Paulka 26.05.2006 10:41 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Maja 2006 Dziewczyny, skoro rozmawiamy o konkretnych sytauacjach, poradźcie mi proszę co mam zrobić z młodszą siostrą. Ma 13 lat, własnie kończy podstawówkęi zaczynają sie problemy: wagary, niechęć do nauki, opryskliwość. Ostatnio dowiedziałam się (niestety ze źródła, którego nie moge wykorzystać w rozmowie), że próbuje papierosów i piwa. Jest bardzo wpływowa a koleżanki ma takie...no cóz najważniejsze dla nich są ciuchy, chłopaki itd. Mała ma do mnie zaufanie i chciałabym to wykorzystać, tylko nie bardzo wiem jak. nie chcę być starą moralizatorką ale jak inaczej nauczyć ją, żeby była w tym wszystkim mądra? Strasznie to się szybko zaczyna teraz Rada jest jedna : specjalista i to nie psycholog... Powiedz mi jak to wygląda z perspektywy "trudnego dziecka" (ja byłam grzeczna, wiec nie wiem ) Jakich zachowań oczekiwałaś? Moja siostra ma sporo luzu i zaufania, ale traci to w tak głupi sposób, że aż przykro patrzeć. przykład: wraca do domu z jakiegoś spotkania z koleżankami. za chwile dostaje telefon i pyta, czy może wyjść znów. Mama mówi, że nie, bo dopiero wróciła i jeszcze nie odrobiłą lekcji (środek tygodnia). na to ona obrażona idze do swojego pokoju, po czym za chwilę wychodzi...tylnymi drzwiami i wraca po trzech godzinach. Póżniej tłumaczy się, że dzwonił jakis chłopak i ona MUSIAŁA wyjśc U nas sytuacja jest o tyle trudna, że rodzice są już starsi i nie bardzo mają siłę na wychowanie małolaty (a mała jest taką klasyczną "wpadką" czterdziestolatków z dorosłymi dziećmi). Ja przez całe życie byłam jej "drugą mamą", ale teraz troche mnie przeraża szybkość zmian w niej zachodzacych... jeszcze niedawno byłą słodką dziewczynką Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 26.05.2006 11:33 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Maja 2006 Powiedz mi jak to wygląda z perspektywy "trudnego dziecka" (ja byłam grzeczna, wiec nie wiem ) Widzisz - najgorsze jest to , że bardzo łatwo być "trudnym dzieckiem" a bardzo trudno znaleźć rozwiązanie jego problemów. I dzieje się tak dlatego, że każde zachowanie ma swoje przyczyny. I każde dziecko jest inne. Dlatego mogę Ci powiedzieć czego oczekiwałam, ale to będzie dotyczyło tego konkretnego przypadku , dziewczyny mieszkającej w takich a nie innych warunkach, w takim a nie innym środowisku. A to w każdym przypadku jest inaczej. Zbyt wiele czynników ma wpływa: przez charakter dziecka, jego rodzinę i miejsca "tarcia" styl wychowania, środowisko w szkole, na podwórku, jej system wartości - tu nie ma recepty bez bardzo dogłębnej diagnozy. Dlatego pisze : psychiatra - zupełnie serio. Dlaczego? Bo to człowiek, który postrzega mózg jako maszynerię, którą można naprawić a nie "ulotną duszę do pogadania o życiu". Za chwilę możesz mieć z siostrą o wiele poważniejsze problemy w których już nikt Ci nie pomoże... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
adaman 18.06.2006 21:59 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Czerwca 2006 Nefer, dlaczego wydaje Ci się, że psychiatra? Zawsze kojarzyło mi się to z EEG, pigułami i właśnie "ustawianiem mózgu".... Czy problemy wieku dorastania dadzą się rozwiązać tabletką?Nie neguję, po prostu pytam... Przychodzi na świat dziecko : zachwycamy się, przytulamy, kochamy, rozpieszczamy, karcimy,tłumaczymy, pokazujemy...