Paulka 13.05.2006 15:58 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Maja 2006 Dziękuję wam wszystkim za zaintersowanie tematem. Mądre z was kobiety. Mądre mamy. Imiona...Mój problematyczny przedszkolak ma na imię Kamil, ale młodszy...a jakże - Kubuś Po pierwsze, to cieszę sie, że nie jestem sama. Czasami dobijałam sie myslą, że jestem złą matką, ze wszystkie kobiety radzą sobie z dziećmi, tylko ja jedna nie. To mi już przeszło, wiem że nie jestem zła. Mój syn jest mądrym, wrażliwym, wesołym chłopcem - i to jest mój sukces. A problemy - licze że miną w końcu a ja nie zamienie się w klasyczną Matkę "Drzyjpyska". Muszę wam jeszcze pare rzeczy dopowiedzieć. Ja urodziłam dziecko mając 19 lat. wówczas myslałam, że jestem na to gotowa, ale teraz wiem, że nie byłam. do tego doszły studia, życie malżeńskie, które okazało się inne niż bajkowe "żyli długo i szczęśliwie", konflikty z rodzicami, problemy finansowe. jednym słowem - stres. A w tym wszystkim dziecko, które - z jednej strony było jedynym szczęściem w podłe dni, z drugiej zas - złodziejem młodości, wolności, spokoju. Momentami przerażała mnie myśl, że od teraz w moim życiu będzie dominowała niekończąca się odpowiedzialność za tą maleńką istotę. a gdy brakowało mi cierpliwości, płakałam, że dzieciństwo mojego syna, jego przyszłe wspomnienia zalezą niemal w 100% ode mnie. a ja się nie sprawdzam. to o czym pisze teraz, i wcześniej opisywane problemy, to nie jest oczywiście moja codzienność. Na ogół jest ok. tylko że wg. mnie moją, jako matki "sprawność" określają wlaśnie te złe chwile, sposób w jaki sie zachowam i w jaki z tego wybrnę. Niestety, kiedy np wchodzę do pokoju i widzę że mój syn pociął nozyczkami ksiażkę pożyczona z biblioteki... zapominam o wszystkich dobrych radach i mam ochotę "nauczyć go rozumu". W takich chwilach (lub innych; kiedy np sekatorem wyciał wszystkie kwiatki w ogródku, uderzył kuzyna, wymiętolił pranie przyniesione z magla...itd, itp) zamykam go w pokoju i czekam az mi przejdzie złość i powtarzam sobie jak mantrę, że jestem przeciwnikiem kar cielesnych alez sie rozpisałam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 13.05.2006 16:05 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Maja 2006 Dziękuję wam wszystkim za zaintersowanie tematem. Mądre z was kobiety. Mądre mamy. Imiona...Mój problematyczny przedszkolak ma na imię Kamil, ale młodszy...a jakże - Kubuś Po pierwsze, to cieszę sie, że nie jestem sama. Czasami dobijałam sie myslą, że jestem złą matką, ze wszystkie kobiety radzą sobie z dziećmi, tylko ja jedna nie. To mi już przeszło, wiem że nie jestem zła. Mój syn jest mądrym, wrażliwym, wesołym chłopcem - i to jest mój sukces. A problemy - licze że miną w końcu a ja nie zamienie się w klasyczną Matkę "Drzyjpyska". Muszę wam jeszcze pare rzeczy dopowiedzieć. Ja urodziłam dziecko mając 19 lat. wówczas myslałam, że jestem na to gotowa, ale teraz wiem, że nie byłam. do tego doszły studia, życie malżeńskie, które okazało się inne niż bajkowe "żyli długo i szczęśliwie", konflikty z rodzicami, problemy finansowe. jednym słowem - stres. A w tym wszystkim dziecko, które - z jednej strony było jedynym szczęściem w podłe dni, z drugiej zas - złodziejem młodości, wolności, spokoju. Momentami przerażała mnie myśl, że od teraz w moim życiu będzie dominowała niekończąca się odpowiedzialność za tą maleńką istotę. a gdy brakowało mi cierpliwości, płakałam, że dzieciństwo mojego syna, jego przyszłe wspomnienia zalezą niemal w 100% ode mnie. a ja się nie sprawdzam. to o czym pisze teraz, i wcześniej opisywane problemy, to nie jest oczywiście moja