Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Harce na górce, czyli jak Ofca ze Smokiem chatkę budowali


Recommended Posts

Consummatum est - zacząłem dziennik... Czy znaczy to, że naprawdę zaczęliśmy budować? Czy przekroczyliśmy Rubikon, rzuciliśmy kości, wkroczyliśmy na ścieżkę, na końcu której stoi nasza chałupka otoczona białym płotkiem i równo ściętym trawnikiem importowanym prosto z Wimbledonu?

 

Mam takową nadzieję...

 

Najpierw parę słów gwoli wprowadzenia, co by wszyscy czytelnicy (zakładając, że takowi się znajdą) mogli sobie umiejscowić całą akcję w czasie i przestrzeni oraz zapoznać się z protagonistą i resztą...

 

Autor - los i bliźni. No i my, choć mam wrażenie, że podmiotowość nasza (moja?) jest w najwyższym stopniu ograniczona.

 

Gatunek literacki - komediodramat z elementami dramatu absurdu i pewną tendencją do zbaczania w kierunku moralitetu.

 

Dramatis personae -

 

- autor, podmiot liryczny, narrator pierwszoosobowy czyli JA - zwany powszechnie Depim, przez Żonę moją zaś tytułowany Smokiem (Zbokiem) - stąd i tytuł dzieła;

 

- Pani Żona, przez autora zwana Ofcą Oleńką (stąd i tytuł dzieła);

 

- Teściowie - obecnie użyczający dwojgu bezdomnych bohaterów kąta w swym zacnym domostwie,

 

- liczne grono postaci epizodycznych.

 

Miejsce dramatu - południowe obrzeża grodu stołecznego, brzeg europejski. Ogólnie - Polska, czyli nigdzie.

 

Czas dramatu - przełom III i IV RP, czas burzy i naporu, czas pogardy i galopujących cen mieszkań, działek i materiałów budowlanych jak i budowlańców tabunami galopujących w kierunku zachodnim.

 

Zaczynajmy więc naszą opowieść:

 

AKT I

 

- Aaaaa! Jak to autostrada pod naszym domem!

 

- No tak kochanie, sprawdziłem na mapkach GDDKiA - będzie tam, za nasypem.

 

- Sp...my stąd natychmiast!

 

Taka mniej więcej rozmowa miała miejsce w naszym przytulnym mieszkanku przy Lesie Kabackim na południowych krańcach Warsiafki w kierunku na Sand City (przez tubylców Piasecznem zwane) gdzieś w okolicach września 2006. Przedmiotowa autostrada to sławna południowa cześć tzw. owodnicy Warszawy, która, mimo krzków i pikiet, ma przeciąć Urynosynów - piękną betonową sypialnie dla 300 tys. ludzi. Los chciał (jak to w greckim dramacie - to wszystko wina Parek przędących ludzkie losy a złośnice to są okrutne), że akurat wytyczono ją jakieś 53,5 m od naszych okien. Co prawda po drodze był jeszcze kolejowy nasyp o wysokości ok 6 m, ale nie udało mi się przekonać Żony Ofcy, że nic nie będzie słychać ani czuć i mieszkanie poszło w trybie natychmiastowym na sprzedaż. Żona w nieruchomościach robi więc sprzedało się w trybie ekspresowym, choć jak patrzę na ceny mieszkań teraz, to może szkoda... Pal sześć - nie mamy mieszkania! Co robić!

 

W sukurs przychodzą zacni Teściowie (pozdrawiam Mamę i Tatę) i zgadzają się przygarnąć na chwilę pozbawione dachu nad głową dzieci. Gdyby wtedy wiedzieli w co się pakują hue hue hue... ;-) Zamieszkaliśmy więc w jednej z wielu komnat domu Teściów w podwarszawskim Powsinie i żyliśmy tam długo i szczęścliwie... ;-)

 

Od tamtej chwili minęło już ze 4 miesiące. Po początkowych próbach znalezienia mieszkania o odpowiednim metrażu i o dogodnej lokalizacji doszliśmy do tego samego wniosku, do którego doszli zapewne wszyscy inni czytający to forum - LUDZIE CHYBA OSZALELI! 10 000 za METR??? A więc - dom.

 

Dodatkowym motywatorem, przynajmniej dla mnie, były piękne późnoletnio-wczesnojesienne dni spędzane wśród pitolenia ptaszków, bzykania pszczółek i os oraz warkotu kosiarek do trawy w teściowym ogrodzie... Taaak... Nie ma to jak letnia sielanka na wsi...

