andre59 11.06.2006 20:59 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Czerwca 2006 Witam wszystkich zainteresowanych Nie będzie to dziennik, bo dziennikiem być nie może. Będzie to raczej zbiór krótkich opowiadań o budowie prowadzonej własnymi siłami prawie w dosłownym znaczeniu. Opiszę tu swoje doświadczenia i zmagania, problemy i sukcesy, troski i radości. Liczba 59 w moim nicku oznacza rok mojego urodzenia, czyli 1959. Tak, tak, tatusiowie po czterdziestce też budują Ostatni dzwonek, aby porywać się na takie przedsięwzięcie. Zapraszam do lektury. Uwagi i spostrzeżenia proszę wpisywać w komentarzach. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 12.06.2006 21:25 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Czerwca 2006 Jak na prawdziwe opowiadanie przystało zacznę tymi słowy: Dawno, dawno temu w grodzie w samym środku krainy Polan mieszkała pewna rodzina. Tata, mama i syn. Zyli skromnie w wielkiej chacie, blokiem zwanej, gdzie harmider i tumult okropny nie raz panował. Postanowili tedy życie swe odmienić i dom osobny dla własnej i potomnych wygody wybudować. To tak tytułem wstępu. Nie będę operował datami bo dokładnie nie pamiętam kiedy co miało miejsce i nie o to tu chodzi. Skupię się na faktach. Działkę budowlaną mieliśmy od dawna. Właściwie są to dwie działki wspólnie ogrodzone o łącznej powierzchni ok. 1000 m2. Przez wiele lat lezała sobie bidula spokojnie i obdarowywała nas owocami i warzywami. Ot, działka budowlano-ogrodnicza. Aż wreszcie nastał dzień zmian. Mając już dosyć mieszkania w bloku i trochę gotówki w kieszeni postanowiliśmy pobudować na tejże działce dom dla siebie. Aby urzeczywistnić marzenia należało rozejrzeć się za projektem. I tu zaczęły sie przysłowiowe schody. Działka ma wjazd od południowego-wschodu i przylega do ulicy krótszym bokiem długości 22 m. 99 % projektów gotowych idealnie pasuje do działek z wjazdem od północy (tak jakby inne nie istniały). Nawet wsród tego 1 % teoretycznie pasujących projektów nie znaleźliśmy nic interesującego. Cóż było robić? Decydujemy się na projekt indywidualny. Mamy w rodzinie wujka zajmującego się projektowaniem domów jednorodzinnych, ale jego koncepcja nie przypadła nam do gustu. Odzywa się Zosia-samosia, po raz pierwszy w całej tej historii. Rozrysuję sobie plan domu wg własnego pomysłu, a co... nie takie rzeczy się robiło. Przyjeżdżamy na działkę, przemierzamy wzdłuż i w poprzek, analizujemy co chcielibyśmy oglądać z okien, a czego na pewno nie. Zastanawiamy się gdzie umieścić wejście do domu, zeby było wygodnie, gdzie umieścić wyjście do ogrodu, żeby było intymnie, gdzie... itd, itp... Powoli krystalizuje się koncepcja domu. Sporządzam pierwsze szkice z rozkładem pomieszczeń. Kombinuję żeby było prosto i wygodnie. Fajna zabawa, nie ma co Potem wieczorami dyskutujemy, poprawiamy, dopasowujemy układ domu do działki, jej orientacji na strony świata. Bierzemy też pod uwagę okoliczną zabudowę, przeważnie gierkowskie kostki wątpliwej urody. Postanawiamy, że nasz dom będzie parterowy, z dwuspadowym dachem. Prosty w formie jak rysunek dziecka. Trochę się to kłóci z istniejącą zabudową, ale jednocześnie stanowi jej urozmaicenie. Warunek, dom nie może być przekombinowany czy wydumany. Nie może też wyglądać jak barak. Co z tego wyszło oceńcie sami. Oto rysunek elewacji frontowej. http://piotrala.republika.pl/elewacja1.png Na dziś to tyle. Ciąg dalszy nastąpi niebawem Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 13.06.2006 21:46 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Czerwca 2006 Witam czytelników W tym odcinku zamieszczam dalsze rysunki elewacji. Na pierwszy rzut elewacja ogrodowa. Ogród znajduje się w północno-zachodniej części działki, ale w niczym to nie przeszkadza. Latem do 3-ej po południu na terasie jest cień. Jak będę chciał posiedzieć na słońcu to wystarczy przenieść się z mebelkami kilka metrów dalej. Oto rysunek elewacji ogrodowej: http://piotrala.republika.pl/elewacja2.png Jak widać jest niemal identyczny jak w przypadku rysunku elewacji frontowej. Zamiast drewnianej werandy jest podcień z tarasem. I jeszcze rysunki elewacji bocznych, prawej: http://piotrala.republika.pl/elewacja3.png i lewej: http://piotrala.republika.pl/elewacja4.png A teraz rzecz najważniejsza, czyli układ pomieszczeń. Rozplanowanie wnętrza ustalaliśmy w następujący sposób. Będąc na działce i trzymając w ręku szkicownik zaczynamy chodzić po wirtualnym domu. Wchodzimy przez drzwi, znajdujące się na elewacji bocznej, do niewielkiego przedsionka. Jest on wystarczająco duży, aby trzy dorosłe osoby mogły zdjąć kurtki i buty. Z przedsionka dobrze by było móc wejść do pomieszczenia pralni-kotłowni. Taka lokalizacja jest wygodna bo w razie awarii kotła serwisant nie łazi po całym domu, a kosz z upranymi rzeczami łatwo wynieść do ogrodu (pościelowe najlepiej schnie na słońcu). Przedsionek i pralnia-kotłownia zostają zaznaczone na szkicu. Następnie otwieramy przeszklone drzwi znajdujące się vis a vis wejściowych i wchodzimy do holu, z którego już tylko dwa kroki do salonu połączonego z dużą jadalnią. Zostają naszkicowane jako dwa duże prostokąty. Wracamy do holu stając plecami do drzwi wejściowych. Po lewo, przed wejściem do salonu, planujemy gabinet. Jego okno, podobnie jak salonu, będzie wychodzić na ulicę. Po przeciwnej stronie umieścimy kuchnię do której dojście odbywać się będzie małym korytarzykiem. W korytarzyku będzie też wejście do małego WC i składane schody strychowe. Wszystko to zostaje naniesione na szkic. Wracamy do salonu. Właściwie będzie to, wraz z jadalnią, jedno duże pomieszczenie, ale jednocześnie nieco optycznie rozdzielone. Wrysowuję w szkic dwa pilastry i oparty na nich podciąg. Z salonu i jadalni przydałyby się wyjścia na zewnątrz . Salon będzie miał wyjście na znajdującą się od strony ulicy werandę, a z jadalni będziemy wychodzić na taras od strony ogrodu. Znakomite zaciszne miejsce na poranną kawę w letnie dni. Ołówek zaznacza wszystko na papierze. Salon z jadalnią będą pomieszczeniem przejściowym. Chcemy maksymalnie ograniczyć powierzchnię pomocniczą przeznaczoną na komunikację. Później okaże się, że w tym domu stanowi ona ok. 12% całości. Z jadalni przechodzimy do części nocnej domu. Przez niewielki przedpokój wchodzimy po prawo do sypialni, po lewo do pokoju Piotrka, a prosto, do łazienki. Wszystko zostaje zaznaczone i opisane. Później, w domu, weryfikujemy założenia, ustalamy konkretną wielkość pomieszczeń, dobieramy wielkosć okien, analizujemy drobne zmiany itp. Efekt tego wirtualnego, choć bez pomocy komputera, spaceru po domu zamieszczam poniżej. Wygrzebałem ten rysunek z pamięci starego komputera i po przekształceniach z cdr na wmf i później na png nieco stracił na wyrazistości, ale oddaje istotę sprawy Uznaliśmy, że tyle przestrzeni w zupełności nam do życia wystarczy, a umieszczenie wszystkich pomieszczeń na jednym poziomie sprzyja wygodzie. Oto rysunek rozkładu pomieszczeń. U dołu pomieszczenia od strony ulicy, u góry pomieszczenia od strony ogrodu, wejście z prawej strony: http://piotrala.republika.pl/plan_domu.png Orientacyjna wielkość pomieszczeń: 1. przedsionek - 3,2 m2 2. pralnia-kotłownia - 4,3 m2 3. hol z korytarzykiem - 7 m2 4. wc - 1,1 m2 5. gabinet - 8,8 m2 6. kuchnia - 8,8 m2 7. salon - 23 m2 8. jadalnia - 19 m2 9. przedpokój - 3 m2 10. sypialnia - 13,8 m2 11. pokój Piotrka - 13,7 m2 12. łazienka - 3,8 m2 Razem 109,5 m2. W sam raz dla trzyosobowej rodziny. Łazienka może wydawać się trochę mała, ale bez problemu zmieściły się w niej wszystkie potrzebne urządzenia: wanna z natryskiem, umywalka, bidet i sedes. Zaletą małej łazienki jest to, że mniej czasu potrzeba na jej sprzątanie Tak jak wcześniej pisałem, rozkład pomieszczeń został dopasowany do naszych upodobań i stylu życia oraz widoków z okien. Okna pomieszczeń podstawowych wychodzą na zieleń, a okna pomieszczeń pomocniczych na płoty sąsiadów. I o to chodziło Zauważcie, że między holem a salonem, salonem a jadalnią, jadalnią a kuchnią, kuchnią a holem, jadalnią a przedpokojem nie ma drzwi. Jest dużo otwartej przestrzni. Niebawem dalszy ciąg. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 15.06.2006 21:54 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Czerwca 2006 Mając już gotową koncepcję rozkładu pomieszczeń, zabieram się za wybór materiałów i konstrukcji budynku.Zainteresował mnie Ytong. Przeglądam MURATORA, odwiedzam hurtownie budowlane w poszukiwaniu informacji o tym materiale. Jeżdżąc po okolicy zwracam uwagę na budynki o bielusienkich jak świeży śnieg ścianach. Rozmawiam z ich właścicielami, każdy zadowolony z wyboru. Jeden mówi:- Panie, świetna technologia, dwóch ludzi wystarczy by mury postawić. I nie ma "polskiego robotnika na budowie", całego tego bałaganu z piachem, wapnem, betoniarką...Drugi mówi:- Tylko murarza wynająłem, sam byłem pomocnikiem, dwa tygodnie i mury stoją, a jakie równe...W międzyczasie załatwiam Warunki Zabudowy, żeby wiedzieć co można, a czego nie. Materiał na ściany zostaje wybrany, będzie nim Ytong.Dobieram nawet długości ścian żeby odpad materiału był możliwie mały.Np. ściany szczytowe mają długość równą 16x długość bloczka + jedna jego szerokość, podobnie ściany kuchni i sypialni od strony ogrodu 7x dł bloczka + jedna szerokość, itp, itd.Jakoś nie mogę pozbyć się tej manii projektowania (przez wiele lat konstruowałem sprzęt estradowy dla muzyków, wzmacniacze, zestawy głosnikowe...). Kolej na konstrukcję dachu.Mój drugi rozmówca buduje dom z poddaszem użytkowym. Pokazuje mi co się porobiło z krokwiami, pokazuje jak z płatwi kalenicowej zrobiła się śrubka (musiał ją wymienić). Nie podoba mi się to.Myślę sobie tak: skoro z założenia mam mieć budynek parterowy bez użytkowego poddasza może warto zrobić konstrukcję kratownicową, z sufitem podwieszanym, propagowaną przez MURATORA?50 km ode mnie jest wytwórnia takich konstrukcji. Jadę na zwiady.Jakieś takie cienkie te "ekierki", no ale "pracują w pionie", górny pas współpracuje z dolnym poprzez krzyżulce...Chyba mocne... Podbitkę będzie można bezpośrednio do dolnych pasów mocować, sufity zrobi się z płyt karton-gips...powinno wyjść taniej niż wlewanie betonowego stropu o powierzchni 120m2 i robienie tradycyjnej więźby dachowej z niesezonowanego drewna.Zapada decycja. Dach będzie miał konstrukcję kratownicową. Nie będzie mnie kusiło adaptowanie poddasza, nawet nie ma gdzie umieścić wygodnych schodów.Zresztą ludzie, którzy wybudowali domy z użytkowym poddaszem teraz budowaliby parterowe (przynajmniej ci, z którymi miałem okazję rozmawiać), codzienne bieganie po schodach przestało ich fascynować.Właściwie to ja nie przepadam za pomieszczeniami ze skośnym sufitem. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia piwnicy. Na pewno nie pod całym domem, może pod częścią gospodarczą? Tylko gdzie wpakować schody? Znów te schody. A tam, nie będę kopał takiej dziury w ziemi, robił ław schodkowych... Teraz jednak ten kawałek piwnicy by się przydał.Trudno, będzie taniej. Mając szkic projektu, wybraną technologię budowy i ustaloną konstrukcję dachu idę do wujka-projektanta. Ktoś musi przecież zrobić formalny projekt. Ustalamy jeszcze rodzaj pokrycia dachu. W firmie, tej od dachów, przekonywali mnie, ze ta konstrukcja wytrzyma ciężar dachówki cementowej czy ceramicznej. Wujek kręci nosem: - Cienkie te patyki - mówi. - Damy coś lżejszego - i wpisuje w dokumentację płyty faliste ONDULINE. Teraz ja kręcę nosem. Później decyduję się na blachodachówkę chociaż w papierach zostaje płyta falista. "Drobne" odstępstwo od projektu. Mając gotowy projekt architektoniczno-budowlany załatwiam jeszcze sprawy przyłączy. Wujek pomaga, zna parę osób więc wszystko idzie w miarę gładko. Wreszcie dostaję "Pozwolenie na bodowę". Jest zima, musimy poczekać parę miesięcy.Warunki zabudowy, projekty i pozwolenia na budowę przyłączy energetycznego, wod-kan i gazowego też zostają załatwione.Ale tych papierów trzeba nazbierać...jeszcze ZUD... o mapkach nie wspominając.Że też ludziom chce się budować w takich warunkach... Na wiosnę a właściwie prawie latem zaczynamy. Ale to już w kolejnym odcinku. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 17.06.2006 21:01 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Czerwca 2006 "Nadejszła...wiekopomna...chwila". Zgłoszenie rozpoczęcia robót złożone w urzędzie, kierownik budowy przyjął obowiązki, mogę zaczynać. Działeczka prezentuje się tak: http://piotrala.republika.pl/dzialka.jpg Ten bukszpan po środku, ocalał. Kilka drzewek owocowych niestety nie. Zaczynam od zakupu garażu blaszaka, zaplecze musi być. Mam co prawda starą drewnianą komórke, ale jest zagracona i niewiele już jest w stanie przyjąć pod swój dach. Widać ją w oddali z lewej strony. Najważniejsza rzecz na budowie - wychodek znajduje się za komórką. Garaż stawiam, a właściwie ekipa firmy w której go kupiłem, przy budynku gospodarczym sąsiada. Porządny facet, nie robił problemów z użyczeniem prądu na czas budowy. Po prostu elektryk zainstalował w moim garażu podlicznik (mam go do dziś), podpiął się do instalacji w garażu sąsiada i gotowe. Mam prąd na budowie i to trój-fazowy, wszystko jak należy. Kupiłem też 50 sztuk płyt chodnikowych, tych duzych (0,5x0,5 m), raaany jakie ciężkie... Zrobiłem z nich posadzkę w garażu. Grunt to "twardy grunt" pod nogami. Teraz trzeba sprawdzić narzędzia. Łopata jest (nawet dwie), szpadel jest, kielni nie ma, bańka na wodę jest, szlauch ogrodowy jest, przedłużacz elektryczny jest, betoniarka ... kurde nie ma betoniarki Kupiłem używaną. Trochę mała jak na taką robotę, ale przecież stropu betonowego nie będę wylewał to może wystarczy. Trzeba Wam wiedzieć, że jako typowa, tytułowa Zosia-samosia, fundamenty postanowiłem zrobić sam. Oczywiście z pomocą rodziny, nielegalnie, ale o tym ciiiii.... Żeby zrobić fundament potrzebna jest dziura w ziemi (a właściwie rowki zastępujące szalunek), trochę stali zbrojeniowej (do zastosowań niemilitarnych ), piasek, żwir, cement, woda, betoniarka, łopata (albo dwie), prąd, zapał do pracy i wiedza jak to wszystko połączyć. Zapotrzebowanie materiałowe zostaje policzone na podstawie objętości betonu, który trzeba będzie w ziemię wrzucić. Z "Poradnika majstra budowlanego" czy jakiejś innej mądrej książki dowiaduję się jakie są proporcje cementu, żwiru, piasku i wody aby uzyskać beton odpowiedniej klasy. Na podstawie "gęstości nasypowej" przeliczam objętość sładników na ich masę. Wiem już ile ton zwiru, piachu i cementu trzeba kupić. Niedaleko, jakieś 30 km, znajduje się kopalnia żwiru tzw. płukanego. Żwir jest wydobywany spod wody, a następnie selekcjonowany na poszczególne frakcje. Zamawiam piasek o uziarnieniu 0-3 mm oraz żwir 2-16 mm. Materiał przywożą Kamazy, 12-15 ton na raz. Ledwie mieszczą się w bramę. Na plac budowy dojeżdża też stal zbrojeniowa i cement. Materiał przywieziony. Można ciągnąć dalej. Razem z kierownikiem budowy wytyczamy fundamenty. Właściwie powinien to zrobić geodeta, ale po co gościa fatygować, mapki już sporządził i kaskę zarobił, później zrobi (i zarobi ) jeszcze inwentaryzację powykonawczą... Prawdę mówiąc, kiedyś budynek mogł wytyczać kierownik bez udziału geodety, a teraz podobno musi geodeta... Fundamenty wytyczone, można przystąpić do kopania. Tylko jak zrobić, żeby było prosto i pionowo? Ławy drutowe wiszą pół metra nad ziemią... Pomysł jest prosty. Biorę dwie równe deski, łączę je na końcach listewkami tak, aby odległość między deskami odpowiadała szerokości fundamentu. Następnie kładę kilka takich szablonów na ziemi, sprawdzam pionem czy leżą w odpowiednim miejscu i zaczynam kopać. Z uwagi na to, że ściany budynku są lekkie, a grunt nośny, nie ma potrzeby wykonywać szerszych ław niż ściany fundamentu. Znacznie upraszcza to robotę i obniża koszty. W następnym odcinku wylewanie fundamentów. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 21.06.2006 22:45 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Czerwca 2006 Przed rozpoczęciem wylewania fundamentów przygotowałem druty zbrojeniowe. Polegało to na przycięciu ich na długość i odpowiednim pozaginaniu. Tylko jak to zrobic? Stal zbrojeniowa o średnicy 10-12 mm nie bardzo daje się giąć paluszkami... Wykombinowałem sobie przyrząd złożony z dwóch solidnych płaskowników z zagiętymi końcówkami i wywierconymi w nich otworami. Przetykałem pręt zbrojeniowy przez te otwory i bez trudu mogłem powyginać go w odpowiednim miejscu. Pomagała mi Wiesia (my wife) przytrzymując końcówki wyginanych prętów i biegając z nimi, aby nie zaczepiały o ziemię. Mając przygotowane zbrojenie mogłem już przystąpić do artystycznego kopania dołków. Wbijałem szpadel w ziemię tuż przy deskowych szablonach pilnując i sprawdzając jednocześnie innym, małym szablonem, czy ściany wykopu są pionowe, a sam wykop ma odpowiednią szerokość. Grunt na mojej działce jest piaszczysty, tak więc ręczne kopanie nie sprawiało trudności i wykopy udały się znakomicie. Dodatkowo deskowe szablony zabezpieczały ściany wykopu przed osunięciem w przypadku stąpnięcia nogą zbyt blisko krawędzi. Teraz przyszła kolej na wyłożenie wykopów czarną folią budowlaną. Zrobiłem to za radą MURATORA, aby zaczyn cementowy nie wsiąkał w grunt osłabiając fundament. Po przestudiowaniu literatury fachowej zabrałem się za betonowanie. Jeden z forumowiczów przytacza w podpisie takie zdanie: „zadziwiające jest to, że składniki dobrego i złego betenu są dokładnie takie same” (chyba tak to brzmialo). Ja chciałem mieć ten dobry beton... Wylewanie z gruchy nie wchodziło w grę, z róznych względów. Pozostało „kręcenie” betonu we własnej betoniarce. Okazuje się, że tajemnica przygotawania dobrej mieszanki betonowej na budowie tkwi w kolejności operacji technologicznych. Najpierw sypałem do betoniarki odpowiednią ilość piasku i żwiru, a potem pół worka cementu. Oczywiście bęben betoniarki cały czas się obracał. Piasek i żwir leżące w pryzmach są zawsze trochę wilgotne co powoduje, że cement szybko do nich przywiera. Do tych wymieszanych na sucho składników powoli dolewałem odmierzoną ilość wody tak aby nie spowodować ich rozdzielenia się. „Ciasto” wychodzi pierwsza klasa. Można spokojnie ukręcić B-15 a nawet B-20. Oczywiście nie robiłem wszyskiego sam. Pomagałi mi kuzyn i jego syn. Bez nich nie dałbym rady. Ciekawe, że robotnicy na budowach robią dokładnie odwrotnie. Najpierw leją do betoniarki wodę, potem wrzucają cement, a na końcu sypią pospółkę i dolewają wody. To już nie jest to samo. Teraz należało tylko cyklicznie urabiać beton, dowozić taczką na miejsce i wrzucać go do wykopu, a raczej układać w wykopie bo mieszanka miała konsystencję gęsto-plastyczną. Fachowcy wiedzą w czym rzecz. Aby zmniejszyć zużycie betonu do „ciasta” ułożonego w wykopie były dosypywane „rodzynki” czyli po prostu polne kamienie różnej wielkości. Miałem ich całą stertę uzbieraną przez lata z myślą o takim zastosowaniu. Na swoim miejscu znalazło się też wcześniej przygotowane zbrojenie. Z racji niewielkiej pojemności betoniarki proces zalewania fundamentów podzieliłem na etapy. Najpierw narożniki, a potem wypełnianie prostych odcinków między nimi. Na koniec jeszcze warstwa wyrównująca grubosci ok. 10 cm na całym obwodzie fundamentów, coś w rodzaju wieńca. Dzięki staranności i dokładności fundament „trzyma poziom”, nie będzie kłopotów z częścią nadziemną. Efekt tej roboty wygląda tak: http://piotrala.republika.pl/fundamenty1.jpg To ja, a poniżej Wiesia, moja dzielna żonka http://piotrala.republika.pl/fundamenty2.jpg Jak się to mówi: „ wylazłem z ziemi”. Mam nadzieję, że nie znudziło Was to moje techniczne gadanie. Wkrótce dalszy ciąg. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 25.06.2006 17:13 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Czerwca 2006 Kolejnym etapem było wymurowanie nadziemnej części fundamentów. Najwygodniej było zrobić to z betonowych bloczków fundamentowych. Zamówiłem je w byłej "fabryce domów" obecnie zajmującej się produkcją galanterii betonowej. O ile pamiętam, tych bloczków było 740 sztuk. Jeden bloczek waży ok. 30kG, czym przewieść taką masę betonu? Znajomy kuzyna świadzył usługi transportowe wielką ciężarówką z jeszcze większą naczepą długości kilkunastu metrów. Idealny zestaw do takiego celu jak przewóz palet z materiałami budowlanymi. Załadunek palet w fabryce nie przedstawia żadnego problemu. Wózek widłowy radzi sobie bez trudu z kilkusetkilogramowymi paletami. Gorzej będzie z rozładunkiem. Ciężarówka jest tak duża, że nie ma szans aby wjechała na działkę. Wjeżdźanie paleciakiem na działkę o nieutwardzonej nawierzchni też jest niewykonalne. Pomyślałem, że wezmę kilku "amatorów piwa" spod sklepu i po kłopocie. Transport umówiony jest na godzinę 13-tą. Około 10-tej rozglądam się za "piwoszami". Co jest, żadnego nie ma? Pytam mieszkańca pobliskiej kamienicy, stale śledzącego co się wokół dzieje, gdzie się podziali "moi piwosze"?. - Panie, łoni już pijane leżom, trza było przyjść o 8-ej, do wieczora wytrzeżwiejom - pada odpowiedź. No i masz babo placek. Skąd tu teraz wziąć paru silnych i chętnych chłopa? Udaje mi się skrzyknąć kilku sąsiadów. Nie zawiedli mnie. Stawiają się wszyscy trzej. Ja czwarty. Samochod z bloczkami staje na ulicy tuż przy bramie, kierowca opuszcza burtę i zaczynamy rozładunek. Niezły trening, wypada po jakieś 5,5 tony betonu na łebka. Barujemy się z tym 2 godziny, aż nareszcie ostatni bloczek zmienia miejsce tymczasowego zakwaterowania. Ufff, budowanie to jednak cięęężki kawałek chleba. Do dalszych prac przy fundamentach wynająłem murarza. Machanie kielnią to nie jest "to co tygryski lubią najbardziej". Poza tym trzeba mieć wprawę w ręku. Majstra polecił mi jeden z inwestorów, o których wcześniej pisałem. Mówił, że gość jest solidny i nie miał z nim problemów. Ściana fundamentowa ma wg projektu 34 cm szerokości, w rzeczywistości też ma tyle, a bloczki fundamentowe 38x25x12 cm. Można było zrobić fundament na 38 cm, ale wtedy poszło by w ziemię więcej betonu bez potrzeby i należało by kupić więcej bloczków, które wychodzą drożej niż lany beton. Majster muruje więc bloczki na sztorc w dwóch rzędach, a 10-cio centymetrową lukę między nimi wypełniamy betonem kręconym na budowie dodając zbrojenie w narożnikach. Stan zero prawie osiagnięty. http://piotrala.republika.pl/cokol1.jpg Teraz przydało by się usunąć humus z obrębu fundamentów. Wcześniej tego nie robiłem bo ziemia stanowiła bezpłatny szalunek. Zacząłem wywozić ziemię, do czasu... przyszedł kierownik i oznajmij, że tego "piasku" nie ma sensu wybierać, to prawie jałowy grunt. Rzeczywiście, tylko perz jakoś sobie radził bez nawozu. Sąsiedzi też się dziwili, że ten grunt wybieram. Zaprzestałem więc dalszego wywożenia i skupiłem się na oczyszczeniu gruntu z pozostałości roślinnych. Teraz przyszła kolej na wrzucanie i zgęszczanie prawdziwego piachu. Znowu wynajmuję chłopaków, tych co bloczki nosili. Chętnie przychodzą bo im płacę im od ręki. Rozsypują warstwę grubości ok. 10 cm i ubijają ręcznie tzw. "babami". I tak kilka razy, warstwa piachu - ubijanie, warstwa piachu - ubijanie... Dni robią się coraz chłodniejsze, zaczynają się pierwsze przymrozki. Zabezpieczyłem główkę fundamentu pasami folii budowlanej przyciskając ją cegłami i zakończyłem sezon budowlany. Kierownik stwierdził, że to dobry moment na przerwę. Przez te kilka miesięcy fundament osiądzie, a piasek "utachnie" (jak się wyraził). Tak wyglądały fundamenty przed zimą: http://piotrala.republika.pl/cokol2.jpg Za kilka dni ciąg dalszy... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 15.08.2006 14:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Sierpnia 2006 Kilka dni przeciągnęło się do kilku tygodni Przyszła wiosna, a wraz z nią kolejny sezon budowlany. Fundamenty ładnie przezimowały, piasek wsypany do środka "utachnął", można zaczynać kolejny etap budowy. W kwietniu fachowcy przystąpili do wykonania studzienki rewizyjnej i przykanalika sanitarnego. Wymagało to pozwolenia na zajęcie pasa drogowego. Na szczęście sprawy w urzędzie załatwiłem szybko i bez problemów. Warunkiem wydania zgody było nienaruszenie asfaltowej jezdni. Operator koparki umiejętnie wykopał wielką dziurę przy jednej z bram (mam dwie) lawirujac między słupkami, betonowym progiem i przewodami telefonicznymi. Sąsiad miał pretensje, że piach z wykopu robotnicy wywalali przed jego bramę uszkadzając ją lekko, ale nie było innej możliwości. Jako człowiek z natury spokojny i delikatny szybko załagodziłem spór oferując pomoc przy naprawie jego bramy. Studzienka i przykanalik niebawem znalazły się na swoim miejscu, jezdnia asfaltowa nie została uszkodzona, natomiast odtworzenie nawierzchni podjazdu wyszło niestety trochę gorzej niż było przed rozpoczęciem robót. Widać fachowcom lepiej wychodziło układanie kanalizacji niż roboty brukarskie. Kanalizację wewnętrzną oczywiście postanowiłem ułożyć sam. Wykombinowałem, że w piachu ułożę tylko niezbędny jej fragment wyprowadzając dwa piony w odpowiednich miejscach. Przyłącza do przyborów sanitarnych rozprowadzę później i zabuduję płytami k-g. http://piotrala.republika.pl/kanaliza1.jpg Poziome odcinki kanalizacji ułożyłem dość płytko, zaledwie ok. pół metra pod przyszłą gotową posadzką schodząc niżej jedynie w miejscu wyprowadzenia rury na zewnątrz. http://piotrala.republika.pl/kanaliza2.jpg Następnie równiutko zasypałem wszystko piachem ocieplając nieco grunt pod podłogą styropianem gr. 5 cm. Ta warstwa styropianu stanowi też dylatację między "chudziakiem" a główką fundamentu. http://piotrala.republika.pl/piasek.jpg Potem na całej powierzchni budynku rozsypany został gruz ceglany stanowiący podkład po pierwszą wylewkę betonową i stabilizujący jej położenie. http://piotrala.republika.pl/cegla.jpg Tuż pod warstwą gruzu poprowadziłem kanały doprowadzające powietrze w pobliże kotła gazowego i kominka. Teraz przyszła kolej na betonowanie. I znowu z pomocą przyszli mi kuzyn i jego syn. Jak widać wylewka podzielona jest ściankami fundamentowymi na różnej wielkości pola co ułatwiło wyrównywanie świeżo położonego betonu. Pierwszego dnia układania betonu przeszła nad naszymi głowami solidna ulewa. No tak - pomyslałem sobie - świeży beton + taka ilość wody = kicha, ale poza zyskaniem pięknej porowatej struktury wylewka nie straciła swych właściwości. Dalej poszło już bez takich przygód. Betoniarka, którą dysponowałem dzielnie dawała sobie radę choć cały czas pracowała z maksymalną wydajnością. Gdy beton już dobrze dojrzał i pogoda się ustabilizowała przystapiłem do układania poziomej izolacji przeciwwilgociowej. Zastosowałem starą, sprawdzoną i niezawodna metodę - dwa razy papa na lepiku na gorąco. Izolacja ma w tym przypadku ok. 5 mm grubości i bardzo skutecznie zabezpiecza ściany przed kapilarnym podciąganiem wilgoci z gruntu. Znajomy u siebie zastosował izolację z folii, ale robotnicy położyli ją jednowarstwowo i na tyle niestarannie, że teraz ma kłopoty z wilgocią. A ja mam przysłowiowy "święty spokój". Tak wyglądał fundament i pierwsza wylewka przed rozpoczęciem murowania ścian. Ten kawałek rury wystający z boku fundamentu to wlot kanału doprowadzającego powietrze do kominka. http://piotrala.republika.pl/beton.jpg Murowanie ścian w następnym odcinku. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 15.10.2006 18:53 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Października 2006 Niech się mury pną do góry. Wreszcie przyszła kolej na najbardziej spektakularną część budowy - ściany i dach. Jako materiał na ściany zewnętrzne i działowe został wybrany Ytong. W czasie gdy obmyślałem koncepcję domu nie widziałem w pobliskich hurtowniach innego betonu komórkowego o chociażby zbliżonych właściwościach. Ponadto przy zakupie Ytong'a w cenę materiału był wliczony klej (jeden worek na paletę bloczków) i transport na miejsce budowy oraz usługa precyzyjnego wypoziomowania pierwszej warstwy bloczków (rzecz podstawowa w tej technologii). Do załatwienia pozostał tylko rozładunek palet i przewiezienie ich z ulicy na działkę. Wjazd ciężarówek bezpośrednio na plac budowy był niewykonalny. Odwiedziłem kilka miejscowych firm posiadających wózki widłowe i niestety prawie żaden nie nadawał się do jazdy po nieutwardzonym gruncie. Jedyny wózek zdolny do takich popisów był zepsuty bez widoków na naprawę w przewidywanej przyszłości. W jeszcze jednej firmie powiedzieli, że przyślą wózek, który sobie z takim terenem poradzi. No dobra... zobaczymy. Zamówiony materiał dotarł na miejsce o ustalonej godzinie, a wózka nie ma... no nareszczie przyjechał. Kółka miał rzeczywiście trochę większe niż inne wózki, ale patrzyłem na niego z obawami tym bardziej, że w nocy sporo padało i grunt trochę rozmiękł. Pierwsza paleta wjechała na plac bez problemu, druga jako tako, przy trzeciej widlak zakopał się na amen. Potrzebna była pomoc jednej z ciężarówek, aby go z tej pułapki wyciągnąć. I teraz dylemat, co z tym fantem zrobić? Podejmuję decyzję, że palety zostaną ustawione na skwerku tuż przed płotem, najwyżej zapłacę mandat za niszczenie zieleni. Później bloczki będą przenoszone ręcznie w miarę posuwania się roboty. Teraz rozładunek odbył się już bez żadnych zakłóceń, a zamiast siatki miałem "murowany" płot. Chyba tydzień później przyjechał fachowiec z Ytonga, aby przy pomocy niwelatora ułożyć pierwszą warstwę bloczków i udzielić instruktażu mojemu murarzowi (choć ten już budował w tej technologii). Teraz wyszło coś, czego się fachowiec nie spodziewał. Różnica poziomów w narożnikach fundamentu nie przekraczała 4 milimetrów!!! A fundamety mają obrys 10x13,8 m. Rozpoczyna się wielkie murowanie. Dorabiam w betoniarce zaprawę cementową 1:3 i ruszamy. Fachowiec ustawia niwelator i po kolei kładzie bloczki narożne wyrównując ich położenie, aby były na jednym poziomie. Następnie rozpoczyna układanie pierwszej wartwy pokazując, jak prawidłowo należy dokładać kolejne bloczki. Potem pałeczkę przejmują mój majster z pomocnikiem. Do donoszenia bloczków zatrudniam tych samych chłopaków, którzy przedtem pomagali mi przy sypaniu i ubijaniu piachu. Robota posuwa się szybko. Niewątpliwą zaletą wybranej technologii jest to, że zaprawę murarską, a właściwie klej dorabia się we wiaderku przy pomocy wiertaki z zamocowanym mieszadłem. Proste i skuteczne. W trakcie murowania przez murarza kolejnej warstwy bloczków jego pomocnik sprawdza dwumetrową łatą warstwę poprzednią i wielką pacą z grubym papierem ściernym wyrównuje drobne odchyłki zmiatając pył szczotką. Po kilku dniach dom zaczyna nabierać kształtów, a Piotrek z Mikusiem przechadzali się po wnętrzach: http://piotrala.republika.pl/mury01.jpg a po jeszcze kilku dniach ściany osiagają zadaną wysokość: http://piotrala.republika.pl/mury02.jpg te kikuty na wierzchu wieńca to kotwy, do których będzie przymocowana konstrukcja dachu. Wieniec został wylany razem z nadprożami okien. Nadproża są wykonane w systemowych