Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Najwieksza gafa i/lub przypadki roztargnienia czyli.....


zielonooka

Recommended Posts

korzystając z firmowej stołówki - utopiłam swoją komórkę w...talerzu gorącego krupnika.... :oops: :oops:

 

Z tej samej beczki:

 

Pierwszą komórkę, jakiej używałem, nosiłem na pasku. Ubierałem się wtedy w kurtkę polarową ze ściągaczem na dole. Pewnego jesiennego dnia poszliśmy z kumplami na pizzę, jakies piwko, jedno, drugie... Po tych moczopędnych piwkach, wiadomo, trzeba było skorzystać z toalety. Po zrobieniu swego trzeba było zapiąć spodnie, co też czyniąc przypadkowo lekko podciągnąłem dół polara i po sekundzie usłyszałem ciche: "chlup !..." Nokia podciągnięta ku górze gumą ściągacza "wypięła się" z paska i wylądowała idealnie w samym środku śnieżnobiałego wucetu, wciąż jeszcze wypełnionego bananowożółtą treścią. No i powstał przy tym dodatkowy problem: komórka nie stanowiła mojej własności, była służbowa...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Jak juz tak w "kibelkowych" tematach... (swieżych - wczorajszych)

Dobry przyklad ze nalezy zamykac klapke od sedesu po zrobieniu siusiu :)

Zwlaszcza jak sie nie jest u siebie tylko u Swojego Meżczyzny , nad kibelkiem jest poleczka na ktorej Mężczyzna ustawil sobie swoje perfumy i meskie wody toletowe, a zwlaszcza jak sie chcialo nagle powachac jakas nowa ktorej sie wczesniej nie widzialo i nie wachalo i siegajac po nia reka stracilo z poleczki .

(oczywiscie łatwo sie domyslic gdzie wyladowala :-?).

Odratowałam ... :-? i wylowilam (wkladajac reke do kibelka prawie az po łokieć) :-? :oops:

Tylko potem trudno cos madrego wymyslec jak Facet wchodzi do łazienki i sie pyta czemu od 10 minut szoruje mydlem reke pod wrzaca woda :) :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

sztuczne futerka są nazywane potocznie przez pralnie włochaczami i tak tez na nazwisko miała moja dziewczyna

 

pewnego dnia odwiedza ją babcia Ania kobitka koło 70 na fleku, energiczna, lecz dotknieta troszke przez ząb czasu. wchodzi i powiada - córcia a co ty jestes winna tam w pralni koło was jakiws pieniądze

- na to Agnieszka - nie a dlaczego babcia pytasz

- Bo byłysmy tam z mamą Twoją a tam napisane WŁOCHACZ 50zł

 

okazało sie że dziewczynki z obsługi dokleiły sobie kartkę koło cennika żeby kilentom podawac cenę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sytuacja mojego kolegi. Rzecz dzieje się w Angli.

On niedawno co zawitał w tym kraju i oczywiście nie znał zupełnie języka angielskiego. Swoje szlify zaczynał od prostych słów i zwrotów a przy każdej okazji był bardzo zdenerwowany. Mieszkał razm z anglikiem i kilkoma polakami - swoimi znajomymi. Pewnego dnia przyszła pewna młoda dziewczyna do tego anglika i wchodząc do domu żywo się z Markiem przywitała słowami : hi ya (cześć). Na to on bardzo zdenerwowany, że musi także coś odrzec zawołał : see ya (do zobaczenia)... :D

Oczywiście po minie tej dziewczyny wywnioskował, że to nie tak miało być i powinien odrzec to samo...

to było około 2 lata temu. Teraz śmiga jak nic po angielsku

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to teraz ja :D

 

Znacie takie powiedzenie "Wyprowadzić kogoś w pole"?

Nam się to własnie przytrafiło... Ale zacznę od początku.

 

Dawno temu, w czasach, gdy jeszcze chodziliśmy do szkoły średniej - wracaliśmy z kilkoma kolegami pociągiem z Wwy do Radomia.

 

Traf chciał, że kolej zaczęla jakieś remonty - i pociągiem przejechaliśmy kilka stacji, tam trzeba było przesiąść się do podstawionych autobusów, przejechać nimi do nastepnej stacji i spowrotem do przesiadka do innego pociągu.