(często niewerbalnie - z tego przekazu powinno zostać najwięcej przyswojone)Dziecko idzie do przedszkola : tutaj albo panie zachwycają się, albo nie, nie przytulają (lub rzadko), nie kochają, nie rozpieszczają , karcą, tłumaczą (najczęściej nie), pokazują (często niewerbalnie...) - mały człowiek zdobywa nowe doświadczenia z innymi dziećmi, już pewnie porównuje...Idziemy do szkoły : tu już zachwyt występuje rzadko, nikt nie przytula, nie kocha, nie rozpieszcza - tłumaczy, pokazuje, sprawdza, często karci... Pojawiają się wzorce koleżeńskie, powyżej klas nauczania początkowego ważniejsze od wychowawców, z biegiem lat ważniejsze nawet od rodziców... Cały czas wydaje nam się, że wpływamy na procesy wychowawcze, kształtujemy człowieka ... NAgle okazuje się, że pojawia się PROBLEM : nieposłuszeństwo, bunt przeciwko wpajanym w domu , w szkole wartościom, niechęć do stawania się lepszym,kłąmstwo, dążenie do wygodnego życia - bez obowiązków, z dużą kasą na zaspakajanie "potrzeb" ubraniowych, kawiarnianych - za wszelką cenę dorwnanie rówieśnikom, prześcignięcie w zewnętrznych oznakach bogactwa, oryginalności...Po co w związku z tym tracić czas w szkole? Jest tyle przyjemniejszych zajęć, sposobów spędzania czasu - byle bez wysiłku ...Przecież później i tak dalej liczyć się będzie kasa, pozycja - no jakoś to będzie, w razie czego rodzice są, to dadzą, kochają, nie zostawią... Ucieknę z domu, to się wystraszą, i tak nic mi nie mogą zrobić: są bezsilni...No co mi zrobią? Szlaban dadzą?Phi - i tak zwieję...Zbiją? No nie...Zamkną na klucz? Nie da się...Nie dadzą kasy ? Sam sobie wezme... Moje potrzeby są na pierwszym miejscu, po co zastanawiać się nad innymi, nad przyszłością, odpowiedzialnością - to banały, albo niezrozumiałe pojęcia...Myślisz, że tabletka sobie z tym poradzi? Myślisz, że można jakoś wyregulować mózg młodego człowieka, przywrócić go do "normalności", która dla niego jest czymś głupim? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 18.06.2006 23:26 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Czerwca 2006 Myślisz, że tabletka sobie z tym poradzi? Myślisz, że można jakoś wyregulować mózg młodego człowieka, przywrócić go do "normalności", która dla niego jest czymś głupim? Tu nie chodzi o faszerwoanie psychotropami tylko o poradę specjalisty. Właśnie dlatego, że my, rodzice jesteśmy bezradni. Z mojego doświadczenia i dotychczasowych obserwacji wynika, że dobre chęci rodziców i przyjaciół to za mało. A psycholog...cóż ... zbyt często spotykałam takich co sami ze sobą sobie nie radzili a co dopiero z dzieckiem z problemami.. Tabletki wkraczają wtedy, gdy zaczyna sie autodestrukcja - próby samobójcze, anoreksja, bulimia, narkotyki, manie prześladowcze i te sprawy. I wtedy to nie tylko leki ale i leczenie - często prawie zamknięte lub zamknięte ( narkotyki). Dość lekko traktujemy sygnały wysyłane przez dzieci - wszystko to, o czym bardzo mądrze napisałaś ( dzięki za niezwykle ciekawy post ) tylko co robic ? Co robić dalej? Ta nasza bezradność jest przerażająca. Dlatego mnie się wydaje, że specjalista - rozsądnie i pod czujnym okiem, we współpracy z rodzicem - inaczej się nie da osiągnąć sukcesu.. Dziecko to bardzo delikatny organizm...a często takie "wyskoki" komentujemy "eeee, taki głupi wiek" a potem... odwiedzamy dziecko w szpitalu - jak miało szczęście... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Mufinek 28.09.2006 13:13 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Września 2006 Nie wie nie mam dzieci, ale jak dla mnie bezstresowe wychowywanie nie zdaje egzaminu, nie chcę by zaraz ktoś mi powiedział, ze katuję dzieci, biję itp. NIE w tym rzecz. Bezstresowym wychowywaniem najbardziej zestresowani są sami rodzice. Mam koleżanke która tak własnie wychowuje swojego potomka i mając 5 lat mały juz jej wchodzi na głowę, nie chcę nawet mysleć co bedzie gdy bedzie miał te naście.Kiedyś gdy dziecko zasłużyło dostało klapsa, były kary i jakoś z nas powyrastali ludzie. W szkole jak dostało się linijką po łapkach to strach było powiedzieć w domu bo jeszcze w domu się oberwało a teraz jak jest, od razu nagonka na nauczycieli gdy TYLKO zwróci uwagę, bo przecież jak mógł, przecież to na pewno nie jego dziecko. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
