Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze pod sosnami czyli nowe życie starej stodoły


Recommended Posts

Moje dziecko osobiste, prywatne żyje już faktem, że jedzie do Cioci Depeesi. Głośno omawialiśmy z Szanownym ewentualność takowej podróży, a córcia oczywiście ucho zostawiła w naszym pokoju no i efekt jest ...( "... a kiedy, mamo, kiedy????..."). Jeśli teraz jeszcze usłyszy, że być może na dzionek lub dwa wpadniemy do ... dziewczynek z Niepołomic (niestety, rodzice dziewczynek aż tak bardzo jej nie rajcują jak same dziewczynki :wink: ) to ... ja już nie wiem ... albo czas popchnie do przodu, albo ... zwariuje ... :wink: Agduś - dziękuję pięknie za zaproszenie ... bo tak to zrozumiałam :oops:

 

Wszystko zależy od egzaminów Szanownego - wiem to już nudne jest, ale to niestety szara rzeczywistość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 32,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • DPS

    6661

  • braza

    3758

  • wu

    1831

  • Agduś

    1624

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Moje dziecko osobiste, prywatne żyje już faktem, że jedzie do Cioci Depeesi. Głośno omawialiśmy z Szanownym ewentualność takowej podróży, a córcia oczywiście ucho zostawiła w naszym pokoju no i efekt jest ...( "... a kiedy, mamo, kiedy????..."). Jeśli teraz jeszcze usłyszy, że być może na dzionek lub dwa wpadniemy do ... dziewczynek z Niepołomic (niestety, rodzice dziewczynek aż tak bardzo jej nie rajcują jak same dziewczynki :wink: ) to ... ja już nie wiem ... albo czas popchnie do przodu, albo ... zwariuje ... :wink: Agduś - dziękuję pięknie za zaproszenie ... bo tak to zrozumiałam :oops:

 

Wszystko zależy od egzaminów Szanownego - wiem to już nudne jest, ale to niestety szara rzeczywistość.

Żadne "być może"!!!

Że nasze córki są bardziej atrakcyjne niż my, to wiemy i nawet pogodziliśmy się z tym. Decyzję pozostawiamy Karli, bo na pewno podejmie rozsądniejszą niż starzy.

Zaproszenie, moja droga, to my wyartykułowaliśmy jakoś tak w lipcu bodajże i wielokrotnie powtarzaliśmy, więc mnie tu nie czaruj!!!

Jeżeli będzie to jedyne wyjście, to zaproszenie przekażę osobiście Karli, a ona już będzie wiedziała, co z nim zrobić! Wiem, to rodzaj szantażu, ale cóż nam pozostało? A poza tym od Depeesi do nas to już rzut beretem! Kiedy kupisz te hektary, to się tak szybko nie wyrwiecie. Jeszcze potrzebujesz argumentów?

Szanowny egzaminy zda śpiewająco - przecież musi dobrym przykładem świecić!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy ja się dam ubezwłasnowolnić...???

 

... pewnie dam :D

 

Agdusiu jedziesz na zlot rodzinny??

 

 

To się umawiamy tak: jak juz będę wiedziała dokładnie co z egzaminami Szanownego natychmiast zawisnę na telefonie i dam znać!! Rany - zaczynam wierzyć, że ten wyjazd się uda :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jadę, ale nie wymigasz się - wyjeżdżam 1 lutego, wracam około ósmego. Przed 14 zdążę się już nawet rozpakować, a może nawet trochę odkopać dom po niebytności (Andrzej planuje w tym czasie intensywne prace wykończeniowe, a dzieci pod opieką babci z pewnością NIE będą pamiętały o takich przyziemnych sprawach jak porządki).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdjęcia z koni? No przecież powklejałam w Twoim dzienniku. Może jeszcze małe co nieco mam zeskanowane...

Nie pamiętam już, w którym to dzienniku odbywała się dyskusja na temat alkoholu i odporności na jego nadużycie. Jakoś mi się tak plącze, że tutaj, więc pozwolę sobie wkleić drobną ilustrację tegoż tematu.

