Paty 26.04.2008 16:28 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Kwietnia 2008 myślę że zupełnie inaczej należy podchodzić d sprawy gdy ktoś np. wynajmuje mieszkanie, płaci duże odstępne , powiedzmy spokojnie mógłby płaci to na spłatę kredytu-wtedy o. k. budowa domu to jak najbardziej prawidłowa decyzja ( zważywszy że ceny mieszkań sa ogromne)ale mnie ciekawią dylematy ludzi, którzy mieli fajne mieszkanie, wygodne życie w mieście, pieniądze na rożne "zachcianki", podróże itd............a uwiązali sie w dom , kredyt i ciągle coś do zrobienia przy tym domu ..........dzisiaj piękna pogoda wyszłam do ogrodu , przeszłam parę razy naokoło domu i doszłam do wniosku że czuje się jak pies zamknięty w kojcu, tylko trochę większym metrażowo, obok sąsiad też w swojej klateczce łazi i snuje się ............. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
joan 26.04.2008 17:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Kwietnia 2008 Paty - to normalne - problemy egzystencjalne...dotyka to każdego myślącego i świadomego tego co się z nim dzieje człowieka... w miarę lat wiążemy się łańcuchami...rodzina, dom,praca, kredyty... na szczęście także pytamy się o sens naszego życia... Jeszcze świezo pamiętamy jakie mieliśmy ideały, jak widzielismy swoją przyszłość - i niestety rzadko ta wizja się pokrywa z rzeczywistością... czujemy że coś jest nie tak... komfortowy dom z ogrodem nie zbudował mojej tożsamości...jest wartością dodaną...osiągnęłam ten cel ale na tym szczycie nadal nie odpowiedziałam sobie na pytanie i Kim jestem i dokąd zmierzam... buduje mi sie drugi dom i jeszcze nie zdefiniowałam do konca dlaczego jest mi tak obojętne jaki będzie tym razem... zabiorę tam ze sobą rodzinę i przedmioty które mnie otaczają z zapisaną krótką historią mojego zycia i czynią to otoczenie rozpoznawalnym - bo moim... dziś mojej tozsamości nie określę poprzez Dom...na osiedlu...ogrodzonym stalowa siatką... może kiedyś...ale nie teraz....teraz jest wygodnym komfortowym i tanim w utrzymaniu lokum, ale może za parenaście lat będzie czymś więcej...symbolem...miejscem spotkań dla rozrzuconych po świecie dzieci i wnuków...podsumowaniem życia, moich osiągnięć? więc skoro na razie jest tylko miejscem gdzie odpoczywam, wracam po pracy i spię - może faktycznie nie warto sobie dla tego komfortu wypruwac żył, zmieniać dotychczasowego życia, zaciskać pasa, odmawiac wakacji, podróżowania, spełniania zachcianek marzeń... dziś biegnę dalej - wciąż zadając sobie pytanie o sens życia...jak sie zmęcze to może zbuduję dom z moich... marzeń? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
raffran 27.04.2008 08:50 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Kwietnia 2008 joan trafne podsumowanie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amka_ 27.04.2008 21:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Kwietnia 2008 w 1992 kupiliśmy działkę i zaczęliśmy budowę. dysponowaliśmy na początek kwotą 3 tys poszedł pierwszy strop i... stop. brak kasy stało chyba 3 lata, chcielismy sprzedać. w dniu kiedy przywiezliśmy materiały na ,,pakę" przyszedł kupiec nie psrzedaliśmy w ciagu 4 miesiecy nakryliśmy dachem, to był 1996 r. pamietam bo maż z przepracowania bardzo zachorował na gruźlicę. do tego małe przewlekle chore dziecko budowa znów stanęła. znów myslałam o sprzedaży, nie miałam juz do tego miejsca serca w 1999r znów coś sie zaczeło dziać w 2000 r urodził sie nasz młodszy syn, całe wakacje spedzaliśmy na działce. dzieki temu że dzieci czuły sie tam jak w niebie pociagnęliśmy to dalej w 2004 roku wprowadziłam sie do stanu niemal surowego nieobudowany kominek, na betonie stare wykładziny, zamiast parapetów stare koce, brak ciepłej wody i łazienki.... zotawiłam mieszkanie w starej prywatnej kamienicy w centrum miasta zupełnie bez zalu po prostu zostawiłam powolutku wykończyłam środek, sama szpachlowałam i malowałam ściany, lepiej niz niejedna ekipa, projektowałam wystrój,,, miesiac temu wreszcie zrealizowałam swoje marzenie- meble w kuchni 1992.... 