciaśniejszą gromadkę.

Joanna wbiegała po schodach na szóste piętro. Wprawdzie w bloku była winda, ale żadna z dziewcząt ani kobiet nie kusiła losu, więc korzystali z niej tylko mężczyźni i starsi ludzie. Ledwie minęła drzwi, poczuła nerwową atmosferę.

- To ty, Joanno? – usłyszała głos matki.

- Tak, wróciłam.

- Szybko się rozbieraj i bierz do roboty! Ojciec za chwilę wróci, nakrywaj do stołu!

- Już idę! – Joanna słyszała strach w głosie matki, więc zrezygnowała z wejścia do toalety. Szybko umyła ręce pod kranem w kuchni i rzuciła się do nakładania potraw.

- Ile talerzy wyciągnęłaś? Przecież ty jadłaś w szkole! – w głosie matki brzmiał gniew. Joanna nerwowo przełknęła ślinę. Była głodna. Bardzo głodna. Najwyraźniej jednak zmniejszono przydziały. Ojciec nałoży sobie jak zwykle za dwie osoby, dzieci muszą jeść, żeby rosnąć, matka pewnie powie, że się najadła przy gotowaniu. Skoro dla niej nie ma porcji, to pewnie na obiedzie będzie Michał. Wprawdzie ma pełne wyżywienie w koszarach Straży, ale lubi domową kuchnię i nie zważając na fakt, że jego przydział ląduje w kotle kantyny, przychodzi do domu na obiady, jeśli nie ma warty.

Joannie chciało się płakać, ale nie powiedziała ani słowa. Mogła najwyżej oberwać od matki ręką albo ścierką. Marysia rozkładała sztućce nucąc sobie pod nosem jakąś poznaną na religii piosenkę. Paweł i Jasiek bawili się autkami w pokoju chłopców. Do dużego pokoju docierało ich burczenie, trąbienie i pisk opon. Mieli na podłodze starą, wytartą wykładzinę z uliczkami i domkami – przedmiot zazdrości kolegów z osiedla.

Drzwi wejściowe otworzyły się z rozmachem. Matka drgnęła i o mało nie upuściła chochli, którą nalewała zupę do wazy.

- Cześć! – z przedpokoju dobiegło wołanie Michała. Matka odetchnęła.

- Witaj synku – zawołała, ale w jej głosie nie było słychać radości.

- Głodny jestem!

- Czekamy na ojca. Usiądź przy stole, zaraz powinien przyjść, syneczku. Joanna zrobi ci herbaty, napijesz się przed obiadem.

- Głodny jestem – powtórzył z gniewem, ale wiedział, że muszą czekać na ojca.

Wszyscy, którzy mieli jeść obiad, siedzieli przy stole. Panowało przygnębiające milczenie. Matka i Joanna stały w kuchni gotowe podawać natychmiast po wejściu ojca do domu. Zupa stygła w wazie. Matka nerwowo wyglądała przez okno. Jeśli jarzynowa wystygnie, ojciec się wścieknie, jeśli wleje ją z powrotem do garnka, żeby podgrzać, a on w tym momencie wejdzie, wścieknie się, że nie podają od razu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No cóż, wracamy do tradycji. Szybko nam idzie. Właśnie dzisiaj przeczytałam, że szpital onkologiczny w Kielcach z dumą ogłasza wszem i wobec, że... Nie, nie wyleczyli z raka szczególnie trudnego przypadku. Powód radości jest znacznie poważniejszy - oni dostali RELIKWIE św. FAUSTYNY. A jako że mają już relikwie Jana Pawła II i św. ojca Pio, to ich zdolność leczenia raka wzrosła wielokrotnie.

No i moje postanowienie, żeby mniej kląć poszło się je...ć. W ciągu kwadransa wyrobiłam normę za jakieś dwa miesiące. D

Dokąd spie...ć w moim wieku i z moim zawodem??? Gdzie się utrzymamy z emerytury mojego męża (póki będą ją wypłacać, bo przecież zaczął pracować jeszcze w złym ustroju, więc mogą mu ją zabrać). Obawiam się, że pracując fizycznie nie dam rady zarobić na wygodne życie do szczęśliwej śmierci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jeju wlasnie dlatego lubie tu zajrzec, bo bratnie dusze, ktorym zmiana ustroju (bo chyba juz mozna o tym glosno mowic) tez sie nie podoba.

