Anisia3 26.05.2007 20:15 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Maja 2007 Daszek nad wejściowym tarasem zrobiony. Brakuje mu jeszcze rynny, ale to maly pikuś. Rynna na razie poczeka. Są ważniejsze wydatki. Taki sobie daszek, a zmienia wygląd domu. Zobaczcie. http://images20.fotosik.pl/392/92233ffb83d56801.jpg Akurat zrobiłam tylko jedno zdjęcie i nie widac całej ściany, właściwie to dwóch ścian, bo tu przecież jest zlamanie. Ale różnicę widać. W srodę przyjadą drzwi docelowe. Pan z Budrexu dzwonił do mnie juz ponad tydzień temu, że maja drzwi i chcą przyjechać. Jednak odsuwałam ich, żeby juz montowali po tym daszku i po wylewce w wiatrołąpie. Dziś pan z Budrexu zadzwonił po raz kolejny. Nie był zbyt szczęśliwy, że nie chce drzwi w poniedziałek, a dopiero w środę. Ale takie życie. jazda na budowę z dziećmi, za to bez auta to męczarnia. Tam tez nic nie można zrobić. Już malutki Piotruś jest znośniejszy, bo przynajmniej siedzi cicho, jak dostanie zabawki do piasku. Gorzej z Sarą. Ciągle kręci się pod nogami, marudzi... Tak więc wymyśliłam, że drzwi mogą zamontowac jak moja mam przyjedzie do nas i zaopiekuje się dziećmi, czyli do środy. Tymczasem mój mąż uporał się z wylewką. Dziś rano ją zacierał, a zanim ja z dziećmi dotarłam na działkę, to nawet zagruntował ściany na klatce schodowej, żeby je otynkować. No właśnie i tu pojawił się problem, bo Waldek w poniedziałek zabiera rusztowanie do Warszawy. A klatka schodowa wysoka. Jak sięgnąć pod sufit poddasza? Zwłaszcza kiedy nie ma schodów? Zmontowalismy więc rusztowanie. We dwoje. Złożyć ramki niby nietrudno, ale jak trzeba je ustawić na wąskich belkach nad schodami do garażu, to już nie jest takie proste. Ale daliśmy radę. Tyle tylko, że już nic więcej nie zrobilismy, bo trzeba bylo wracać do domu. A poza tym okazało się, że przywieżli nam ze składu przeterminowany tynk Goldband. Dobrze, że nie zapłacony, bo płacę im przelewem. Tomek na dodatek jeszcze na wieczór szedł do pracy. Współczuję mu. ja jestem wykończona, ale przynajmniej siedzę w domu. I winka moge się napić. Z moich własnych wiśni i czereśni. A propos czereśni i owoców w ogóle. Pusty śmiech mnie ogarnia, jak słyszę ciągle ostatnimi czasy narzekania w radiu i telewizji, że nie będzie owoców. A jak juz będą to strasznie drogie. Rolnicy tacy biedni. Klęska nieurodzaju zapowiada się w tym roku. Oni zawsze tacy biedni. Jak nie klęska nieurodzaju, to dla odmiany w następnym roku maja klęsku urodzaju. Katastrofa goni katastrofę. Jeszcze nie słyszałam - w moim wcale nie takim krótkim życiu, żeby kiedykolwiek byli zadowoleni. Tymczasem wystrczy popatrzec na naszę drzewka jka to klęska nieurodzaju szykuje się w tym roku. Nawet wczoraj chłopaki od daszku zauważyli, że na brak owoców raczej nie będziemy narzekać. Zrobiłam dzisiaj fotki. Nie wiem, czy będzie dobrze widać, bo czereśnie jeszcze zielone, więc między liśćmi słabo widoczne. Na pierwszym planie czereśnia, a z tyłu wiśnia. Też zdrowo obsypana owockami. http://images20.fotosik.pl/392/55bf05897979c076.jpg A tu zbliżenie. Takie kiście na gałęziach są co kilka centymetrów. http://images21.fotosik.pl/336/464bc635b8d1d5fe.jpg Mam nadzieję, ze nie będą tak robaczywe jak rok temu. jeden oprysk zronbiłam. Tera chyba akurat pora na drugi, ale nie bardzo mam kiedy to zrobić. Może po niedzieli się uda. Jak myślicie? Czy czytają mnie jacyś ogrodnicy, i coś doradzą? W każdym bądź razie spróbuję w przyszłym tygodniu zrobic drugi oprysk. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 30.05.2007 21:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Maja 2007 Od dziś mamy swoje prawdziwe, docelowe drzwi. Z samego rana zadzwonili panowie z Budrexu, że już wyjeżdżają ze Srocka. Chociaż oni mieli do nas około 50 km, to i tak musieli czekać. Tak to jest jak podróżuje się komunikacją miejską. Na dodatek z przesiadkami. Ale drzwi są, a wyglądają tak. http://images21.fotosik.pl/350/aed8e82d35f29a4d.jpg Musieli jeszcze na dodatek ściąć kawałek styropianu, bo chlopakom przy ociepleniu źle się wymierzyło i drzwi nie otwierałyby się do końca. Teraz trzeba będzie tę wewnetrzną krawędź poprawiać. Jak ja nienawidzę już tych wszystkich fachowców. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakaś robota była super wykonana, bez najmniejszych zastrzeżeń. Zawsze coś się znajdzie i potem trzeba ich ścigać, żeby poprawiali. No i właśnie jutro ma przyjechać hydraulik, bo podejście do grzejników na poddaszu zrobili mi od spodu. A miało wychodzic ze ściany. Na dole dało się dobrze zrobić, a na górze już się pewnie nie chciało, bo cięcie ścian z keramzytobetonu nie należy do łatwych i przyjemnych. Mieli poprowadzić rurki po podłodze, tu bez żadnych cięć. Na parterze musieli robić szlice tak to się ponoć nazywa. Ale na górze będą deski na legarach, więc nie było takiej potrzeby. To chłopaki ułatwili sobie zadanie i wszędzie pojechali po wierzchu. A my tego nie zauważyliśmy. Ciągle coś trzeba było pokazywac i tłumaczyć, że te rurki jakoś umknęły naszej uwadze. Hydraulik obiecał, że przyjedzie i zobaczy, ale chce, żebyśmy kupili nowe zaworki, bo tych ponoć już nie wymienią. Wszystkich chyba pogięło. Dlaczego mamy płacić za ich błędy? Nie zapłaciłam w sklepie jeszcze za wszystko, bo nie dostałam daszka do wkładu kominowego. Tak naprawdę to komin w ogóle jeszcze nie zapłacony. Jak nie będą chcieli wymienić to chyba nie pozostanie nic innego jak tylko odliczyć sobie te zaworki. Wracając do drzwi to przy tej okazji policzyłam nasze wydatki na całą stolarkę okienno-drzwiową. Okna 10700 zł okna dachowe - 3 sztuki + wyłaz 3267 zł drzwi 2100 zł