 

Los (ja wam mówie - to wszystko ten los!) zakręcił chołubca i wywinął w tej chwili (deus ex machina w czystej postaci) taki numer, że pojawiła się Pani Wziemieobfita, od której Teściowie niegdyś kupili pewien areał z propozycją sprzedaży kolejnej działki. Cena wydawała się w miare rozsądna (o ile można w ogóle tak mówić o cenach działek mierzonych w walutach obcych) no i niewiele się namyślając staliśmy się właścicielami spłachetka ziemi oddalonego od teściów w linii prostej o ok. 500m.

 

Czemu tam? Otóż:

 

- ja musze dojeżdzać co rano do roboty na 8:15, wyklucza to bardziej egzotyczne lokalizacje. Z Powsina mam do metra 5 minut samochodem, dalej metrem i jestem w centrum. Książkę poczytam, muzyki posłucham. Mówię Wam - park and ride rządzi :-)

 

- do Teściów blisko, Szwagrowie w Piasecznie, w grupie raźniej, kupą mości panowie, g.. nikt nie ruszy czyli korzyści z geograficznego zblokowania wymierne, szczególnie w świetle planów prokreacyjnych (darmowy babysitting, te sprawy)

 

- tu jest ładnie i wiejsko, a do Wawy w razie czego blisko

 

- bo nie chciało się nam szukać dalej ;-)

 

Etap pierwszy, obejmujący sprzedaż mieszkania, wyprowadzkę i kupno działki odbył się tak szybko, że nawet nie zdążyłem powiedzieć "hej, a za co zbudujemy ten dom?". Pieniądze z mieszkania już wesoło mościły się w kieszeni Pani Wziemiezasobnej.

 

Na tym kończy się akt pierwszy... Ofca i Smok siadają do stołu, świeczka rzuca migotliwe odblaski na ich stroskane oblicza gdy wreszcie zaczynają zastanawiać się, co dalej...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 45
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

A oto foty ww. spłachetka o wymiarach 20x60m :

 

Widok od południa:

 

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/60x20-2.jpg

 

Widok od północy:

 

 

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/60x20.jpg

 

A to widok na zachód, czyli w stronę cywilizacji. Tam, gdzie stoi Madzia (nasz samochód marki Mazda :-) ) jest gaz i woda :-)

 

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/60x20-1.jpg

 

No. Pictures zrobione wczoraj. Ale wiało - działka jest na górce, stąd i tytuł historii :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prędko, prędko baśń się baje,

Nie tak często tramwaj staje...

 

(kto czytał dzieła naszego klasyka, hrabiego Fredry, będzie wiedział, jak to w oryginale brzmiało :-) )

 

Czas kontynuować naszą opowiastkę, haniebnie przeze mnie porzuconą na wiele długich dni:

 

AKT II

 

Żyli tak sobie Smok z Ofcą kątem u Teściów, ni to w zbytku, ni to w biedzie, a dnie upływały im na rozkosznej sielance... Khem... No może niezupełnie...

 

Jak pamiętacie zapewne z poprzedniego odcinka zostawiliśmy naszych bohaterów z zasępionymi minami i brakiem koncepcji do dalej. Nie chciałbym psuć Wam zabawy z czytania (?) zdradzając, co się stanie za kilka kolejnych stron, ale chyba nie będzie to aż tak wielkim spojlerem, szczególnie dla tych, spośród Was, którzy śledzą moje rozterki na łamach Grupy Piaseczyńskiej, którą niniejszym gorąco pozdrawiam, jeśli powiem, że stan antykoncepcyjny utrzymuje się po dzień dzisiejszy, czyli, pi razy drzwi, ok. 3 miesiące.

 

Nie wiem ilo-krotnie złożone było to poprzednie zdanie, ale na pewno zbyt wielo. :-)

 

Nie jest oczywiście tak, że siedzimy od tych trzech miechów nad tą nieszczęsną świeczką i rozmyślamy. Burza mózgów i innych organów trwa nieprzerwanie a nawet zdaje się wzmagać z każdym dniem. Galopada moich, coraz bardziej desperackich, myśli na pewno przybiera już tempo i chaotyczność przy której huragan to poranna bryza na tarasie hotelu Bryza w Sopocie.

 

Nie chciałbym Was zanudzić, więc w skrócie było tak:

 

- przejrzeliśmy 10000000 projektów (znam chyba już wszystkie dostępne w necie) - żaden nie podobał się Pani Małżonce. Czemu mnie to nie zdziwiło? :-)

- decyzja zapada zrobienia projektu indywidualnego.

- cena zaproponowana przez przyjaciółkę żony (sic!) wywołuje u mnie długotrwały nieżyt żołądka

- znajduje nieco tańszych moich znajomych (Jula i GIerałta), choć nieżyt powraca za każdym razem jak pomyślę sobie, ile im płacimy... (przepraszam - zaraz wracam... aaaa!)

