Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Wieś i dzieci - sukces czy porażka?


Recommended Posts

Anna Wisniewska - ja osobiscie uwazam, ze wlasnie Ty z mezem reprezentujecie inwestorow, ktorym powinno sie udac, bo wlasnie wasze dzieci urodzone na wsi, beda od malego przyzwyczajane do pewnych niedogodnosci, w szczegolnosci komunikacyjnych. Dla nich, jak dorosna bedzie to chleb powszedni :) A ja i chyba Grzegorz 63 za pozno wzielismy sie za inwestycje, juz przy dorastajacych dzieciach. Nie ukrywam, ze dla mojego syna wies jest jedna wielka tragedia. On zyje miastem, kolegami i kocha blokowiska, bo tam sie urodzil i tam mieszkal pierwsze 13 lat zycia. To jego swiat. na pocaztku, to nawet sie wstydzil kolegom powiedziec, ze mieszka na wsi :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 220
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Bardzo dziękuję za wiarę :lol:

 

Zastanowiłam się nad tym, co piszecie. Rzeczywiście jest taki okres w życiu młodego człowieka, w którym najważniejsze są przyjaźnie, możliwość szybkiego dostania się do kolegi i spowrotem, o kinach, szkołach językowych i boiskach sportowych nie wspominając. Trudno jest, gdy takiego człowieka "wyrwie" się z jego środowiska, "oddzieli" od kolegów i wywiezie poza miasto. Ale chyba nie ma rzeczy niemożliwych. Na początku jest poczucie nieszczęścia i krzywdy, ale to z czasem ustępuje. Życie na wsi na swoje zalety także dla młodego człowieka. Koledzy mogą przyjechać na grilla i przenocować, poza tym, na wsi też mieszkają młodzi ludzie, z którymi można się zaprzyjaźnić. A samochody, autobusy i pomoc rodziców większość spraw umożliwia.

Głowa do góry- rodzice dorastających dzieci. Dajcie im czas i bądźcie cierpliwi :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja powiem tak: Wychowałam się na wsi i wiem, jakie są jej zalety. Siedem lat mieszkam w Warszawie i wiem, jakie są wady mieszkania w mieście. Otóż dzieciom wiejskim obecnie słoma z butów nie wyłazi, krów nie pasają, ani nie wywalają gnoju spod krów. A przynajmniej nie podejrzewam, żeby nasze (Forumowiczów) dzieci miały to robić na wsi. Powstające teraz nowe osiedla domów składają się w przeważającej większości z domów ludzi, którzy uciekli z miasta. Są to ludzie wykształceni, inteligentni itp. Takie więc będą, można przypuszczać, ich dzieci. Takie więc będzie również otoczenie naszych dzieci, ich koledzy i koleżanki. Ja również wychowałam się w otoczeniu tzw. inteligencji i dorastanie na wsi wspominam nie jako grzebanie sie w krowich plackach i ciemnogród, tylko jako wieczorne spotkania w domach przyjaciół, zabawy na łąkach, jedzenie świeżych truskawek z krzaka, wspólne opalanie się, letnie ogniska (grill dopiero zaczynał być popularny), wreszcie najcudowniejsza rzecz na świecie - nauka przed maturą w sadzie kwitnących jabłoni, na kocyku, pod drzewem... Z dojazdami, uważam, nie ma problemu, bo szkoły takie, do których chodzą małe dzieci, zapewniają "z mocy prawa" szkolne autobusy, a starsze dzieci, w wieku licealnym, zazwyczaj są już na tyle samodzielne, że mogą spokojnie dojeżdzać same do szkoły średniej - czy dzieci miejskie nie jeżdzą tramwajami po mieście? Ja z mojej wsi do liceum dojeżdzałam PKP 7 km. i nie uważam, że jest to bardziej uciążliwe, czy niebezpieczne, niż poruszanie się komunikacją miejską. I nikt mnie nie musiał nigdzie wozić. Jak napisałam powyżej, tworzyliśy z miejscowymi dziećmi/młodzieżą zgraną grupę, w ramach której doskonale się bawiliśmy. A jak już mieliśmy ochotę na dalsze wyprawy, to byliśy na tyle dorośli, że posiadaliśmy (przynajmniej niektórzy) samochody, i jeżdziliśmy całą paczką, więc wyjazd do kina, czy teatru nie był problemem. Te przyjaźnie pozostały. Poza tym, tak modny jest model amerykański wychowania młodzieży - mieszka na wsi - porusza się rowerem, a jak jest na tyle dorosły, żeby mieć prawo jazdy - można zasponsorować autko. Trzeba uczyć dzieci samodzielności.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze jeden aspekt posiadania dzieci na wsi mi się nasuwa - otóż nie wyobrażam sobie wprost wychowywania dziecka w mieszkaniu w bloku, kiedy jedyną szansą kontaktu z przyrodą dla takiego dziecka będzie spacer do parku, gdzie matka (bądź opiekunka) siedzi na ławeczce, a dziecko raczkuje po trawniku bądź piaskownicy napotykając na swojej drodze, i najczęściej biorąc do buzi szkła z butelek po winie, pety, psie kupy itp. Nie ma to jak wypuścić maluszka na własny, bezpieczny, ogrodzony trawnik i samemu popijając herbatkę na tarasie czuwać nad maleństwem. Z przykrością też obserwowałam huśtawki przykręcane do framugi drzwi w mieszkaniu blokowym, dla których jedyną alternatywą był trzepak na wyasfaltowanym podwórku, pomiędzy śmietnikiem a garażami...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czytam tak czytam i co mi się nasunęło:

