Dark Avenger 29.07.2004 21:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Lipca 2004 Wieś i miasto... Tak miasto daje szansę rozwoju człowieka ale niesie też zagrożenia - nie będę wpominał jakie bo to wiedzą wszyscy. Wieś kojarzy się z reguły z biedą i zacofaniem.... Ale to na jakiego człowieka wyrośniemy nie zależy wyłącznie od środowiska - dużo daje wychowanie rodzicielskie i samokształcenie młodego człowieka. Generalnie miasta preferują ludzi "popular & fresh" a wsie ludzi pracowitych i przedsiębiorczych. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
BK 30.07.2004 08:26 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Lipca 2004 Jeszcze dom nie stoi - ale często jeździmy na działkę, co dzieci uwielbiają. Córce bardzo podoba się to, że starszy kolega z jej miejskiego przedszkola też będzie mieszkać w tej samej wsi (o tzw. rzut beretem) pewnie będą się widywać na szkolnych korytarzach, zawsze to ktoś znajomy, a w okolicy buduje się tyle fajnych ludzi z małymi dziećmi że nie mam obaw co do techniczno-logistycznej strony mieszkania na wsi, opieki nad dziećmi, dowożenia, życia towarzyskiego dzieci etc. A synkowi podoba się to że może biegać bez ograniczeń - w kółko i szybko (ma 2 lata) - okolica jest bezpieczna, bez pułapek, dużo trawy i miejsca do biegania, przy tym dużo różnych fajnych rzeczy - gołębie które można przestraszyć, jaszczurki, bociany ...Tak że nie możemy się doczekać przeprowadzki ... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mironmk 30.07.2004 09:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Lipca 2004 mieszkamy osiem miesięcy - w ogołe nia ma porówniania - jestem za wsią - córka ma 3,5 roku. Na razie jet OK, choć do centrum Poznania mamy jakieś 20-25 km. Na szczęscie mamy 2 auta, a w wsi jest i skoła i przedszkole. Nawet apteka. No, ale to stolica caaaaaaałej gminy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 30.07.2004 10:37 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Lipca 2004 I znów wątek wrócił jak bumerang. To dobrze, bo widać jak wiele osób ma wątpliwości. Zakładałam ten wątek już dawno temu, ale dzieci mam nadal i nadal ich szczęście jest dla mnie najważniejsze. Bo ja lubię moje dzieci Kiedy pisałam pierwszy post na ten temat, na naszej wsi nie było nic - puste pole i las. Teraz, po dwóch latach grodzą się działki i budują się cztery domy. Jeden już gotowy, ale drewniany, letniskowy Ceny działek podskoczyły czterokrotnie, za kilka lat będzie tam pełne osiedle. No i wiadomość z ostatniej chwili. W naszym miasteczku (10min drogi od wsi) prowadzone są rozmowy o utworzeniu....prywatnej uczelni Tak więc te nasze polskie wsie zmieniają się błyskawicznie, mając małe dzieci nie wyobrażamy sobie jak będą żyć za kilka lat, bo wszystko wokół może się zmienić. A skoro tak szybko to postępuje, to budować na obrzeżach miasta bałabym się, bo tam pewnie też mogłabym liczyć na zmiany, ale niekoniecznie przeze mnie pożądane: jakiś blok za płotem, Auchan, albo inny Carefour....Obawiam się, że miasta mogą szybko wchłoną takie bliskie okolice i dzieciaki nie będą miały gdzie konno pojeździć... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 02.08.2004 10:04 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Sierpnia 2004 witam przeczytalam co napisaliscie i stwierdzam ze wyprowadzak z miasta jestok ja z dziecmi musze chodzic na spacery miedzy bloki , idac z nimi mijamy ulice i te bardziej ruchliwe i mniej trzymam je za rekeale to naprawde meczarnia i dla mnie i dlanich tak samo zabawa tylko w ogrodku z piaskownica w ktrej siedzi pelno dzieci tlok jak na targu wrzaski , krzyki, wydzieranie zabawek ja stoje jak zandarm i tylko strofuje tam nieidz , badz grzeczny, niekrzyk, niewybiegaj itp zmoro dnia powszedniego cos strasznego dzieci maja dosyc, czsem wyjezdzamy do znajomych na dzialke na mazury, i co sie okazalo dzieciaki maja wiecej kolegow tam niz ttutaj w warszawie, placza jak mamy wracac 