codzienność. Na ogół jest ok. tylko że wg. mnie moją, jako matki "sprawność" określają wlaśnie te złe chwile, sposób w jaki sie zachowam i w jaki z tego wybrnę. Niestety, kiedy np wchodzę do pokoju i widzę że mój syn pociął nozyczkami ksiażkę pożyczona z biblioteki... zapominam o wszystkich dobrych radach i mam ochotę "nauczyć go rozumu". W takich chwilach (lub innych; kiedy np sekatorem wyciał wszystkie kwiatki w ogródku, uderzył kuzyna, wymiętolił pranie przyniesione z magla...itd, itp) zamykam go w pokoju i czekam az mi przejdzie złość i powtarzam sobie jak mantrę, że jestem przeciwnikiem kar cielesnych alez sie rozpisałam Bardzo dobra metoda: poproś dziecko, żeby poszło do swojego pokoju zanim Ci nie przejdzie. O to właśnie chodzi. Podobnie jak dostaje szału i nie możesz go opanować - wynocha do pokoju i "Rozmawiać będziemy jak się uspokoisz". Jesteś dobrą mamą. Po prostu bycie rodzicem jest bardzo trudne. Ja też zostałam wcześnie mamą - było to marzenie mojego życia. Tylko jak to jest NAPRAWDĘ wie się później. Do końca życia my, mamy , będziemy rozdawrte między dzieckiem a pracą, dzieckiem a sobą, dzieckiem a mężęm. Tak to jest . "a może powinnam rzucić pracę i zostać w domu z dzieckiem?" "A może nie iść na ten aerobic tylko zostać z dzieckiem - ma dziś zły dzień" A może nie zostawiać go z nianią i zostać w domu zamiast iść z mężem do kina" - Nie zapominajmy, że my, mamy, też jesteśmy ludźmi ... a prawda jest taka, że dzieci są i potem idą w świat a my musimy żyć dalej... Będzie dobrze - tylko ułóż odpowiednią strategię (teściowie) i jak sie załamiesz - zajrzyj tu i poczytaj jeszcze raz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kofi 13.05.2006 23:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Maja 2006 Ciekawy ten wątek. Też mam rozbrykanego pięciolatka. Rozpuściliśmy go ostatnio, bo dużo choruje, ma niedosłuch, czeka go operacja, więc "temu biednemu" pozwalamy na wiele, a on nam na coraz mniej. No ale sytuacja jest trudna, atmosfera gęsta przez te choroby i operację ciągle odkładaną (bo nigdy nie jest na tyle zdrowy, żeby mogła się odbyć). Ale ten łobuziak jest taki słodki i tak inteligentny, że każdego omota... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 13.05.2006 23:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Maja 2006 Ciekawy ten wątek. Też mam rozbrykanego pięciolatka. Rozpuściliśmy go ostatnio, bo dużo choruje, ma niedosłuch, czeka go operacja, więc "temu biednemu" pozwalamy na wiele, a on nam na coraz mniej. No ale sytuacja jest trudna, atmosfera gęsta przez te choroby i operację ciągle odkładaną (bo nigdy nie jest na tyle zdrowy, żeby mogła się odbyć). Ale ten łobuziak jest taki słodki i tak inteligentny, że każdego omota... Taka sytuacja jest absolutnie normalna - moje chorowitki wykorzystywały takie sytuacje w moment ( mój młodszy, kiedy złamał rękę - po operacji zażyczył sobie pizzy dla całego pokoju - zgadniej co zrobiłam... ) Kofi, to nie chodzi o "rozpuszczenie". Małego możesz przytulać, całować, ale musi znać granice, których nie wolno mu przekraczać. TO nie znaczy, że należy założyć elektrycznego pastucha i karać elektrowstrząsami za przejście na nieodpowiednią stronę granicy. Wystarczy stanowczo wyrazić SWOJE uczucia. To trudne - szczególnie gdy malucha czeka taka próba...ale im dłużej "zlegasz" tym większą cenę będziesz płacić później. Szczególnie, gdy sytuacja jest "odwracalna" czyli - on po prostu wyzdrowieje ! (czego głeboko Ci życzę i w co głęboko wierzę) Gorsza sytuacja jest z dziećmi "trwale" chorymi .... Generalnie dobrze, że mamy tylko takie problemy ...:) P.S. mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kofi 13.05.2006 23:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Maja 2006 Dzięki za wsparcie psychiczne. Obawiałam się, że polecą gromy... My już jesteśmy niemłodzi rodzice , więc to dziecko młodsze, to rzeczywiście rozpuszczone. A starsze rozpuszczone - bo wtedy byliśmy tacy młodzi i strasznie liberalni ... A co do pizzy - to moi tez mogą na okrągło Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 13.05.2006 23:50 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Maja 2006 Dzięki za wsparcie psychiczne. Obawiałam się, że polecą gromy... My już jesteśmy niemłodzi rodzice , więc to dziecko młodsze, to rzeczywiście rozpuszczone. A starsze rozpuszczone - bo wtedy byliśmy tacy młodzi i strasznie liberalni ... A co do pizzy - to moi tez mogą na okrągło Młodzi, niemłodzi - to tak na prawdę nie ma znaczenia:) Za każdym razem to jest i tak pierwszy raz - bo każde dziecko jest inne :) pomimo, że niby tak samo wychowywane - cholerna genetyka ( cytat z pani od polskiego młodszego syna...) To bardzo trudne sytuacje... aczkolwiek jak pozwolę sobie na brak czujności ( czyli zafundowanie pizzy 12 głodomorom:)) przypominam sobie brata mojego męża z zespołęm Downa - on nie chciałby pizzy.. Ale to incydentalne sytuacje i staram się trzymać chłopaków "twardą ręką" - ale całuję ich stanowczo zbyt często Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kofi 14.05.2006 00:03 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Maja 2006 ale całuję ich stanowczo zbyt często Też tak. Ale starszy, to się już wyciera, żeby nie mieć przypadkiem śladów szminki. Młodszy to akurat lubi Ale tak sobie myślę, że człowiek chciałby tym dzieciom wszystko i w sumie mógłby wiele, tylko jednak trzeba uważać, żeby nie przesadzić, bo to co na początku je uszczęśliwi, potem zemści się dosyć okrutnie... Cały czas mam w pamięci casus mojego kuzyna - jedynaka, dla którego rodzice się zażynali, żeby miał więcej niż inni oraz chłopca z tej samej klatki schodowej - syna alkoholika, który wiele godzin spędził zapłakany pod drzwiami. Obaj są w Anglii (oddzielnie): kuzynowi rodzice wysyłają paczki z jedzeniem i papierosami ("bo w tej Anglii to wszystko takie drogie"), syn alkoholika (zaleczonego) przysyła rodzicom pieniądze... Nie żeby od razu wppadać w alkoholizm, ale nawet wujek mówi "bo ci z biedniejszych rodzin, to lepiej sobie radzą". Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 14.05.2006 00:14 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Maja 2006 ale całuję ich stanowczo zbyt często Też tak. Ale starszy, to się już wyciera, żeby nie mieć przypadkiem śladów szminki. Młodszy to akurat lubi Ale tak sobie myślę, że człowiek chciałby tym dzieciom wszystko i w sumie mógłby wiele, tylko jednak trzeba uważać, żeby nie przesadzić, bo to co na początku je uszczęśliwi, potem zemści się dosyć okrutnie... Cały czas mam w pamięci casus mojego kuzyna - jedynaka, dla którego rodzice się zażynali, żeby miał więcej niż inni oraz chłopca z tej samej klatki schodowej - syna alkoholika, który wiele godzin spędził zapłakany pod drzwiami. Obaj są w Anglii (oddzielnie): kuzynowi rodzice wysyłają paczki z jedzeniem i papierosami ("bo w tej Anglii to wszystko takie drogie"), syn alkoholika (zaleczonego) przysyła rodzicom pieniądze... Nie żeby od razu wppadać w alkoholizm, ale nawet wujek mówi "bo ci z biedniejszych rodzin, to lepiej sobie radzą". Obawiam się, że nie ma reguły. Obaj mogli skończyć zupełnie inaczej..I po trosze nasze dzieci same są kowalami swojego losu - my mamy ograniczony wpływ.. Mam taką teorię, że dzieci wychowujemy