Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

co zrobić aby zrozpaczone dziecko..........


Majka

Recommended Posts

temat do rozważenia, po samobójstwie Ani.

przyczyny moga być różne: brak akceptacji przez rówiesników, zawiedziona miłośc, problemy emocjonalne.

Jak zauważyć, że cos się dzieje? Jak rozmawiać?

 

Prosze o wypowiedzi osoby mające "młodzież" w domu. Oczywiście również te, ktore maja maluchy, ale z taką sytuacją się kiedyś zetknęły.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 48
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Majka , odpowiedź jest jedna, ale to nie zawsze działa :

rozmawiać :)

Aczkolwiek moja przyjaciółak rozmwiała, miała doskonałe relacje z córką, i nie zapobiegło to próbie samobójczej. Jednak tym razem się udało. Powodem była nieszcześliwa miłość. Jej córke uratowała koleżanka dzwoniąc na pogotowie.I dlatego (podobnie jak w przypadku Ani) dobrze również rozmawiać z koleżankami i kolegami naszych dzieci. I mieć kontakt z rodzicami - dzieci wiele opowiadają w szkole.

Innych metod nie widzę.

Trzeba nie dawać się zbyć. Trzeba naciskać, przytulać, i wyciągać, wyciągać, wyciągać. I być czujnym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmm... o ile pamietam swoje dziecinstwo (czy szczeniacka mlodosc :wink: ) to raczej proby "wyciagania" czegos przez moja mame i jej proby "rozmawiania" [starala sie bidula jak mogla robic to niby naturalnie ;))] skutkowaly ze wlasnie totalnie przestawalam miec ochote na rozmowe i wywnetrzanie sie :wink: :-?

no ale ja wredne skorpionisko jestem :-?

 

wyczuwalam na kilometr ze sie o mnie martwi , przejmuje itp i mnie to blokowalo kompletnie tudziez draznilo strasznie.... :-?

i praktycznie nic jej nie mowilam albo zbywalam byle czym (zreszta mam tak do dzis bo moja mama nadal sie o mnie trzesie i takie tam :wink: [nie mowie ze nie rozumiem jej postawy czy racji ] )

 

duzo lepsze efekty miewala moja macocha ( :wink: ) bo ona nie "rozmawiala" ze mna... tylko sobie "rozmawialysmy razem" - jak dwie kolezanki (mimo sporej roznicy wieku) i generalnie mniej mnie obchodzilo czy sie czyms zmartwi czy zszokuje jakimis moimi "grzeszkami" na sumieniu :wink: wiec mialam tzw "luzik"

:wink:

 

hmm...w sumie to z "dobroci serca" tak oszczedza(ła)m moja mame :) :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NIe bój się. I tak nie to jest najważniejsze. Dla dziecka dom ma byc azylem, ostoją, bezpiecznym miejscem, a nie miejscem własnej śmierci. Jeśli taki jest Twój dom ... to ok i nie masz się czego bać.

Dziecko musi wiedzieć , że COKOLWIEK się stanie, w domu ma oparcie. Jeśli np. nie chce iść do szkoły, to nie może słyszeć "MUsisz iść i już - niedługo koniec roku". Bo byc może przyczyna jest poważniejsza niż lenistwo. Jeśli zrobi coś głupiego - wystarczy go nie wyśmiewać yulko romawiac jak z dorosłym.

Ja też sie trochę boję - pewnie - tylko idioci się nie boją i ludzie bez wyobraźni.

Niemniej ja wprowadziłam prosta zasadę -odpowiadacie za swoje czyny. Jeśli jest pała z klasówki to nie gonię do nauki. Wyjaśniam konsekwencje i dzieci nie są debilami - rozumieją i same rozwiązują tego typu problemy - ale wiedzą, gdzie mają przyjść po pomoc - do mnie i do mojego męża. Jeśli dowiedziałam się czegoś w "tajemnicy" to nie opowiadam tego znajomym kulając się ze smiechu. Nie bawię się świetnie dewaluując wartośc pierwszych miłości.

To może proste przykłady, ale znam całe mnóstwo rodziców, którzy robią odwrotnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

temat do rozważenia, po samobójstwie Ani.

przyczyny moga być różne: brak akceptacji przez rówiesników, zawiedziona miłośc, problemy emocjonalne.

