Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Mam 32 lata i jestem totalnie nieszczęśliwy.


Herne

Recommended Posts

A ja tak bezpośrednio do tytułu wątku :

Było to daleko stąd na pewnej farmie. Któregoś dnia osioł farmera wpadł do

głębokiej studni. Zwierzę krzyczało żałośnie godzinami, podczas gdy farmer

zastanawiał się, co zrobić. W końcu farmer zdecydował. Zwierzę było stare a

studnię i tak trzeba było zasypać. Nie warto było wyciągać z niej osła.

Zwołał wszystkich swoich sąsiadów do pomocy. Wzięli łopaty i zaczęli

zasypywać studnię śmieciami i ziemią. Z początku osioł zorientował się, co

się dzieje i zaczął krzyczeć przerażony. Nagle, ku zdumieniu wszystkich,

osioł uspokoił się. Kilka łopat później farmer zajrzał do studni. Zdumiał

się tym, co zobaczył. Za każdym razem, gdy kolejna porcja śmieci spadała na

ośli grzbiet, ten robił coś niesamowitego. Otrząsał się i wspinał o krok ku

górze. W miarę, jak sąsiedzi farmera sypali śmieci i ziemię na zwierzę, ono

otrzepywało się i wspinało o kolejny krok. Niebawem wszyscy ze zdumieniem

zobaczyli, jak osioł przeskakuje krawędź studni i szczęśliwy, oddala się

truchtem!

Życie będzie zasypywać cię śmieciami, każdym rodzajem brudów. sposób, aby

wydostać się z dołka, to otrząsnąć się i zrobić krok w górę.

Każdy z naszych kłopotów to jeden stopień ku wolności...

 

WOW

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 249
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • 1 month później...

Przepraszam, że nie dawałem znaku życia, a jestem Wam coś winien.

 

Przede wszystkim od września starsza córka zaczęła chodzić do przedszkola i wszystko inne zeszło na dalszy plan - ma już trzy latka. Tak więc wszystkie siły skierowane były na minimalizację stresu z przedszkolem związanym.

W międzyczasie młodsza córka zaczęła sama chodzić, więc i ona absobuje uwagę.

A żona od września wróciła do pracy (pracuje jako nauczyciel) oraz rozpoczęła drugą pracę, więc praktycznie każdy wieczór spędzam z cókami (ja odwożę i odbieram starszą córkę z przedszkola).

 

Co u mnie słychać, jeśli chodzi o kwestie emocjonalne - przede wszystkim wątek zboczył w kierunku jak to zdradzać współpartnera i jak często z jedną osobą, a nie było to intencją tego wątku.

Osobiście nie zdradziłbym żony z osobą, z którą nie mam emocjonalnej więzi, do której nie żywię bardzo mocnych uczuć. Zdrada kierowana li tylko ciekawością jakoś mnie nie kręci (może z wiekiem to się zmieni).

 

Relacje moje z żoną poprawiły się mocno - choć nie są ciągle takie, jakich bym/byśmy sobie życzyli. Ale jest zdecydowana poprawa. I nie kłócimy się tak często, jak dawniej. choć burze zdarzają się nadal często. W sumie mam wrażenie, że stan jest analogiczny jak przed całym zdarzeniem. Co być może długofalowo nie wróży dobrze. Jakimi uczuciami darzę żonę - dobre pytanie, które często sobie zadaję. Wiem, że bez mocnych uczuć da się razem żyć.

 

Czy jestem szczęśliwy - nie odpowiem. Ale raczej nie.

Czy jestem nieszczęśliwy - nie.

 

Co sprawia mi przyjemność - obcowanie z dziećmi oraz realizacja mojego hobby. Czy taki stan będzie trwał w długim okresie - nie wiem. Mam wrażenie, że poddałem się falom i nie próbuję robić niczego ekstremalnego. Pewnie podświadomie wierzę, że znajdę szczęście u boku żony. Choć słaba to wiara.

 

Jak wyglądają moje relacje z koleżanką - nie wyglądają, bo ich nie ma. Unikamy się, jak tylko możemy. Jeśli rozmawiamy, to baaardzo ogólnikowo. Generalnie staramy się nawzajem unikać - czy dlatego że sprawia nam to ból, czy dlatego, że jesteśmy dla siebie chodzącymi wyrzutami sumienia - nie wiem. A jak pisałem, koleżanka pracuje w biurze dwa pokoje ode mnie. Co jest dodatkową torturą.