kształtkach U tzw. "uszalach", a szalunkiem dla całego wieńca są płytki Ytong o grubości 7,5 cm. Zbrojeniem zajął się stary fachowiec polecony przez murarza. Kierownik budowy też go znał. Przy wylewaniu wieńca uczestniczyłem obsługując betoniarkę i kręcąc w niej B15, a może jeszcze lepszy... We wrześniu pogoda była fatalna, ciągle padało. Musiałem zabezpieczać wierzch ścian przed deszczem, aby nie namiękły. Wystarczyło ułożyć na murach pasy folii i przycisnąć je cegłami. Z chudziaka zbieraliśmy wodę wylewając ją na zewnątrz. W październiku znowu wyjrzało słońce. Teraz do pracy przystąpili dekarze. Konstrukcję więźby dachowej zamówiłem we Włocławku w firmie spcjalizującej się w tego typu usługach. Jest to konstrukcja identyczna, jak ta stosowana w "kanadyjczykach". Uznałem, że przy poddaszu nieużytkowym tego typu rozwiązanie jest tańsze, niż wylewanie betonowego stropu i tradycyjna konstrukcja więźby. Majster zaczął od wyznaczenia osi budynku. Z pomiarów wyszło, że długości ścian szczytowych na poziomie wieńca różnią się o niecałe 3mm na 10 metrach!!! - Chłopaki wyrzucać calówki, tu bedziemy suwmiarką mierzyć - żartował, i "ekierki" powędrowały na górę: http://piotrala.republika.pl/dach01.jpg Dekarze wykonali też konstrukcję werandy od strony ulicy: http://piotrala.republika.pl/dach02.jpg a murarz podciągnął ściany szczytowe powyżej wieńca i wymurował jeden z kominów: http://piotrala.republika.pl/dach03.jpg drugi komin, ten od kominka, postanowiłem wybudować później, bo nie mogliśmy się zdecydować, czy kominek ma być otwarty, czy z wkładem grzewczym, a z tym wiązało się usytuowanie i wielkość komina. Błąd, takie rzeczy należy definitywnie ustalić przed rozpoczęciem budowy. Dekarze dokończyli swój odcinek pracy kładąc folię wstępnego krycia Antivil 140 UVT, nabijając kontrłaty i łaty (zostały one wcześniej zaimpregnowane Boramonem 170): http://piotrala.republika.pl/dach04.jpg a następnie położyli pokrycie z blachodachówki SARA w kolorze ceglastym i zamontowali orynnowanie KANION Wavin. Efekt tych prac wyglądał tak: http://piotrala.republika.pl/dach05.jpg Ciąg dalszy niebawem... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 25.12.2006 12:35 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Grudnia 2006 Dach gotowy, teraz deszczyk może sobie padać Chałupka pod dachem wyglądała tak: widok na salon - w miejscu stojącej drabiny powstanie później komin, a obok kominek (miał być tradycyjny otwarty, a będzie z wkładem), przed pilastrem jest przejście do części nocnej domu, do dolnych pasów wiązarów kratownicowych zostanie przymocowana konstrukcja sufitu: http://piotrala.republika.pl/budowa/01.jpg widok na jadalnię - z jadalni jest wyjście do ogrodu i przejście do kuchni: http://piotrala.republika.pl/budowa/02.jpg To część nocna domu. Tutaj będzie sypialnia, pokój Piotrka, a między nimi łazienka i przedpokój: widok na sypialnię: http://piotrala.republika.pl/budowa/03.jpg widok na pokój Piotrka: http://piotrala.republika.pl/budowa/04.jpg Izolację przeciwwilgociową pod ścianki działowe wykonałem z dwóch warstw papy na lepiku. Do tego komina będą przylegać kuchnia, pomieszczenie godpodarcze i małe WC, między kominem a ścianą z Ytong'a jest drugie wejście do kuchni: http://piotrala.republika.pl/budowa/05.jpg Tutaj też wykonałem izolacje pod ścianki działowe. Ściana między kuchnią a pomieszczeniem gospodarczym wymurowana jest z cegły pełnej i poprawia stabilność komina. A tak wygląda poddasze nieużytkowe. Środkiem będę mógł swobodnie chodzić w pozycji wyprostowanej, oczywiście po zamontowaniu podłogi z desek: http://piotrala.republika.pl/budowa/06.jpg Teraz przyszła kolej na zabezpieczenie domu na zimę. Podmurowałem ściany podokienne na odpowiednią wysokość i zamontowałem własnoręcznie zrobione "okna" i "drzwi". Ramki wykonałem z pozostałości łat, a "szyby" z folii, w którą były zapakowane palety bloczków Ytong. Folia okazała się zupełnie niewrażliwa na promieniowanie słoneczne i mróz. Tak wyglądał nasz domek przypruszony pierwszym zimowym śniegiem. Widok od strony wejścia na posesję: http://piotrala.republika.pl/budowa/07.jpg Widok od strony południowej: http://piotrala.republika.pl/budowa/08.jpg Widok od strony ogrodu. Przy jadalni dobudowany będzie taras. Problemem jest blisko położona studnia, ale mam nadzieję, że coś wymyślę aby ją wkomponować w otoczenie. Trochę szkoda by było dobrej wody do podlewania ogrodu: http://piotrala.republika.pl/budowa/09.jpg Widok od strony pólnocnej. W tym narożniku znajduje się kuchnia. Okna zaczynają się na wysokości 115 cm od poziomu gotowej podłogi. Tym małym oknem na elewacji bocznej wpada zdumiewająco dużo światła: http://piotrala.republika.pl/budowa/10.jpg Kolejne prace budowlane odłożyliśmy do wiosny nastepnego roku. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 25.02.2007 19:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Lutego 2007 Kolejny sezon budowlany rozpocząłem od wykonania instalacji elektrycznej. Elektrycy zjawili się w umówionym terminie i rozpoczęli swoją rabotę. Położenie wszystkich gniazdek i wyłączników ustaliłem wcześniej żeby na budowie już nic nie improwizować. Wykonywanie instalacji w ścianach murowanych z betonu komórkowego jest chyba łatwiejsze niż w ścianach ceramicznych. O tym fakcie panowie elektrycy zdawali się nie wiedzieć bo, szczególnie jeden pomagier zawsze przy wierceniu otworu brał do ręki młotowiertarkę, a mówiłem mu wcześniej, że wystarczy zwykła wiertarka i wiertło widiowe. Któregoś dnia próbował nawet przewiercić nadproże okienne w miejscu gdzie opierało się na ścianie! - Panie, tam jest zbrojenie nadproża zabetonowane! - krzyczę, - To mi nie przeszkadza - odpowiada i dalej bębni młotowiertarką w beton. - Ale mnie przeszkadza, niech pan zrobi to przejście do lampy pod nadprożem (chodziło o lampę oświetlająca taras). Ręce i majtki opadają... Jak zwykle panowie nie mają wszystkich narzędzi, tym razem nie dysponowali rylcem do wykonywania bruzd w Ytong'u. Pewnie wszystkie ostatnie i następne budowy były i będą "ceramiczne" i żal było kaski na nowe narzędzie... kupiłem własne. Dalej wszystko poszło już gładko. Do świetlenia położyli przewody 3x1.5, a do gniazdek 3x2,5. Oświetlenie podzielono na dwa obwody. I obwód objął część gospodarczą i gabinet, II obwód część dzienną i nocną. Zasilanie gniazdek też podzielono na dwa obwody. I obwód pomieszczenia od strony ogrodu. II obwód pomieszczenia od strony ulicy. Osobne zasilanie mają kuchnia i pralnia-kotłownia. Elektryk namówił mnie jeszcze na doprowadzenie dodatkowego zasilania 3-fazowego do kuchni na wypadek gdybym chciał zainstalować płytę indukcyjną czy coś w tym rodzaju. Wyprowadzony tez został kabel 3-fazowy na zewnatrz budynku z myslą o późniejszym garażu. Zrobiłem fotografie wszystkich pomieszczeń sporządzając dokumentację powykonawczą przebiegu instalacji. Tu jedna tych fotek, kawałek jadalni z wyjściem do ogrodu. To tu pomagier chciał nadproże na wylot przewiercić. http://piotrala.republika.pl/elektryka.jpg Pomieszczenia przechodnie, tzn. salom, jadalnia i hol, są wyposażone w intalację typu schodowego. Zapalam światło przy jednym wejściu, a po przejściu przez pomieszczenie wyłączam przy drugim wejściu. Praktyczny sposób, polecam. Na przyłączenie do sieci niestety musiałem trochę poczekać. Zakład energrtyczny musiał coś tam przerobić w związku ze wzrostem zapotrzebowania na moc w okolicy. Na dobrą sprawę i tak nie bardzo mogli przyłączyć budynek bo przecież intalacja wewnętrzna nie była całkowicie skończona, brakowało gniazdek, wyłączników, kostek podłączeniowych na wyprowadzeniach do żyrandoli. Elektrycy dogadali się z energetykami, że dla bezpieczeństwa tymczasowo odłączą przewody