Jak zauważyć, że cos się dzieje? Jak rozmawiać?

 

Prosze o wypowiedzi osoby mające "młodzież" w domu. Oczywiście również te, ktore maja maluchy, ale z taką sytuacją się kiedyś zetknęły.

Wszystko zależy od osobowości i od relacji z rodzicami. Ja w swoich młodych latach nie rozmawiałem z rodzicami na "pewne tematy" ale wiedziałem co mam "robić". Uważam, że dzisiaj młodzież jest słabsza, "płytka" psychicznie i tak jak dawniej nie będzie rozmawiać na "pewne" tematy, no może mama z córką.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmm... o ile pamietam swoje dziecinstwo (czy szczeniacka mlodosc :wink: ) to raczej proby "wyciagania" czegos przez moja mame i jej proby "rozmawiania" [strala sie bidula jak mogla robic to niby naturalnie ;))] skutkowaly ze wlasnie totalnie przestawalam miec ochote na rozmowe i wywnetrzanie sie :wink: :-?

no ale ja wredne skorpionisko jesm :-?

wyczuwalam na kilometr ze sie o mnie martwi , przejmuje itp i mnie to blokowalo kompletnie tudziez draznilo strasznie.... :-?

i praktycznie nic jej nie mowilam albo zbywalam byle czym (zreszta mam tak do dzis bo moja mama nadal sie o mnie trzesie i takie tam :wink: [nie mowie ze nie rozumiem jej postawy czy racji ] )

duzo lepsze efekty miewala moja macocha ( :wink: ) bo ona nie "rozmawiala" ze mna... tylko sobie "rozmawialysmy razem" - jak dwie kolezanki (mimo sporej roznicy wieku) i generalnie mniej mnie obchodzilo czy sie czyms zmartwi czy zszokuje jakimis moimi "grzeszkami" na sumieniu :wink:

 

 

To tylko kwestia metody. Dziecko chce pogadać. Tylko trzeba wiedzieć jak.

MOja mama też ze mnie wyciągała - raz się jej udało, a potem miała niezły ubaw z ojcem. Następnie użyła w jakiejś kłótni argumentu "trzeba było się nauką zająć zamiast amorami".

To była ostatnia rzecz jaką się ode mnie dowiedziała.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie - moja mama nigdy nie naduzyla zaufania

nie wygadala sie itp

Ona po prostu bardzo sie wszystkim przejmowala - a ja to ...wyczuwalam strasznie wyraznie ....

... :)

po prostu - ja tak mam ze ktos robi krok w moja strone to ja sie cofne :wink:

im bardziej napiera - (i nie daj boze da po sobie poznac ze zalezy bardzo np na rozmowie bo sie martwi) to ja tym bj sie zamkne cofne , odwroce i pojde :)

tak mam i juz :)

jak ktos stoi w miejscu - to sama podjde :) :D

 

taka przenosnia - nie wiem czy dobrze to tlumacze :)

mama probowala delikatnie bo delikatnie ale...podchodzic :)

efekt- napisalam wyzej :)

 

czyli przylaczam sie do czyjejs wypowiedzi - nie ma jednego "kluczyka" (np. rozmowy) do kazdego dziecka :-? :( [czy doroslego]

 

inna rzecz - ze wiedzialam ze moge liczyc zawsze na rodzicow

dwa - ze nic drastycznego nigdy sie nie dzialo (na szczescie)

pewnie jakbym miala naparwde duzy problem - to bym pogadala (i na bank uzyskala pomoc) bo wiedzialam ze liczyc na wsparcie moge :)

 

wiec ja bym wymyslila to tak -> dziecko wie ze chocby sie walilo i palilo - rodzic stanie murem z nim ... natomiast nie do konca bym przy tej "rozmowie" obstawala....niektorzy maja odruch obronny :)

(choc pewnie probowala rozmowy -bo chetnie komunikujace sie dziecko to chyba najwiekszy luxus dla rodzica :wink: i warto sprobowac - moze sie ma szczescie trafic ) :wink:

 

 

mysle tez ze np taka sytuacja - duzo sie o tym mowi - radio tv itp. - jest jakims punktem wyjscia i pretekstem zeby wlasnie wyraznie przekazac dzieciakowi- chocby nie wiem co i jak..... to ja ci pomoge i nie bede oceniac

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak zauwazyc ze cos sie dzieje ...