I wiem, że wewnętrznie nadal darzę Ją bardzo mocnym uczuciem, z czym próbuję walczyć lub zdusić w sobie - więc pewnie stąd unikam Jej towarzystwa. Czy Ją pożądam (w każdym aspekcie) - tak i to mocno.

Co u niej słychać, jak się Jej układa w małżeństwie - nie wiem. I nie próbuję tego zgłębić.

 

Tak więc mam wrażenie że ostatni okres życia to taki swoisty marazm z koncentracją sił i uczuć na dzieci. I póba przeczekania tego wszystkiego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli nie jest źle ale nie jest też dobrze.

Pewno niewielką pociechą będzie dla Ciebie że podobne uczucia targają wieloma ludzmi w związkach i po prostu musza sobie z nimi radzić - czyli nie jesteś wyjatkiem. Dobrze ze odskocznia od konfilktów sa dla Ciebie dzieci i hobby. Co konkretnie jest głownym źrodłem konfliktów z żoną - moze da się się coś z tym zrobić?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co jest głównym źródłem konfliktów - pewnie moja odpowiedź i odpowiedź żony byłyby diametralnie różne - ale wg mnie próba dominacji w związku i totalna nieumiejętność romawiania ze sobą. Plus pewnie tysiące rzeczy, które nas w drugiej osobie denerwują. No i prewnie brak uczuć.

 

Parę miesięcy temu mąż szwagierki pojechał na kilka dni na szkolenie do Niemiec - i prawie po paru godzinach nie dawania znaku życia z jego strony szwagierka zaczęłą płakać, zawodzić itd. Byliśmy w szoku - z jednej strony że tak może wyglądać miłość, z drugiej zaś strony, że u nas nikt nigdy np. nie płakał czy też jakoś mocno nie tęsknił za drugą osobą.

 

I wiem, że to głównie dzieci są tak naprawdę naszym spoiwem - chociaż każde przewinienie starszej córki jest przez moją żonę traktowane jest prawie jakbym to ja zrobił - bo wychodzi z zaóżenia że to jest mój ch-ter i moje (i tylko moje geny). I niestety często nie mogą znaleźć wspólnej platformy. Ale też starsza córka jest osobą naprawdę wymagającą. Taki klasyczny przykład stanów emocjonalnych u dziecka wcześniaczego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co jest głównym źródłem konfliktów - pewnie moja odpowiedź i odpowiedź żony byłyby diametralnie różne - ale wg mnie próba dominacji w związku i totalna nieumiejętność romawiania ze sobą.

 

Ok masz już jakąś swoja diagnozę - dominacja! Któreś z was lub oboje chce narzucić sposób wychowania dzieci, modelu zycia itp. Jak domniemywam tą stroną bardziej ekspansywną jest zona. Co chce/chcecie osiągnąć narzucając swoja wizje, jaka jest intencja takich działań, jaki cel. Spróbuj wuciagnąć z zony o co jej chodzi.A potem zastanówcie się czy mozna to osiągnać w sposób mniej bolesny dla drugiej strony a może nawet wspólpracować w jego osiągnieciu.

 

 

 

Plus pewnie tysiące rzeczy, które nas w drugiej osobie denerwują.

 

Namów ja na czasową ( np tydzień) zamiane swoich codziennych obowiazków z toba, ale totalnie. Jak ona bedzie wykonywała typowe twoje zadania a jak ty jej. Bedziecie robić to podobnie czy diametralnie róznie. Niech wejdzie w "twoje buty" a Ty jej. Taka nieoczekiwana zmiana miejsc może pozwoli spojrzec na druga strone w wieksza tolerancja a może pozwoli wprowadzić jakies modyfikacje.

 

 

No i prewnie brak uczuć.

 

To trudni zmienić ale ta wskazówką którą dałem powyzej może da szanse na spojrzenie z wiekszym szacunkiem na druga stronę. Po latach uczucia przygasaja ale rodzi sie szacunek

 

 

 

Parę miesięcy temu mąż szwagierki pojechał na kilka dni na szkolenie do Niemiec - i prawie po paru godzinach nie dawania znaku życia z jego strony szwagierka zaczęłą płakać, zawodzić itd. Byliśmy w szoku - z jednej strony że tak może wyglądać miłość, z drugiej zaś strony, że u nas nikt nigdy np. nie płakał czy też jakoś mocno nie tęsknił za drugą osobą.

