Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Zatrzymajmy się trochę przy Hendrixie - mimo krótkiego żywota zasłużył sobie na to. Rolling Stone już w XXI wieku uznał GO za najznakomitszego gitarzystę. Castles Made Of Sand - ten utwór jest niezwykły dla Jimiego. Muzyka tu tworzy tło do wokalu, lekkiego i swobodnego. Voodoo Child to typowa hendriksowska ballada grana w typowy dla niego sposób (fuzz i overdrive). Foxy i Voodoo może oparte są na tym samym schemacie, ale w tym przypadku to plus tych kompozycji. No i nie zgodzę się ze słowem "ubogi". czasami geniusz leży w prostocie.

No kurcze, nie może się obejść bez tego flagowca!

 

https://www.youtube.com/watch?v=W3JsuWz4xWc

 

A do Satrianiego jeszcze wrócę - wszak to jeden z moich ulubieńców!

K.

Edytowane przez jola_krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 2k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Gość Pepeg z Gumy
ten utwór jest niezwykły dla Jimiego. Muzyka tu tworzy tło do wokalu, lekkiego i swobodnego. Voodoo Child to typowa hendriksowska ballada grana w typowy dla niego sposób (fuzz i overdrive). Foxy i Voodoo może oparte są na tym samym schemacie, ale w tym przypadku to plus tych kompozycji. No i nie zgodzę się ze słowem "ubogi". czasami geniusz leży w prostocie.

.

No to mnie przygiąłeś do gleby.

Nie bardzo rozumiem określenie

to typowa hendriksowska ballada grana w typowy dla niego sposób (fuzz i overdrive).
Sposób gry,to przecież co innego niż fuzz+overdrive. Fuzz to jedynie brzmienie a sposób , to w jego wypadku głównie technika, frazowanie, dynamika ( jak na ten gatunek wyjątkowo czytelna).

Mam też wątpliwości czy powielanie podobnego schematu w tak krótkim okresie ( chyba nawet album po albumie) to zaleta.

Może i tak. Słuchanie obu utworów, zwłaszcza po sobie, osobiście mnie męczy. Oba są znakomite i łamały utarte kanony, ale sprawiają wrażenie jakby były zrobione tej samej nocy. Zwłaszcza , że też i samo Voodoo Child ewoluowało po kilku dniach z Voodoo Chile.

O określenie "ubogi" się nie dąsaj. Blues generalnie jest w sensie formalnym bardzo prosty. To zaledwie 3 akordy (w klasycznej postaci) i w tym schemacie się lata na 12 taktach. Tutaj Hendrix nic niezwykłego nie zrobił, uprościł sobie nawet do ośmiu. To utwór wybitnie techniczny i tu faktycznie namieszał.

Podobnie jak w Voxy Lady , J. Hendrix nastawia się na szaleńczą improwizację, która każdego gitarzystę rockowego wbija w ziemię.

Tak z ciekawości nie chwali się overdrivem i fuzem ( to BTW niemal ten sam efekt), tylko wah-wah i guzikiem distortion na piecu, które to przyciski wymyślił pan Marshall i standardowo jako pierwszy montował w swoich lampowych szafach.

Zresztą overdrive wymyślili z 10 lat później niż powstały te kompozycje. Ale... siła by gadać.

Wcale nie dziwie się Vai-owi, że klęka przed tymi kompozycjami i nazywa je świętymi Gralami muzyki.

W Voxy Lady Hendrix zagrał bowiem akord zwany jego imieniem. Dosyć karkołomny. Kciukiem łapie prymkę a piątym septymę zwiększoną i nonę, no ale łapę to facet miał jak mały Cygan nogę.

Dodatkowo właśnie w obu utworach stosuje zabieg harmoniczny polegający na rytmicznym graniu tej samej linii basu przerzucając kolejny dźwięk o oktawę, charakterystyczny dla jazzu a nie rocka. Ale w tym miejscu już Cię nudzę chyba.

 

PS Dzięki za Hej Joe .Ostatni raz na początku maja graliśmy go hurtem z bratem Jima, na wrocławskim rynku.