I jak rozmawiac ....

Zauwazyc to nie jest problem jeszcze taki , jak co z tym zrobic, jak rozmawiac pozniej.

Ja mam male dziecko , ale w bliskim otoczeniu znam przypadek jak zauwazyc ze cos sie dzieje i jak rozmawiac.

Zanim sie zacznie cos dziac tak wogole to nalezy wychowywac - w kazdym tego slowa znaczeniu.

Rodzina , ktorej przyklad chce podac nie wychowywala dzieci, one sie same wychowywaly. Nie ze nie mieli co jesc, czy rodzice ich nie kochali. Kochali ich, ale nie wpajali zasad, taki dom bez zasad :lol: w domu panowala totalna wolnosc slowa, rodzice nie kryli sie z niczym, kapali sie wszyscy i paradowali po domu nago razem - bo przeciez nie powinno byc tematow tabu :lol: , dziecko nie mialo ochoty jesc obiadu wspolnie cala rodzina to nie - dziecko powinno miec swoje zdanie :lol: , jadlo sobie gdzie chcialo, nie mialo ochoty posprzatac to nie - przymuszanie jest rodzajem znecania sie :lol: , miala ochote 15-sto letnia panna pojechac na biwak z chlopakiem na mazury ( a jest ze Szczecina) to niech jedzie - przeciez trzeba miec zaufanie do dzieci :wink:

Do kosciola nie chcesz chodzic? nie chodz, Twoja sprawa.

Kazdego trzeba zrozumiec nawet homoseksualiste i zlodzieja.

I takie tam - nowoczesne wychowywanie dziecka, po kolezensku, z pelnym zaufaniem i takie tam.

 

U nas bylo inaczej - moja mama mowila - kolezanka to ja bede z corka jak corka bedzie miala swoja rodzine i swoj dom, teraz ja musze byc dla niej matka, kolezanek ma pelno w szkole, w domu potrzebuje matki.

Moj tato byl konsekwentny w wychowywaniu - obiady weekendowe je sie razem, kolacje codziennie razem, nie odchodzi sie od stolu jak rodzice nie zjedli, przed pojsciem spac buziak rodzicom i dobranoc, panienka z chlopakiem na biwak? :o ja bym nawet nie poprosila rodzicow o takie pozwolenie :wink: Niedziela - odwiedzamy kosciol, moze cmentarz , idziemy na lody, spacer do parku itp.

Dla mnie wtedy to bylo - jeny ale rygor , inni maja lepiej.

Teraz wiem ze to ja mialam lepiej.

Moi rodzice do dzis raz w miesiacu sa na grobach swoich rodzicow - co niektorym wydaje sie to smieszne - np. tamtej rodzinie.

A moi rodzice sa zdania - jak Ty traktujesz swoich rodzicow, tak Twoje dzieci beda traktowac Ciebie.

Tamta rodzina smiala sie z zasad moich rodzicow. Do czasu.

 

Ich panienka lat 16 zakochala sie w narkomanie. Narkomana tez trzeba zrozumiec.

Zaczela przychodzic do domu na haju, kolczyki w nosie, dredy na glowie, ubrania - czarne worki.

Wyjechala sobie na biwak tygodniowy nie iformujac rodzicow - po co bedzie mowic i tak jej wolno.

Szkola poszla na drugi plan - nie wolno nikogo do niczego zmuszac.

Dziewczyna wyladowala na dnie. Zacpaną pogotowie przywiozlo do szpitala.

Wtedy to rodzice jej przyszli po rady do moich - co robic? ratunku!

Obudzili sie. Coz robic po fakcie?

Tak wiec zauwazyc ze cos nie tak nie jest tak trudno , gorsza sprawa - co robic?

dziewczyna nie nauczona rozmawiac z rodzicami gdzie rodzice sa rodzicami z ktorych zdaniem nalezy sie liczyc.

Ona nauczona ze to jak z kolezanka i kolega, oni cos poradza, a zrobie i tak swoje.