BK 28.09.2006 16:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Września 2006 To nie jest tak że na każde dziecko działa dokładnie to samo. Na moje dziecko np. niewiele działa. Ludzie robią zgorszone i zdumione miny jak gdzieś z nim chodzę - a ja nie mam siły tłumaczyć że on taki jest. I nie jest bezstresowo wychowywany. Wręcz przeciwnie. Nie poddaję się jednak i czekam az wyrośnie, próbuję pracować nad nim. Nieraz tzw bachory czy dzieci które nazywacie bezstresowo wychowywanymi cierpią na różne zaburzenia - autyzm, ADHD. A rodzice nie zdają sobie sprawy. Bardzo mądrze pisała o tym Nefer. Ja byłam ze swoim u psychiatry, na szczęście autyzm wykluczyła, ale z kolei inna znajoma mówiła że takie zachowania są typowo autystyczne ... Więc muszę iść do innego specjalistyCzasem żyje się nie wiedząc o tym że ma się autyzm - nawet w wieku dorosłym. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
BK 28.09.2006 16:24 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Września 2006 NIC NIE MOŻNA PRZEWIDZIEĆ i ta bezradność jest przerażająca. Patrzcie swoim dzieciom w oczy... No właśnie. Straszne jest to, że wiem, że mój synek (teraz ma 4 lata) ułoży sobie życie po swojemu i nikogo nie będzie słuchać. Już teraz wybiera sobie czego słucha a czego nie, i od tej pani psychiatry dowiedzieliśmy się - zdaliśmy sobie sprawę - że do tego stopnia zmanipulował nami, otoczeniem, przedszkolem, że wszyscy uwierzyli że on nie rozumie, nie potrafi, rozwija się gorzej niż inne dzieci więc może sobie spokojnie wszystko i wszystkich olewać ... A on to cwaniaczek - bystrzak, bo doskonale rozumie to co chce. I teraz musimy to wyprostować. Kto mi pokaże dwu-trzy-czterolatka który manipuluje otoczeniem, które jest święcie przekonane do wersji jaką maluch na swój temat sprzedaje? Nie da się mu nic narzucić, a jak coś próbuję - to tylko na siłę - bo nieraz to ostatni sposób - wziąć go pod pachę i zanieść do domu. Wiem że zawsze będzie chodził własnymi drogami i nie będzie nikogo słuchał i dlatego jestem przerażona myślą o tym co będzie za 10-15 lat. Przecież nie wleję nastolatkowi. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
gaga2 28.09.2006 19:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Września 2006 BK, zaskoczyłaś mnie. Nie wiedziałam, że taki upór to może oznaka choroby. Moja mała (4,5 roku) jest taka, że MUSI postawić na swoim, chociażby miała cierpieć z tego powodu. I uważa, że normy społeczne jej nie obowiązują. No a ja też jestem uparta i wchodzimy często w próbę sił. Ja jednak do tej pory traktuję to jako testowanie granic wyznaczanych przez rodziców i ostatnio zwyczajnie stosuję zasadę cierpliwego egzekwowania tego co uważam za konieczne (albo niecierpliwego, nie jestem aniołem...). A że ona długo się tego uczy i nadzwyczaj długo testuje to inna sprawa. Rozumiem Twój trud. Aaaaa.... i z zadrością (niekiedy) spogladam na mamy BARDZO grzecznych dzieci... ale tylko czasami, bo te moje dziabełki to cuda świata są. I tyle Pozdrawiam, gaga2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
