Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Najwieksza gafa i/lub przypadki roztargnienia czyli.....


zielonooka

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 1,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Ostatnio koleżanka, którą bardzo lubię opowiadała jaka jest niewyspana (dziecko budziło ja co chwila w nocy). A wyglądała kwitnąco. Ja - myśląc o tym, że mam odwrotnie i na mojej twarzy widać każdą nieprzespaną godzinę:

Ale niestety po po tobie nie widać :oops:

Miałąm zamiar powiedzieć, że po mnie niestety od razu widać...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedzielny spacer w czasach, gdy jeszcze mieszkaliśmy w mieście.

Idę z mężem deptakiem, z naprzeciwka znajomy (w naszym wieku, czyli ok 35 lat) z jakąś kobietą (potem okazało się, ze to jego siostra, starsza od niego o jakieś 15 lat).

My: - Cześć Marek.

Marek: - Cześć. Poznajcie, to moja siostra.

Mąż: - A ja myślałem, że mama...

:roll:

Potem pogorszył jeszcze sytuację, bo próbował tłumaczyć, co miał na myśli.. Masakrrra :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Opisze skutki mojej gapowatości.

Było to jakieś 10 lat temu kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami. Spędzałam kilka dni nad jeziorem w okolicach Gostynina z siostra i szwagrem. Jako, że następnego dnia miałam umówione spotkanie ze znajomymi musiałam wracać do domu do Łodzi. Szwagier samochodem odwiózł mnie po południu na dworzec PKS do Gostynina. Sprawdziłam na rozkładzie czy jest jeszcze autobus do Łodzi, pożegnałam się ze szwagrem, który wrócił nad jezioro a ja poszłam przejść się po miasteczku bo do odjazdu PKS-u została jeszcze godzina.

Po spacerze wróciłam na dworzec i wtedy cos mnie tknęło bo jakoś na „moim” stanowisku było pusto a zbliżała się godzina odjazdu. Po ponownym przestudiowaniu rozkładu ze zgroza odkryłam ze sprawdzona godzina była godziną PRZYJAZDU a nie odjazdu autobusu do Łodzi. Autobusu tego dnia już nie było. Niewiele myśląc wsiadłam w taksówkę żeby było szybciej i pojechałam na dworzec PKP. Z rozkładu wypisanego na pożółkłej kartce wetkniętej za szybę wyczytałam ze pociąg do Łodzi odjechał 15 min wcześniej a następny będzie o 23 i to tylko do Kutna. Dworzec wyglądał jak z nocnego koszmaru - zero ludzi, budynek zabity dechami, wszędzie śmieci i „ozdobne” grafitti. Wizja czekania w takim miejscu do 23 była odpychająca. Złapałam komórkę żeby zadzwonić, że utknęłam i żeby po mnie przyjechali ale komórka tylko pisnęła i zdechła bo bateria się wylądowała. Gorączkowo myślałam jak wybrnąć z tej sytuacji. Szukać budki telefonicznej? Pamiętałam numer tylko domowy a rodzice akurat wyjechali na działkę. Wracać stopem nad jezioro? Pieszo za daleko – kilkanaście kilometrów- a już zaczynało szarzeć. Obie opcje więc odrzuciłam.

A wiec powrót na dworzec PKS, najbliższym autobusem do Płocka, tam czekanie do 22 na pociąg do Kutna (po drodze mijaliśmy wymarły dworzec w Gostyninie). W Kutnie pięciogodzinne nocne oczekiwanie w dworcowym barze na przesiadkę do Łodzi w czasie którego miałam okazje obserwować kwiat miejscowej młodzieży okradający ów bar i rzucający koszami na śmieci w oczekujących jak ja na przesiadkę.

Do domu dotarłam o 7 rano po 14 godzinach od rozpoczęcia podroży (gdyby nie moja gamoniowatość byłabym w domu po góra 2). Zjadłam śniadanie i o 8 ruszyłam na umówione spotkanie:)

 

 

A teraz gafa:

Odwiedziła mnie na działce kuzynka. Gadamy o pierdołach i jako, że miałam dachowa na działce zeszło na koty. Ja jako wytrawny znawca rozwodzę się nad zaletami kotów i mowie miedzy innymi „.. kota na przykład się nie utuczy (nie wiem skąd mi ta mądrość przyszła do głowy), on zje tyle ile potrzebuje i więcej nie ruszy choćby nie wiem jak smaczne rzeczy mu dawać” i w tym momencie czuje jak oblewam się purpurą na twarzy łącznie z uszami. Kuzynka miała tak na oko ze 130kg wagi....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat świetny aż postanowiłam się zalogować żeby podzielić się moją gafą. Było to jakiś rok temu, wybrałam się do gina polecanego przez moją mamę, że facet świetny itp. Pojawiłam się na wizycie, wchodzę do gabinetu, wstępny wywiad, jakieś ploty, ogólnie milutko, doktor się pyta czy piersi miałam badane, mówię że dawno już nie, na co on że przejdzmy do innego gabinetu to sprawdze czy wszystko ok, nie ma sprawy, idę za nim w bluzce i takich szpitalnych skarpetkach, zbadał wszystko w porządku, każe mi wrócic do gabinetu i poczekac na niego, to ide , otwieram drzwi jestem w jakimś pomnieszczeniu, teraz te po lewej iiiiiiiiiiiiiiiii wychodzę na korytarz z rejestracją z golym tyłkiem :oops: dobrze że godz późna to oprócz 2 pielęgniarek była tylko jedna pacjentka czekająca na wizytę, czmychnęłam do gabinetu z burakiem na twarzy. lekarz przyszedł nieświadom niczego i w czasie kiedy on mi gadał o wynikach ja zastanawiałam sie czy udałoby mi sie czmychnąć przez okno z gabinetu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Czytam te Wasze posty i łzy się leją ze śmiechu.. podzielę się też swoimi doświadczeniami w tym temacie :D

Zdarzenie miało miejsce w latach szkolnych, lekcja języka rosyjskiego. Wezwana do odpowiedzi koleżanka D.

Pani pyta: Kak tiebia zawod ?

Koleżanka D. : Mienia zawod Dorota

Pani pyta: Kak zawod twajewo atca ?

Koleżanka D.: Majewo atca zawod ROLNIK

:lol: :lol: :lol:

 

Kolejna gafa dotyczy mojej koleżanki z pracy, a wszystko działo się we firmie. Koleżanka E. była wówczas odpowiedzialna za spedycję oraz transporty w eksporcie do krajów skandynawskich. Zwykle zamawiamy tiry o załadunku 24 tony, typu "firanka" z tego względu, że wysyłamy wielkogabarytowe elementy domow drewnianych. Z racji tego, że nasz stały spedytor zawalił sprawę i nie mógł podstawić auta na wyznaczony przez nas dzień oraz godzinę koleżanka E. musiała na prędce znaleść jakiegoś innego przewoźnika.

Dzwoni więc do jakiejś małej prywatnej firmy przewozowej, gdzie telefon odbiera właściciel.

Koleżanka E. po omówieniu kilku istotnych spraw przeszła do sedna sprawy i pyta: a czy będzie można Pana załadować od góry"? :lol: :lol: :lol:

do dziś dnia mamy z Niej niezły ubaw...

 

 

No dobrze opisałam kilka gaf popełnionych przez znajomych... pora więc na mnie. :oops: Zdarzenie miało miejsce jeszcze w czasach liceum. Lekcja języka angielskiego- od podstaw... jak zwykle zaczęło się od czytanki, a właściwie od jej tłumaczenia na język polski... i tak każdy po kolei w ławkach tłumaczył po 2, 3 zdania. Pora przyszła na mnie. W czytance był tekst : We go to Sir Tomas every day. Ja strasznie zadowolona, że taki prosty tekst mi się trafił do tłumaczenia, więc mówię: Jeździmy do SERA TOMASZA każdego dnia

oczywiście cała klasa w śmiech a ja :oops: :oops: :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z działu praca mogę też coś dopowiedzieć. Kilka lat temu pracowałam jako agent ubezpieczeniowy. Były codzienne dyżury telefoniczne. I któregoś dnia siedziałam sobie i odbierałam tel. Zadzwoiła pani i nadobnym tonem spytała mnie o ubezpieczenie konia.Ja oczywiście pytam jakim celom ten koń słuzy (wyścigi, rozowzi węgiel ???) a ona mi że dla własnej przyjemności. Wyobraźnię mam dużą i krztusząc się ze śmiechu pomachałam rozpaczliwie na kolegę aby skończył rozmowę a ja elegancko zsunęłam się na podłogę ze śmiechu.Nie ma nic gorszego jak nieopanowany napad śmiechu podczas poważnej rozmowy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świeżo po ślubie wysłałam męża po zakupy. Towarzyszył mu mój brat - kawaler (ma to znaczenie). Poleciłam, aby kupili mi podpaski. Wrócili i niepewnie podali mi paczkę (o ile pamietam, wchodziły na rynek te cieniutkie, składane). Mój mąż zapytał: nie za małe? Ja na to, że ok, że są poskładane. Wtedy mi opowiedzieli, jak wybierali podpaski, mówiąc sobie per szwagier w sklepie. Nie przyszło im do głowy, że podpaski są pakowane składane na 3. Odbył się mniej więcej taki dialog:

Mąż: Potrzebuję podpasek dla zony.