 

 

 

I dobrze że w szoku bo to wykazało w jakiej sami jesteście sytuacji i ze zeby dalej żyć pod wspólnym dachem i sie nie pozabijac to trzeba wykonać jakiś wysiłek zeby obecny stan relacji poprawić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tylko (może się okaże, że król jest nagi) nie wiem, czy na dzień dzisiejszy chce nam się zmieniać status quo.

 

Kurczaki, uwiera Cie but lub cos w bucie to sprawdzasz gdzie jest kamień i go wywalasz, albo wkładasz go na prawidło jesłi do "wada fabryczna". Daleko nie ujdziesz z poraniona nogą...nie usuwając kamienia przyjmujesz podswiadomie załozenie że bedziesz dreptał tylko w miejscu żeby sie zbytnio nie poranić bo nawet nie ma sensu ruszyc w droge gdyż z góry wiadomo jak sie skończy takowa z uwierającym kamyczkiem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

smartcat,

bardzo podoba mi się to co napisałeś.

Bardzo to prawdziwe i do zastosowania w każdym małżeństwie.

A podobno twierdzisz, że nie jesteś stworzony do monogamii....

 

Herne,

trudna sprawa, wierzę Ci że bardzo trudna... właściwie to uważam podobnie jak smartcat... jeśli czegoś nie przedsięwziecie razem, to sytuacja może rozwijać się tylko w jednym kierunku...

kiedyś już tu pisałam o tym, co stało się dla mnie motywacją do podjęcia wysiłku ratowania małżeństwa... Była to lektura książki o miłosierdziu w małżeństwie. Nie pamiętam dokładnie pierwszej tezy, która do mnie przemówiła, ale było to coś o spojrzeniu na tę drugą osobę jak na kogoś wartościowego, kogoś kto sam boryka się ze swoimi ograniczeniami i wadami, kogoś kto sam także potrzebuje uczucia... było to coś, co kazało mi pomyśleć, że przecież jest on wart mojego wysiłku i zrozumienia i przyjęcia do wiadomości jego punktu widzenia, jego poczucia zranienia itp...

nie potrafię tak dokładnie oddać idei tej książki :(

zresztą mam to już dawno za sobą...

Herne, pomyśl co może Cię wyrwać z tej "małej stabilizacji", wyrwać w sensie pozytywnym, jako impulsu do zmian na lepsze...

Pozdrawiam serdecznie,

gaga2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

smartcat,

bardzo podoba mi się to co napisałeś.

Bardzo to prawdziwe i do zastosowania w każdym małżeństwie.

A podobno twierdzisz, że nie jesteś stworzony do monogamii....

 

 

Może ktoś skorzysta z tej sztuczki. Ja nawet chodzilem w spódniczce i pończochach żeby wejść w skóre kobiety :-) no oczywiście nie po ulicy...jeszcze ktoś by wysnuł nieprawdziwe wnioski. Partnerka klęła, drapała się po "jajach" rozwalając się z pilotem na kanapie - było naprawdę zaskakująco jak potrafimy wejsc w role.

 

...drogowskaz nie musi podążac w kierunku który wskazuje...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie chyba chodzi coś innego po głowie....

 

MOja mama chyba nie była szczęśliwa w swoim związku.

Jak byłam mała to pamiętam, że kłocili się, mama płakała - to była norma. Nie to , że dochodziło do rękoczynów czy coś takiego. Ale nie była to sielanka. Ojciec jest despotą i zawsze ma rację.

Kiedy byłam nastolatką mama powiedziała mi kiedys, że nie wie czy sie nie powinni rozstac z ojcem. Ja zupełnie nie wiedziałam dlaczego - nie rozumiałam co ją tam bolało: dominacja mojego ojca. Przed nami grali teatr - że wszystko ok, obiadki, wyjścia na lody, kino - no, kochająca się rodzina.

Teraz - patrząc na to z pewnej odległości, mając męża i swoje dzieci - widzę więcej.

Ona po prostu podporządkowała się pewnie "dla dobra dzieci" ( ten argument też padł - totalnie go nie rozumiem, bo nie mogłabym robić czegoś wbrew sobie, nawet "dla dobra dziecka" - taki mam charakter :()

Co jest teraz: są idealnym małżeństwem - kochają sie na zabój, nie mogą sie od siebie oddalić nawet na godzinę - zawsze razem i zawsze szczęśliwi. Pytałam mamy co sie stało. W ogóle nie chce o tym rozmawiać. W końcu powiedziała, że jakoś tak sie utarli. Przestała walczyć, zaakceptowała i jest z tym teraz szczęśliwa. I to widać.

