Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Steve Vai wielkim artystą jest. Przepraszam, że sobie tak brzydko o nim pomyślałem. Znam już całą płytę ale czekam cierpliwie na 3 września, żeby mieć dla siebie i w normalnej jakości.

Ciekawe, pakiet cyfrowy (całkiem legalny) - jedyne 9,99$ O ile się nie mylę premiera odbyła się z początkiem sierpnia.

Jakoś mi umknęły nagrania w sieci i mocno się zdziwiłem, gdy zadzwoniła kuzynka z pytaniem czy przysłać nową płytę Vai'a? Płyta jest bardzo dobra, ale chyba ją jednak przeceniasz. Dla mnie Vai to typowy zwierzak koncertowy. Najlepsze nagrania to trasa G3 ale z Satrianim i Johnsonem (ta pierwsza trasa G3). Perfidia i mistrzostwo powiadasz? Perfidia chyba w tym, że tak długo czekaliśmy na nową płytkę. Mistrzostwo - to stan constans w jego przypadku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 2k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Gość Pepeg z Gumy

Owszem , to koncertowy zwierz , zwłaszcza ,że obdarzony wielką charyzmą a publiczność zaspokaja jego narcystyczne ciągoty i wyzwala w nim mnóstwo inwencji.

Ale na tych koncertach coś trzeba jeszcze grać a czasem mieć coś nowego w repertuarze.

Chyba nie przeceniam płyty. Perfidia Vai to głównie sposób w jaki układa materiał. Każda jego płyta ma swoją od lat ustaloną logikę, początek, środek i koniec. Jest tam zawsze Vai, Zappa i ktoś kogo lubi, tam jest zawsze jakaś dramaturgia .

Znając dopiero całość można się w pełni delektować jej fragmentami w dowolnej kolejności.

 

Dla przypomnienia, fragmencik z filmu "Crosroad" gdzie Vai sięgnął po Paganiniego. Dzisiaj tabuny gitarzystów za honor wzięło sobie żeby to zagrać, ale przyznam , że chyba tylko jego wykonanie robi takie wrażenie.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No mocne! Jeżeli chodzi o Paganiniego (swoją drogą niewielu wie, że był również wirtuozem gitary) to polecam zapomnianego gitarzystę, który szczyt swojej kariery przeżywał pod koniec lat 80 tych. Jason Becker - grał krótko w Megadeth i wydał dwie płyty z Cacophony. Ograniczył swoją aktywność z powodu choroby. Miał zalążki geniuszu:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś Jason nie porusza się samodzielnie, ba - nawet nie jest w stanie samodzielnie oddychać! Ale podobno tworzy swoją muzykę, którą nagrywają jego przyjaciele. Wielka szkoda, że nie zagra już tak:

 

 

Tu jeszcze więcej: Tribute video

Edytowane przez jola_krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
No mocne! Jeżeli chodzi o Paganiniego (swoją drogą niewielu wie, że był również wirtuozem gitary) to polecam zapomnianego gitarzystę, który szczyt swojej kariery przeżywał pod koniec lat 80 tych. ]

 

 

Noooo .......:rolleyes:, jeśli chodzi o wielkich zapomnianych, to dodam jeszcze, że w czasach Paganiniego , który elektryzował publiczność nie tylko wspaniałą muzyką ale i swoją legendą oraz osobowością, tworzył też niepozorny i niemal zapomniany dzisiaj, niejaki Karol Lipiński.

Skrzypek który bez kompleksów występował z Nicolo podczas wspólnych koncertów i nikomu nie robiło różnicy, który z nich gra pierwszy.

Obaj byli równie znakomici. Świat zapamiętał demonicznego Paganiniego o Lipińskim słyszy się niewiele.

Jak widać w marketingu muzycznym niewiele się nie zmieniło od XVIII wieku.;)

 

No to coś z klasyki. Chociaż nie przepadam za Mr Big , to lubię Gilberta za podejście do Bacha :) Znany kawałek lipskiego mistrza w tonacji (kur)d-moll

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

LYNYRD SKYNYRD - Dla mnie miła niespodzianka! Zwłaszcza, że Johnny Van Zandt, Gary Rossington, i spółka wydaje się w niezłej formie. Nowy krążek "Last Of A Dyin' Breed" i tytułowy utwór:

 

 

Płyty w całości nie słyszałem, czekam na płytonosza z Rock Srevice.