- projektanci robią wstępną koncepcję na naszą działkę (20x60)

- pojawia się możliwość zamiany na działkę bardziej wymiarową (30x40), z której korzystamy i przestawiamy Rysowniczych na nowe tory

- Rysowniczy robią nam ładny dom, poprawiają, spotykamy się kilka razy, koncepcja już dograna, teraz tylko wyprasować szczegóły i jedziemy

- zamiana okazuje się jednak niemożliwa z powodów rodzinnych

- drę włosy z głowy, wstrzymuje projektantów

- zamiana jednak możliwa... chyba...

- zamiania niemożliwa..

- chcemy zamiany

- nie chcemy zamiany

- chcemy ale jest niemożliwa

- ja nie chcę

- Ofca chce

- odwrotnie

- jest możliwa, ale my już nie chcemy

- jest możliwa, my chcemy, Rysownicy znów kreślą

- jednak nie... aaaaaaa!!!!

 

No i tak to trwa do dziś. Wciąż nie wiem, na której działce zbudujemy dom. Rysownicy są na stand-by. Jest fajnie

 

Do tego dochodzą problemy z technologią budowy. Miał być prefabrykowany keramzytobeton z Praefy. Wstępne wyceny wywołały u mnie ostrą wyspykę (nie dożyję końca tej budowy, to pewne - zamurują mnie w ścianie jak budowniczych Wielkiego Muru). No i od tygodnia czytam wszystko ( i jak mówię wszystko, to właśnie to mam na myśli), co napisano o technologii stawiania ścian. Mam wrażenie, że w ten sposób ratuje resztki psychicznej równowagi - czekanie, aż rozwiąże się kwestia lokalowa bezczynnie niechybnie pogrążyłoby mnie w otchłani obłędu... I tak mam wrażenie, że niedługo zgarnie mnie z ulicy w samej piżamie i różowych papuciach-świnkach patrol Straży Miejskiej i odwiezie na Sobieskiego śliniącego się i bełkoczącego "silikaty... silikaty? nieee... tylko keramzyt, mówie, tylko keramzyt... a może Ytong? taaakk! Ytong taki ładny, biały... i taką cienką ma spoinę... no ale silikaty też..."

 

 

Dobra... Teraz jest cięcie i na czarnym ekranie pojawia się napis "Dzień dzisiejszy"...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

AKT III. Ruszamy!

 

Tak! Tak! Cezura jest oczywiście umowna, jak wszystkie cezury, ale ja taka przyjąłem i tyle - jako narrator, autor, podmiot prozaiczny czy cośtam mam prawo i ogłaszam przejście z fazy czysto koncepcyjno-hipotetycznej w fazę praktycznych działań i widocznych rezultatów (khem - to może trochę na wyrost, ale co tam :-) )

 

Otóż moi mili wczoraj złożyłem w STOENie wniosek o przydział prundu. Jakby ktoś miał wątpliwości, uzasadnione i w pełni zrozumiałe, wziąwszy pod uwagę powyżej opisane zamieszanie działkowe, to dotyczy ona "naszej działki", czyli tej widniejącej na zdjęciach. Zdjęcia tej drugiej walnę tez za chwilę, co by wszyscy wiedzieli o czym jest mowa.

 

W każdym razie czuję, że pierwszy krok został wykonany.

 

One small step for man... ;-)

 

Właściwie to nie pierwszy, bo niby mapkę do celów projektowych już mamy, ale jak zastrzegłem - cezury są zawsze umowne.

 

Jutro ma się ostatecznie rozstrzygnąć galimatias działkowy - jeśli nie to ja to p... i robię rokosz. Buduje na mojej działce i tyle.

 

O! Od razu się lepiej poczułem! Czas zacząć zachowywać się jak prawdziwa menszczyzna, głowa rodziny. "Chyba kapuściana" mówi moja najukochańsza Żona Ofca.

 

Ciężkie jest życie XXI-wiecznego mężczyzny... :-(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach no i sam narysowałem byłem nową koncepcję na tę wąską działkę. Siedziałem do 3 rano, ale coś nagryzmoliłem, może nawet z sensem. Choć obawiam się, że jak Rysownicy to zobaczą, to albo zabiją mnie smiechem, albo popukją się w czoło ("Panie, to przecież zaraz się rozpi...erzchnie").

 

Na razie jednak jestem z siebie zadowolony i biegam po domu Teściów z miarką i mierze wszystko ( i jak mówię wszystko to mam na myśli właśnie wszystko - wczoraj wywołałem stres u Teściowej jak mierzyłem kanapę na której spoczywała, bo sie przestraszyła, że JĄ MIERZĘ! :lol: :lol: :lol: :lol: ) i wrysowuje i poprawiam i ciągle wychodzi mi strasznie dużo metrów...