Czy czasem nie jest tak, że możliwe jest takie rozwiązanie ? Jednak szczęśliwe ? Nie wiem czy cena nie jest zbyt wysoka... to pewnie kwestia charakteru osobnika. Ale taki przykład znam z własnej obserwacji - to piszę :):)

 

Może jednak, mimo wszystko, wbrew logice, sprawa sie "rozejdzie po kościach". Obie strony zaakceptują taki "układ" a nawet nauczą się być w nim szczęśliwe ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a ja powiem tak - moi rodzice sie rozwiedli (mialam 2-3 lata :wink: )- i to byla najlepsza decyzja w ich zyciu :lol: :lol: :lol:

oboje miaj nowe rodziny (ja mam dzieki temu 2-ch przyrodnich braci [cholera jak bede potrzebowala nerki to zaden mi nie bedzie mogl dac :evil: :lol: :wink: ]) swietna macoche z ktora rewelacytjnie sie dogaduje i calkiem sypatycznego drugiego "tate" ktorego podziwiam za cierpliwosc ze takiego "diabla" wychował :wink: :lol: i jesczze zaszczepil pasje do swojego zawodu

Co wiecej miedzy moimi rodzicami - jakies kontakty sa utrzymywane (sporadyczne- owszem ale nawet cieplejsze niz "neutralne" )

jakby bylo gdyby sie nie rozwiedli - nie wiem ale chyba by sie pozabijali :lol: :lol: :lol:

Tak wiec - roznie to bywa - czasem ratowanie ma sens a czasem nie :)

Ja dzieki temu jestem zwolenniczka teorii- ze zycie jest za krotkie zeby sie "meczyc" i "poswiecac" :-? z kims jesli nie widzi sie w tym sensu :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początku po całym zdarzeniu naprawdę się staraliśmy w dwójkę być super mili itd. Ale po chyba dwóch tygodniach nagle bomba pękła a przez ten czas ja miałem wrażenie, że wszyscy udajemy i nie jesteśmy sobą. Pewnie żona podobnie.

 

Wydaje mi się, że mimo wszystko zmiany o których piszecie to proces długotrwały. Więc jeśli chcemy podążać w tym kierunku, to będziemy to robić małymi kroczkami. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nic na siłę i wbrew sobie.

 

No i ze względu na obecną sytuację (mieszkamy poza Krakowem, 5 lat do zakończenia spłaty kredytu, dwójka małych dzieci - 3 lata ia 14 m-cy) jakiekolwiek drastyczne decyzje trzeba byłoby odłożyć. Bo nas na nie na razie nie stać.

No i może drastycznie wzrastające ceny nieruchomości i mieszkań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...mozna walic głową w mur z nadzieją że sie go kiedyś przebije albo poszukac innego sposobu np przeskoczyć albo obejść, moze przefrunąć...wszystko zalezy od Ciebie a szczególnie od tego czy uwazasz że głową mozna wybić w murze dziurę i przedostac sie na druga strone...Twoj wybór...powodzenia w podejmowaniu trafnych decyzji...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na początku po całym zdarzeniu naprawdę się staraliśmy w dwójkę być super mili itd. Ale po chyba dwóch tygodniach nagle bomba pękła a przez ten czas ja miałem wrażenie, że wszyscy udajemy i nie jesteśmy sobą. Pewnie żona podobnie. .

 

Herne,

z mojego doświadczenia wynika, że samo "staranie się" bez wyjaśnienia przyczyn kryzysu nie bardzo ma sens. Bo zadawnione i uśpione konflikty wyjdą wcześniej czy później. Nie ma chyba lepszej metody jak sobie nawzajem szczerze opowiedzieć o swoich emocjach, tych negatywnych także, ale z pozycji "Ja" tj. np. że ja czuję się zraniona, gdy ...." , że mnie denerwuje...", że ja czuję się niepewnie, gdy... , "bardzo mnie zabolało, gdy... itd. To prowadzi do wzajemnego zrozumienia, bez niepotrzebnego oskarżania...

Podobno chodziliście razem do psychologa. Może nauczono Was, jak wyrażać swoje uczucia i życzenia ?

