Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Wychowywanie dzieci. Trudna sztuka.


Paulka

Recommended Posts

Chcialabym podzielic sie moimi przemysleniami, bo wlasnie jestem na etapie podsumowan wychowawczych. Mam 16-letnia corke i zawsze staralam sie traktowac ja z szacunkiem i utrzymac bliski kontakt. Saralam sie aby zrozumiala dlaczego nie nalezy czegos robic i nigdy nie mowilam Nie bo Nie. Myslalam, ze poczucie wlasnej wartosci jest podstawa w zyciu. Niestety, mysle ze powinnam okazywac swoja przewage i sile, bo teraz wydaje sie tak pewna siebie, ze na nic sie zdaja moje argumenty. Ona wie przeciez lepiej, a pomysly ma rozne (np. teraz pojscie do bardzo kiepskiego liceum mimo dobrych wynikow, wyjazd na Woodstok czy wyjazd na wakacje z kolezankami na drugi koniec Polski ).

Nie godze sie na najglupsze rzeczy, ale kosztuje nas to z mezem wiele nerwow i utruwa zycie. Wstyd sie przyznac, ale odzywa sie do nas nieladnie.

Zaluje ze od malego jej nie ustawialam ostro i nie pokazywalam kto tu rzadzi. Moj maz tez zawsze traktowal ja powaznie

 

Oj to niebezpiecznie brzmi.

Sama bym nie wiedziala co zrobic - zakazywac ? nakazywac? a moze to bunt dojrzewajacej 16-sto latki? a moze nie, moze jest taka i cos trzeba szybko zrobic?

Ciezka sytuacja :cry:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 219
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Ale się fajny wątek rozwinął...

bardzo mi blisko do poglądów Nefer, ale jakże często sama nie umiem się zastosować do dobrych rad. Niby wiem jak należy postępować z dziećmi, naczytałam się przeróżnej literatury, sama praktykuję te teorie od 7 lat z synem i od 4 z córką... i tak są okresy, gdy zarzucam wszelkie słuszne metody i "wychodzę z siebie"... Moje dzieci ostatnio są bardzo rozbrykane, jak małe szczeniaki, wyegzekwowanie od nich czegokolwiekjest źrdłem stresu i ich i mojego. Każda wizyta w miejscu które wymaga spokojnego zachowania i ograniczenia biegania, dotykania wszystkiego, itp. jest bardzo trudna, i prawdę powiedziawszy podświadomie unikam takich sytuacji....Szczegónie trudna w zachowaniu (tak od pół roku) jest moja młodsza córka. Ogólnie rzecz biorąc jest bardzo ale to bardzo samodzielna i dobrze wie czego chce. Niestety to czego ona chce bardzo często nie pokrywa się z tym czego chcą od niej rodzice i brat i stąd konflikty po kilka razy na dzień. I jest bardzo wytrwała w tym swoim uporze, przeraźliwie ryczy i dopiero ja musze częściowo zmienić swoje wymagania (ale tak żeby nie zmienić istoty polecenia czy zakazu), ona ewentualnie jeszcze modyfikuje moją propozycję i dopiero wtedu jest szansa ze mała coś zrobi (albo nie zrobi zgodnie m oim życzeniem)....Staram się być wobec niej konsekwencta, ale wcześniej to moje otoczenie (mąż, dziadkowie, obcy ludzie w sklepie czy w kościele) nad nią się ulitują ("daj ję tę zabawkę, no co ci szkodzie" , albo "pozwól jej, przecież tak bardzo płacze".... albo "mam już dośc tego krzyku, odpuść jej....") zanim ja dotrę do etapu, że mała zechce ze mną wpółpracować. A że ma wygląd aniołka i potrafi nieszczęśliwymi minkami zaczarować każdego, to inna sprawa....

jest to teraz dla nas bardzo trudne, mój bardzioej ugodowo nastawiony syn też z trudem toleruje jej "życzenia" a ja zastanawiam, się, jak nauczyć moją małą zasad współżycia z innymi; liczenia się z innymi i ich zdaniem i liczenia się z potrzebami bliskich... a może ona jest jeszcze na to za mała...?

czy Wasze maluchy tez zachowują się jak spuszcone ze smyczy szczeniaki? Zawsze z podziwem patrzyłam na dzieci siedzące spokojnie na ławeczce z mamą czy babcią, siedzące w jednym miejscu w kościele...

czy bawiące się godzinami przy stole z kredkami...

pozdrawiam,

gaga2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nefer

 

ja też chce być takim mądrym i rozsądnym rodzicem :)

 

mam nadzieje że dam radę

 