 

Reasumując - znakomite technicznie i rewolucyjne kawałki, niemniej... czasem wolę jednak posłuchać Lynyrd Skynyrd.

Edytowane przez Pepeg z Gumy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No masz! Nacisnąłem nie ten guzik i mamy delikatną różnicę zdań. Ja nie mam pojęcia jak się gra na gitarze. Umiem natomiast słuchać i czytać. Przyznasz, że częste stosowanie przesterowania może stać się sposobem gry. Fakt: fuzz i overdrive to chyba to samo, sorry zaufałem swojej pamięci a mogłem zaglądnąć choć na wiki ;).Z wyczytanych i zapamiętanych kiedyś informacji przytoczę (skoryguj mnie gdybym coś pokręcił) Jimi chętnie stosował akord dominantowy, tzw. dominantę durowo molową. W akordzie pomijał pewien dźwięk. Co do techniki gry - wszystko co robił jest JEGO techniką. Nawet zachowanie na scenie i palenie gitary. Był geniuszem sprzężenia zwrotnego i wielbił tremolo, potrafił też zagrać subtelnie zmieniając akordy (jak w przytoczonym przez Ciebie Castles). A co do "guzika" na wzmacniaczu, to Jimi traktował tego typu urządzenia jak instrumenty. W technice nie był perfekcyjny, był natomiast oryginalny i nowatorski. Dwuręczny tapping Van Halen odpatrzył od Hendrixa! Niech gitarzyści wybaczą jeżeli ubliżyłem w jakikolwiek sposób ich gitarowym fascynacjom. Napisałem już kiedyś, że posiadam pierwszy stopień umuzykalnienia - tzn. rozróżniam kiedy grają, a kiedy nie (to za K.O.Borchardem:)). Ale jeżeli mnie coś zaciekawi to lubię pogłębić swoją wiedzę i zwykle jest to tylko teoria. Foxy i Voodoo opublikowano z rocznym odstępem, ale możliwe, że wymyślił je w tym samym cyklu twórczym. Ja też nigdy nie słucham Hendrixa w większej dawce. Ba, nawet Satriani słuchany płyta po płycie wydaje się monotonny.

Lynyrd Skynyrd - miodzio!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadszedł czas na mój ukochany kawałek z wszelkich jakie dotąd miałem okazję usłyszeć. No może jeden z... Utwór pojawił się na szóstej płycie zespołu tak ważnego dla rocka jak Mozart dla muzyki w ogóle. Płyta, a właściwie album moim zdaniem niedoceniony. Kashmir natomiast wyjątkowo lubiany przez samych członków zespołu. Page i Plant dali temu wyraz w 1994 roku nagrywając wersję z orkiestrą. Też majstersztyk, ale ja wolę oryginał z 1975 roku zdecydowanie w wersji studyjnej mimo, że nie było koncertu Led Zeppelin bez Kashmiru. Aha i wcale nie myślę uzasadniać mojego wyboru. Dla mnie to dogmat.

 

Edytowane przez jola_krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
No masz! Nacisnąłem nie ten guzik i mamy delikatną różnicę zdań.!

Ech nie! Guzik najwłaściwszy. Tylko, że mimo swej genialności , akurat te dwie kompozycje nie są moimi ulubionymi.

 

Akord dominantowy to własnie akord , o którym pisałem i który jest "pomysłem" JH.

Można go usłyszeć właśnie w Foxy- G7#9. W kwestii formalnej. Powinno być zapisane Fisis7#9, ale brzmieniowo to to samo.

Brzmi niezwykle "jazzowo" a przy funkowym akcentowaniu połączonym np z puknięciami werbla na perkusji wprowadza taki charakterystyczny feeling, przy którym głowa się sama kiwa.

Czy jest to dominanta durowo-molowa ?:D Raczej nie. W obrębie jednej skali chyba nie ma takich.

To ( i w tym przykładzie także)dominanta durowa zawieszona i postawiona na nonie.

 

Przykład z kolei molowej skali oraz akordów stąd wynikających, znajdziesz w intro ( pierwszy pochód gitarowy w utworze i powtarzający się uporczywie motyw "solówki" wraz z repryzą) do innej znakomitej kompozycji Summertime zaśpiewanej przez Janice Joplni . W tym utworze znajdziesz na końcu nawet rozwiązanie tych akordów, czego Jimmie nie stosował a co w tej kompozycji nie mieściło się widać w głowie aranżerowi, bo rozwiązał sobie całość do toniki w dur.Też ciekawie.

