Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Hypokaustum pędzone kominkiem.


adam_mk

Recommended Posts

mendras

 

nie chciałbym być źle zrozumiany, jeżeli chodzi o Twój tekst to w przeciwieństwie do mario_k ja jestm na TAK

to co napisałeś jest zbieżne z moimi oczekiwaniami od H

rozumiem iż posiadasz już grzejniczki ceramiczne na poddaszu, rozumiem iż są one połaczone z paleniskiem kanałami typu zasilanie/powrót ale napisz czy są one zasilane spalinami czy ogrzanym powietrzem

 

Pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 317
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

ERafie, żebym mógł to co nie mogę, wybrałbym sobie coś z nowych modeli z wtórnym spalaniem i czyszczeniem szyby na gorąco od góry. Firmy i konkretnego modelu ci nie podam, bo ostatecznie estetyka będzie najbardziej rzucającą się w oczy a to jest kwestia twojego gustu i kieszeni. Moje kieszenie są pustawe i nieco dziurawe. Dobrych firm z długą tradycją, skandynawskich, niemieckich, austriackich czy francuskich nie trudno znaleźć. Z tradycyjnych modeli najtańszą, to chyba widziałem siedemsetkę Uniflamu w granicach 1000zł. ( 5 lat, palenie ciągłe i znaczek „zielony ogień”). Ich Invicta Selenic z szybrem (1700zł) jest ponoć w Polsce bardzo popularna. Reklama, dźwignią handlu! Ale ja chcę z innej półki (80% sprawności). Muszę jeszcze rozważyć rzecz najbardziej niepewną: czy stać mnie będzie na drewno, bo póki co, mam jeszcze wydatki na uszczelnianie domu. Żeby było śmieszniej, powiem przewrotnie, polubiłem węgiel i ciągle sobie zadaję pytanie, czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie. Może podstawą w moim przypadku powinien być dobry kocioł c.o. i c.w.u. a kominek dopalaczem tego systemu. Jest to bowiem kwestia wzajemnej proporcji wydolności kalorycznej obu palenisk. No i na razie gryzę się: w co się wpakować. Węgiel ci na Śląsku jest i jeszcze dłuuuuuuuuuuuuuuuu..go będzie, bo braci górniczej wszyscy się boją. No i dobrze. Zaś dobry węgiel ma duuuuuuuuuuuuu..żo kalorii a niedobrych dodatków nie tak tragicznie jak to się straszy nie znających się na rzeczy. A przy jeszcze lepszych pomysłach też może być miło i czysto, i ta odrobina popiołu zmieści się do kubła na śmieci. Już teraz schodzę do 18% z tony, tyle że trochę muszę się pomęczyć by niedopałkom urządzić wtórne spalanie. Z komina przy rozpalaniu też potrafię dać całkiem kulturalnie. Co dopiero przy małych porcjach na rozpalonej płycie dmuchającej dziurkami i prawdziwie wtórnym podwójnie dopalaniu! A jest jeszcze katalizator, jako dodatek do węgla. No i tak to mam. Jak się zdecyduję ostatecznie, to będę wiedział co i dlaczego zrobiłem nie tak, hi hi ..

Co do ceramiki pod dachem to dymna przejściowa a nowa, choć też będzie dymna, to inaczej. Tego jak, nie powiem, bo wydaje mi się, że coś wymyśliłem patentowego i póki co, muszę to sprawdzić.

 

mario_k, z pięknego Krakowa, powinieneś sobie kupić smoka co zieje ogniem. Nie wiem na jak długo jeden baran nadziany siarką mu wystarczy ale skoro cała Wisła poszła na gaszenie, to chyba do końca życia. Dobre palenisko, jak widać, dawno już wymyślono. Warto być uważnym. Co do wytycznych, dawali na Biurze albo w Komitecie. Teraz piszą niektórzy, że im żal. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mendras nawet spodobało mi się Twoje podejście do tematu. Osobiście

palę drewnem (z niezłym, jak mi się wydaje, efektem), ale zdarza mi się

kupić worek węgla dla eksperymentu. Dla wielu węgiel to barbarzyństwo,

ale żle spalane drewno to także nic dobrego. Ciągle kalkuluję, i wychodzi

mi, że ten drogi węgiel nie jest drogi. No, ale spalić go dobrze, jeszcze bez

nadmuchu, tak jak ja się uparłem, to już wyższa szkoła jazdy.

Tak ogólnie uważam, że palenie, a zwłaszcza majstrowanie pieca to sztuka.