Razem 16.067 zł Troszkę sobie z Tomisiem popracowaliśmy. Nie za dużo, bo w dwie godziny wiele nie da się zrobić, ale musieliśmy wracać, bo wróżka Sara obdarzała mądrością Śpiącą Królewnę. W przedszkolu był Festiwał Sztuki Małego Dziecka. Jak co roku dzieciaki pokazywały jakieś swoje dokonania. Jako że nasza pociecha jest już w najstarszej grupie, a starszaki zawsze wystawiają bajkę, a nie zajmują się pierdołami jak maluchy czyli tańcem z kwiatuszkiem albo czymś w tym stylu, to trzeba bylo pędzić. W czasie dzisiejszej krótkiej przerwy na pracę powstał kawałek ściany w miejscu dawnego okna. http://images20.fotosik.pl/405/3443997436b41121.jpg Tak inwestor Tomisio załatwial stare okno na świat. A tak inwestorka Anisia pozbywała się starej tapety z naszego pokoiku na parterze, szumnie zwanego gabinetem. http://images22.fotosik.pl/117/cd16f3a447e118ee.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 06.06.2007 21:58 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Czerwca 2007 Dziś będzie troszkę zdjęciowo. Ale fotki będą starego domku. Tzn. tego co kupilismy i co weszło w skład naszego domu. Właściwie to pomyślalam sobie, że warto pokazać co tam było, żeby potem było widać różnicę. Nie remontujemy całego domu, raptem 30 metrów, ale roboty jest z tym co niemiara. Naprawdę gorsze to niż budowa nowego. Co troche są jakieś niespodzianki. Jak np. ta z wylewlką. Mąż skuł stare płytki w starym korytarzu. Pod psodem była wylewka, wszystko OK. Ale jak przyszli fachowcy od ogrzewania, tyo okazało się, że pod wykładziną w dawnej kuchni, a naszym wiatrołapie, nie ma wylewki, tylko jest stara płyta - coś na kształt wiórowej, ułożona na deskach. Nawet mieliśmy to zostawić i po rozprowadzeniu instalacji położyc stare dechy na nowo, na to płytę OSB i dopiero przykleić płytki. Ale daliśmy sobie spokój. Mąż zrobił tu wylewkę. W pokoju, który był pokojem, nie będziemy jednak starych dech wywalać. Tam rurki od co poprowadzone są dokładnie pod ścianą. Wycięte tylko kawałki desek, więc na nie położymy nowa płytę OSB. Deski są suche, w dobrym stanie, to zdecydowaliśmy je zostawić. A tak wygląda korytarzyk. Korytarzyk nadal będzie korytarzykiem między wiatrołapem, pokoikiem, starą łazienką i przejściem do salonu i klatki schodowej. Dzisiaj zrywałam resztki tapety, którą widac na podłodze. Świetnie tez maluje sie widok na usyfioną łazienkę z dziura w ścianie po termie i nowymi rurkami do ciepłej wody. http://images12.fotosik.pl/64/b691fac0a81033f3.jpg Dawna ściana zewnętrzna, Teraz będzie właśnie korytarzowo - klatkowa. Na drzwiach naklejona złota myśl pt. 100 procent http://images11.fotosik.pl/68/9182579eb982776f.jpg I widok z korytarzyka na wiatrołap i drzwi. Kiedyś była tu kuchnia. http://images12.fotosik.pl/64/63dcacf199965823.jpg Jeszcze kawałek tapety został mi do zerwania i stare kasetony. Jak wydazry sie na tym odcinku coś nowego, to oczywiście dam znać. Chociaż nie wiem, czy prędko to nastąpi. Musimy szybko przysposobić górę do zamieszkania, żeby się przeprowadzić. Nawet jeśli będzie zrobiona tylko częściowo. A właśnie dzisiaj mam ogromny dylemat łazienkowy. Miały byc w łazienkach halogeny na suficie i punktowe oświetlenie przy lustrach. Ale... No właśnie. Halogeny potrzebują trochę miejsca nad karto-gipsem. Nigdy wcześniej nie podejrzewałam halogenów o taka ekspansję "drank nach Osten". A one potrzebują aż 11 cm do góry i 8 dookoła siebie. Czyste szaleństwo. Trzeba byłoby wycinać dziury w wełnie, bo wełna i folia są przecież od razu nad płytami. Jaki sens ma wycinanie dziur w ociepleniu? Pobieglam szybko wieczorem do Leroya, coby zrobić rozeznanie w halogenach i wróciłam jeszce głupsza niż wcześniej. Przez moment nawet zastanawialam się nad ledami, ale to jeszcze większe szaleństwo - 3 sztuki tego cudu techniki kosztuje 217 zł. I czy na pewno nie wytwarza tyle ciepla i nie potrzebuje tak dużo przestrzeni? O matko! Pytanie mnożą się jak króliki. Jeszce teraz przyszedł mi do głowy pomysł, żeby zrobić fragmentami sufit podwieszany. Nieźle, sufit podwieszany na suficie podwieszanym. Ale łazienka będzie dość niska i nie wiem czy to dobry pomysł. Może jakieś fikuśne wycinanki w suficie? Nie wiem. Jestem wykończona. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 09.06.2007 21:15 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Czerwca 2007 Mam rozwiązanie dla halogenów w naszych łazienkach na poddaszu. Nie będziemy robić dziur w folii i wełnie. Zrobimy jednak jakiegoś łamańca pod ścianami, żeby nie obniżać jeszcze bardziej sufitów. Ale to w trudnej na razie do przewidzenia przyszłości. Dziś za to odzyskaliśmy 138 zł za płytki klinkierowe na parapety zewnętrzne. A było to możliwe poniekąd dlatego, że od kilku dni mój mąż wkurzał się coraz bardziej na brak auta i kłopoty z dojazdami na działkę. Aż wczoraj zakupiliśmy za całe 5 tys. PLN 15-letnią toyotę. Na nic więcej nie możemy sobie pozwolić, bo i tak na razie nie dostaliśmy kasy z ubezpieczenia za nasze stare uno. A toyotka, chociaż nie pierwszej młodości to i tak w lepszym stanie niż nasz uniak. Oczywiście nie dzisiaj tylko przed wypadkiem. No i właśnie, jako że nie trzeba różnych rzeczy pakowac do plecaka albo reklamówek, to załadowaliśmy dwa kartony klinkieru, które się ostały, do bagażnika - bo oczywiście fachowcy jak zwykle machnęli się przy wyliczeniach materiału - i pojechaliśmy do sklepu. Na szczęście płytki przyjęli. Jeszcze mamy do odzyskania około tysiąca złotych za dachówkę i różne akcesoria. Bo też trochę źle się policzyło. A propos liczenia. Tomek wyliczył, że dojazdy na działkę komunikacją miejską kosztują nas więcej niż benzyna. Przy dwóch osobach. A jak jeździmy tam czasem wszyscy czworo?! Mam na myśli psa, a nie Piotrusia, bo on póki co jeździ za darmo. A kundel musi kasowac bilet za 2,40 zł. Fakt, miejsca też zajmuje wcale niemało. Z powodu wczorajszych zakupów Tomek wczoraj prawie w ogóle nie tynkował. Raptem jeden pasek. Ale za to po niedzieli zamiast tracić dwie godziny na dojazdy... Musze przyznać, że wcale źle mu to nie idzie. Poza fragmentem ściany, gdzie poprawki będą nieuniknione, zaryzykowałabym stwierdzenie, że efekt jest wcale nie gorszy niż gdyby robili to fachoffcy. Następnym razem zrobię fotki. Dziś polowałam z aparatem na sójkę. Chyba sójkę. Oto efekt. http://images12.fotosik.pl/72/ca3736dc6ee52773.jpg Ciekawe, ile czereśni dla nas zostanie? I ile będzie się nadawało do jedzenia? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 13.06.2007 21:12 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Czerwca 2007 Jakiś czas temu mialam wkleić zdjęcia z dziełem mojego męża, czyli otynkowana przez niego ścianą. Pierwszy kawałek nie wyszedł zbyt rewelacyjnie, więc pewnie jakieś zaprawki gipsowe będzie musiał zrobić. Ale już nastepna próba wyszła rewelacyjnie. Ściana jest gładziutka. Gdzieniegdzie tylko widać ślady zacierania. Gładkość na zdjęciu raczej nie będzie widoczna, ale i tak muszę go pochwalić. Tu widać: http://images21.fotosik.pl/368/587c6bf066c42679.jpg Ta ściana obok w dziwnym lokorze. to właśnie prefabrykowany keramzytobeton. I nie będzie tylkowana. U nas właściwie tynk trzeba nałożyć tylko na ściany działowe i tak trochę dziwnie to wygląda. Ale wymyślilam sobie juz dawno, że fragmentami będą u nas tapety. A jako, że tapeta lubi gładkie, to będzie właśnie na ścianach nośnych, prefabrykowanych. Gdzieniegdzie trzeba porobić zaprawki szpachlą, bo są małe otworki. Przy tapecie w jakieś wypukłe wzory pewnie w ogóle nie dałoby się tego zauważyć, ale jak będzie gładka... A na pewno będzie. Do pokoiku Sary, właśnie kończy się tynkować, już wybrałyśmy wzór. Niestety, na stronie producenta go nie znalazłam, ale w Leroyu jest. To będzie sawanna. Z dużymi zwierzakami. A dla Piotrusia chyba jakieś maluchowe wzory: domki albo misie. Jeszcze nie wiemy. Z kolei do naszej sypialni chciałabym coś ciemniejszego. Nie znoszę jak mam brudną ścianę u wezgłowia. A ona niestety nie znosi być czysta. Przynajmniej u nas tak jakoś wychodzi. Na dodatek dzieci, które chętnie pakują sę nam do łóżka, tez nieźle smarują ją swoimi łapkami. No nie wiem, jak to się dzieje, ale już po dwóch, trzech miesiącach, miejsce za głową wygląda jak chlewik. [/url] Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 20.06.2007 20:55 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Czerwca 2007 MÓJ PIERWSZY RAZ Dzisiaj po raz pierwszy ugotowalam we własnej kuchni. I nie była to woda na herbatę, gotowana w garnuszku i za pomocą grzałki. Ale bób w garnku na prawdziwej kuchence. Wprawdzie kuchni jeszcze nie ma i na razie oczywiście nie ma warunków, aby się o nią starać, ale mamy płytę kuchenną, którą musieliśmy zakupić. Właściwie to jak się wczoraj okazało nie musieliśmy, ale po kolei. Otóż kilka miesięcy temu kupiliśmy od forumowicza piec gazowy razem z zasobnikiem i różnymi dziwnymi rzeczami, potrzbnymi do podłączenia. Cena była atrakcyjna, więc długo się nie zastanawialiśmy. Jedyny mankament tego kociołka był taki, że zamontowane miał dysze na propan-butan, a my mamy gaz ziemny. I trzeba było te dysze wymienić. Piec nowy, nigdy nieużywany, więć gwarancja nam idzie dopiero od wczoraj czyli od pierwszego odpalenia kotła przez serwisanta firmowego. Ale... Żeby odpalić kocioł muszą być dysze wymienione. Żeby wymienić dysze i ustawić piecyk musi być gaz. A gaz można podłączyć jak jest odbiornik. No i sytuacja patowa - odbiornik jest a jakoby go nie było. Zdecydowaliśmy się więc kupić tę płytę trochę wcześniej, bo przecież i tak gdzieś w połowie wakacji tzreba byłoby tego zakupu dokonać. Płytę wybraliśmy już dawno. To Gorenje z dwoma palnikami gazowymi i dwoma elektrycznymi. Tak profilaktycznie, coby nie znaleźć się któregoś dnia bez możliwości ugotowania obiadu. Bo wiadomo - różne rzeczy się zdarzają: a to Ruscy gaz odcinają, a to elektrownia ma kłopoty. Liczymy na to, że obie te ewentualności na raz nie wystąpią. Kiedy wczoraj przyjechali panowie z gazowni okazało się, że jednak mogą podłączyć gaz i zainstalować licznik chociaz urządzenie odbiorcze nie działa. Chociaż wcześniej wszyscy nam mówili co innego. A jako że mieliśmy podłączoną kuchenkę, to zabrałam z domu garnek, bób, zakupiony przez mojego małża dzień wcześniej, a którego nie ugotowałam (bobu oczywiście, nie męża) i ochrzciliśmy naszą kuchnię. http://images24.fotosik.pl/2/2f403b42fbe8775d.jpg Chociaż bez soli, to i tak smakowało nieźle. Teraz mam ogromną prośbę do wszystkich czytających dziennik, żeby się uaktywnili. Bardzo proszę o pomoc i radę. Jakoś w wątku we wnętrzach nie mogę się doczekać, to pomyślalam sobie, że może tutaj ktoś mi pomoże. Nie wiem jak podzielić ściany w salonie, żeby były tam i tapety i farba. Chcę umieścić na jednej ścianie tapetę, którą widziałam u kasiR. Tapeta biała w drobne, czarne kwiatuszki firmy Rasch. Wymyśliłam sobie, że będzie na ścianie graniczącej z kominkiem. Na zdjęciu jest to ta krótka ściana z oknem na samej górze. I teraz nie wiem, czy farbą pomalować całą sąsiednią dużą ścianę z drzwiami tarasowymi, czy jakoś ją podzielić między farbę i tapetę. Czy dać również tapetę naprzeciwko czy nie? Biję się z myślami już kolejny dzień i nie wiem. Aha, farba ma byc w kolorze morelowym, najlepiej z widocznymi zacierkami. Będę wdzięczna za wszelkie sugestie. Wpisujcie je do komentarzy. P.S. Ale ze mnie gapa. Wklejam rzut parteru dla przypomnienia. To duże pomieszczenie po lewej to salon. http://images20.fotosik.pl/161/784851e1bd8235c6.