Przestań - ja nie jestem rozsądnym rodzicem - szczególnie jak rzucam się z chłopakami maskotkami w sklepie :):)

 

A my z mezem dlugo wlazilismy z synem do kulek ( w domu zabaw), i zjezdzalismy ze slizgawy do nich razem z synem :p hihihihi

Teraz juz kurcze troche duzy i wstyd wlezc ze niby z dzieckiem :D

chociaz , chociaz, ostatnio maz wlazl z nim w domu zabaw na trampoline i sobie skakali :D :p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcialabym podzielic sie moimi przemysleniami, bo wlasnie jestem na etapie podsumowan wychowawczych. Mam 16-letnia corke i zawsze staralam sie traktowac ja z szacunkiem i utrzymac bliski kontakt. Saralam sie aby zrozumiala dlaczego nie nalezy czegos robic i nigdy nie mowilam Nie bo Nie. Myslalam, ze poczucie wlasnej wartosci jest podstawa w zyciu. Niestety, mysle ze powinnam okazywac swoja przewage i sile, bo teraz wydaje sie tak pewna siebie, ze na nic sie zdaja moje argumenty. Ona wie przeciez lepiej, a pomysly ma rozne (np. teraz pojscie do bardzo kiepskiego liceum mimo dobrych wynikow, wyjazd na Woodstok czy wyjazd na wakacje z kolezankami na drugi koniec Polski ).

Nie godze sie na najglupsze rzeczy, ale kosztuje nas to z mezem wiele nerwow i utruwa zycie. Wstyd sie przyznac, ale odzywa sie do nas nieladnie.

Zaluje ze od malego jej nie ustawialam ostro i nie pokazywalam kto tu rzadzi. Moj maz tez zawsze traktowal ja powaznie

 

Droga Atko,

 

Z dziewczynami jest troszkę inaczej - ja byłam potworem. Najpierw "dziewczynka z dobrego domu" a potem Mrs Hyde. Moi rodzice nigdy nie wiedzieli kiedy wrócę do domu. Przełom to było liceum. Okazało się, że świat jest tak interesujący, jest taki wybór i tylko jeden prolem - rodzice. Stali mi na drodze. Do poznawania ludzi, życia i tego zaczarowanego świata. Oni mnie chcieli obronić przed tym światem a ja tego nie rozumiałam. Poweim jedno: nie masz już na to wielkiego wpływu. To straszne, ale prawdziwe. Wiesz co najbardziej boli takiego nastolatka ? NIe kary, krzyk, zakazy. Najbardziej boli jak rodzice pokażą, że mogą bez niej żyć. Że mogą zająć się sobą i świat nie kręci się wokół księżniczki. Kiedy kaskę to sobie trzeba zarobić, a nie wziąć z portfela mamy... To jest szok. Jeśli jest na tyle "dorosła", żeby podejmować pewne decyzje to ze wszystkimi konsekwencjami. Prawda jest taka : żcyia nie przeżyjemy ZA nasze dzieci. I znów powtórzę : więcej luzu. Zajmijcie się z mężem sobą. Cieszcie się życiem i troszkę "odstawcie" córkę "od piersi" - to dobry prysznic. Albo sobie poradzi albo polegnie - trudno. To się nazywa "twarda miłość"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

gaga2 Wiemy, wiemy, że to wszystko nie jest takie proste jak sie postronnym obserwatorom wydaje (a juz najmadrzejsi są ci, którzy dzieci nie mają :-? ).

 

Mnie się wydaje, ze sa dzieci, dla których siedzenie w jedym miejscu jest największą katorgą. I pomijam już nadpobudliwość czy ADHD (tak modne ostatnio). Po prostu - taka godzina unieruchomienia dla normalnego, zywego dziecka jest potworna.

I rozumiem cię, bo ja tez unikam sytuacji, których mój syn sie nudzi. Bo chyba o to chodzi: u znajomych, w sklepie z ubraniami itp on sie po prostu nudzi. Dlatego też staram sie znaleźć mu na ten czas jakies zajęcie, wziąsć ze sobą zabawkę itp.

