Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Sprowokowany zacząłem porównywać tych dwóch artystów. DT widziałem na żywo dwukrotnie: 2007 rok z Mikem Portnoyem oraz w 2011 roku ze świeżym wówczas Mikiem Mangini. Koncert sprzed 10 lat IMO był lepszy, bardziej energetyczny. W 2011 w gorszej formie był LaBrie i (przynajmniej w pierwszej części występu) skupił na sobie moją uwagę. Ale teraz nie śledzę poczynań DT więc moja opinia w dużym stopniu oparta jest na wrażeniach z tych dwóch koncertów. Zadałem sobie trochę trudu i na YT porównałem kilka występów "na żywo" obu pałkerów i myślę, że masz rację. Widać inną wrażliwość i znaczną różnicę w grze. O ile w składzie DT Mangini wydaje się teraz doskonały i dość podobny do Portnoya, to porównując solówki widać zdecydowanie różnicę. Nie pokuszę się by wartościować i oceniać, obaj mi imponują ale nie są moimi ulubionymi pałkerami.

 

A poniżej ciekawy przykład odnoszący się do dyskusji o łączeniu koncertów rockowych z orkiestrą.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 2k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Odnośnie połączenia kapeli rockowej i instrumentów orkiestrowych, to moje pierwsze doświadczenie było takie (kolega pokazał mi to w roku 1993/1994) - poniżej część II z części The Truth płyty Extreme 'III Sides to Every Story':

 

 

Cała ta płyta Extreme to ciągły sinus/cosinus między wszystkimi składowymi określającymi muzykę.

Edytowane przez budowlany_laik
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy

 

A poniżej ciekawy przykład odnoszący się do dyskusji o łączeniu koncertów rockowych z orkiestrą.

 

]

To jesteśmy w domu, chyba nawet w tym samym pokoju ;) Moje pierwsze wrażenia po zmianie bębnów, były identyczne jak Twoje. Byłem jednak na An Evening with DT i niezwykle miło się rozczarowałem. Portnoy uznawany jest za najlepszego koncertowego bębniarza i tu trudno się nie zgodzić - zawsze jest show i perfekcja.

Przykład DT z Bostonu, który właśnie podałeś, miałem już nawet na widelcu, kiedy trwała ta dyskusja o orkiestrach. Dzięki, że sięgnąłeś po to. Druga część koncertu, która w całości zagrana została z symfonikami była magiczna, zwłaszcza finale. Nawet LaBrie się sprężył i nie fałszował.

BTW James ostatnio śpiewa w projekcie, na którym gra znany nam emeryt Larks z Rush. Nic, co zrobiłoby na mnie jakieś wrażenie.

 

laik budowlany

Odnośnie połączenia kapeli rockowej i instrumentów orkiestrowych, to moje pierwsze doświadczenie było takie (kolega pokazał mi to w roku 1993/1994):

Witaj częściej w naszej bajce i taka mała prośba . Lepiej dać jeden, dwa przykłady niż przebijać się przez ponad godzinny materiał, choćby był i najciekawszy.

Moje pierwsze spotkanie rock- smyczki, było na April Deep P. , jakiś rok po powstaniu :cool:Nie chce mi się nawet liczyć, kiedy to było.

pozdrw

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PS scena stricte rockowa, jak to ładnie określiłeś, powoli umiera albo przepoczwarza się w pop. Taka niech zdycha!
Trochę racji w tym jest. Jak się spogląda na przedstawicieli hard rocka czy przytoczonego tu przez laika budowlanego glam metalu to faktycznie pochód w stronę popu jest wyraźny. Są jednak wyjątki i taki przytaczam poniżej (już bywał tutaj gościem). Wykonawcy, których mogę z przyjemnością słuchać czerpią tonami z lat 70tych. I bardzo dobrze., dodają przecież też coś od siebie. Kadavar to przykład takiego leniwego rocka, jakby przymulonego marychą czerpiącego z tradycji hard rocka i bluesa oraz psychodelii - czyli wyszedł z tego typowy stoner :rolleyes: rock.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
Są jednak wyjątki i taki przytaczam poniżej (już bywał tutaj gościem). Wykonawcy, których mogę z przyjemnością słuchać czerpią tonami z lat 70tych. I bardzo dobrze., dodają przecież też coś od siebie. Kadavar to przykład takiego leniwego rocka, jakby przymulonego marychą czerpiącego z tradycji hard rocka i bluesa oraz psychodelii - czyli wyszedł z tego typowy stoner :rolleyes: rock.

