Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Najwieksza gafa i/lub przypadki roztargnienia czyli.....


zielonooka

Recommended Posts

Pamiętam jak dzisiaj, koniec sesji uczyłem się dość długo i przysnąłem biegiem na uczelnię ......do pokoju psora przed dzwiami nikogo już nie ma :( pukam wchodzę siedzi i czeka....przepraszam, siadam i czekam na pytania.........

Psor spojrzał wziął indeks i zadaje pierwsze pytanie......nic ! totalna pustka, po prostu nie rozumiem pytania?! jak z koszmarnego snu!

Drugie pytanie....znów nic, jeszcze gorzej o co on pyta?

.. i zaczyna się reprymenda , że po co ja przyszedłem, marnuję jego czas i swój, że wogóle się nie uczę.... że teraz to tylko poprawka a najlepiej jakbyj już poszedł do dziekanatu.... chociaż nie wie jak ze mną będzie. Coś mnie tknęło i pytam cichutko z jakiego przedmiotu ja odpowiadałem? a profesor poczerwieniał...i przez zęby wycedził coś o biotechnologi!

A ja uśmiech, co już rozbroiło profesora.... bardzo go przeprosiłem i powiedziałem, że przez pomyłkę pomyliłem chyba godziny egzaminu (mój faktycznie był dopiero za godzinę)inny przemiot jednak ten sam wykładowca i egzaminujący ;)

 

Ogólnie i tak skończyło się dobrze nie pozwolił mi już wyjśc z gabinetu, zadał mi pytania z mojego przedmiotu i zaliczyłem - później jak tylko spotkaliśmy się w podobnej sytuacji zawsze z uśmiechem zadawał mi pytanie czy wiem dobrze gdzie jestem z jakiego przedmiotu będę odpowiadał. Nawet w dzień obrony przechodząc korytarzem uśmiechajac się zapytał "Czy aby jestem pewny, że bronię się z dobrą grupą ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...
  • Odpowiedzi 1,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Odnośnie egzaminów. Zdawałam ustny egzamin u dość przystojnego dr, egzamin trudny, długi, jakoś tak ciężko szło. Na koniec dr pyta "i co ja mam z panią zrobić?", ja na to "zaliczyć" :D (zdałam;)) Na kolejnym roku egzamin z hydrologi przegapiłam, poszłam do profesora i mówię "dzień dobry, chciałabym się z Panem umówić" facet czeka, ja czekam dopiero po dłuższej chwili się zorientowałam i dodałam "na egzamin" :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months później...

dzwoni do mnie telefon, babka całkiem fajnie i miło do mnie gada...i gada i gada - to ja jej odpowiadam

I tak sobie już 10 minut fajnie opowiadamy (ona głównie ja potakuję i hmhmhycham kiedy nie wiem co odpowiedzieć)

Po 5 minutach coś ją chyba lekko pykło i pyta - to Ty?

A ja - nie, to nie ja!

Ale tak mi się fajnie z Panią rozmawiało, że nie miałem odwagi przyznać że pomyłka :D

Przeprosiła, pogadaliśmy jeszcze chwilkę grzecznościowo i - to przepraszam

Do widzenia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...
Nie moje. Usłyszane od koleżanki:

 

Oni, małzeństwo wtedy w miarę młode stażem, więc on nie zna jeszcze całej dalszej rodziny swojej małżonki. A w tejże rodzinie jest ślub, więc biedny małżonek, czekając z żoną pod kościołem, co chwila musi się zapoznawać i witać z jakąś ciocią, siostrą stryjeczną wujka itp.

W pewnym momencie, gdy on jest zajęty rozmową, do jego żony podchodzi jakaś baba i po angielsku o coś pyta (pewnie o drogę). Ponieważ koleżanka nie bardzo po angielsku, więc puka męża w ramię, żeby pomógł.