BK 28.09.2006 19:28 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Września 2006 gaga2, ja wierzę że mój synek jest zdrowy a to co przechodzimy to zwykły etap czterolatka. Pociesza nas to że nasza córka (teraz 8 lat) była taka sama (no, prawie ...) Moje diabełki też takie uparte Zawsze zastanawiałam się jak ludzie to robią że np. dzieci im siedzą w wózkach moje nigdy nie siedziały, a małego nawet jak przywiązywałam szelkami to się uwalniał Albo jak ludzie to robią że dzieci są w stanie usiedzieć w jednym miejscu jak oni np. robią zakupy. U nas to nie do pomyślenia - dlatego dobrze że mamy dom - dzieci mają wybieg ... co do objawów - to nie tylko upór czy to że dziecko niegrzeczne, jest parę innych objawów - np maly długo powtarzał zadane pytanie zamiast odpowiedzieć, długo się uczył mówić i my byliśmy przekonani że jest jakaś bariera przez którą nie jesteśmy w stanie do niego dotrzeć. To rzutowało z kolei na nasze podejście do niego - stawialiśmy mu mniejsze wymagania, mniej oczekiwaliśmy, czasem dla świętego spokoju ulegaliśmy, bo byliśmy przekonani że i tak nie rozumie, było błędne koło, bo nas to z kolei doprowadzało do pasji ... No i jego aktywność - do dzisiaj nie jesteśmy w stanie go dopilnować (potrafi przebyć 300 m w chyba minutę ), nieprzewidywalność ...To są takie niepokojące objawy - a "zwykły" upór jak u twojego dziecka to chyba zdrowy objaw. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
premiumpremium 28.09.2006 19:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Września 2006 Wiecie co, ja to o sobie myślę, ze jestem przedszkolanką rodem z pozytywizmu Taka Stanisława Bozowska, pełna ideałów Nasiedziałam się już z wszelakimi dzieciakami we wszelakich przedszkolach i jedno muszę Wam przyznać - dzieci z przedszkoli prywatnych-warszawskich są "najgorsze". Wiem, ze to nie ich wina, a wychowania przez rodziców, a raczej niańki i opiekunki. Tak samotnych, znerwicowanych, marudzących, wymuszających i rozpieszczonych dzieci nie widziałam jeszcze podczas pracy w przedszkolach. Żal mi jest ich bardzo, mają wszystko czego chcą, oprócz rodziców Ich nieobecność jest rekompensowana milionem zabawek, klocków, ubrań i zezwoleniem na wszystko, na co mają ochotę. Tacy mali terroryści, których tatuś prosi "Proszę, ubierz się Kubusiu, bo musimy już iść do domku" powtarzane minimum 10 razy, a w tym czasie Kubuś rzuca sie po schodach bo chciał iść na plac zabaw a nie do domu. Kiedyś byłam też świadkiem bardzo smutnej sytuacji, aż mi łzy popłynęły. Był Dzień Babci i Dziadka. Była uroczystość więc zorganizowana, dla rodziców i dziadków - przedstawienie, poczęstunek, zabawy. I do jednego chłopca nie przyszedł nikt! NIKT NIE MIAł CZASU DLA WłASNEGO DZIECKA! Ani rodzice, ani dziadkowie. Przez 3 godziny nosiłam 4-latka na rękach, przytulałam, całowałam, a na koniec usłyszałam "Kocham cię, bo jesteś fajniejsza niż mama. Ona nie ma dla mnie czasu" Zakończę na tym, ze wiele osób nie docenia małych dzieci Ich potencjału, rozumowania i kombinowania tak, aby im było dobrze PS. I nie mogę się doczekać, kiedy sama będę mamą Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
renjul 28.09.2006 20:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Września 2006 No a teraz możecie mnie ukrzyżować :):) Oczywiście w przedszkolu powinny pracować osoby, które posiadają odpowiednie kwalifikacje. Jednak, to my, rodzice decydujemy się oddać dzieci do PLACÓWKI - a wtedy nasze "Kubusie" są już tylko "numerem na liście". Przy tej ilości dzieci nie sposób zapanować nad towarzystwem nie wprowadzając pewnych środków "pomocowych". Bardzo Was przepraszam, ale my tu piszemy o kłopotach wychowawczych z JEDNYCH max DWÓJKĄ dzieci a teraz sobie wyobraźcie grupę 20 sztuk, niewdrożonych w życie poza domem, czasem siusiających w majty, nieumiejących jeść łyżeczką, czasem rozpuszczonych przez rodziców, histeryzujących 3 z 6-ciu godzin pobytu. Ja wolę, żeby dzieci były BEZPIECZNE nawet jeśli nie do końca szczęśliwe...sorry. Wolę, żeby były dobrze przypilnowane, najedzone, żeby obejrzały teatrzyk i nauczyły się wierszyka....i