No gorzej z kościołem, raczej trudno wyobrazić sobie bawiącego sie tam pięciolatka. Ale tu ci już nic nie poradze, bo nie chodzę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale się fajny wątek rozwinął...

bardzo mi blisko do poglądów Nefer, ale jakże często sama nie umiem się zastosować do dobrych rad. Niby wiem jak należy postępować z dziećmi, naczytałam się przeróżnej literatury, sama praktykuję te teorie od 7 lat z synem i od 4 z córką... i tak są okresy, gdy zarzucam wszelkie słuszne metody i "wychodzę z siebie"... Moje dzieci ostatnio są bardzo rozbrykane, jak małe szczeniaki, wyegzekwowanie od nich czegokolwiekjest źrdłem stresu i ich i mojego. Każda wizyta w miejscu które wymaga spokojnego zachowania i ograniczenia biegania, dotykania wszystkiego, itp. jest bardzo trudna, i prawdę powiedziawszy podświadomie unikam takich sytuacji....Szczegónie trudna w zachowaniu (tak od pół roku) jest moja młodsza córka. Ogólnie rzecz biorąc jest bardzo ale to bardzo samodzielna i dobrze wie czego chce. Niestety to czego ona chce bardzo często nie pokrywa się z tym czego chcą od niej rodzice i brat i stąd konflikty po kilka razy na dzień. I jest bardzo wytrwała w tym swoim uporze, przeraźliwie ryczy i dopiero ja musze częściowo zmienić swoje wymagania (ale tak żeby nie zmienić istoty polecenia czy zakazu), ona ewentualnie jeszcze modyfikuje moją propozycję i dopiero wtedu jest szansa ze mała coś zrobi (albo nie zrobi zgodnie m oim życzeniem)....Staram się być wobec niej konsekwencta, ale wcześniej to moje otoczenie (mąż, dziadkowie, obcy ludzie w sklepie czy w kościele) nad nią się ulitują ("daj ję tę zabawkę, no co ci szkodzie" , albo "pozwól jej, przecież tak bardzo płacze".... albo "mam już dośc tego krzyku, odpuść jej....") zanim ja dotrę do etapu, że mała zechce ze mną wpółpracować. A że ma wygląd aniołka i potrafi nieszczęśliwymi minkami zaczarować każdego, to inna sprawa....

jest to teraz dla nas bardzo trudne, mój bardzioej ugodowo nastawiony syn też z trudem toleruje jej "życzenia" a ja zastanawiam, się, jak nauczyć moją małą zasad współżycia z innymi; liczenia się z innymi i ich zdaniem i liczenia się z potrzebami bliskich... a może ona jest jeszcze na to za mała...?

czy Wasze maluchy tez zachowują się jak spuszcone ze smyczy szczeniaki? Zawsze z podziwem patrzyłam na dzieci siedzące spokojnie na ławeczce z mamą czy babcią, siedzące w jednym miejscu w kościele...

czy bawiące się godzinami przy stole z kredkami...

pozdrawiam,

gaga2

 

 

Moje młodsze takie było i......tu wrócę do sedna - konsekwencja.

Ryczy w kościele - bierzesz za rękę ( niezbyt delikatnie) i wyprowadzasz.

Ktoś się wtrąca w Twoje wychowanie to zapytaj czy nie mógłby sprawdzić czy nie ma go w kuchni :) To Twoje dzieci i to Ty decydujesz jak je wychowujesz. Konsekwencja o której piszę musi być nie tylko skierowana do dziecka - również do dziadków, męża i pani w sklepie. Nie chodzi o robienie scen ( a jedynie wysyczenie na ucho, żeby się pani odpie...iła i zajęła swoimi sprawami - z uśmiechem na twarzy) Mąż jest do wychowania :) bo masz większe pole manewru.

Twoja córka po prostu zauważyła, że osiągnie wszystko co chce używając wrzasku, płaczu czy podstępu. W końcu to osiągnie - bo jest cierpliwsza od Ciebie.

Najgorszą karą dla dziecka ( i nie tylko) jest OBOJĘTNOŚĆ - zostaw, niech ryczy. Wyjdź do drugiego pokoju. Ostentacyjnie rusz w stronę domu. Powiedz, że rozmawiać będziemy jak skończy wyć. Żadnych negocjacji.

Ale wszystko powyższe tylko wtedy gdy warto !!!!!!!!!!!! Jeśli dziecko dotyka zabawek na regale w sklepie - to niech dotyka, jeśli śpiewa w aptece - to niech śpiewa, jeśli rozmawia z panią w kolejce o lizakach - to niech rozmawia - nie przesadźmy z ograniczeniami. Zdarza nam się to często, gdy chcemy stworzyć przed samymi sobą ( i innymi ludźmi) jacy to my jesteśmy zajefajni rodzice:

"Jakubie podejdź proszę do mnie" - do 1,5 rocznego dziecko

"Karolinko, choć bo tatuś musi udać się do biura maklerskiego i nam zamkną" - do dwulatki

 

Oraz zamiast dać klapa - bo wkłada znalezione na ulicy nożyczki do buzi - udawadniamy wyższość bezstresowego wychowania i ilość poczłoniętych na temat książek- tak, jesteśmy tylko ludźmi i chcemy być lepsi niż nam się wydaje....... a tymczasem - dla naszych dzieci - i tak jesteśmy absolutnymi ideałami i to jest najważniejsze - nie zapominajmy o tej przewadze... cóż a inni niech mają swoje problemy.

