braza 20.08.2008 09:20 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Sierpnia 2008 Kukurydza pozwala schudnąć więc możesz być spokojna Udowodnione naukowo Witanko Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 20.08.2008 13:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Sierpnia 2008 No, to się zdziwiłam. Do tej pory wszędzie czytałam, że kukurydza to węglowodany, tucząca, słodka i w ogóle. Starego nie mogę z fotela pogonić do roboty. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 20.08.2008 19:39 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Sierpnia 2008 Słuchajcie, nie wytrzymam, muszę się pochwalić. Popatrzcie: http://images27.fotosik.pl/266/182c555fcabb67b7.jpg http://images35.fotosik.pl/3/6b275edcf53c9cbf.jpg Tak się cieszę z tych pomidorów hamerykańskich, że pojęcia nie macie. Ogromne, nie pękające na deszczu, pyszne, pełne miąższu, a nie pestek. Fantastyczne. Housik – z serca Ci dziękuję, jeśli zaglądasz tutaj czasem!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 20.08.2008 19:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Sierpnia 2008 Łooooołłłłłłł!!!!! No pomidores ekstra Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
rrmi 20.08.2008 20:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Sierpnia 2008 Ja lepszych nie jadlam . I cudaczniejszych w ksztalcie tez nie widzialam . Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kaśka maciej 20.08.2008 21:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Sierpnia 2008 Zaraz się poślinię na widok tych pomidorów Uwielbiam pomidory!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 21.08.2008 05:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Sierpnia 2008 To tylko jedna z odmian, jest ich sporo. Rrmisia, jakby do Was Housik dzwonił, podziękuj Mu, proszę, serdecznie w moim imieniu!!! I jeszcze inne są, większe od tego. I całkiem nieduże, ale bardzo słodkie. I takie trochę fioletowe. No, różności. No to lecę dalej, słoiczki trza robić. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 21.08.2008 07:55 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Sierpnia 2008 Sporo tych słoiczków, ale we wrześniu damy sobie z nimi radę Dzień doberek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 21.08.2008 16:54 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Sierpnia 2008 Mojnemu kazałam już grilla murować. Oczywiście mieliśmy zupełnie różne koncepcje tego, jak On ma to robić. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
magi 21.08.2008 17:29 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Sierpnia 2008 Mojnemu kazałam już grilla murować. Oczywiście mieliśmy zupełnie różne koncepcje tego, jak On ma to robić. oczywiście stanęło na Twoim d.bry Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 22.08.2008 05:07 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Sierpnia 2008 No - oczywiście. Dobrze, że już jesteś. A w ogóle to gdzie byłaś i jak było? I dzień dobry! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 22.08.2008 08:48 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Sierpnia 2008 Ze Sworów już nadaje niewiasta? Ooops, przepraszam, ale pustelnik był przed chwilą oglądać meble...Napiszę później o ich przewożeniu, bo to zasługuje na dłuższą opowieść, a teraz zasuwam na targ. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 22.08.2008 13:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Sierpnia 2008 Niewiasta ma nadzieję zajechać do Sworów w poniedziałek wieczorem. Ciepłe miejsce i micha u Szefowej już zaklepane. Napisz, proszę o pustelniku, bo wygląda na to, że będzie to baaaardzo malownicza i zabawna opowieść... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 22.08.2008 16:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Sierpnia 2008 Baardzo barwną opowieścią z nieoczekiwaną puentą będzie ta o przewozie mebli.W mieszkaniu dziadków, które już zostało sprzedane, stało trochę gratów różnego rodzaju. Dwie szafy, mniejszy od nich regał na książki, kilka szafek (4 dokładnie), dwie nadstawki do tych szafek, dwie ramy łóżek, materace do nich, 4 krzesła, dwa fotele, stół, ze trzy szafki kuchenne, wersalka, troje drzwi, piecyk gazowy (taki do grzania wody), odkurzacz, mała lodówka, pralka i kuchenka gazowa. To wyliczenie jest bardzo ważne!Ciocia zamówila firmę transportową. Mieli przyjechać o 16.30, ale zadzwonili, że będą około 18. Przyjechali o 18.30. Okazało się, że mają za mały samochód. Właściciel wcześniej nie pofatygował się, żeby ocenić wielkość ładunku. Zadzwonił do kolegi posiadającego większy samochód. W tym czasie jego ludzie zaczęli wynosić cały ten nabój z drugiego piętra i piwnicy na parking. Około godziny 21.00 zadzwoniłam do kuzyna nadzorującego załadunek z pytaniem, czy już jadą. "Jeszcze nie". Taką samą odpowiedź uzyskałam o godzinie 22.00 i o 23.00!!! Zaproponowałam, żeby panowie dali sobie spokój, przechowali graty w samochodzie do rana i przyjechali bladym świtem. Niestety, okazało się, że taka ekstra usługa kosztuje 180 zł. O 23.30 zadzwoniliśmy do pana właściciela firmy. "Będziemy za 15 minut" - rzekł. 45 minut później byli. Obserwowaliśmy wcześniej przez dłuższą chwilę, jak błądzą nawiedzając okoliczne ciemne o tej porze domy i budowy. Konsekwentnie omijali tylko jeden, jedyny oświetlony, czyli nasz.Obserwując, jak zabierają się do rozładunku, zrozumieliśmy, dlaczego załadunek zajął im cztery godziny (przy czym przed dwie godziny ponoć pracowało czterech ludzi!!!). Najpierw z dwóch samochodów (mniejszy pełnil rolę eskorty) wysypało się chyba z 10 osób. Pogadali, w końcu jeden zaczął otwierać samochód, wziął z niego jedno krzesło i ruszył do garażu. Kiedy wędrował z drugim krzesłem, na pomoc rzucił się kolega. Rzut wyglądał jak w zwolnionym filmie. Pomocnik wlazł na pakę i podawał, tragarz wędrował a to z dwiema półkaaami, to znów z jakąś szafeeeczką, niespieeesznym kroookiem. Reszta towarzystwa prowadziła ożywioną, najwidoczniej wesołą, konwersację na drodze. Wreszcie przyszedł czas na większe gabaryty. Pan z paki włączył się do noszenia, zrzuciwszy uprzednio niezbyt delikatnie łóżko na drogę. Gdyby to były nowe meble, w tym momencie zamordowałabym go!Rozładunek trwał 45 minut. Chyba dlatego, że cały czas patrzyliśmy i panom chyba głupio by było ruszać się jeszcze wolniej.Gdyby to ci panowie przeprowadzali nas z Opola do Niepołomic, zapewne trwałoby to z tydzień, a my poszlibyśmy z torbami (płaci się za godzinę pracy i za przejechane kilometry).Rozmowy o należności za usługę to temat na odrębną epopeję. W każdym bądź razie panowie okazali się nadzwyczaj odporni na rzeczowe argumenty oraz podstawową wiedzę. Pod koniec "dyskusji" byli wyraźnie zirytowani naszymi dobrymi humorami. No ale jakiż humor można mieć w tak absurdalnej sytuacji o godzinie 2 w nocy? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 22.08.2008 20:24 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Sierpnia 2008 No, to panowie mieli faktycznie osiągnięcia! Mam nadzieję, że Andrzej ustawił ich do pionu z tą śmieszną ceną. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