2008 długo prawda? budowaliśmy bez kredytów, z biezacych przychodów kilka rzeczy brałam na raty wolałam mieć w kuchni stojace na cegłach stare szafki niz kredyty ale to moje podejście jeśli ktoś chce mieć kredyt - jego wybór kocham swój dom, miejsce, las, rzekę, widok na stok narciarski,,, bociany, szpaczki w budce,,, wiem ze to jest moje miejsce jakaś magia która sprawia ze codziennie wstaję i chce mi sie żyć Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Mgdalena 28.04.2008 05:59 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2008 Mam znajomą ,która chce się przeprowadzić dopiero na emeryturze ,ma na wykończenie domu ,który już dwa lata stoi, tak z 10 lat (może ciut więcej).Nie bierze kredytów,działkę dostała,oboje z mężem mają kierownicze posady,,odkładają co miesiąc ile sie da.Nie mają gorączki budowlanej ,bo im się po prostu nie spieszy.Nie ukrywam że zazdroszczę takiej sytuacji,chętnie bym się z nimi zamieniła. Mogłabym brać przykład, niestety brak mi wiary w to że będę żyła na tyle długo ,wiem z własnego doświadczenia ile znaczą nasze plany dla losu ,przeznaczenia -nazwijcie to jak chcecie. Mnie się spieszy,chce teraz a nie potem- bo potem jest nie dla wszystkich. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
joan 28.04.2008 07:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2008 amka - ja nie miałam tyle czasu na budowanie -dodatkowo nie znoszę spraw rozbabranych i niedokończonych i wleczących się w nieskończonośc - zwłaszcza takich które dezorganizują mi zycie codzienne... mam dużą potrzebę zmian i działania -nie usiedze długo w jednym miejscu jak wiem że można coś z tym zrobić... kredyt traktuję jako coś oczywistego - taki typ . Oczywiście jest to w miare bezpieczny kredyt - taki że można go spłacać przy jednym pracującym i jeszcze przeżyć... ale jednocześnie dzięki kredytowi czasem odpuszczam sobie ekstrawagancje i pilnuję bardziej swoich skłonności do duzych i impulsywnych zakupów... nie czuję się z tym gorzej bo jak na razie większą przyjemnośc mam z tego że kupie sobie paczkę egzotycznej czy ekskluzywnej i drogiej kawy lub wyszukam świetnej jakości sweterek w taniej marce niż z tego że stac mnie na przeciągniecie kartą Gold... płacąc za disajnerskie buty czy wypasiony samochód... Mam na szczęście jeszcze na tyle dużo szaleństwa w sobie że gdy mi źle to myslę sobie że w razie czego to sprzedam to wszystko w .... i będe żyć... inaczej...bo czy lepiej to tego nie wiem...moze wcale nie... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amka_ 28.04.2008 11:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2008 JOAN- miałam gdzie mieszkać, czynsz był niski, przeprowadziliśmy w mieszkaniu niezbędne romonty.... tylko cały czas czułam sie jak u kogoś kredyty po to są zeby je brać wiem o tym ja nie chciałam i tyle , przymusu nie ma, zakazu również co rpawda meczyły mnie te lata i dlatego wprowadziłam sie ,, na gwałt" to była najlepsza decyzja w życiu bo przyspieszyła wiele prac nigdy nie wypruwałam sobie zył zeby skończyc dom, ale oszczednosci - owszem - były wprowadzone (oczywiscie w ramach rozsadku) nie mam jeszcze ogrodzenia, drugiej łazienki, zrobionej elewacji, jeżdzimy starym samochodem,, ale to co jest zrobione - jest solidne i takie jak juz ma być a na tym forum troche wszyscy ogólnie marudza bo to taka grupa wsparcia dla wykończonych budowaniem bo nawet trwajaca rok budowa z pełna walizą pieniedzy jednak meczy Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 28.04.2008 20:47 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Kwietnia 2008 amka, masz rację, miejsce na ziemi. Ja w bloku czułam się jak w betonowej klatce. Niecierpiałam go a po przeprowadzce ani raz nie żałowałam. Inna sprawa, że żył nie wypruwałam. w zasadzie pieniędzy za mieszkanie i oszczędności wystarczyly mi na dom. Kredytu jednak nie chciałam wziąć przede wszystkim dlatego, że musiałabym wtedy więcej pracować (zarabiać). A ja już się wypaliłam. Praca jest dla mnie już tylko źródłem pieniędzy. Życie jest poza nią. Teraz chcę pogadac z sąsiadem, posadzić kwiatki i co dzien patrzeć jak rosną, mieć spokój i dom, który jest czymś więcej, niż miejscem do spania. Włożyłam w budowe wiele wysiłku, dużo robiliśmy sami, swoją pracę się szanuje Może różnice w podejściu z tego wynikają? Że jedni dają kasę a inni sami malują wszystkie ściany, sami kładą gładzie, parkiety itd... I patrzą na dom jak na swoje dzieło... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