Tak wiec na rozmowe bylo za pozno.

Gdy sytuacja siegnela pktu krytycznego wyslali ja na leczenie, daleko , na drugi koniec Polski. Byla tam dlugo , sama.

Chlopak cpun zmarl.

Ona wyszla z tego, obecnie doswiadczona mocno jest fajna mama i zona, ale malo zaradna zyciowa. Ona , jej maz i dziecko sa zalezni od jej rodzicow, mieszkaja u nich, ona nie moze znalezc pracy.

A jej rodzice - coz, wiedza ze popelnili blad, cale szczescie jednak ze wszystko sie dobrze skonczylo.

 

Ale co chcialam napisac - wazne jest to aby wychowywac juz od dziecka.

Dawac dziecku zasady, dziecko nie moze zyc bez zasad, musi je miec aby byc w przyszlosci stabilnym i silnym psychicznie czlowiekiem.Aby byc zaradnym , szczesliwym i dobrym. Zasady moralne sa bardzo wazne.

Rozmawiac, duzo rozmawiac jak Nefer napisala i nie jak sie zacznie cos dziac, zanim sie zacznie dziac. Im wczesniej tym lepiej.

Pozniej bedzie ciezko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziecko musi wiedzieć, ze jest kochane i że nie zrobi się nic, aby nadużyc jego zaufania.

 

Jeśli wie, ze w domu jest bezpieczne, to jak ma problem nie ucieknie z niego, co jest jeszcze gorsze.

 

Wszystko jest indywidualną sprawą, nie ma ludzi o identycznej psychice, uczuciach itp., więc nie ma panaceum co należy robić, wedle strony numer X w książce Y.

 

Ale kanon jest stały. Miłość i tłumaczenie. Kara za przewinienie nie może być automatyczna i częsta. Nagroda zawsze za coś dobrego.

To wpaja zasady i tworzy znaną rzeczywistość, w której w czasie jakiegoś zawirowania dziecko może się odnaleźć i nie poczuć zagubione.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

......I takie tam - nowoczesne wychowywanie dziecka, po kolezensku, z pelnym zaufaniem i takie tam.

 

 

Dla mnie wtedy to bylo - jeny ale rygor , inni maja lepiej.

Teraz wiem ze to ja mialam lepiej.

 

 

Tamta rodzina smiala sie z zasad moich rodzicow. Do czasu.

 

 

 

A jej rodzice - coz, wiedza ze popelnili blad, cale szczescie jednak ze wszystko sie dobrze skonczylo.

.

 

 

 

 

Agnieszka 1 sorry - nie zgodze sie ze bezstresowe (czy tam luzne i "partnerskie" ) wychowanie bywa zawsze przyczyna konfliktow :wink:

 

Czasami - "surowy wychow" skutkuje tym samym .... :-?

 

U mnie bylo troszke podobnie jak u Ciebie - :wink: - moze nie az tak ale... zadnych wyjazdow np z chlopakiem (tez wiedzialam ze nie mam co rodzicow pytac o to :lol: :roll: )

 

Efek t- jak najbardziej pojechalam - ze wszystkimi atrakcjami wyjazdu z facetem :wink: :lol: tyle tylko ze rodzice byli swiecie przekonani ze jade z 2 kolezankami bez zadnego meskiego towarzystwa :-?

tyle :wink:

to nawet bylo lepsze bo wiekszy "dreszczyk" i zakazany owoc :wink: :p

 

a "niegrzeczni" narzeczeni - po prostu byli nieprzedstawiani rodzicom :) i juz :)

 

Co lepsze? pozwolic (nawet wbrew sobie i wiedziec co sie dzieje?) czy zyc w blogiej nieswiadomosci co ukochana "grzeczna" coreczka wyprawia?;)

 

 

A ze "smyczy" {bo smycz mialam :)] urwalam sie w wieku 17 lat wyporwadzac z domu... [ku totalnej bezradnosci moich rodzcow :wink: ] i wlasnie z tego powodu....

 

nie ma "instrukcji obsugi" :) i juz :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To życie bez zasad to nic innego jak BRAK ZAINTERESOWANIA Z STRONY RODZICÓW - i dorobiona do tego teoria źle pojętej "wolności".