 

Pamiętam scenę w supermarkecie.

Mój młodszy siedzi w wózku - wiecie, tak wysoko.

Stoimi w kolejce po wędlinę - ja patrzę co kupić.

W pewnym momencie mój syn delikatnie ( zaznaczam) ugryzł w ramię panią, która stała przed nami. Miał ze 3 lata.

Pani się oburzyła:

- To jakieś zwierzę ! Proszę trzymać to dziecko z daleka ode mnie! On mnie ugryzł

Odpowiedziałam trzeźwo:

- Proszę się nie niepokoić. Był szczepiony.

 

Więcej luzu - bycie rodzicem to czynność naturalna :) Tego się nie trzeba uczyć - wystarczy uczyć się na własnych i cudzych błędach.

I tak dla nas nasze dzieci są najważniejsze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcialabym podzielic sie moimi przemysleniami, bo wlasnie jestem na etapie podsumowan wychowawczych. Mam 16-letnia corke i zawsze staralam sie traktowac ja z szacunkiem i utrzymac bliski kontakt. Saralam sie aby zrozumiala dlaczego nie nalezy czegos robic i nigdy nie mowilam Nie bo Nie. Myslalam, ze poczucie wlasnej wartosci jest podstawa w zyciu. Niestety, mysle ze powinnam okazywac swoja przewage i sile, bo teraz wydaje sie tak pewna siebie, ze na nic sie zdaja moje argumenty. Ona wie przeciez lepiej, a pomysly ma rozne (np. teraz pojscie do bardzo kiepskiego liceum mimo dobrych wynikow, wyjazd na Woodstok czy wyjazd na wakacje z kolezankami na drugi koniec Polski ).

Nie godze sie na najglupsze rzeczy, ale kosztuje nas to z mezem wiele nerwow i utruwa zycie. Wstyd sie przyznac, ale odzywa sie do nas nieladnie.

Zaluje ze od malego jej nie ustawialam ostro i nie pokazywalam kto tu rzadzi. Moj maz tez zawsze traktowal ja powaznie

 

Droga Atko,

 

Z dziewczynami jest troszkę inaczej - ja byłam potworem. Najpierw "dziewczynka z dobrego domu" a potem Mrs Hyde. Moi rodzice nigdy nie wiedzieli kiedy wrócę do domu. Przełom to było liceum. Okazało się, że świat jest tak interesujący, jest taki wybór i tylko jeden prolem - rodzice. Stali mi na drodze. Do poznawania ludzi, życia i tego zaczarowanego świata. Oni mnie chcieli obronić przed tym światem a ja tego nie rozumiałam. Poweim jedno: nie masz już na to wielkiego wpływu. To straszne, ale prawdziwe. Wiesz co najbardziej boli takiego nastolatka ? NIe kary, krzyk, zakazy. Najbardziej boli jak rodzice pokażą, że mogą bez niej żyć. Że mogą zająć się sobą i świat nie kręci się wokół księżniczki. Kiedy kaskę to sobie trzeba zarobić, a nie wziąć z portfela mamy... To jest szok. Jeśli jest na tyle "dorosła", żeby podejmować pewne decyzje to ze wszystkimi konsekwencjami. Prawda jest taka : żcyia nie przeżyjemy ZA nasze dzieci. I znów powtórzę : więcej luzu. Zajmijcie się z mężem sobą. Cieszcie się życiem i troszkę "odstawcie" córkę "od piersi" - to dobry prysznic. Albo sobie poradzi albo polegnie - trudno. To się nazywa "twarda miłość"

 

A tu sie pozwole z Nefer niezgodzic.

Tak postapila mojej mamy kolezanka.

Nie wiedziala co poczac z taka nastolatka, ona byla uparta, chciala robic to na co miala ochote. Rodzice nie wiedzieli co poczac, w koncu dali sobie spokoj, zajeli sie soba, a corka mogla robic co chciala ( tak hjak radzi Nefer).

Skutek jaki?

dziewczyna chodzila gdzie chciala , pewnego razu przyszla ogolona na łyso, innego z kolczykami 10-cioma w brwiach i takie tam.