Edytowane przez jola_krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
LYNYRD SKYNYRD - Dla mnie miła niespodzianka! Zwłaszcza, że Johnny Van Zandt, Gary Rossington, i spółka wydaje się w niezłej formie. Nowy krążek "Last Of A Dyin' Breed" i tytułowy utwór:

 

 

Płyty w całości nie słyszałem, czekam na płytonosza z Rock Srevice.

 

To jakaś kosmiczna i permanentna inwigilacja mojej nicości z Twojej strony Wielki Bracie :D

Własnie czytam, to co napisałeś i słucham tej płyty. Jestem już po drugim jej (prze)słuchaniu.

Fajnie grają , całość zrobiona według sprawdzonego schematu "szybko , szybko, wolno, szybko" :)

Jest jak zwykle patetyczno-patriotycznie i lekko erotycznie ( Honey Hole) ale głównie "południowo". Będzie chyba też rewelacyjny kawałek do wspólnego improwizowania na koncertach. Taki co to go można kręcić w nieskończoność, bo szlagwort jest przedni niemal jak w Free Bird a i tytuł równie lotny: Ready To Fly

W sumie kontynuacja "Wisusa Sajkla" i Bogów z Pistoletami. Rewelacyjny groov w Homegrown ( mój faworyt na razie) a ręka Van Zanta w kapeli chyba ciężka jest, bo całość wali jak jego osobiste onuce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajnie grają , całość zrobiona według sprawdzonego schematu "szybko , szybko, wolno, szybko" :)

To super, już się nie mogę doczekać płytki!

 

Poniżej ciekawostka, na którą natknąłem się szukając nagrań Planet X. Niezły skład: gitarzystka Michaela Jacksona, syn Franka Zappy + członek jego zespołu, łysego i kudłatego nie trzeba przedstawiać, a ten o śniadej cerze to Tony MacAlpin. Przedziwna menażeria! Polecam szczególnej uwadze MacAlpina (myślę, że nie jest Ci obcy) i jego Planet X.

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy

Owszem Tony nie jest mi obcy, podobnie jak reszta artystów wydających w Favored Nation.

Niedawno rozmawiałem z pewnym zacnym gitarzystą i wspominaliśmy czasy kiedy ludzie organizowali sobie światowe rankingi gitarzystów w kategorii pt. "kto szybciej zagra gamę przez 3 oktawy w górę i w dół, nie pomyli się i będzie pił w trakcie tego piwo przez słomkę".

Był tam Tafolla, Malmstein i kilku innych znanych wymiataczy , doszliśmy jednak do wniosku, że chyba nikt nie przebije McAlpine . Facet do nieludzkiej perfekcji opanował chromatykę i zrobił sobie z tego sposób na bycie:D Sorry! Chwilami gość mnie boli ;)

 

Ale dobrze , że McAlpine jest wśród nas . Poza tym tak niewielu dobrych czarnoskórych gitarzystów rockowych zdobywa rozgłos.

Czekoladowy rodzynek w tym gronie z Livin C. grywający również solo, był niedawno w Polsce.

Ci najlepsi uciekają jednak do jazzu, tam nie mają sobie równych a i splendor łatwiej spływa na nich.

qg-9AXa6z8zYbTf8SY7oDszg7B&playnext=2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ci najlepsi uciekają jednak do jazzu, tam nie mają sobie równych a i splendor łatwiej spływa na nich.

To w sumie nie jest najgorsze rozwiązanie. Wrócę na moment do Planet X. Przewinęło się tu wielu niezłych muzyków, szczególnie basistów. Ten ostatni jest rewelacyjny (Doug Shreeve). Ale najwybitniejszą postacią tego projektu jest jej pomysłodawca, bębniarz niezwykle ceniony w środowisku Virgil Donati. To też przykład, że do jazzu nie trzeba uciekać, wystarczy go pokochać na równi z rockiem. Progresywne metalowe fusion to miód na moje uszy. Niezwykle mi to przypomina Skrzeka i SBB.