wstęp ;-) : sama wychowałam się na wsi, chodziłam tam do podstawówki, potem spokojnie ( a propos niskiego poziomu nauczania na wsiach ;-)) dostałam sie do szkoły średniej i dojeżdżałam do byłego miasta wojewódzkiego codziennie autobusem o 6.10 bo innego nie było....nie było to różowo, ale przezyłam ;-)

rozwinięcie ;-) : 4 miesiące temu przeprowadziliśmy się na wieś z dwójką dzieci i rzeczywiście wiem że wożenie dzieci do szkoły, przedszkola, na zajęcia dodatkowe może być obciążeniem i dzień musi być zaplanowany idealnie :-)

zakończenie ;-) : mój obecnie czterolatek, w zeszłym roku jak jeździliśmy jeszcze na budowę wystraszył się ryczenia krowy...smieszyło to wszystkich, że miejskie dziecko ale.... obecnie uparcie mówi park zamiast las i ostatnio spytał mnie czy to pokrzywa pokazując na jakiś wielgachny krzak....to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu że nasz wybór zamieszkania na wsi był słuszny....

 

...tak że popieram Magdzię jak najbardziej :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak, jedyny kłopot jaki ja widzę, i będę musiała się z nim uporać jest taki, że nie ma pod ręką żadnej babci ani cioci, mam tylko męża pracującego i sama pracuję, i nie ma w okolicy (jak to na wsi) przedszkola, więc nie bardzo wiem, co mam zrobić z maluszkiem, jak skończy mi się urlop macierzyński. Zakładając, że mój drogi pracodawca zechce mie po tych 4 miesiącach przyjąć do pracy, to przecież nie wsadzę dzieciaka do torebki i nie będę trzymać pod biurkiem? :o Co zrobić? Zrezygnować z pracy i siedzieć z małym w domu? Zrzucić ciężar utrzymania domu, rodziny i spłaty kredytu na małżonka? Nie podoła, biedak... Czy ktoś też jest w takiej "kropce"? A jak tu się "rozmnażac" :-? :wink:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja mam pytanie, czy ta wieś to nie wynika z ceny działki?

Nie oszukujcie się przynajmniej sami.

1.

Ogródki, piaskownice, to również atrybut domku zdziałką w mieście.

W ekstremalnym przypadku Pracowniczych Ogródków Działkowych.

2.

20-30-50 km od miejsc, w których musimy być codziennie to według mnie cholerne utrudnienie w połączeniu z brakiem autostrad.

Ile czasu kosztuje dojazd, ale tak bez oszukiwania się.

3.

Życie dla większości z nas to niestety nie niekończące się wakacje, tylko bieg i często nie po fortunę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Absolutnie nie!

Wieś wynika z wielkości działek (znacznie większe niż "miastowe"), ze spokoju, ciszy, śpiewu ptaków, braku smrodliwych spalin, możliwości posiadania dużego- prawdziwego ogrodu, nie tylko skrawka trawnika.

 

Jasne, można mieć i piaskownicę w ogródku wielkości 20 metrów kwadratowych, przy ruchliwej ulicy. Tylko czy na pewno chcemy, żeby nasze dzieci w takiej piaskownicy się bawiły?

 

Wieś wynika z tego, by móc dzieci nauczyć kontaktu z przyrodą, szacunku dla życia, roślin, zwierząt. By mogły być szczęśliwe, umorusane, "wybiegane", a my byśmy mogli się nie martwić o to, że powietrze, któym oddychają biegając po podwórku do czystych nie należy. By wychować je z dala od miejskich mód, zagrożeń i niebezpieczeństw.