Rodzice dopiero zareagowali jak przyszla nacpana.

Okazalo sie ze zyje z chlopakiem narkomanem.

Zaszla w ciaze.

Wtedy skonczyli ze swoim brakiem zainteresowania do corki - wzieli sprawy w swoje rece, umiescili dziewczyne w osrodku odwykowym.

Zaczeli walczyc o jej zycie, zdrowie i o dziecko.

Zapewnili jej i dziecku dach nad glowa, pomogli znalezc prace - dziewczyna wrocila na dobra droge.

 

Nie zawsze dobrym wyjsciem jest danie luzu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No gorzej z kościołem, raczej trudno wyobrazić sobie bawiącego sie tam pięciolatka. .

Absolutnie się nie zgadzam ! NIc fajniejszego jak właśnie bawiące się dziecko podczas mszy. A KOMU TO PRZESZKADZA? Bogu na pewno jest milej :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcialabym podzielic sie moimi przemysleniami, bo wlasnie jestem na etapie podsumowan wychowawczych. Mam 16-letnia corke i zawsze staralam sie traktowac ja z szacunkiem i utrzymac bliski kontakt. Saralam sie aby zrozumiala dlaczego nie nalezy czegos robic i nigdy nie mowilam Nie bo Nie. Myslalam, ze poczucie wlasnej wartosci jest podstawa w zyciu. Niestety, mysle ze powinnam okazywac swoja przewage i sile, bo teraz wydaje sie tak pewna siebie, ze na nic sie zdaja moje argumenty. Ona wie przeciez lepiej, a pomysly ma rozne (np. teraz pojscie do bardzo kiepskiego liceum mimo dobrych wynikow, wyjazd na Woodstok czy wyjazd na wakacje z kolezankami na drugi koniec Polski ).

Nie godze sie na najglupsze rzeczy, ale kosztuje nas to z mezem wiele nerwow i utruwa zycie. Wstyd sie przyznac, ale odzywa sie do nas nieladnie.

Zaluje ze od malego jej nie ustawialam ostro i nie pokazywalam kto tu rzadzi. Moj maz tez zawsze traktowal ja powaznie

 

Droga Atko,

 

Z dziewczynami jest troszkę inaczej - ja byłam potworem. Najpierw "dziewczynka z dobrego domu" a potem Mrs Hyde. Moi rodzice nigdy nie wiedzieli kiedy wrócę do domu. Przełom to było liceum. Okazało się, że świat jest tak interesujący, jest taki wybór i tylko jeden prolem - rodzice. Stali mi na drodze. Do poznawania ludzi, życia i tego zaczarowanego świata. Oni mnie chcieli obronić przed tym światem a ja tego nie rozumiałam. Poweim jedno: nie masz już na to wielkiego wpływu. To straszne, ale prawdziwe. Wiesz co najbardziej boli takiego nastolatka ? NIe kary, krzyk, zakazy. Najbardziej boli jak rodzice pokażą, że mogą bez niej żyć. Że mogą zająć się sobą i świat nie kręci się wokół księżniczki. Kiedy kaskę to sobie trzeba zarobić, a nie wziąć z portfela mamy... To jest szok. Jeśli jest na tyle "dorosła", żeby podejmować pewne decyzje to ze wszystkimi konsekwencjami. Prawda jest taka : żcyia nie przeżyjemy ZA nasze dzieci. I znów powtórzę : więcej luzu. Zajmijcie się z mężem sobą. Cieszcie się życiem i troszkę "odstawcie" córkę "od piersi" - to dobry prysznic. Albo sobie poradzi albo polegnie - trudno. To się nazywa "twarda miłość"

 

A tu sie pozwole z Nefer niezgodzic.

Tak postapila mojej mamy kolezanka.

Nie wiedziala co poczac z taka nastolatka, ona byla uparta, chciala robic to na co miala ochote. Rodzice nie wiedzieli co poczac, w koncu dali sobie spokoj, zajeli sie soba, a corka mogla robic co chciala ( tak hjak radzi Nefer).

Skutek jaki?

dziewczyna chodzila gdzie chciala , pewnego razu przyszla ogolona na łyso, innego z kolczykami 10-cioma w brwiach i takie tam.

Rodzice dopiero zareagowali jak przyszla nacpana.

Okazalo sie ze zyje z chlopakiem narkomanem.

Zaszla w ciaze.

Wtedy skonczyli ze swoim brakiem zainteresowania do corki - wzieli sprawy w swoje rece, umiescili dziewczyne w osrodku odwykowym.

Zaczeli walczyc o jej zycie, zdrowie i o dziecko.

