Ella 25.03.2004 13:23 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Marca 2004 Pozdrawiam melomanów Melomani pozdrawiają Melomankę . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
jprzedworski 25.03.2004 14:48 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Marca 2004 A czy dialogi są "nieprawdziwe", jak twierdzi pani Zofia? Owszem, tak. Z tym, że ja to odebrałam jako przemyślany zabieg. Czy zawsze musimy być dosłowni? Wszak czarodzieje kreują swoją rzeczywistość poetycko, a nie naturalistycznie... Dla mnie miało to dużo uroku. Ja się też tym nie przejmuję. To nie film dokumentalny, ale fabularny. A już na tle ówczesnej socrealistycznej produkcji bardzo dobry. Kiedyś zresztą filmy były bardziej "umowne". Teraz stały się często realistyczne aż do bólu. A pani Zofii życzę zdrowia i wydania dalszej części wspomnień. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Ella 25.03.2004 18:12 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Marca 2004 A pani Zofii życzę zdrowia i wydania dalszej części wspomnień. Przyłączam się do tych życzeń . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
jprzedworski 26.03.2004 10:20 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2004 Teraz z innej półki. Wpadła mi w ręce najnowsza płyta Crisa Rea'i (oj ta odmiana nazwisk!) The Blue Jukebox. Za wcześnie na opinię - muszę ją przetrawić, ale dość ciekawa i inna, niż poprzednie. Dużo bluesa, głos coraz bardziej przypomina Toma Waitsa. Kto lubi taką muzykę, niech posłucha. Materiał typowo "terapeutyczny". Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
joanka77 26.03.2004 11:00 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2004 Ja polecam płyte Anity Lipnickiej i Johna Portera "Nieprzyzwoite piosenki". Bardzo nastrojowa muzyka i fajne teksty. Ostatnio jej słuchałam na okrągło, aż dostałam zakaz od męza włączania tej płyty Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Ella 26.03.2004 13:19 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2004 Teraz z innej półki. Wpadła mi w ręce najnowsza płyta Crisa Rea'i (oj ta odmiana nazwisk!) The Blue Jukebox. Za wcześnie na opinię - muszę ją przetrawić, ale dość ciekawa i inna, niż poprzednie. Dużo bluesa, głos coraz bardziej przypomina Toma Waitsa. Kto lubi taką muzykę, niech posłucha. Materiał typowo "terapeutyczny". Chris Rea zawsze mi się kojarzy z wakacjami , co przy dzisiejszym śniegu i błocie daje bez wątpienia znakomity efekt terapeutyczny ! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Ella 26.03.2004 13:21 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2004 Ja polecam płyte Anity Lipnickiej i Johna Portera "Nieprzyzwoite piosenki". Bardzo nastrojowa muzyka i fajne teksty. Ostatnio jej słuchałam na okrągło, aż dostałam zakaz od męza włączania tej płyty JOHN PORTER... hmm... Na przełomie szkoły podstawowej i liceum byłam w niego zapatrzona i zasłuchana bez przerwy. Szczególnie upodobałam sobie płyty Helicopters i One Love, no i współprodukcje z Maciejem Zębatym (głównie polskie wersje songów L.Cohena). Fantastyczną perełką, "zajeżdżoną " przeze mnie totalnie była też jego niezwykle dowcipna płyta dla dzieci It's a kids' life, którą mam jeszcze w wersji winylowej... A dla Johna czas chyba stanął w miejscu - wygląda teraz tak samo jak lat temu..... , kiedy drżącą z wrażenia ręką podawałam mu po koncercie płytę do podpisu... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
chmurka 26.03.2004 13:47 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2004 joanko77 , ja też bardzo lubię duet Lipnicka & Porter, ich można słuchac i słuchać...i ten nastrój... Bardzo, bardzo lubię Dido, zwłaszcza rano, dobrze nastraja na cały dzień!! Świetnie relaksuje i koi nerwy cudowna Norah Jones ślicznym, łagodnym "Sunrise", "Those Sweet Words", nastrojowym "The Long Way Home".... i całą resztą przepięknych piosenek!! Pozdrawiam! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
joanka77 26.03.2004 13:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2004 ja też bardzo lubie Dido Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