 

Wynika też z naszych potrzeb- wieczornego spaceru pomiędzy drzewami, piania koguta co rano, słuchania śpiewu ptaków- ucieczki od tych klimatów, które mamy choćby w pracy.

 

Bez oszukiwania się, dojazd do pracy będzie mi zajmował 15 minut samochodem, maksymalnie pół godziny (z dojściem) autobusem. Moja wieś leży 5 km od centrum miasta, w którym pracuję. To dokładnie tyle samo, ile z osiedli- blokowisk- licząc korki i światła.

 

Życie to nie wakacje i tym bardziej ważne jest to, byśmy po pracy- często stresującej i wkurzającej- mogli wracać do własnego raju a nie do ciasnego domku upchniętego między sto innych na miejskim osiedlu.

 

Moja wieś to jak najbardziej swiadomy wybór. Kto wie, czy nie jeden z lepszych w życiu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wieś u mnie to po pierwsze, prezent (działka) od rodziców, po drugie, powrót do korzeni (sama wychowałam się bardzo blisko mojego obecnego domku). Do pracy (obecnej) mam daleko, owszem, bo godzina zarówno podmiejskim pociągiem, jak i samochodem, ale 1. mam dzieki takim dojazdom czas na czytanie książek :) 2. W obecnej chwili, mieszkając i pracując w MIEŚCIE (tym samym) dojazd komunikacją miejską zajmuje mi tyle samo czasu 3. a kto powiedział, że mamy dojeżdzać do pracy do miasta? Można się tak ustawić, żeby pracować w domu.

A wszystkim tym, którzy nie wierzą, że można naprawdę cieszyć się wsią, a nie być na nią skazanym, polecam wyjechać z dużego miasta samochodem z zamkniętymi szybami i wysiąść dopiero na wsi, gdzieś na polnej drodze, wciągnąć głęboko powietrze i pomyśleć, że takim powietrzem będziecie oddychać codzień po przebudzeniu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wieś wynika z tego, by móc dzieci nauczyć kontaktu z przyrodą, szacunku dla życia, roślin, zwierząt. By mogły być szczęśliwe, umorusane, "wybiegane", a my byśmy mogli się nie martwić o to, że powietrze, któym oddychają biegając po podwórku do czystych nie należy. By wychować je z dala od miejskich mód, zagrożeń i niebezpieczeństw.

 

dokładnie to miałam na myśli pisząc wyżej :D i może gdybym wychowała sie w blokowisku to nie zwracałabym uwagi na takie szcegóły....ale wychowałam się na wsi, gdzie można było biegać dokąd się chciało a nie wychodzić tylko i wyłącznie z rodzicami do piskownicy przed blokiem....i chciałabym aby moje dzieci też miały taką radość z "wybiegania" :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybor dzialki pod Warszawa nie wynikal z finansow, za podobna cene moglabym miec dzialke w miescie. Oczywiscie mniejsza, bo dzialki w Warszawie nie sa na ogol duze.

Codziennie jak wracam po pracy (40 minut w samochodzie), to utwierdzam sie w przekonaniu, ze dokonalam dobrego wyboru - takich widokow i takiego lasu (Kampinos) nie ma nigdzie w miescie.

Szkola podstawowa i gimnazjum, podobnie jak 3 przedszkola (jedno anglojezyczne Montessori) sa na miejscu - w promieniu 20 minut na piechote.

Mamy 2 samochody i jak bedzie nas stac kupimy samochod dorastajacemu dziecku. Wiem, ze na poziomie liceum beda klopoty typu: imprezy, wypady do pubow etc. Ja tez przez to przeszlam jako nastolatka i nigdy z tego powodu rodzice nie zalowali mieszkania pod miastem.

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ivonesca:

Ja wychowałam się w kamienicy a potem w bloku. I bawiłam się w osiedlowych piaskownicach. I właśnie dlatego, od zawsze marzyłam o domu z dużym ogrodem z dala od miasta.

 

Wybrane, wymarzone miejsce zamieszkania i tak przecież zależy od upodobań. Znam ludzi mających własne domy, dla których duży ogród to przekleństwo a najważniejsze jest by ten dom stał w mieście. Znam też takich, którzy za nic w świecie nie wyprowadziliby się z bloku (nie twierdzę, że ich rozumiem, stwierdzam tylko fakt ich istnienia :wink: )

 

I bardzo dobrze, że są tacy ludzie- ci z miejskch osiedli. Tym sposobem więcej miejsca na wsiach pozostaje dla tych, którzy potrafią życie tam docenić :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zabrałem głos tylko po to, żeby inwestorzy niezdecydowani zastanowili się poważnie nad wyborem wsi. Nie chodzi mi o wieś stykającą się z granicami miasta lub oddaloną o 100m-1km. Tu nikt nie ma wątpliwości, że jest to często najlepszy i zarazem niestety najdroższy teren.