 

Reszta wiadomości też mi się zgadza ze stanem mojej wiedzy. Charakterystyczny jest z pewnością u niego, wah-wah, fuzz, chorus i efekty phasera czy flangera, zwłaszcza , że to był okres kiedy stereofonia dawała nowe możliwości i pozwalała je efektownie wykorzystywać chociaż elektroniczne efekty gitarowe, jakie stosował, były wówczas jeszcze dosyć ubogie i o procesorach gitarowych nikt poważnie nie myślał.

Stąd sięganie do grania zębami, wykorzystywanie sprzężeń, czy stosowania nowych konstrukcji mostków.

Bez użycia syntezatorów wydobywał dźwięki imitujące wybuchy, ryk samolotów. Tu chyba najbardziej wówczas przejmująca wersja hymnu, jako protest przeciw wojnie w Wietnamie.

http://www.youtube.com/watch?v=1CMyxB-CKMs

 

Całkowicie się też zgadzam, że technicznie nie był on boski, ale stworzył coś zupełnie nowatorskiego, jedynego w swoim rodzaju a jego metody zmieniły zupełnie sposób gry i technikę , wrzucając ją na nowe zupełnie tory.

Edytowane przez Pepeg z Gumy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może teraz kompozycja napisana na wiolonczelę. Popełnił ją klasyk muzyki hardrockowej, uznawany za jednego z najznamienitszych gitarzystów, legenda Deep Purple. Ale nie będzie to żaden z wybitnych utworów Szkarłatnej kapeli! Jako przykład jego geniuszu wybrałem kawałek 1976 roku, moim (jakże nieobiektywnym) zdaniem jest to wzór kompozycji w gatunku hard rockowym. Udzielili się w nim poza genialnym kompozytorem takie tuzy jak Cozy Powell czy Ronnie James Dio. Pewnie się już domyślacie: Ritchie Blackmore i jego Tęcza:

 

http://www.youtube.com/watch?v=BGsfugB8LPQ

Edytowane przez jola_krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Blackmore to dziwny facet. O jego nienagannej technice może więcej napisze Pepeg, natomiast charakter ma iście diabelski. Po wiecznych konfliktach z Gillanem, wiecznych utarczkach czy wręcz nienawiści, wyrzucaniu z kapeli Glovera i Gillana, wprowadzeniu nowych do DP (Coverdale i Hughes) znowu myślał o odejściu. Niezbyt zadowolony ze Strombinger, twierdząc, że jest zbyt folckowa popadł w konflikt z Lordem! Zarzucał mu skrzywienie w kierunku muzyki klasycznej! Faktycznie, po odejściu z DP miał etap w swojej karierze zdecydowanie ciężko rockowy. Ale popatrzmy na to co nagrywa dziś!? Akustyczne utwory z przed klikuset lat, zaaranżowane w oszędny, specyficzny sposób z dodaną warstwą tekstową Candice. Fakt, prawie siedemdziesięcioletni facet może nie mieć pary na skakanie po scenie w hardrockowej stylistyce, ale żeby aż tak zdziadzieć? Lord przynajmniej pozostał w szerokim kręgu muzyki rockowej a On? Niezbadane są muzyczne wybory.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy

Blackmore powiadasz. Czekaj, czekaj... gdzieś chyba słyszałem to nazwisko ;)

Fakt, charakter gościu ma nielekki. Kłótliwy, zrzędliwy i apodyktyczny facet ale z jego życiorysu można by zrobić niezłą telenowelę. Żona niemiecka, żona amerykańska, śpiewaczka operowa, modelka,, panienka z hotelu, namiętne oglądanie programów niemieckiej telewizji, niechęć do dzieci, wielka miłość do dziatwy - kompletna schizofrenia. Raz artysta dojrzały , innym razem infantylny grajek.

Z pewnością postać nietuzinkowa. nie dziwię mu się ,że zdziadział. Wystrzelał się za młodu.