 

Tylko podwójny garaż trudno jest zmieścić ja się ma do dyspozycji zaledwie 12 metrów szerokości działki...

 

Dość jednak o rozterkach. Mnie samemu brakuje (tam gdzie nie ma) i bardzo pomaga (tam, gdzie jest) umieszczenie przez inwestorów prowadzących dzienniki budowy kosztów ponoszonych na poszczególnych etapach. Wzorem niedoścignionej skrupulatności jest pod tym względem niejaki jabko, którego niniejszym pozdrawiam i dziękuję :-)

 

Postanowiłem więc robić to samo w myśl kantowskiego imperatywu. A więc do tej pory koszty są następujące:

 

- mapki do celów projektowych - 800 (do wyjaśnienia, bo miały być na obie działki, są na razie na jedną, a geodeta pojechał na narty jego mać);

- zaliczka dla Rysowników - 5000 (jezu znowu muszę iśc...)

- czasopisma (wszystkie) dot. budowania - ca. 100.

 

RAZEM - 5900,-

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przypomnijcie mi, żebym z GoogleEartha zrobił zrzut i pokazał o co się rozchodzi z tymi działkami.

 

Ta, której zdjęcia są powyżej, to "góra", lub "długa". Ta druga ("dół", "szeroka") jest ok. 100-150m na zachód. Na ostatnim zdjęciu widać tam 3 domki - to właśnie "między nimi" jest ta dolna.

 

Górna jest ładna i nikogo dookoła (dla mnie zaleta, dla Żony wada).

 

Dolna jest bardziej ustawna i ma media. No i sąsiadów już dookoła (dla mnie wada, dla Żony zaleta).

 

Już wczoraj na 100% miała być góra. Dziś znów nie wiadomo. Oszaleję...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja niżej podpisany obywatel Depi zeznaję co następuje:

 

- działka wybrana

- wybrana długa/górna

- w załączeniu dokumentacja rysunkowo-ortofotomapiczna

 

 

Aby wszyscy wiedzieli o co w tym wszystkim chodziło:

 

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dziaki.jpg

 

O.

 

Dzisiaj wysłałem do architekta mapkę do celów projektowych wraz z moimi rysunkami z poleceniem, żeby robił już na długą. Wypoczęty jest po nartach, więc powinien pracować z werwą i zapałem. Szczególnie, że robota koncepcyjna już jest zrobiona za niego :-)

 

Jakby kogoś to interesowało, to z zewnątrz nasza chatka ma wyglądać tak, jak te TUTAJ

 

A nasz chłopiec od wnętrza jest okazuje się m.in. współautorem opakowań Frugo :-) Jak ktoś chce zobaczyć, jak mniej więcej wnętrze ma wyglądać, to http://www.xtrct.com w portfolio->architektura->mieszkanie prywatne albo apartament (nie mieszkanie mistrza - bueeee).

 

Głównie chodzi o kolory (brązy, beże, ecru, piaskowe itp.) oraz użycie oświetlenia rozproszonego za pomocą tych fajnych gipsokartonowych wihajstrów.

 

To tyle jeśli chodzi o postępy. Troche sie frustruję, bo wszyscy już mają pozwolenia na budowy, albo chociaz złożyli wnioski, mają kredyty itp.

 

Ja idę jutro na rozmowę kredytową... Zobaczymy na ile trzeba będzie przyciąć marzenia...

 

Na razie mam solenne postanowienie, że nie pozwolę przekroczyć 2500 zł/m2.

 

I tak postanowił. I to było dobre.

 

Do zobaczenia w następnym odcinku! :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

No dobra. W sumie to nic się nie stało. Nic konkretnego i namacalnego. Ale czuję, że wykonaliśmy jednak jakiś krok do przodu i można coś tu wpisać. Po etapie wielu kroków w różne strony, razem wzięte przypominające jakąś mutacje narodowego tańca polskiego (czyli chocholego) jest to refreshing change, jak mawiają brytole.

 

Coż wprawiło mnie w taki szampański nastrój?

 

Otóż po dwugodzinnej naradzie z Rysowaczami uzgodniona została wreszcie koncepcja architektoniczna domu! Jupiii!

 

Khem. Po tylu miesiącach dopiero KONCEPCJA??? No cóż.

 

Swoją drogą architekt to ciekawe zwierze. Płacisz takiemu kupę kasy po to, żeby zrobił dom TAKI, JAK TY CHCESZ, bo żaden z gotowych TOBIE nie odpowiada, a efekt jest taki, że musisz non-stop walczyć, żeby nie zrobił ci domu, jaki ON CHCE. Możecie mi wytłumaczyć o co w tym chodzi? Na jego miejscu bym się cieszył, że mam takiego klienta, jak ja, który sam sobie zaprojektował dom (patrz wyżej) i zostaje tylko to ładnie rozrysować.

