Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze pod sosnami czyli nowe życie starej stodoły


Recommended Posts

  • Odpowiedzi 32,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • DPS

    6661

  • braza

    3758

  • wu

    1831

  • Agduś

    1624

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

To Wy sami szyliście :o Rany!!!! Czym????!!!! Mieliście potrzebne rzeczy w apteczce??? U "grubasa" nawet kropli do oczu nie było, sama kupowałam dla Tarji!!!!

Dzień dobry (chociaż ponoć "najbardziej dołujący dzień w roku" dzisiaj mamy).

Wódka na studniówce??? Jestem pod wrazeniem!!! Dobrze, że ministra G. juz nie ma, bo by zrobił niezły kipisz. A mnie się to swoją drogą też nie podoba, ale mówię po cichutku, żeby nie podpaść.

A teraz na temat, czyli odnośnie cytatu:

Otóż, gdy pracowałam w Turawie, mając pod opieką od 3 do 5 klaczy, w ogóle nie martwiłam się zawartością apteczki, ponieważ takowej na stanie nie było wcale.

Jedna z klaczy - folblutka - była pechowa. Najpierw okazało sie, że się strychuje. Pewnie ją źle podkuli. Nie miałam niczego - ani bandaży, ani pioktaniny, o strychulcach w ogóle nie wspomnę, bo, gdy zapytałam, okazało się, że nie wiedzą co to jest.

Oczywiście kupiłam bandaże, fioletowe paskudztwo i do roboty. Niestety: rany się paskudziły, kobyłka w nocy rozdrapywała je do żywego, chodziłam z fioletowymi rękami, prałam zaropiałe bandaże, kupowałam sterylną gazę, posypywałam sulfonamidami (oczywiście ja je kupowałam), a rany gniły. W końcu, wydzwaniając do kierowniczki tuczarni, grożąc jej wszelkimi konsekwencjami z zakażeniem i śmiercią kobyłki włącznie, wymusiłam przywiezienie strychulców (mieli, tylko nie wiedzieli, co to jest :o ). Wreszcie udało mi się podleczyć jej te pęciny.

Wtedy właśnie tę kobyłkę wzięła na jazdę jakaś "mistrzyni". Wróciła po półgodzinie trochę przestraszona. Okazało się, że kobietka umiała zagalopować, ale już zatrzymać konia nie. Wjeżdżała więc w krzaki :o Niestety, za którymś razem tak pechowo, że konina rozcięła sobie głęboko czoło. Oczywiście dziewczyny kobyłke do stajni, gazę na ranę, żeby muchy nie właziły, ja za telefon i dzwonię do tuczarni świń (stamtąd były konie), co by weta przysłali. A kierowniczka mi na to, że ich wet jest w terenie, a obcego to ona nie wezwie, bo by musiała płacić :evil: . Nie przebierając w słowach powiedziałam jej, co ja na to (w następnym roku już tam nie pracowałam :wink: ) i wróciłam do stajni. Akurat była tam dziewuszka, która często jeździła u nas. Nawet nieźle. Okazało się, że jej mama jest chirurgiem dziecięcym i zawsze wozi ze sobą sprzęt. Dziewczę poleciało kurcgalopkiem do swojego ośrodka i przyniosło zapas igieł chirurgicznych, gaziki i płyn do sterylizowania rany i jakąś zasypkę, czy też maść (już nie pamiętam). Trzy osoby z naszej chwilowo powiększonej przypadkiem ekipy (tak naprawdę to zatrudniona byłam tylko ja, ale na całe wakacje dokoptowałam sobie koleżankę, a potem jakoś się nas więcej robiło chwilami i to akurat taka chwila była, kiedy koło stajni kręciło się nas sześcioro czy siedmioro...) studiowały kierunki jakoś związane z medycyną (analityka medyczna czy jakoś tak). Zdezynfekowaliśmy ranę fachowym płynem, ogoliliśmy okolice rany i do roboty. Na szyi koninki uwiesili się ci, którzy nie szyli akurat. Zaczął chyba jedyny z tej medycznej trójki facet, ale szybko zbladł i oddał igłę koleżankom, które dokończyły zadanie. Oczywiście koninka nie była zachwycona i dawała temu wyraz. Mimo uwieszonych na szyi kilku osób, potrafiła poderwać łeb w górę tak, że fruwaliśmy po stajni (jeden z "anestezjologów" zdrowo wyciął głową o krokiew!). W końcu udało się założyć odpowiedznią ilość szwów, zdezynfekować i przykryć ranę. Nie było to łatwe, bo igły przeznaczone dla dzieci były cieniutkie i na końskiej skórze się krzywiły.