Jako muzyk-wirtuoz - na pewno dużo lepiej niż poprawny technik. Wieczny eksperymentator, poszukujący rozwiązań brzmienia, nowego sprzętu. Lutniczo przywiązany raczej do Fendera, Marshall zrobił dla niego specjalny piec ( prawie 300watów), Fender wyrzeźbił mu specjalny gryf z nieckami pomiędzy progami i nowym profilem.

Chyba jako pierwszy grał smykiem na gitarze.

Zaczynał od nauki klasyki, potem jej nienawidził a potem znowu do niej wracał. Nienawidził folka ale z Blackmore Night's gra niemal celtycki folk i fascynuje się klasyką.

Z pewnością ilość patentów i rozwiązań grania jakich próbował, wystarczyłaby na kilku gitarzystów. Z żadnej z tych rzeczy nie zrobił jednak użytku i rozpoznawalnego tylko dla siebie sposobu w poszukiwaniach artystycznych.

Wszedł do panteonu jako wiecznie naburmuszony i olewający wszystkich typek, który miał kilka genialnych pomysłów.

Rewelacyjne riffy, które chwytały słuchacza i przechodziły do historii, śmierdzące na kilometr Blackmore'm brzmienie Stratocastera i fraza, której nikt tak nie grał jak on, czyni go muzykiem tak niezwykłym co drażniącym, nudnym i fascynującym zarazem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy

Tak sobie pomyślałem, że skoro już przeszukujemy w tak wąskim gronie swoje zakamarki pamięci, to należy nam się odrobina magla , dla higieny.

Po obgadujmy naszych bohaterów. Odbrązowić się ich nie da, przecież to rock, ale poplotkować...czemu nie.

Blackomre - już był.

 

Jimie Hendrix - narkoman i seksoholik , należy do elitarnego klubu "27" czyli tych co kopnęli w kalendarz w wieku lat 27. Odlew jego penisa, nazywany "wielki różowy ptak" może wprawić w zakłopotanie lepiej niż normalnie zbudowanych chłopów.

Podobno , jeśli wierzyć zeznaniom jego partnerek, mógł niemal zawsze, bez względu na stan swojej świadomości.W ogóle był ewenementem przyrody wraz z kilkoma członkami swojej rodziny. Jeden z jego bliskich miał po 6 palców u każdej z rąk.On sam miał paluchy tak długie, że podobno jak by wsadził wskazujący w tyłek, to mógłby nim sprawdzić stan migdałków. Nieźle malował - miał spory talent malarski.

 

John Bonham ( Bonzo) - uznany za jednego z najlepszych i najważniejszych perkusistów hardrockowych. Grał z Pewnością najgłośniej, prekursor syntezatorów perk. i podwójnego bębna takt. Pijak, rozrabiaka i babiarz. Żadnej nie przepuścił. Zasłynął z tego, że podczas sylwestra wytaszczył w hotelu na schody jeden ze swoich motocykli i jeździł nim. Zapił się na śmierć. Udusiły go wymiociny po 40 męskich wódkach (po 480ml każda) wypitych w ciągu 12 godzin.Wypadek - źle się ułożył, wcześniej taka ilość mu nie szkodziła.

 

Jon Anderson - charyzmatyczny wokalista Yes, sypia wzorem Kadafiego w rozkładanym wigwamie, nawet mieszkając w hotelu.Może mu się zmieniło - ostatnio trochę choruje.

 

Janis Joplin - legendarna wokalistka z klubu "27". Kochała seks ponad wszystko, zwłaszcza po silnych używkach. Egocentryczka z kompleksami, brzydka jak noc listopadowa, karierą nadrabiała jej niedostatki. Była tak szpetna ,że musiała się poddać zabiegowi operacyjnemu,

 

Jim Morrison - członek klubu "27", syn wojskowego, admirała ale notoryczny rebeliant. Eksperymentator z LSD i haszem,urodzony skandalista, człowiek mocno niezrównoważony, żyjący często na skraju obłędu i dziwacznej wiary w kosmos.