w skrzynce rozdzielczej za bezpiecznikami i przyłącze do sieci zostało w końcu wykonane. W skrzynce rozdzielczej miałem podłączone jedno gniadko abym mógł korzystać z prądu. Dobre i to... Teraz przyszła kolej na okna. Wybrałem drewniane z firmy "Stolarka" Wołomin, jednoramowe, z zestawem szybowym k=1,1. W sumie 11 sztuk. Od strony jednego z sąsiadów były przewidziane w projekcie pustaki szklane (odległość od granicy 3m) ale ja postanowiłem jednak wmontować tam małe okna, jedno włażience i jedno na strychu. Sąsiadowi się to nie bardzo podobało. Pretensje miał w sumie słuszne choć w jego budynku okna też wychodziły na moją stronę a odległość od granicy była nawet mniejsza niż 3 metry. Nakleiłem na szyby po wewnętrznej stronie matową folię samoprzylepną i w ten sposób ani on nie będzie widział co się u mnie w łazience dzieje ani ja nie będę wydział jego wychodzącego w gaciach do ogrodu. W hurtowni gdzie zakupiłem okna polecono mi montażystę. Samemu nie dałbym rady tych okien zamontować. Zadzwoniłem do niego aby umówić się na montaż. Ustaliliśmy termin i cenę. Pogoda dopisywała więc jak tylko okna przyjechały na budowę wzięliśmy się do roboty. Montażysta wziął sobie do pomocy swojego wójka. Patrząc jak się panowie zabierają za montaż pomyślałem: - no nie, zaraz ich wygonię, jakoś tak bez składu się ruszają... ale teraz, nagle szukać innych? e... zobaczymy jak dalej pójdzie. Na wszelki wypadek cały czas byłem obecny na budowie sprawdzając dokładność montażu. Okna zostały przykręcone do ościeży za pomocą stalowych kotew i uszczelnione pianką poliuretanową. W kilku miejscach pianka ubrudziła jednak ramy. Należało wcześniej skorzystać z jakiejś taśmy zabezpieczającej ale to powinien chyba przewidzieć montażysta . Trudno później się te miejsca oczyści. Po utwardzeniu się pianki sprawdziłem poprawność otwierania i zamykania się okien. Jest bez zarzutu. Wszystko działa należycie, nic się nie wypaczyło ani nie zwichrowało. Następna robótka to wykonanie podbitki na zewnątrz domu. Facet od okien miał trochę wolnego więc zaczęliśmy montować tę podbitkę we dwóch. Wójkowi montażyszty podziękowałem widząć wcześniej jego niewprawne ruchy przy montażu okien. Na podbitkę wykorzystałem białe panele komorowe szerokosci ok. 10 cm i panele wentylacyjne. Jako konstrukcja nośna wykorzystane zostały dolne pasy wiązarów wystające poza ściany. Wystarczyło od spodu przykręcić poprzeczne listwy i do nich przy pomocy metalowych żabek, zszywek i takera mocować przyczęte na wymiar panele. Majster od dachu zrobił obróbkę blacharską desek okapowych tak, że końcówki paneli chowały się za blaszanym kapinoskiem bez konieczności stosowania listew wykończeniowych. Nad werandą przykręciliśmy płyty OSB w celu usztywnienia jej konstrukcji a dopiero do tych płyt mocowaliśmy podbitkę. Wszystko prosto i prostopadle, czyli tak jak lubię. W następnym odcinku tynki wewnętrzne i instalacja c.o. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 22.04.2007 19:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Kwietnia 2007 Przyszła kolej na tynki wewnętrzne. Po lekturze Muratora zdecydowaliśmy się na tynki gipsowe układane maszynowo. Teraz uważam, że należało jednak zrobić tynki wapienno-cementowe. Tynk gipsowy jest miękki i podatny na uszkodzenia. Ekipę tynkarzy polecił mi elektryk. Współpracowali razem wcześniej więc jeden drugiemu robotę nadaje. Szef tynkarzy okazał się rzeczowy i komunikatywny. Gorzej z terminowością, miał przyjść na robotę w maju, a przyszedł w lipcu. Ekipa rozpoczęła pracę od zabezpieczenia okien przed zabrudzeniem. Do dolnych pasów wiązarów też przymocowali folię na szerokość około pół metra od ścian. Chodziło o to, aby tynk rzucany przez agregat nie zabrudził przypadkiem wiązarów i folii dachowej. Tynkarze umocowali też wszystkie puszki elektryczne, zatynkowali ręcznie bruzdy z przewodami elektrycznymi i zamontowali metalowe listwy we wszystkich ościeżach. http://piotrala.republika.pl/tynki1.jpg http://piotrala.republika.pl/tynki2.jpg http://piotrala.republika.pl/tynki3.jpg Po tych pracach przygotowawczych przystąpili do właściwego tynkowania. Ciekawie wyglada takie tynkowanie. Agregat wytwarza zaprawę tynkarską na bieżąco. Podczas przepływu wody przez mieszalnik dodawana jest do niej sucha zaprawa gipsowa i długim wężem gumowym podawana do dyszy wylotwej. Majster kieruje szprycę na ścianę układając tynk poziomymi pasami od góry do dołu. W miedzyczasie pracownik dosypuje kolejne porcje suchej zaprawy do pojemnika maszyny. Po zarzuceniu całej ściany masą tynkarską majster ściągał jej nadmiar długą łatą. Po wstępnym związaniu (ok. 3 godziny) pracownik zraszał ścianę mgiełka wodną i pacą z przymocowaną do niej gąbką przecierał tynk aż do pojawienia się na jego powierzchni mleczka wapiennego. Nastepnie tzw. żyletą panowie wygładzali powierzchnię tynku. Po około dwóch tygodniach schnięcia tynki wewnętrzne były gotowe. Teraz ja wkroczyłem na plac boju. Jakiemu majstrowi chciałoby się przyjść układać izolację przeciwwilgociową na podłogach... Ten temat postanowiłem załatwić sam. Zastosowałem stare sprawdzone rozwiązanie, papa na lepiku na gorąco. Były wakacje więc miałem pomocnika w osobie mojej małżonki. W układaniu i klejeniu papy pomagał mi też kuzyn. Wiesia zajmowała się kucharzeniem. Rozpalała ogień pod kociołkiem i dbała aby lepik cały czas był gorący. Trochę przekadzała nam pogoda, gdy zaczynaliśmy grzać lepik zdarzało się, że nadchodziły ciemne chmurki i padał deszcz. Przycięte pasy papy przed przyklejeniem rozkładałem na dworzu, aby słońce ją trochę podgrzało. Papa robi się wtedy miękka i łatwiej ją układać. Dzień pracy wyglądał następująco, przed południem rozpalaliśmy ogień pod kociołkeim z lepikiem, potem przycinaliśmy papę i układaliśmy "na słońcu", a po południu przyjeżdżał kuzyn i kleiliśmy papę do podłoża. A to efekt tej czarnej roboty: http://piotrala.republika.pl/papa.jpg Później na papę ułożyłem jeszcze czarną folię budowlaną. Brzegi folii wywinąłem na ściany na wysokość ok 20 cm. Folia stanowi dodatkowe zabezpieczenia przeciwwilgociowe i oddziela styropan od papy. Ze styropianu zrobiłem izolację termiczną podłogi na gruncie, ale o tym napiszę później. Wreszcie we wrześniu do pracy mogła przystąpić firma zajmująca się instalacjami centralnego ogrzewania. Po wielu przemyśleniach wybrałem instalację centralnego ogrzewania wykonaną z rur miedzianych w układzie rozdzielaczowym, wyposażoną w grzejniki płytowe Purmo i kocioł dwufunkcyjny z zasobnikiem i sterownikiem pokojowym. Wiekość i rodzaj grzejników dobierałem samodzielnie korzystając z literatury i materiałów informacyjnych producenta. W końcu jestem facet techniczny, no nie? Szef instalatorów chciał mi "wcisnąć" grzejniki Regulus, ale mnie nie podobał się ich wygląd, a poza tym w niektórych pomieszczeniach pod półtorametrowym parapetem byłby grzejnik o szerokość 60 cm. Wyglądałoby to nieładnie. Rury c.o. kazałem ułożyć na pierwszej warstwie izolacji termicznej czyli na płytach styropianu o grubości 5 cm. Aby jednak panowie nie pognietli dobrego styropianu dałem im do dyspozycji kilkanaście sztuk płyt odpadowych aby na nich układali rury, a ja po zakończeniu ich pracy ułożę sobie właściwą izolacje termiczną. W ten sposób izolacja termiczna nie jest nigdzie uszkodzona ani nie ma zmniejszonej grubości. Rury miedziane były rozwijane z kręgów i izolowane spacjalna pianką w czerwonej otulinie, zdaje się :thermaflex". Do każdego grzejnika biegną od rozdzielacza dwie rurki. Podobno jest to dobry system. Nie ma żadnych połączeń pod podłogą, nie ma więc co przeciekać. Rozdzielacz umieszczony został w korytarzyku prowadzącym do kuchni. Fachowcy z tej samej firmy wykonali też wewnętrzną