Camparis 17.11.2007 01:06 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Listopada 2007 Tak bardzo spodobał mi się temat, że aż zalogowałam się, aby opowiedzieć jedną z anegdot z mojego życiorysu Było to w czasach licealnych. Koniec wakacji. Do domu przyszedł kolega (taki z którym można konie kraść). Siedzimy sobie w trójkę (ja, on i moja siostra) i nagle wpadamy na pomysł, że fajnie by było podjechać sobie na jakieś pole i narwać trochę kukurydzy na kolację. Zbiegłam na dół i wybłagałam od rodziców samochód. Wpakowaliśmy się do auta i jeździmy szukać kukurydzy. Chyba to nie był sezon, bo nigdzie nie dostrzegliśmy kukurydzianych pól. W międzyczasie zapadł zmrok, a my jeździliśmy po wiejskich dróżkach bez świateł, aby przypadkiem ktoś nas nie zauważył, że kradniemy. Zatrzymałam się w końcu przy polu na którymś coś było. Byliśmy głodni i zdesperowani, aby "upolować" cokowliek. Kumpel wychodzi w pole i krzyczy: - Tutaj jest tylko sałata! Szybko się naradzamy i decydujemy, że sałata też jest OK, będziemy w domu robić sałatkę. Wyciągam reklamówki i z kumplem idziemy w pole. Wyrywamy "sałatę", ale coś nam nie pasuje. Przecież to kalarepka! Ucieszyliśmy się, bo przecież nie ma nic smaczniejszego niż chrupanie młodziutkiej kalarepki przed TV. Załadowaliśmy po brzegi dwie wielgachne siaty, wrzuciliśmy je do bagażnika i naładowani przestępczą adrenaliną wróciliśmy do mnie do domu. Dumni wnosimy je do kuchni i idziemy się umyć. Nagle z kuchni krzyk! Woła mnie macocha: - Czy wyście powariowali? Po co mi dwie siatki buraków cukrowych? Nie muszę dodawać, że te cenne łupy wylądowały na śmietniku Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Camparis 17.11.2007 01:12 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Listopada 2007 jak sobie coś przypomnę to jeszcze napiszę Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Camparis 17.11.2007 01:12 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Listopada 2007 I jeszcze jedno sobie przypomniałam, czytając o "zakręconych" wykładowcach akademickich. W pracy często korzystam z dwóch komputerów - stacjonarnego i laptopa. Na stacjonarnym mam poinstalowany komplet programów księgowych, ale laptopa używam do kontaktów z klientem. Aby nie przepisywać wiadomości z jednego na drugi, na obydwu mam zainstalowane gadu-gadu. Któregoś dnia rozsiadłam się przed stacjonarnym i ściągałam dane, z których potem kleciłam maile do klientów. Tak więc wyliczyłam, co miałam wyliczyć, wrzuciłam do gg. Po chwili (jakieś 20 sekund) odwróciłam się do laptopa i zobaczyłam migającą ikonkę wiadomości. Niesamowicie się ucieszyłam, że ktoś do mnie napisał! Jakież było moje rozczarowanie, że to moja wiadomość, o której w przeciągu tych 20 sekund zdążyłam zapomnieć. Ale później, za każdym razem kiedy ktoś pisał do mnie na gg, to wybuchałam radosnym śmiechem na samo wspomnienie mojego zakręcenia! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Camparis 17.11.2007 01:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Listopada 2007 I jeszcze jedna historyjka mi się przypomniała Tym razem moje dziecię Była u mnie z wizytą koleżanka Hania. Moja koleżanka ze studiów, co nie przeszkadzało mojej córci nagabywać ją, aby się z nią pobawiła. Przecież skoro to "koleżanka" no to służy do zabawy Przed wyjściem Hania zapytała się mojej córeczki czy ona kiedyś ją odwiedzi. Dziewczynka z zainteresowaniem poderwała się z krzesełka i zapytała: - A co masz w domu ciekawego? Hania odpowiedziała, że ma rybkę w akwarium. Jania mocno się ucieszyła i zapytała: - Ale masz dużo rybek? Bardzo dużo? Na to Hania odpowiedziała, że niestety tylko jedną. Dziecko spojrzała na nią z oburzeniem i odpowiedziała zdenerowana: - A gdzie porzuciłaś resztę rybek!? Musiałam wkroczyć, aby moje dziecko nie zlinczowało mi koleżanki, ze nie posiadanie wymaganej ilości rybek w domu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