żeby żaden wypadek się nie zdarzył - takie miałam marzenie jeśli chodzi o przedszkole moich dzieci. Przedszkole to nie dom. Boicie się tamtejszym metod? Nie wysyłajcie tam dzieci. Tak napradę to pierwsze zetknięcie naszych pociech z PRAWDZIWYM życiem. I lepiej nie będzie. Potem podstawówka, gdzie już nie będzie stawiania w kącie ale wymuszenia, agresja, narkotyki, chamskie odzywki, niecenzuralne słownictwo, niesprawiedliwość wobec uczniów, kumoterstwo i zwykłe bydło. I nasze dzieci będą musiały się odnaleźć w takim świecie. I lepiej nie będzie - potem gimnzjum... Myślcie perspektywicznie , Moje Drogie, bo z rozrzewnieniem będziecie wspominać Czarnego Luda za drzwiami sali w przedszkolu. Potem straszył będzie przemiły DEALER drugów. Taka jest rzeczywistość od której nie uciekniemy ani my ani nasze dzieci... nareszcie jakis glos rozsadku Nie rozumiem ludzi, ktorzy uwazaja, ze w przedszkolu nie powinno byc zadnych kar i nie rozumiem co zlego jest w postawieniu dziecka na dwie minuty do kata. Chcemy zeby nasze dzieci byly bezpieczne w przedszkolu, wiec musimy pogodzic sie, ze ktos bedzie je wychowywal i czasem tez karal. Nie mozna wychowywac dzieci bezstresowo i tylko glaskac po glowkach, bo wychowuje sie w ten sposob niezwykle zestresowane dzieci. I nie zgadzam sie z tym, ze nerwice biora sie z tego, ze dziecko uslysze, ze jesli bedzie sie zle zachowywac to wyladuje w kacie, ale z tego, ze nigdy tego nie uslyszalo i w zetknieciu z tzw. normalnym swiatem pojac nie moze, ze ktos moze czegos od niego wymagac. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
BK 29.09.2006 04:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2006 No to może teraz ja. CHciałabym zapytać jak sobie radzicie - rodzice pracujący z czasem dla dzieci.Bo ja sobie z tym nie radzę.Jeśli uda mi się wyjść z pracy o 15.30 lub 16.00 to z wywieszonym jęzorem, na czerwonych światłach gnam do przedszkola po jedno, potem po drugie (już u opiekunki bo świetlica do 16.00). 17.00 szybki obiad ( w szkole nie ma stołówki), pozbieranie się po obiedzie, jakieś gotowanie na nastepny dzień, pranie, szybka wymiana paru zdań z córką która odrabia lekcje, robi się 19.00 - czas szykowania spać. Spanie, pobudka o 5.00, wyjazd do pracy o 6.30. Oczywiście dzieci rano nie widzę - wstają później, z mężem jadą do pracy.Po pracy jestem tak zmęczona że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie anielskiego uśmiechu i bawić się z dziećmi klockami - przyznaję się, często dla świętego spokoju ulegam. Nieraz po prostu marzę tylko o tym żeby tępo leżeć przed telewizorem, i żeby wszyscy mi dali święty spokój. Nie stać mnie na panią do sprzątania i do tych wszystkich znienawidzonych obowiązków które zabierają mi czas dla rodziny. Nadrabiam wszystko w czasie świąt i urlopów - wtedy jest fajnie, ale niestety trwa krótko.Nie wiem jak inni to robią, mnie to nie wychodzi. Może to ja coś źle robię - napiszcie jak wy sobie z tym radzicie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
renjul 29.09.2006 06:19 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2006 No to może teraz ja. CHciałabym zapytać jak sobie radzicie - rodzice pracujący z czasem dla dzieci. Bo ja sobie z tym nie radzę. Jeśli uda mi się wyjść z pracy o 15.30 lub 16.00 to z wywieszonym jęzorem, na czerwonych światłach gnam do przedszkola po jedno, potem po drugie (już u opiekunki bo świetlica do 16.00). 