 

Też znam takie przypadki.

 

U mnie było odwrotnie i też dla moich rodziców skończyło się to nieszczęściem - totalnie stracili nade mną kontrolę. Zawsze był rygor, o 20 w domu, żadnych wyjazdów, kina z koleżankami - bo za póżno, bo nauka.

Nie uważam, że to złoty środek. Dzieci są różne. I do tych dzieci trzba dostosować metody. Ale zanim powstaną metody - dzieci obserwują rodziców.

Wzajemny ich stosunek do siebie. Ich stosunek do spraw dziejących się na świecie wokół nich.

Wczoraj pierwszą rzeczą o jaką zapytali mnie moi chłopcy to była sprawa Ani. Długo rozmawialiśmy - oni też tego nie rozumieją. Nie bardzo wiedzieli jak reagować - u nich w szkołach dzieci rozpatrują ten problem w kategoriach "Szkoda, że nie ma na necie tego filmu z komórki".

Zdecydowanie byli zagubieni. Ja się trochę wkurzyłam i zaczęłam się ich pytać co oni by zrobili ? Jak by zareagowali. Widziałam, że nie wiedzą co powiedzieć. I tak naprawdę dopiero zaczęliśmy od tego rozmowę. Moi synowie mają 15 i 13 lat. Tak samo mają problem z "rozwaleniem" tego problemu jak my, dorośli.

No bo co się takiego stało , że ja rozebrali ? A temat hjest nieco szerszy : dlaczego tak zareagowała, co się takiego stało, co powinna zrobić klasa, co powinien zrobić "prawdziwy mężczyzna" w tej sytuacji ( nawet taki kilkunastoletni) itd .

 

Czy ktoś poruszył ten temat w domu ?

Sam czy z inicjatywy swojego dziecka ?

To też dużo mówi o sytuacji w Waszych domach

(oczywiście piszę do rodziców nastolatków a nie 2 latków :):))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

U mnie było odwrotnie i też dla moich rodziców skończyło się to nieszczęściem - totalnie stracili nade mną kontrolę. w :):))

 

 

no to tu mozemy sobie lapki jak widze podac :wink:

 

 

aha - a taka reakcja co niektorych dzieci i czasem doroslych :o :o :o !!!!(sic!) "szkoda ze nie mozna zobaczyc tego filmu" [wczoraj mialam watpliwa przyjemnosc cos takiego uslyszec z ust doroslego wydawalo sie normalnego faceta :-? ] to dla mnie takie samo zdegenerowanie jak sprawcow tego czynu :evil: i najchetniej nogi z d... bym wyrwala :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

U mnie było odwrotnie i też dla moich rodziców skończyło się to nieszczęściem - totalnie stracili nade mną kontrolę. w :):))

 

 

no to tu mozemy sobie lapki jak widze podac :wink:

Tylko my miałyśmy trochę szczęścia i .... rozumu (? chyba nie:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

U mnie było odwrotnie i też dla moich rodziców skończyło się to nieszczęściem - totalnie stracili nade mną kontrolę. w :):))

 

 

no to tu mozemy sobie lapki jak widze podac :wink:

Tylko my miałyśmy trochę szczęścia i .... rozumu (? chyba nie:))

:wink:

ja mam chyba wysoko rozwiniety instynkt samozachowawczy.... ktory mnie uchronil przed totalnymi glupotami :wink:

atomiast tak zaczelam i czytac watek i tak myslec i .... kurcze.... jak moze kiedys bede miaal swoje dzieci.... :o

jezu...przeciez ja cholera osiwieje oszaleje i nabawie sie nerwicy jak stad do wladywostoku :o :o :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja może wrzucę moje trzy grosze.