 

Wcale nie uważam, że pozostawanie ze sobą na siłę jest jedynym słusznym rozwiązaniem. Ale jednocześnie twierdzę, że należy dać sobie szansę i podjąć trud i wysiłek w zrozumieniu się nawzajem. Sama mam w wśród znajomych ze środowisk duszpasterstwa akademickiego przykłady małżeństw, które się rozpadły. I nie ma sensu ich "sklejać", bo sprawy zaszły za daleko. Ale dla każdego z tych ludzi rozwód był osobistą porażką i zwyczajnie żródłem cierpienia.

 

W czasie naszego kryzysu też były okresu "spokoju" czy "starania się" ale szybko i tak kończyły się jakąś awanturą, gdy któremuś z nas wyczerpały się dobre chęci.... teraz jest zupełnie inaczej, od czasu do czasu są jakieś spięcia, jak to chyba w każdym małżeństwie, ale są one szybko wyjaśniane, przechodzą jak wiosenna burza i ślad po nich szybko zanika.... :D. Nie "musimy" się specjalnie starać, bo "naturalnie" mamy dla siebie dużo czułości, zrozumienia i szacunku. To się bierze samo z siebie, a właściciwe bierze się z naszej, może nieco dojrzalszej miłości...

Podobno każdy kryzys małżeński może przyczynić się do zacieśnienia więzi między małżonkami, do osiągnięcia większej dojrzałości życiowej, bo doświadczenie kryzyku uczy pokory i wyrozumiałości.

Zatem życzę Ci, abyście z żoną przetrwali ten kryzys tylko po to, by po pewnym czasie odkryć, że łączy Was głębsza więź niźli się to Wam początkowo wydawało.

Pozdrawiam,

gaga2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja się zgadzam w 100% z tym co pisze gaga2 (w ostatnim i poprzednich postach).

Ciągle piszesz "nie wiem jak to wygląda z jej strony" "żona pewnie też tak myśli" itp. czyli wynika z tego, że nie rozmawiacie o swoich uczuciach, że nie dowiedziałeś się do tej pory co ona o tym myśli i co czuje. Dowiedz się wreszcie!

 

Po drugie dużo więcej szczęścia daje dbanie o czyjeś szczęście niż o własne. Spójrz na żonę jako na wartościowego człowieka, pomyśl co ją boli z czym się boryka.

 

Po trzecie i najważniejsze: piszesz, że jesteście wierzący. Przypuszczam, że macie ślub kościelny. To sakrament. Zwrócie się o pomoc do Boga. Pójdzcie na Mszę Świętą w intencji waszego małżeństwa, pomódlcie się. Nie ważne, że jak piszesz jesteście niepraktykujący. Jeśli nie potrafisz (nie masz odwagi) namówić na to żony to zrób to sam. To pomaga - wiem z własnego doświadczenia. Łączy Was sakrament małżeństwa - to duża siła, ale i Wy musicie temu pomóc.

 

I zmień pracę. Walczysz o małżeństwo i o szczęście Waszych dzieci. Spotykanie owej koleżanki w pracy tylko Ci w tym przeszkadza. Być może jej też pomożesz jak znikniesz z jej życia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moje zdanie jest takie...

- kryzysy się zdarzają, potękują je niekończące się awantury

- niekończące się awantury sprawiają że miłość przeradza się w nienawiść, a na pewno przestajemy czuć to co kiedyś

- każdemu z nas stanął lub stanie w sytuacji gdy pojawi się ktoś kto nas zauroczy

 

---

 

- to że nie czujesz abyś nie kochał żony wcale nie oznacza, że jej nie kochasz

- od zauroczeń trzeba się gwałtownym ruchem odciąć i tyle

- gdy przestaniecie się sprzeczać, znajdziecie coś co w życiu was kręci i będziecie najlepszymi rodzicami dla waszych dzieci zaczniecie siebie od początku szanować

 

a szacunek do partnera to najlepsza droga do prawdziwej miłości i szczęścia

 

kiedyś dojdziesz do wniosku:

- ale ta kobieta się poświęciła dla nas

- ale dużo przeszła i przetrwała

itp. itp.

 

Moim zdaniem to jest typowy kryzys z którego ludzie wychodzą i żyją jeszcze szczęśliwie do końca życia.

 

- może spróbuj wyjechać za granicę do pracy na kilka miesięcy... może na miesiąc - zobaczysz jak wszystko się zmienia... poczuj samotność, tęsknot a docenisz naprawdę to co masz.

 

powodzenia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...