1. od samego rana do wieczora biegaja, do domu przychodza tylko na jedzenie i do ubikacji 2,nie stoje nad nimi i pilnuje choc wszystkie maja ponizej 6 roku zycia 3,miejscowi sami im powtarzaja gdzie nienalezy odchodzic, trzymaja sie wszyscy na widoku(wygladajac z okna widac lub slychac cala dzieciarnie) 4.nie strofuje ze sie zaglosno zachowuja , jest to norma dzieci sa na dworzu i moga biegac , krzyczec . kopac pilke 5,dzieki temu ja, maz i dziciaki zdecydowalismy sie na wyprowadzke dzieci juz teraz dopytuja sie kiedy bedziemy mieli ten domek, narazie tylko sie kluca ktore gdzie bedzia mialo pokuj , a do ogrodka to tylko sa ciekawi czy bea mogli tam biegac i tata zrobi piaskownice i bujanke doskonale wiedza ze beda bez ograniczen biegac p dzialce, starszy sie tylko pyta gdzie bedzie chodzil do przedszkola i do szkoly i czy bedzie mogl sam , dzieciaki na mazurach tak chodza no i on tez by tak chcial, nowet mowi ze zkupy przyniesie, tam sa dizeci bardziej samodzielne, my miesczuchy tylko trzymamy dzieciaki za reke bo u nas wiecej niebezpieczenstw, a to wariat na drodze, ruchliwa ulica, podrostki dosc grozne jak sie czegos nawdychaa, albo szukaja mocnych wrazen tam tak niema wszyscy sie znaja no ale ja niewyprowadze sie na zupelna wies, chociaz bardzo mnie to kusi, ale maz ztakiej typowej wsi pochodzi, i twierdzi ze to niejedst najleprze wyjscie wlasnie ze wzgledu na dzieci, wyprowadimy sie troszke lizej warszawy do komorowa(michalowice) tam bediemy mieli troche przestrzeni i wlasnej trawy , mam nadzieje zei sasiadow znajdziemy fajnych ktorzy maja dzieci trzymam kciuki za wszystkich ktorzy wyprowadzaja sie z zatloczonych miast na przedmiescia, aby czuc sie czlowekiem(rodzina) a nie tylko anonimowym "szczurem" w bloku prosze tylko niech nikt sieniebrazi co mieszka w bloku Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarry 03.08.2004 19:09 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Sierpnia 2004 Oczywiście że na wsi wyjdą na ludzi (chyba że jest to zatęchła wiocha, a jedynym sklepem jest monopolowy)!! Wychowałem (i praktycznie dalej się wychowuje) na przedmieściu. To nie jest dobre rozwiązanie!! Nie ma sklepów, i ciekawszej rozrywki - z jednej strony, i nie ma lasów i tym podobnych... Wieś jest najlepsza!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 05.08.2004 10:13 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2004 Wiesz co Jarry? Lubię Cię. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
zibi2 10.08.2004 15:44 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Sierpnia 2004 Byliśmy u rodziny na wsi. Na takiej prawdziwej wsi, nie 100m od miasta. Córka 3l zapytała czy może wyjść na dwór pobawić się z dziećmi. Poszła do sąsiadów bawić się w piaskownicy. Bezstresowo dla niej i dla nas. W bloku gdzie mieszka na co dzień - niewyobrażalne żeby gdzieś wyszła sama. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mjm 22.08.2004 09:09 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Sierpnia 2004 Rację ma tu Grand.Mimo wszystko uważam że mieszkać powinno się tam, gdzie się żyje, a żyje sie tam gdzie się pracuje i chodzi do szkoły, czy studiuje. Dojazdy 15 km do miasta to strata 3 godzin ( jak dobrze pójdzie) cennego życia dziennie, to brak możliwości "wpadniecia po coś" do domu, to skazywanie dzieci na żywienie fastfoodowe. Pokażcie mi dziecko gimnazjalne, które pójdzie na zdrową żywność, kiedy wszyscy koledzy idą do mac.. Nie mówiąc już o tym , że powszechnie dostępne jest właśnie śmieciożarcie, a dzieci je uwielbiają. Mieszkanie na wsi, a życie w mieście, to też brak kontroli nad dziećmi i możliwości pomocy im " w razie czego". Nie chce by moje dziecko było wychowywane przez "kulturalną ostoję" czyli moich rodziców, czy teściów, oni wychowali już kiedyś dzieci, a wychowywanie wnuków może być tylko subsydiarne. W innych przypadkach to patologia. Jeżeli nie dysponujemy prywatnym kierowcą to skazujemy dziecko na publiczną