 

Moja mama nie interesowała się mną wcale. Nigdy ze mną nie rozmawiała i pozwalała mi na wszystko (zwisało jej to totalnie). W wielku lat 15 mogłam nie wracać do domu na noc i mam się nawet nie pytała gdzie byłam... Ale udało mi się jakoś wyjść na ludzi ;-)

 

Z moją córką staram się za to rozmawiać od samego początku. Żeby wiedziała, ze zawsze, ale to zawsze może do mnie przyjśc z kazdym najdrobniejszym nawet problemem. Widzę jak wazne jest to teraz, gdy córka wkracza w wiek dojrzewania. Wiem, ze mimo zmęczenia po pracy muszę wysłuchac (i to aktywnie ;-) ) wszystkich historii szkolnych, wypytac, zdziwić się pochwalić. I mam nadzieję, ze taka konsekwecja pozwoli mi zawsze zachować bliskość z dzieckiem. Wie, że ze swoimi problemami może się zawsze do mnie zwrócići ja nigdy jej nie odtrącę.

 

Gdy ja byłam mała wszystkie problemy musiałam rozwiązywać sama. to była cięzka szkoła życia. Cięzko jest przetrwać takie ekstremalne sytuacje gdy nie ma się oparcia w najblizszych...

 

Smutno :-(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

......I takie tam - nowoczesne wychowywanie dziecka, po kolezensku, z pelnym zaufaniem i takie tam.

 

 

Dla mnie wtedy to bylo - jeny ale rygor , inni maja lepiej.

Teraz wiem ze to ja mialam lepiej.

 

 

Tamta rodzina smiala sie z zasad moich rodzicow. Do czasu.

 

 

 

A jej rodzice - coz, wiedza ze popelnili blad, cale szczescie jednak ze wszystko sie dobrze skonczylo.

.

 

 

 

 

Agnieszka 1 sorry - nie zgodze sie ze bezstresowe (czy tam luzne i "partnerskie" ) wychowanie bywa zawsze przyczyna konfliktow :wink:

 

Czasami - "surowy wychow" skutkuje tym samym .... :-?

 

U mnie bylo troszke podobnie jak u Ciebie - :wink: - moze nie az tak ale... zadnych wyjazdow np z chlopakiem (tez wiedzialam ze nie mam co rodzicow pytac o to :lol: :roll: )

 

Efek t- jak najbardziej pojechalam - ze wszystkimi atrakcjami wyjazdu z facetem :wink: :lol: tyle tylko ze rodzice byli swiecie przekonani ze jade z 2 kolezankami bez zadnego meskiego towarzystwa :-?

tyle :wink:

to nawet bylo lepsze bo wiekszy "dreszczyk" i zakazany owoc :wink: :p

 

a "niegrzeczni" narzeczeni - po prostu byli nieprzedstawiani rodzicom :) i juz :)

 

Co lepsze? pozwolic (nawet wbrew sobie i wiedziec co sie dzieje?) czy zyc w blogiej nieswiadomosci co ukochana "grzeczna" coreczka wyprawia?;)

 

 

A ze "smyczy" {bo smycz mialam :)] urwalam sie w wieku 17 lat wyporwadzac z domu... [ku totalnej bezradnosci moich rodzcow :wink: ] i wlasnie z tego powodu....

 

nie ma "instrukcji obsugi" :) i juz :wink:

 

A widzisz Zielonooka , a ja nie pojechalam , mimo ze mialam ochote.

Moi rodzice potrafili tak wychowywac dzieci zeby one liczyly sie z ich zdaniem.

Nie przez rygor, nie przez krzyk.

Z domu pamietam milosc, to ze zawsze moglam na rodzicow liczyc.

Moi rodzice sa bardzo uczuciowi, nie sa surowi.

Moi rodzice wprowadzali zasady nie rygor. To roznica.

A ze mi jako dziecku wydawalo sie to jako rygor - coz , bylam tylko dzieckiem.

Rodzice mieli u mnie ( nadal maja) taki szacunek, mialam ( i mam ) do nich tak pelne zaudanie, nie zrobilam nic wbrew ich woli. Wierzylam ze jak bede sluchac rodzicow to wyjde na tym dobrze.

Gdybym miala cos zrobic wbrew im zawsze ruszalo mnie sumienie, zastanawialam sie, mialam watpliwosci.

Moj tato dobrze mnie zna, kiedys zauwazyl takie watpy u mnie.

Wzial mnie na rozmowe i powiedzial - sluchaj Aga, jesli masz jakies watpliwosci co do obranej drogi to znaczy ze nie jestes przekonana i lepiej sie powstrzymaj, poradz sie nas, nie rob nic pohopnie. Bo moze sie okazac ze watpliwosci byly przestroga ze ta droga moze byc zla.