To taka sama historia, jak z dobrym instrumentem i wirtuozem, jeżeli już

nieporadnie nawiązać do Twojego stylu. Jak na razie, nie odpoczywam

w poszukiwaniu lepszych sposobów. Powoli dochodzę do wniosku, że piec

coraz mniej powinien przypominać to, co znamy. Zachęcam wszystkich do

eksperymentowania i wnikliwej obserwacji efektów. Nie o wszystkim można

przeczytać w książkach. Nie powinniśmy bezkrytycznie podchodzić do

produktów nawet uznanych firm. Ich wyroby to często kompromis funkcji,

wyglądu i oczekiwań użytkowników, a zbiór tych cech to niekoniecznie ideał.

No i znowu bez konkretów... Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hes, drogi majsterkowiczu, spalanie drewna bez nadmuchu, to nie wyższa szkoła jazdy a tylko przyjemność opiekania kiełbasek. Do pełnego i wydajnego, a też czystego spalania drewna dochodzi w czasie procesu destylacji pirolitycznej, tzn. wszystkie składniki powstałe w wyniku spalania mają formę gazową. Powstaje tak zwany Holzgas, jak to mówią twoi sąsiedzi z Zachodu. Są takie piece c.o., można kupić, ale nie mają okienka do podglądania, bo tam szaleją za wysokie temperatury a całe to piekło jest właśnie spuścizną po smoku krakowskim. Ogień idzie w wodę, tyle że ona za pancerzem, by nie skończyło się jak w Krakowie, klęską suszy i rozerwaniem smoka. Sucha destylacja, tak jak przy wyciskaniu z węgla koksującego wszystkiego co w nim zjednoczone siły natury ponapychały.

Lepiej by sobie zrobić przydomową oczyszczanie wierzbową, potem tę wierzbę przerobić na Holzgas i zrobić kominek gazowy z poniemieckiego miotacza ognia do pędzenia hipokaustum. Mario mógłby skorzystać i przywrócić po wiekach Krakowowi co krakowskie. Teraz w podziemiach tylko paby i dużo dymu. :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam się, że najzwyczajniej w świecie nie do końca rozumiem

Twoich sformułowań. No bo jak np.odnieść się do pierwszego zdania,

a także z następnymi mam niejaki problem. Czy ta przyjemność opiekania

kiełbasek to pochwała tego co robię, czy wręcz przeciwnie, ironia.

Wracając do poważnych spraw- nigdy w życiu nie odważyłbym sie

wyrażać swojej opinii na temat czyjegoś działania, nie poznawszy

dokładnie, jak ktoś to robi. Tak sie składa, ze w toku tego majstrowania

przy piecach, przy użyciu prostych rozwiązań uzyskałem naprawdę

niezły efekty, jeżeli chodzi o czystość spalania i oszczędność, a także

wygodę obsługi. Nie ukrywam, fascynuje mnie proces spalania.

Dalej chcę udoskonalać swoje poczynania. Bez rusztu i sztucznego

nadmuchu. Najlepszym nadmuchem jest naturalny ciag, byleby

tylko dobrze zastosowany.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcialbym coś dodać do głównego tematu i nie będze to dobra

wiadomość dla zwolenników hypokaustum. Otóż przy spalaniu

paliw stałych, także drewna, nawet przy bardzo dobrym

prowadzeniu tego procesu, w różnym stopniu, ale jednak

dochodzi do zjawiska przesiąkania użytych materiałów (szamotu)

produktami spalania. Te produkty wydzielają niestety nieprzyjemny

zapach, często mało wyczuwalny, ale dokuczliwy. Nie wiem, jak ten

problem rozwiązany jest w profesjonalnych systemach. Pamiętać należy,

że zjawisko to ujawnić się może dopiero po dłuższym użytkowaniu

układu. Czy ktoś z Was ma jakiś wieści o poradzeniu sobie z tym

problemem przez dobre firmy ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Istotą tego pomysłu nie jest wyżyłowanie kominka do granic możliwości, tylko takie jego zmodyfikowanie, aby rozciągnąć w czasie możliwość korzystania z ciepła uzyskiwanego w palenisku stałopalnym. Te proponowane kanały hypokaustum nigdy nie powinny widzieć spalin. To ta "zewnętrzna" część paleniska, oddzielona od ognia ścianką wkładu. Tak więc podniesiona tu obawa nie ma uzasadnienia.