 

Gordon Sumner czyli Sting - opętany miłośnik sexu tantrycznego, który potrafi uprawiać przez kilka godzin. W ciągu 1 minuty, codziennie zbiera tantiemy z jednej tylko piosenki , mogące przyprawić o zawrót głowy tych którzy potrafią liczyć już do 60. Wydaje nadmiar kasy na lasy tropikalne.

 

The Shadows - Gdyby Golden Earing się nie rozpadł w 2006 ze starości , to chyba najdłużej działający zespół rockendrolowy ( od 1961).W ilości płyt wcale nie rekordziści, bo już niejaki, zasłużony dla rocka symf. Rick Wakeman wydał ich znacznie więcej i to w pojedynkę.Ot taki Telemann naszych czasów.

 

Czekam Krzysztofie na Twoje odświeżenie pamięci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tu mam pewien kłopot. Nie jestem entuzjastą pudelka, więc niewiele wiem o "życiu" gwiazd. Te szczegóły, które dostają się do mediów są często wyssane z palca. O Hendrixie czy Bonzo to już legendy, zweryfikowane i potwierdzone. Ale np. Ozzy Osbourne? Kolekcjoner sztuki wiktoriańskiej, właściciel 6 psów, morderca kotów. W dzieciństwie zdarzyło mu się podpalić stodołę, notoryczny nastoletni złodziej, który na włamy chodził w rękawiczkach... bez palców! Pierwszą próbę samobójczą podjął w wieku 14 lat (!). Z uwielbieniem rzucający mięsem (dosłownie), niszczyciel biblii. Stworzył z rodziną dom Wielkiego Brata, co było tak samo obrzydliwe jak jego pokraczny psychopatyczny wygląd. Totalny świr, szaleniec. Taki obraz kreują media, taki obraz kreuje on sam. Prawda jest zupełnie inna. Jest to człowiek pełen nałogów, głęboko nieszczęśliw, wręcz chory. Wynika to ze słów jego syna. Komu wierzyć?

 

P.S.

Ostatnio gdzieś wyczytałem, że Jimi Hendrix nie był entuzjastą środków psychoaktywnych!

Edytowane przez jola_krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
Tu mam pewien kłopot. Nie jestem entuzjastą pudelka, więc niewiele wiem o "życiu" gwiazd. Te szczegóły, które dostają się do mediów są często wyssane z palca. O Hendrixie czy Bonzo to już legendy, zweryfikowane i potwierdzone.

Całkowicie się zgadzam. Staram się więc zamieścić ciekawostki jedynie z "pewnych biografii" pomijając prasę bulwarową.

 

Niezwykle ciekawe było życie Francesco Zappy. Chorowity chłopak w dzieciństwie leczony był z kłopotów oddechowych pierwiastkami radioaktywnymi umieszczanymi w nosie. Miał kilka procesów o zniesławienie zawarte, według powodów, w jego utworach.

Posądzany o antysemityzm stanął przed sądem, postawiony przed komisją stanową o deprawacje młodzieży przez m.in. małżonkę senatora Al Gore'a, miał być ambasadorem kultury w Czechach ( Havel był jego wielkim fanem) na polecenie kongresu USA zmuszono go do zrezygnowania z ubiegania się o stanowisko.

Do sądu chciał podać go znany aktor Gregory Peck za płytę Studio Tan ( Przygody Greggery pekari ), wycofał się z tego gdyż przesłanie było zupełnie nie związane z nim a chodziło o papieża Grzegorza XIII i zawiłą, surrealistyczną paralelę , co doprowadziło z kolei do furii katolików. Na płycie prowokacyjnie napisał tytuł jednego z utworów "Let me take you to the beach" gdzie w ostatnim słowie, odręcznie skreślono literki "ea" i zastąpiono je "it". W dodatku zamiast zgodnego z tytułem "Let Me" śpiewa sobie "Lemmy" i szydzi ze wszystkiego co mu się nie podoba w konsumpcyjnym świecie opanowanym przez święte media.

 

Wypadek na festiwalu w Szwajcarii, na którym podczas jego koncertu jakiś "mądry" odpalił flarę, zainspirował pewien nieznany zespół Deep Purple do napisania piosenki Smoke on the water.