Ten się odwraca, szeroko uśmiecha, bierze babę w ramiona i serdecznie całuje... (przekonany, że to kolejna krewna do zapoznania)

Moja koleżanka aż usiadła ze śmiechu, baba o mało nie padła, ale zapewne wyjechała z Polski z przekonaniem, że jesteśmy bardzo serdecznym narodem...

:) :) :)

piękne!!!

 

Na nasz ślub przyjechalo wiele osób z daleka, krewni z ktorymi widuje się tylko na ślubach i pogrzebach. Kiedy czekaliśmy pod kościołem przed mszą, mężowaty się na chwilkę urwał żeby z księdzem jeszcze coś wyjaśnić - ja czekalam z naszymi świadkami. Nagle podbiega ciocia od wieków nie widziana i prawi komplementy jak pięknie wyglądamy i gratuluje wyboru żony temu eleganckiemu młodzieńcowi obok, i kwiczy ze szczęscia i wdzięczy się jaka to piękna para i szczęscie i och i ach... A my grzecznie przytakujemy i dziękujemy... Ciocia myk do kościółka zając miejsce w ławeczce, a my zaraz za nią po przeformowaniu szyków... ciocia jak mnie z innym męzczyzną pod rękę mknąc w stronę ołtarza zobaczyła to mało nie spłynęła z ławki :) przez pól mszy miała nie lada zagadkę O CO CHODZI :)

 

a w kwestii roztargnienia ile to już razy zdarzyło mi się pójść z tłumem do innej sali w kinie zostawiając nie wiadomo gdzie w tyle mężowatego :) i ta mina gdy się orientuję że coś nabroiłam - jak szczeniak jamnika wyrzucony z łóżka - oczy pełne łez z błaganiem o litość na dnie. I natychmiastowa zmiana w damę z zadartym nosem dla niepoznaki jak tylko się zorientuję którędy droga ;) bo ja nigdy przecież gaf nie strzelam!!! ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś będąc jeszcze w liceum umówiłem się z poznaną w autobusie dziewczyną. Akcja trwała jakąś minutę, wzięcie kontaktu i tyle. Umówiliśmy się po dłuższym czasie w pewnym charakterystycznym miejscu. Ja przybyłem trochę wcześniej i czekam. Zdałem sobie jednak sprawę z faktu, że oprócz tego, że była to blondynka z włosami do ramion niewiele więcej pamiętam. No to czekam i wypatruje blondynki, która kogoś szuka. Nagle idzie, uśmiecha się i wita. No to idziemy do umówionej wcześniej herbaciarni w międzyczasie rozmawiając na temat jej i mojej szkoły etc. Po około 10 min pyta się mnie dlaczego dzisiaj mogłem tak wcześnie wyrwać się z pracy. Ja konsternacja i pyta się jej jaka praca? Chwila niewymownej ciszy i pyta się jej czy ona ma na imię Klaudia. A ona na to ze zdezorientowaną miną: Nie, jestem Magda, a ty jesteś Mateusz? A ja na to: nie, Adrian ;)

 

Padliśmy obydwoje ze śmiechu, po czym wróciliśmy na miejsce, gdzie poczekaliśmy razem na umówionych partnerów :) Okazało się, że ona też poznała osobę, której nie za bardzo już kojarzyła z wyglądu, umówiła się w tym samym miejscu o tym samym czasie, miała z nim iść do tej samej herbaciarni i jeszcze chodziła do tej samej szkoły co moja wybranka ;) Taki zbieg okoliczności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od godziny płaczę ze śmiechu :D :D :D

 

Dorzucę parę swoich.

 

Trochę już lat temu pracowałam w firmie handlowej, moim obowiązkiem było m.in. obsługiwanie klientów, wysyłanie potwierdzeń zamówień itp. - wówczas jeszcze faksem.