17.00 szybki obiad ( w szkole nie ma stołówki), pozbieranie się po obiedzie, jakieś gotowanie na nastepny dzień, pranie, szybka wymiana paru zdań z córką która odrabia lekcje, robi się 19.00 - czas szykowania spać. Spanie, pobudka o 5.00, wyjazd do pracy o 6.30. Oczywiście dzieci rano nie widzę - wstają później, z mężem jadą do pracy. Po pracy jestem tak zmęczona że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie anielskiego uśmiechu i bawić się z dziećmi klockami - przyznaję się, często dla świętego spokoju ulegam. Nieraz po prostu marzę tylko o tym żeby tępo leżeć przed telewizorem, i żeby wszyscy mi dali święty spokój. Nie stać mnie na panią do sprzątania i do tych wszystkich znienawidzonych obowiązków które zabierają mi czas dla rodziny. Nadrabiam wszystko w czasie świąt i urlopów - wtedy jest fajnie, ale niestety trwa krótko. Nie wiem jak inni to robią, mnie to nie wychodzi. Może to ja coś źle robię - napiszcie jak wy sobie z tym radzicie. Ja zamowilam sobie obiady w stolowce i odgrzewam w mikrofali. Moze nie smaczniej, ale na pewno szybciej i ciut wiecej czasu zostaje. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Acidtea 29.09.2006 06:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2006 BK mam pododbnego urwisa 2,5 lata. Ja nie wiem, jak on potrafi tak szybko biegać? A jak już dostanie hulajnogę, to po nas. Nie dogonimy go. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
gaga2 29.09.2006 06:54 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2006 BK, u mnie tak było przez cały ostatni rok. Do tego dojazdy i korki na autostradzie. Dzieci w przedszkolu do 16.30, w domu bywaliśmy o 18.00 - 19.00. Praktycznie przestałam gotować obiady bo to nie miało sensu. Dzieci miały pretensje, że nie mogą się w domu pobawić (bo je gonimy do kolacji, dobranocka i do łóżek). I było mi z tym wszystkim bardzo bardzo źle, na tyle źle że postanowiłam coś zmienić. Przede wszystkim. Zmiany wymusiło też to, że nasz mały poszedł do szkoły, a tam lekcje kończą się 12.25, a mój mąz nie chciał słyszeć o świetlicy. No to zmieniłam zasady dotyczące pracy: małego odbieramy ze szkoły na zmianę, a po odebraniu ze szkoły pracujemy w domu.(z domu do pracy mamy ca.a 23 km) Mąż ma zainstalowany VPN, ja czekam na informatyków, żeby takie same połaczenie zrobili z serwerem u mnie w pracy. Dzieki temu co drugi dzien jestem w domu o 13.00, 14.00. Mam czas - kiedy spada wydajność - ugotować obiad, a potem popracować wieczorem jak dzieci śpią. No i najważniejsze - mój mały ma mnóstwo czasu na swobodną zabawę z kolegami z sąsiedztwa. Póki co zmiany obowiązują od 4 września, i jest OK. Mój mąż też nie marudzi, że jest w domu wcześniej. Odkrył, że praca w domu może być wydajniejsza, bo nikt nie przeszkadza... a i na chwilę można wyjść na taras, odpocząć... Zmiany były możliwe, bo byłam bardzo zdeterminmowana, ale też miałam możliwości faktyczne, żeby to tak zorganizować. Wiemy też, że wszystko to może się jednak odbić na naszych dochodach, poza tym jeździmy codziennie dwoma autami (przedtem jeźdzliśmy całą rodziną razem) i to są wysokie koszty. Ale priorytetem jest rodzina. Pozdrawiam, gaga2 PS. Żeby nie zabrzmiało to bardzo optymistycznie: do obecnego układu doszliśmy w drodze bardzo bardzo ciężkich negocjacji małżeńskich... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
premiumpremium 29.09.2006 09:03 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2006 No a teraz możecie mnie ukrzyżować :):) Oczywiście w przedszkolu powinny pracować osoby, które posiadają odpowiednie kwalifikacje. Jednak, to my, rodzice decydujemy się oddać dzieci do PLACÓWKI - a wtedy nasze "Kubusie" są już tylko "numerem na liście". Przy tej ilości dzieci nie sposób zapanować nad towarzystwem nie wprowadzając pewnych środków "pomocowych". Bardzo Was przepraszam, ale my tu piszemy o kłopotach wychowawczych z JEDNYCH max DWÓJKĄ dzieci a teraz sobie wyobraźcie grupę 20 sztuk, niewdrożonych w życie poza domem, czasem siusiających w