komunikację, o ile autobusy podmiejskie są znośne, to nie chciałabym żeby moje dziecko codziennie lub chociażby co jakiś czas, korzystało z dworca pkp lub pks - mówię tu o wieku licealnym. Różne się wtedy miewa pomysły i nie jest się odpowiednio zaimpregnowanym na ciemną stronę życia, którą można w takich miejscach spotkać. Moi rodzice zafundowali mi kilkanaście lat temu taką przyjemność. Przenieśliśmy się z miasta do własnego domku. Pierwsza radość i potworma mordęga dnia codziennego. Wozić mnie nie zawsze mogli, co kilka razy przypłaciłabym nieodwaracalnymi wręcz konsekwencjami. Jak już doarłam do szkoły, to byłam tak zmęczona, że przez piewszą lekcję dochodziłam do siebie powolutku. Na osiedlu na którym żyłam miałam mnóstwo koleżanek i kolegów, wystarczyło wyjść na podwórko. To skończyło się z powodu braku podwórka i dzieci w sąsiedztwie.Okres dorastania jest tu najgorszy, nastolatek potrzebuje ciagłego kontaktu z rówieśnikami, jeżeli jest go pozbawiony, to niedobrze, a jeżeli sam wraca z imprezy to niebezpiecznie, a wożenie nastolatków na imprezy, czy do znajomych to jakiś nonsens. Chcę, żeby moje dziecko było samodzielne. Jeżeli ktoś uważa, że wszedzie będzie swoje dziecko woził, to znaczy, że nie wie o czym mowa. Nastolatki muszą mieć własne życie, jeżeli nie bedą miały na tym etapie swobody w dysponowaniu własną osobą, to wyrosną z nich ludzie na stałe przyrośnieci do maminej piersi i tatusiowego portfela, albo przy pierwszym wypłynięciu na głębsze wody utopią się. Rodzice też mają własne życie, które nie zawsze da sie pogodzić z planami dzieci i znowu, jeżeli nie mamy prywatnego kierowcy, to jak rozwiazemy dylemat: skończyć ważna terminową pracę, czy też zrezygnować z wyjścia do starych przyjaciół, bo dzidzia właśnie uczy sie u znajomych i już chce do domu. Nie puścimy dzidzi do znajomych? Dawanie na taxówkę, to też nie sposób. Moja koleżanka za każdym razem, gdy wsiadła w opiekuńczo zamówioną taksówkę, za pierwszym zakrętem dziękowała taksówkarzowi i zdobyte w ten sposób pieniądzie przeznaczała na inne cele, a w dalszą drogę podążała per pedes lub autobusem - na gapę. Mieszkanie na wsi, a życie w mieście, zrobi z nas ciągłych koczowników, którzy swój ogródek podziwiają na chorobowym, albo po zmroku. Jeżeli po lekcjach, które kńczą sie o 14-tej nasze dziecko miało by pójść na angielski np. na 16.30, to nie opłaca mu się dojeżdżać do domu, bo nie zdążyłoby na angielski wrócić. Przez 2,5 godziny podczas tułaczki lekcji raczej też nie odrobi. Moglibyśmy mu zapobiegliwie wypełnić wtedy czas np. zajęciami na basenie, ale nie wiem, czy ktoś wytrzymałby taki program rozrywkowy: szkoła+basen+angielski. Ja nie! Dzidzia nasza, dla której chcemy jak najlepiej wróci do domu koło koło 19.30 i po zjedzeniu czegokolwiek rzuci się przed telewizor, bo będzie miało wszystkiego dosyć, a lekcje odrobimy za nią. Ja szukam czegoś w mieście. Może być szereg, może być mikroskopijna działka - na dużą mnie nie stać. Mażę o domu w stylu let 30-tych. To kwestia wyboru stylu życia, gdybym mogła pracować na wsi, bo byłabym rolnikiem, albo miała ambicje jak dr Judym lub Joasia z checią czerpałabym z zalet życia blisko natury, wbrew pozorom w mieście też można jeżdzic na rowerze, bo istnieje np. instytucja parków i coraz lepiej rozwiniętych ścieżek rowerowych. Na wieś będę jeżdzić na wakacje i na weekendy.jmj Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mxk 23.08.2004 22:25 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Sierpnia 2004 Ja całe zycie mieszkam na wsi 25km od krakowa. żone wyrwałem z miasta i już tam nie chce wracać. Co do wielkich problemów życia na wsi to takich uważam że niema. Zasypane śniegiem drogi? Fakt że nasze służby zawsze się spaźniają z odśnieżaniem ale nie jest tak źle jeżdze 12 letnią mazdą 323 na uniwersalkach i nie ma żadnego problemu a dojazd do miasta zajmuje może 10 min dłużej niż latem. Wożenie dzieci na randki? Śmiechu