do jakiegoś 3-go, 4-go roku życia. Potem wychowuje je przedszkole, szkoła, podwórko, telewizja, świat. Jeśli w tym początkowym okresie życia - gdy jesteśmy dla nich jedynym źródłem informacji i praktycznie "całym światem" - wpoimy im zasady gry - co jest dobre, a co złe - to będzie dobrze. Będą podejmować swoje wybory - dobre i złe - i będą za nie płacić lub odnosić sukcesy. Jedyne co mogą zrobić rodzice to ich wesprzeć gdy jest kiepsko i pochwalić gdy jest dobrze. Cała reszta w pewnym momencie zaczyna zależeć od nich. Moi rodzice bardzo mnie kochali - na swój sposób.. Nie powielam tego schematu, gdyż uważam, że ponieśli klęskę wychowawczą ( szczególnie, gdy wyszłam z domu i nie wróciłam przez 3 miesiące jako nastolatka). Wiem co robili źle: nie ufali mi. To był ich podstawowy błąd i zapłacili dużą cenę. Ja podejmowałam swoje wybory - lepsze i gorsze - wylądowałam prawidłowo w końcu - tylko ilu osobom to się nie udało... Ja uczę moje dzieci odpowiedzialności za swoje czyny - czasem to bardzo bolesne...i dla nich i dla mnie. Buziaczki i dobranoc Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Paulka 15.05.2006 07:37 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Czasami zastanawiałam sie właśnie, czy dzieci w momencie urodzenia to taka "tabula zaraza" (jak mawial mój promotor), którą kształtują rodzice, wychowanie, okoliczności itd czy też od razu rodza się "jakieś". Chyba jednak skłaniam sie do tej drugiej opcji. wystarczy przecież popatrzeć na noworodki w szpitalu - każdy inaczej sie zachowuje; jeden śpi, drugi ciągle płacze, inny rozglada sie ciekawie, kolejny musi byc cały czas przy mamie. Swoją drogą to fascynujące, ze - zawsze zachwycal mnie obraz noworodka, takiego nowego istnienia, który chcąc nie chcąc od poczatku swojego zycia musi zaufać dorosłym(lekarzom, rodzicom, opiekunom). A teraz problem i pytanie z dzieciny daleko rozumianej codzienności: Co zrobić z dzieckiem, które nie chce sie samo ubierac? Rano nie ma motywacji, bo musi sie ubrac, żeby iść do przedszkola. a tam najchetniej by nie szedł, wiec i ubierać mu sie nie chce. Ponieważ czas nagli, często mu pomagam, albo wręcz robię to za niego. Nie skutkuje pozytywna motywacja, chwalenie o zmuszaniu nie wspomnę. Jak go przekonać że pięciolatek (a dokładnie 4, 5 latek) powinien być bardziej samodzielny? I druga sprawa: chroniczna niechęć do rysowania. W przedszkolu wymagają, żeby dziecko cos samo tworzyło, ale do takiej formy aktywności mój syn musi byc zaciągany wołami. No i - szczerze mówiąc - nie najlepiej mu to wychodzi (czemu sie nie dziwie - nie ćwiczy, więc nie umie). Na razie zachycam sie każdym bochomazem, ale zdaję sobię sprawę, e za rok w przedszkolu zaczyna sie "poważne" rysowanie; ślaczki, wstęp do pisania...a na razie kiepsko to widze, bo ręce ma na prawdę lewe do tego Pomożecie?? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
abromba 15.05.2006 07:49 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Oj, podnosi mnie ten wątek na duchu. Nie dlatego, że inni też mają ciężko, ale dlatego, że innym udało się z tego dołka wyjść. Aktualnie przerabiam zestresowanego trzylatka po narodzinach brata. Niby oficjalnie brata uwielbia, głaszcze... ale widać że nieświadomie rozpaczliwie stara się utwierdzić w pewności, że jego pozycja nie jest zagrożona. W ogóle jest i wrażliwy i szalenie aktywny - niestety niełatwa mieszanka wychowawcza. A ja niestety jestem dość nerwowa, choć staram się panować nad sobą, a ponadto dość "autorytarna matka" - powiedzmy że odpowiednik "ojca wojskowego". To ja ustalam kary i krzyczę na dziecko - właściwie nie krzyczę, ale