zielonooka 17.11.2007 15:42 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Listopada 2007 Tak bardzo spodobał mi się temat, że aż zalogowałam się, aby opowiedzieć jedną z anegdot z mojego życiorysu : A bardzo mi miło Co do akcji z płodami rolnymi - no cóż widać was pokarało za kradziez Moje roztargnienie z ostatnich minut tego dnia nie jest niestety efektowne ale za to świeże i "na gorąco" Dosłownie i w przenośni.... Jak was wezmie na gotowanie makaronu (ziemniaków, ryżu , jajek czy kaszy ) to nie idzcie sie zdrzemnac " na tylko sekundke" a jak juz to pamietajcie o nastawieniu czegos co przypomni ze od ilus minut wszystko sie kotłuje na kuchence. Najlepiej zeby byl to budzik albo timer a nie sasiad z dołu ktory dzwoni do drzwi i mowi ze wlasnie wraca ze spaceru z psem i wchodzac do klatki - widzi płomienie w oknie mojego mieszkania. Śpiesze doniesc ze kuchnia ocalalła - zapalil sie zywym ogniem tylko garnek ale na szczescie tylko on. Za to potwornie śmierdzi mi w mieszkaniu głownie taka plastikowa (?) specjalna nierozgrzewajaca sie raczka do garnkow bleee.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
OK 17.11.2007 16:07 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Listopada 2007 Mój rekord życiowy. To było zanim mi majstry na remont weszli Majster Rajmund miał przyjechać w niedzielę z Mazur i mieliśmy jeszcze w tę niedzielę dogadać sprawy. Wcześniej to go widziałam raz, jak oglądał mieszkanie. Poza tym praktycznie nie znam człowieka - ale w zasadzie co chwila do niego dzwoniłam, kiedy przyjedzie, on ze dwa razy przełożył termin o dwa dni itp. No i w piątek przed tą niedzielą, co miał przyjechać, wyskoczyłam z kumplem na piwo Pochlaliśmy, pochlaliśmy... Zamykają knajpę, więc dzwonię po taryfę. W Wawie jest taka instytucja, co się Bania Taxi nazywa - przyjeżdżają we dwóch i odwożą cię twoim własnym samochodem Super sprawa - rano samochodzik pod domem, wychodzi taniej niż taryfa w dwie strony, więc jak prosto z pracy jadę pochlać, to dzwonię do nich. Firma mała, a ja jestem stałą klientką , więc mnie wszyscy tam chyba znają, ja ich też Wszyscy działają z doskoku, śpią dopóki nie mają zlecenia No więc dzwonię: - Bry wieczr, to znowu ja - Dobry wieczór, e... - Obudziłam pana? - Eee, niee, jeszcze nie spałem... Kiedyś go obudziłam i zasnął zanim przekazał zlecenie, to se poczekałam, więc teraz to już staram się, żeby dotarło - A przjedzie pan po mnie? (z dziewczęcym wdziękiem oczywiście, hłe hłe ) - Eeee - E, chyba jednak pan jeszcze śpi.. - Eeee, nieee, nie. W tym momencie coś mnie tknęło, szybki rzut oka na telefon - o, ku.... gadam z Rajmundem, zamiast z Banią, godzina 1:30 - Ojejejejej - JA STRAAAASZNIE PANA PRZEPRAAASZAM Normalnie myślałam, że odwołam ten remont Jeszcze go w niedzielę przepraszałam, ale taktownie twierdził, że już zapomniał Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jakardam 17.11.2007 22:30 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Listopada 2007 Dzięki temu tematowi tu wlazłam z kilku gaf się uśmiałam i podzielę się gafą szefa. Do biura wpada facet, poszukujący żony szefa, która kiedyś miała sklepik z drobiazgami.Po wymianie zdań okazało się że istnieją jakieś nieuregulowane płatności.Facet prosi o tel do dłużniczki - nie podaję tłumacząc że nie jestem upoważniona.Szef przysłuchuje się rozmowie z gabinetu na przeciwko. W końcu przychodzi i włącza się do rozmowy. Facet straszy że nie wyjdzie jak nie dostanie pieniędzy. Szef obiecuje że jak żona wróci to jej przekaże wiadomość o długu.Facet domaga się num. telefonu szefa.A szef :nie jestem upoważniony podawać mój numer.Facet zbaraniał i wyszedł.[/b] Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