Po jednej stronie jeziora Genewskiego palił się dobytek Zappy, po drugiej Glover , obserwujący pożar układał hiciora wszech czasów.

Niedługo potem inny głupek wskoczył na scenę, co Zappa przypłacił niemal życiem, uderzając się w krtań , przy upadku do kanału dla orkiestry.

Zmarł na raka prostaty, do ostatnich chwil swego życia drwiąc sobie ze współczesnego świata.

 

Przestroga nie tylko dla Eskimosów w typowym dla Zappy przesłaniu " Nie jedz żółtego śniegu, uważaj na husky"

http://www.youtube.com/watch?v=BQ52n9NbEkM

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę nazywa się Gadd. Polski wydźwięk tego nazwiska odpowiada jego zyciorysowi. W 2008 roku zabarykadował się w hoteli w Bangkoku, nie chcąc wracać do Anglii - został jednak deportowany, czy raczej uznany za persona non grata. Po kilku latach wielkiej sławy i popularności fani powoli odwracali się o tego gatunku muzyki rockowej. To spowodowało próby samobójcze i alkoholizm gwiazdy. Prawdziwe kłopoty zaczęły się, gdy oddał swój komuter do naprawy. Tam informatyk odkrył kilkaset zdjęć pornograficznych nieletnich czy wręcz dzieci. Skazany w Anglii na kilka miesięcy więzienia, po odsiadce wyemigrował na Kubę (sic!), następnie do Kambodży, skąd za swoje wredne skłonności deportowano go do Wietnamu. Tam również popadł w tarapaty, które skutkowały ponad dwuletnim więzieniem.

Mowa oczywiście o gwieździe glam rocka Garym Glitterze. Co się z nim teraz dzieje nie wiem i gówno mnie to obchodzi. Jeżeli nie poddał się terapii to pewnie gnije w pierdlu. A Glam wolę zapamiętać tak:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy

Tego nie wiedziałem o Glitterze . Może dlatego, że nie przepadałem nigdy za jego "nudziarstwem" muzycznym.;)

 

Przyszedł mi natomiast na myśl człowiek, o którym w Polsce wie niewielu. Niedawno minęła rocznica jego przedwczesnej śmierci.

W przeciwieństwie do obgadywanych przez nas muzyków, ten był spokojny i ekscesami się nie wsławił. Może nie zdążył ?

Wśród znanych artystów budził jednak niezwykłe emocje. Uznawano go za przyszłość i wróżono wielką sławę.

Plant i Bowie mówili o nim jak o niezwykłym objawieniu a Leonard Cohen, którego Hallelujah zaśpiewał w sposób niewiarygodny( polecam), nie krył podziwu. Nagrał tylko za życia 2 własne płyty, znany był z coverów zaśpiewanych w sposób dotąd niewykonywany. Skrzyżowanie Jamesa Dean'a, Planta i Petera Gabriela a przede wszystkim wielka i niepowtarzalna indywidualność - Jeff Buckley.

Syn Tima Buckleya, bardzo znanego i popularnego muzyka amerykańskiego. Widział go zaledwie parę razy w życiu, nie przepadał za jego twórczością ale jego również przedwczesna śmierć wywarła w nim traumatyczne przeżycie.

Mówiło się jeszcze za życia Jeffa, że jego głos i sposób śpiewania kryje niespotykany smutek i zapowiedź niewiadomej tragedii.

Utonął w wieku 31 lat, tworząc o sobie mit i koniec epoki, którą zapowiadał oraz całą masę teorii spiskowych o przyczynach swojej śmierci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aż się boję sięgnąć po ten temat: Eric Clapton.

W trójce rozpoczęli prezentację jego muzyki (7.35 mniej więcej - polecam), a ja zacząłem czytać jego autobiografię. Życiorys godny oscarowego scenariusza. Trudno przytoczyć cokolwiek z jego życia - jak natrafię na sensację, to się nią podzielę ;). Może to kogoś zainteresuje: odbił żonę swojemu przyjacielowi. Ten, nie tylko się nie odwrócił od Erica, ale nawet zagrał na ich weselu! Chodzi oczywiście o Patti Boyd Harrison, późniejszą Patti Clapton. W trakcie trwania zwięzku Eric spłodził dwoje dzieci, bynajmniej matką nie była Patti! Córeczkę ma z Yvonne Khan Kelly (Ruth ur.: 1985) a syna z Lorry Del Santo (Conor ur.: 1986 zm.: 1991).