Któregoś dnia zorientowałam się, że zapomniałam zapłacić za komórkę i wyłączyli mi rozmowy wychodzące. Wtedy procedura przywracania połączeń trochę trwała, coś koło doby, a ja z natury niecierpliwa jestem :D Wkurzona poleciałam do banku, zrobiłam przelew, na potwierdzeniu przelewu nasmarowałam ogromnymi literami "PROSZĘ WŁĄCZYĆ TELEFON!!!" i chciałam puścić z pracy faksem do operatora, tyle, że numer był ciągle zajęty.

Odpuściłam na kwadrans, po czym znów poszłam do faksu, wcisnęłam REDIAL i wysłałam papier.

Jak wydrukowało się potwierdzenie, zorientowałam się, że wysłałam ten papier do jednego z naszych stałych klientów, do którego przed chwilą wysyłała potwierdzenie zamówienia moja koleżanka. :D

 

Inna sytuacja:

 

Mieszkamy w segmencie z moimi rodzicami. Nasz segment od sąsiadów dzieli murek o wysokości ok. 150-170 cm, więc na pierwszy rzut oka nie widać co się dzieje za murkiem.

Parę lat temu mieliśmy kota, który ciągle uciekał i bił się z innymi kotami. Któregoś dnia wrócił cały pogryziony, ze skórą zdartą znad oka. Dostał antybiotyki i prikaz, że ma siedzieć w domu, ale już na drugi dzień, jak się lepiej poczuł, koczował pod drzwiami i tylko czekał na okazję, by zwiać.

Okazja się nadarzyła - ktoś nie domknął drzwi idąc wyrzucić śmieci. Kot otworzył sobie drzwi i nura na schody i na podjazd. A moja mama, która to zauważyła, dawaj w pościg za nim, biegnąc po schodach zewnętrznych, wzdłuż tego murku, z krzykiem "Hej! Zaraz zaraz! A gdzie ty się właściwie wybierasz kaleko???"

Jak już minęła murek, ujrzała naszego sąsiada, który w tym samym czasie wyszedł z domu do pracy i niemal z otwartymi ustami stał za tym murkiem na swoim podjeździe. :D

 

I jeszcze jeden...

 

Moja teściowa zawsze jeździ na tylnym siedzeniu. Wychodząc od nas z domu, teść wyprowadził samochód, stoi na ulicy na włączonym silniku i czeka na teściową. A teściowa stoi z nami pod domem, gadamy, piękny letni wieczór, już zupełnie ciemno, słychać świerszcze... w końcu teściowa ponaglana przez teścia idzie do samochodu, otwiera tylne drzwi, wrzuca do środka torebkę, zamyka drzwi, idzie na drugą stronę by wsiąść... a teść, sądząc, że już wsiadła. odjeżdża, zostawiając ją pod domem.

Płakaliśmy ze śmiechu, nie tylko dlatego, że ją zostawił, ale też dlatego, że wrócił dopiero po jakimś kwadransie, bo dopiero po takim czasie się zorientował, że żona jakoś cicho siedzi... :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koleżanka opowiadała kiedyś o swojej gafie z pracy.

Mieli współpracownicę, zatrudnioną na polecenie kogoś z wysokiego kierownictwa. Dziewczę było kompetencyjnym zerem, natomiast mniemanie o swej wielkiej wartości i wyższości nad resztą pracowników graniczyło z megalomanią. Ktoś, kto decydował o jej zatrudnieniu zdawał sobie na szczęście sprawę z tego, że dziewczyna właściwie nic nie umie i wymyślił jej posadę w miarę bezpieczną dla firmy: siedziała za biurkiem i produkowała rozsyłane "do wszystkich" okólniki, no wszystkie te niezwykle ważne maile, których w każdej firmie odpowiedniej wielkości krążą tony po sieci (a każdy myślący pracownik prędzej czy później robi sobie w outlooku filtr automatycznie przekierowujący do kosza wszystko, co ma w nagłówku słowa typu "newsletter").