Z kominem bym nie kombinował. Niech zostanie zwykłym, dobrze zrobionym kanałem dymowym i pogódźmy się z tym, że tamtędy opuści nas sporo energii.

Będzie znacznie prościej, co oznacza, że dla każdego.

ZAWSZE zadziała! Z tym, że u niektórych po prostu sprawniej. Za to zawsze bezpiecznie! Do tego - zero wątpliwości przy odbiorze kominiarskim, co wcale nie jest obojętne.

 

Droga do sukcesu jest następująca:

Należy rozwinąć powierzchnię wkładu przez dołożenie jej "grzebieni" umocowanych do zewnętrznej powierzchni wkładu.

Należy zbudować z cegieł szamotowych bardzo ażurowy, poprzecinany kanałami, masywny blok tak, aby unoszące się grawitacyjnie gorące powietrze swobodnie opływało możliwie dużą powierzchnię utworzonego wkładu szamotowego.

Znakomita część masy akumulującej powinna być umieszczona PONAD poziomem paleniska.

Wyloty kanałów pod sufitem powinny posiadać regulowane żaluzje pozwalające na kontrolowanie dynamiki procesu, który rusza niemrawo, rozpędza się a potem galopuje.

 

Można sobie wyobrazić też kanał ssący systemu reku, którym można kierować nadmiary ciepła (gromadzącego się pod sufitem pomieszczenia z kominkiem) do wymiennika regu, gdzie będzie włączane do systemu wentylacji i równomiernie rozprowadzane po domu.

 

System reku pracowałby wtedy ze sprawnością PONAD 100%! :lol: :lol: :lol:

Nawiewałoby cieplejsze niż wywiewane z domu (ale nie z okolic kominka, z tamtąd wywiewane jest bardzo ciepłe).

 

Pozdrawiam Adam M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Jezeli już rozważamy włączenie systemu reku do rozważanego

układu, to może jakimś pomysłem zastępczym, a przy okazji

dającym gwarancję uniknięcia klopotów ze wspomnianym

przeze mnie zapachem (twierdzę, że to jest całkiem realne)

może być zaprojektowane wmontowania w blok szamotowy

rur (stal k-o ?) które łącząc się na wyjściu dawałyby spory strumień

ciepłego powietrza. To powietrze małym wentylatorem można

rozprowadzać po całym domu, tak jak w normalnych systemach.

Użycie rur dałoby gwarancję całkowitego rozdzielenia styku

spalin i ciepłego powietrza. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hes, wyluzuj, nie masz chyba jedynie słusznego poczucia humoru jaśnie nam panujących. Nie masz się o co obrażać, bo obrażasz się, jak by na to nie spojrzeć, na naukę. Ja wiem, że lekcje fizyki, czy chemii w szkole nie porywają, ale jak nie chce się opisać świat w formie fikcji to trzeba się posłużyć nauką. W literaturze te dwa opisy połączono i powstała fantastyka naukowa. Co poniektórzy w te historyjki wierzą dosłownie, no ale chyba nie chcesz zostać forumowym literatem. :D Proces spalania już dawno został opisany naukowo, bo jest to zjawisko fizyko-chemiczne. Zamianę związków opisuje chemia a stany energetyczne fizyka. Używa się też matematyki, bo potencjały stanu wyjściowego i końcowego muszą się zgadzać. Mając tak skonkretyzowane zjawisko, można zacząć bawić się w wymyślanie do czego i jak go użyć. Szczerze mówiąc, wymyślanie na nowo czegoś co funkcjonuje już komercyjnie jest nudnawe. Nie jestem pasjonatem majsterkowania dla samego majsterkowania, bo mam jedno życie i lepszy pomysł co robić z czasem. W tym wątku byłem ciekaw, jak inni mając dom, radzą sobie z potrzebą siedzenia przy ognisku bez zgryzot ekonomicznych i miłą świadomością, że oto moja kotłownia to piękne ognisko, choć nieco zbyt ucywilizowane. No ale .. W końcu sama przyjemność to ponoć w niebie.