 

Ale nie!

 

Prawdziwy rysowacz bierze to, co mu przesłałem i zmienia wszystko, bo mu się cośtam niepodoba, wydaje itp. I potem musze siedzieć dwie godziny i wspinać się na wyżyny swoich umiejętności negocjacyjnych i perswazyjnych, aby wrócić do tej koncepcji, która 2 tygodnie temu dałem mu już gotową.

 

Paranoja.

 

No ale uczciwie trzeba przyznać, że obyło sie bez rękoczynów i dom będzie taki, jak ja sobie wymyśliłem.

 

Jak znam życie, to okaże się, że Rysowacz miał rację, i będę przeklinał ten dzień tak długo, jak długo będe mieszkał we własnorecznie stworzonych potworku, ale na dzień dzisiejszy jestem pełen dumy i samozadowolenia :-)

 

Nie mam niestety żadnych planów do zaprezentowania - rysunki moje zostały u Architektusów a ich będa gotowe dopiero za pare dni.

 

Zła wiadomość jest taka, że ok. 6 tygodni zajmie im tworzenie planów, potem min. drugie tyle czekania na pozwoenie, 2 tyg na uprawomocnienie czyli optymistycznie można prognozować początek prac na czerwiec... Szajse...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co? Tak przerzuciłem sobie ten mój dziennik, i dochodzę post factum do wniosku, że nieco przedwcześnie ogłosiłem Akt III.

 

Mam wrażenie, że chwilowo znajdujemy się w ANTRAKCIE ;-)

 

(czyli z frąsuskiego - międzyakciu :lol: )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Nie chwal architekta przed zamknięciem projektu.

 

Nie mam już do nich siły. Autentycznie chyba mnie zmęczyli. Ile razy trzeba prostą rzecz wałkować.

 

Mój dom. JA w nim będę mieszkał. JA chcę, żeby było tak. Ty masz mnie tylko powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego, a nie mądralić się, co uważasz za lepsze rozwiązanie.

 

Wydawałoby się, że proste, prawda?

 

Nope! Kolejna wersja wraca do poprawki, tym razem MARKEREM czarnym pomazana, tak, żeby nie było już wątpliwości.

 

Tak to jest moi drodzy, jak sie zachciewa niewiadomoczego....

 

K...rka wodna - polska czcionka poszla sie opalac... Restart?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ąąą śśś żżż ęęę óóó - dobra, działa :-)

 

Gdzieś to ja byłem? Ach - nasze boje z pojektem.

 

Trzeba uczciwie jednak zanotowac jeden pozytyw: bryła jest OK. Nie to, że idealna w każdym szczególe, ale ogólnie koncepcja jest już dobra i wymaga tylko dopracowania. Kształt jako taki nie ulegnie już zmianom zasadniczym, więc mogę jako zajawkę wrzucić te szkice.

 

Oczywiście pod nóż pójdzie spora część okien ogrodowych (3 metry przebolałem, ale 5?!? będę potrzebował soli trzeżwiących jak dostanę wycenę), podobnie ma się sprawa z drewnem na elewacji (ale tego mi szkoda wyjątkowo) likwidacji ulegnie podcień i parę innych drobiazgów wyprostować trzeba, głównie robiąc ukłon w stronę funkcjonalności i, nie oszukujmy się, ograniczonego jednak budżetu.

 

Ale ja tu pitu pitu a Szanowna Widownia (czytelnia?) czeka na obrazki.

 

A więc (fanfary! werble! gong!) oto wizja naszej nagórkowej chałupki:

 

Od południa (czyli łod łogrodu):

 

nieaktualne - usunięte

 

I od północnego zachodu z lotu ptaka-głuptaka:

 

nieaktualne - usunięte

 

 

No tak to ma wyglądać. Moge powidzieć, że jestem zadowolony - nasza wizja została dobrze zaimplementowana.

 

Niedługo wybije jednak godzina prawdy - ile to kosztuje? :o

 

Do tej pory jednak będę wesoło pogwizdywał i skakał na jednej nodze. Jeśli jeszcze w środę wnętrze w końcu uda się nam ustalić to już będzie pełnia szczęścia. Aż się chyba spiję. Jak by mi ktoś powiedział, że tyle czasu będziemy nad samym projektem ślęczeć, to bym go wyśmiał...

 

Uff...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...

Łojojoj! Ale żem się opuścił w dziennikarskich powinnościach... Biję się nieniejszym w piersi me wątłe i solennie obiecuję poprawę. Obym tylko miał o czym pisać, bo brak wyraźnych postępów i towarzyszące temu zniechęcenie to główne przyczyny mojego milczenia forumowego.