anka76 18.11.2007 17:59 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Listopada 2007 Mój szef w czasach gdy firma dopiero rozpoczynała działalność witał wszystkich potencjalnych klientów bardzo serdecznie. Przyszedł kiedyś facet, szef spotkał go na dole na schodach i wprowadził na górę, tamten nie zdążył się przedstawić a szef:-dzień dobry, zapraszam , zapraszam, proszę bardzo, pani Basiu prosimy kawę ...faceta wprowadził do gabinetu, siłą prawie posadził na krzesło i dopiero jak pani Basia przyniosła kawę faceta dopuścił do głosu, a ten:bo wie pan ja tu w koszu, na dole butelki wybieram żeby sprzedać... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
dżempel 18.11.2007 18:51 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Listopada 2007 Mój szef w czasach gdy firma dopiero rozpoczynała działalność witał wszystkich potencjalnych klientów bardzo serdecznie. Przyszedł kiedyś facet, szef spotkał go na dole na schodach i wprowadził na górę, tamten nie zdążył się przedstawić a szef: -dzień dobry, zapraszam , zapraszam, proszę bardzo, pani Basiu prosimy kawę ... faceta wprowadził do gabinetu, siłą prawie posadził na krzesło i dopiero jak pani Basia przyniosła kawę faceta dopuścił do głosu, a ten: bo wie pan ja tu w koszu, na dole butelki wybieram żeby sprzedać... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 18.11.2007 21:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Listopada 2007 Wiele lat temu, w niewielkim miescie, w zachodniej Polsce, w połowie lipca, późnym wieczorem chciałem podjechać na kolację do jedynego gdzie jeszcze dawali jeść. Był to dworzec kolejowy. Ciemno było całkowicie. 20 stopień zasilania. Pusto było, zaparkowałem samochód, a tu z krzaków wyłazi milicjant i gromkim głosem woła, że przepisy naruszyłem, bo tu parkować nie wolno. Jest znak. Znak był, nie tylko nieoświetlony, ale i zarośnięty krzakami. Wlepił mi mandat tzw. kredytowy. Następnego dnia rano pojechałem z reklamacją do Powiatowej Rady Narodowej. Postanowiłem skargę złożyć na ręce samego szefa. Wchodzę do sekretariatu, przedstawiam się z imienia i nazwiska i dodaję, że jestem z Warszawy. Sekretarka aż poskakuje, wybiega zza biurka, kłania mi się w pas i zaprasza do gabinetu szefa który już na mnie czeka Przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej na mój widok wyskakuje zza biurka pełen uśmiechu, wita mnie prawie na misia, sekretarce rzuca hasło "kawa i koniak" i sadza mnie, prawie na siłę, w wielkim fotelu. Gęba mu się nie zamyka, skacze wokół mnie jak i tytułuje mnie "towarzyszem" Z jego słowotoku zrozumiałem tylko, że zaraz przybiegnie towarzysz sekretarz i towarzysz plastyk. Faktycznie drzwi się otwierają wpada 2 zdyszanych facetów, jeden z rulonami brystolu i witają mnie jak króla. Sekretarka wnosi kawę i koniak. Dziękuję za koniaczek, bo muszę wracać samochodem do Warszawy. Na twarzach 3 facetów widzę rozpacz. "To towarzysz nie zostanie na święto?" Uprzytomniam sobie, że za kilka dni jest 22 lipca (d. E. Wedel) Po tych powitaniach, potrząsaniu moją dłonią dowiaduję się, że mam, jako wysłannik Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zatwierdzić lub odrzucić hasła na 22 lipca przygotowane przez tow. plastyka. Spokojnie dopijam kawę, niezła była i wyjaśniam kim ja jestem i w jakim celu przybyłem. Myślałem, że mnie pobiją. Filiżankę z resztką kawą prawie mi wyrwano z ręki. Po schodach schodziłem o własnych siłach. Kopniaków nie było, ale ryczałem ze śmiechu. Mandat zapłaciłem. Warto było. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 18.11.2007 21:27 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Listopada 2007 Prawie jak "Rewizor"Gogola Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Capricorn 18.11.2007 21:29 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Listopada 2007 tomku Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 18.11.2007 21:36 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Listopada 2007 To prawdziwa historia z czasów późnego Gierka. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bodzio_g 18.11.2007 23:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Listopada 2007 Dzwonek przy furtce; - slucham , o co chodzi ?- ja w sprawie schodów...- prosze wejść (...) oto te schody- to może ja przyniose próbki ...- jasne , kawa czy herbata ...itd itp, dopiero po pół godziny dogadaliśmy sie , że ja czekam na stolarza z którym sie umówiłem 2 dni wcześniej , a ten gość po prostu widział nowy dom i podjechał w "ciemno " szukając zleceń. Na szczęście On też miał poczucie humoru a ja zmęczony chętnie posiedziałem z nim przy kawie prawie ...2 godziny, a później schody zrobił ten umówiony wcześniej. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
anka76 19.11.2007 20:41 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Listopada 2007 Podobne:Obecny szef, człek nad wyraz gadatliwy. Podczas spotkania z podwładnymi wyjaśniał bardzo ważny problem (jego zdaniem).Afera na całą firmę i pół miasta- sprzątaczka zostawiła po sobie wiaderko z brudną wodą. W pewnym momencie dzwoni telefon szefa, ten odbiera i pół godziny opowiada dzwoniącemu,że sprzątaczka to taka baba a taka, że chodzi tu i tam a robi to i to, lub tego nie robi. W pewnym momencie pyta "Edek a po co ty właściwie dzwonisz..." Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Ew-ka 19.11.2007 22:38 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Listopada 2007 . Mandat zapłaciłem. Warto było. warto było żyć w tamtych czasach chociażby dla tych wspomnień Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bobiczek 20.11.2007 22:19 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Listopada 2007 Kopniaków nie było, ale ryczałem ze śmiechu. Mandat zapłaciłem. Warto było. Zajebiste(nie wiem czy nie będzie wymoderowane-ale i tak zajebioste) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tomek1950 20.11.2007 22:22 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Listopada 2007 Kopniaków nie było, ale ryczałem ze śmiechu. Mandat zapłaciłem. Warto było. Zajebiste(nie wiem czy nie będzie wymoderowane-ale i tak zajebioste) Nie będzie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
arcobaleno 21.11.2007 10:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Listopada 2007 Gafa moze nie największa ale zagadka miesiąca z pewnością Siedzę właśnie w pracy w kozakach...bez jednego obcasa..., który nie wiadomo kiedy dziwnym sposobem zniknął Wysiadałam z samochodu ( z miejsca pasazera) i w momencie gdy postawiam drugą nogę na ziemi zorientowałam się, ze rodem z reklamy mentosa nie mam obcasa w jednym bucie...Tesciowa, która podwoziła mnie do pracy zdażyła już odjechać. Rozejrzałam się wokoło, obcasa nie ma, wiec byłam pewna, ze został w aucie. Zadzwoniłam do teściowej żeby obszukała samochód, jednak zguby ani śladu Poszłam jeszcze raz na miejsce wysiadania i ku uciesze przechodniów szukałam tego obcasa na ulicy i trawniku...amba.. Zadzwoniłam też do domu, zeby sprawdzili, czy przypadkiem przy wsiadaniu do auta nie odpadł i nie leży na podjeździe...nie ma.. No..noga mnie juz boli bo niewygodnie mi trochę a drugi obcas trzyma się mocno i odczepić się nie daje Dorze, że siedzę za biurkiem to i nóg nie widać Jedynym plusem tej sytuacji jest to, ze będę ZMUSZONA kupic sobie nowe kozaki Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość elutek 21.11.2007 15:16 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Listopada 2007 arco, te nowe niech też będą na obcasach... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.