joan 29.04.2008 06:03 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Kwietnia 2008 Może różnice w podejściu z tego wynikają? Że jedni dają kasę a inni sami malują wszystkie ściany, sami kładą gładzie, parkiety itd... I patrzą na dom jak na swoje dzieło... to chyba tez nie to... bo ja wysiłek włożyłam...przeogromny w budowę własnego domu...poza wzięciem gotówki z banku włożylismy swoje oszczędności i pięniądze ze sprzedaży mieszkania... w dużym stopniu jest to nasze dzieło - też malowałam sciany,tapetowałam, rozkładałam sytropian, kopałam rowy, jeżdziłam z taczkami całymi dniami, założyłam sama cały ogród...cały czas coś robię - nawet teraz - choć własnie go sprzedaję to go dopieszczam... najbardziej szkoda mi właśnie ogrodu...tam są moje roslinki...też zabrane "spod noża" a ja je uratowałam - rosną mi najładniej na ulicy...bez żadnej chemii sama nie wiem dlaczego tak się dzieje - bo wczesniej byłam w stanie wykończyć yukę - zresztą była to jedyna roślina w naszym domu... jak sobie pomyślę że ktoś kto kupi ten dom tego nie doceni...zniszczy...zaniedba...wywali na smietnik bo mu nie będzie pasowało do koncepcji... dlatego jak sprzedam to już tam nigdy nie pojadę - serce by mi pękło... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kasiola 30.04.2008 12:40 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Kwietnia 2008 tez chciałam mieć swoje miejsce na ziemi, ale po tych wszystkich przejściach z budową domku już mi przeszło aktualnie jest to stan zamknięty,instalacje gotowe -brakuje tylko gładzi na ścianie i kafelek na podłogach - wszystko kupione -płytki, panele, kabiny,baterie,wanny,drzwi wewnętrzne, kostka brukowa w paletach na placu.... a wykonawcy przychodzą i odchodzą ... a mi już sie nie chce....tego domu nie byłam na budowie od pół roku i już chyba nie będę i nawet jeżeli kiedyś będzie w takim stanie ,że będzie można tam zamieszkac to chyba nie zdobędę sie na taki wysiłek................nienawidzę go...............a mój mąż nigdy go nie sprzeda Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Mgdalena 01.05.2008 09:53 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 1 Maja 2008 a mi już sie nie chce....tego domu nie byłam na budowie od pół roku i już chyba nie będę i nawet jeżeli kiedyś będzie w takim stanie ,że będzie można tam zamieszkac to chyba nie zdobędę sie na taki wysiłek................nienawidzę go...............a mój mąż nigdy go nie sprzeda WOW!!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Stelka 06.05.2008 20:22 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Maja 2008 Dom,który buduję,a właściwie już zbudowałam,zawsze był moim marzeniem.Cieszyłam się jak dziecko z pierwszego pustaka,pierwszej krokwi,aż wreszcie z glupiej baterii w końcu zamontowanej na swoim miejscu. Wynajmowanych mieszkań już nie liczę,straciłam rachubę.Pamiętam tylko ten ból,kiedy znowu trzeba było się pakować i szukać czegoś nowego i tak w kółko.Nigdy nie byłam u siebie,co to za życie,jak nie wiesz kiedy znów musisz zaczynać wszystko od nowa? Pakować cały swój dorobek w jeden wieczór...? Dlatego,nie żaluję swojej decyzji (kredyt na 30 lat) choć przyznam ,że miewam chwile zwątpienia typu :po co? dla kogo? nie stać mnie teraz na nic...wszystko przeliczam na farby,gniazdka,szambo itp. Nawet nie czuję się jak kobieta ale zniosę to wszystko dla swojego miejsca na ziemi.Kiedyś kupowałam ciuchy,perfumy,buty na oślep i póżniej nie miałam gdzie tego nawet układać,taraz chcę mieć dom i to jest dla mnie najważniejsze....przecież kiedyś znów stanę się kobietą i będę układała swoje rzeczy na swoim miejscu(np.perfumy w swojej łazience),potrzebuję tylko trochę czasu...