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 30.06.2007 18:50 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Czerwca 2007 Ojojoj! Jak ja dawno nic nie napisałam. Aż spadł moj dziennikczek na 4 stronę. Inna sprawa, że aż tak wiele to się nie działo. Ale wydarzyła się jedna bardzo ważna rzecz, która sprawiła, że dom stał się bardziej domowy. Znajomy męża razem z kolegą obrabiają nam okna. Zaciągnęli gipsem salon i kuchnię. W niedzielę chłopaki maja pracowac nad klatką schodową. To niełatwe zadanie. Mój Tomek wymiękł przy niej. Nie dość, ze właśnie na klatce schodowej stykają się dwa światy: stary i nowy, to jeszcze klatka nie ma schodów, a otynkować ściany i wyrównać różne poziomy trzeba. Tymczasem od sufitu na poddaszu do schodów prowadzących do garażu jest około 6 metrów. I nic pomiędzy. Po prostu można się uczyć latać. Ale ja właściwie nie o tym. Otóż trzy dni temu przywieźliśmy drewno na podłogi. Zjechało całe piękne drewienko. Dechy sosnowe na poddasze i parkiet na parter. W domu od razu zaczęło tak fajnie pachnieć świeżym drewnem. Mmm. Musieliśmy odpalić ogrzewanie. Tak delikatnie grzejemy, ale trzeba. Upały się skończyły, a w domu nie jest jeszcze suchutko. Swoją drogą to zastanawiam się, czy hydraulicy nie schrzanili podłączenia grzejników. Kaloryfery jakoś dziwnie sie nagrzewają. U góry ciepłe, a na dole jeszcze zimne. Wprawdzie po jakimś czasie na dole też się nagrzewają, ale mam wrażenie, że i tak są chłodniejsze niż na górze. Ostatnie trzy dni minęły mi w ogóle pod znakiem drewna. Najpierw drewno na podłogi. Wczoraj postanowiłam wreszcie zabezpieczyc słupy na tarasie, bo czas leci, a drewno niezabezpieczone. Tak więc zakupiłam puszkę Sadolinu w kolorze piniowym i malowałam słupy i poziome belki naszego tarasu. Tarasu, którego wprawdzie jeszcze nie ma, ale piękne, ryflowane deski już są! Malowałam, malowałam..... http://images23.fotosik.pl/12/68f7c3393e6865c7.jpg I wymalowałam. http://images24.fotosik.pl/12/e9d9cad47549a499.jpg Kolor trochę się różni od okien i drzwi. Ale dobranie identycznego jest niemożliwe, a mieszanie preparatów przekracza moje siły. Ach, nie pochwaliłam się naszymi podłogami. Są. Na razie wszystkie leżą w salonie. Taras też. http://images24.fotosik.pl/12/19fe9e2bb2096589.jpg A jak wczoraj zaczęłam z drewnem to już nie mogłam skończyć. Małż zabawiał się tynkiem w naszej sypialni, a ja za pomocą wiertarki i specjalnej tarczy na rzepy szlifowałam słup w pokoju Sary. Praca z drewnem jest naprawde przyjemna. Wprawdzie pył włazi wszędzie, ale drewno tak ładnie pachnie. I pięknie wygląda. Nie mam niesteyty zdjęcia mojej pracy szlifierskiej. Zresztą jeszcze nieskończone. Prędko zresztą nie będzie skończone, bo szlifowania jest sporo. Ach i jeszcze jedna miła rzecz nastąpiłą wczoraj. Ostatecznie rozstaliśmy się z elektrykiem. Tzn. on oddał nam dziennik budowy z wpisem i wszelkimi uprawnieniami, a my mu zapłaciliśmy. Był na nas wściekły, bo nie dostał tyle pieniędzy ile wypisal na kartce, tylko tyle na ile się umówiliśmy. A liczone było od punktu. 22 zł za punkt. Pracę zaczynał jego kolega i rozprowadzal elektryke na parterze. Ten zaś robił poddasze, kończył parter i podłączal wszystko do rozdzielni. Dlaczego on pzryszedł do roboty, a nie kolega nie wnikałam. Przydszedl, robi, OK. A na koniec przedstawił swoją wycenę. Oczywiście nieco inną niz ustalałam z jego kolegą. Ale skoro facet przejął robotę i nie renegocjował warunków umowy, to dla mnie wszystko jasne. Ja z kolei nie wnikałam jak oni się rozliczą i dlaczego tylko ten kończy. Oprócz wyższej wyceny za puknt wpisał jeszcze 200 zł za rozdzielnię. Tymczasem jako, że rozdzielnię robili obaj jeszcze w zeszlym roku, kiedy stał tylko stary budynek, za rozdzielnię miałam nie płacić dodatkowo. Ponieważ za nową rozdzielnię i nowe kable od skrzynki dostali kasę jeszcze na jesieni. I oczywiście teraz już pieniędzy za to nie dostał. Cwaniaczek. Uff, to już ostatni fachowiec z gatunku tych, którzy muszą być na budowie. POdliczyłam, ile kosztowała nas elektryka. W domu 3073,25 zł plus około 2000 za rozdzielnię wcześniej i nowy kabel od skrzynki do domu daje w przybliżeniu 5070 zł. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 16.07.2007 20:34 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 16 Lipca 2007 Jak to możliwe, że ponad dwa tygodnie mnie tu nie było? A może postępów za bardzo nie było widać... Teraz chyba też niewiele, ale sobie skrobnę w dzienniku. Właściwie ostatnie dni to minęły mi na użeraniu się z fachowcami. A to po raz chyba już dziesiąty musiał przyjechać hydraulik na poprawki, a to chłopaki, którzy wykańczają nam klatkę schodową i obrabiają okna znikają na trzy dni... Nie wyrabiam już. Powiedziałam mężowi, że znienawidzę ten dom przez różnych nieszczęsnych robotników. A on na to: a co ci dom winny? No właściwie to chyba nic. Ale hydraulik to chyba przeszedł sam siebie. Nawet nie jestem w stanie policzyć ile razy już przyjeżdżał po skończonej robocie. Dobrze, że przyjeżdża, bo kasę dostał, to mógłby się już nie pojawić. Ciągle coś nie tak z centralnym ogrzewaniem. A to zawory wstawili nie takie i musieli wymienić, bo miałbym na poddaszu wyjście z podłogi zamiast ze ściany, a to z kaloryfera kapała woda (nadal zresztą kapie), a to daszek od kwasówki nie dojechał. Ostatnio dla odmiany gdzieś przy rozdzielaczach przeciekała woda. Jak zadzwoniłam, żeby mu o tym