braza 23.08.2008 08:20 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Sierpnia 2008 Ze Sworó niedaleko, to niech niewiasta o tym pomyśli Skoro inna niewiasta o wdzięcznym nicku Agduś była w stanie dotrzeć z owych do Perły Bałtyku, to i Tobie się uda Dzień dobry w pioruńskie "lejowy" dzień Panowie to chyba tacy z lekka niedorozwinięci są, jak mniemam ... trochę mi ich nawet szkoda... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
magi 23.08.2008 10:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Sierpnia 2008 No - oczywiście. Dobrze, że już jesteś. A w ogóle to gdzie byłaś i jak było? I dzień dobry! byłam tu i tam generalnie nad Bałtykiem dzień dobry Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
DPS 23.08.2008 17:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Sierpnia 2008 Ze Sworó niedaleko, to niech niewiasta o tym pomyśli Skoro inna niewiasta o wdzięcznym nicku Agduś była w stanie dotrzeć z owych do Perły Bałtyku, to i Tobie się uda Kochana, czym? Machalasem? A poza tym, mam od rana do wieczora zajęcia i nie ma mowy o ich opuszczaniu, ja u samej Szefowej agroturystyki na całe Polskie będę, nie ma takiej możliwości, bo bym u Szefowej podpadła na całego. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bobowa budowniczowa 23.08.2008 20:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Sierpnia 2008 Przybiegłam się przywitać i powiedzieć że codziennie czytam ale nie zawsze piszę Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 23.08.2008 20:24 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Sierpnia 2008 Nawet nie wyobrażałam sobie, że agroturystyka ma "szefową na całą Polskę"!!! Braza, rzeczywiście sa powody, żeby panów żałować. Nie mniej żałuję ludzi, którzy się na poważnie przeprowadzali korzystając z ich usług! To były tylko stare puste meble. A co, jeżeli przyjdzie im nosić cały dobytek? Worki z ciuchami, kartony z książkami? Taż jak zaczną po jednym woreczku, po jednym garnku, po krzesełku... nosić, to pewnie dwa dni trwa samo pakowanie. A oni liczą za godzinę pracy... absolutnie nie na akord! W dodatku ta ich delikatność podczas rozladunku! Sytuacja o godzinie 1 w nocy szybko okazała się patowa. Ciocia wcześniej zadzwoniła do pana nr 1 (tego, któremu Ona zleciła przewóz mebli), zapytała o cenę, a on powiedział 410 zł. No to ja tyleż chciałam mu dać. Niestety, okazało się, że pan nie przypomina sobie żadnej rozmowy i pieniądzach i żąda 550 zł. Ja twardo, że nie jestem upoważniona do wypłacenia takiej kwoty, on twardo, że tyle właśnie mamy zapłacić. Pat. Pan nr 2 (czyli kolega, którego pan nr 1 poprosił o pomoc i który w rzeczywistości wykonał usługę) nawet na policję zadzwonił, coby przyjechali i nas aresztowali, ale policja odmówiła mu tej atrakcji. Z naszego punktu widzenia wyglądało to tak: Ciocia zawarła z panem nr 1 umowę ustną na przewóz mebli. Przystała na cenę za godzinę pracy i za przewóz (kilometry). W trakcie przydługiej akcji telefonicznie ustaliła cenę całej usługi na 410 zł. Meble przyjechały. My chcieliśmy wypłacić kwotę, do wypłacenia której byliśmy uprawnieni. Nie byliśmy stroną w tej umowie, nie mogliśmy podejmować żadnych decyzji. Pan nr 2 nie był dla nas ani dla cioci w ogóle stroną