Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

nietypowy Sylwester


Jose33

Recommended Posts

na Ostrrym Dyżurze Szpitala [... tu litosciwie przemilcze nazwe :wink: ...] w Wawie :wink:

 

dluuuga histora i nie ja bylam "poszkodowana" ale o dziwo to byly jednen z najbardziej wariackich i ciekawych sylwestrow jaki przezylam

napisze tylko ze i szampan byl (przemycony nielegalnie na boku :wink: ) i wyscigi wozkami po korytarzu podchmielinego personelu medycznego ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mój nietypowy Sylwester był 4 lata temu kiedy to postanowiliśmy w ten wlaśnie wieczór wybrać projekt naszego domu ....a o północy poszliśmy na naszą pusta działkę ( tak naprawde jeszcze nie była nasza -przepisaliśmy ją notarialnie dopiero 2 tyg.później ) ......z nieba padały ogromne płaty śniegu ...było cicho i cuuuuudownie romantycznie ...otwarliśmy szmpana i od tej chwili ......zmieniło sie całe nasze życie :wink:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na Ostrrym Dyżurze Szpitala [... tu litosciwie przemilcze nazwe :wink: ...] w Wawie :wink:

 

dluuuga histora i nie ja bylam "poszkodowana" ale o dziwo to byly jednen z najbardziej wariackich i ciekawych sylwestrow jaki przezylam

napisze tylko ze i szampan byl (przemycony nielegalnie na boku :wink: ) i wyscigi wozkami po korytarzu podchmielinego personelu medycznego ;)

 

:D :D :D :D :D :D .....w Wiliju ,żebym tak sie uśmiał!! Zielonooka dzięki .

 

pozdr baaaaaaardzo serdeeeecznie. :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

:D :D :D :D :D :D .....w Wiliju ,żebym tak sie uśmiał!! Zielonooka dzięki .

 

pozdr baaaaaaardzo serdeeeecznie. :wink:

 

rowniez pozdrawiam :wink:

klimaty wtedy byly niczym z naszego dochodzacego do konca szpitaliku :)

na szczescie obrazenia wspoltowarzysza sylwestra byly nie tak bardzo grozne wiec mozna sie smiac :wink: gorzej by bylo gdyby cos duzo bardziej powaznego [ ale moze z 1 osobe nie pijaca tego wieczoru do ciezszych przypadkow mieli gdzies na zapleczu :wink: ]

Poszkodowanego [ ok przyblize - byl to kolega z akademika ktory pasqudnie rozcial sobie reke przy otwieraniu puszki z jakas rybka, ale tak ze normalnie krew sikala :-? ] zszywal bardzo wesoly ... czlowiek , kazacy tytulowac sie per "Mariusz Sanitariusz" [serio :lol: :wink: ] :wink: :o :wink: , co pozostawie bez komentarza :wink:

 

 

Ew-ka - ha! taki sylwester jak Twoj ... chcialabym :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeden z wieczorów sylwestrowych spędziłam w ... korku, próbując dojechac z towarzystwem na miejsce zabawy. :roll: Kiedy wybiła północ, zwyczajnie wypiliśmy szampana i udaliśmy się w droge powrotna do domu... również z nurtem setek innych samochodów.

 

uu to dosyć przykre zwłaszcza jeśli impreza była opłacona:(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 lat temu zamierzałem spędzić sylwestra w moim rodzinnym mieście Gorzowie Wlkp. Po robocie (w Warszawie) pomknąłem czym szybciej na dworzec. Okazało się, że kolejki do kas są przeogromne a mój pociąg stoi już na peronie. Niestety miałem kasy tylko tyle aby zakupić bilet - nie miałem na opłatę pociągową i konduktor biletu mi nie sprzedał. Wtedy dowiedziałem się, że w Sylwestra rozkład jazdy pociągów jest bardzo okrojony. Normalnie byłyby jeszcze ze dwa pociągi, którymi miałbym szansę pojawić się w domu przed północą, ale wtedy ten o 16 był ostatnim :cry:

Totalnie spłukany z ciężką torbą przesiedziałem na dworcu 7 godzin. o 23 wsiadłem do bezpośredniego pociągu do Gorzowa. Jako jedynego pasażera nowy rok zastał mnie na dworcu Łowicz Główny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szukalem w pamieci jakiegoś takiego nietypowego i znalazlem.Tak jak mi Gosia przypomniała było to w 1986/1987.Sylwester na jez.Firlej ośr"Gracji".Orkiestra fajnych starszych Panów w dzwonach i w paskach harcerskich.Gytara,saxsofon,perkusja.Około godz.22 zgasło światło.Organizator zapalił świece a z sylwestra wyszła impreza kameralna przy muzyce saxofon plus perkusja.Przy takim zestawie bawiliśmy sie do rana.O godz. 6 rano włączono prad i wszyscy poszli spać. :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Totalnie spłukany z ciężką torbą przesiedziałem na dworcu 7 godzin. o 23 wsiadłem do bezpośredniego pociągu do Gorzowa. Jako jedynego pasażera nowy rok zastał mnie na dworcu Łowicz Główny.