 

Jak się zapewne co bystrzejszy czytelnik zdążył domyśleć w rzeczoną środę NIE DOSZŁO, rzecz jasna, do ustalenia finalnej koncepcji wnętrza.

 

Już nie wiem, co tym razem było nie tak, ale po drodze była jeszcze jedna wersja, nasze poprawki przesłane mailem, kolejne małe poprawki no i wreszcie tam dam ta dam 5 kwietnia Anno Domini MMVII mogłem koledze rysowaczowi posłać entuzjastyczne "To jest to! Rupta Panowie, ino szparko!".

 

Jeśli kogoś interesuje, jaki jest wynik tych tytanicznych zmagań, to wklejam rzuty naszej chałupy:

 

Parter -

 

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/parter.jpg

 

Piętro -

 

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/pietro.jpg

 

 

Zmiany wewnątrz pociągnęły, zgodnie z obowiązującymi w naszym universum prawami, pewne zmiany na zewnątrz. Proszę bardzo - oto zagadka z cyklu "dostrzeż różnice", czyli nowa (prawie finalna - jeszcze trochę muszę te orgię szła okiełznać) wersja południowej elewacji Depowo-Ofcowej lepianki:

 

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_final_pd1.jpg

 

Pierwszy, kto wpisze w komentarzach co sie zmieniło dostaje piwo na najbliższym forumowym spotkaniu. Kto przekonująco wyjaśni czemu się zmieniło dostanie dwa piwa lub ćwiartkę żołądkowej gorzkiej do wyboru.

 

Po dodaniu powierzchni poszczególnych pomieszczeń wyszło mi circa 250.

 

Luz. Nie zrobiło na mnie to większego wrażenia. Stupor budowlany - jest taka jednostka chorobowa?

 

Szanowna Małża trochę się jednak przestraszyła i myślimy, czy coś by tu jednak nie zmniejszyć. Ale, jesli mam być szczery, to szkoda mi. Wszystko się wydaje takie akurat w tym projekcie. Zaczynam trochę tez rozumieć architektów - jak się coś stworzyło, wymyśliło, dopieściło, to potem żal, bo ma człek wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu, że może być tylko gorzej...

 

Coż - 20 metrów w te czy wewte chyba nie robi wielkiej różnicy? Jak myślicie?

 

Małża bohatersko stwierdziła, że w najgorszym razie zrobimy na razie tylko parter - do pojawienia się pędraków góra i tak nie jest niezbędna. Chyba pomieścimy się na 140 metrach do kroćset?

 

Wylewał bym tu dalej swe żale i frustracje, ale czeka mnie jutro podróż do Wrocławia, a to nie jest krótka przejażdżka.

 

Żegnam więc wszystkich szanownych Czytelników i zapraszam do następnego odcinkna, gdzie zapewne pojawią się wszelkie rekwizyty charakterystyczne dla antycznej tragedii, bowiem zaczyna się etap...

 

... WYCENY...

 

:o :o :o :o

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Buhahahaha! Nie tak prędko, robaczku! - zagrzmiał kapitan Barbossa chwytając nieszęsnego inwestora za gardło i podnosząc jego drgające jak szmaciana kukiełka ciało w powietrze.

- Myślałeś, że tak łatwo przejdziesz do kolejnego etapu? Buhahaha! - zanosił się złowieszczym śmiechem w którym inwestorowi pobrzmiewały echa tysiącletniego piekła budowlanego, kolejnych zmian i przestojów, problemów i rozterek, drożejących materiałów, niesolidnych wykonawców i upierdliwych urzędników bankowych...

 

Otóż, moi mili, na razei z wyceny nici. Rysowacze mieli szybciorem wyrysować jeszcze przekroje, z którymi ja miałem lecieć na skrzydłach jak pta-a-a-a-ak po wyceny.

 

Ale zabradziarzyli. Zgapili się, niebogi. Nie dali rady. No i sami sobie ukręcili chyba powróz.