To o czym mówię, znam nie tylko z teorii. Budując dom, który sam zaprojektowałem, bo nie miałem zamiaru powielać M ileś tam i to na własnej ziemi za ciężko zarobione pieniądze, zrobiłem coś, do czego nie zmuszały mnie ani przepisy ani ekonomia, ani ekologiczna mantra. U mojej babci w drewnianej chałupie była jedna wielka izba z wielkim jak mały zamek piecem w rogu. Były w nim różne wnęki, zamykane piekarniki, suszaki, oczywiście duża blacha z wyjmowanymi fajerkami i kilka poziomów na które uwielbialiśmy włazić. Jak się było ulubieńcem babci w danym dniu, to można było dostąpić przywileju spania tam. Zwyczajnie to spało się na sianie nad izbą, co było też niezłą frajdą dla rozrabiających dzieciaków, miastowych, jak nas pobłażliwie nazywano. Nasze mieszkanie miało przedwojenny standard, trzy i pół metra wysokości obszerne pokoje z kaflowymi piecami, ale zawsze marzyłem o wnętrzu na wzór tego u babci. Nie sądzę, by ludzie materializujący własne marzenia, robili to bezmyślnie, wbrew logice czy lekceważąc swój trud. Dziś po dwudziestu paru latach mieszkania w domu włazi mi na głowę ekonomia. Można by go sprzedać i kupić mniejszy nie wymagający być może nawet połowy moich obecnych wydatków, tak mi niektórzy już doradzali. Ale ja wiem co zbudowałem i kiedy porównuję wydatki z domami moich znajomych i przeliczam to na metry sześcienne, to stwierdzam ku ich zdziwieniu, że ich domy są droższe w utrzymaniu a ja mam luksus mieszkania w przestrzeni w której się dobrze czuję, bo poza defektami zużycia, co jest naturalną koleją rzeczy i wymaga naprawy, nie przeklinam architekta. Hipokaustum zbudowałem, bo ciepła ściana była taką namiastką pieca babci. Ściana ta ma cztery i pół metra wysokości, biegnie wzdłuż niej antresola i siedząc opartym o nią plecami, ma się widok nie tylko na całe wnętrze ale i na ogród, bo vis a vis zamiast ściany jest przeszklenie. Jest to zresztą ulubione miejsce domowników. Pod antresolą jest otwarty szamotowy kominek, którego płyta okapu potrafi jeszcze rano dawać przyjemne ciepełko. Komin nad dachem wygląda jak zwykły komin. Nawet komiarz nie wiedział w co spuszcza szczotkę. Tylko tę jedną rurę dawałem mu do czyszczenia. Teraz ten układ zmodyfikuję, bo za dużo tędy idzie miłości do nieba. W ścianie, całość jest ze zwykłej pełnej cegły, tzw. stopindziesióntki, jak tu się mówi, z małej prywatnej cegielni, prowadzonej przez prawdziwego ceramika i do dzisiaj nie ma w niej pęknięć, tak charakterystycznych na kominach kotłowni węglowych. Jedyne przegrzanie widać tuż nad wejściem czopucha w kotłowni. Nieraz musiałem dawać cały czas na pełen na otwór paląc mieloną skałą płonną, którą kopalnie też sprzedawały jako tzw.. muł. W tamtych czasach z jakością opału tego typu, to była loteria. No, mój komin na całej przestrzeni do dachu ma się dobrze. Tylko promieniujące z tynku ciepło ujawnia gdzie idą kanały hypokaustum. Najcieplejszy jest główny wyczystki i to zmodyfikuję, a jak się okaże, że nikt jeszcze na to nie wpadł, to być może postaram się o stosowny wpis do rejestru patentowego. Jak kapitalizm, to kapitalizm. Zresztą stosowane przepisy, tak naprawdę nie mają na uwadze kwestii bezpieczeństwa, w każdym razie nie jest ono głównym celem tej całej mętnej epistoły jaką zwala się na człowieka, który wysila się nie mało, chcąc zbudować coś prawdziwego w tym preferującym pozory kraju. Dobrze jest, nie być na bakier z rozumieniem zjawisk, które występują w różnych wątkach budowli, którą się samemu konstruuje. Ale do tego nie są mi potrzebne przepisy tylko wiedza, i to całkiem na poziomie podstawowego wykształcenia, no powiedzmy zawodówki. Prawdą jest, że tzw. literatura branżowa pełna jest mądrości pod zamówienia firm i można się zdziwić jak takie drogie rozwiązania w praktyce okazują się bardzo kosztowne. Fakt, że często przez wykonawcę albo i samego inwestora, który lepiej wie od producenta, co z jego produktem zrobić.

No proszę, rozgadałem się jak najęty.