 

]

Chyba Ci trochę zazdroszczę :D Zawsze mam obawy czy przypadkiem, ktoś taki nie próbuje wykorzystywać tylko moich sentymentów ?

Owszem z przyjemnością słucham od czasu, do czasu takich starych kapel, ale tu jednak kiepsko widzę sens odgrzebywania tego, co już było i wówczas miało sens. Rodzi się pytanie "czy ci ludzie naprawdę chcą coś przekazać, czy mają jednak zupełnie inny cel ?".

Bardziej wygląda mi to na pasję i modę, niż próbę tworzenie nowej jakości.:yes:

Ale... co tam. W blues-rockowym Blues Bones nikt Ameryki też nie odkrywał a słucha mi się tego fajnie.Byle jednak nie za często, no i rock południowy ma jednak tę swą knajpianą kontynuację i trwa niezmiennie jak Dzierżyński przy Leninie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba Ci trochę zazdroszczę :D Zawsze mam obawy czy przypadkiem, ktoś taki nie próbuje wykorzystywać tylko moich sentymentów ?

 

Po co mieć obawy skoro można się cieszyć, że ktoś jednak dostrzega nasze dinozaurze sentymenty! Oboje słuchamy bluesa, więc wiemy, że nowoczesny blues to wyłącznie gra na sentymentach. No bo taki Bonamassa, uznawany za głównego przedstawiciela nowego bluesa, co on chce nam innego przekazać niż np. Muddy Waters? Jeżeli ktoś doskonale gra na naszych sentymentach a przy okazji nie jest kalką zespołów z "naszych" lat to tylko przyklasnąć. Nie doszukuj się w muzyce nowej jakości, moim zdaniem wszystko już było ;). Za to doszukiwanie się jakości jako takiej jest bardzo zasadne.

 

Jak myślisz, czy ten facet poniżej wykorzystuje nasze czy też swoje sentymenty? Przecież nie jest w stanie przekazać nic nowego, jedynie w nowej (a może w "swojej" estetyce). Mnie to pasi!

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No człowiek uczy się całe życie! Specjalnie powyżej przytoczyłem przykład bluesa nowoorleańskiego, myśląc że w tym temacie nic nowego nie może przecież się wyłonić. No i teraz sobie czytam właśnie o bluesie z Nowego Orleanu (sam siebie do tego sprowokowałem) i dowiaduję się, że z onego wypoczwarzył się tzw. "swamp blues". Czy ktoś normalny wie co to za licho? Dla uspokojenia dodam, że działo się to w latach 50 i60 ubiegłego stulecia.

 

Swamp blues w czystej (?) postaci:

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Pepeg z Gumy
Po co mieć obawy skoro można się cieszyć, że ktoś jednak dostrzega nasze dinozaurze sentymenty! Oboje słuchamy bluesa, więc wiemy, że nowoczesny blues to wyłącznie gra na sentymentach. No bo taki Bonamassa, uznawany za głównego przedstawiciela nowego bluesa, co on chce nam innego przekazać niż np. Muddy Waters? Jeżeli ktoś doskonale gra na naszych sentymentach a przy okazji nie jest kalką zespołów z "naszych" lat to tylko przyklasnąć. Nie doszukuj się w muzyce nowej jakości, moim zdaniem wszystko już było ;). Za to doszukiwanie się jakości jako takiej jest bardzo zasadne.

 

Jak myślisz, czy ten facet poniżej wykorzystuje nasze czy też swoje sentymenty? Przecież nie jest w stanie przekazać nic nowego, jedynie w nowej (a może w "swojej" estetyce). Mnie to pasi!

 

]

No niby tak z tymi sentymentami, chociaż Bonamassa oceniam jednak w trochę innych kategoriach niż Muddy'ego. Dla mnie Joe wprowadza właśnie tę inną jakość a Kadavar odczytałem niestety trochę jako "kalkę".

Zgadzam się, kontynuacja - fajnie, sentymenty - proszę bardzo ale to dzięki temu, że Bonamassa czy Clapton wprowadzili "swoje", nie czarne ale jakieś anglosaskie i białe, dało impet pokazało inne oblicze muzyki jazzowej i jej pochodnych.