 

Autobusów było kilka, my przyjechaliśmy pierwszym. Wysiadamy - widzimy jak pociąg stoi niedaleko nas. Tuż obok jest jakaś polna dróżka.

 

A my - jak to małolaci - niewiele myśląc - ciach w tą dróżkę.

Niestety w pewnym momencie patrzymy, że dróżka zamiast do pociągu biegnie w dół i zakręca w drugą stronę, a przed nami jest tylko czyjeś pole, na którym coś rosło.

 

OK - wracamy. I wyobraźcie sobie - odwracamy się, a za nami maszerują wszyscy jak jeden mąż :D :D

 

Musieliśmy wrócić, ulicą obejść dookoła całą stację i dpoiero wejść na peron.

 

A cała podróż uplynęła nam baaardzo szybko, bo przez cały czas wybuchaliśmy salwami śmiechu, że cały pociąg w pole wyprowadziliśmy.

 

Niestety, nikt z naszych współpasażerów nie był taki radosny.

 

 

POZDROWIENIA!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

W czasach studenckich idziemy sobie ulica. Dwoch z przodu ja z innym kolega z tylu i zastanawiamy sie jak tym z przodu zrobic kawal. W pewnym momencie mowie do jednego kolegi z przdu ze mu portki na tylku pekly. On odpowiada niezle zdenerwowany "K... drugie w tym tygodniu". Po czym my lezelismy na ulicy a on sciagnal posladki naciagnal bluzke i szybko do domu.

 

 

A teraz inna historyjka ...

 

Pewnego razu kolega do kolezanki Justyny, ktorej natura nie poskapiala zworcil sie ... Biustyna. Wyrwalo mu sie podziwiajac :).

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

parę lat temu wracałam swoim fiatem 126p z pracy do domu, nagle złapałam tzw. " gumę" elegancko zjechałam na pobocze wyciągnełam zapasowe koło i zabrałam się do odkręcania popsutego. Przechodzący obok starszy pan zaproponował mi pomoc, gdy wycierał ręce po zmianie koła udzielił mi dwóch rad.

po pierwsze proszę wozić grube robocze rękawice (dla ochrony rąk)

po drugie śruby odkręcać w drugą stronę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to o językach obcych jeszcze ;-)

 

Byłyśmy z koleżanką we Francji. Niby służbowo, ale tam bardzo przyjaźni ludzie są, i traktowali bardzo przyjaźnie. Co wieczór wydawano kolację na nasza cześć :D u kolejnych gospodarzy. Było to niezwykle miłe, a jeszcze milsze, ze pamiętali o moim wegetarianizmie.

 

Dobra, kolacja. Ja mam sery, sałaty, placki ziemniaczane - to akurat my nasmazyłyśmy z koleżanką, w ramach przyjaźni polsko-francuskiej :D Mięsożercy mieli m.in. owoce morza. Mojej koleżance najbardziej zasmakowały ostrygi.

 

Następnego dnia rozmawiamy z innymi znajomymi, i moja koleżanka daje: "We had wonderful dinner last night. We ate OSTRICHES". Rozmówcy robią oczy spodki. "OstrichES?" "Yes, ostriches" mówi moja koleżanka i nie pozwala sobie przerwać. "They were delicious. I ate ten or even more!"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

podobno też smaczne :lol: :lol:

zasłyszane zdarzenie . Pewien student uczący się polskiej mowy przyszedł do dziekanatu i prosi "czy może mi pani zrobić laskę?"