majty, nieumiejących jeść łyżeczką, czasem rozpuszczonych przez rodziców, histeryzujących 3 z 6-ciu godzin pobytu. Ja wolę, żeby dzieci były BEZPIECZNE nawet jeśli nie do końca szczęśliwe...sorry. Wolę, żeby były dobrze przypilnowane, najedzone, żeby obejrzały teatrzyk i nauczyły się wierszyka....i żeby żaden wypadek się nie zdarzył - takie miałam marzenie jeśli chodzi o przedszkole moich dzieci. Przedszkole to nie dom. Boicie się tamtejszym metod? Nie wysyłajcie tam dzieci. Tak napradę to pierwsze zetknięcie naszych pociech z PRAWDZIWYM życiem. I lepiej nie będzie. Potem podstawówka, gdzie już nie będzie stawiania w kącie ale wymuszenia, agresja, narkotyki, chamskie odzywki, niecenzuralne słownictwo, niesprawiedliwość wobec uczniów, kumoterstwo i zwykłe bydło. I nasze dzieci będą musiały się odnaleźć w takim świecie. I lepiej nie będzie - potem gimnzjum... Myślcie perspektywicznie , Moje Drogie, bo z rozrzewnieniem będziecie wspominać Czarnego Luda za drzwiami sali w przedszkolu. Potem straszył będzie przemiły DEALER drugów. Taka jest rzeczywistość od której nie uciekniemy ani my ani nasze dzieci... nareszcie jakis glos rozsadku Nie rozumiem ludzi, ktorzy uwazaja, ze w przedszkolu nie powinno byc zadnych kar i nie rozumiem co zlego jest w postawieniu dziecka na dwie minuty do kata. Chcemy zeby nasze dzieci byly bezpieczne w przedszkolu, wiec musimy pogodzic sie, ze ktos bedzie je wychowywal i czasem tez karal. Nie mozna wychowywac dzieci bezstresowo i tylko glaskac po glowkach, bo wychowuje sie w ten sposob niezwykle zestresowane dzieci. I nie zgadzam sie z tym, ze nerwice biora sie z tego, ze dziecko uslysze, ze jesli bedzie sie zle zachowywac to wyladuje w kacie, ale z tego, ze nigdy tego nie uslyszalo i w zetknieciu z tzw. normalnym swiatem pojac nie moze, ze ktos moze czegos od niego wymagac. Zgadzam się z tymi opiniami. Nikt przecież nie mówi o biciu dziecka czy molestowaniu go psychicznie. Ale każdy z nich powinien znać swoje miejsce i wiedzieć, na co może sobie pozwolić, a na co nie. Wiadomo, ze każda kara jest ostatecznoscią w rozrachunku z małym urwisem, ale jest potrzebna. Kary i nagrody zawsze będą towarzyszyły dzieciom w karierze szkolnej. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
gaga2 29.09.2006 09:09 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2006 no tak, tylko jak przejść od etapu, gdy dziecko wie ("zna swoje miejsce") do etapu, że dziecko dostosowuje swoje zachowanie do tej wiedzy... jednym to idzie szybciej, innym nieco dłużej... jestem zwolennikiem naturalnych konsekwencji, ale one nie zaseze się dają zastosować, zwłaszcza w sytuacji, gdy to ja czegoś od dziecka chcę a ono nie ma na to ochoty...albo nie widzi potrzeby... Pozdrawiam, gaga2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
premiumpremium 29.09.2006 09:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2006 no tak, tylko jak przejść od etapu, gdy dziecko wie ("zna swoje miejsce") do etapu, że dziecko dostosowuje swoje zachowanie do tej wiedzy... jednym to idzie szybciej, innym nieco dłużej... jestem zwolennikiem naturalnych konsekwencji, ale one nie zaseze się dają zastosować, zwłaszcza w sytuacji, gdy to ja czegoś od dziecka chcę a ono nie ma na to ochoty...albo nie widzi potrzeby... Pozdrawiam, gaga2 Wiesz, pewnie, ze nic na siłę dziecku nie wmusisz, bo ono jest takim samym człowiekiem jak Ty, a Ty też nie masz ochoty niekiedy czegoś zrobić. Tylko chodzi mi o to, ze nie można dopuścić do sytuacji, gdzie to dzieci rządzą rodzicami, opiekunkami, nianiami itp. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 29.09.2006 09:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2006 No to może teraz ja. CHciałabym zapytać jak sobie radzicie - rodzice pracujący z czasem dla dzieci. Bo ja sobie z tym nie radzę. Jeśli uda mi się wyjść z pracy o 15.30 lub 16.00 to z wywieszonym jęzorem, na czerwonych światłach gnam do przedszkola po jedno, potem po drugie (już u opiekunki bo świetlica do 16.00). 17.00 szybki obiad ( w szkole nie ma stołówki), pozbieranie się po obiedzie, jakieś gotowanie na nastepny dzień, pranie, szybka wymiana paru zdań z córką która odrabia lekcje, robi się 19.00 - czas szykowania spać. Spanie, pobudka o 5.00, wyjazd do pracy o 6.30. Oczywiście dzieci rano nie widzę - wstają później, z mężem jadą do pracy. Po pracy jestem tak zmęczona że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie anielskiego uśmiechu i bawić się z dziećmi klockami - przyznaję się, często dla świętego spokoju ulegam. Nieraz po prostu marzę tylko o tym żeby tępo leżeć przed telewizorem, i żeby wszyscy mi dali święty spokój. Nie stać mnie na panią do sprzątania i do tych wszystkich znienawidzonych obowiązków które zabierają mi czas dla rodziny. Nadrabiam wszystko w czasie świąt i urlopów - wtedy jest fajnie, ale niestety trwa krótko. Nie wiem jak inni to robią, mnie to nie wychodzi. Może to ja coś źle robię - napiszcie jak wy sobie z tym radzicie. BK - to wszytko co napisałaś to święta prawda. Zawsze będziemy ( my, matki) rozdarte pomiędzy domem, dziećmi, brakiem czasu a pracą.Nie jesteśmy robotami. Mój dzień ? Jak mam szczęście to jestem w domu 17-18. Wstawiam zmywarkę, sprzątam ze stołu, robię pranie, wydaję drugi obiad głodomorom, pichcę coś na następny dzień. Zdarza mi się, że nie mam siły, po prostu nie mam siły wysłuchać kolejnych rewelacji na temat nowej gry wygłaszanych przez mojego młodszego. Nie mam ochoty wysłuchać o nowym rowerowym torze przeszkód starszego dziecka. Ale to jest NORMALNE. I nie jest to powód to zmartwień- ważne jest żeby to odrobić :) Weekend z dziećmi A gary w zlewie - no cóż.... dzieci idą spać i można poorać :) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
renjul 29.09.2006 12:09 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Września 2006 no tak, tylko jak przejść od etapu, gdy dziecko wie ("zna swoje miejsce") do etapu, że dziecko dostosowuje swoje zachowanie do tej wiedzy... jednym to idzie szybciej, innym nieco dłużej... jestem zwolennikiem naturalnych konsekwencji, ale one nie zaseze się dają zastosować, zwłaszcza w sytuacji, gdy to ja czegoś od dziecka chcę a ono nie ma na to ochoty...albo nie widzi potrzeby... Pozdrawiam, gaga2 Ja tlumacze, ze pewne rzeczy trzeba zrobic, bo takie jest zycie Mowie co i jak np. trzeba isc do przedszkola, bo mamusia i tatus musza isc do pracy. Nie wdaje sie w dyskusje i nie staram sie dziecka za wszelka cene przekonac, bo i jak. Po prostu pewne rzeczy trzeba zrobic i juz, a innych robic nie wolno. Nie wolno bic innych, bo ich to boli. Jesli bedziesz rzucac zabawkami to je pozbieram i schowam skoro nie umiesz sie nimi bawic. Oczywiscie kazde dziecko bywa czasem niegrzeczne, bo wyprobowywuje czy granice, ktore im stawiamy, sa rzeczywiscie takie wazne i tu sie klania konsekwencja - chyba najtrudniejsza rzecz w wychowaniu. Druga rzecz to wyrabianie wrazliwosci na potrzeby innych. Mamusie tez czasem bywaja zmeczone i zajete i maja do tego prawo. Nie robimy czegos co sprawia innym przykrosc. Nawet poltoraroczniak dobrze wyczuwa konsekwencje swych dzialan, bo dzieci za madrzejsze niz zwyklismy sadzic. Mam nadzieje ze nie zabrzmialo to jak wymadrzanie W kazdym razie ja tak widze kwestie wychowania i tak staram sie robic od poczatku, nie czekajac az moje dziecko bedzie na tykle duze zeby je wychowywac Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.