Zresztą tradycji w jej samych podstawach czy idei ale w formie wyrazu zupełnie innej doczekał się "cały ten zgiełk" i dzięki temu nadal jazz ewoluuje.

A temat przekazu jest uniwersalny w całej muzyce i nic więcej się tu nie zmienia - bo to tutaj jest to "wszystko już było". Dalej zależy już tylko jedynie od naszej wrażliwości.

Niestety nie znam tego gościa i za bardzo nie zachwycił mnie, też "niestety". Trochę w jego śpiewie naciąganego plastiku a w graniu jest coś takiego, co mnie nieco odpycha. Może jakaś taka nieco amatorska arogancja i nonszalancja ale... kwestia gustu a w knajpie mogłoby być nawet zabawnie, zwłaszcza, że ta druga babeczka, która robi w chórku głos ma jakby jej batem na plantacji w delcie Missisipi gardło ćwiczyli. Rewelacja i oczywiście sznaps baryton Toma J. :)!

 

Swamp blues pochodzi z Luizjany i jest późniejszy niż nowoorleański. Mnie to wisi i to głupie, bo to przecież to samo co Nowy Orlean, ale już ortodoksyjnym bluesmanom podobno nigdy. Oni rozróżniają bluesa z Missisipi, Georgi czy Texasu, Ja osobiście tylko chicagowski bo mniej w nim folk a więcej city.

Kiedyś nawet zapytałem takiego maniaka czym to się różni. Odpowiedź może zadziwić europejczyka.

Powiedział, że różnica polega na tym, że wszystkie są na 4/4, składają się z 3 akordów i 12 taktów, wszystkie mówią o tym samym a różnią się tempem no i synkopą :D

Myślę, że oni też nie odróżniają kujawiaka od poloneza.

Edytowane przez Pepeg z Gumy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może troszkę z innej beczki, chociaż w pewnym sensie też odnosi się do poprzedniej rozmowy. Gov't Mule - zespół, który niedawno wydał IMO rewelacyjną płytę. Zespół ten uwielbia (szczególnie na koncertach, na których zwykle gości doskonałych muzyków spoza grupy) "coverowanie". Jakby nie było, granie coverów to też niejako granie na sentymentach. Warren Haynes w tej formacji tworzy coś zupełnie innego niż gdy wspomagał braci (brata) Allman. Poniżej ciekawa wersja utworu, który darzę niezwykłym sentymentem (jak całą płytę Rumourus).

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...
Może ciekawy krautrock rozrusza towarzystwo?

 

https://www.youtube.com/watch?v=uHetLM4bFb8

79? Myślałem, że 69. Gitarzysta wie co to flażolety.

Coś jeszcze dopiszę. Po połowie chciałem wyłączyć, wyglądało to na sprawdzanie swoich możliwości, przez gitarzystę głównie. Na szczęście nie wyłączyłem. Od polowy gdzieś zaczyna się muzyka.

Edytowane przez perm
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Tak wspominkowo. Pewnie już tu było ale jakoś przypadkiem trafiło mi w uszy.

https://www.youtube.com/watch?v=ww5GXbk58R0

Jeden z wielu ich utworów do których warto czasem wrócić. Płodni byli bardzo. Jak myślę czego jeszcze bym posłuchał, to autentycznie mam kłopot z wyborem. Niby nie byli tacy z pierwszego szeregu ale wszyscy ich znali. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, przy okazji jakości. Zamieścił tu kiedyś Krzysiek świetny kawałek MacAlpine:

Super, tyle, że... nie da się tego słuchać. Sybilanty i w ogóle podbicie średnicy wykasowało bas i kotły. Ten sam utwór, bez tych niechcianych dodatków brzmi trochę inaczej. (w następnym poście). Chyba mam hopla na tym punkcie ale wiem dlaczego z muzyki fusion najmniej lubię rock. Znikają niuanse. Metallica i orkiestra symfoniczna... a raczej to co z tej orkiestry dało się usłyszeć...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

perm, odnośnie 'The Violin Song'. A nie jest przyczyną braku równowagi tonalnej to, że pierwsze nagranie jest (chyba) koncertowe, drugie studyjne? Wiadomo, że na koncercie trudno nagłośnić prawidłowo.
To może mieć związek. Jednak jest to albo błąd nagrywającego/użytego sprzętu albo, co dużo bardziej prawdopodobne efekt kompresji, po to by film można było zamieścić na Youtube. Myślę, że zdecydowanie to drugie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...