Otóż, jak już wspominałam miłego sobotniego wieczoru, pewne wakacje spędzałam prowadząc tatersal w Turawie. Codziennie rano, bez względu na to, o której skończył się wieczór, o godzinie 7.00 konie musiały być napojone i nakarmione. W pierwszym roku nie było wody koło stajni, więc konie prowadziłyśmy do kranu znajdującego się pod oknem domku kierownika ośrodka. Kategorycznie odmówiłam noszenia wody w wiadrach (jakieś 50 metrów, a każdy koń wypijał kilka wiader wody, koni miałam w porywach do 5 sztuk). Rok później miałam już wodę koło stajni :D .

Ale jak zwykle popadłam w dygresje.

Życie towarzyskie rozkręcało się szybko i pod koniec sezonu brakowało nam wieczorów i nocy. 7 rano - karmienie, 9 rano - konie wyczyszczone i osiodłane musiały być gotowe do pracy. Obrządek, w międzyczasie wypożyczanie koni do południa. Karmienie i przerwa obiadowa dla nas. Po dwóch godzinach apiat' od nowa to samo do wieczora. Wieczorkiem nasza jazda po lesie, wizyta u gliniarzy, którzy w zamian za możliwość pojeżdżenia podejmowali nas po królewsku i użyczali np. motorówek. Wieczorny obrządek, karmienie i czas na życie towarzyskie. Tak przez 7 dni w tygodniu. Bosko było!

Jak wspomniałam życie towarzyskie pod koniec sezonu nabrało takiego tempa, że czasu brakowało. Wracałyśmy, gdy już było jasno. Zdarzyło się parę razy, że konie dostawały jeść o 6 rano, a my szłyśmy na dwie godzinki spać.

Przed stajnią stała bryczka. Nieużywana prawie (jednorazowe użycie to temat na oddzielne opowiadanie). Pod koniec sezonu chętnych na jazdy było już mniej, a nielicznych starałyśmy się zniechęcać.

A tak wyglądałyśmy "w pracy":

 

http://images24.fotosik.pl/141/c79d94d5ef6d5f76.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby nie było wątpliwości, w białym woreczku jest mleko, a na koźle stoi budzik, żeby konie dostały obiadek w odpowiednim momencie.

To zdjęcie zrobił nam znajomy, który nas czasem odwiedzał. Pewnego razu zastał nas w tym właśnie stanie. Jakieś pół godziny wcześniej pojawił się jeden z gliniarzy z pytaniem, czy może pojeździć. Oczywiście mógł pod warunkiem, że sobie sam konia osiodła (wyczyszczone, oczywiście, były). Pojechał.

Gdy pojawił się Mareczek, człowiek do bólu poważnie się traktujący i zafascynowany naszymi pomysłami (fascynacja granicząca z przerażeniem), leżałyśmy jak dętki. Otworzyłyśmy po jednym oku, gdyż przywiózł nam nazbierane po drodze jabłka (jeżeli nie zwracało się uwagi na nadmierną zawartość białka zwierzęcego, to były pyszne). Nagle mój wzrok (nieco zamglony) padł na stojącego obok stajni malucha gliniarza. Nagle troszkę mnie ożywiła pewna myśl. Zadałam Mareczkowi pytanie, czy wie, jak podeprzeć malucha, żeby kółka zawisły w powietrzu, ale kołki nie przebiły podłogi i nie wpadły do środka. To pytanie sprawiło, że moja koleżanka też ożyła gwałtownie. Mareczek, zrezygnowanym głosem odparł, że wie, i poszedł, już o nic nie pytając (wyszkolił się chłopak przy nas) po podnośnik do swojego samochodu. Po naszej senności nie zostało śladu (kaca nie miewałyśmy - trening czyni cuda). Pobiegłyśmy w stronę kotłowni w poszukiwaniu dwóch kołków jednakowej długości. Nie było takowych, więc ukradłyśmy pieniek do rąbania drewna i siekierkę (tę pożyczyłyśmy). Przerąbałyśmy pieniek zanim Mareczek wrócił. Podparliśmy malucha fachowo, ale okazało się, że widać, bo pieniek by za wysoki. Przez następne chwile grabiłyśmy w dalszej okolicy pazurami ściółkę do wiadra i podsypywałyśmy ją pod kółka, żeby nie było widać, że wiszą.

Oglądnąwszy dzieło krytycznym wzrokiem, doszłyśmy do wniosku, że jednak trochę widać, że kółka jakoś są przechylone na boki. Jak namówić Bodzia-gliniarza, żeby nadjechał nie od strony lasu, tylko od ośrodka?