mówię takim nieprzyjemnym, niby spokojnym ale podniesionym głosem. To mąż jest tym "lepszym" rodzicem - jest konsekwentny, ale ma chyba w sobie więcej ciepła . I na pewno fajniej się z synem potrafi bawić... Nie wiem, może to ciężka ciąża a teraz opieka nad niemowlakiem sprawiła, że tak się to rozlazło Ale głównym naszym problemem jest teraz to, na ile należy dziecko ograniczać w jego zachowaniach. Zawsze byłam zwolennikiem kindersztuby i uważałam, że od trzylatka można wymagać, żeby nie siedziało pod stołem w czasie obiadu, przestało mówić do dorosłych per "ty" itp. Nawet byliśmy dumni, że zachowuje się właściwie, zawsze "dzień dobry", "poproszę" itp. podczas gdy niektórzy znajomi nie reagują, gdy ich dzieci pokazują nam język, mówią niegrzecznie "daj" czy pomimo naszych próśb przestawiają wszystko w pokoju synka... Tylko że te dzieci znajomych są chyba szczęśliwsze, a jak zauważyłam ostatnio - ja syna ciągle upominam. W efekcie facet ma niemal kompletnie zgryzione paznokcie, ssie kciuk, no w ogóle chyba kłebuszek nerwów.... Może na tę "tresurę" jednak za wcześnie? Też przepraszam, że tak się rozpisałam... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agnieszka1 15.05.2006 07:53 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Co do ubierania - ja rano tez Kube ubieram i to na spiocha. On spi a ja mu naciagam wszystko Normalnie sam sie potrafi ubrac, ale nie chce go zameczac rano, i tak dzielnie wstaje z samego rana ( 6.30) , zjada i bez grymaszenia idzie do przedszkola. Wiec pozwalam mu rano na ta odrobine luksusu - ze mama ubierze Wieczorami, w weekendy sam sie ubiera, rozbiera, przebiera. Jak sie wybrudzi to idzie do szafki wyciaga sobie ciuchy sam i sie przebiera. Wiec rano - spoko, ubieram go i jeszcze bede to robic przez jakis czas Co do rysowania - nie wiem, bo moj uwielbia prace techniczne. Ale wiem ze w przedszkolu sa dzieci, ktore nie lubia i nie chca. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 15.05.2006 08:19 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Oj, podnosi mnie ten wątek na duchu. Nie dlatego, że inni też mają ciężko, ale dlatego, że innym udało się z tego dołka wyjść. Aktualnie przerabiam zestresowanego trzylatka po narodzinach brata. Niby oficjalnie brata uwielbia, głaszcze... ale widać że nieświadomie rozpaczliwie stara się utwierdzić w pewności, że jego pozycja nie jest zagrożona. W ogóle jest i wrażliwy i szalenie aktywny - niestety niełatwa mieszanka wychowawcza. A ja niestety jestem dość nerwowa, choć staram się panować nad sobą, a ponadto dość "autorytarna matka" - powiedzmy że odpowiednik "ojca wojskowego". To ja ustalam kary i krzyczę na dziecko - właściwie nie krzyczę, ale mówię takim nieprzyjemnym, niby spokojnym ale podniesionym głosem. To mąż jest tym "lepszym" rodzicem - jest konsekwentny, ale ma chyba w sobie więcej ciepła . I na pewno fajniej się z synem potrafi bawić... Nie wiem, może to ciężka ciąża a teraz opieka nad niemowlakiem sprawiła, że tak się to rozlazło Ale głównym naszym problemem jest teraz to, na ile należy dziecko ograniczać w jego zachowaniach. Zawsze byłam zwolennikiem kindersztuby i uważałam, że od trzylatka można wymagać, żeby nie siedziało pod stołem w czasie obiadu, przestało mówić do dorosłych per "ty" itp. Nawet byliśmy dumni, że zachowuje się właściwie, zawsze "dzień dobry", "poproszę" itp. podczas gdy niektórzy znajomi nie reagują, gdy ich dzieci pokazują nam język, mówią niegrzecznie "daj" czy pomimo naszych próśb przestawiają wszystko w pokoju synka... Tylko że te dzieci znajomych są chyba szczęśliwsze, a jak zauważyłam ostatnio - ja syna