K.

http://www.youtube.com/watch?v=OKwciYRG5O0&feature=player_detailpage

Edytowane przez jola_krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Czasami odwiedzam sklep nie dla idiotów, by zobaczyć co ciekawego na półkach z płytami. Moją uwagę przykuła płytka w cenie jakże amerykańskiej (9.99). Była to płyta Krzaka "Niepokonani". Oczywiście cena była w złotówkach, więc płytka trafiła w moje ręce. I to był poważny błąd! Pół dnia zmarnowane, nie mogłem oderwać się od odtwarzacza. Te cholerne wspomnienia... Osobiście oglądałem ich jedynie jako support Omegi, nie wspomnę ile to było lat temu :(. Płyta jest zapisem koncertu z Remontu w 1979 roku + kilka ciekawych bonusów. Posłuchajcie jak ponad trzydzieści lat temu grało się bluesa. Mój ulubiony Smuteczek:

 

Edytowane przez jola_krzysiek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy

No to odkopałeś trumnę z moimi wspomnieniami . Ekshumacje ostatnio w modzie.

Mój pierwszy kontakt z Krzakiem datuje się na lata szczenięce, gdzieś w okolicach ostatnich edycji Festiwalu Awangardy Beatowej.

Podczas Dni Prasy Młodzieżowej , komuna zorganizowała występy różnych szansonistów, co gorsze odbywające się w tym samym czasie ale rożnych częściach miasta .Cóż, takie czasy -liczyła się ilość.

Na betonowym , pochyłym torze kolarskim w obecności kilkudziesięciu zaledwie osób, ustawił się zespół, który czasem można było usłyszeć w Rozgłośni Harcerskiej. Nazywał się Krzak, grał około 40 minut. Była to właściwie opłacona przez organizatora próba muzyczna dla garstki słuchaczy, która ich znała. Nikt nie rozpieszczał takich zespołów, a status gwiazdy był zarezerwowany dla innych gatunków i wykonawców.

Występ był znakomity. Trasa z Omegą trafiła mi się jakiś czas potem.To było kompletne nieporozumienie i nie chodzi mi tu o poziom zespołów ale samo zestawienie. Z S. Quatro było jeszcze gorzej.

 

Myślę , że to przyczynek do dyskusji, jak to w PRL-u i w ogóle jak Polacy potrafią zmarnować potencjał.

Pierwszy, prawdziwy psychodeliczny i hippiesowski zespół polski, nienawidzony przez MO , który podobno wznowił działalność i wydał ostatnio nową płytę.

Szkoda! Dzisiaj już nic nie zrobią, w dobie "muzyki korporacyjnej" są tylko ciekawostką dla starych i kolejofilów.

http://www.youtube.com/watch?v=PiOzhKrTzuI&feature=related

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chylę czoła. Kto dziś pamięta o tym festiwalu? Miał chyba tylko trzy edycje? Kiedyś natknąłem się w necie na wspomnienia jednego z braci Jacobson. Laureatami festiwalu byli Romuald i Roman, Laboratorium, ba nawet Wawele zahaczyli jakieś wyróżnienie (sic!). Swoje kariery zaczynali tam: Prońko, Łosowski, Jackowski czy Dębski i Śmietana! Przedziwne, festiwal odbył się (pierwsza edycja) w trzy miesiące po Woodstock. Że też peerelowska władza się na to zgodziła?

Myślę , że to przyczynek do dyskusji, jak to w PRL-u i w ogóle jak Polacy potrafią zmarnować potencjał.
Nie każdy potencjał w PRL został zmarnowany. Myślę nawet, że gdyby nie ponure lata zniewolenia to nie wypłynęłoby wielu dziś uznanych artystów.

 

(...)Pierwszy, prawdziwy psychodeliczny i hippiesowski zespół polski (...)
No jakże! Mówiło się nawet, że to protoplaści polskiego punka. Zespół z mojego podwórka! Wypłynął ze studenckiego kabaretu i w kabaret (kabarety) się przekształcił. Ale zanim członkowie zasilili Piwnicę Pod Baranami czy Andrusy sporo na scenie , nazwijmy ją umownie "muzyczną", namieszał. Anglicy mieli swoją łódź podwodną, Polacy dostali parowóz dziadka kolejofila.