 

Wielkie dzieła w wykonaniu Claptona w większości były, jak to się teraz określa coverami! (No i mamy tu 3 powody obecności Claptona w tym wątku: a propos dyskusji o coverach, ciekawostek i sensacji z życia artysty i w końcu znaczących pozycji w dziejach muzyki rockowej.)

 

Jeden z pierwszych przebojów, propagujący wcale nie tak bardzo wówczas popularną muzykę reggae, autorstwa Boba Marleya:

 

 

No i traktowany przez niektórych rockmenów jak hymn: Cocaine - tym razem J.J.Cale'a:

 

http://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=bMhJZ6kx-88

Edytowane przez jola_krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moze troche z innej beczki , ale wiem , ze sporo tu milosnikow Pink Floyd .

Moze nie oryginal , ale.. Brit Floyd bedzie w Warszawie na Torwarze 16pazdziernika .

Ja bilety juz mam .

Bylam na Aussie PF i wyszlam z konceru pod wielkim wrazeniem .

Po przejrzeniu netu mysle , ze Brit PF musi byc jeszcze lepiej .

Poza tym Pink Floyd nie zagra juz w wiadomym skladzie , wiec ja ciesze sie z tego .

Dla mnie ten dzien bedzie wielkim swietem !!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
Moze troche z innej beczki , ale wiem , ze sporo tu milosnikow Pink Floyd .

Wcale nie z innej beczki :D, bo jeszcze o PF nie wspomnieliśmy a grzechem by to było ogromnym. To chyba jeden z największych i najbardziej znanych zespołów na naszym ziemskim padole. Któż nie słyszał tej nazwy? Miliony fanów od niemal 50 lat i nawet ci , którzy nie gustują w takiej muzyce nie mogą powiedzieć, że to kapela nieważna czy obojętna dla muzyki.

Akurat należę do tych drugich ale pierwszy dołożę się do ich pomnika i zagryzę każdego , który będzie wydziwiał.To co zrobili do Dark Side jest nawet nie kamieniem milowym ale potężnym głazem. Za każdą z tych płyt do Dark Side... mogliby dostać muzycznego Oscara i przeszliby do historii nie nagrywając nic więcej. Po Ciemnej Stronie mogliby się nawet rozwiązać, bez większej straty dla samej muzyki

Takie płyty jak Piper..., Obscured... czy Meddle są tak samo ważne w rocku jak power-chord czy hendrixsowska "siódemka".

PF to IMO pierwszy, poważny zespół, który można nazwać zespołem współczesnych artystów konceptualnych . Muzycy o zupełnie przeciętnych umiejętnościach instrumentalnych stworzyli rzeczy niezwykłe , udowadniając ,że w tej sztuce oprócz techniki liczy się czasem bardziej wrażliwość, genialność pomysłu i otwartość umysłu.

Z płyty niezbyt przychylnie ocenianej nawet przez fanów, mój ulubiony kawałek, który wciąż brzmi świeżutko jak ciepła bułeczka. Nawet tytuł wiele zwiastuje :)

http://www.youtube.com/watch?v=TcR2AuiRMvg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muzycy o zupełnie przeciętnych umiejętnościach instrumentalnych stworzyli rzeczy niezwykłe , udowadniając ,że w tej sztuce oprócz techniki liczy się czasem bardziej wrażliwość, genialność pomysłu i otwartość umysłu.

Ciesze sie niezmiernie z drugiej czesci Twojego zdania , jakos nigdy wczesniej nie udalo mi sie od Ciebie tego akurat uslyszec .

Pierwsza czesc zdania jest mi znana i wciaz sie z tym nijak mi zgodzic , uwazam , ze tak pierdzielisz z zawisci :rotfl:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
Ciesze sie niezmiernie z drugiej czesci Twojego zdania , jakos nigdy wczesniej nie udalo mi sie od Ciebie tego akurat uslyszec .

