ziemia2 10.02.2007 18:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Lutego 2007 Jak myślicie czy dla dzieci w wieku 6 i 7 lat trudniejsza jest aklimatyzacja w nowym przedszkolu i szkole( zmieniajac je mnie wiecej co 2 lata) czy fakt że tata pracuje w innym mieście, bywa raczej rzadko i nie uczestniczy w ważnych momentach życia?Co o tym myślicie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
premiumpremium 10.02.2007 19:13 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Lutego 2007 Jak myślicie czy dla dzieci w wieku 6 i 7 lat trudniejsza jest aklimatyzacja w nowym przedszkolu i szkole( zmieniajac je mnie wiecej co 2 lata) czy fakt że tata pracuje w innym mieście, bywa raczej rzadko i nie uczestniczy w ważnych momentach życia?Co o tym myślicie? Myślę, ze i jedno i drugie jest dla dziecka stresujacym przeżyciem, które wiele dla niego znaczy. Zarówno nowe otoczenie, dzieciaki, nauczycielki, jak i brak taty, tym bardziej wtedy, kiedy na obecnosci ojca najbardziej dziecku zależy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ziemia2 10.02.2007 19:18 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Lutego 2007 Masz racje tylko ,które z nich jest mniejszym złem?Czy to jest tak, że wszelkie zmiany sa trudne ale po jakims czasie sie do nich przyzwyczajamy, a pietno braku taty zostaje ? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
premiumpremium 10.02.2007 19:38 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Lutego 2007 Masz racje tylko ,które z nich jest mniejszym złem?Czy to jest tak, że wszelkie zmiany sa trudne ale po jakims czasie sie do nich przyzwyczajamy, a pietno braku taty zostaje ? Trudno tu mówić o mniejszej szkodzie dla małego dziecka. Wiadomo, ze rodzice są najważniejsi. ale taki maluch bardzo przeżywa rozłakę z dotychczasowymi kolegami, znajomymi.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bratki 10.02.2007 21:15 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Lutego 2007 Ja bym jednak uznała nieobecność taty za problem większy niż stresy aklimatyzacyjne po zmianie szkoły czy przedszkola. Ojciec to poczucie bezpieczeństwa. Jeśli ta więź jest, to z przeciwnościami takimi jak stawianie czoła nowej nauczycielce, grupie czy klasie można sobie poradzić. Odwrotnie to nie działa. Środowisko rówieśnicze, przedszkole czy szkoła to w życiu kilkulatka sprawy ważne, ale nie tak fundamentalne jak rodzina, która lepiej żeby zmieniała się jak najmniej. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość elutek 11.02.2007 05:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Lutego 2007 ... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Mroovka 11.02.2007 10:04 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Lutego 2007 Lęk przed nowymi ludźmi łatwiej oswoić. Trzeba tak z dziećmi rozmawiać żeby czekały na pójscie do nowego przedszkola. Wszystko zalezy od interpretacji. Mój syn majac 3 lata usłyszał, ze ma mieć badanie moczu. Nie rozumiałam dlaczego zaczął rzewnie zawodzić już przy lekarzu. Powiedział, że nie pozwoli na to badanoie i już. Po dłuuuuuuuugim podpytywaniu okazało sie, że on nie chce, "żeby mu lekarz siusiu igiełką wyciagał tak jak krewkę" . Biedactwo skojarzyło sobie sytuację z pobieraniem krwi. Dzieci maja swój obraz tego co je czeka i często jest to obraz ogromnie wypaczony. Rozmawiając możemy zmienić wydarzenie odczuwane przez dziecko jako niemiłe w coś bardzo oczekiwanego. Napewno łatwiej przekonac malucha, ze w nowym przedszkolu będą nowe fajne dziecie, nowe zabawki, smaczniejsze zupki itd że zmiany czasami sa fajne niż znaleźć argumenty tłumaczące, że widywanie taty co kilka dni jest super. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