ciągle upominam. W efekcie facet ma niemal kompletnie zgryzione paznokcie, ssie kciuk, no w ogóle chyba kłebuszek nerwów.... Może na tę "tresurę" jednak za wcześnie? Też przepraszam, że tak się rozpisałam... Ja też mam inklinacje w kierunku "wywarkiwania rozkazów" - poweim tak: życie mnie wyrównało. Moje dzieci jako jedne z niewielu mówią "Dzień Dobry " i "Dziękuję" i z tego jesem zadowolona....ale..... Polecam - WYLUZOWAĆ - tylko chyba jeszcze nie teraz. Im dziecko starsze tym więcej luzu. Luzu rowumianego nie w taki sposób, że mu wszystko wolno. Coraz bardziej trzeba go traktować jak partnera. Założył różne skarpetki - ależ to jego sprawa ! TO z niego dzieci się będą śmiac - należy mu to uzmysłowić i zostawić decyzję w jego rękach. A co do młodszego dziecka w domu. Po prostu WCIĄGNIJ go na siłę w opiekę nad nim. Mów mu, że bez niego sobie nie poradzisz. Że ci tak fajnie pomaga. Nawet jeśli wyznaczona godzina snu starszego minęła - niech pomaga przy myciu młodszego... troszkę rozluźnij kajdany. Ja będize miał profity z opieki nad bratem (np. późniejsza godzina snu) to na logikę będzie mu lepiej i będzie bliżej z Tobą i z nim. Dzieci to naprawdę tacy mali dorośli ! Na większą wolnośc za wcześnie - proponuję się powstrzymać do 13 - go, 14-go roku życia ( pod warunkiem, że ze swoim dzieckiem będziesz miała na tyle dobry kontakt, że utrata "kontroli" nie będzie zagrożeniem) Zawsze myślę sobi : Boże, nie bądź takim zgredem !!! Najwyżej się nie wyśpi jeden raz. Najwyżej raz nie zje obiadu.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 15.05.2006 08:23 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Czasami zastanawiałam sie właśnie, czy dzieci w momencie urodzenia to taka "tabula zaraza" (jak mawial mój promotor), którą kształtują rodzice, wychowanie, okoliczności itd czy też od razu rodza się "jakieś". Chyba jednak skłaniam sie do tej drugiej opcji. wystarczy przecież popatrzeć na noworodki w szpitalu - każdy inaczej sie zachowuje; jeden śpi, drugi ciągle płacze, inny rozglada sie ciekawie, kolejny musi byc cały czas przy mamie. Swoją drogą to fascynujące, ze - zawsze zachwycal mnie obraz noworodka, takiego nowego istnienia, który chcąc nie chcąc od poczatku swojego zycia musi zaufać dorosłym(lekarzom, rodzicom, opiekunom). A teraz problem i pytanie z dzieciny daleko rozumianej codzienności: Co zrobić z dzieckiem, które nie chce sie samo ubierac? Rano nie ma motywacji, bo musi sie ubrac, żeby iść do przedszkola. a tam najchetniej by nie szedł, wiec i ubierać mu sie nie chce. Ponieważ czas nagli, często mu pomagam, albo wręcz robię to za niego. Nie skutkuje pozytywna motywacja, chwalenie o zmuszaniu nie wspomnę. Jak go przekonać że pięciolatek (a dokładnie 4, 5 latek) powinien być bardziej samodzielny? I druga sprawa: chroniczna niechęć do rysowania. W przedszkolu wymagają, żeby dziecko cos samo tworzyło, ale do takiej formy aktywności mój syn musi byc zaciągany wołami. No i - szczerze mówiąc - nie najlepiej mu to wychodzi (czemu sie nie dziwie - nie ćwiczy, więc nie umie). Na razie zachycam sie każdym bochomazem, ale zdaję sobię sprawę, e za rok w przedszkolu zaczyna sie "poważne" rysowanie; ślaczki, wstęp do pisania...a na razie kiepsko to widze, bo ręce ma na prawdę lewe do tego Pomożecie?? Poranek to nie najleszy moment na ćwiczenie ubierania... przenieś to na spokojniejszy moment (sobota?) Rysowanie - WYLUZUJ - każde dziecko ma swój własny tryb , swoje tempo rozwoju intelektualnego, fizycznego, psychicznego. Nie porównuj "Bo inne rysują" a on nie i już ! Ma prawo ! Niech się panie w przedszkolu pogimnastykują - za to im płacisz. Zapewniam Cię, że nic mu nie będzie.... ale musisz dać coś w zamian, żeby ćwiczył motoryczność. Modelina, plastelina, glina, faby, - to musi być atrakcyjne - co to za frajda rysować słoneczko... Ale już zrobić samochód z gliny ( czy coś co lubi) to niexły fun...a może Lego.. coś na pewno jest na tapecie. Rysowanie w przedszolu jest ważne, ale Twoje dziecko jeszcze nie ma na nie ochoty i tyle ... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Pawson 15.05.2006 08:30 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Nefer ja też chce być takim mądrym i rozsądnym rodzicem mam nadzieje że dam radę Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Paulka 15.05.2006 08:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Nefer...mam niedyskretne pytanie... (najwyzej nie odpowiesz ) Ile masz lat? i w jakim wieku sa twoje dzieci? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 15.05.2006 08:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Nefer...mam niedyskretne pytanie... (najwyzej nie odpowiesz ) Ile masz lat? i w jakim wieku sa twoje dzieci? Ależ nie mam problemu: Mam 36 lat , dzieci 15 i 13 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Paulka 15.05.2006 09:11 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 To ja za 10 lat będe w twojej sytuacji Tylko młodszy będzie 2 lata... młodszy Mam nadzieję, że mądrość przychodzi z wiekiem Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agnieszka1 15.05.2006 09:13 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Ja zawsze kiedy moj Kuba mnie wkurzy mysle sobie - spoko, wazne ze jest caly i zdrowy A tak powaznie - nauka kultury u dzieci owszem ale odpowiednio do wieku i w odpowiednich dawkach, zeby nie zrobic z dziecka - starego malenkiego i zestresowanego maluszka. Niech sie wybawia,naciesza dziecinstwem, swiat jest tak brutalny ze dajmy dzieciom szczesliwe radosne dziecinstwo , bo wiek dorosly to juz nie bajka. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Paulka 15.05.2006 09:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Niech sie wybawia,naciesza dziecinstwem, swiat jest tak brutalny ze dajmy dzieciom szczesliwe radosne dziecinstwo , bo wiek dorosly to juz nie bajka. Ja też tak uwazam. teraz już w szkole, ba- w przedszkolu! zaczyna sie wyścig szczurów. rodzice zapisują dzieci na mase dodatkowych zajęc - czesto mimo ich woli - tak, że dziecko nie ma czasu na zabawę. To smutne. dlatego dzieciństwo powinno byc szleństwem, wolnością, zabawą Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Atka 15.05.2006 09:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2006 Chcialabym podzielic sie moimi przemysleniami, bo wlasnie jestem na etapie podsumowan wychowawczych. Mam 16-letnia corke i zawsze staralam sie traktowac ja z szacunkiem i utrzymac bliski kontakt. Saralam sie aby zrozumiala dlaczego nie nalezy czegos robic i nigdy nie mowilam Nie bo Nie. Myslalam, ze poczucie wlasnej wartosci jest podstawa w zyciu. Niestety, mysle ze powinnam okazywac swoja przewage i sile, bo teraz wydaje sie tak pewna siebie, ze na nic sie zdaja moje argumenty. Ona wie przeciez lepiej, a pomysly ma rozne (np. teraz pojscie do bardzo kiepskiego liceum mimo dobrych wynikow, wyjazd na Woodstok czy wyjazd na wakacje z kolezankami na drugi koniec Polski ). Nie godze sie na najglupsze rzeczy, ale kosztuje nas to z mezem wiele nerwow i utruwa zycie. Wstyd sie przyznac, ale odzywa sie do nas nieladnie.Zaluje ze od malego jej nie ustawialam ostro i nie pokazywalam kto tu rzadzi. Moj maz tez zawsze traktowal ja powaznie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.