W tym naszym wątku hypokaustycznym nie wolno pomylić dwóch podstawowych spraw. Przewodu spalin i przewodu ciepła odebranego. Druga sprawa to, że ze spalin nie da się wycisnąć więcej kalorii niż w nie włoży proces spalania. Poza tym pochłanianie prawdziwie grzejne i efektywne odbywa się tam gdzie spaliny są maksymalnie wściekłe, to znaczy gorące i usiłujące się za wszelką cenę wyrwać z tej pułapki zawirowań. W szamocie z drewna to one mają góra 500şC i ich energia jest skumulowana w niewielkiej przestrzeni i to wszystko co da się w takim systemie osiągnąć! Więcej tylko w piecach do zgazowania drewna. Pytanie jest o to, jak szybko jest w stanie wchłonąć i jak pojemny jest nasz magazyn energii i to te dwie cechy są potrzebne i to w różnych miejscach. Tu się kłania dylemat kominkowiczów. Żeliwo, czy stal z szamotem? Jeśli kogoś interesuje moje zdanie na ten temat, to proszę. Ą wracając do spalin. Do wyjścia należy im pozwolić zabrać z sobą jakieś 100şC, a nad dachem to niech mają niewiele więcej niż okoliczne powietrze. Temperatura jest wyznacznikiem potencjału, który rusza tym kinetycznie odchudzonym powietrzem poogniowym. Trzeba go trochę poustawiać według naszych potrzeb. Jak już zamykamy wolność ogniska za szybką, to trzeba być konsekwentnym do końca. Co tu trzeba wymyślać? Tylko to, by w spalinach po wyjściu z piekła było maksymalnie czysto, czyli by były wtórnie dopalone a potem puścić je przez system różnych odbiorników, które z tego stustopniowego potencjału stopniowo zdołają naczerpać tyle, że nad dach pójdzie już całkiem wyluzowany zefirek.

W całym tym systemie błędem jest myślenie raz a dobrze i patrzenie na komin jak na kanalizację. Raz a dobrze trzeba tylko spalić drewno, czyli osiągnąć temperaturę spalania, jak najszybciej się da i transportując od razu ciepło odebrane, żeby nie przegrzać naszego urządzenia. Ale hypokaustum to jest sprawa ciepła odbieranego w sposób umiejętny od granicy wyznaczonej przez system zawirowań i wtórnego spalania, czyli powiedzmy od szybra aż do miejsca, gdzie kończy się ciepłomór naszego nienasycenia. Nie da się tu wprowadzać turbin ani innego halniaka, bo na nic ten cały wysiłek. Ciepło odebrane i transportowane bądź to grawitacyjnie, bądź to mechanicznie popędzane, czy też konfekcjonowane konwekcyjnie nazywa się dystrybucją gorącego powietrza. A hipokaustum jest wyrafinowanym przewodem spalinowym, dymnym, ogniowym do wyboru jak kto zwał.

Rekuperator, wentylacja to są niezależne sprawy i służą temu by w domu było czym oddychać, by ruszać trochę powietrzem w różnych porach roku, by nie było zastanego pokątnie powietrza magazynującego sobie wilgoć w wybranym zakamarku itd. Rekuperator ma nam, głównie zimną porą, przeczesać wylatujące CO2 z ciepłymi zapaszkami, wypuszczając go z ostudzonymi zapaszkami i wpuścić w zamian więcej O2, dodając mu uzyskanej energii dla wigoru.

Zaś spalanie musi być nie tylko za szybką, ale też mieć własny tlenek prosto z zewnątrz, jedyne co, to dobrze ogrzany przez hypokaustowy mariaż.

 

Nie wiem hesie, co ci wlazło w szamot. Wiem tylko, że jak się pali drewnem z rozbiórki, albo sprzęty, które żal wrzucić do kotłowni, bo drewniane, to nie należy się dziwić, że dają do szamotu. Szamot u mnie jest czystszy niż był kiedy go dwadzieścia parę lat temu kupowałem w magazynie Geesu Samopomoc Chłopska. W górnej części jest sadza, ale pachnie ogniskiem, przyjemnie, tak jak cyganie w sentymentalnych melodramatach. 8)

 

Ach, szczerze mówiąc, wolałbym by w tym wątku było mniej mieszania, gdybania i harcerzykowania. Chyba jednak trzeba sobie dać spokój.

I jeszcze taka dygresja na koniec. Po co tyle pieniędzy wydawać na rekuperator, gdzie w grę wchodzi marny potencjał dwudziestu paru stopni Celsjusza a puszczać na wiwat drugą rurą ponad dwieście? I to wysysając z chałupy całe pokoje tlenu. :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

mendras

Popieram w całej rozciągłości. Rozumiem Ciebie i Twoją konstrukcję. Spełnia założenia, jakie zrobiłeś.