 

Ostatni (chyba) laureat kaliskiego festiwalu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy

Masz chyba rację. Edycje były 3 tych kaliskich festiwali awangardy a przewinęło się tam wszystko co było warte wówczas słuchania w Polsce i nie tylko. Oprócz konkursów były występy czołówki polskiej sceny a czasem i gości.

Tam usłyszałem pierwszy raz na żywo Ossian, Testu i wielu innych. Z Kalisza ponadto wywodzi się kilku wówczas znanych muzyków, zasilających znane kapele. Michera z Anawa, prawie Kaliszanin brat legendy TV Włodek Wander z Czerwono i Niebiesko Czarnych i Polan, Ptaszyn. A wiadomo jak , dziura to wszyscy ,wszystkich znają i zapraszają na stare śmiecie. :)

Kalisz miał bardzo prężny ośrodek kultury muzycznej . Jeszcze przed FAB miał ze 2 edycje festiwalu o nazwie Rytmy Nad Prosną.

Niewielkie miasteczko, w którym ludzie potrafili wtedy skrzyknąć się i zorganizować coś naprawdę wyjątkowego.

Były nawet pomysły żeby to trwało dalej, żeby przenieść festiwal na lato, dać mu sznyt, zaczęto nawet przygotowywać edycję międzynarodową, ale... i PRL zaczynał zipać a władza była jakaś taka jakby przestraszona ,że na zadupiu coś się dzieje..

Ci sami ludzie rozpoczęli później starania o festiwal jazzowy i ... udało się, nawet przetrwało to w biednym wydaniu do dzisiaj.A było tam wielu, dzisiaj światowej sławy, muzyków.

To rzucę jeszcze jedno wspomnienie. Moim zdaniem zespół objawienie na ówczesnej , ( chociaż ciut później , bo Jazz Juniors) europejskiej scenie. Przykład jak łatwo można zniszczyć karierę dobrze zapowiadających się muzyków .

Słuchałem ich początków w macierzystym klubie, w którym później zdarzało mi się samemu wydobywać dźwięki.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasze wspomnienia brzmią jak pogawędki dinozaurów. Na usprawiedliwienie dodam, że okres kaliskiego festiwalu to początki mojego zainteresowania muzyką. Dla mnie istniał glam rock i podobne, a z polskich najwyżej No To Co? :). Już wtedy jednak ucho skierowane było na tę ambitniejszą stronę muzycznej rzeczywistości, np. uwielbiałem jako pacholę Blues and Rock Wojciecha Skowrońskiego! O festiwalu wiem z publikacji, a jego uczestnikami zainteresowałem się niewiele później. Osjan na żywo słuchałem w Krakowie klubie Pod Przewiązką i zrobił na mnie nieliche wrażenie (było to już bez Jackowskiego).

Teraz grają tak:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
Nasze wspomnienia brzmią jak pogawędki dinozaurów. Na usprawiedliwienie dodam, że okres kaliskiego festiwalu to początki mojego zainteresowania muzyką.

 

Nie usprawiedliwiaj się. Czas to nie penis- nie stanie. Trudno jest pewnie zrozumieć tę fascynację tamtym okresem, nie zganiając jej na karb nadchodzącej starości i wspominaniem młodości. Jest jednak coś, czego dzisiaj się nie doświadcza - kontekstu powstania tej muzyki.

To była globalna rewolucja kulturalna w dosłownym tego określenia znaczeniu. Dzisiaj nie ma już takich zjawisk w kulturze.

Na pociechę Ci powiem , że rock nie umiera jak zapowiadali niektórzy. Mój młody szuka głównie po starociach i czasem z podziwu nie może wyjść.

Co rusz słyszę jego mało cenzuralne okrzyki zachwytu. Na informację o polskim koncercie " najlepszego zespołu świata" Coldplay. Uśmiechnął się tylko i skwitował krótko : żart ? Nie jest ewenementem. Jest takich młodziaków całkiem sporo , którzy chłoną tamtą muzykę i radość z niej.Pamiętasz The Brew?