Naszym poczynaniom przyglądała się z życzliwym zainteresowaniem miła starsza pani. Chciała powozić na koniu wnuczka. Zaproponowałyśmy, żeby poczekała na powrót Bodzia, bo zanim osiodłamy drugiego konia, tamten powinien wrócić. Babcia z własnej inicjatywy zaproponowała, że podejdzie z wnuczkiem na drogę i poprosi Bodzia, żeby przewiózł jej wnuczka dookoła ośrodka. Oczywiście tę jazdę miała gratis od nas. Podstęp się udał i Bodzio nadszedł prowadząc konia z wnuczkiem od strony ośrodka. Pożegnaliśmy się z babcią, Bodzio rozsiodłał konia, pogadaliśmy chwilę, ale, ponieważ byłyśmy niewyspane, Bodzio wsiadł do ukochanego maluszka. Wrzucił jedynkę, dodaje gazu, kółka się kręcą, a samochód stoi. My za stajnią umieramy. Bodzio wrzuca wsteczny, po gazie i... nic (na szczęście, bo tuż za nim rosła pokaźna sosna). Po kilku próbach wreszcie wysiadł, zobaczył nasze zwłoki spłakane ze śmiechu, zaglądnął pod samochód i... wykazał się brakiem poczucia humoru. Był tak wkurzony, że nie czekając na pomoc, sam uniósł malucha i wykopał spod niego kołki!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bodzio wykazał się zerowym poczuciem humoru :-? :wink: ale też i niezłą krzepą :D Kto wie, czy po Waszym wyczynie i ochłonięciu z nerwów nie doszedł do wniosku, że skoro malucha sam podniósł to i podkowy może w rencach zginać i najął się do np.: wędrownej trupy cyrkowców, boć przecież w porównaniu z taką trupą Policja to nuuuudaaaa!!! :D :wink:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bodzio, zanim dojechał na posterunek, ochłonął i widocznie zrozumiał, że brak poczucia humoru może obrócić sie przeciwko niemu. Przecież gdyby tak zaczął się skarżyć kolegom, że mu zrobiłyśmy kawał, zabiliby go śmiechem. Gdyby sprawę przemilczał, to my opowieziałybyśmy naszą wersję wieczorem (niedyspozycja w cudowny sposób ustępowała w porze naszej wieczornej jazdy). Takoż opowiedział o tym zabawnym wydarzeniu, jakby sam mało nie umarł ze śmiechu przed tą stajnią.

W końcu to było nic, w porównaniu z kawałem, jaki wycięłyśmy im rok wcześniej w "zieloną noc"! A wtedysiejszy poszkodowany wcale się nie pogniewał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda, że Bodzio nie został cyrkowcem :( :wink:

 

W takiej scenerii w pracy nie spałam, ale zdarzyło mi się kilka razy, po jakiejś imprezce z lekka zakrapianej odsypianie w swojej kancelarii na ... podłodze. Do tego zazwyczaj pożyczałam bezczelnie moleskiny od swoich dwóch najważniejszych pryncypałów: dowódcy jednostki i szefa sztabu - bo to chłopy wielkie były to i moleskiny odpowiednich rozmiarów mieli. Jeden rozkładałam na podłodze, żeby w t...k nie ciągnęło a drugim się przykrywałam. Jak się później wydało bardzo ich intrygowało pytanie, na ki gwizdek mi te moleskiny, ale nie udało im się mnie namierzyć. Zazwyczaj na drzwiach wywieszałam wtedy informację "Praca własna kancelarii", co było zwyczajem dośc przyjętym, kiedy towarzycho nie wyrabiało z pracą!!! Aż w końcu szef sztabu mnie przyłapał i ... tak się ucieszył wyjaśnieniem "po co mi one", że ... słowem się nie zająknął o spaniu w pracy :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Agduś jaka historia :lol: :lol: :lol:

 

Co ja tu czytam :o Zbiorowe nawiedzenia Depesi sie organizują :o :o Chcętnie i ja bym się z Wami tam zmówiła ale jeszcze nie teraz.....Za mało czasu, za dużo spraw :lol: Ale śledzić bedę pilnie wszelkie poczynania Wasze by następnego razu nie ominąć :wink: :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...