Bardzo wielu forumowiczów musi jednak bazować na tym, co im zaprojektowano, bo nie są w stanie sami tego sobie zrobić. Niestety, nie każdy projektant, który pod tymi rysunkami ma się podpisać i przypieczętować, ma tyle wyobraźni i wiedzy, aby integrować w jednym szczelnym domu i piec kaflowy i solar i rekuperator. Buduje się wg projektu.

Ludzie szukają, jak by tu go usprawnić. To nie dziwi.

Prawda! Logika i wiedza to grunt tych rozważań. :lol: Czasem sporo można poprawić.

Pozdrawiam Adam M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Przede wszystkim w zadnym momencie nie obrażałem się na nikogo w tej

dyskusji. Takie są zasady- wszyscy mamy prawo do wyrażania swojego

zdania.

Cieszę się, że uchyliłes nam nieco swoich dokonań, nareszcie wiemy

więcej, chociaż chcielibyśmy wszystko. Zaintrygował mnie ten patent,

rozumiem, że pomysł ma poprawić nagrzewanie. (spalanie ?).

Skąd moja obawa o to nasiąkanie szamotu ? NIe w każdej chwili

spalanie przebiega w odpowiednio wysokiej temperaturze. I spaliny,

i materiał kanałów początkowo są na tyle chłodne, że można mieć obawy

o wykraplanie. Te skropliny potrafia paskudnie śmierdzieć wędzarnią.

Jeżeli będą wsiąkać w szamot głębiej, to w skrajnym przypadku mogą przejść

także na drugą stronę ceglanej ściany. Takie rzeczy znamy z naszych

nie do końca dobrze traktowanych kominów. Osobiście doświadczyłem

tego po wymurowaniu pieca, w którym paliłem drewnem. Po miesiącu

palenia piec zaczął brzydko pachnieć, skończyło się na obudowie z blachy.

NIe chcę tu siać paniki, być może w dobrze przemyślanym hypokaustum

do czegoś takiego nie dochodzi.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego też proponowałem pozostawienie kanału dymowego tak, jak jest.

Wkład metalowy, metalowe doprowadzenie do komina, komin z cegły pełnej i zero problemów z zapachami. To co na zewnątrz wkładu - to nasze! :lol:

Może być wystarczająco ciepłe, żeby zagospodarować to ciepełko.

Adam M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hes, drogi przyjacielu z dolnośląska, jo żech je górnoślónzok . Strasznie mieszasz i albo fantazjujesz albo nie bardzo wiesz co robisz i potem narzekasz nie na to co trzeba, czyli na brak rozumienia swego postępowania.

1. skropliny w kominie to powinny wsiąkać najwyżej w jego dno. Zostawia się tam trochę pyłu albo pojemnik. W dobrym kominie i umiejętnym paleniu, jest ich tyle co kot napłakał. W kominie hipokaustum powinno być jak na Saharze, bo u mnie tak jest. Nic tam nigdy mokrego nie znalazłem a ściany są nadal przytulne i nie widać ani nie czuć, by po tylu latach coś było nie tak.

2. Nie narzeka się na zły komin, tylko wiesza na nim budowniczego.

3. szamot masz w piecu, czy może komin też szamotowy? W piecu po dobrym przepaleniu, szamot powinien być golutki, czyściutki jak go pan szamotnik stworzył! Palisz wodą, czy co?

4. jak wspomniałeś w jednym z poprzednich postów, palisz w nim raz drewnem a raz węglem. Wiem z autopsji, że węgiel i węgiel, to nie zawsze to samo.. to jest cała skala perfumerii. Zdarzało mi się dawniej, a jeszcze nie znałem się na tych niewłaściwych kopalnianych adresach, że przywieziono mi muł, po którym dostawałem torsji a raz to się porzygałem, jak mi dało w twarz z otwartego zasypu.

 

Zasada podstawowa: pakowanie różnych rzeczy w jedno gardło kończy się obrzydliwym kacem. :roll:

 

5. Wąchanie hipokaustum może się odbywać tylko nad dachem, albo po otwarciu wyczystek. Odkąd palę węglem o ustalonym źródle pochodzenia i właściwej jakości, jest całkiem przyjemnie ( rzecz jasna, nie łykam i nie wącham nałogowo dymu, nawet z papierosów czy innej fajki ). Poza tym, rzecz się dzieje w kotłowni.