 

Nie zazdraszczam :roll: Chyba wolę te przespasne w domu :lol:

 

Ja miałam tylko nietypową Wigilię. Wracałam wówczas z Berlina Zach. z całą bandą handlarzy w przedziale , którzy chajczyli, choć wagon był dla niepalących. Struła Ci sie ja - młode dziewczę tym dymem tak dokumentnie, że nie obudziałm się na Dworcu Warszawa Główna ino na bocznicy 30km. za W-wą, bez bagażu, co oczywiste. Do W-wy udało mi sie dotrzeć koło południa, potem znów ciuchcią do domu - wtedy 4 godziny osobowym. Dobrze, że parę groszy na bilet było. Kiedy stęskniona chciałam rzucić się w ramiona rodzicielki, okazało się że doma - puchy, bo już pojechali na wieś. A ja oczywiście klucz też złodziejom oddałam.Więc znowu na pociąg, niewyspana i głodna - godzinka jazdy. I potem już z siostrą ponownie do domu po ubrania na święta i znów godzinka pociągiem do babci. Co pikantnijesze kawałki z bocznicy przemilczam, ale miałam wtedy więcej szczęścia jak rozumu. Aha - na Wigilię, choć trochę :roll: spóźnioną - zdążyłam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spróbuję jeszcze raz opisać mójego nietypowego Sylwestra. Kilka dni temy, kiedy kończyłem pisać... forum stwierdziło, że przekroczyłem czas. Post był dość długi, ale żeby tak bezceremonialnie wywalić, bez ostrzeżenia :o

 

Zaczęła się "zima stulecia" czyli 1978/1979. Mieszkaliśmy na Okęciu. Zabawa sylwestrowa, czyli tak zwana wtedy prywatka miała się odbyć u naszej koleżanki na Puławskiej róg Rakowieckiej. Jazda samochodem z wiadomych względów odpadała, przecież nie miałem zamiaru bawić się o "suchym pysku" :) Razem z nami miała pojechać przyjaciółka żony ze studiów zamieszkała w Lublinie. Czekaliśmy na wiadomość od niej. Bezskutecznie. Wiedzieliśmy tylko, że wyjechała pociągiem do Warszawy. Postanowiliśmy pojechać sami. Wyszliśmy z domu. Sypał gęsty śnieg, a temperatura spadała w tempie iście sprinterskim. Przedzierając się przez tworzące się szybko zaspy doszliśmy do przystanku autobusowego. Na przystanku tłum oczekujących pasażerów. Panie w kreacjach, panowie w półbucikach przytupujący dla rozgrzewki. My młodzi, weseli i ciepło ubrani. Zażartowałem: "za 5 minut przyjedzie 114. Ten autobus nam pasował. Myślałem, że mnie zlinczują. "Panie, my tu od pół godziny czekamy, co pan sobie myśli. Żartowniś". To najłagodniejsze epitety pod moim adresem. 114 podjechało po 5 minutach. Nikt nawet nie powiedział dziękuję :( .

Udało nam się wepchnąć do srodka. Autobus powoli, z trudem pokonywał zaśnieżoną trasę. Nasz przystanek. Jeszcze tylko spacerek wzdłuż Rakowieckiej i byliśmy na miejscu. W chacie zimno. Kaloryfery lodowate, gaz ledwo się tlił. Na herbatkę dla rozgrzewki musieliśmy czekać. I nagle telefon od mojej teściowej. Irka, ta z Lublina jest na Dworcu Wschodnim i nie ma szans by mogła dojechać. Dochodziła 20. Krótka narada i decyduję się pojechać na Wschodni przez pół Warszawy jakąś taksówką i zabrać Irkę do nas. Obiecuję pozostałym prywatkowiczom, że wrócę z naszą zgubą przed 24. O ja naiwny.