Agdus, jak czytam o roznych glupotach to codziennie miesieczny przydzial przeklenstw leci. take czasy....

 

u nas ksiadz na koledzie zostawil nam kartke, ze w tym roku przekroczylismy limit 3-krotnego nie przyjecia koledy i mamy pilnie sie skontaktowac z ksiedzem w celu wyjasnienia. ubrechalam sie jak norka. co? da mi klapsa? a moze kaze plebanie sprzatac:rotfl::rotfl::rotfl:

Edytowane przez TAR
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:rotfl:Piękne! Ja bym chyba zadzwoniła, żeby się zapytać, co właściwie miał na myśli. Aż z ciekawości sprawdziłam, czy my już w tym roku nie przyjęliśmy księdza, czy jeszcze nie. Okazuje się, że już był. Żadnej karteczki nie zostawił.

 

Mnie już nic nie powstrzymuje przed narzekaniem, a miesięczną normę przekleństw wyrabiam czasem w jeden dzień.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jest! Idzie! – matka westchnęła z ulgą. Zupa miała idealną temperaturę. Waza wylądowała na stole dokładnie w chwili, kiedy za nim zatrzasnęły się drzwi. Miał zły humor, ale nie znalazł powodu, by krzyczeć na żonę, co go wkurzyło jeszcze bardziej. Zupa była smaczna. Dzieci jadły w milczeniu. Drugie danie znalazło się przed nim ledwie odłożył łyżkę. Nawet nie zauważył, jak zniknął głęboki talerz ani kto podał mu kolejny. Mimo wszystko groźna zmarszczka nie znikała z czoła ojca. Napięcie matki udzieliło się Joannie. Zaczęła się zastanawiać, od kiedy tak było. Pamiętała go z dzieciństwa - uśmiechniętego, bawiącego się z dziećmi, spacerującego z nimi po parku. Kiedy do ich domu wkradł się strach? To było jasne. Ojciec zmienił się od czasu tej Komisji, na którą musiał się zgodzić zaszantażowany przez lekarza, nie chcąc zostać wdowcem.

Podawanie do stołu i sprzątanie pustych naczyń odbywało się w kompletnym milczeniu. Gdyby nie ciche mruczenie płynące z głośnika wiszącego w przedpokoju i cichy szczęk sztućców, w mieszkaniu panowałaby całkowita cisza. Smaczna zupa, idealnie ugotowane ziemniaki i delikatnie doprawiona ryba, która dzięki kulinarnym sztuczkom matki straciła podejrzany zapaszek, poprawiły humor ojca. Marsowa mina zniknęła z jego oblicza i nawet delikatnie uśmiechnął się do dzieci dopijając kompot z jabłek. Trzeba przyznać, że mama gotowała świetnie. Na pewno nie były to umiejętności wyniesione z lekcji w Szkole Gospodarstwa Domowego, którą ukończyła. Kompoty z dzikich jabłek i mirabelek zbieranych latem za miastem były prawdziwą poezją smaku. Joanna wlała wodę do słoika i wypiła ją ukradkiem starając się wyczuć nutkę słodyczy i aromat owoców. Bez pytania stanęła przy zlewie i zaczęła myć talerze i sztućce, które przed chwilą przyniosła. Był piątek, więc na deser mama przygotowała domowy kisiel z mrożonych borówek zamiast ciasta. Kiedy ustawiała na tacy miseczki pełne glutowatego przysmaku, Joannie donośnie zaburczało w brzuchu. Znienacka zobaczyła spracowaną dłoń mamy zakręcającą kran. Drugą podsunęła jej miseczkę ciepłego kisielu. Przez moment, nieuchwytnie krótką chwilę, objęła ją ramieniem i już pędziła do pokoju z tacą pełną miseczek. Joannie łzy zakręciły się w oczach i coś ścisnęło ją za gardło, ale głód wygrał ze wzruszeniem. Wymiotła łyżeczką miskę prawie do czysta, sprawdziła, czy nikt nie widzi i wylizała resztkę palcem. Kiedy mama wróciła do kuchni, talerze po zupie były już umyte.