6. W kominku palę dębem, brzozą, leszczyną, bo ma tendencje do panoszenia się w ogrodzie, jabłonią, bo daje cudowny bukiet, ale mam jej mało, bo to tylko z przycinki, sosną czasem, ale prycha fajerkami, choć też lubię jej zapach, grabem jak się zdarzy. Raz paliłem akacją i to był obrzydliwy zapach, bo akacje lubią błotko w korzeniach i widocznie naciągną z niego jakiejś zapyziałej grochówki, ale dostałem darmo a byłem w biedzie.

( i tu sobie uświadomiłem, że za szybką nasz dom nie będzie już miał tego wspaniałego klimatu zapachów, czasem wachlowałem nad ogniskiem by trochę dymu niosącego te zapachy weszło do wnętrza )

7. Już naprawdę nie chce mi się w kółko powtarzać : Hypokausta to jest wyrafinowana technika grzania przewodem spalinowym. Polega to na tym, że cały czas, od paleniska do samego dachu, stopniowo odbiera się spalinom ochotę galopowania. Ponieważ możemy mówić poza paleniskiem o potencjale do 200şC, jest o co zabiegać. Trzeba tylko policzyć jakim potencjałem wyjściowym dysponujemy, by tych odbiorników nie zrobić za dużo. To jest nieskomplikowana matematyka kaloryczna.

8. możesz to prowadzić w blasze, wypuszczając tzw. bajpasy z ceramicznymi odbiornikami. Też o tym przez chwilę myślałem, ale lubię jednorodność i podniosło by mi koszt inwestycji a poza tym, blacha jest za szybka.

9. komercyjnie już dawno zaanektowano cały komin, naprawdę. Tyle, że musi to być paliwo stałe, drewno, węgiel, w różnej formie przetworzenia, byle kaloryczne, które nie dają skroplin(!) z natury. Praktyka pewnie jest różna, ale to wina albo projektanta, albo wykonawcy albo użytkownika, który lubi mieszać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze dodam, by wyjść z tej różnorodności.

Jedna sprawa to przewód spalinowy z kominka, czyli propozycja wyjściowa Jody a_m : hypokaustum pędzone kominkiem

Druga, moja propozycja hypokaustum zasilanego kominkiem i piecem, na razie węglowym. Choć się wciąż przekomarzam, bo z węglem się lubimy i tak chyba zostanie. Jeszcze chcę przetestować miał MII 34.2 29 D z Anny, ma 30kcal! I jest bardzo czysty, nie wiem jaki daje zapach i jest drogi ( no bo dobry ) i trochę za daleko od mojej chałupy, czyli dojdzie transport i tona na dziś kosztowała by mnie ponad trzy stówy. Nie wiem jeszcze, czy to się skalkuluje dla mnie korzystnie.

Moje hypokaustum ma dwa tory spalin i wspólne wyjście tylko nad dach ( tu ma mieć zastosowanie ten mój pomysł ), a na dole będzie więcej wzajemnego wspomagania i wyższa sprawność nowych palenisk. Póki co, wyloty są osobne i za bardzo podgrzewają chmurki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

przez ponad dobę zabrało mi neta, ale już, wezwany do tablicy

nieporadnie się tłumaczę: jak pisałem o nie do końca dobrze

traktowanych naszych kominach, to nie miałem na myśli swojego,

bo jest tak samo suchutki, (jak piszesz) jak Twój, tę sztukę opanowałem

już 20 lat temu. Wspomniałem tylko o dość powszechnym u nas

zjawisku, zeby zobrazować problem, nikomu niczego nie wmawiając.

Przy okazji- uważam, ze nie ma czegoś takiego, jak zły komin, to tylko

niektórzy gubią się w technice palenia. A szamot, który przesiąkł?

Ten piec był trochę nietypowy, coś w rodzaju beczki, płytki szamotowe

30 mm, paliłem w nim wkładając do środka całe worki trocin, trochę niestety dymiło, no i przesiąkło... Ale to tylko może zbędny przykład.

Początkiem jest piec, i to, co w nim wytworzymy jest najważniejsze.