chmurka 26.03.2004 14:49 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2004 Do mojej kolekcji ostatnio słuchanych dodam jeszcze....niezwykły, niepowtarzalny Gotan Projekt i oczywiście świetnego ... Nowaka z zespołem Raz Dwa Trzy Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
joanka77 26.03.2004 14:51 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2004 OOO tak ! Raz Dwa Trzy ..... "Trudno nie wierzyć w nic" i Piosenki Agnieszki Osieckiej Mam obydwie płyty i mam jeszcze "Cztery" (taka stara płyta) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
joanka77 26.03.2004 15:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Marca 2004 Jeszcze przypomniałam sobie muzyke z filmu "Bandyta". Znacie ? Aż ciarki przechodzą po plecach jak się jej słucha. Polecam ! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Ella 28.04.2004 20:25 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2004 Dzisiaj przez cały dzień podsypiałam na uczelni, bo wczorajszej nocy nie mogłam odmówić sobie przyjemności obejrzenia po raz kolejny Mo' Better Blues.... Fantastyczne dźwięki... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Ella 14.05.2004 22:01 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Maja 2004 Ponurku ! Gdzie się podział Twój post , który był tu jeszcze przed chwilą ? Czy Sidney Bechet czymś Ci się naraził ? Szkoda, że nie zacytowałam Twojej notki (byłby dowód ), ale ponieważ nagryzmoliłam swoje trzy grosze jako dodatek i komentarz, to już ich nie będę likwidować. Dla niezorientowanych wyjaśnię, że jeszcze przed chwilą przed moim postem widniał skrócony życiorys klarnecisty i saksofonisty sopranowego, Sidney'a Bechet'a, przez kronikarzy z onet.pl nazwanego "ojcem jazzu". A oto moje wypracowanie na powyższy ( znikający ) temat : Z tym mianem "ojca" to ktoś chyba troszkę przesadził , chyba że przyjmiemy za miarodajne powiedzenie: "sukces ma wielu ojców", stąd pewnie jazz też ma "wielu ojców" (a ta mieszanka genetyczna zdecydowanie wyszła mu na zdrowie )... To prawda, że Bechet w kilku sprawach był pionierem , np. podczas sesji nagraniowej w 1932 roku zaczął nowatorsko improwizować w oparciu o strukturę harmoniczną utworu ( a nie, jak dotąd, wokół linii melodycznej ). Poza tym, na początku lat czterdziestych jako pierwszy nagrał utwór za pomocą techniki multirecording , czyli w jednoosobowym sekstecie - zagrał w nim równocześnie na klarnecie, sopranie, tenorze, fortepianie, basie i bębnach ! A co do wątków muzykoterapeutycznych - przy pisaniu tych słów w błogi nastrój wprowadza mnie Sidney Bechet w transowym, cudownym Blue Horizon z 1944 roku - polecam ! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mieczotronix 14.05.2004 22:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Maja 2004 coraz bardziej przypomina Toma Waitsa. Kto lubi taką muzykę, niech posłucha. Materiał typowo "terapeutyczny". Chris Rea wzoruje się na Tomie Waits-ie? A czy wiecie, że Tom Waits to popłuczyny po niejakim Captain-ie Beefheart-cie. Ostrzegam - to wycieczka tylko dla najodważniejszych. Captain Beefheart to postać bardzo tajemnicza. Przyjaciel Franka Zappy z lat młodości, propagator brudnego południowoamerykańskiego bluesa w wersji początkowo lekko, a z czasem coraz bardziej schizoidalnej. Jedyną osobą na świecie, która go rozumiała, no może "tolerowała", a przynajmniej tak jej się wówczas wydawało, był Frank Zappa. Poza tym z Captainem Beefheartem ciężko mieli wszyscy inni. Producenci, których po podpisaniu kontraktu całkowicie olewał, wytwórnie płytowe z którymi podpisywał niezliczone kontrakty na wyłączność (!) i tak samo olewał, czy muzycy z jego Captain Beefheart's Magic Band, których potrafił zamknąć na pół roku w szopie na przedmieściach żywiąc tylko fasolką z puszki, po to, by przygotować materiał na najbardziej pokręconą płytę wszechczasów. Ta płyta, którą magazyn the Rolling Stone w roku jej premiery okrzyknął największym wydarzeniem muzycznym ever, miała tytuł "Trout Mask Replica" (Kopia maski karpia - dla pewności, że przekaz zostanie zrozumiany, na okładce płyty znalazł się facet w kapeluszu, ale za to z głową karpia). Po 6-miesięcznych wyrzeczeniach i ostrej diecie fasolkowej w szopie, płyta ta została