w tym całym konflikcie, bo NIKT nie zawierał z nim żadnej umowy (poza panem nr 1, ale to już sprawa pomiędzy nimi). Z punktu widzenia panów nr 1 i 2 wyglądało to tak: Meble zapakowali, przywieźli i chcą otrzymać 550 zł. Pan nr 1 nie pamięta rozmowy, w której padła suma 410 zł. My jesteśmy źli, bo nie chcemy zapłacić. Pat. Księżyc świeci, czas mija, policja się nie kwapi z odsieczą. Panowie są nadzwyczaj odporni na wiedzę prawniczą, licznie zgromadzona publiczność nie przerywa wesołej rozmowy na drodze nie ywkazując większego zainteresowania przebiegiem negocjacji. Dużo czasu i słów zużyliśmy, usiłując wytłumaczyć panu nr 2, że w ogóle nie powinien rozmawiać z nami, tylko z kolegą, który podzlecił mu wykonanie usługi, ponieważ sam nie mógł się wywiązać z umowy. Pan nr 2 coraz bardziej się gorączkował. Panu nr 1 tlumaczyliśmy, że to on podjął się wykonania usługi, to on zadecydował o podzleceniu tego koledze (za Chiny ludowe nie chciał przyjąc do wiadomości istnienia tego słowa - on nie "podzlecił" tylko "poprosił o pomoc"), więc ciocia rozlicza się z nim, a on z kolegą. Nas nie ma - jesteśmy bankomatem co najwyżej. Kolejne próby wyjaśnienia tak prostych terminów jak "umowa", "zlecenie wykonania usługi", "podjęcie się wykonania umowy", "podzlecenie" spełzają na niczym, choć używam coraz bardziej obrazowych porównań. Zaczynam wątpić w swoje zdolności pedagogiczne (a zawsze uważałam, że potrafię prawie każdemu wyjaśnić prawie wszystko, co sama rozumiem). Andrzej podszedł do tego bardziej pragmatycznie. Kiedy uznał, że żadne tłumaczenia i żadne przykłady, choćby najbardziej obrazowe, nie pomogą, stwierdził, że dłużej nie będzie tłumaczył, bo to się nazywa porada prawna i za to się płaci. Pat. W rozmowie właściwie nawet nie używamy argumentów wynikających z naszej oceny pracy obu firm. Oczywiście nadmieniamy, że mamy pewne doświadczenie w przeprowadzaniu się i odczuwamy ogromną radość z powodu tego, że nigdy nie trafiliśmy na żadnego z tych miłych panów. Z niewiadomych względów pan nr 2 stwierdza, że on też odprawi modły dziękczynne za to, że wcześniej się nie spotkaliśmy. Ale czemu my? W czym zawiniliśmy? Nadal jednak te zgodne stwierdzenia nie przybliżyły nas ani o krok do zakończenia zabawnej rozmowy w świetle księżyca i lampki nad drzwiami. Pat trwał. W sumie to ja nawet nic osobiście do nich nie miałam. Sympatyczni nawet się wydawali, choć pan nr 2 jakiś taki nerwowy był. Fakt, że sfuszerowali, że przyjechali po północy, co chyba nie jest normalną porą tego typu działań, że panowie tragarze zbyt wyraźnie przedłużali czas pracy, że najwyraźniej nie mieli wprawy w pakowaniu i mieszczeniu mebli w samochodzie (korepetycje u panów przewożących nasz dobytek z Opola by się przydały - tamci byli mistrzami w tym fachu), ale w końcu każdemu może się zdarzyć. Irytująca była ich nieumiejętność przyznania się do błędu! I odporność na wiedzę. W końcu panowie postanowili zadzwonić do cioci (szczęście mieli, że to nie moja mama, bo ona o tej porze na pewno nie rozmawiałaby z nimi, jeżeli w ogóle byłaby w stanie rozmawiać - mama w nocy ŚPI i żadna siła nie jest w stanie tego zmienić). Dochodzi druga w nocy. Pan nr 1 dzwoni. W trakcie rozmowy w cudownym przebłysku świadomości przypomina sobie, że istotnie rzucił kwotę 410 zł, ale nie to miał na myśli, tylko coś zupełnie innego. A mianowicie, że to będzie "na pewno więcej niż 410 zł". Popatruję na wciąż rozgorączkowanego pana nr 