 

Tu rzecz była o tyle ciekawa, że dziewczę przekonane o swej niezwykle ważnej pozycji zawodowej do pracy się bardzo przykładało i dość sumiennie rozwijało swe kompetencje zawodowe. Np. zaczęła w pewnej chwili uczyć się Worda, o czym reszta firmy dowiedziała się szybko, ponieważ okólniki zaczęły przychodzić w formie Wordowskich dokumentów załączanych do maila. A w samych dokumentach - cudeńka. Piętnaście styli na jednej stronie, efekty typu migające literki, kolorowe "mrówki" biegające dookoła nagłówka, animowane obrazki, zwykle słodziutkie...

 

 

Tyle wprowadzenia. Moja znajoma kiedyś otworzyła taki załącznik, który pod względem formy był prawdziwym majstersztykiem, oczy bolały od kolorów, migania i efektów specjalnych. Chciała się pierwszym wrażeniem podzielić ze swoją przyjaciółką, odesłać do niej tego maila z komentarzem, że brakuje jeszcze muzyki w podkładzie, u dołu tekstu powinna być fontanna, a na krawędziach lampki choinkowe. Chciała. Tylko, że zamiast "przekaż dalej" kliknęło jej się "odpowiedz wszystkim" :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdarzało mi się również wysyłać maile przeznaczone do jednego odbiorcy do wszystich. :D

 

Ale inna historia. Niedawno byłam przesłuchiwana na policji w charakterze świadka. Pan Policjant był miły i po przesłuchaniu pogawędziliśmy sobie trochę. Pan w międzyczasie otrzymał polecenie wyjazdu służbowego wieczorem, a miał inne plany, więc zaczął narzekac na swoją pracę. No to ja też zaczęłam narzekać, że czasem muszę jeździć w delegację, o której dowiaduję się w ostatniej chwili. I w pewnym momencie powiedziałam: ale co zrobić, moja babcia zawsze mawiała: nająłeś się na psa, to szczekaj.

W chwili wypowiadania ostatniego słowa zdałam sobie sprawę, co palnęłam. Mina Pana Policjanta......ech. Miły nastrój prysł, a ja się szybko zebrałam do wyjścia. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To i ja mam gafę z czasów, przedślubnych. Zaczynałem wtedy się 'starać' o względy mojej żony. Wypadło mi zatem odwiedzić ją w jej mieszkaniu. Domofony były wtedy nowością, u mnie nie było, u przyszłej żony taki wynalazek już mieli. Zawsze nowa technika to jakiś tam stres, więc gdy nacisnąłem guzik i czekałem na odzew w myślach równocześnie odtwarzałem sobie dialog który mnie czeka

- "kto tam?, To ja 'blekowca', czy zastałem Ewę? Tak, proszę wejść...." - i tak ten dialog zdążyłem sobie już odtworzyć kilka razy. Pech chciał, że akurat byłem na "kto tam?" gdy usłyszałem głos przyszłej teściowej, więc odruchowo taki sam tekst wygłosiłem :o na przywitanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...
\quote}

 

W chwili wypowiadania ostatniego słowa zdałam sobie sprawę, co palnęłam. Mina Pana Policjanta......ech. Miły nastrój prysł, a ja się szybko zebrałam do wyjścia. :D

nie przejmuj się - idzie na emeryturkę bardzo wcześnie, wkurfffffia wszystkich na co dzień, nikt go nie lubi - szybko zapomni pewnie o Twoim

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Akcja z soboty.

Od jakiegoś czasu ktoś zastawiał mi bramę swoim samochodem co kilka dni. Kończy się to tym, że ja muszę swój samochód zostawiać w innym miejscu, potem jak ten odjedzie, ubierać się, przyprowadzać auto i co zrozumiałe bardzo mnie to denerwuje. Polowałam na tego gościa od jakiegoś czasu, aby go opitolić. Nie mogłam go zastawić, bo uliczka wąska. Zawsze jakoś mi umykał w chwili, gdy nie patrzyłam w okno.