Uznałam, że zabieg przeprowadzany był w warunkach dalekich od sterylności, więc zadzwoniłam jesze raz do kierowniczki i, przy świadkach, poinformowałam ją, że jakby doszło do zakażenia, to ona odpowiada, nie ja. Zapowiedziałam też, że nie wypuszczę tej klaczy na jazdy, dopóki jej nie zobaczy wet. Może to podziałało (kasa!).

Po pewnym czasie przyjechał weterynarz. Wezwała jednak. Pochwalił szycie, dał konince jakieś zastrzyki i pojechał. Rana zagoiła się ładnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wow, Agduś, ale historia! Nadawałaby się na scenariusz jednego z odcinków serialu "Karino" albo inny "Czarny Książę". Oglądałyście te stare seriale "końskie"? Bo ja tak! :p
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rrmisiu, kici już chyba nic nie boli, ma doskonały apetyt i wydała wojnę na śmierć i życie wszelkim kaftanikom. Jak na razie kaftaniki wygrywają - jeden poległ, ale mają liczne wojska, więc drugi już trzyma kota we wrażych okowach. :lol:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rrmisiu, kici już chyba nic nie boli, ma doskonały apetyt i wydała wojnę na śmierć i życie wszelkim kaftanikom. Jak na razie kaftaniki wygrywają - jeden poległ, ale mają liczne wojska, więc drugi już trzyma kota we wrażych okowach. :lol:

jesteś okrrrrropna :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rrmisiu, kici już chyba nic nie boli, ma doskonały apetyt i wydała wojnę na śmierć i życie wszelkim kaftanikom. Jak na razie kaftaniki wygrywają - jeden poległ, ale mają liczne wojska, więc drugi już trzyma kota we wrażych okowach. :lol:

 

Sadystka :-? :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, jak człowiek ma okazję, to sobie używa, nie? :lol:

Rano kicia uciekła na dwór i tak się zaplątała we wraży kaftanik, że leżała na środku stodoły pozawijana we wszystkie możliwe poplątane troczki, miaucząc wniebogłosy i nie mogąc w ogóle się ruszyć, nawet wstać nie mogła, bo tak się zaplątała. :lol: :lol: :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, jak człowiek ma okazję, to sobie używa, nie? :lol:

Rano kicia uciekła na dwór i tak się zaplątała we wraży kaftanik, że leżała na środku stodoły pozawijana we wszystkie możliwe poplątane troczki, miaucząc wniebogłosy i nie mogąc w ogóle się ruszyć, nawet wstać nie mogła, bo tak się zaplątała. :lol: :lol: :lol:

 

To się już nadaje do zgłoszenia na "Policję dla zwierząt w Miami", na ten przykład :-? Albo w Houston :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałam nadzieję, że może jutro już będę mogła jej zdjąć, ale zobaczymy. Pojechali właśnie do weta na kontrolę, bo przy jednym szwie jakoś się to jej zaczerwieniło, więc chcę, żeby zobaczył. A ten, który sklejałam po wyszarpaniu przez nią - zdrowy! :o
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie...

BB, jesteś niesamowita! :o Nie wiem, czy tak pamiętałabym o kimś! :o Dziękuję! :D

Jutro będziemy z drżeniem serca sprawdzać, co udało mu się zwojować po tych zupełnie wykańczających jazdach po Krakowie. :-?

Jeśli za mało - za 3-4 miesiące powtórka... :evil:

Ale, ale... Zapraszam do dziennika, zaraz tam napiszę o czymś dla nas bardzo, bardzo ważnym! :D :D :D :D :D :D :D :D :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...