 

Mam wątpliwość co do odleglości 20-30-50km od granic miasta.

Czy to jest dobre rozwiązanie dla ludzi związanych z miastem?

Według mnie raczej nie i nic tu nie da oszukiwanie się.

 

Pani Anno W. proszę mi powiedzieć, które duże polskie miasto ma oddaloną o 5 km od centrum miasta wieś pszenicą pachnącą z krówkami, kurkami, itd, itp. Nawet nie według drogi do przebycia, ale promienia okręgu. Według mnie to są przedmieścia, a jak się lasek albo jeziorko trafi to cena za m2 dawno wstąpiła do EU.

 

Nie zapominajmy, że tak naprawdę to będziecie mieli,

0-2 godz. dziennie na bycie mieszkańcem wsi. Dużo?

 

Ci co mają komputerek w autku to wiedzą że średnia prędkość na drogach wyjazdowych z miasta to 50-70 km/h, pomimo deptania w porywach do 120-150 km/h i to TYLKO w przypadku przeciętnego natężenia ruchu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam wątpliwość co do odleglości 20-30-50km od granic miasta.

Czy to jest dobre rozwiązanie dla ludzi związanych z miastem?

Według mnie raczej nie i nic tu nie da oszukiwanie się.

 

Ależ to wybór każdego człowieka. I jak już napisałam- będą tacy, dla których wyjazd na wieś to zbyt wielkie wyrzeczenie, jak i tacy, którzy przystaną na to z rozkoszą, pomimo pewnych niedogodności.

 

Pani Anno W. proszę mi powiedzieć, które duże polskie miasto ma oddaloną o 5 km od centrum miasta wieś pszenicą pachnącą z krówkami, kurkami, itd, itp. Nawet nie według drogi do przebycia, ale promienia okręgu. Według mnie to są przedmieścia, a jak się lasek albo jeziorko trafi to cena za m2 dawno wstąpiła do EU.

 

Koszalin to nie jest duże polskie miasto, ale jest to miasto średniej wielkości, ma centrum itp. A moja wieś leży dokładnie 5 km od centrum. Sa tam krówki, kury (sąsiad po prawej stronie drogi ma tradycyjne gospodarstwo) :lol:

 

Nie zapominajmy, że tak naprawdę to będziecie mieli,

0-2 godz. dziennie na bycie mieszkańcem wsi. Dużo?

 

Jeśli chodzi o mnie, to tego czasu będzie dużo więcej, gdyż nie zamierzam życia spędzić w pracy. Ten czas także zależy od priorytetów życiowych i stylu życia, jaki sobie przyjmiemy.

 

 

Pozdrawiam :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mieszkalam na ul. Lazurowej w Warszawie ( co prawda tylko rok) i z okna mojego mieszkania widzialam krowy.

30 a nawet 40 km. od Warszawy w moim przypadku to nie jest zaden problem , zaluje tylko , ze wczesniej nie zdecydowalam sie na

przeprowadzke na wies i , ze tam nie dorastala moja corka.

Przez 11 lat mieszkalam w samym centrum , przy Placu Bankowym ,

i nigdy w zyciu nie zdecydowalabym sie mieszkac tak dalej.

Teraz mieszkam jakies 100 km. od duzego miasta i naprawde jest to dla mnie kara , ze musze tam jechac. Mieszkalam cale zycie w

Warszawie tam sie urodzilam , wychowalam mam cala

rodzine , ale ja jezeli bede miala taki wybor zawsze bede

chciala mieszkac jakies 30- 40 km od Warszawy i nie jest to

spowodowene cena dzialki tyko cenie sobie cisze ,spokoj ,wolnosc,

zielen, czyste powietrze itd...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Dopiero zastanawiam się nad budową domu i myślę, że jeśli taka chwila nastąpi, to bedzie to na przedmieściach miasta. Tak, aby odseparować się od awanturujących się sąsiadów za ściany (jak to w bloku), ale nie pozbawiać się szans wynikających z życia w aglomeracji. Zdaję sobie sprawę, że ceny działek w takim teranie są wysokie, ale to jest priorytet - na to trzeba będzie znaleźć pieniądze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...