Zapewnili jej i dziecku dach nad glowa, pomogli znalezc prace - dziewczyna wrocila na dobra droge.

 

Nie zawsze dobrym wyjsciem jest danie luzu.

 

 

NIe piszę, żeby robiła co chce. To nie o to chodzi. Chodzi o to , żeby odczuła konsekwencje swojego postępowania. Od kolczyków nikt nie umarł i możesz dziecko przykuć do kaloryfera a i tak sobie zrobi ( wiem, bo sobie robiłam). Trzeba kontrolować, wiedzieć, znać kolegów, uczestniczyć w jej życiu ale dyskretnie. Wychodzi - ok - do kogo i numer telefonu. Pofatygować się i zadzwonić do rodziców - to nie jest trudne. Ja dzwonię zapytać czy może coś moje dziecko ma przynieść do jedzenie, czy może być ciasto. Razem rodzice zapanują. Trzeba dać jej odczuć, że ne jest pępkiem świata.

A propos narkotyków:

 

W wielu 16 lat już się dziecka nie wychowuje w tym kierunku. Na to jest czas do 7-go roku życia - sorry - ale potem jest już za późno.

 

A i tak możemy sobie wypruć żyły - a dzieci i tak mogą wyrosnąć na potwory.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga Nefer

Dziekuje i mysle, ze masz racje. Naprawde. Czasem bywa mi tak okropnie przykro i czuje ze trace przez to przejmowanie sie swoje zycie, zamiast sie nim cieszyc. Mialam juz czasami takie mysli zeby miec to w nosie ale to trudne. Odpuszcze.

Bardzo mi pomoglas.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako mama dorosłych dzieci ....dorzucę tylko ,że moja panna w wieku 16 lat była ogromną fanką brytyjskiego zespołu Oasis .......ich najbliższy koncert był wówczas w Berlinie i co ? ano przez naszego znajomego ,który akurat był w Berlinie kupiliśmy bilet i pozwoliliśmy naszej córci jechać ( jechała z grupą takich fanów jak ona ale starszych).......jej wdzięczność do dziś jest nam okazywana ...a SMS ,który dostałam od niej po koncercie w nocy przechowuję do dzisiaj :D :D :D Już zapomniałam stres który przeżywaliśmy z mężem i te różańce odmawiane przez te 3 dni jej nieobecności ........

Samych dzieci nigdy nie wysyłaliśmy na wakacje zawsze w grupach

Dorastająca młodzież to najtrudniejszy okres jaki pamiętam .......chyba nie ma recepty na wychowanie, ale ja starałam się pamiętać moj okres tzw. buntu i podchodziłam do moich dzieci bardziej wyrozumiale .

 

Nefer -dobrze mówisz ....konsekwencja jest najważniejsza w wychowaniu od najmłodszych lat . :D

My z mężem mieliśmy jedną podstawową zasadę UFAĆ ale KONTROLOWAĆ ( córka ma 20 lat ,syn 23 ....)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Nefer, że dzieciom należy pozwolić odczuć konsekwencje swoich czynów czy wyborów. I to od najmłodszych lat. Ja z kolei pamiętam jak mój starszy bawił się nożyczkami i pociął swoje spodnie. Następnego dnia kazaliśmy mu z mężem założyć te spodnie i zawieźliśmy do przedszkola. Wyjaśniliśmy Pani w przeddszkolu, żeby się nie przejmowała strojem malucha...i od tego czasu mały nigdy juz nie miał pomysły, aby niszczyć swoje ciuchy...dzieci myły też swego czasu ściany i drzwi artystycznie ozdobione futurystycznymi malowidłami...

Co do wyboru liceum - w moim odczuciu ta decyzja należy całkowice do dziecka; rodzice mogą doradzić, wyrazić swoje zdanie - i ew. ustalić z dzieckiem czy są gotowi finansować naukę w płatnym olicenium (jeśli taki jest wybór dziecka) ale sama decyzja o tym - jakie liceum - to sprawa dziecka i jego przyszłości; u mnie to była sprawa jasna: to ja wybrałam swoje liceum (chociaż rodzice nie byli zachwyceni), przetarłam drogę dla brata i w jego przypadku rodzice nawet nie sugerowali swoich preferencji a siostra to z automatu poszła do liceum muzycznego, bo tak chciała.... nie wyobrażam sobie , że mogłoby być inaczej. Chociaż mój mąż nie juest sobie w stanie wyobrazić, żeby to dziecko wybierało liceum: u niego te decyzje leżały w gestii rodziców; nawet kierunek studiów mu intensywnie "sugerowali" . Ale moje dzieci też będą sobie same wybierać liceum...