Ojciec zasiadł w swoim ulubionym fotelu i włączył telewizor, żeby zobaczyć, „co słychać na świecie”. Z tym „światem” to była lekka przesada, bo wiadomości rzadko wspominały o wydarzeniach za murem granicznym. Czasem tylko, kiedy „oni” sprowadzili swoją głupotą jakieś kolejne nieszczęście na siebie, spiker zatroskanym głosem informował o ilości ofiar i prosił o modlitwę, bo choć „oni” to obcy, zbłąkani i źli, ale jednak ludzie, stworzenia boże. Marysia pomogła sprzątać ze stołu i usiadła na poduszce u stóp ojca z haftem krzyżykowym w ręce, tak jak lubił. Czasem zasłuchany i zapatrzony w telewizor gładził ją automatycznie po główce. Wtedy na jej twarzyczce pojawiał się uśmiech.

Chłopcy wrócili do zabawy. Starali się być jak najciszej, żeby nie przypomnieć ojcu o swojej obecności. Woleli jeździć samochodzikami po uliczkach niż wysłuchiwać jego pouczających tyrad. Plastikowe autka warczały więc szeptem i z wyszeptanym piskiem opon brały zakręty. A kiedy niebieska ciężarówka Janka potrąciła karetkę Strażników prowadzoną ręką Pawła, nawet pokłócili się i pobili całkiem bezgłośnie. Wiedzieli oczywiście, że w piątkowy wieczór nie mogą liczyć na całkowity brak pogadanki dydaktycznej, ale mieli nadzieję na jej skrócenie.

Michał zajrzał do kuchni w poszukiwaniu resztek kompotu lub dokładki kisielu, ale spotkał go srogi zawód – puste garnki lśniły czystością, a Joanna kończyła właśnie myć zlewozmywak. Wyszedł więc zawiedziony, rzuciwszy matce bezosobowe polecenie „herbaty bym się napił”. Joanna chwyciła czajnik i napełniła go wodą, zanim mama poderwała się ze stołeczka. Nalała esencji z małego czajniczka, dolała wrzątku i poszła zanieść herbatę bratu. Miała nadzieję, że po jej wypiciu i krótkiej rozmowie z ojcem wróci do koszar. Odebrał ją od niej bez słowa, nie podnosząc nawet wzroku znad książki w granatowej okładce. Jak ona mu zazdrościła dostępu do tych książek! Mógł czytać je wszystkie, a tak rzadko korzystał z tej możliwości…

Kiedy miała jakieś osiem lat, zaczęła podbierać książki w niebieskich okładkach z pokoju chłopców. Zawsze starannie rozsuwała te, które zostawały na półce, żeby nie było widać, że jednej brakuje. Jakie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ferie się zbliżają, będę miała czas pisać, to wrzucę teraz kolejną stronę z zapasów.

 

one były ciekawe! Znudziły ją historyjki o niegrzecznych dziewczynkach, które albo ponosiły srogą karę za swoje zachowanie, albo odmieniały się diametralnie pod wpływem cudownej nauczycielki, mądrej zakonnicy czy cierpliwej matki. Jeszcze nudniejsze były opowieści o anielsko dobrych dziewczynkach, które szły przez życie słodko szczebiocząc, obficie racząc otoczenie ciepłymi uśmiechami, wszelką możliwą pomocą i szczerą modlitwą. Trochę ciekawsze historie niezwykłych dziewcząt dzielnie pokonujących wszelkie trudności życiowe z nieodłączną modlitwą na ustach zdarzały się niezmiernie rzadko. Największym problemem Joanny był fakt, że już po przeczytaniu pięciu stron każdej książeczki była w stanie przewidzieć jej zakończenie. I nigdy się nie pomyliła, ku swojej rozpaczy i rosnącej frustracji. Po co czytać, jeśli książka niczym nas nie zaskoczy? Podsłyszała kiedyś rozmowę Michała z Hilarym o jakiejś książce dla chłopców, którą właśnie czytał i zrozumiała, że to może być coś, o czym marzy. Nie znała jej tytułu, więc zakradłszy się do ich pokoju chwyciła najgrubszą. Wprawdzie to nie była ta, o której rozmawiali bracia, ale i tak przeczytała ją z wypiekami na twarzy.