 

W weekend ten pojechałem bowiem w interesach Małży (czytaj - jako kierowca) do wspomnianego wyżej Wrocławia. Przypadkiem posiadam tam osobistego Wuja, który, także przypadkiem całkowitym, jest inżynierem budownictwa. Hmm... Zgadnijcie o czym rozmawialiśmy? :D

 

Efektem natychmiastowym jest to, że zmieniłem nieco projekt. Szczególnie balkoniki Wujek usilnie mi wybijał z głowy. W sumie wszystko wczesniej wiedziałem i sam starałem się Rysowczyków odwieść od tej idei, ale oni byli bardziej asertywni, a jak już ujrzałem je na wizualizacji, to mi się nawet spodobały. Jednak Wujowe argumenty, że to koszt i kłopoty - bo trzeba i termicznie i przeciwwodnie zaizolować (fakt - u teściów taki balkonik cieknie w salonie na Teściową leżącą na kanapie), trafiły mi do przekonania no i poprosiłem o plik Sketch Upa i robiłem z nim ciach. Przy okazji pod nóż poszedł też daszek garażu - mój oryginalny pomysł był bez niego. Myślę, że też taniej jest zrobić płaski dach, niż więźbę i dachówki. Szczególnie, że nad garażem nie trzeba będzie dużej izolacji dawać (będzie raczej nieogrzewany).

 

Co WY o tym sądzicie? Bardzo prosze o szybkie wpisywanie opinii w komentarzach.

 

Oto nowa wersja, przygotowana dodatkowo za pomocą plugina do renderingu (ale się człowiek uczy przy okazji budowania):

 

1.

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/20070418110244_2m9s.jpg

 

nieaktualne - usunięte, zostawiam jeden pro memoria

 

 

Czekam na surową ocenę mojej projektanckiej niekompetencji. Oczywiście trzeba tu i uwdzie dorobić/przerobić okna itp.

 

Z innych rzeczy, to w międzyczasie udało mi się złożyć wniosek o podłączenie gazu i podpisać umowę ze STOENem. Co mi przypomina, że muszę im zapłacić...

 

Czyli coś letko do przodu jednak...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach! Zapomniałem o jednym naskrobać:

 

Czemu napisałem, że ukręcili sobie powróz i że to jest efekt natychmiastowy? [EDIT - miałem na myśli to, że efektem natychmiastowym były zmiany w projekcie - nie, że zmianiamy architektów]

 

Napisałem tak gdyż albowiem Wuj złapał się za głowę, jak dowiedział się ile płacimy architektusom i zapowiedział, że znajdzie nam coś za ułamek ceny. I szybciej zrobione. I z pocałowaniem ręki.

 

Szybciej?

 

Lubie szybciej!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months później...

lojalnie uprzedzam że poniższy post jest jedynie BEZSENSOWNYM BEŁKOTEM, a jego lektura to strata czasu - niczego się tu nie dowiesz, chyba, ze interesuje Cię kondycja psychiczna autora. Normalne posty zaczną się dalej. Czytasz na własną odpowiedzialność.

 

 

Dzyń!

 

Czy to pierwszy dzwonek?

 

Dzyń! Dzyń!

 

Och to chyba już drugi!

 

Dzyń! Dzyń! Dzyń!

 

Hejta! Baby i chopy! Wrocomy na sale - przydstowienie nazad zaczynajom!

 

powoli zapala się pojedyńczy reflektor skierowany na obszarpaną i żałosną postać skuloną na środku sceny w pozycji embrionalnej - to Kordian/Depi, oszalały inwestor, który podnosi się chwiejnie i rozpoczyna swój monolog-improwizację

 

Na Odyna! Ilemże tak leżał, bez czucia, w ciemności? Toż to 2 miesiące przeleciało, jak z knuta strzelił, a dziennik leży sobie, bidok, porzucony jak wyrób przemysłu gumowego za remizą po wiejskiej dyskotece, i marnieje. Inne dzienniki puchną od setek wpisów, wersów, akapitów i stron treści pouczających i zabawnych, pną się w rankingach czytalności, pstrzą się, niczym te pawie, fotograficzną dokumentacją świetnych dokonań ich autorów-inwestorów i ich bohaterskich ekip budowlano-montażowych, wyrastają na prawdziwe kompendia wiedzy i wirtualne pomniki nowych czasów Web dwa-zero, a ich autorzy-inwestorzy osiągają status supergwiazd muratorowych i walczą jak równy z równym o miesca w Pudelku z Brangeliną i Dodą, gdy nasz tymczasem, jak dziecko niechciane, przez wyrodnych rodziców do bidula podrzucone już prawie ulotnił się z pozornie jedynie nieulotnej pamięci macierzy dyskowych przeszacownego Wydawnictwa Murator....

 

Czemuż tom porzucił ten ciężki, lecz wdzięczny kronikarski trud? W piersi me wątłe uderzyć się muszę, bom niecnota i hultaj i słabego charakteru kreatura podła. Zbyt łatwo pozwoliłem, aby zniechęcenie i marazm dni ciągnących się jak makaron, brak postępów spektakularnych i osiągnieć znaczących i zwykła proza budowlanej mordęgi przygniotła mnie do ziemi i odebrała radość z budowania swego miejsca na ziemi, której to radośni pieśnią winien byc dziennik.