Sklepowa: Jakie maja być?

Mąż: YYYYY nie wiem, szwagier, ty z nią mieszkałeś, jakie kupuje?

Brat: jakieś ze skrzydełkami

Sklepowa: Te będą dobre

Mąż:małe jakieś, szwagier zobacz, dobre będą?

Brat: Takie małe? Nie ma większych?

Sklepowa: Proszę kupić te, są największe, takie na noc.

Mąż: Nieeee, stanowczo będa za małe, no nie szwagier?

Brat: No małe, ale weź, bo nas opierniczy. Powiemy, że większych nie było.

Sklepowa: :o

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość elutek
Świeżo po ślubie wysłałam męża po zakupy. Towarzyszył mu mój brat - kawaler (ma to znaczenie). Poleciłam, aby kupili mi podpaski. Wrócili i niepewnie podali mi paczkę (o ile pamietam, wchodziły na rynek te cieniutkie, składane). Mój mąż zapytał: nie za małe? Ja na to, że ok, że są poskładane. Wtedy mi opowiedzieli, jak wybierali podpaski, mówiąc sobie per szwagier w sklepie. Nie przyszło im do głowy, że podpaski są pakowane składane na 3. Odbył się mniej więcej taki dialog:

Mąż: Potrzebuję podpasek dla zony.

Sklepowa: Jakie maja być?

Mąż: YYYYY nie wiem, szwagier, ty z nią mieszkałeś, jakie kupuje?

Brat: jakieś ze skrzydełkami

Sklepowa: Te będą dobre

Mąż:małe jakieś, szwagier zobacz, dobre będą?

Brat: Takie małe? Nie ma większych?

Sklepowa: Proszę kupić te, są największe, takie na noc.

Mąż: Nieeee, stanowczo będa za małe, no nie szwagier?

Brat: No małe, ale weź, bo nas opierniczy. Powiemy, że większych nie było.

Sklepowa: :o

 

:lol: :lol: :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świeżo po ślubie wysłałam męża po zakupy. Towarzyszył mu mój brat - kawaler (ma to znaczenie). Poleciłam, aby kupili mi podpaski.

 

Ja noszę na wszelki wypadek "awaryjną" podpaskę (taką poskładana w kolorowej folijce) - w torebce, w wewnętrznej kieszonce.

No i kiedys gdzieś bylismy ze znajomymi, kumpel marudził że by cos słodkiego zjadł. Gdzieś koło niego leżała moja torba, więc mówię - to weź sobie batonik, mam w torebce w wewnętrznej kieszonce. No i wyciągnął. Domyslacie się co. I jeszcze sie głosno zdziwil, że to chyba nie o to chcodziło...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

usłyszane (nie wiem czy moze juz było bo wszystkiego nie przeczytałem)

pewna dziewczyna wybirała sie do lekarza ginekologa -przygotowuje sie w domu, m.in. uzyla dezodorantu intymnego -pewna siebie poszła na badanie. Podczas badania w zasadzie na poczatku po zdjeciu bielizny i przybranie odpowiedniej pozycji lekarz powiedział - "... ale sie pani wystroiła..." - o co chodzi :o -. Cała droge myslala o co jemu chodziło , dopiero jak dotarła do domu to zobaczyła ze zamisast dezodorantu to użyla lakier z brokatem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Walnąłeś jak przysłowiowy łysy grzywką o parapet. Nie dość, że urban story to jeszcze co najmniej raz w tym wątku cytowana. :p :lol:

przeczytaj sobie w pierwszym zdaniu co napisałem, w tym temacie jest ok 50% urban story ..... a zreszta po co ja sie tobie tłumacze ośMiecona góro rankingu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o akcji z brokatem słyszałem kilka razy. Zawsze mnie rozśmiesza od łez

 

mnie też

mało tego, wczoraj wybrałam się do odnośnego specjalisty i przygotowując się pomyślałam "a może brokaciku" :D :D :D :D :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłam z suka u weterynarza. Suka wariatka co to za punkt honoru sobie postanowiła nie dac sie dotknąc wetowi, więc w kagańcu. Suka leży na stole, juz po zaszczepieniu, więc zdjęłam jej kaganiec. Banknot dla weta położyłam nieopatrznie na brzegu tego stołu i chowałam portfel do torby. No i jak wet siegał po banknot to ta małpa hapnęła. Ale weterynarz byl szybszy i jeszcze zdążył złapać banknot. A ja :oops:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...