Joanna wiedziała, że robi coś strasznie złego, coś, czego lepiej nie mówić nawet księdzu na spowiedzi, choćby się miało za to iść do piekła. Przeczytanie pierwszej chłopięcej książeczki przypłaciła koszmarami sennymi, które dręczyły ją przez kilka miesięcy. Niezwykle plastyczne i barwne sny przedstawiały jej urozmaiconą przyszłość w piekle. Niewątpliwie płomienne kazania księdza Romana, wygłaszane podczas specjalnych mszy dla dzieci w przedszkolu i szkole, miały duży wpływ na urozmaicone scenariusze tych koszmarów. Diabły w jej snach były jednak znacznie bardziej pomysłowe niż te, o których opowiadał z taką werwą ksiądz Roman i Joanna każdej niemal nocy budziła się zlana potem po ucieczce przed piekielnymi potworami, goniącymi niegrzeczne dziewczynki po ciemnych, wąskich korytarzach piekieł na polecenie samego Szatana. Diabły, wielkie, czarne, włochate, uzbrojone w widły, podkładały złośliwie ogony uciekającym grzeszniczkom, wylewały mydliny, aby te ślizgały się i przewracały, łapały je w wielkie, lepkie pajęczyny i oddawały śliniącym się obrzydliwym stworom, którym przeraźliwie śmierdziało z wielkich paszczy uzbrojonych w żółte zębiska. Dziesiątki razy gotowała się w ogromnym kotle, a diabły wpychały ją z powrotem, kiedy próbowała wydostać się z bulgoczącej smoły. Czasem po prostu biegła niekończącym się korytarzem, a kościste dłonie łapały ją za nogi, żeby wciągnąć do jednej z wielu dziur pełnych a to jadowitych węży, a to włochatych pająków, to znów wielkich szczurów o świecących na czerwono ślepiach albo innych, bliżej niezidentyfikowanych kreatur. Drogo okupiła tę pierwszą książeczkę o chłopcu, który uratował cała swoją rodzinę z pożaru. Tak drogo, że po kolejną sięgnęła dopiero ładnych kilka miesięcy później. Mama zorientowała się dopiero po ponad dwóch latach, kiedy przyłapała ją na czytaniu pod kołdrą. Na szczęście nie powiedziała nic ojcu, tylko schowała książki w niebieskich okładkach do szafki zamykanej na klucz. Jakoś najwyraźniej nie podejrzewała chłopców, że będą chcieli czytać książki w różowych okładkach, bo te nadal stały na otwartej półce w pokoju dziewcząt. Michał chyba coś podejrzewał, bo usiłował podpytywać Joannę o treść chłopięcych książek, ale jako prawie jedenastolatka była zbyt sprytna na to, żeby dać się podejść. Miała już za sobą nieudaną próbę wyleczenia się z „bujnej wyobraźni” i zdążyła się pogodzić z faktem, że żyje w grzechu, bo nadal nie wspomniała o czytaniu książek żadnemu spowiednikowi. Zawarła w myślach ugodę z Panem Bogiem, obiecując za każdym razem podczas spowiedzi powszechnej, że kiedyś przestanie czytać nieodpowiednie dla niej książki i wtedy się z tego wyspowiada. Wykalkulowała, że jeśli zdąży zrobić to odpowiednio wcześnie przed śmiercią i odkupić swoje winy mnóstwem dobrych uczynków, to może ominą ją męki piekielne.

Kiedy mama zaaresztowała książki, Joanna mogła wreszcie spokojnie się wyspowiadać z ich czytania szczerze obiecując poprawę. Po cichutku obiecała sobie jednak, że kiedy sama będzie matką, kupi swoim synom całe mnóstwo książek i zanim im je da, sprawdzi każdą uważnie, czy jest odpowiednia dla jej dziecka. A jeśli będzie miała też córki, nie zamknie żadnej książki na klucz. Teraz jednak zostało jej tylko tęskne spoglądanie na czytających braci i próby wymyślania pasjonujących historii, które mogą poznawać.

Wróciła do kuchni akurat w samą porę, żeby wyjąć z rąk mamy miotłę. Spojrzała na nią z niepokojem, od pewnego czasu wydawała się bardziej zmęczona niż zwykle. Oby to nie była jakaś choroba – pomyślała natychmiast ganiąc się za egoistyczną myśl, która pojawiła się w ślad za obawą o zdrowie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chę, ostatnio mi się śniło w nocy. Piszesz sugestywnie, wymyśl happy end bo życie jest wystarczająco dołujące. Ja chcę happy end :) może być w formie powstania, na przykład. Albo zamordowania wszystkich mężczyzn i wreszcie kobiety by zbudowały normalny kraj. Bo coraz bardziej zaczynam myśleć, że modliszka ma rację.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...