nagrana w 4 godziny w studio Franka Zappy. Muzycy weszli, zagrali, a Cpt Beefheart powiedział "that's it" czy coś w tym stylu. Nie wierzę, na prawdę nie wierzę, że na tym forum jest ktoś kto słuchał tej płyty i ją polubił (ja zacząłem łapać czaczę po 4-tym odsłuchaniu, a po 10-tym dostrzegłem iskierkę geniuszu). Odsłuchanie całej 80-minutowej płyty jest równoważne 10-miesięcznej terapii elektrowstrząsami. Ostrzegam. Płyta nie jest dla osób o niskim progu tolerancji na rzeczy odmienne. Ale jeśli ktoś z was zechce wiedzieć dlaczego coś takiego, jak Tom Waits jest tym, czym jest, to powinien posłuchać Trout Mask Replica, albo innej płyty Kapitana, chociażby najbardziej popowego Ice Cream for Crow. Captain Beefheart, wielki i przez nikogo niezrozumiany, pod koniec swojej kariery muzycznej, gdy zdał sobie sprawę, że nikt nie kupuje jego dadaistycznych jazd muzycznych, postanowił przerzucić się na inne medium. Wybrał malarstwo, które praktykował już od pewnego czasu. Dla swojej nowej pasji znalazł lepszych odbiorców - bogatych snobów, wielbicieli impresjonizmu niefiguratywnego (or whatever), którzy doszukali się w jego bazgrołach tego, czego nigdy nie doszukał się w jego muzyce masowy odbiorca, a przynajmniej udają że tego się doszukali. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 15.05.2004 00:05 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2004 Ponurku ! Gdzie się podział Twój post , który był tu jeszcze przed chwilą ? Czy Sidney Bechet czymś Ci się naraził ? Panie uchowaj ! Sam usunąłem... w miare upływu czasu tamte górnolotne określenia zdały mi się cokolwiek przesadzone. Ale w sumie wyszło na dobre... mamy cudny opis jednego z ojców muzyki synkopowanej. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
BK 15.05.2004 05:23 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2004 Ja wprawdzie nie jestem znawcą jazzu, tytułów płyt, etc. ale na mnie terapeutycznie działa Birdno i Wynton Marsalis - z takiej płyty "Hot House Flowers", szczególnie kawałek "I'm confessing (that I love you)" - przecudny. Czy ktoś to zna? No i jeszcze Joao Gilberto i Astrud Gilberto - ze Stanem Getzem - przecudne kawałki np. Girl from Ipanema Tall and tender young and lovelythe girl from Ipanema goes walkingand when she passes each one she passes goes by ... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Ella 15.05.2004 20:04 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2004 Ostrzegam - to wycieczka tylko dla najodważniejszych. Ostrzegam. Płyta nie jest dla osób o niskim progu tolerancji na rzeczy odmienne. Mieczu, toż to marketingowy majstersztyk ! Po takiej zachęcie istnym obciachem byłaby dalsza nieznajomość produkcji Kapitana . Cóż mam zrobić - biegnę do sklepu (ewentualnie wstąpię po drodze do cioci Kazy ) ... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Ella 15.05.2004 20:05 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2004 Ale w sumie wyszło na dobre... mamy cudny opis jednego z ojców muzyki synkopowanej. Pozdrawiam Maestro Terapeuto Ponury, Ty zawsze potrafisz poprawić mi nastrój ... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Ella 15.05.2004 20:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 15 Maja 2004 na mnie terapeutycznie działa Bird Na mnie również - to po prostu abecadło mojej muzykoterapii - energetyzuje, wzrusza i rozpala. No i jeszcze Joao Gilberto i Astrud Gilberto - ze Stanem Getzem - przecudne kawałki Ta płyta (z 1963 roku) jest dla mnie kwintesencją spokoju i błogosławionego autodystansu... Pewien mój znajomy pianista zawsze powtarza, że Astrud śpiewa tak, jakby właśnie lepiła pierogi... I to prawda . Wszystko na tej płycie dzieje się bez pośpiechu , bez napięcia, bezpretensjonalnie. A to pomaga strzepnąć z siebie pyłki własnego stresu ... Co ciekawe - Astrud zaśpiewała na tej płycie po raz pierwszy, w dodatku zupełnie "z zaskoczenia". Przyjechała na nagranie ze swoim mężem Joao, żeby pomagać mu jako tłumacz... I tak zauroczyła sobą kolegów muzyków, że niespodziewanie producent zaproponował jej udział w nagraniu. W ten sposób odkryto perłę bossa novy... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.