 

Tak! Uderzam się w piersi i wyznaje me winy przed Wami, moi bracia i siostry w budowaniu, i szczerzę obiecuję poprawę! Zawiniłem zaniedbaniem - lecz poprawy chęć mam szczerą i klnę się na Thora, że pisać będę już jak Gall Anonim sumiennie i wytrwale.

 

Obiecać nie mogę, że z sensem i pożytecznie, ale jeśli się na nic mój Siennik nie przyda, to może komuś przynajmniej uciechy trochę przyniesie.

 

A przyda się ona każdemu budującemu, oj przyda.

 

Bo łatwym nie jest los budującego... Łatwym nie jest...

 

koniec monologu Kordiana/Depiego - gaśnie światło, lecz nie na tyle, aby nie widać było rekwizytorów wnoszących scenografię, wchodzi reszta aktorów, rozpoczyna się akcja

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Khem... Skoro odwaliłem już wstęp (przepraszam tych, co zdecydowali się przeczytać - musiałem), to mogę przystąpić do prawdziwego dziennikowania.

 

Coż się wydarzyło przez te dwa miesiące? Otóż, surprise surprise!, niewiele!

 

Front 1 - projekt

 

Gdy rozstawaliśmy się przed przerwą w spektaklu trwało właśnie pewne .... nieporozumienie z architektami. Na tyle poważne, że szukaliśmy innych.

 

To już za nami. Pewne napięcie pozostaje i współpraca nie jest bynajmniej usłana różami, ale osiągneliśmy po długich i burzliwych negocjacjach porozumienie. Szczerze mówiąc zadowolony jestem z siebie bardzo - dobrze się sprawiłem, powiem nieskromnie :-)

 

W każdym razei nadal projektują nam dom. Tak, tak - dobrze słyszycie! NADAL projektują. Ale już tylko robią rysunki techniczne - kwestia kształtu, wyglądu, rozkładu, okien itp. WSZYSTKO już ustalone. Fakt faktem, że chyba tak długo, jak my to nikt nie projektował domu.

 

Wypada chyba w tym momencie zaprezentować efekt finalny. Nie ma jakichś drastycznych różnic - trochę zmalał, trochę okna się pozmieniały, dach itp. Ale z kronikarskiego obowiązku daje nowe (i juz ostatnie!) pictures:

 

1. http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_finalny00003.jpg

 

2. http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_finalny00002.jpg

 

3. http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/dom_finalny00001.jpg

 

Tak to wygląda. Rzuty w zasadzie bez większych zmian, poza zmniejszeniem i połączeniem dwóch pomieszczeń na parterze (mikrogabinetu i biblioteki) w jedno. A może jednak dam ten parter (bo przedsionek też wyleciał i inne zmiany teraz widzę są):

 

http://i145.photobucket.com/albums/r232/depilator/rzutparterufinal.jpg

 

 

Reasumując - nie wiem, czy miałbym siłę robić jeszcze raz projekt indywidualny. Na pewno nie decydujcie się nań gdy czas Was nagli. Wybierajcie tylko poleconych architektów i najlepiej takich, którzy nie mają nic innego do roboty. Czekanie tydzień na wprowadzenie zmian jest niezwykle frustrujące.

 

Mam nadzieję, że chłopaki się sprężą w najbliższych tygodniach projekt będzie gotowy.

 

Ja tymczasem przez ten czas walczyłem ze straszliwym smokiem:

 

B I U R O K R A C J Ą

 

aAAAAA!!!!

 

Ale o tym za chwilę - muszę zrobic sobie przerwę...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

No tom se przerwę zrobił :lol:

 

OK, po leniwym i gorącym weekendzie może znajdę w sobie siłę, coby ku przestrodze potencjalnych budujących zrelacjonowac moje boje na...

 

Froncie 2. - papierologia

 

Ufff... Kurka wodna - znów zrobiło sie późno, rano do fabryki trzeba znów spieszyć, kartę podbić na czas...

 

A zmagania z wielgłowym smokiem Biurokratusem to historia wymagająca paru chwil na opowiedzenie...

 

Musze więc Was, kochani, znów zawieść i odłożyć te mrożącą krew w żyłach i wódkę w kieliszkach historię na następny, najlepiej deszczowy, dzień.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...

Ufff... Smok Biurokratosarus zmęczył mnie okrutnie, ale chyba wyszedłem zwycięsko ze zmagań - dziś złożyłem wniosek o wydanie Pozwolenia na Budowę! :lol:

 

A jutro z rana wjeżdża na moją działkę wielka, sapiąca kopara CAT! Hihi!

 

A jak do tego wszystkiego doszło napiszę w następnym odcinku...

 

 

MLASK!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...