żeby się odkuć i żyć dalej.Każdy ma inną sytuację,inne poglądy,inne życie......inną rodzine Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bobiczek 06.05.2008 23:50 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Maja 2008 tez chciałam mieć swoje miejsce na ziemi, ale po tych wszystkich przejściach z budową domku już mi przeszło aktualnie jest to stan zamknięty,instalacje gotowe -brakuje tylko gładzi na ścianie i kafelek na podłogach - wszystko kupione -płytki, panele, kabiny,baterie,wanny,drzwi wewnętrzne, kostka brukowa w paletach na placu.... a wykonawcy przychodzą i odchodzą ... a mi już sie nie chce....tego domu nie byłam na budowie od pół roku i już chyba nie będę i nawet jeżeli kiedyś będzie w takim stanie ,że będzie można tam zamieszkac to chyba nie zdobędę sie na taki wysiłek................nienawidzę go...............a mój mąż nigdy go nie sprzeda nie piszesz dlaczego, ale uczucie znam, przynajmniej mi sie wydaje że znam... Możesz sie uzewnętrznić bardziej - czy nie chcesz? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kasiola 09.05.2008 13:00 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Maja 2008 znienawidziłam całą tą budowę ,te wszystkie etapy były jak droga przez mękę,i chyba...wysiadamgeneralnie wszystko mi zobojętniało i na dodatek mój mąż sie uparł ,że będzie to ciągnąć aż do końca ,czyli przez jeszcze wiele,wiele lat a ja już nie mogę na to patrzeć ,nie mówiąc o tym ,że przez cały ten czas ciężko pracowałam ,żeby kupić dobre cegły, porządną dachówkę, ładne kafelki... a mogłam sobie przez te lata odkładać pieniążki na konto i teraz kupić piękne ,wygodne mieszkanie ,w którym malowałabym ściany "własnymi ręcami", kupiłabym najtańsze kafelki w sklepie i materac do spania byleby tylko poczuć ,że mam własne miejsce na ziemi Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mrozek1 09.05.2008 14:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Maja 2008 podziekujesz mezowi, zobaczysz. za to, ze jak mialas dola to on sie uparl. I to bez Twojego wsparcia. Jemu pewnie tez nielatwo... A ja powiem Ci, jak to wyglada z mojej perspektywy:- mieszkalem przez pierwsze 18 lat z rodzicami w domku- potem wyjazd na studia i wynajmowanie mieszkań przez kolejne 6 czy 7 lat (- od ostatnich prawie 6 lat mieszkam z tesciami w domu. Na cale szczescie trafilem na normalnych ludzi, z ktorymi mozna mieszkac i staramy sie sobie wzajemnie pomagac.- za 2 lata bedziemy mieszkali na swoim. Pewnie nie pamietajac juz ostatniego urlopu, pewnie jezdzac starzejacymi sie samochodami i bez luzu finansowego na zachcianki Nie nadaje sie do mieszkania w bloku. Wg mnie jest cos niedorzecznego, wbrew ludzkiej naturze w stloczeniu tylu rodzin w bloku. Policje, kablowanie do prokuratury, urzedow skarbowych, itp., to przypadki wywolane nieporozumieniami pomiedzy sasiadami, a jakie obserwowalem nie raz. A powody? hmm od zbyt glosnej imprezy po postawienie auta na miejscu rzekomo nalezacym do pana, ktore owo miejsce odsniezal zima od lat. I jestem przygotowany na wyrzeczenia. A że nie zawsze bywalo super i czlek dal rade, to i teraz dam. Zdrowia zeby tylko nie braklo, to reszta sie ulozy. Ty tez dasz rade! Trzeba tylko wstac o jeden raz wiecej niz sie upadlo. Wstawaj wiec jak najszybciej. zdrowka, mrozek1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kasiola 09.05.2008 17:36 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Maja 2008 podziekujesz mezowi, zobaczysz. za to, ze jak mialas dola to on sie uparl. I to bez Twojego wsparcia. Jemu pewnie tez nielatwo... mrozek dzięki ,że próbujesz pocieszać ,ale nigdu mu nie podziękuję, chyba tylko za ten stan przedzawałowy i nerwicę sam piszesz ,że sie uparł-ale to wszystko co zrobił,własnym palcem nie chce mu sie kiwnąć, moim zdaniem na tym etapie i w takiej sytuacji sami powinniśmy zakasać rękawy i gipsować ściany,układać kafelki i panele a nie dyskutować z marnej jakości wykonawcami, których na dodatek ... nie ma żeby wprowadzić sie ,potrzeba 2-3 miesiecy intensywnej pracy możesz wierzyć lub nie, ale jestem w stanie poświęcić cały wolny czas ,żeby mu pomagać na budowie i naprawdę nie muszę mieć idealnie prostej ściany a krzywo położona płytka też mnie nie będzie "bolec" niech tylko się już to skończy.... i jeszcze jedno, mieszkamy od 10 lat z moimi rodzicami w jednym domu, nie jest ciasno, ale brakuje mi i dzieciom "własnego kąta" i czasem żałuje ,że są oni tacy ludzcy i wyrozumiali ,nie wtrącają się i nie komentują, może gdyby było inaczej to miałby jakąś motywację nigdy w życiu już nie zgodze sie zaczynać żadnej budowy - nawet altanki w ogródku Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