Pierwsza czesc zdania jest mi znana i wciaz sie z tym nijak mi zgodzic , uwazam , ze tak pierdzielisz z zawisci :rotfl:

:D

Masz niewątpliwie rację. Zawistny jestem okrutnie.:yes:

Natomiast wciąż uważam , że aby być niezłym artystą nie trzeba być wirtuozem. Odwrotnie też. Są muzycy wirtuozi , wręcz cyrkowcy, którzy nigdy artystami nie będą i historia ich wspominać nie będzie.

Oprócz muzyków z PF jest co najmniej kilku takich, którzy będą w panteonie wybitnych muzyków a nie będą wybitnymi instrumentalistami.

Dorzucę Ci kolejnego, też tak kontrowersyjnego.

Niejaki Mike Oldfield . Wykonał jedno dzieło z "dzwonami rurowymi" w tle , za które słusznie przeszedł do historii i nic więcej już przyzwoitego nie popełnił. A już była nadzieja, że Ommadawn da kolejne perełki a tu...dupa.

Mam nadzieję, że będziesz dla mnie litościwa w tym miejscu.

Bez nich muzyka byłaby inna, uboższa a może i nie taka.

 

O, i jeszcze jeden mi się przypomniał , który był bardzo przeciętnym instrumentalistą, ale stworzył coś, co jest ewenementem w historii rocka, czymś zupełnie niepowtarzalnym zarówno w warstwie tekstowej, muzycznej jak i interpretacyjnej.

Grał technicznie słabo , ale jak nikt inny przed nim grał na flecie i używał technik i artykulacji jakie są właściwe gitarzystom.Brzmi to niewiarygodnie i niepowtarzalnie. "Zrujnował" mi tym kawałek życia. :)

http://www.youtube.com/watch?v=pW_NN9paLeU&feature=related

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Dorzucę Ci kolejnego, też tak kontrowersyjnego.

Niejaki Mike Oldfield .

Niejaki Mike Oldfield jest moja kolejna miloscia od laaaaat . Chyba chwalilam sie zdjeciem mojego Mlodego z koncertu w Spodku , wiele lat temu to bylo , bo Mlody byl jeszcze malutki :D Do dzisiaj plyta z autografem lezy w dobrym miejscu , zeby nie zaginela , zreszta jestem jedyna w Polsce posiadaczka takiego autografu :D

Moment uderzenia w dzwony na koncercie byl dla mnie jak zawal serca . Jest to niepowtarzalne uczucie i nigdy go nie zapomne .

 

Jesli chodzi o flet to nie mam watpliwosci , ze to juz prawdziwa zawisc w Twoim przypadku .

Najbardziej z JT lubie to co dam ponizej , ale to moe ze wzgledu na noce z Panem Piotrem spedzone . Chyba nie umiem wstawiac ladnie z YT ale dasz rade i pewnie bez tego Wiesz co to jest :D

 

http://www.youtube.com/watch?v=XuUBV943TkY

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
Niejaki Mike Oldfield jest moja kolejna miloscia od laaaaat .

 

Na miłość, już nie ma rady :yes:

Co by jednak nie mówić o mojej zawiści, to przyznaję jednak ,że wymienieni wykonawcy wywarli olbrzymi wpływ na muzykę i wielu muzyków kolenych pokoleń.

Pomijam tu nawet całe rzesze zespołów , które jak australijskie PF , czy włoskie Yes, za zgodą właścicieli grają stare kompozycje lub tworzą w manierze swoich idoli.

Kapele, które uczyły się dźwięków na dawnych płytach ,także te odcinające się oficjalnie od tych korzeni, chcąc nie chcąc powkładały te klimaty do swoich dzieł. Neoprogresywne Porcupine Tree , Archive , Legendary Pink Dots i cała masa innych, wykorzystuje formy, brzmienie a nawet sposób tworzenia klimatu czy grania od PF czy Oldfielda.

Jeden z takich zespołów , nie do końca pinkfloydowski ( Radiohaed pobrzmiewa gdzieś w wokalu, ale dialog gitara - klawisze i sama forma rodem z PF)

http://www.youtube.com/watch?v=eIb_tNH-MvY&feature=related

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...