a co do wyjazdów 16 - latki: tu bym po prostu nie wyraziła zgody na wyjazd niezorganiozwany bez opieki dorosłego. Bo ponosimy prawną odpowiedzialność za to, co się dzieje z naszymi małoletnimi dziećmi. Jeśli miałby to być wyjazd z opieką osoby dorosłej, wtedy podjęłabym, dyskusję z dzieckiem co do ewentualnych warunków wyjazdu itp. , sprawdziła wiarygodność infor,macji o osoby dorosłej bioroącej za dzieci odpowiedzialność i wtedy podjęła decyzję. I porozmawiała szczerze o swoich obawach i wszelkich odczuciach związanych z wyjazdem , i to bez wgzledu na to, jaka byłaby ostateczna decyzja (tak to sobie przynajmniej teraz wyobrażam, tak też mnie traktowali moi rodzice..... chcoiaż np. puścili mnie samą w wieku 17 lat do Francji, podróżowałam sama (samolot i potem pociąg) ale ja jechałam do zaprzyjaźnionej francuskiej rodziny, tylko podróż odbyłam sama..... a jak już byłam na studiach i chciałam wyjechać na miesiąc do mojego chłopaka do Holandii,. to moi rodzice powiedzeli że oni tego nie akceptują i nie przyłożą swojej ręki do wyjazdu. Sama zarobiłam na wyjazd, sama go sobie zorganizowałam... i wyszło mi to tylko na dobre...

pozdrawiam wszystkie mamy,

gaga2

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga Nefer

Dziekuje i mysle, ze masz racje. Naprawde. Czasem bywa mi tak okropnie przykro i czuje ze trace przez to przejmowanie sie swoje zycie, zamiast sie nim cieszyc. Mialam juz czasami takie mysli zeby miec to w nosie ale to trudne. Odpuszcze.

Bardzo mi pomoglas.

 

Atko, na pewno wszystko się ułoży. Wiem jakim ja byłam potworem dla moich rodziców. Oni popełnili podstawowe 2 błędy:

- nie ufali mi ( nie rozumieli, że można po prostu przegadać z kimś całą noc bez zagrożenia ciążą :):))

- nie umieli uszanować moich sekretów i wyciągali je jako argumnety w kłótniach.

Atko, przykro mi, że takie cos spotyka teraz Ciebie. Życie wszystko wyrówna - jeszcze będziesz się z tego śmiała :):)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Nefer, że dzieciom należy pozwolić odczuć konsekwencje swoich czynów czy wyborów. I to od najmłodszych lat. Ja z kolei pamiętam jak mój starszy bawił się nożyczkami i pociął swoje spodnie. Następnego dnia kazaliśmy mu z mężem założyć te spodnie i zawieźliśmy do przedszkola. Wyjaśniliśmy Pani w przeddszkolu, żeby się nie przejmowała strojem malucha...i od tego czasu mały nigdy juz nie miał pomysły, aby niszczyć swoje ciuchy...dzieci myły też swego czasu ściany i drzwi artystycznie ozdobione futurystycznymi malowidłami...

Co do wyboru liceum - w moim odczuciu ta decyzja należy całkowice do dziecka; rodzice mogą doradzić, wyrazić swoje zdanie - i ew. ustalić z dzieckiem czy są gotowi finansować naukę w płatnym olicenium (jeśli taki jest wybór dziecka) ale sama decyzja o tym - jakie liceum - to sprawa dziecka i jego przyszłości; u mnie to była sprawa jasna: to ja wybrałam swoje liceum (chociaż rodzice nie byli zachwyceni), przetarłam drogę dla brata i w jego przypadku rodzice nawet nie sugerowali swoich preferencji a siostra to z automatu poszła do liceum muzycznego, bo tak chciała.... nie wyobrażam sobie , że mogłoby być inaczej. Chociaż mój mąż nie juest sobie w stanie wyobrazić, żeby to dziecko wybierało liceum: u niego te decyzje leżały w gestii rodziców; nawet kierunek studiów mu intensywnie "sugerowali" . Ale moje dzieci też będą sobie same wybierać liceum...