Ciepło mozemy wyłapać na dziesiątki różnych sposobów. Przejmowanie ciepła przez cegły szamotowe to proces trochę dziwny. No bo tak: z racji swojej

izolacyjności powierzchnia nagrzewa sie dość szybko, utrudniony jest transport

tego ciepła w głąb materiału, więc palenie musi być wydłużone w czasie, aby

całośc się nagrzała. Zaraz po nagrzaniu logika nakazywałaby zaprzestania

palenia, żeby nie robić strat. Jak rozpoznać ten moment ? Jak wygląda

tzw. krzywa rozgrzewania szamotu ? Rozumiem, że ważna jest temperatura

spalin na wylocie z komina, czy tam należy umieścic jakis czujnik, termometr

czy działać na tzw. wyczucie ? Jak dla mnie, to (na razie) za wysokie loty.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że wątek na początku był bardzo zamulony i wydziwiony różnymi wynalazkami trochę przypominającymi hypokaustum. Wszystkie te pomysły przepuszczenia gorącego powietrza przez różne akumulatory nie dadzą tego efektu co przepuszczenie przez nie spalin, zresztą "prawdziwe" hypokaustum na tym polega. To nie jest przypadek, że przez, w zasadzie, tysiąclecia tej zasady nie zmieniano (widocznie wtedy już znano amerykańską zasadę; jest dobrze nie poprawiaj).

 

Nie ukrywam, że z wypiekami na policzkach czytałem Twoje posty mendras. Właściwie wszystko na ten temat (hypokaustum) napisałeś i to w świetnej formie, o bezdyskusyjnej tresci, nie wspominając.

W 100% podpisuję się (jeśli mi łaskawie pozwolisz) pod Twoimi uwagami i wyjaśnieniami.

 

Mam też i swoje prywatne plany do takiego rozwiązania, jeśli mi los na to pozwoli.

W ogólnie podłych czasach (dla mnie lepszych niż teraz), zbudowałem sobie (rekami zduna) kominek otwarty za..... 24 średnie krajowe.

Tu musze wyjaśnić to zjawisko, którego co młodsi forumowicze mogą nie zrozumieć.

Zdun zażyczył sobie za kominek 600$, a wtedy średnia krajowa wynosiła 25$ i nie było żadnego odstepstwa od tej kwoty (innych fachowców w tej branży też nie było). Nawet nie chiał równowartosci w zł. Musiała być waluta.

Kominek działa do dziś... pięknie grzeje.... ale dokuczliwa jest świadomość, że sporo ciepełka ucieka kominem.

Mam gotową koncepcję do zrealizowania, ale musze jeszcze znaleźc środki na realizację.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

lukol-bis, zgoda ale mam nieodparte wrażenie, że temat jak najbardziej praktyczny, został zdominowany przez kilku dość sympatycznie piszących ale zapartych "teoretyków" ale co dziwne od wielu lat (ba dziesięcioleci!), projektujących, budujących i użytkujących swoje konstrukcje piecowe, kominkowe i semi-hypokaustowe.

I co widzimy? Otóż widzimy jak się prześcigają na temat dochodzenia do tego jak TO COŚ sobie zrobili bądź kazali zrobić, opisują ten proces w bardzo zawaluowany i filozoficzny, łapiący za serca sposób (dzieciństwo-wieś-babcia-zapach ciasta-ciepełko zapiecka-PRL z ekwiwalentnym zarobkiem 20$ itd,itp) ale zawsze tak by przeciętny, zabiegany i zaprzątnięty budową forumowicz absolutnie z tych aluzji niczego nie zrozumiał i nie skorzystał! Co najwyżej ma się ugiąć i przestraszyć przed zgłębianiem TAJEMNICY poprawnego spalenia i poszedł sobie skorzystać z...zalewu mało wartościowych ofert rynkowych.

Inne wrażenie to przemożna chęć niektórych by na każdym kroku podkreślać, że dysponują najbardziej innowacyjnymi pomysłami (ba nawet patentami!), które niebawem wdrożą u...siebie.

Jednocześnie widzę wyraźnie, że koledzy ci poszukają w tym wątku jakiegoś natchnienia i podpowiedzi dla...SIEBIE SAMYCH!

I było by to nawet OK gdyby nie to, że to forum jest po to by ludzie DOBROWOLNIE sobie doradzali, opisywali rozwiązania-które się im dobrze sprawują bądż ostrzegali przed błędami, które były ich udziałem w dochodzeniu do własnych rozwiązań.

 

Tego rodzaju wisty-głosy, choć intrygujące to skutecznie oddalają osiągnięcie w skończonym czasie zamierzonego celu: wypracowanie koncepcji praktycznej!

Sorry ale taki mam dzisiaj nastrój...

pzdr.

-romwis

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...