2, szukając jakiegoś śladu morderczych zamiarów wobec kolegi. Jednak najwyraźniej łącząca ich przyjaźń przetrwa i ten cios - pan nr 2 nadal uważa, że to my (nawet nie ciocia, która ponoć opacznie zrozumiała słowa kolegi, tylko my - prosty bankomat) jesteśmy winni całej tej coraz weselszej sytuacji. Panowie kolejny raz proponują, że kwota 410 zł zadowoli ich, gdy dostaną lodówkę i pralkę. Nic z tego - pralkę bierzemy my, a lodówkę obiecałam już i zamierzam obietnicy dotrzymać. Pat. Zbliżała się godzina druga w nocy. Wesołe towarzystwo na drodze nie wykazywało oznak zniecierpliwienia (czyżby przywykli?) i nadal wesoło konwersowało. Nam też było coraz bardziej wesoło, co wyraźnie irytowało naszych rozmówców. Nawet zapytali, dlaczego się tak dobrze bawimy. Widząc, że niczego nie ugrają, spuścili z tonu. Zgodzili się na wzięcie 410 zł od nas i zażądali, żebyśmy podpisali zobowiązanie, że ciocia się z nimi spotka następnego (ooops - tego już) dnia. To żądanie wprawiło nas w jeszcze lepszy humor. Po dłuższym tłumaczeniu jednak dotarło do nich, że takie oświadczenie byłoby mniej warte niż papier, na którym zostałoby zapisane, ponieważ ciocia nie jest osobą ubezwłasnowolnioną, więc obietnic w jej imieniu dawać nie możemy. Kolejny pat, tym boleśniejszy dla panów, że już zobaczyli przez chwilę światełko w tunelu. Okazało się ono jednak reflektorami nadjeżdżającego pociągu, który to pociąg zmiótł ich pewność siebie i zmęłł ją kołami na miazgę. Cóż było robić? Poddali się. Mieli ustną obietnicę cioci daną przez telefon, że spotka się z panem nr 2 w samo południe w jego biurze. (Oczywiście zamierzałam ciocię ostrzeć, że z panem nr 2 w ogóle nie powinna rozmawiać, bo nie zawierała z nim żadnej umowy. Co wcale nie znaczy, że nie powinna porozmawiać z panem nr 1.) I ta obietnicą musieli się zadowolić. Ponieważ nie byłam pewna, czy ciocia wie, jak się nazywa pan nr 1, zażądałam od niego potwierdzenia, że kwotę 410 zł otrzymał. W ostatnich podrygach próbował jeszcze w tym potwierdzeniu wpisać określenie "częściowa kwota" czy coś w tym stylu, ale nawet szybko skapitulował. Ponieważ zależało mi na poznaniu jego personaliów, uparłam się, że to jemu właśnie, a nie koledze, wypłacę pieniądze i to on właśnie, a nie kolega, podpisze potwierdzenie. Wprawdzie protestował, że to niby kolega wykonał usługę, ale słabo protestował. Twardo stwierdziłam, że to on zawirał umowę i tylko jemu mogę zapłącić, a ile on zapłaci koledze, to już sprawa między nimi. O dziwo pan nr 2 był już w tym momencie bardziej skłonny do ustępstw i kazał koledze podpisać poświadczenie odbioru kwoty 410 zł bez żadnych "częściowych". W odruchu litości zaproponowałam, że mogę napisać oświadczenie, że usługa została wykonana. Panom bardz się ten pomysł spodobał. Tak bardzo nawet, że pan nr 1 wyjął swój dowód i dopisał jego numer na potwierdzeniu, żądając od nas rewanżu. Tę satysfakcję otrzymał. I tak tuż przed drugą pożegnaliśmy się w odmiennych nastrojach. Andrzej próbował pokazać im, gdzie mają zawrócić, ale zlekceważyli jego wskazówki, żeby po chwili przydzwonić w hałdę gruzu obok sąsiedniej budowy. Nieoczekiwana puenta: Następnego dnia ciocia zadzwoniła do pana nr 2, by potwierdzić godzinę spotkania (nauczona doświadczeniem nie chciała czekać na niego w biurze). Pan odebrał... ze szpitala. Wracając od nas mieli wypadek. Leży połamany. A gdyby wyjechali godzinę wcześniej? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.