:oops:

a w nawiązaniu do koacji. Kiedyś miałam mozliwość odwiedzenia wyżej wspominanego misjonarza, ponieważ poruszaliśmy się od misji do misji częstowano nas posiłkami raz sos z liści baobau innym razem banany pastewne innym żeberka wieprzowe. Niestety świnka była nieogolona

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z serii ZATANKUJ

 

To ja też coś z tego rodzaju. Moja zabiegana ciocia jeździ jednym samochodem od 8 lat. Pusty zbiornik podjechała więc na stację, stanęła koło dystrybutora i kazała nalać benzyny do pełna. Pan z obsługi prośbę wykonał a zakręcając korek od baku zapytał na wszelki wypadek -a czy to przypadkiem nie jest disel? :o

Samochód trzeba było odholować ze stacji a bak opróznić

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na to on bardzo zdenerwowany, że musi także coś odrzec zawołał : see ya (do zobaczenia)... :D

 

Mój ojciec kiedyś opowiadał o swoim koledze, który po angielsku gadał kiepściuchno, a musiał podjąć obiadem w restauracji przebywającą w PRL-u w jakąś angielską przemysłową delegację. Podczas posiłku pan chcąc poprosić pewną Angielkę, członkinię owej delegacji, o stojący koło niej pieprz, wydukał niegramatycznie, słówko po słówku, z widocznym wysiłkiem umysłowym:

 

- I... please... You...

 

Pani zrobiwszy wielkie oczy przerwała wypowiedź:

 

- Are You sure ?!...

 

(please => podobać się)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na to on bardzo zdenerwowany, że musi także coś odrzec zawołał : see ya (do zobaczenia)... :D

 

Mój ojciec kiedyś opowiadał o swoim koledze, który po angielsku gadał kiepściuchno, a musiał podjąć obiadem w restauracji przebywającą w PRL-u w jakąś angielską przemysłową delegację. Podczas posiłku pan chcąc poprosić pewną Angielkę, członkinię owej delegacji, o stojący koło niej pieprz, wydukał niegramatycznie, słówko po słówku, z widocznym wysiłkiem umysłowym:

 

- I... please... You...

 

Pani zrobiwszy wielkie oczy przerwała wypowiedź:

 

- Are You sure ?!...

 

(please => podobać się)

 

Tomku, to please somebody znaczy raczej zadowolić / zadowalać kogoś :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak to literowkami czasem bywa :

moj znajomy, ktory zakochal sie w pewnej milej Australijce

w jednym z listow wyznal jej:

you are the sweatiest girl in the world :):lol:

 

i tak Ja tym ujal , ze jako najbardziej spocona dziwczyna swiata -

zostala Jego zona :D

 

no to z grubej rury. Firma X produkuje materiały izolacyjne, które nazywają się (jakieśtam - w zależności od rodzaju) sheets. Pewien Pan Kierownik rozsyłał do zagranicznych kontrahentów, że "our shit is very good quality" czy tam: "we will deliver our shit next week" :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat temu na wakacjach na Lazurowym Wybrzeżu. Koleżanka (raczej beztalencie do języków obcych, niestety) całe wczasy uczyła się podstawowych zwrotów grzecznościowych w j. francuskim. Przed wejściem do sklepu pytała się nerwowo "jak to było? jak?" przy wychodzeniu np. z knajpy to samo. Aż pewnego razu pod koniec pobytu zdecydowanym krokiem wkroczyła do sklepu i wielce z siebie zadowolona, gromko oznajmiła au revoir!!!

 

Mnie się przytrafiło podobne przejęzyczenie, tyle że w ojczystym języku. Pewnego razu zamyślona weszłam do osiedlowego sklepu z okrzykiem na ustach DZIĘKUJĘ!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka lat temu na wakacjach na Lazurowym Wybrzeżu. Koleżanka (raczej beztalencie do języków obcych, niestety) całe wczasy uczyła się podstawowych zwrotów grzecznościowych w j. francuskim. Przed wejściem do sklepu pytała się nerwowo "jak to było? jak?" przy wychodzeniu np. z knajpy to samo. Aż pewnego razu pod koniec pobytu zdecydowanym krokiem wkroczyła do sklepu i wielce z siebie zadowolona, gromko oznajmiła au revoir!!!

 

Mnie się przytrafiło podobne przejęzyczenie, tyle że w ojczystym języku. Pewnego razu zamyślona weszłam do osiedlowego sklepu z okrzykiem na ustach DZIĘKUJĘ!!!

 

Szłam sobie kiedyś chodnikiem i z jakiegos powodu liczyłam kroki. W pewnym momencie spotkałam znajomego, podniosłam głowę i z szerokim uśmiechem powiedziałam: "trzydzieści sześć".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...