instalację gazową i zamontowali kocioł oraz wkład kominowy ze stali kwasoodpornej. Teraz do pracy przystąpiłem ja. Ułozyłem płyty styropianowe w dwóch warstwach po 5 cm każda. W miejsce wygniecionych, odpadowych płyt powstawiałem nowe. Rury od c.o. wraz izolacją mają średnicę ok. 3 cm. Obok tych rur powstawiałem więc odpowiednio docięte płyty styropianu o grubości 3 cm, a następnie te fragmenty przykryłem płytami grubości 2 cm. W ten sposób rury c.o. są ułożone w drugiej warstwie izolacji termicznej i nie bedą zalane betonem. Ułozyłem też rury do ciepłej i zimnej wody użytkowej prowadzące do łazienki. Do tego celu użyłem rur Pex-Alu-Pex, które można prowadzić po podłodze tak samo jak rury miedziane. W tym przypadku również nie ma pod podłiga żadnych złączek hydraulicznych. Rura wchodzi pod podłoge w jednym miejscu i wychodzi spod niej w miejscu docelowym. Tu zamiast izolacji "thermaflex" zastosowałem zwykłe peszle. Mają mniej więcej tę samą średnicę zewnętrzną. Dzięki temu mogłem rury do wody użytkowej poprowadzić tuż przy rurach do c. o. i wspólnie je nakryć styropianem. Wzdłuż ścian ułożyłem paski styropianu o grubości 1 cm mające za zadanie oddylatowanie przyszłej wylewki betonowej od ścian. Tak wygląda artystyczne układanie izolacji termicznej podłogi na gruncie w moim wykonaniu Przy rozdzielaczu najtrudniej było podłożyć nowy styropian. http://piotrala.republika.pl/rury1.jpg W holu rury rozchodzą się. Pod rurami do c.o. przeprowadziłem rury do wody użytkowej (to te dwie w czerwonym i jedna w niebieskim peszlu). http://piotrala.republika.pl/rury2.jpg Rury do wody użytkowej wchodzą pod podłogę w WC... (obok rury zasilajace rozdzielacz c.o.) http://piotrala.republika.pl/rury3.jpg ...przebiegają przez salon i jadalnie wraz z rurami od grzejnika łazienkowego... http://piotrala.republika.pl/rury4.jpg ... i wychodzą z podłogi w łazience. http://piotrala.republika.pl/rury5.jpg Te rurki zasilają kaloryfery w salonie i w pokoju Piotrka. http://piotrala.republika.pl/rury6.jpg Oczywiscie przytoczyłem tylko niektóre zdjęcia instalacji, ale sfotografowałem przebieg wszystkich podłączeń aby mieć dokumentacje powykonawczą. A tak wygląda finał moich zmagań. Ta "dziura" w podłodze przy pilastrze to miejsce na przyszły kominek. Fragment salonu... http://piotrala.republika.pl/styropian1.jpg ... i korytarzyk prowadzący z holu do kuchni. http://piotrala.republika.pl/styropian2.jpg Na tym zakończyłem bieżący sezon budowlany. Kolejne prace ruszyły na wiosnę, ale o tym w kolejnym odcinku. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 16.09.2007 22:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 16 Września 2007 Witam ponownie Po zimowej przerwie, którą dom i wykonane już instalacje przeżyły bez szwanku (nic nie zginęło ani nie uległo zniszczeniu), przyszedł czas na wykonanie wylewek podłogowych. Zacząłem od przywiezienia odpowiedniej ilości piasku, takiego samego jaki był użyty do zalewania fundamentów. Wynająłem wywrotkę i pojechałem (jako pasażer ma się rozumieć ) po materiał do odległej o kilkadziesiąt kilometrów żwirowni gdzie był dostępny piasek i żwir tzw. płukany, kopany spod wody i sortowany na frakcje. Dwoma kursami ciężarówka przywiozła kilkanaście ton grubego, ostrego piachu, idealnego na wykonanie wylewek. Piasek nie zawierał żadnych części pylastych ani gliny. Umówiona wcześniej ekipa budowłańców zjawiła się na placu budowy w pełnej gotowosci bojowej Panowie ostro zabrali się do pracy. Najpierw na izolacji termicznej ułożyli stalowe siatki zbrojące, potem poukładali i wypoziomowali rurki prowadzące, a następnie wylali przygotowany beton, wstępnie go wyrównując. Teraz wiem, że lepszy byłby podkład robiony miksokretem, ale widać fachowcy nie dysponowali takim urządzeniem, a ja też nie miałem pojęcia, że coś takiego istnieje. Dowiedziałem się dopiero tu na forum. Niestety to już była przysłowiowa musztarda po obiedzie . Starałem się dokładnie wyliczyć potrzebną ilość cementu, piachu było w nadmiarze. Pod koniec wylewania okazało się, że pozostało 14 worków cementu. Ki diabeł, pomyślałem. Zużyli za mało cementu ! Oszczędni tacy, czy co? Okazało się, że pomocnik obsługujący betoniarkę sypał do niej czubate łopaty piachu, pewnie dlatego że piasek był wilgotny i nie osypywał się. Miał być beton B15, będzie trochę mniej. Mówi się trudno, chyba się ten podkład nie rozleci. Następnego dnia ekipa przystąpiła do ostatecznego wyrównywania i zacierania powierzcni wylewki. W sumie podkład zrobili równiutko i idealnie poziomo,nie było żadnych widocznych zagłębień czy odchyłek w narożnikach. Nic się nie opuściło ani nie podniosło. W pomieszczeniach tzw. mokrych, czyli łazience, wc i pralni kotłowni poziom wylewki został obniżony o 1 cm. Podobno tak się robi Teraz pozostało polewać beton aby zbyt szybko nie wyszechł. Tu popełniłem błąd. Chyba zbyt często polewałm wylewkę utrudniając wiązanie cementu. Wylewka była przecież robiona w pomieszczeniach zamkniętych, pod dachem, a zatem odparowanie wody było urtudnione. Otwierałem co prawda okna, ale akurat pogoda była deszczowa i wiatry hulały więc istniało ryzyko rozbicia szyb. Widok z salonu w kierunku jadalni i kuchni: http://piotrala.republika.pl/wylewka4.jpg i widok na kuchnię: http://piotrala.republika.pl/wylewka3.jpg Po miesiącu wylewka wydawała się być sucha. Postanowiłem jednak odczekać z kolejnymi robotami jeszcze dwa miesiące. Woda zarobowa mogła przecież przesączyć się szczelinami pod styropian i tam pozostawać przez dłuższy czas. Gdy uznałem, że można już bezpiecznie kontynuować budowę zabrałem się za wykonanie sufitu podwieszanego. Zaopatrzyłem się w wełnę mineralną IsoMata gr. 12cm i SuperMata gr. 5 cm z firmy ISOVER. Jest to wełna mineralna szklana o bardzo dobrych parametrach izolacyjnych. Jest lżejsza od weły mineralnej skalnej i mniej się z niej prószy przy układaniu. To prószenie to prawdziwa zmora o czym miałem się wkrótce przekonać na własnej skórze. W pracy pomagał mi syn kuzyna. Nie miał akurat nic innego do roboty. Wełna ISOVER dostarczana jest w rolkach o szerokości 1,2m. Po rozwinięciu Isomata gr 12 cm ma długość 4,5m. Cięliśmy tę rolkę na odcinki długości 90 cm i układaliśmy pomiędzy dolne pasy wiązarów. Rozstaw osiowy wiązarów (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi) wynosi 91 cm. Wolna przestrzeń pomiędzy nimi ok 87 cm. Tak więc wełna idealnie, z lekkim wciskiem wpasowywała się między "deski". Po wciśnieciu odcinka wełny między wiązary zabezpieczałem ją przed wypadnięciem przeciągając poprzecznie mocny polipropylenowy sznurek rolniczy. Jest bardzo dobry do tego typu zastosowań. Sznurek mocowałem zszywkami używając zwykłego takera tapicerskiego. Tu fragment ocieplenia sufitu w jadalni: http://piotrala.republika.pl/wylewka2.jpg http://piotrala.republika.pl/wylewka1.jpg Zdjęcia wyszły trochę ciemne. Robiłem je zwykłym aparacikiem i skanowałem. Przy tej robocie trzeba używać odzieży ochronnej, okularów i maski przeciw pyłowej. Ale i tak czuje się "igiełki" za koszulą i na rękach. Okropne uczucie,brrrrrr.... Po uporaniu się z pierwszą warstwą wełny zabrałem się za wykonanie stelaża. Ale wcześniej trzeba było wymurować brakujacy komin do kominka. Kominek zaprojektowałem sam, dobierając układ cegieł klinkierowych. Do wykonania obudowy i wymurowania komina zatrudniłem murzarza, który pracował u mnie wcześniej. Miał akurat kilka dni wolnego. Ja dyktowałem a murarz układał cegły Murowany fragment kominka wyglądał tak: http://piotrala.republika.pl/kominek.jpg Teraz ja zabrałem się do dzieła Najpierw "zasięgnąłem języka", poczytałem zalecenia producentów systemów suchej zabudowy i tak dalej... przygotowałem się teoretycznie do wykonania zadania. Wybrałem