daggulka 10.05.2008 08:55 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Maja 2008 nooo, kasiola... ale masz uraz kiedyś słyszałam gdzieś, albo czytałam... hm...że budowa to wieeeeelki sprawdzian dla małżeństwa i to prawda.... wiele wyrzeczeń, wiele kompromisów, wiele rozmów, wiele podjętych decyzji, wiele kłótni.... a do tego dwie osoby które mają inny punkt widzenia, byś może inne priorytety, inne gusty, inne sposoby rozwiązywania problemów.... to prawda - NIEŁATWO i tak sobie myslę, że u Ciebie to nie dom tak działa .... to brak porozumienia z mężem, brak wspólnego patrzenia w tę samą stronę, brak współdziałania , brak treściwej i konstruktywnej rozmowy w której jedno z drugim powinno patrzeć nie tylko na siebie ale przede wszystkim szukać kompromisów a nie szarpać każde w swoją stronę nie wiem czy mam rację, ale po tych kilku zdaniach zdołowanej kobiety tak to własnie widzę a dom.... najlepiej buduje się i wykańcza razem ... mając wsparcie w drugiej osobie jest dużo łatwiej ...ale też i nie jest to droga usłana różami, bo trzeba wiele razy iść na kompromis i zrezygnować czasem z czegoś "swojego" Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bobiczek 10.05.2008 11:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Maja 2008 amka - ja nie miałam tyle czasu na budowanie -dodatkowo nie znoszę spraw rozbabranych i niedokończonych i wleczących się w nieskończonośc - zwłaszcza takich które dezorganizują mi zycie codzienne... wyjęłaś mi z ust, prawie (cytat,cytat, ale głupkowato zabrzmiało) no ale chodzi mi o to że zgadzam sie w pełnej rozciagłości. Nie potrafiłbym budować latami, czekać, marzyć i realizować w nieskończonośc. Niestety Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kasiola 11.05.2008 12:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Maja 2008 amka - ja nie miałam tyle czasu na budowanie -dodatkowo nie znoszę spraw rozbabranych i niedokończonych i wleczących się w nieskończonośc - zwłaszcza takich które dezorganizują mi zycie codzienne... wyjęłaś mi z ust, prawie (cytat,cytat, ale głupkowato zabrzmiało) no ale chodzi mi o to że zgadzam sie w pełnej rozciagłości. Nie potrafiłbym budować latami, czekać, marzyć i realizować w nieskończonośc. Niestety Podpisuję się pod tym - dla mnie coś ,co bylo marzeniem stało się czymś, czego nienawidzę. Zbyt długo to trwa, dom stał sie koszmarem, nie mogę się nawet zmusic do tego,żeby tam pojechać bo płakać mi się chce jak widzę kabinę prysznicową za 4tys.,która od roku leży zapakowana w kartonie, a ja nie mam własnego prysznica Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
nastka79 12.05.2008 07:07 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Maja 2008 amka - ja nie miałam tyle czasu na budowanie -dodatkowo nie znoszę spraw rozbabranych i niedokończonych i wleczących się w nieskończonośc - zwłaszcza takich które dezorganizują mi zycie codzienne... wyjęłaś mi z ust, prawie (cytat,cytat, ale głupkowato zabrzmiało) no ale chodzi mi o to że zgadzam sie w pełnej rozciagłości. Nie potrafiłbym budować latami, czekać, marzyć i realizować w nieskończonośc. Niestety Podpisuję się pod tym - dla mnie coś ,co bylo marzeniem stało się czymś, czego nienawidzę. Zbyt długo to trwa, dom stał sie koszmarem, nie mogę się nawet zmusic do tego,żeby tam pojechać bo płakać mi się chce jak widzę kabinę prysznicową za 4tys.,która od roku leży zapakowana w kartonie, a ja nie mam własnego prysznica Kurczę, to ja czegoś nie rozumiem, może należy zmienić męża, a nie winę za załamanie na budowę zwalać Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.