a co do wyjazdów 16 - latki: tu bym po prostu nie wyraziła zgody na wyjazd niezorganiozwany bez opieki dorosłego. Bo ponosimy prawną odpowiedzialność za to, co się dzieje z naszymi małoletnimi dziećmi. Jeśli miałby to być wyjazd z opieką osoby dorosłej, wtedy podjęłabym, dyskusję z dzieckiem co do ewentualnych warunków wyjazdu itp. , sprawdziła wiarygodność infor,macji o osoby dorosłej bioroącej za dzieci odpowiedzialność i wtedy podjęła decyzję. I porozmawiała szczerze o swoich obawach i wszelkich odczuciach związanych z wyjazdem , i to bez wgzledu na to, jaka byłaby ostateczna decyzja (tak to sobie przynajmniej teraz wyobrażam, tak też mnie traktowali moi rodzice..... chcoiaż np. puścili mnie samą w wieku 17 lat do Francji, podróżowałam sama (samolot i potem pociąg) ale ja jechałam do zaprzyjaźnionej francuskiej rodziny, tylko podróż odbyłam sama..... a jak już byłam na studiach i chciałam wyjechać na miesiąc do mojego chłopaka do Holandii,. to moi rodzice powiedzeli że oni tego nie akceptują i nie przyłożą swojej ręki do wyjazdu. Sama zarobiłam na wyjazd, sama go sobie zorganizowałam... i wyszło mi to tylko na dobre...

pozdrawiam wszystkie mamy,

gaga2

O właśnie o tym mówię. Przecież jeśli takiej "rozbuchanej nastolatce" powiemy NIE to ona po prostu wyjdzie z domu i nie wróci ( to ja :oops: ) a jak wróci to co ? Nakrzyczeć, zlać? Nic to nie da. Obie strony są w impasie. Mój tata, po mojej 3-miesięcznej bytności "nie wiadomo gdzie" zaproponował mi futro z norek - i tu jego akcje całkiem spadły ... to nie o to chodziło. Chodziło o to , żebym była traktowana jak człowiek któremu można zaufać - tylko tyle i aż tyle... ja wiem, że to trudne. Wiem to za każdym razem gdy mój mały, 15-letni syneczek ( dla mnie to wciąż maleństwo) idzie do kina z kolegami... cóż my rodzice tez musimy dorosnąć :):)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nefer ...3 miesiące nie wiadomo gdzie ? :o :o :o nie wyobrAżam sobie takiej sytuacji ....raz mój syn trzasnął drzwiami ......za pół godziny kiedy trochę ochłonęliśmy ,mąż poszedl go szukać ...znalazł na dworcu ......przegadali wtedy pół nocy na ławce w parku .....pomogło :D więcej nie było trzaskania drzwiami ........
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi sie że wiem co robi, mam nadzieje. Mysle, ze caly czas trzeba czuwac aby probowac nie dopuscic to tego o czym pisze Agnieszka, nie angazujac sie tak emocjonalnie.

 

Nie da się nie angazować emocjonalnie - no nie ma szans :) Bo jakby tak było to nie ma tu miłości. Denerwujesz się, martwisz, bo kochasz. Ja to rozumiem, bo mam dzieci. Ona nie. Dla niej to tylko oczywisty objaw braku zaufania tudzież "wtrącania się" - oj jak ja to zanam...

 

Moje dzieci tak nie mają - na razie:) Ale dorastają do tego wieku - u chłopaków to trochę inaczej - nie ma takiego buntu, choć młodszy ma mój chrakterek - fajnie nie będzie.

Wyrwałam od moich synów tylko jedno : zgłaszają mi się na komórkę - "Mamo wychodzę z kina" "Mamo, czy mogę jeszcze godzinę u Konrada"... i wiecie co ? Jak ja tam dzwoniłam do moich rodziców czy mogę zostać dłużej odpowiedź była jedna : NIE. I dlatego przestałam dzwonić- no bo trzeba być frajerem, nie ? Nie dzwoniłam, wracałam po 2 dniach , ale wtedy przynajmniej wiedziałam za co na mnie nawrzeszczą. No bo mnie przecież nie zabiją, prawda? Prawda.

Kiedyś moi rodzice wpadli na pomysł, że mnie wyślą do szkoły z internatem " do sióstr" - wytłumaczyłam, że potrzebuję jednego dnia, żeby zwiać i już wtedy mnie na pewno nie znajdą. Nie chcieli sobie robić wiochy - zrezygnowali :):)

 

To była ciągła walka. Teraz moja mama mówi: "Boże, jak moim dzieciom się w życiu ułożyło, jaka jestem dumna" I wiem, że ona wie, że ta walka nie miała najmniejszego sensu. Nikt nikomu niczego nie udowodnił poza prostym faktem : ja sobie poradziłam :) Niestety dla nich to totalna porażka wychowawcza nie tędy wiodła droga - taka jest prawda. Troszę się ośmieszyli - ale oni mieli taką metodę na miłość , trudno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...