powiedzieć, to stwierdził, że to przecież nie jego wina. Zaczęliśmy się poważnie z mężem zastanawiać czyja. Może nasza, a może elektryka, no bo skoro nie hydraulika... W tamtym tygodniu skończyłam szlifowanie belek w pokojach. Nawet zrobiłam fotki, ale niewiele na nich widać, to i nie będę wklejać. Tzn. nie widać, że wyszlifowane, bo belki widać. Już mam tak dosyć tych robót budowlanych, że poszłam do Leroya i zakupiłam tapety do naszej sypialni i do pokoju Sary. Wprawdzie położyć ich jeszcze nie można, ale musiałam kupić coś innego niż klej, kolejny worek Goldbanda, bo akurat zabrakło, czy gipsu. Zdjęć tapet też dzisiaj nie wkleję, ale za to wkleję coś zupełnie innego. Błyskawiczny konkurs. Co to jest? http://images27.fotosik.pl/29/d5cfdaab68f3d252.jpg Kiedy kilka dni temu przesuwaliśmy stalowe dwuteowniki, bo dałam ogłoszenie, żeby je sprzedać. Pod blachą, która zaplątała się między dwuteownikami, oczom moim ukazał się taki widok jak na zdjęciu. Narobiłam oczywiście krzyku na pół osiedla. I tu następuje rozwiązanie konkursu: to mrowisko. Pełno mrówek i jeszcze więcej jaj. Niesamowity widok, jak mrówki zaczęły uprzątać jaja, które nagle zostały odkryte. Wygląda jakby biegały bez ładu i składu, a po 15 minutach mrowisko wyglądało tak: http://images26.fotosik.pl/29/1c6795dae29911c7.jpg Zagęszczenia jaj już nigdzie nie było. Pochowane w korytarzach, które bezlitośnie zalaliśmy wodą. Szkoda mi było tych biednych mrówek. Tak pracowały, ale ja ich nie chcę na działce. Mąż poprzenosił dzisiaj trochę desek podłogowych na poddasze. Nadźwigał się, chociaż mieli nam pomóc ci od klatki schodowej. Niestety trudno na nich liczyć. Pojawiają się i znikają. Ostatnio, właściwie tylko jeden się pojawia. Chyba jest mu głupio, bo nawet go nie op... Patrzył na mnie jak malowałam sobie deski tarasowe i czekał na ochrzan. A ja tymczasem zmieniłam taktykę. Nie drę się. W ogóle się nie odzywam. Aż chłopaczyna w końcu stwierdził, że zabierze się do roboty. Jak powiedział tak też zrobił. Ciekawe, czy jutro znowu się zjawi. A my przez nich będziemy musieli przesunąć montaż schodów. Dobrze, że pogoda w końcu się zrobiła, bo mogłam przynajmniej pomalować deski na taras. Skakanie po murku jest mało wygodne i niezbyt bezpieczne, bo pod spodem dziura z wjazdem do garażu i trzeba ten taras jak najszybciej zrobić. Pomalowałam kilka desek i tak mnie boli kręgosłup. Nie wiem, jak dam radę ze wszystkimi. A wypadałoby je pociągnąć dwa razy. Tak wyglądają po pierwszym malowaniu. http://images28.fotosik.pl/29/4a0b8d8447671ba3.jpg Prawda, że śliczne? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 19.07.2007 21:43 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Lipca 2007 Wczoraj pogoda pokrzyżowała mi szyki. Miałam skończyć malować deski na taras, ale co wyszłam z pędzlem to zaczynało padać. Jak sie schowałam to deszcz też znikał. I tak w koło Macieju. Pomalowałam trzy deski i niestety nie wyglądają najlepiej. Jakieś takie łaciate. Ale z powodu tego deszczu miałam też swoją własną tęczę. Własną, bo oglądaną z okna własnego domku. Piękna. http://images27.fotosik.pl/32/5f754a6e03737353.jpg Tak więc malowanie skończyłam dzisiaj. Jeszcze raz muszę deski pociągnąć lakierobejcą, żeby i lepiej zabezpieczyć, i ciut przyciemnić, bo wydaje mi się, że na słupach kolor wyszedł właśnie nieco ciemniejszy. A tak w ogóle to ustaliłam termin przeprowadzki. Tomek na to: - A z kim ustaliłaś? Głupie pytanie, prawda? Ale nie zdradzę terminu. Bo ja juz tak mam, że jak się komukolwiek czymś pochwalę albo opowiem co sobie zaplanowałam, to nigdy sie nie uda. Zawsze coś się zawali. Dlatego na razie trzymam to w tajemnicy. Chociaż co tu dużo mówić - przeprowadzimy sie na budowę, a nie do wykończonego domu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 24.07.2007 15:29 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Lipca 2007 Myślalam, że dzisiaj będzie już zrobiony tarasik przed wejściem, a tu figa z makiem. Zawsze tak jest, że z jakąś bzdurą schodzi tyle czasu, że na to co się zaplanowało już go nie wystarcza. Z powodu głupiej deski, którą przymocowaliśmy pod metalowym progiem, żeby tam nie było szczeliny, nie udało sie ułożyć tarasu. Kiedy Tomisio walczył na górze z wyrównywaniem tynku na ścianie ułożyłam legary na dwuteownikach. Niestety, jeszcze nie przykręcone. Może dzisiaj wieczorem przykręcimy. A póki co taki oto widok mamy otwierając od środka drzwi wejściowe. http://images29.fotosik.pl/36/0bb4e3e661b07da1.jpg Trzeba się troszkę pogimnastykować, żeby dostać się do domu i żeby z niego wyjść też. Tak mi przyszło do głowy, że to dobre zabezpieczenie przed złodziejami. Nie sposób uciekać szybko np. trzymając telewizor. No chyba, że ktoś jest kaskaderem. Na jutro zapowiedział się do nas pan z Knaufa. Reklamowałam tynk Goldband, kupiony w Leroyu. Otworzyliśmy worek i okazało się, że jest szary. Na dodatek malutki kawałek odpadł od ściany, ale to akurat mogła być nasza wina, bo mąż dobijał przez deskę puszkę z kablami. A tynk był jeszcze mokry. Tak więc zabrałam całe półtora worka, które dokupowaliśmy i reklamowałam. Sprzedawca jeszcze usiłował mi wmawiać, że goldband jest szary. Gdyby nie to, że już z tona tego tynku jest u mnie na ścianach, to może bym mu uwierzyła. W każdym bądź razie kasę oddali bez problemu, nawet za ten otwarty worek. Ale za to pan z Knaufa chce koniecznie zobaczyć powód naszej reklamacji. A niech ogląda, co mi tam. Nie wiem, czy dopatrzy sie czegokolwiek, bo już ten szary został przykryty prawdziwym goldbandem. Wydaje mi się, że pomyliły im się po prostu worki i maszynowy, który jest szary, wpakowali do worków z goldbandem. Właściwie nic się nie powinno dziać, ale niby dlaczego mam płacić jak za goldbanda skoro maszynowy tynk Knaufa jest tańszy o około 7 zł za worek? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 29.07.2007 21:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Lipca 2007 Pisałam ostatnio o panu z Knaufa, który miał do nas przyjechać. Oczywiście przyjechał i... nic nie zobaczył, bo tynk, który reklamowaliśmy już dawno przykryty prawdziwym goldbandem. Ale pogadalismy sobie, powiedział nam parę ciekawostek. Jedną anegdotę aż przytoczę tutaj. Jak to w Knaufie reklamacje uznawali Jakiś klient kupił kilkanaście płyt k-g i przed montażem... rozpakował je zdzierając papier przyklejony z tyłu. W Knaufie o mało nie umarli ze śmiechu i chociaż na papierze reklamacja nie była uznana, to facet dostał nowe płyty. Właśnie za to, że się tak ubawili. A u nas - pomalutku jakoś idzie. Niestety, pomalutku, bo robimy wszystko sami, we dwoje z Tomisiem. Ręce bolą strasznie. Wczoraj pomalowalam naszą sypialnię. Sama! Tomek zajął się przykręcaniem legarów w korytarzyku na górze, a ja za pędzel. Właściwie to za wałek, bo pędzlem to tylko przy oknach wywijałam. Jedna warstwa farby już jest na ścianach. Jako drążek teleskopowy do wałka świetnie spisuje się kij od mopa. Dzisiaj nasza sypialnia wzbogaciła się również o legary, bo wszystkie leżą w korytarzyku i nie można się ruszyć. Musimy więc jakoś je rozparcelować po pokojach. Do tego ponosiłam trochę wiader z gruzem i piaskiem i rano nie mogłam się ruszać. Ale część opaski wokół domu jest zrobiona. Przynajmniej zasypane fundamenty, które nie były po ociepleniu wysmarowane dysperbitem. Sypialnia nabiera kolorów, a póki nie nabierze, to wkleję zdjęcia czegoś zupełnie innego. Nasz biedny świerczek, który poważnie ucierpiał w czasie budowy, bo jedna ekipa nadłamała czubek, ale jakoś go przykleili i rósł. Niestety, kolejna ekipa od ociepleń zlamała ten czubek całkowicie. Na dodatek drzewko rosło trochę za blisko domu. Może bardziej za blisko schodów, których jeszcze nie ma. I musieliśmy go przestawić. Mam nadzieję, że się przyjmie. W końcu przesadzaliśmy go w moje imieniny. Tu już w nowym miejscu. http://images30.fotosik.pl/41/3566fa462a43fef6.jpg Nawet widać miejsce, gdzie rósł do tej pory. To ta czarna plama na lewo od niego. Teraz stała się ulubionym miejscem naszego psa. Uwala się tam co trochę. W tle za świerkiem ułożone na dwuteownikach legary pod tarasik. I Tomisio, który wprawdzie nie należy do miłośników ekwilibrystyki, a tu musiał się wykazać. http://images30.fotosik.pl/41/e0a5aa2f9db42a20.jpg Szkoda nam było desek przykręcać do legarów, bo jeszcze troche brudnych robót w środku. Dlatego na razie deski leżą tylko na legarach. Na dodatek odwrócone do góry nogami, żeby na nie nie nadeptać. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 03.08.2007 08:29 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Sierpnia 2007 Parę osób czeka na taras, a tymczasem deski leżą ciągle w odwrotnej pozycji i nie ma czego pokazywać. Za to dzisiaj będzie na tapecie... tapeta. Pokój przed. Ściana zagruntowana i schnie. http://images23.fotosik.pl/45/c09aa959dafa2668.jpg Stół do tapet przygotowany. http://images25.fotosik.pl/45/d5a697b53d4d3168.jpg I wreszcie o godz. 0.30. ściana prawie skończona. http://images23.fotosik.pl/45/7c11c2c7bad0dd4e.jpg A teraz do roboty... znowu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 04.08.2007 07:38 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Sierpnia 2007 Dzisiaj wpis błyskawiczny i minimalistyczny. Przed nami długa droga. Jedziemy po dzieci, bo juz baaardzo za nimi tęskinimy. One za nami pewnie też. A jeszcze wymyslilam sobie, że po drodze zahaczymy o Tykocin. I może wypijemy kawkę z Tolą. Nie wiem, jak nam sie to uda, bo ani samolotu, ani nawet helikoptera nie mamy, ale co tam. Pierwsze trzy godziny pracy w naszej sypialni, przed przerwą na kawę. http://images30.fotosik.pl/47/9a5eeababd6e08d0.jpg I kilka godzin później. Prawdziwa podłoga, a nie beton. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności pochodzenia boso. http://images28.fotosik.pl/46/8ef9f0faf9f103ca.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 09.08.2007 08:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Sierpnia 2007 Mała przerwa w układaniu podłóg, bo... przyjechali górale z naszymi schodami. Strach się bać - to ulubione powiedzonko górala nr 1, który robił nam schody. Powtarzał je mniej więcej co dwie minuty. ale że chłopaki sympatyczne to jakoś dało się to wytrzymać. Przyjechali we wtorek, na klatce schodowej u nas ma byc parkiet tak jak w salonbie, więc, żeby schody miały na czym stanąć musieliśmy zerwać się bladym świtem i na działkę układać parkiet. Jak chłopaki dotarli do Łodzi to parkietu było ułożone ze trzy rzędy. Dobrze, że przyjechali to jeszcze parę uwag nam dali (w końcu parkiet układaliśmy pierwszy raz). Tak więc oni mierzyli i wycinali dziury w ścianach a mąż układał klepki. Żeby nie było, że ja nic nie robiłam. wybierałam odpowiednie klepki. I po jakichś trzech godzinach zagęszczenie fachowców na metr kwadratowy sięgnęło zenitu. Na zdjęciu nie załapał się mąż. Górale montują schody. http://images28.fotosik.pl/52/f71e113d09751150.jpg Pracowali solidnie. Noc spędzili na budowie. Jak przyjechałam na drugi dzień, to sprzątali po sobie. Moje piękne olejowane schody są. Jestem baaardzo zadowolona. Tym samym pięknie dziękuję Agduś, bo to od niej dostałam namiary na górala stolarza. Super. Tu kawałek moich schodów, obecnie już przykrytych gustownymi dywanikami z kartonów i zawiniętymi folią. http://images28.fotosik.pl/52/068c0a3763a2d71b.jpg Lepsze zdjęcia wkleję, jak juz będę mogła zdjąć "dywaniki". Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 14.10.2007 10:31 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Października 2007 Nie mogłam już wytrzymać, żeby czegoś nie napisać, chociaż nadal nie mam internetu w domu i teraz korzystam z niego u szwagra. Ale zdjęć nie będzie, bo wiadomo, nie mam mozliwości ich wkleić. Za to podziele sie swoimi wrażeniami z mieszkania w domku. Lepiej byłoby pisac na gorąco, ale póki jeszcze zupełnie nie zapomniałam co wtedy myślałam, to będzie dopiero dzisiaj. A wprowadziliśmy się do własnego domku dwa dni po dziesiątej rocznicy ślubu. Prawie zdążyliśmy. Oczywiście zamieszkaliśmy na budowie. Nadal na niej mieszkamy, bo ciągle coś robimy. Ale w momencie przeprowadzki zrobiona była tylko nasza sypialnia i pokój Sary. Z łazienki korzystaliśmy i korzystamy nadal tej starej, ale już na dniach wchodzi nasz znajomy i zaczniemy powolutku robić łazienkę dla dzieci. A jak było? Fantastycznie. Na dole kartony, cały salon w kartonach i kawałakach mebli. Tych które dało się rozłożyć. Na szczęście pogoda w momencie przeprowadzki dopisała i nie padało, więc nic nam nie zamokło. Panowie z firmy przeprowadzkowej uwinęli się migiem. Za to cały dzień wcześniej pakowaliśmy wszystko do kartonów. Właściwie to ja pakowałam, bo Tomek był w pracy i tylko porozkładał niektóre meble. W godiznie zero zabrał dzieci, moją mamę i psa na działkę, a ja pilnowałam znoszenia mebli i kartonów. Jako, że wejście nie było jeszcze przygpotowane, bo taras nie był ułozony to meble wnosili przez drzwi balkonowe. Żeby nie poniszczyli nam elewacji Tomek zbił tymczasowy płotek, utrudniający panom przechodzenie obok narożnika domu. Płotek stoi do dziś. Był szampan i pizza na obiad. Przy stole w ogródku. I pamietam pierwszy poranek we własnym domu. Obudziłam się i widzę niebo w jednym oknie. Patrzę w drugą stronę, a tam drugie okno - łazienkowe, bo nie mamy drzwi wewnętrznych. A tam, w tym drugim oknie też niebo. Piękne, błękitne i dyndające tuż przy oknie gałązki modrzewia sąsiadów. Poczułam się jak na wczasach nad morzem. Nie wiem dlaczego nad morzem, ale takie miałam wrażenie. Ten modrzew, który tak mnie wkurzał, bo strasznie śmieci, przestał mnie drażnić. Fajnie wygląda i przesiadują na nim ptaki i wiewiórki też tu zaglądają. Kiedyś wkleję takiego rudzielca siedzącego na tym modrzewiu. Igły i szyszki ze śmiecącego drzewa można przeżyć. Trochę sprzątania, chociaż nie wszędzie można sięgnąć szczotką, ale radość z ptasiego i wiewiórczego towarzystwa - bezcenna. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 01.11.2007 17:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 1 Listopada 2007 Nadal nie mam internetu w domu. I neostrady mieć nie będę. Z Tepsa jest cały cyrk. Najpierw mieli przenieść numer. Przyjechał monter i szukał puszki. Skoro od lat tam nie ma telefonu, a jest tylko linia, to nie wiem jak on sobie to wyobrażał, ale cóż. Nie znalazł. Po miesiącu zaproponowali nam łącze radiowe. Tylko po co mi łącze radiowe? Odmówiliśmy. MIja kolejny miesiąc i nic, oni dalej zastanawiają się nad naszym kablem. Aż któregoś pięknego dnia znów nie wytrzymałam i dzwonię do Tepsy. I cóż się okazało? Że zrezygnowaliśmy z telefonu. To jest instytucja, którą należałoby wystrzelić w kosmos. Do dziś czekam na odpowiedź na piśmie. Chociaż mija juz trezci tydzień. Aktywowałam więc GPRS w Plusie, ale tez coś nie możemy sobie poradzić z nim. A tak poza tym, to wróciłam do pracy. I jak można się było spodziewać, po tym jak tryz lata temu szef chciał mnie zwolnić tylko mu się nie udało, bo odwołałam się do sądu. Sprawy nie było, bo firma wycofała się z wypowiedzenia, więc teraz poddano mnie mobbingowi. A na dwa tygodnie przed powrotem do pracy, kiedy poinformowałam szefostwo, że wracam, powiedział mi naczelny, że chyba tylko po wymówienie. Trzy dni byłam już w pracy i trzy dni nie zostałam zauważona na zebraniu redakcji. Poza tym kierownictwo wysyłało mnie do domu. Oczywiście nie dając mi na piśmie, ze jestem zwolniona z obowiązku świadczenia pracy. Tak więc przez prawie 8 godzin z przerwą na jedzenie siedzę przy biurku. Jak długo to potrwa? Nie wiem. Zależy kiedy będą chcieli wręczyć mi wypowiedzenie i co w nim będzie. Zastanawiam się, czy odczekają miesiąc, żeby powołać się na to, że nic nie napisałam. Tyle, że nic nie mogę pisać. Kierownik po wyjściu od szefa wyraźnie to zaznaczył. - Nic nie pisz, bo ja i tak będę musiał powiedzieć, że to jest złe. A wczoraj to już myślałam, że z krzesła spadnę, jak na dzień dobry podszedł do mnie zastępca naczelnego i zapytał po co przychodzę do pracy. Jak go uświadomiłam, że dopóki nie dadzą mi na piśmie, ze jestem zwolniona z obowiązku świadczenia pracy, to sobie nie pójdę. Będę siedzieć i już. Coś mruknął pod nosem i poszedł. Nawet nie chce mi się domyślać, czy on naprawdę takich rzeczy nie wie, czy tylko mnie podpuszczał. A jak sobie pójdę, to dyscyplinarka. No cóż, pożyjemy, zobaczymy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 16.11.2007 17:19 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 16 Listopada 2007 Mam internet! Po wielkich trudach i bojach z Tepsą, której w końcu nic nie wyszło, udało się. Udało nam się zainstalować z Plusa, chociaż to też trwało ze trzy tygodnie albo i dłużej, bo ciągle były problemy z kabelkami. I tak na pożyczonym bluetoothie działa! Tym sposobem wykazaliśmy wyższość technologii bezprzewodowej nad tradycyjnym kabelkiem. A z Tepsą to tez śmiesznie jest. Najpierw przez dwa miesiące nic. Nie dawali znaku życia, my ich monitowalismy. A teraz otrzymaliśmy już drugi list, że oni bardzo chętnie nam założą telefon, tyle że radiowy. No i że nadal pracują nad możliwością założenia nam telefonu chociaż dopiero co poinformowano nas, że nic z tego nie będzie. Mam na myśli kabel oczywiście. Póki co GPRS działa. Może nie za szybko, ale zawsze coś. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 18.11.2007 21:53 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Listopada 2007 Dziś będzie odcinek o pracy. Właściwie wszystko wydarzyło się już dwa tygodnie temu, ale nie miałam możliwości, żeby to opisać. A mianowicie - otrzymałam wypowiedzenie. Wreszcie. Pewnie wiele osób zdziwi się, tym co teraz napisałam, ale to prawda. Nie miałam zamiaru zwalniać się sama, bo kompletnie mi to było nie na rękę. Z drugiej strony praca w redakcji do łatwych i lekkich nie nalezy. A jak do tego ma się dwoje dzieci, to 12 godzin siedzenia w pracy nie jest najlepszym rozwiązaniem. Dodajmy jeszcze atmosferę, bo wiadmomo, że naczelny chciał mnie zwolnić, więc sprawa jest oczywista. Ale ja nie zamierzałam pozwolić mu się zwolnić na takich warunkach jak on chciał, tzn. za negatywny stosunek do pracy. No bo jak on stwierdził? W ogóle momentami było śmiesznie, bo wszyscy koledzy pytali mnie: no i co? coś się wydarzyło? a ja odsyłalam ich do naczelnego po odpowiedź. W końcu był jego ruch. Wreszcie 2 listopada po d koniec dnia wzywa mnie do siebie. Na sotle leżą 4 kartki. Dał mi długopis i mówi: podpisz. Przeczytałam i... podpisalam. Mialam na piśmie, że jestem zwolniona z obowiązku świadczenia pracy i wymówienie z powodu zlikwidowania mojego działu. To akurat prawda, bo w czasie jak byłam na wychowawczym mój dział zaczął podlegać pod publicystykę. Jestem pewna, ze naczelny sam na to nie wpadł, podpowiedziała mu to albo kadrowa, albo prawniczka firmy. Ale na takie coś mogłam się zgodzić. Do końca lutego jestem więc na wypowiedzeniu, a siedzę w domu. Akurat mamy czas na załatwienie całej papierkologii związanej z odbiorem budynku. No i procesować się w tym wypadku nie będę, bo po co szarpac sobie nerwy. W końcu nie chodzi mi o przywrócenie do pracy, a pewnie taki byłby efekt. A w domu? Cóż, ajk zwykle kłopoty z wodą. Trafia mnie już, bo zamiast wykańczać dom, to tygodniami walczymy z wodą w starej łazience. Jak nie przecieka kibel, to kran albo prysznic. Nie wiem, jak można było robić taką kaszankę. Nasz internet nie chciał działać, a wczoraj mój mąż przybiegł do mnie z dołu po kolejnej walce z wodą i tym razem rozwaleniu kawalka ściany. - Słuchaj! - krzyczał. - Mamy wodę na bluetootha. Tak właśnie była zrobiona. Bez kolanka, skręcona na siłę. I w końcu rurki gdzieś puściły i sączyło się w ścianie. Nic tylko zastrzelic poprzednich właścicieli. Dzisiaj woda już naprawiona, ale za to musimy naprawić kawałek glazury. Och! mam już tego dosyć. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 22.11.2007 16:58 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Listopada 2007 Od czasu ostatniego wpisu znowu pojawiły się problemy z internetem. Ale mam nadzieję, że tym razem już po raz ostatni. Tym samym chciałabym bardzo serdecznie podziękować forumowiczowi. Mmmad, bardzo dziękuję, że znalazłeś chwilę czasu. Działa jak widać. W weekend albo najdalej po niedzieli postaram sie uzupełnić dziennik zdjęciowo, bo już dawno to obiecałam, ale nie było jak. Fakt, że zbyt wiele do wklejania nie będzie, bo wykończeniówka pewnie potrwa z rok. Jak nie lepiej. Teraz nie mogę wrzucić nowych zdjęć, bo pożyczyłam znajomemu aparat, a nie porobiłam wcześniej fotek. Wrócę jeszcze na moment do sprawy mojej pracy. Niektórych to dziwi, że nie zamartwiam się wypowiedzeniem. No nie zamartwiam się. Gdyby przydarzyło mi sie to jeszcze z rok temu, pewnie by tak było. Ale mam pewien pomysł. Jeszcze nie wiem, czy uda mi sie wszystko zorganizować i przeprowadzić tak jak bym chciała, ale to się oczywiście okaże w praniu. Póki co przymierzam się do kursu prowadzenia działalności gospodarczej. Proszę trzymać za mnie kciuki. Forumowicze, trzymajcie kciuki! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Anisia3 02.12.2007 19:39 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Grudnia 2007 Postanowiłam wreszcie uzupełnić dziennik o daaawno obiecane zdjęcia. Z zaległościami tak jakoś bywa, że ciężko się ich pozbyć. Miałam wkleić skończone pokoje i taras. Trudno mówić o całkowicie wykończonych pokojach, bo kleszcze nadal nie są obłożone ładnymi deseczkami, które spokojnie leżą zafoliowane. Ale to estetyka, a póki są ważniejsze rzeczy do roboty, to zmysły estetyczne nie zostaną zaspokojone. Ale z obiecanych zdjęć tarasu nadal nici. Wyładowały się baterie i zdążyłam zrobić tylko pokój Sary. Taras następnym razem, kiedy za dnia będę w domu. Tak wygląda sawanna w pokoju córki. http://images25.fotosik.pl/119/d4af53171438eb45med.jpg http://images32.fotosik.pl/67/ac95ba5a0b8e533fmed.jpg Chciałabym, żebyśmy już przystąpili do klejenia płytek w łazience dzieci. Łazienka dla odmiany ma być morska. Ale ciągle brakuje czasu, żeby wreszcie się za to zabrać. Najpierw nie było płytek. Jak już je kupiliśmy to stelaż nie był obudowany. Kiedy nasz Irek wreszcie podjechał i obudował stelaż, to nie było czym kleić glazury. Teraz klej już czeka ze trzy tygodnie. Ale albo Tomek w pracy, albo awaria wody. Mam nadzieję, że w tym tygodniu zaczniemy. W tym tygodniu chciałabym tez kupić blat do kuchni, bo na razie korzystamy ze starych szafek, które już 100 lat temu powinny wylądować w spiżarni. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.