warte. żaden 16 latek nie pojedzie z rodzicem. Przecież są autobusy, busy z niejednej wsi połączenia są lepsze niż z wielu dzielnic miasta. U mnie np.busy jeżdzą 2 na godzine i jeden autobus a ostatnie wracają o 23. Więc prosze nie mówić że trzeba dzieciaki wozić na randki bo jak guwniarz jest zabujany to zrobi wszystko żeby się spotkać z sympatją( wiem po sobie ) a imprezy? zawsze dzieciaki mają znajomych w mieście u których mogą przenocować albo rabią tak jak ja robiłem tzn. Bawią się do 4-5 rano i wracają pierwszym. Jak ktoś ma jeszcze jakieś problemy niech pisze chętnie pomege rozwiązać. Pozdrowienia dla wszystkich zapalonych mieszcuchów Wioooocha Rooooolez!!!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Egon 24.08.2004 10:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Sierpnia 2004 Urodziłem się, wychowałem, dorosłem i wyedukowałem – jak większość zabierających tutaj głos – w dużym mieście, w Poznaniu. Mieszkałem w starej dzielnicy domków jedno- i wielorodzinnych, mieszkałem też na dwóch poznańskich blokowiskach, teraz mieszkam na trzecim, ale w nowocześniejszym domu zbudowanym w początkach lat 90. Domek pod miastem jest moim marzeniem od wielu lat. Nie jestem jednak bezkrytycznym wielbicielem sielskości polskiej wsi, bowiem każda społeczność, nawet ta najmniejsza, składa się z jakiejś „elity”, jakakolwiek by ona nie była, z przeciętnych szaraków i z mętów. Oczywiście tych ostatnich w mieście jest proporcjonalnie i statystycznie więcej, co nie oznacza, że nie ma ich na wsi. W dużych miastach ludzie z różnych klas społecznych nie zawsze się przyjaźnią, co wcale nie wynika z „wynoszenia się”, ale z odmiennych zainteresowań, filozofii życia, poziomu intelektualnego, itd. W mieście jest to naturalne i nikogo nie dziwi, może dlatego, że tutaj także dorośli mogą przebierać w towarzystwie. Na wsi wypada pogadać z każdym, a przynajmniej się ukłonić, aby nie uchodzić za wielkomiejskiego bufona. I ja to rozumiem, ale nie wiem czy rozumieją to ci, którzy tak chętnie chcą uciekać na wieś. Różnica mentalności, choć do pokonania, bywa niekiedy męcząca.Opinie o mniejszym zagrożeniu młodzieży wiejskiej współczesnymi patologiami są też wyidealizowane. Najlepszym przykładem niech będzie poziom wiejskich dyskotek i to czym wiele z nich się kończy. Ile to już było wiadomości, jak to po dyskotece 7 (!) nawalonych łebków wsiadło do malucha i wkomponowało się w drzewo lub ciężarówkę. Pewnie myślicie, że waszych dzieci to nie dotyczy. Zgoda, ale z drugiej strony chcecie, aby nawiązywały normalne znajomości z lokalnym środowiskiem.Odnośnie negatywnego nastawienia mojej przedmówczyni „mjm” do mieszkania poza miastem. Myślę, że trochę przesadzasz z tymi dojazdami 15 km w 3 godziny. Ja mam na oku miejscowość pod Poznaniem, gdzie chciałbym kupić sobie działkę, oddaloną właśnie o 15 km i dojazd tam nie zajmuje więcej niż 20 minut o każdej porze dnia. „Wpadanie do domu po coś” zdarzało mi się tylko w czasach podstawówki, później po prostu było to niemożliwe lub się nie opłacało. Nawet nie marz o wykorzystywaniu „okienek” na podskoczenie do domu po coś w dużym mieście, chyba że szkoła albo uczelnia jest dwie ulice dalej. Ale ile osób mieszka tak blisko „budy” ? Ja w czasie studiów miewałem okienka 2,5 godzinne i jak sobie obliczyłem zdążyłbym wtedy dojechać do domu, z trudem napić się wrzącej herbaty, po czym biegiem musiałbym zasuwać na przystanek. Oczywiście nie chciałbym, aby moje dzieci zamiast w domu nocowały z konieczności u dziadków, ale nazywanie patologią bardziej zażyłych kontaktów seniorów rodu z wnukami to już spora przesada. Szukasz działki w mieście – Twój wybór i Twoje prawo. Dla mnie budowanie lub kupowanie domu położonego na mikroskopijnej działce w mieście to nieporozumienie, antyteza kameralności, indywidualizmu oraz radości płynącej z posiadania własnego domu. Szeregowiec to tylko substytut domu, w dodatku za ogromne pieniądze (w Poznaniu 120-150 