 

Nie wspominam dziecinstwa jako zycie w rygorze.

Tata moj zawsze przez nas byl naciagany na czekoladowe cukierki podczas gdy mama tylko na landryny :lol:

Moj tato jak jechal w delegacje wracal z worem prezentow.

Na dobranoc zawsze opowiadali mi bajki, spiewali.

Moi rodzice duzo nas przytulali, calowali mowili ze nas kochaja.

Pamietam coroczne wspolne wakacje, plywanie w morzu, gry na fliperach ( czy jak tam sie nazywa), wydawana kasa na lody i szafy grajace i takie tam.

Jednak byly zasady. Zasady jasne i proste.

Wtedy mi sie wydawalo ze to ze nie moge odejsc od stolu poki rodzice nie zjedza to rygor. Teraz wiem, ze tym wypracowywali sobie u nas szacunek do nich.

 

I nie uwazam zebym miala smycz :wink:

Z domu wyszlam jak mialam lat 20 - poszlam na studia , zamieszkalam sama.

Nie bylo jak u Nefer - o 20 w domu.

Mozesz pojsc na dluzej ale musimy wiedziec do kogo idziesz, zostaw nr telefony, adres. Najlepiej jak po ciebie przyjade ( moj tata).

 

Zgadzam sie z Nefer ze zycie bez zasad to brak zainteresowania dziecmi, pod przykrywka wolnosci.

Dlatego napisalam , ze rodzice ich nie wychowywali.

 

 

A wiecie co , do psychologa to powinni isc wszyscy uczniowe tej klasy , jak mozna nie zareagowac, cala klasa siedziala i co? gapila sie? :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

,

 

Czy ktoś poruszył ten temat w domu ?

Sam czy z inicjatywy swojego dziecka ?

To też dużo mówi o sytuacji w Waszych domach

(oczywiście piszę do rodziców nastolatków a nie 2 latków :):))

 

narazie przeszliśmy pierwszy etap. Czekałam czy sami zaczną.

 

rozmowa na temat, do czego może doprowadzić przemoc obojętnie w jakiej postaci. Nie rozumieją, dlaczego nikt z klasy nie zaeagował. Nie są w stanie sobie wyobrazić jak mozna kogoś rozebrać.

 

Będą dzień mysleć, do tego mają lekcję wychowawczą, rozmowy z rówieśnikami

Wieczorem /pewnie odbedzie się to podczas drogi do domu/ planuje drugą część "jak ja /powinienem, powinnam/ postapić w takiej sytuacji".

 

Moje dzieci chodzą do szkół katolickich

 

:roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja może wrzucę moje trzy grosze.

 

Moja mama nie interesowała się mną wcale. Nigdy ze mną nie rozmawiała i pozwalała mi na wszystko (zwisało jej to totalnie). W wielku lat 15 mogłam nie wracać do domu na noc i mam się nawet nie pytała gdzie byłam... Ale udało mi się jakoś wyjść na ludzi ;-)

 

Z moją córką staram się za to rozmawiać od samego początku. Żeby wiedziała, ze zawsze, ale to zawsze może do mnie przyjśc z kazdym najdrobniejszym nawet problemem. Widzę jak wazne jest to teraz, gdy córka wkracza w wiek dojrzewania. Wiem, ze mimo zmęczenia po pracy muszę wysłuchac (i to aktywnie ;-) ) wszystkich historii szkolnych, wypytac, zdziwić się pochwalić. I mam nadzieję, ze taka konsekwecja pozwoli mi zawsze zachować bliskość z dzieckiem. Wie, że ze swoimi problemami może się zawsze do mnie zwrócići ja nigdy jej nie odtrącę.

 

Gdy ja byłam mała wszystkie problemy musiałam rozwiązywać sama. to była cięzka szkoła życia. Cięzko jest przetrwać takie ekstremalne sytuacje gdy nie ma się oparcia w najblizszych...

 

Smutno :-(

Wszystko ok jak relacja mama-córka a co jak byś miała syna myślisz, że rozmawiałby z Tobą tak swobodnie (zwłaszcza na "te tematy"), z Tatą też zapewne by się krępował.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...