AgnesK 11.02.2007 11:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Lutego 2007 Rozumiem, że masz dylemat - jechać z mężem, czy weekendowe małżeństwo. Straszny to dylemat, przed którym i nasza rodzina stanęła 6 lat temu. Po rozważeniu wszystkich za i przeciw (nasza córka miała rok), doszliśmy do wniosku, że wybieramy dojazdy. Trwa to już 6 rok. Nie jest łatwo, ba czasem nawet bywa koszmarnie trudno.. Niejednokrotnie byłam odsądzana od czci i wiary - a dlaczegóż to za mężem nie podążyłam. Ja wiem jaka jest teoria, że rodzina powinna być razem, że dziecko taty nie widzi itd. Czasem jednak znaczenie ma cały ogrom innych czynników, jak np miejsce do którego trzeba wyjechać, praca żony. W naszym wypadku rolę niebagatelną odgrywał też fakt, ze jest to zsyłka nie na całe życie a na 5 lat(tak wtedy sądziliśmy). Mąż miał wrócić do domu w maju tego roku. Okazało się , że musi siedzieć jeszcze rok. No nie, nie siedzi Żeby była jasność - jest wojskowym i został zesłany na Górny Śląsk. A co do ceny jaką płacimy za to jako rodzina.. Natka jak miała roczek, to przy pierwszej wizycie nie poznała męża To było straszne. Teraz życie jakie prowadzimy jest dla nas normą, tak żyjemy, wszyscy się w tym jakoś odnaleźliśmy. Dużo rozmawialiśmy od początku z Natką dlaczego jest tak a nie inaczej. Mąż spędza z małą każdą wolną chwilę, całe weekendy a ja się pocieszam tym, że jest na pewno 100 razy lepszym tatą niż ojcowie co niektórzy obecni w domu "normalnie", ale tylko ciałem. Patrząc z perspektywy czasu na te 6 lat rozłąki, muszę powiedzieć, że dziś podjęłabym taką samą decyzję. Musicie rozważyć jednak jeszcze jedną kwestię, nie tylko tę dot. rozłąki dzieci z tatą ale też Waszej rozłąki. No ale to już inny temat, równie trudny chyba. Pozdrawiam i życzę podjęcia jedynej słusznej decyzji. Agnieszka Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
KAS01 11.02.2007 11:40 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Lutego 2007 Moja corka ma 7 lat. Cale jej zycie pracuje za granica. Do ok. 4 roku zycia mieszkala razem z mama, tu gdzie jestem (ok. 800km od Stargardu). Pozniej, zona miala juz dosc nicnierobienia i chciala isc do pracy (a corka do przedszkola). Wrocili do Polski (w tym celu musialem im kupic mieszkanie, mimo ze chcialem od razu budowac dom). Teraz jestem w domu srednio tydzien co 3 tygodnie. Gdy trzeba moge przyjechac na drugi dzien na dowolna dlugosc czasu (tak sie np. stalo, gdy mala poszla do szpitala). Tak tez planuje przyjazdy, aby trafic w wazne dla niej wydarzenia (np. przedstawienie w przedszkolu). Na szczescie rodzaj pracy mi na to pozwala.Moja corka rozumie ta rozlake i sie na nia nie skarzy. Czasami sie pyta, czy nie moglbym pracowac blisko domu, ale wtedy jej tlumacze, ze ciezko by sie nam zylo (zona zarabia niewiele) i ona to rozumie.A co do aklimatyzacji, to Weronika nigdy nie miala z tym problemow. Jest otwarta, wygadana i latwo nawiazuje nowe znajomosci. Do przedszkola bala sie pojsc, ale jak juz sie tam znalazla, to nie chciala wracac do domu. Czesto robi np. wyrzuty jak sie ja za szybko odbierze. Tam jest duzo dzieci do zabawy, a w domu jest tylko sama z mama (lub prababcia). Mysle, ze jakiekolwiek zmiany szkol nie byly by dla niej problemem. pozdrawiamKonrad Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ziemia2 11.02.2007 15:16 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Lutego 2007 Bardzo Wam dziękuje za wszystkie opinie. wyjaśnie pare spraw o ktorych wczesniej nie napisałam.Do sierpnia zeszlego roku tez bylismy z męzem razem,ale kiedy znowu zmienial miejsce pracy stwierdzilam ze zostaje w domu,(chyba to najbardziej ja mialam dosc zycia na walizkach,i pragnelam juz zajac sie wykańczaniem domku,ogrodkiem,realizowac zawodowe plany itp)Stwierdziłam że sama dam rade wychować chlopcow ,zajac sie domem i innymi sprawami i bede szczesliwa ze jestem u siebie.Ale po 6 miesiacach rozłaki zastanawiam sie czy dobrze zrobiłam.Oczywiscie pewne plany musialam troche nagiąc, to co w założeniach bylo oczywiste w rzeczywistości juz tak klarowne nie było.Zachowanie chłopców troche sie zmienilo,ale nie wiem czy to z racji wieku czy z tego że maja tate rzadko.Wydaje mi sie że byli bardziej pewni siebie-moze popełniam jakis bład w wychowaniu ,a moze to brak tatusia.I stwierdzm powoli że sama nie dam rady wychowac chlopcow tak jak bym chciała,a rola męża i pomoc była znacząca i teraz tego mi brakuje.A w kilkanascie godzin co jakis czas nie zdola nadrobic zaległości.Mąż ma taka prace że weekendy sa raczej zajęte,czasem ma wolna niedziele i poniedziałek -z czego 12 godz spedzał w podrozy zeby do nas dojechać, i oczywiscie nie ma mowy o wolnym dniu na zyczenie.Najgorsze jest to że przed nim jeszcze kilka lat takiej pracy.Dlatego zastanawiam sie co wybrać,czy przeprowadzać sie cała rodziną i potem wykańczac wspolnie i prowadzic sielskie zycie, czy zostać i ciagnąc dalej to co zaczęłam. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.