m2 za 370-400 tys. z „działką”). Szczerze mówiąc, gdybym miał wyrzucić tyle kasy na szereg, to wolałbym mieszkać w blokach, a forsę wydać na podróże. Co do stylu życia, to moim skromnym zdaniem nie trzeba być chłopem by mieszkać na wsi, podobnie jak można być mentalnie burakiem mieszkając w mieście. Codzienne obserwacje zachowań niektórych mieszkańców grodu nad Wartą utwierdzają mnie w tym przekonaniu.Ja chciałbym zamieszkać pod miastem, być może durnie myśląc, że to złoty środek pomiędzy sielskością „wsi spokojnej, wsi wesołej”, a wygodą komunikacji oraz imponderabiliów dużego miasta. Poza tym, chyba chcę czuć tętno mojego kochanego miasta, wiedzieć, że jest blisko, że w każdej chwili mogę tam podjechać; niekoniecznie natomiast wchłaniać jego spaliny i hałas. Pod miastem nie znaczy przy rogatkach, gdzie ziemia jest najdroższa, ale myślę, że te 15 – 20 km nie stanowi problemu i nie zmienia tak bardzo stylu życia. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 24.08.2004 13:59 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Sierpnia 2004 Nie wiem,jak zakończy się przygoda mojej rodziny z wsią 15 km od miasta,ale nie mogę się zgodzić z pewnymi stwierdzeniami mjm. Piszesz,że dojazd 15 km to strata 3 godzin.Rozumiem,że chodziło Ci o drogę w 2 strony,ale to i tak sporo za dużo według mnie.Przesada. Wpadnięcie po coś do domu-nie sądzę,aby to było sprawą aż tak istotną.Szczególnie,że dziecko nie powinno samo opiszczać terenu szkoły ze względów bezpieczeństwa.Nie chciałabym,aby moje dziecko nieoczekiwanie wędrowało sobie po okolicy bez mojej i nauczycieli wiedzy.Nie wspomnę o odpowiedzialności nauczycieli i szkoły. Nie sądzę również,aby żywienie fastfoodowe było domeną dzieci spoza miasta.Chyba wręcz przeciwnie.Dostępność fastfoodów przeważa w mieście właśnie.Sama piszesz:" Pokażcie mi dziecko gimnazjalne, które pójdzie na zdrową żywność, kiedy wszyscy koledzy idą do mac.. Nie mówiąc już o tym , że powszechnie dostępne jest właśnie śmieciożarcie, a dzieci je uwielbiają." Nie wiem więc w czym problem. Dalej piszesz o opiece dziadków nad dziećmi.Rozumiem,że opisujesz tu wariant-życie w mieście,mieszkanie na wsi.Tyle,że jeśli pracujesz,to bez wzgledu czy mieszkasz na wsi czy w mieście,Twoje dziecko wymaga opieki.Twojej lub kogoś innego.I też trzeba mu pomóc w lekcjach. I też musi dojechać często do szkoły.Rzadko kiedy ma się gimnazjum pod nosem więc dziecko i tak jest skazane na komunikację miejską,jeśli nie masz możliwości/ochoty go dowozić. Przez ostatnie lata miałam okazję zobaczyć jak wygląda opieka nad dziećmi w mieście.Gdybym miała użyć Twoich słów,to panuje tu powszechna patologia. A nawet gorzej,bo opiekunki ,które przeważają, to obce osoby w przciewieństwie do dziadków. Jestem też przekonana,że nie tylko dworzec pks/pkp jest miejscem,gdzie dziecko jest narażone na skręt w ciemną stronę życia.Myślę,że to sie zaczyna wcześniej-w grupie rówieśniczej,a dworzec to raczej ostatni etap na tej drodze. Przyznaję jednak,że podróż pkp może być niebezpieczna dla pasażerów. Nie uważam,żeby dowożenie nastolatków było nonsensem,tak jak dowożenie innych członków rodziny,którzy akurat mają taką potrzebę.Oczywiście w granicach rozsądku i możliwości. Niewatpliwie każdy będzie się starał tak urządzić życie,aby dojazdy nie były uciążliwie i pewno dlatego sporo z nas zmodyfikuje swoje życie odpowiednio.I na pewno nie raz bedziemy narzekać. Tak jak narzekamy na życie w mieście. Wybierając życie na wsi podjęłam się otoczyć moje dziecko większą opieką niż w mieście-tą wynikająca z odległości właśnie. Nie wiem jak mi wyjdzie w praniu ta wieś ,ale powyższe argumenty mnie nie przekonują,bo te problemy dotyczą zarówno wsi jak miasta.Nastolatkowie wszędzie są tacy sami. ps.I nie rozumiem dlaczego ta koleżanka jechała na gapę skoro miała kasę z taksówki. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 24.08.2004 14:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Sierpnia 2004 Przyznaję,ze gdybym miała możliwości,to mieszkałabym w mieście w starym domku-nawet wiem,gdzie. Ach,te sentymenty... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 24.08.2004 14:56 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Sierpnia 2004 Rację ma tu Grand. Tu nikt nie ma racji. Tu każdy przedstawia tylko swój punkt widzenia. Dojazdy 15 km do miasta to strata 3 godzin ( jak dobrze pójdzie) cennego życia dziennie To w obie strony, jak rozumiem? Nie wiem w takim razie gdzie i czym jeździsz. Ja pokonuję 40km w godzinach szczytu przez 45min. to brak możliwości "wpadniecia po coś" do domu, to skazywanie dzieci na żywienie fastfoodowe A w dużym mieście opłaca się w dwie godziny jechać do domu i z powrotem?! A fastfoodów na wsi nie ma za to w mieście są na każdym kroku. Nie chce by moje dziecko było wychowywane przez "kulturalną ostoję" czyli moich rodziców, czy teściów, oni wychowali już kiedyś dzieci, a wychowywanie wnuków może być tylko subsydiarne. W innych przypadkach to patologia Nie kapuję z tą patologią. A jeżeli kapuję, to uważam, że mocno nadużywasz określenia "patologia" Jeżeli nie dysponujemy prywatnym kierowcą to skazujemy dziecko na publiczną komunikację, o ile autobusy podmiejskie są znośne, to nie chciałabym żeby moje dziecko codziennie lub chociażby co jakiś czas, korzystało z dworca pkp lub pks - mówię tu o wieku licealnym. Różne się wtedy miewa pomysły i nie jest się odpowiednio zaimpregnowanym na ciemną stronę życia, którą można w takich miejscach spotkać Rozumiem, że dysponujesz prywatnym kierowcą? No bo jeśli nie, to Twoje dziecko w dużym mieście będzie spędzało wiele czasu na przystankach, w autobusach i innych tramwajach. No chyba, że ma liceum za rogiem. I uczelnię. I bibliotekę. I kino. I wszystkich znajomych. Zresztą pisało tym Egon. Jak już doarłam do szkoły, to byłam tak zmęczona, że przez piewszą lekcję dochodziłam do siebie powolutku Ja dojeżdżałam (z Warszawy do Warszawy) do szkoły prawie godzinę. Przyzwyczaiłam się i bardzo lubiłam te dojazdy, bo można było poczytać w drodze. Na osiedlu na którym żyłam miałam mnóstwo koleżanek i kolegów, wystarczyło wyjść na podwórko. To skończyło się z powodu braku podwórka i dzieci w sąsiedztwie. Boję się wypuszczać mojego syna na "podwórko". Nie boję się wypuszczać go z kolegami (których nie brakuje) na działce. Okres dorastania jest tu najgorszy, nastolatek potrzebuje ciagłego kontaktu z rówieśnikami, jeżeli jest go pozbawiony, to niedobrze, a jeżeli sam wraca z imprezy to niebezpiecznie, a wożenie nastolatków na imprezy, czy do znajomych to jakiś nonsens. Chcę, żeby moje dziecko było samodzielne. Jeżeli ktoś uważa, że wszedzie będzie swoje dziecko woził, to znaczy, że nie wie o czym mowa. Nastolatki muszą mieć własne życie... A czym będzie wracało dziecko z imprezy w dużym mieście? Nocnym autobusem?! Nie sądzę, żebyś sie na to zgodziła...Albo odwieziesz, albo dasz na taryfę, albo pozwolisz zostać do rana (jak pisał Egon). Ja też. Ja szukam czegoś w mieście. Może być szereg, może być mikroskopijna działka - na dużą mnie nie stać. Mażę o domu w stylu let 30-tych Szukasz działki w mieście – Twój wybór i Twoje prawo. Dla mnie budowanie lub kupowanie domu położonego na mikroskopijnej działce w mieście to nieporozumienie, antyteza kameralności, indywidualizmu oraz radości płynącej z posiadania własnego domu. Szeregowiec to tylko substytut domu, w dodatku za ogromne pieniądze (w Poznaniu 120-150 m2 za 370-400 tys. z „działką”). Szczerze mówiąc, gdybym miał wyrzucić tyle kasy na szereg, to wolałbym mieszkać w blokach, a forsę wydać na podróże. Nic dodać, nic ująć. Zgadzam się w pełni z Egonem. To kwestia wyboru stylu życia, gdybym mogła pracować na wsi, bo byłabym rolnikiem, albo miała ambicje jak dr Judym lub Joasia z checią czerpałabym z zalet życia blisko natury, wbrew pozorom w mieście też można jeżdzic na rowerze, bo istnieje np. instytucja parków i coraz lepiej