No i w sobotę koło południa patrzę, a on sobie stawia samochód przed moją bramą. Było wolne miejsce, bo mąż pojechał do sklepu. Facet wychodzi z auta, a ja jeszcze w nocnym stroju, na dworze mróz. Niewiele myśląc, aby mi znowu nie uciekł, złapałam czarny koc i narzuciłam na siebie jak pelerynę i wypadłam przed dom z gołymi nogami i w tej pelerynie. No i zaczęłam się drzeć:: halo, proszę natychmiast odjechać z tego miejsca i więcej tu nie parkować na bramie.

Facet omal nie zemdlał jak wypadłam zza cisa. I wtedy sobie przypomniałam, że na gębie mam bielusieńką maseczkę pokrywającą dokładnie całą twarz, bo szykowałam się na popołudniowe wyjście do znajomych i postanowiłam poprawić urodę. Cały dzień się smiałam jak sobie wyobraziłam, co facet pomyślał jak zza krzaka wypadło jakieś stworzenie z białą twarzą i w czarnej pelerynie. :D Chyba mam go już z głowy, bo pewnie myśli, że jestem zdrowo walnięta.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cudny - pozabudowlany temat :) Do łez się uśmiałem, a w pracy siedzę i zdecydowanie mi nie wypada.

 

Pamieć podpowiada mi kilka wspomnień - gaf.

 

Kilka stron temu ktoś wspomniał o przekazanej po imprezie sałatce. Mieliśmy bardzo podobnie - jadąc na wakacje, zostawiliśmy klucze u sąsiadów, kwiatki itd. Tata przekazując sąsiadce klucze z najlepszymi intencjami dodał: W lodówce zostało masło, proszę zużyć, bo i tak by się zmarnowało...

Uciechę mamy z tego do dziś.

 

Historia nie moja, ale byłem jej świadkiem - daaawno temu, będąc pierwszy raz na Mazurach, jeszcze na obozie, pływaliśmy Omegami. Część obozu miała "szczęście" pływać i mieszkać na Venuskach. W Mikołajkach, po udanym wieczorze kolega "szczęściarz" wrócił na łódkę. Z jego późniejszych relacji wynikało, że co prawda jego śpiwór był zajęty, ale drugi wolny to się położył w cudzym, nie chcąc budzić kolegi.

Obudziło go mocno przestraszone "Tato, jakis pan tu śpi" :D

Szczęśliwie, tata żeglarz uśmiał się z pomyłki i jeszcze kolegę śniadaniem poczęstował.

 

A moje zeszłoroczne - całe życie jeździłem na nartach, od paru lat zachciało mi się deski. Co wychodzi mi z różnym skutkiem. Prosty stok, ładna pogoda, idealna widoczność, prawie pusto. Jadę i nie wiedzieć czemu wtapetowałem się w narciarza. Biedak zgubił czapkę, kijki pogięte, narta się wypięła, on cała twarz w śniegu. Leżymy obaj, podnoszę się, chcę przeprosić, ale przejęzyczyłem się i powiedziałem z najmilszym uśmiechem jaki mam: "Jakbym chciał, to bym ustał"

Co mi do łba strzeliło nie wiem, po jego minie wnoszę, że też nie wiedział.

 

EDIT: Jeszcze jedno mi się swieże przypomniało, prawie w temacie.

Jest w Tychach firma "Laska", usczelnienia, oringi itd - bez znaczenia. Czekałem w "recepcji", dzwoni telefon, ładna skądinąd pracownica odbiera telefon i mówi: Laska, slucham? :-)

Nie udało mi się nie parsknąć, ale tym razem przeprosiłem wzrokiem i jakoś to wyszło.