Na dowód chłopak , którego postępy obserwuję z wielką uwagą. Samouk, chłonący ze świata starej estetyki. Jeszcze to brzmi nieporadną kopią jego idoli, ale za chwilę może wyglądać już całkiem inaczej.Koleś gra dopiero 3 lata.

 

Edytowane przez Pepeg z Gumy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
Lock up yours daughters, lock up yours wifes - nadchodzi Madzia! Ciekawe jak się dalej potoczy jego kariera?

 

 

:) Dobre!

Niestety ani w przypadku Madzi, ani tym bardziej w przypadku Igora Faleckiego nie można nic zakładać.Obaj mają niesamowity potencjał.

Igor jest niemal kompletnym muzykiem, w zasadzie ma wszystko, . Od niezwykłego talentu przez mądrych rodziców, atmosferę w domu po znakomitych nauczycieli. To jednak jeszcze dziecko a tu czasem takie kariery kończą się dosyć mało optymistycznie. Oby go to tylko nie dotknęło, bo jak przyjdzie jeszcze dojrzałość i własny styl , może być klasą samą w sobie. Żeby nie skończył jednak jako ciekawostka, potrzebuje dużo rozsądnej opieki.

To trudny i niebezpieczny zawód , szczególnie dla ludzi wrażliwych, rzuconych bez rozwagi na tak drapieżny rynek.

 

Madzia natomiast już ma za sobą pierwsze porażki i to chyba nawet dobrze. Może minie go los Macieja Czaczyka, którego chyba powoli łyka i zaczyna mielić pop maszynka wytwórni płytowych kusząca komercyjnym sukcesem. Tym bardziej , że współpraca z Jansonem nikomu ( po za samym Jansonem) nie wyszła na dobre. No ale może chce tego ? Jego sprawa.;) Po zajawkach materiału do jego pierwszej płyty, na razie mydło, panie, mydło.... okrutne i bryndza.

>http://www.youtube.com/watch?v=FUTykkjmvLw

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę , że to przyczynek do dyskusji, jak to w PRL-u i w ogóle jak Polacy potrafią zmarnować potencjał.

 

Pociągnąwszy łyk lecytyny spróbowałem przypomnieć sobie te najodleglejsze próby zdobycia innych rynków niż u demoludów przez bardziej lub mniej znanych rodzimych muzyków. Wspominałem już moją fascynację (w wieku 7-9 lat:yes:) skiflową grupą No To Co? Widocznie folk był tym co mnie wówczas poruszało. Grał tam i śpiewał odrzut z Niebiesko Czarnych - Jerzy Grunwald. Nie twierdzę, że był (jest) muzykiem wybitnym, ale on chociaż próbował wydostać się poza żelazną kurtynę. Gdzieś usłyszał go prezenter - legenda radia Luxemburg Alan Freeman. Na jego zaproszenie wyjechał do RFN, później do Belgii i Szwecji, gdzie chyba przebywa do dziś. Właśnie ze Szwecji mój starszy kuzyn przywiózł mi (wracając z saxów - zbierania borówek) jego płytę. Był tam dość popularny, szczególnie grywając w duecie z Hryniewiczem (ex Bractwo Kurkowe). Podobno już w XXI wieku nagrał płytę, która była dość popularna w Azji (Japonia, Malezja Tajwan). Przytaczam jego przykład, bo myślę, że takich "karier" było chyba dość dużo. Może warto tych zapomnianych przypomnieć? Spektakularnych karier raczej nikt z naszych rodaków nie zrobił, choć np. Czesław Niemen mógł, ale nie chciał! Wyjątek stanowi chyba krąg muzyków jazzowych, tu znalazłoby się wiele polskich nazwisk o światowym formacie.

http://www.youtube.com/watch?v=XsYVu98djEY&feature=related

Czy po wysłuchaniu tej pieśni ktokolwiek może się dziwić, że byłem wiernym fanem Piotra Janczerskiego? Jerzy grunwald pojawia się jako drugi z prawej na zdjęciu w pierwszych sekundach clipu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...