Na wszelki wypadek, gdyby okazało się to niezbędne, mam 100 zł i pół litra wódki. Kurs, przy normalnej taryfie tam i z powrotem, w tamtym czasie, nie powinien kosztować więcej niż 40 zł.

Na ulicy Sodoma i Gomora. Na Puławskiej tramwaje stoją rzędem, autobusów zero. Nieliczne samochody osobowe ledwo jadą. Śnieg sypie, a mróz jak na Syberii. Zatrzymuję milicyjną Nysę. "Panowie, na Wschodni i z powrotem" Blue taxi w tamtych czasach też działały. :wink: Widzę pewnie zaciekawienie na twarzach. "Płacę 100." Bez reakci. "Dołożę pół litra". Pomalutku odjeżdżają. Nie to nie. Jedzie samochód na wojskowej rejestracji, ta sama rozmowa, ale młody chyba żołnierz przełykając ślinkę z trudem odmawia. Na skrzyżowaniu działa sygnalizacja świetlna. Zapala się czerwone. W środku widzę kierowcę i dwóch pasażerów. Podbiegam i pytam czy może na Wschodni. "Siadaj pan, własnie tam jedziemy." No to podróż w jedną stronę mam z głowy. Zastanawiam się co dalej. W tarkcie jazdy okazuje się, że kierowca odwozi pasażerów na Wschodni do pociągu i wraca na Rakowiecką. :D

Po mniej więcej godzinie jazdy docieramy do dworca.

Koniec części pierwszej, za chwilę część druga.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Część druga.

Na Wschodnim tłok jak w tramwaju w godzinach szczytu. Trudno się przedrzeć. Jak tu spotkać Irkę? Kierowcy przezornie nie zapłaciłem, zaklepałem 2 miejsca powrotne, a pozostałe 2 miał sobie dobrać pasażerów.

Przeciskam się prze tłum i krzyczę co chwila: Iiiiiiiiirkaaaaaa, Iiiiiiiiiiiiiiirkaaaaaaa. Mimo, że podobne okrzyki słychać ze wszystkich stron odnajduję ją dość szybko. Do samochodu. Kierowca czeka. :D Powrotna jazda trwa znacznie dłużej. Śnieg pada nieustannie, a pługów nie ma. "Zima zaskoczyła drogowców."

W czasie jazdy płacę kierowcy 100 zł, a ponieważ jest bardzo zimno wyciągam pół litra wyborowej i kolejno, "z gwinta", pijemy wszyscy na rozgrzewkę. Kierowca też. Dojechaliśmy kwadras przed północą.

Resztę prywatki siedzieliśmy w kurtkach opowiadając sobie kawały.

Rano wracaliśmy na Okęcie pieszo.

KONIEC

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy: Miejsce akcji: prawie Bieszczady, domeczek niedaleko ruin zamku, w którym ponoć rozegrał się pierwowzór "Zemsty". Bohaterowie: ja, Aga, która w tymże domeczku mieszka zupełnie sama, zajmując się kilkoma konikami, dwóch "bieszczadników" - jeden zaskakująco podobny do niedźwiedzia, drugi do wilka (zabiedzonego), obydwaj uroczo "zaciągają". Rekwizyty: radiomagnetofon, napoje, suche ciasteczka. Akcja: właścicie to brak akcji, może tylko moment, gdy postanowiłyśmy pojeździć konno, a koniki stanowczo odmówiły wyjścia ze stajni.

Drugi: Pierwszy wspólny z Andrzejem. Miejsce akcji: Wisła, Salmopol i okolice.

Bohaterowie: my. Akcja: wieczorem w Wiśle postanawiamy wejść na Malinowską Skałę. Ruszamy autkiem na Salmopol, potem szlakiem na Malinowską. Po kilku krokach latarka odmawia współpracy. Idziemy po ciemku wydeptaną ścieżką. Śceiżka zastanawiająco schodzi w dół, za miast iśc do góry. Zapalamy świeczkę i osłaniając ją przed wiatrem szukamy szlaków na drzewach. Wracamy, znajdujemy szlak, ale północ już blisko. Dochodzimy do jakiejś polany z wiatrołomem. Chowamy się przed wiatrem w wykrocie. Zdążyliśmy jeszcze dokładnie o północy otworzyć szampana i zrobić sobie zdjęcia z naszego pierwszego wspólnego Sylwestra. Mimo że nie na szczycie, i tak było pięknie. Śnieg, góry, gwiazdy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...