Edytowane przez Kasia Wojtek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam nick wprowadzający w błąd, częściej, by nie powiedzieć zawsze, pisze Wojtek :-) A, że orientację mam jasno określoną, o podrywie mowy być nie mogło.

domyślam się

i to właśnie nadaje smaczku całej sprawie :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

dawno temu, jako student , w akademiku kiedyś wstawiłem sobie parówki na kolację. W kuchni na korytarzu oczywiście. O tym, że zapomniałem do garnka wlać wodę zorientowałem się jednak dopiero wtedy, jak na piętrze się alarmy p/poż powłączały. Ale to nie była gafa, tylko zwykła skleroza. Gafą było dopiero to, jak nie potrafiąc się wtedy przyznać do odwalonej kichy, wkurzałem się straszliwie na płaczących ze śmiechu nad moją "tragedią" kolegów i sypiąc wiązankami jak szewc przekonywałem wszystkich wokół, że ktoś mi tą wodę musiał wylać złośliwie :lol2:

 

 

Natomiast z tego samego akademika i z tej samej tematyki - sąsiad nasz pożyczył od nas kiedyś czajnik. Taki stary, klasyczny aluminiowy bombowiec do stawiania na gazie, no wiadomo, chciał sobie (sąsiad! nie czajnik) herbatę zrobić, czy coś. Chwilę później w akademikowej sieci catv został puszczony premierowy wtedy u nas film "Szklana Pułapka". Film dobry, akcja wartka, siedzieliśmy, oglądaliśmy z otwartymi gębami, otoczeniem niespecjalnie się przejmując. Jakoś tak w okolicy wysadzenia dachu sąsiad do nas zapukał ponownie i nie zwracając uwagi na nasze poirytowane gęby oraz różnie wyrażane sugestie, żeby poszedł w diabły i nie przeszkadzał w nauce, konwersację rozpoczął:

- drodzy koledzy, czy pamiętacie jak półtorej godziny temu pożyczałem od was czajnik?

- pamiętamy, [biiip], cicho!

- czy bardzo byliście z nim związani emocjonalnie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...

Dobrych kilka lat temu wzielam udzial w konkursie radiowym , ktorym do wyboru byly dwie odpowiedzi, zupelnie nie znajac odpowiedzi na pytanie konkursowe wybralam jedna opcje i wyslalam smsem w ciemno. po godzinie dzwoni mi kom. odbieram a tam prezenter radiowy wita mnie, czyta jeszcze raz pytanie i prosi o odpowiedz jakiej udzielilam wczesniej smsem na to ja w stresie zupelnie zapolnialam, jakiej odpowiedzi udzielilam, z lekkim wstydem przyznaje ze nie wiem na co pan z radia lekko zniecierpliwiony udziela mi poprawnej odpowiedzi i prosi bym powtorzyla jeszcze raz gdy spyta bo na szczescie nie bylo to na zywo. :(

 

Przeprowadzka na nowe mieszkanie w Niemczech do nowej miejscowosci. Jak wiadomo w De wszedzie drzwi na zatrzask bez klucza ani rusz. wybiegam z domu na szybkie zakupy po czym orientuje sie, ze wzielam ze soba nie te klucze. godz19 siedze pod klatka bez tel. pewna ze maz bedzie okolo 22 po pracy. Na szczescie nowi sasiedzi sie lituja i zapraszaja na przeczekanie u nich w mieszkaniu, zgadzam sie chociaz jest troche niezrecznie. okolo 22 dziekuje za goscine i schodze na parter do siebie po czym po dzwonku do drzwi jestem w lekkim szoku.. maz wisi na telefonie zdenerwowany (jeszcze go w takim stanie nie widzialam) co sie okazalo konczyl o 21 wrocil zobaczyl, ze mnie nie ma a klucze z domu wisza, wyobraznia dopowiedziala mu, ze moje buty zniknely (??) mam kilka par hehe. i wywnioskowal, ze skoro mnie tak dlugo nie ma, klucze sa , butow nie ma w dodatku nieznalismy tam nikogo to mnie porwano :o. do teraz mi glupio, ze nie pomyslalam by napisac na drzwiach na kartce ze jestem u sasiadow

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...