rozwiniętych ścieżek rowerowych. Nie przypominam Joasi. A już na pewno nie Judyma. Nasi sąsiedzi na wsi, to same mieszczuchy uciekające z miasta. A przyjemności przejechania się rowerem po ścieżce rowerowej w mieście nie będę nawet próbowała porównać do przejażdżki konnej wśród pól i lasów. Tak więc mjm, nie widzę tu żadnego argumentu, który by mnie przekonywał do mieszkania w mieście. Natomiast szanuję Twój wybór i mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa. Pozdrawiam Jagna Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jagna 24.08.2004 14:59 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Sierpnia 2004 Tak się zajęłam tymi cytatami, że nawet nie zauważyłam, że się tu Opal w międzyczasie wstrzeliła W jakim domku w mieście? Gdzie?! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jezier 24.08.2004 15:23 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Sierpnia 2004 Moim zdaniem pojęcie wieś jest najczęściej czysto administracyjne. Moja wieś nie przypomina wcale wsi na której mieszkali moi dziadkowie. To raczej przedmieścia dużego miasta. We wsi jest szkoła podstawowa i gimnazjum. We wsi obok jest kryty basen. Aby pójść do kina też nie trzeba dojechać do Warszawy. Za 13 lat mój syn będzie wybierał liceum. Może wybierze takie w Warszawie ale to jeszcze na tyle długi okres, że aż nie będę się nad tym zastanawiał.A w mieście to musiałbym wydać co najmniej 500 tys zł na szeregówkę 100m2 do kapitalnego remontu. Może i bym nie miał nic przeciwko mieszkaniu w mieście ale na razie mnie nie stać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 24.08.2004 17:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Sierpnia 2004 Jagna, jak to gdzie?W moim ukochanym mieście. Jezier, masz rację ,przy czym może dotyczy to wyjątkowo moich okolic, mentalność pozostała ta sama i daje znak w nowym,młodym pokoleniu. Aż "Sami swoi" przestaje śmieszyć ,jak się obserwuje te akcje na żywo. I to wszystko zaledwie 15 km od rogatek miasta stołecznego. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
AdamN 24.08.2004 23:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Sierpnia 2004 A ja Wam powiem tak: Jestem Warszawiakiem z dziada pradziada. Kocham to miasto, ale tu sie po prostu juz nie daje żyć. Coraz większy wyścig szczurów - ludzi, którzy oczy sobie nawzajem wydrapią dla awansu o jedno oczko w drabince społecznej... cały czas się czuje oddech pościgu na plecach. Wszędzie mam daleko - firmy, z którymi współpracuję porozrzucane są po całym mieście, do najbliższej mam pół godziny jazdy. Mieszkam w centrum - syf, smród i hałas. Mieszkanie mam w kamienicy w studni - muszę podejść na pół metra do okna, żeby zobaczyć niebo. Dzieci bawią się na ciemnym, wyasfaltowanym podwórku, najwiekszą rozrywką jest tu trzepak (nie liczę pijaczków, żuli, narkomanów i psich gówien). Zaparkować nie ma gdzie, czasem samochód stoi kilkaset metrów od domu, na dodatek w płatnej strefie. Postanowiłem wyprowadzić się z Warszawy mozliwie najbardziej zmieniając styl zycia - wybrałem oddaloną o 270 kilometrów mazurską wieś. Taka prawdziwą, a nie na przedmieściach miasta. Zdaję sobie sprawę, że tu tez nie jest różowo - inne miejsce, inne problemy. Nie jadę w tam w ciemno - kilka lat mamy tam domek w którym staramy się spędzać jak najwięcej czasu (nie tylko latem). Z "mojej" wsi do dużego miasta jest i tak bliżej, niż miałem z domu do liceum i na uczelnię. Co do dzieci - tutaj nawet do dalszego sklepu jest je strach same wypuścić. Nie wyobrażam sobie, że moje córki same będą wracać z imprez nocnym autobusem, i tak prawie wszędzie trzeba je będzie wozić. Do przedszkola prowadzam je na piechotę, co zajmuje w sumie ponad pół godziny, samochodem trzeba jechać na około i często nie ma gdzie zaparkować. Wyprowadzka do jakiejś dzielnicy willowej nie ma dla mnie sensu - odległości się tylko zwiększą, koszty są astronomiczne, a kilkusetmetrowa działka z widokiem na okoliczne bloki to tylko ersatz prawdziwej wolności. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Egon 25.08.2004 09:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Sierpnia 2004 Wyprowadzka do jakiejś dzielnicy willowej nie ma dla mnie sensu - odległości się tylko zwiększą, koszty są astronomiczne, a kilkusetmetrowa działka z widokiem na okoliczne bloki to tylko ersatz prawdziwej wolności. Nic dodać, nic ująć. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mjm 25.08.2004 10:28 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Sierpnia 2004 Nie miałam zamiaru podważać niczyich wyborów życiowych, ale faktem jest, że Wasz gwałtowny sprzeciw wykzał, że "coś jest na rzeczy". Temat mam przrobiony "na świeżo" , bo właśnie znajomi kupili okazyjnie działkę pod miastem i namawiali mnie na taką samą obok. Suma moich przemyśleń jest taka: mieszkanie w mieście to nie jest ideał, ale jet wygodne. Z bloku byłoby dobrze sie wyprowadzić, dla czego wszyscy wiedzą. Ale jeżeli chodzi o pytanie gdzie, to w moim przypadku, z całą pewnoscią nie na podmiejską wieś. Nie mówię, że decyzja o mieszkaniu na satelickiej wobec miasta wsi równoznaczna jest z zagrożeniem wykolejenia dzieci. Oczywiście jak zawsze zależy to od zaangażowania rodziców i woli samych dzieci, ale wierzcie mi jest dużo, dożo ciężej, niż w przypadku życia w mieście. Co do towarzystwa z którym człowiek się spotyka,to żeczywiście prawdą jest, jak pisze Egon, że w dużym mieście człowiek ma możliwość wyboru z kim się zaprzyjaźnić, a na wsi ( tu chodzi mi szczególnie o osoby tam żyjące i pracujące) wyboru tego nie ma - na kogo trafisz tego masz, oczywiście mogą to być miłe i kulturalne osoby, ale też mogą być niemiłe i niekulturalne. To szczegolnie widać jeżeli chodzi o młodzież szkolną. Wierzcie mi, dzieci nie maja jeszcze takich barier kulturowych we wzajemnym siebie traktowaniu, jak dorośli. Jeżeli komuś dojazd do pracy ze wsi do miasta w godzinie szczytu zajmuje 15 minut, to ma na prawdę szczęście i nie myślę by była to reguła. To jest jedna z podstawowych rzeczy jakie moim zdaniem należy sprawdzić przed wyborem działki pod miastem. Moja koleżanka, ktora zbudowała sobie właśnie domek za miastem, przesunęła sobie godziny pracy z 8-16 na 7- 15, bo korek na jej wlotówce w porze porannych dojazdów był taki, że i tak musiała wyjeżdzać z domu grubo przed siódmą. Dzieci podrzuca, do swoich rodziców i tam jedzą śniadanie, ja sobie na to nie mogę pozwolić, bo moi teściowie są aktywni zawodowo. A jeżeli chodzi o transport nocny, to w między miastem, a wsią jest ta podstawowa różnica, że w mieście on po prostu jest.A teraz odpowiedź dla czego moja koleżanka wolała "zarobić' na taksówce. Nie każdy nastolatek dostaje tyle kieszonkowego ile by chciał, a większosć nastolatów nie podziela obaw swoich rodziców, co do ich bezpieczeństwa. Droga Jagno, oczywiście, że nie opłaca sie jechać w mieście 2 godziny tam i spowrotem, podobnie jak na wsi, ale akurat w moim przypadku taka jazda zajmuje mi tramwajem 40, a samochodem 20 minut ze znalezieniem miejsca do zaparkowania.Nie namawiam nikogo na wyprowadzkę z ukochanej wsi, szczególnie jeżeli zrealizował swoje życiowe marzenie i ma dom jakiego w mieście na pewno za takie same pieniadze nie można mieć. Ale jak sama Jagno piszesz, nik tu nie ma racji, ja akurat zgadziłam sie tu z pogladami Granda , jest to temat rzeka, a tak samo, jak nie ma dwojga takich samych ludzi, tak nie ma jednakowej recepty na życie dla wszystkich. Idę szukac ofert mikroskopijnych działek, a wszystkich którzy odważyli się zaryzykować wyprowadzkę i im się udało- szczerze podziwiam, jak również podziwiam, teściów, rodziców, wójki , ciocie, dziadków, pradziadków i znajomych udostępniających swój czas i lokum i wszystkich innych którzy pomagają jeżeli chodzi o dzieci.mjmp.s.Prywatnego kierowcy nie mam, ale też nie chciałabym być nim dla moich dzieci. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.