prosty ruszt jednopoziomowy. Jest kłopotliwy podczas poziomowania ale skoro na skosach poddaszy użytkowych się sprawdza to i na sufit powinien być bobry, sczególnie, że będzie mocowany do równomiernie zamontowanych wiązarów. Niestty nie mam fotek z tej fazy budowy, byłem zbyt zajęty robotą aby mysleć o pozowaniu W pewnym momencie ogarnęło mnie przerażenie. Do wykonania jest dwanaście sufitów podwieszanych !!! Tyle pomieszczeń jest w moim domu, a każde pomieszczenie to odzielny sufit ! Trudno, jakoś sobie poradzę Wykorzystałem poziome linie, które kiedyś (chyba o tym wspominałem) wyrysowaiśmy z Wiesią przy pomocy węża wodnego na ścianach wszystkich pomieszczeń. Te linie posłuzyły wcześniej do wypoziomowania wylewki (hmmm... chyba jednak nie wspominałem ). Teraz przeniosłem te linie o metr10 do góry i miałem wytrasowane miejsce mocowania profili przyściennych UD. Profile mają długość 4 metry. Co 40 cm ponawiercałem otworki do mocowania profili do ściany. Następnie, podpierając profile drewnianymi listwami przykładałem je do ściany i zaznaczałem miejsca wiercenia otworów (podobno nie powinno sie mówić dziur ) pod kołki rozporowe. W Ytongu sprawa była prosta, otworki wychodziły dokładnie w miejscu ich wytrasowania, trudniej było wiercić w betonowym wieńcu. Czasami wiertło uciekało nieco w bok ale nie na tyle aby były problemy z mocowaniem profili. Później zabrałem sie za przykręcanie wieszaków ES125 służących do mocowania profili głownych CD 60. Przyjąłem rozstaw tych profili równy 40cm. Tyle zalecają firmowe poradniki. Aby wieszaki znalazły sie w jednej linni w profile UD poprzecznie do wiazarów wpinałem profil CD ustawiając go w odpowiednim miejscu, Teraz mogłem poprzykręcać wieszaki mając pewność, że znajdą się w jednej linni. Do poziomowania profili CD uzyłem dwumetrowej łaty i mocnego szpagatu. Profile łaczyłem z wieszakami używając po cztery "pchełki" na każdy wieszak. Mam pewność,że połączenie jest wystarczająco mocne. No dobra, nie będę szczegółowo opisywał jak się za to poziomowanie zabrałem, ale pochwalę się, że całą operacje wykonałem sam samiutenki:) . Jakby ktoś był zainteresowany, odpowiem na priv albo w komentarzach Do środka profili powkładałem paski wełny SuperMata. Tej samej wełny użyłem do wypełnienia przestrzeni między profilami. Jako jej podparcie posłużyły odgięte w bok końcówki wieszaków ES 125. Wełna świetnie zaklinowała się, bez tendencji do wypadania. Ciekawostką jest to, że wełna ISOVER o nominalnej grubości 12cm rozpręża się do ok 14cm, a ta o gr. 5cm do ok 6cm. Zatem łączna grubość izolacji termicznej sufitu wyniosła ok 20cm. Chyba wystarczy aby nie zmarznąć? W kolejnym odcinku będę mocował paroizolację i płyty kartonowo-gipsowe. Przepraszam, że zanudzam Was tymi wszystkimi drobiazgami, ale tytuł wątku zobowiązuje . Do zobaczyska Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
andre59 04.12.2007 10:24 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Grudnia 2007 Obiecałem Veruni i Brazie, że dalszy ciąg napiszę w niedzielę, ale "I hade a mission" tzn, przynieśli wzmacniacz gitarowy do naprawy. Firma dobra (Trace Elliot, wtajemniczeni wiedzą o kogo chodzi ) więc nie mogłem oprzeć się pokusie zrysowania całego schematu ideowego, a że to zajęcie żmudne trochę czasu mi zeszło. Przynajmniej mam schemat czyli, jak każdy elektronik wie, podstawę wszelkiego jestestwa w tej branży ). Musiałem dorobić tzw. footswitche bo panowie kupując ten sprzęt w Niemczech nie dostali ich w wyposażeniu. Teraz napiszę o przylepianu folii paroizolacyjnej do sufitu. Można rzec prosta sprawa, dwóch gości rozciąga folię pod sufitem a trzeci przylepia. Ale jak to zrobić w pojedynkę??? Zadanie z pozoru niewykonalne, jak równo przylepić folię o wymiarach 2x5 m do profili CD60 zamontowanych 2,6 m nad podłogą? Pokombinowałem i wymyśliłem. Będzie trochę nudno Najpierw taśmę dwustronnie klejącą szerokości 5cm rozciąłem na pół (w hurtowni nie mieli taśmy o szer. 2,5 cm) i przylepiłem do profili przyściennych UD. Potem kawałki taśmy, juz normalnej szerokości) długości ok 8-10 cm przylepiłem do profili CD w odstępach co ok. 40 cm. Oczywiście jedna strona tasmy nadal była zabezpieczona, aby nic do niej przypadkowo nie przywarło. Następnie zmierzyłem wielkość pomieszczenia w poprzek profili sufitowych aby wiedzieć ile folii uciąć. Folia paroizolacyjna, którą kupiłem była złożona podwójnie i zwinięta w rulon. Rozwinąłem ją na podłodze i odciałem potrzeną ilość. Hmmm.... a kto będzie trzymał tę folię rozwinietą pod sufitem??? Z drewnianych listem zrobiłem 5 czy 7 podpórek w kształcie litery T o wysokości o niecałe pół cm większej niż wysokość od podgłogi do prfili CD i szerokośći ok 80 cm. Chodziło o to, aby podpórki docisnęły folię w czasie jej przylepiana. Teraz najtrudniejsza faza operacji. Złożona podwójnie folia ma szerokość 1m, najdłuższe pasy folii miały długość ok. 4,5 m. Ten odcięty pas folii, mniej więcej w połowie długości, podparłem i docinąłem do środkowego profilu CD tak, aby folia przylegała do ściany swymi dwoma krawędziami, a zagięcie znalazło się od strony pomieszczenia. Potem pod co drugi profil CD w lewo i w prawo podstawiałem podpórkę dopychając folię do profili. Ta część operacji miała na celu równe rozłożenie folii na suficie bez jej ostatecznego przyklejania. Folia była cięta na wymiar i trzeba ją było przecyzyjnie wpasować między ściany. Teraz zrobiłbym to nieco inaczej. Uciąłbym folię z kilkkunastocentymetrowym zapasem a nadmiar obciął po jej przylepieniu. To wpasowywanie folii między sciany było uciążliwe, ale jakoś sobie poradziłem. Nie generowałem odpadów, króre zalegałyby w ziemi przez 500lat Gdy folia była wstępnie rozłożona i unieruchomiona jak należy, zabrałem się za jej przyklejanie. Zdemontowałem połowę podpórek - z jednej strony i z przyklejonych wcześniej odcinków taśmy dwustronnie klejącej pozdejmowałem papierki zabezpieczające. Usunąłem też pasek zabezpieczenia z taśmy na proflilu UD. Teraz mogłem przyklejać folię po kolei do profili CD i UD. Oczywiście przyklejana była jedna połówka złozonej folii i aby druga nie opadła podpierałem ją podpórkami. Taki sam manewr zrobiłem z dotychczas nie przyklejoną częścią folii, zdjęcie podpórek - przyklejanie złożonej folii - zabezpieczenie przed opadnięciem. Teraz, gdy już cała złożona folia została przylepiona do profili mogłem ją rozłozyć i przylepić pozostały fragment. Fajnie wygladała taka kurtynka szerokości 1m zwisająca z sufitu . Przylepianie tego fragmentu folii rozpocząłem również od środka w kierunku krawędzi,aby folia równomiernie się rozłożyła bez zafałdowań. W ten sam sposób przylepiałem kolejne fragmenty paroizolacji łącząc poszczególne pasy folii na ok. 20-to zakładki i zlepiając je ze sobą żwykłą brązową taśmą samoprzylepną. Nie pisałem o tym wcześniej, ale na wierzchu wszystkich ścian wewnętrznych i zewnętrznych też umieściłem folię paroizolacyjną zawijając ją na sciany pod profile UD. Pomyslałem sobie, że tym sposobem wełna mineralna wogóle nie będzie miała kontaktu z parą wodną z pomieszczeń. Może to przesada, ale wydawało mi się, że tak będzie dobrze. Na koniec, pod profilami UD wzdłuż nich przylepiłem do ścian taśmę klejącą, a styk profilu ze ścianą wypełniłem silikonem budowlanym. Totalnie utrudniłem możliwość przedostawania się pary wodnej z pomieszczeń w kierunku wełny mineralnej stanowiącej ociepleniu sufitu. Ta taśma samoprzylepna pod profilami UD służy od oddylatowania płyt karton-gips od ścian. Niestety nie mam żadnych zdjęć z tych prac Następnym razem opiszę jak mocowałem płyty kartonowo-gipsowe do profili sufitowych. Będzie parę ciekawych pomysłów i kilka fotek. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.